Blade Runner 2049

Czy androidy śnią o rodzicielstwie? – Blade Runner 2049

Czym jest człowieczeństwo? Co to znaczy być człowiekiem? W słynnym Szpitalu Kosmicznym pada zdanie, że „każda inteligentna rasa nazywa siebie człowiekiem”. Antropologia zaś pokazuje nam, że wiele nacji swoją uznawało za prawdziwych ludzi, odbierając człowieczeństwo pozostałym. Blade Runner 2049 kontynuuje temat podjęty przez Dicka i Scotta.

Blade Runner – Łowca Androidów

„Czy androidy śnią o elektrycznych owcach” to oryginalny tytuł powieści Philipa Dicka. Książka jako taka zdobyła sobie wierną rzeszę fanów. Pamiętam jak sięgnąłem po nią po raz pierwszy. Tym razem zacząłem nieźle bo „Blade Runner” jest odpowiednia pozycją by zacząć przygodę z twórczością Dicka. Nie to co z Lemem, którego twórczość zacząłem poznawać „Dialogów”. Równie dobrze mogłem w ogóle przygodę z czytelnictwem zacząć od Kanta albo Sørena Kierkegaarda. Brawo ja.

Film niestety jest przedsięwzięciem znacznie droższym i często nie sposób zawrzeć w nim całej treści, wszystkich wątków poruszonych przez pisarza. Pojawia się też pytanie, czy należy dokonywać wiernej, słowo w słowo ekranizacji, czy właśnie adaptacji. Ostatnie słowo oznacza „przystosowanie”. Jako, że samo medium jest przekazem a język pisany różni się od obrazowego, należy dokonać właśnie przystosowania. Nie zawsze owo przystosowanie jest możliwe, przez co wiele ekranizacji popadło w zapomnienie albo do dziś stanowi kość niezgody między czytelnikami a widzami. Choć oczywiście jedni mogą być drugimi a raczej dobrze by było by byli, bowiem oceniać książki czy filmy nie zapoznawszy się z nimi jest zwykła ignorancją.

Film otrzymał tytuł „Blade Runner”, przetłumaczony na polski jako „Łowca Androidów”. I został bardzo chłodno przyjęty. Właściwie przez lata był niszową produkcją dla fanów cyberpunka i nic ponad to. Produkcja uchodziła za nijaką, przeciętną i nie była oceniana nawet jako poprawna. Nagle doszło do eksplozji i „Blade Runner” przyćmił swój książkowy pierwowzór stając się dowodem, że film może być nawet lepszy od książki. Zdaję sobie sprawę z kontrowersyjności tego stwierdzeni, ale fenomenalne efekty wizualne, zwłaszcza niezapomnianych scen z Rutgerem Hauerem, który stanął na drodze Harrisona Forda, wcielającego się w Deckera. Właściwie ostatnie sceny zdominowały przekaz tego filmu, stając się małym wizualnym arcydziełem. Dopiero czas, sprawił że film stał się bez mała kultowym a książka od tamtej pory wydawana jest jako „Blade Runner: Czy androidy śnią o elektrycznych owcach.” Podobnie rzecz miała się z „Mechaniczną Pomarańczą”, choć tutaj tytuły książki i filmu są Bierce.

Jak wspomniałem we wstępie, człowiek, to złudne pojęcie. Antropolodzy z pewnym zaskoczeniem odkryli, że większość ludzkich plemniom określa swoich członków mianem prawdziwych ludzi natomiast pozostałych, nie koniecznie. W szpitalu kosmicznym pada świetne zdanie, iż „Każda inteligentna rasa nazywa siebie człowiekiem”. Pytanie o naturę człowieczeństwa trzeba zatem przedefiniować. Androidy są ludźmi są nimi w swoim mniemaniu. Dlaczego miałby nazywać siebie androidami? Raz jeszcze wspomnę ową niemal końcową scenę na dachu lub wzajemną relację poszukiwanych przez Deckera androidów. Tak rożną w książce, tak różną w filmie.

Pamiętam więc jestem

Książkowi i filmowi replikanci żyją w nieświadomości swojego pochodzenia. Ich krótki żywot podyktowany jest niedoskonałością technologii. Obdarzeni są wspomnieniami by łatwiej poddać ich kontroli. Wyobraźcie sobie, że wszystkie wasze wspomnienia są cyfrowym tworem, wymysłem projektanta, dzięki czemu macie stać się bardziej podobnymi do swoich twórców a za razem potulnymi. Gdybyście zaś dowiedzieli się, możliwe że zrodziłby się gniew, albo by Wam odbiło. Jak biednym andkom. Czy są oni przedłużeniem naszego gatunku? Zastępstwem? A może nową gałęzią ewolucji? Może mają z nami współistnieć? Może ciało, jego pochodzenie nie jest istotą człowieczeństwa? Te pytania nurtują ludzi i androidy. Już samo określanie ich replikantami czy androidami odbiera im właśnie człowieczeństwo. Sami siebie określać mogą właśnie mianem ludzi. Choć ci, którzy pamiętają książkę wiedzą, że niektóre uważały ludzi właśnie za gatunek wyższy, warty naśladowania. Tym samym nasze próby ograniczenia ich jako tworów, narzędzi, rodzą bunt. Jedną też z cech każdego gatunku, jest potrzeba jego przedłużenia. Druga część filmu nabiera odrobiny sensu, gdy przypomnicie sobie książkowe rozważanie Rachel na temat posiadania dzieci przez replikantów. Brak tytułowej owcy, również nie ułatwia życia. Książka jest naładowana różnymi wątkami, pytaniami o tożsamość, człowieczeństwo, rzeczywistość, zbiorową świadomość. Pragnienie posiadania zwierzęcia jest też jednym motorem napędzającym Deckera do działania. W tym prostym geście, opiece nad gatunkiem niższym może chodzić ponownie o człowieczeństwo. Oraz o status materialny, bowiem zwierzęta stały się tegoż wyznacznikiem. Czy andek, replikant jest zdolny do ludzkich uczuć, takich jak potrzeba opieki?

Philip Dick

Dick zadaje mnóstwo pytań. Mnóstwo. Przede wszystkim o naturę rzeczywistości, świadomość tejże. Posiadanie wspomnień oznacza doświadczenie. Bardzo często w trakcie lektury jego książek czeka nas myślowa gra. Na przykład jak będzie wyglądała chwila śmierci? Tyle tyle, że bezgraniczna wyobraźnia ma granice. Nie potrafimy wyłączyć świadomości przez co, nie potrafimy wyobrazić sobie chwili własnej śmierci jako zgaśnięcia. W najlepszym wypadku możemy wyobrazić sobie bieg wydarzeń, bez naszego udziału, jakbyśmy obserwowali je z góry lub z boku. Wyobrażenie takie najczęściej jest powodem nieprzyjemnych doznań, strachu. Nie potrafimy też uzmysłowić sobie szoku, jaki czekałby nas gdyby wszystko co wiemy, całe nasze życie zaczęło się pięć minut temu, ale pamiętamy lat dwadzieścia. Jak byśmy zareagowali? I czymże w końcu jest człowiek? Co definiuje człowieka? Świadomość? Pamięć? Czym właściwie jest człowiek i co będzie gdy stworzymy istoty samoświadome, zdolne pamiętać? Czy będą ludźmi? Już samo nazewnictwo ma zapewnić rozdzielenie człowiek – replikant. człowiek – nie człowiek.  Dość ciekawe gdy uwzględnimy, że w świecie przyszłości biali, czarni, żółci, nadal mogą uważać się nawzajem za zwierzęta. Bardzo zawęża nam to ludzką populację wśród samoświadomych istot.

Pomiędzy książka a filmem jest jeszcze kilka istotnych różnic. Otóż, w książce, jak to u Dicka, zdecydowanie bardziej czuć klimat który później poczujemy w Valisie. Tutaj każdy może być androidem, bo moduł pamięci utwierdza w przekonaniu o własnym, długim istnieniu w czasie. Pamięć zaś, obok świadomości to istotny element budowy tożsamości, potwierdzający istnienie i ciągłość JA w czasie.. Film jest zdecydowanie bardziej jednowymiarowy pod tym względem. U Dicka przeważnie nie wiadomo kto jest kim a właściwie które dwie osoby są jedną i tą samą. Podobnie widać to w „Scanner Darkly” znany w Polsce jako „Przez Ciemne Zwierciadło”.

Decker – Ford

Książka jest zawsze lepsza niż film. Zawsze! Gdy o tym czasem myślę, to trochę nie fair i trochę pretensjonalne. Powtarzamy to jak mantrę, że fotografia powinna bronić się sama, choć nie mamy pojęcia co to znaczy. Tak film zawsze jest gorszy od książki. Zdanie to zakłada niższość obrazu, wypowiedzi artystycznej w formie ruchomych obrazów, jako mnie wymagających dla wyobraźni. Czytelnik musi mieć bujną wyobraźnię. Problem w tym, że czytelnik nie dysponuje wyobraźnią sprzed obrazu. Gdybym pojechał daleko do Afryki, gdzie mieszkają jeszcze ludzie, którzy nie mają Internetu, nie widzieli europejskich warowni ani japońskich zamków i pałaców. Mógłbym in opowiedzieć albo nawet napisać o tych wspaniałościach, ale co podsunie im wyobraźnia? Wszak ich język nie zawiera odpowiednich słów? Skąd ludzie żyjący w namiotach czy chatach pośród pustyni mają wiedzieć czym są kasetony? Może słomiane maty przywiodą jakieś skojarzenia.

Łowca Androidów
Rutger Hauer / Blade Runner, 1982 / Choć nie dostał dużo czasu na ekranie mogę śmiało powiedzieć, że zdominował ten film

Książkowy Decker na ostatnich stronach, właściwie w całej powieści radzi sobie zdecydowanie lepiej. Unik przed laserową wiązką i eliminacja trzech androidów przychodzą mu z łatwością. Jest prawdziwym Łowcą Androidów. Tymczasem jak pamiętacie, odtwórca tej roli, H. Ford raczej ciągle zbiera bęcki. Powiem szczerze, że trochę mnie tym irytował, ale wszystko rekompensują ostatnie chwile w tym nieziemska kreacja wspomnianego już Rutgea Hauera w jednej z najbardziej symbolicznych scen w historii kina. Można powiedzieć, że ludzie programujący się, poprzez specjalne urządzenia, stają się coraz mniej ludzcy, niż androidy na które polują. Czy nienawiść do andków może być spowodowana, że posiadają to, co my utraciliśmy? Niestety powieść jest trochę sucha. Książkowy Decker zastanawia się czemu zabraniać współistnienia ludzi i androidów skoro bez problemów hoduje się elektryczne owce.  Właśnie owca jest jego obsesją, choć zdaje sobie sprawę, że elektryczna jest gorsza, nie prawdziwa. Wypaczony nakaz religijny, posiadanie żywego zwierzęcia jako formy odpokutowania za grzechy ludzkości, staje się wyznacznikiem społecznego prestiżu. Posiadanie zwierzęcia, opieka nad czymś słabszym do spóły ze skrzynkami empatycznymi, pozwalającymi łączyć się z owym Mercerem. Wątek ten został w filmie pominięty. Jak gdyby ludzie zatracili zdolność odczuwania, którą rozwijają androidy i to ich, nas przeraża. Zakończenia filmu i książki również są niezwykle odmienne. W książce Decker wraca do żony, zupełnie inna jest relacja z Rachel, która zabija owcę Deckera, a może ktoś kto wygląda jak ona? Z zemsty? Doskonale wie, że jest androidem o ograniczonym czasie życia, co w filmie stawia pod znakiem zapytania ostatnia scena, fenomenalnie rozwinięta właśnie w części drugiej.

Blade Runner 2049

Kontynuacja, która nie okazuje się serią efektów specjalnych związanych ze strzelaniną to niezwykły wyjątek. Wszak kontynuacje „Matrixa” pokazały na co stać twórców gdy kończą się górnolotne pomysły. Tymczasem „Blade Runner 2049″ okazał się strzałem w dziesiątkę. Ryan Gosling grający pozbawionego uczuć andka, łowcę androidów, który z jakieś przyczyny  przez ludzi traktowany jest niczym zdrajca własnego gatunku choć przecież policja ugania się za całkiem ludzkimi bandziorami. Film ten jest bez mała fotograficzny, bowiem niektóre sceny są wręcz zdjęciami. Nie wiem czy to tylko moje skojarzenie, ale niektóre kadry aż proszą się o ujęcie w filmowej adaptacji Diuny, jeśli jeszcze jakaś powstanie. Sceny z udziałem Niandera Wallacea, granego przez Jareda Letho, są fenomenalne. Zwłaszcza wnętrza siedziby jego korporacji. Twórcy musieli poradzić sobie bez książkowego pierwowzoru i spisali się wyśmienicie. Przyznaję, byłem zaskoczony. Naprawdę oczekiwałem jatki połączonej z rzeźnią a dostałem świetną kontynuację utrzymaną w duchu pierwszego filmu. Jeśli zwróci się uwagę na systemy komputerowe i wszelką „zaawansowaną technologię” to wygląda właśnie jak wyobraźnie o roku 2049 z 1980, co jest świetnym zabiegiem. Warto pamiętać, że akcja pierwszego filmu toczy się za dwa lata, w 2019 roku. Twórcy mogli wszystko unowocześnić, dopasować do oczekiwań współczesnego widza, ale zrezygnowali z tego za co należy im się duży plus. Wszystko co otacza bohaterów rozwinęło się należycie przez trzydzieści lat. Możemy to zaobserwować na co dzień. Różnica pomiędzy 1999 a 2017 jest kosmetyczna. Przybyło mocy, samochody stały się bardziej obłe, pojawiły się smartfony.

Ryan Gosling / Blade Runner 2049

 

Ryan Gosling / Blade Runner 2049

Fabuła drugiej części kręci się wokół możliwości rozrodczych androidów stawiając piękne pytania. Nie pamiętam by ekranizacji z 1982 w ogóle o tym wspomniano. W książce też nie jest to jakoś bardzo wyeksponowane, jednak sam fakt, że Decker i Rachel w ogóle o tym wspominają jest istotny z punktu pytania o naturę człowieczeństwa a raczej gatunku. Czy zdolność reprodukcji bez pomocy twórcy czyni z replikantów osobny gatunek? Może przydaje im całkowicie człowieczeństwa? W którym momencie wszystko się zaczyna? Znaczna część replikantów stała się też świadoma swojego pochodzenia, obdarzona sztucznymi wspomnieniami by wytworzyć choć namiastkę ludzkiej empatii i uczuć. Główny bohater, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego kim jest i ze sztuczności swych wspomnień wydaje się z tym pogodzony. Tylko czy aby na pewno? Wielokrotnie widać, że w głowie kołaczą mu się przeróżne myśli, wątpliwości. Może nieruchoma twarz, brak emocji pozwala radzić sobie z wrogością której doświadcza? W ten sposób odcina się od „kolegów” z pracy, którzy szczerze go nienawidzą uważając za maszynę, więc gra maszynę. I tu świetnie poprowadzono fabułę. Główny czy nie główny bohater? Jest faktycznie istotny czy ma wydawać się istotny? Jakże to „dickowskie”.

Lokowanie produktu

W pierwszej części filmu można zobaczyć logo Coca-Cola czy Atari. W drugiej pojawiają się, Johny Walker, Peugeot czy Sony, co dodaje cyberpunkowi pewnego smaczku. Już dziś można zaobserwować jak świat, polityka, są zdominowane przez korporacje. Nie ma już nawet państw czy narodów, są tylko korporacje i ich interesy. Człowiek został sprowadzony do roli konsumenta, który ma zarabiać tyle by nie zdechnąć i spłacać ratę kredytu. W tym ujęciu lokowanie produktu w filmie należącym do gatunku jest w jakiś sposób ironiczne ale i symboliczne. Oto gatunek, który wyrósł na przedstawianiu ponadnarodowego świata, gdzie rządzą zarządy korporacji, człowiek jest niczym. Tym samym korporacjom opłaca się reklamować w dystopijnych sceneriach, do których same dążą a widz im w tym pomoże swoim pieniądzem. Może i świat jebnie, może spadnie nań toksyczny deszcz, ale będzie Johny Walker, Cola i Peugeot.

Słynny już kadr reklamujący Coca-Colę / Blade Runner, 1982.
Nieistniejące już chyba Atari / Blade Runner, 1982.
Może i świat się zawali, ale Peugeot będzie trwał / Blade Runner, 1982.

 

Podsumowanie

Pierwszy sequel w przeciągu ostatnich lat, który nie jest odgrzewanym kotletem, nędznym rebootem, odcinaniem kuponów i żerowaniem na sentymencie. Jest natomiast kontynuacją z prawdziwego zdarzenia. Powiew świeżości, kontynuacja pytań zadanych przez Dicka w powieści, oraz sensowne, klimatyczne rozwinięcie pierwszej części. Do tego klimat, oprawa wizualna i fabuła, która nie ma w sobie rozwiązań bazujących tylko na wysadzaniu czegoś w powietrze. Śmiało można polecić każdemu kto zna Łowcę Androidów. Świetna historia opowiedziana językiem filmu. Ridley Scott podjął słuszną decyzję gdy tworzył pierwszy film. Denisowi Villeneuve dziękujemy za stworzenie drugiej.

 

 

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉