Boże Narodzenie

Boże Narodzenie

Boże Narodzenie ma w sobie coś magicznego. Często można jednak usłyszeć, że ten czy ów nie ceni tego czasu, bowiem stał się nazbyt komercyjny. Wszak święta, to czas zadumy, refleksji i pokuty.

Bez względu na to, czy jest się osobą wierzącą czy też nie, można przyznać iż jest w tym okresie coś niezwykłego. Zapachowi ciasta towarzyszy oczywiście kłótnia o mycie okien, rodzinna awantura, narzekanie, że stało się nazbyt merkantylne. Osobiście sam przeszedłem przez ten etap myślenia, ze względu na źle pojętą krytykę konsumpcjonizmu. Będąc nastolatkami jesteśmy podatni na różne głupoty, które w tym czasie są dla nas jak prawdy objawione. Nie obchodzę Bożego Narodzenia bo za wiele w nim handlowych zapędów. Cóż za bzdura.

Aby jednak lepiej zrozumieć to, o czym chcę dziś opowiedzieć, trzeba na wstępie zaznaczyć, iż wywód ten nie ma natury teologicznej. Przyjęta perspektywa, jest czysto antropologiczna i osoby uczone w piśmie mogą kręcić nosem, ale nie ma jednej teologii. Istnieje ich tyle, ilu wyznawców danej religii i nie chodzi nawet o podziały wewnętrzne. Wprawdzie chrześcijaństwo podzieliło się na liczne odłamy, ale nawet one nie są spójne wewnętrznie. Otóż charakterystyka polskiego kościoła katolickiego, jest całkowicie odmienna od tej kościoła włoskiego. Wynika to z samego podejścia do życia, do wiary osób zamieszkujących poszczególne obszary. Stad też można zaobserwować istnienia różnych świąt i obrzędów, które nie występują gdzie indziej. Sama celebracja wigilii bożego narodzenia, jest charakterystyczna głównie dla Polski, Czech czy Słowacji. Kościół jako instytucja, włączył się zaś w te zwyczaje, bowiem na nich wyrósł na tych ziemiach. Tutaj bardzo ważna uwaga, chrześcijanie w ogóle, niczego nie zagrabili chociażby Słowianom, ale na omówienie tego jeszcze przyjdzie pora. Póki co, niech wystarczy, że Celtowie też obchodzili festiwal związany z przesileniem zimowym, podobnie jak chociażby Rzymianie. Zatem Boże Narodzenie, nie jest pochodną Szczodrych Godów, bowiem chrześcijaństwo nie narodziło się na tych ziemiach. Dziś wystarczy dodać, że często to sami nawracani modyfikują nowe wierzenia tak, by pasowały ich przekonaniom. Stąd też silny kult maryjny w Polsce, bowiem bóstwa żeńskie takie jak Perperuna czy Mokosz, cieszyły się większą popularnością niż męskie.

Trzeba zatem zaznaczyć, iż istnieją dwie teologie, instytucjonalna oraz ludowa. Ta pierwsza nie zawsze broni się przed wpływami ludowymi, tym bardziej, że pierwsi kapłani to zazwyczaj lokalni mieszkańcy, dawni wyznawcy pogańskich zwyczajów, których nie da się od tek wykorzenić z umysłu. Poziom wiedzy, wykształcenia pierwszych kapłanów też zostawiał wiele do życzenia. Lud prosty, pracą się trudniący nie ma zaś czasu na naukę. Stara się zatem dopasować wszystko, wedle dostępnego czasu i możliwości. Stąd też wiele zwyczajów bożonarodzeniowych to faktycznie pozostałości dawnych obrzędów, które lud uznał za stosowne pozostawić, włączyć do zasad nowej religii. Tak długo zaś, jak wierzenia i obrzędy te nie godzą w trzon mitu, tak długo nie ma sensu z nimi walczyć, trzeba je wręcz przyjąć z otwartymi ramionami.

Sacrum i profanum

Dla człowieka niereligijnego niedostępna jest pozaludzka jakość czasu liturgicznego. Dla człowieka niereligijnego czas nie może zawierać ani « przerw » ani tajemnicy: stanowi on wymiar egzystencjalny człowieka, a jest związany z jego własnym istnieniem, ma więc początek i koniec, jakim jest śmierć, unicestwienie istnienia.

Mircea Eliade

Otóż mamy dwa wymiary czasu, duchowy i świecki. Duchowy to ten związany z tym co święte a świecki z tym co codzienne, zwyczajne. O ile same Święta mają wymiar duchowy, to trzeba się do nich przygotować. Cóż to za Święto, gdy na około jest brudno? No, właściwie to się da bo Indie słyną z duchowej czystości i notorycznych zatruć pokarmowych, ale nie zawsze tak było. Zatem do czasu świątecznego trzeba poczynić odpowiednie przygotowania w czasie świeckim. Proste codzienne czynności, mają sprawić że czas duchowy będzie należycie celebrowany, zarówno w świątyni jak i w domu. Czasem granica nie jest łatwa do wyznaczenia. Stąd też rokroczna afera związana ze sprzątaniem domostwa ma wymiar duchowy, bowiem przygotowuje na hierofanię, wtargnięcie scarum w profanum. Współcześnie sianko na stole, symbolizuje szopkę, stajenkę w której narodził się Jezus. Jest to zatem symboliczne miejsce, w którym niedługo, w każdym domu, objawi się bóstwo. Czy godzi się przyjmować bóstwo brudzie? Wcześniej sianko miało zupełnie inne znaczenie., symbolizowało przodków, diducha czyli miało związek z dziadami, ale nie tylko. Założywszy jednak, że w niektóre dni przodkowie nawiedzali domostwo czy wpadało podejmować ich w domu brudnym, zaniedbanym? Czysty dom to oznaka szacunku dla gościa, ale też mogło to mieć związek z rytuałem oczyszczenia. Wymieceniem złych duchów, złych mocy, który zalęgły się w domu w trakcie roku. Mamy zatem pewne zwyczaje przedchrześcijańskie, ale ich wplatanie się w chrześcijaństwo wymaga osobnej opowieści. Kolejną i niezwykle ważną sprawą są dwa wymiary duchowości, mianowicie instytucjonalna i ludowa. Jako, że kapłani również są ludźmi elementy duchowości ludowej przenikają do instytucjonalnej. Formalnie Boże narodzenie nie wymaga uczty, zabawy, sianka. Religijność ludowa wymaga jednak takich namacalnych form obecności sacrum, podkreślenia czasu świętego. I tak docieramy do

Penitenziagite

Zasadniczo wiele osób świętuje swoje urodziny jedząc, pijąc i tańcząc. Zaprasza się znajomych, wprowadza środki psychoaktywne do krwiobiegu i cieszy życiem. Siedząc nad czarką herbaty, przyszło mi do głowy, że to jest Boże Narodzenie. Genialne, czyż nie? Ciężko spotkać kogoś, kto dzień swych narodzin celebruje biczowaniem, umartwieniem i jeszcze narzeka, że całość jest totalnie merkantylna bowiem otrzymuje wówczas prezenty. W dodatku większość osób zwalczających religię na chłopski rozum, czyni to przy pomocy naprawdę absurdalnych argumentów. Religia jest głupia, bo ludzie jedzą, piją i śpiewają na cześć narodzonego bóstwa. Zacny wywód.

Czas święty ma różne wymiary, ale najczęściej jest to czas radosny. Święta polegają na folgowaniu sobie, tym bardziej, że przez większość czasu, roku, człowiek musiał pracować, walczyć o przeżycie. Nie zawsze opływał w dostatek, więc czas świąteczny, gdy można było postawić na stole, o ile sytuacja pozwalała, coś lepszego, zjeść, napić się, był czasem szczególnym. Czas świecki różni się od świętego tym, że ten pierwszy służy pracy, pewnym wyrzeczeniom. Jeszcze niedawno, bo a czasów dziecięcych mojej babci, głód na polskiej wsi był czymś normalnym. Do tego dochodzą dodatkowe samowyrzeczenia, powiązane chociażby z uczęszczaniem na siłownię. Gdy nastaje czas święty można zjeść, wypić, pobawić się. Ludzie przeważnie tak świętują, jadłem, napitkiem, tańcem i muzyką. Czemu nagle wszyscy chcą się umartwiać, jak jakiś prorok Lebioda? Odpowiedzi może być kilka, lub jedna za to wielorakiej natury.

Próba analizy konsumpcjonizmu i czasu świętego na chłopski rozum, przeważnie przynosi mizerne efekty. Nawet polska natura, pełna wstrzemięźliwości, zadumy, pewnego wewnętrznego smutku nie pozwala zrozumieć tego sposobu myślenia, bowiem koniec końców, święta wśród rodziny i domowników, miały charakter radosny. Nie wypada by człowiek zarzucał bezrefleksyjnie wielowiekową tradycję. Stąd też zachodzi potrzeba jakiegokolwiek uzasadnienia odmowy w świętowaniu. Stwierdzenie, iż nie sprzątam bo mi się nie chce, świadczy o lenistwie, zatem jest to uzasadnienie niewystarczająca. Podobnie, iż nie organizuję świąt bo mi się nie chce, również jest mało zadowalające i trącące lenistwem i ignorancją. Potrzebny jest powód wzniosły, uczony, jak chociażby zarzut o skomercjalizowaniu, sekularyzacji świąt. Taki argument brzmi już należycie poważne, co znaczy, że ten czy ów sprawę przemyślał, przynajmniej powierzchownie. Tymczasem owo, nie chce mi się, jest całkowicie wystarczające.

Możliwym jest, że w niektórych przypadkach ludzi żyjących od piątku do piątku, nagle nachodzi refleksja, że warto się wyciszyć, odpocząć. Przed końcem roku trzeba przystopować, poczynić noworoczne postanowienia, które przeżyją do pierwszego lutego. Ponownie, możliwym jest, iż ludzie dostrzegają limit możliwości. Tym bardziej, że często niczego im nie brakuje. Wprawdzie można mieć rzeczy lepsze, droższe, ale nawet tańsze odpowiedniki sprawiają, że ciężko wymyślić co by tu jeszcze zjeść, co by tu jeszcze zakupić. Stąd też nie wiedzą jak świętować. Dla człowieka ubogiego, problem jest znacznie prostszy do rozwiązania. Stąd też pewna lubość duchownych do zubażania społeczeństwa, bowiem wówczas można im jeszcze coś obiecać, chętniej zwracają się w stronę religii. Zatem podejście takie może być zalążkiem odwrócenia wartości. Większość nie cierpi głodu czy niedożywienia a wręcz przeciwnie. Jedzenia jest w bród, część lubi piątkowe imprezy, zatem w pojedyncze dni chce przystopować. Choć równie dobrze, że wynika to z całkowitej niewiedzy a wszystkie komentarze o niewłaściwym podejściu do świętowania, wynikają właśnie z błędnych przesłanek i jeszcze gorszego ich zrozumienia. Warto wrócić do odrzuconego wcześniej argumentu o polskiej zadumie. W polską kulturę wpisało się męczeństwo i cierpiętnictwo, więc nawet Boże Narodzenie, musi być naznaczone bólem i cierpieniem. W pewnym fizjologicznym wymiarze owszem, ale nie duchowym. Sfera duchowości nie musi sferą umartwienia i cierpiętnictwa i najczęściej nie jest.

Naturą radosnego święta jest obżeranie się do nieprzytomności i nieprzejmowanie zbędnymi kaloriami. Głupawe poradniki, niskokaloryczne przepisy świąteczne odzierają święta z ich natury. Święta polegają na odrzuceniu na przykład treningowej rutyny na rzecz świętowania. Boże Narodzenie nie jest czasem umartwiania, diety, refleksji, zadumy. Są to zaledwie dwa dni i wieczór poprzedzający, w trakcie których można zjeść trochę więcej, obdarować i zostać obdarowanym prezentami. Jeśli ktoś nie potrafi zachować umiaru w ciągu roku i musi kupić każdy szajs jaki  wpadnie w łapy, to sorry, ale niech nie psuje innym radości. Na trenowanie silnej woli jest cały rok. Nawet jeśli Święta to już święta, czyli rokroczny, tradycyjny festiwal a nie czas dosłownie święty.

Merkantylne podejście

Co ciekawe, rzadko można to usłyszeć wobec świąt Wielkiej Nocy. To właśnie Boże Narodzenie stało się dla malkontentów czasem, gdy należy głośno narzekać na komercjalizację, konsumpcjonizm. Choć całkowicie rozbrajającą jest argumentacja, iż ten czy ów, świąt nie obchodzi bo inni, robią to w sposób niezgodny z jego oczekiwaniami. Trochę jakby zaniechać obchodzenia własnych urodzin, bo kolega jest abstynentem i źle to celebruje. Osobiście nie obchodzę urodzin, bo nie lubię ich organizować, a nie dlatego, że ten chłopak którego nie znam, co roku robi huczną imprezę. Ateista nie potrzebuje toczyć wewnętrznej walki racjonalizującej odstąpienie od religii i praktyk z nią związanych. Argumentacja taka świadczy tym, że ciągle jeszcze ateiści potrzebują dowodu na to, czy robią aby słusznie. Postawa jaką jest ateizm, nie polega na negowaniu religii a całkowitej wobec niej obojętności. Czym innym są natomiast postawy antyklerykalne, antyinstytucjonalne, zwłaszcza w sytuacji gdy instytucja jaką jest kościół, miesza się do polityki, wpływając na regulacje prawne, wynikające z ich postaw moralnych.  Nie jest to bowiem antyreligia a zwykły jej brak w życiu jednostki. Mamy zatem do czynienia nie tyle z ateizmem, co ruchem reformatorskim. Śmieszne jest właśnie stwierdzenie, że  nie obchodzi świąt, bo inni źle je obchodzą w mniemaniu mówiącego. Toć nie lepiej obchodzić je jak należy? Na tej zasadzie powinienem rzucić fotografię bo są ludzie, którzy w moim mniemaniu źle ją wykorzystują, albo robią nie trafiające w mój gust i przekonania zdjęcia.

Niemniej, swoim zwyczajem, odszedłem od głównego wątku. Obdarowywanie prezentami, zakupowy szał ma swoje korzenie w dawnych zwyczajach potlaczowych, które stanowiły pewną formę redystrybucji dóbr. Jako że publiczne uczty straciły na znaczeniu na przestrzeni wieków, pojawił się zwyczaj obdarowywania prezentami. Symbolikę wywodzi się od Świętego Mikołaja z Miry, darów złożonych Jezusowi przez Trzech Mędrców, ale idea redystrybucji dóbr również ma pewien sens. Choć bywa i tak, że prezenty przechodzą z rąk do rąk, bowiem obdarowany nie jest zachwycony otrzymaną koszulą, ale ta przypada do gustu roślejszemu znajomemu, który z chęcią ją założy.

Trzeba też pamiętać, że człowiek to istota wytwórcza wytwarzanie wszelkiej maści przedmiotów, dóbr, jest mu właściwa. Nasz gatunek robi to od niepamiętnych czasów, gdy wszyscy jego przedstawiciele, żyli w grupach pierwotnych. Wszelkiej maści medaliony, ozdobne pasy, pierścienie czy przepaski, nie mają wartości ani zastosowania religijnego czy rytualnego, często są ozdobami ale wartościowymi. Za pewną ilość wartościowych ozdób, można zakupić łuk, żywność albo inne potrzebne rzeczy. Ludzie szybko połapali się, że choć wszyscy posiadają podobne umiejętności, to jeden opanował je lepiej, drugi gorzej. Stąd też można kupić łuk od kogoś, kto wyrabia je lepiej. Trzeba mu jednak zaoferować coś w zamian, na przykład misternie rzeźbioną figurkę. Człowiek kocha wytwarzać, wymieniać się dobrami i można przyjąć, że jest to część jego natury, która obrosła w swoisty rytuał.

Przedstawiciele plemion badanych przez Malinowskiego, osiadali dwa rodzaje przedmiotów, mianowicie naszyjniki i naramienniki, które stały się częścią pewnego rytuału, zwanego kula. Zasadą jest, by wymieniać przedmioty o podobnej wartości. Gdyby się zdarzyło, że podarowany naramiennik, nie jest tak cenny jak naszyjnik z muszli, to przy następnej okazji, należy odwdzięczyć się przedmiotem o wyższej wartości, tymczasowo zostawiając mniej wart. Cały ten rytuał ma bardzo ważne zastosowanie, mianowicie podtrzymanie więzi międzygrupowych. Zmusza bowiem członków poszczególnych społeczności, do odbywania cyklicznych podróży, mających na celu wymianę vaygu. Stąd też wymiana, ma na celu podtrzymanie więzi. Zwróćcie proszę uwagę, iż często organizuje się spotkania, w Polsce chociażby wigilijne, przy wspólnym stole z całą rodziną, podczas których należy wówczas obdarować się prezentami. Stąd też może nie należy zawsze ciągle narzekać a ujęcie krytyczne, nie zawsze polega na narzekaniu jak to świat się stacza. Nie wszystko ma tylko złe strony.

Jezus z Egiptu

Jeszcze taki dodatek dla wszystkich tych, którzy przeczytawszy coś w Sieci bez mała samodzielnie odkryli zbieżności pomiędzy religią Starożytnego Egiptu a chrześcijaństwem. Jak wymyślicie jakiś własny system filozoficzny, moralny, to dajcie znać zamiast tylko Platona kopiować…

Kolejnym genialnym postulatem są wrzaski, że jesteśmy lud słowiański i cudzych wierzeń nam nie trzeba. Najlepsze jest to, że mitologii słowiańskich, to oni chyba nie czytali, bo  Słowianie to nazwa dość dużej grupy ludów, w dodatku niejednorodnej, rozciągającej się do dalekich krańców Rosji aż po gorące Bałkany. Do tego w zależności od opracowania, mamy różnorakie wpływy chociażby germańskie. Niektórzy uważają też, że niektóre grupy Słowian przejęły kult Thora od Waregów, nazywając go Perunem. Zatem jednoznacznie stwierdzenie, że ten a ten bóg został wymyślony przez bezpośrednich słowiańskich przodków dzisiejszych Polaków jest mniej prawdopodobne niż załogowy lot na Marsa. (Nawiasem mówiąc, niby socjologia i antropologia guzik warte a jak trzeba to połowa Internautów ma pojęcie o tym i o tym. Takie bez wartości a bez tych podłych antropologów i innych logów, by nawet nie wiedzieli w co ci Egipcjanie wierzyli. Albo, że w ogóle istnieli przed epoką zorganizowanych wycieczek do Gizy).

Tak, chrześcijaństwo nie jest oryginalne czyli unikatowe, jak przeważnie rozumie się to słowo. Można w nim znaleźć bardzo powszechne motywy, bowiem tak Zeus, Odyn oraz masa innych bóstw jak chociażby Izanagi płodzili potomstwo. Z tym ostatnim jest taki problem, że bogini słońca Amaterasu, narodziła się po obmyciu lewego oka przez Izanagiego. Nie sugeruję tu jednak, że chrześcijaństwo czerpało z japońskich mitów. Stwierdzam, że bóstwa płodzące tak czy inaczej dzieci były dość powszechne w wielu mitologiach. Może to być chociażby niepokalane poczęcie. Niestety rzadko bierze się pod uwagę perspektywę osoby religijnej. Dla osoby religijnej istotne jest czy mowa o Mitrze, Jezusie czy Horusie. Antropologia uwzględnia tę perspektywę. Zatem w uproszczeniu Jezus nie jest postacią oryginalną w kontekście Mitry czy Horusa tak dla osoby religijnej mi o narodzinach Jezusa ma znaczenie sam w sobie.

Otóż wszyscy ci Egipcjanie, Rzymianie, czcili bóstwa fałszywe. Wprawdzie w ich mitach wiele jest podobieństw do chrześcijaństwa, ale są to opowieści o fałszywych bogach. Dopiero opowieść o Jezusie, jest opowieścią prawdziwą. Takie rozumowanie dotyczy każdego wyznawcy, każdej religii. W analizie trzeba uwzględnić właśnie perspektywę wyznawcy, osoby religijnej. Inaczej wszystkie wnioski będą zaburzone, bowiem każda nowa religia, ma w sobie elementy ją poprzedzających. Dużo wnoszą też sami wyznawcy, chociażby formę. Pierwotne chrześcijaństwo nie miało form, tak potrzebnych nowo nawróconym. Trzeba być naiwnym, by wierzyć, że ludzie którzy prze lata fetowali przesilenie zimowe, w formie saturnaliów, nagle przestaną to robić. Część zapewne wykazywała takie bardzo ortodoksyjne podejście, właściwie nowowiercom, ale z czasem przywrócili i wnieśli formy, których brakowało. Ci, którzy nawrócili się wcześniej, wrócili do starych zwyczajów, ci zaś którzy przeszli na chrześcijaństwo z powodów oportunistycznych, politycznych, mieli już bardziej liberalne podejście. Z tej perspektywy chrześcijanie niczego nikomu nie ukradli, bowiem okradzeni sami wprowadzili swe zwyczaje do nowej religii.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

Boże Narodzenie