fantastyka

Wykład profesora Aronnaxa

Fantastyka to wspaniała, różnorodna gałąź literatury. Wywodząc nazwę gatunku od fantazjowania, można w tym zamknąć tysiące tytułów, które okazują się prawdziwą skarbnicą wiedzy albo krytyką społeczną.

Profesor Aronnax

Gdy Profesor Aronnax podaje nazwę konkretnego gatunku Conseil bez wahania wymienia typ, podtyp, gromadę. Chyba rzadko się mylił, biorąc pod uwagę pochwały profesora. Gdy czytałem „20 000 mil Podmorskiej Żeglugi” po raz pierwszy, należałoby za każdym razem sięgnąć po encyklopedię, więc zwyczajnie tego nie zrobiłem. Ponowna lektura jakieś pół roku temu była łatwiejsza, gdyż dostęp do dowolnej encyklopedii jest w zasięgu smartfona. Wikipedia to wbrew pozorom niezłe źródło. Coraz częściej przypisów jest multum a jeśli cokolwiek wydaje się podejrzane, to od czego jest PWN albo Britanica? Oczywiście na co dzień, wiedza na temat perłopławów jest potrzebna jak prosiaczkowi siodło, ale cóż z tego? 

Spory na temat kulturowych źródeł fascynacji Tolkiena trwają do dziś. Jest to jednak przykład najbardziej oczywisty z możliwych. Gdy przez pół roku studiowałem filologię polską, w pamięci zapadł mi genialny wykład monograficzny, „Historia miejsc i krain legendarnych„, bazujący na książce Umberto Eco, którą pan profesor uzupełniał własnymi badaniami i przemyśleniami. Pasja z jaką pan profesor opowiadał, sprawiała, że musiał przenieść się do jednej z największych sali wykładowych, a i tak studenci siedzieli na schodach. Niemniej wielu autorów sięga po motywy historyczne, mitologiczne i czerpie z nich garściami. Niewątpliwie interesującą, choć niestety płytką i pełną chamstwa dyskusję otworzył Andrzej Sapkowski swoim „Wiedźminem”. Nagle wybuchła awantura o słowiańskość. Wielka szkoda, że tak pokaźna doza chamstwa wkradła się do skąd inąd porywającej kwestii. Nie chodzi o to, czy Saga jest słowiańska czy nie, bowiem nie jest, ale sama kwestia, kim byli, skąd pochodzą, Słowianie albo czym była słowiańskość, to już prawa niebagatelna i antropolodzy do spóły z archeologami i historykami łamią sobie na tym głowy od lat.

Lepszą jeszcze robotę wykonał pisząc „Narrenturum”, w którym interesująco ujęta magia, miesza się z wielką polityką i Wojnami Husyckimi. Właściwie czarostwo, którym para się główny bohater chowa się gdzieś cieniu wielkich wydarzeń historycznych. Nie o to jednak chodzi, a doskonałe wykorzystanie postaci i wydarzeń historycznych w powieści fantastycznej. Sama fantastyka, to gatunek nader szeroki, który obejmuje zarówno książki określane mianem fantasy, jak science fiction. Fani naturalnie awanturują się, bowiem nie jest to żadna dyskusja a karczemna burda, co jest a co nie jest „czystym science fiction”, co jest akurat sporem całkowicie jałowym.

Fantastyka

W „Dziwnej Sprawie Skaczącego Jacka”, główni bohaterowie to Sir Richard Francis Burton i Algernon Charles Swinburne. Pierwszy, zdecydowanie bardziej interesujący, chyba że kogoś poezja cieszy, okazał się podróżnikiem, trochę awanturnikiem. Wiódł całkiem ciekawe życie, które obejmowało przekradnięcie się do Mekki, poszukiwanie źródeł Nilu, przyłożył rękę do tłumaczenia i wydania „Baśni tysiąca i jednej nocy” czy „Kamasutry”.  Tego drugiego zostawiam w spokoju, bo nie przepadam za poezją, choć w historii poezji i literatury zajmuje poczesne miejsce. Lektura książki była też dobrą okazją, by wrócić do historycznych opracowań o Epoce Wiktoriańskiej. W końcu w powieści historia jest tak pięknie poplątana, że łatwo zapomnieć „jak to było naprawdę”. Dodam, że w londyńskim folklorze faktycznie pojawiła się postać Spring Heeled Jacka. Oczywiście dla fanów UK, żadna rewelacja, natomiast dla kogoś, kogo średnio legendy miejskie XIX wiecznego Londynu obchodziły, fajna ciekawostka.

Lektura „Herrego Pottera” może się okazać nie mniej pouczająca i nie chodzi o nazwiska średniowiecznych alchemików. Nie stanie się to w wieku jedenastu czy dwunastu lat, ale od książki do książki i tak w ręce wpaść mogą książki Bronisława Malinowskiego. Osią fabuły przygód nastoletniego czarodzieja jest bowiem magia. Zadawszy jednak wujowi Google to proste pytanie otrzymuje się masę ezoterycznego szajsu. Po chwili zastanowienia, okazuje się, że wcale nie jest to szajs. Mózg dopiero po chwili zaskakuje jak silnik na mrozie. Otóż magia istnieje i ma się dobrze.

Praktykowali ją Grecy, Egipcjanie, Japończycy i Chińczycy. Każda kultura miała lub ma jakieś praktyki magiczne. Nie oznacza to, że magia istnieje obiektywnie, jako forma energii, którą można manipulować, by nagiąć świat do swej woli. Istnienie praktyk magicznych, wróżbiarstwa, horoskopów, zaklęć a nawet praktyk polegających na przyzywaniu chociażby demonów, oznacza, że magia istnieje w XXI wieku. Sam fakt wiary w te praktyki sprawia, że staje się ona małą, ale istniejącą cząstką współczesnej kultury. Bronisław Malinowski, Eliade, Czerwiński, Buchowski. Magii w antropologii poświęcono nie jedną książkę. Można w zasadzie spędzić rok, czytając tylko opracowania na temat czarostwa i myślenia magicznego w kulturach pierwotnych. Wystarczy z czystej ciekawości wpisać w dowolną wyszukiwarkę frazę „magia”, by przekonać się, że może lektura taka jak Harry Potter prowadzić do dalszych, ciekawych odkryć czytelniczych. Żeby nie było zbyt słodko, pan Malinowski to prawdopodobnie kanciarz, ściemniacz i bajkopisarz. W jego dziełach jest prawdopodobnie więcej fantastyki niż na dobrej erpegowej sesji. Nie można jednak umniejszyć jego zasług, gdyż wyrwał antropologię zza biurek, wyruszył w podróż do dzikich plemion i chyba okrutnie mu naściemniano. Z jednej strony sam sobie wymyślał fakty z drugiej te plemiona też nie były ciemne i kantowały biednego przybysza dla zgrywy. Zwłaszcza w kwestiach formalnych, bowiem obserwacje chociażby pewnych swobód jakimi cieszyła się młodzież, kobiety i mężczyźni musiały być poprawne. Być może mieszkańcy wysp Kiriwina nie czuli potrzeby opowiadania obcemu co wiedzą na temat prokreacji. Mimo to, nadal można w tych książkach znaleźć masę cennych informacji. Myślenie zaś magiczne ma się doskonale, istnieją też osoby uważające, że na magii się znają, praktykują ją. Mamy wróżbitów wróżących z kart tarota, takich co sięgają po herbaciane fusy.

To co prezentuje sobą ta czarka to ponury obraz nędzy i rozpaczy. Ponurak jak nic.

No i oczywiście Lem,  gdzieżby bez Lema taki tekst? Trzeba jednak szczerze powiedzieć, że to staje się nudne. W dodatku mało kto coś z tego całego Lema rozumie. W najlepszym razie pada coś o wynalazkach, trzech czy czterech na krzyż, ale one są bez znaczenia. Cenniejsze są obserwacje społeczne, które poczynił. Zabawa z Lemem, taka prawdziwa zaczyna się, nie wtedy gdy interesuje nas technologia. Ta ostatnia odgrywa u niego jedynie trzeciorzędną rolę. Przyznam, że nigdy nawet nie sprawdziłem czy to, co pisze o kosmicznych lotach jest poprawne, choć kilku publicystów wytykało mu błędy, za co serdecznie ich nienawidził. Stanisława Lema krytykowało się trudniej niż pierwszego sekretarza Partii. Nie sprawdzałem zaś głównie dlatego, że trochę brakowało mi wiedzy ale też zawsze szukałem czegoś innego, więc moja uwaga skupiona była zupełnie w innym miejscu. Technologia stanowi oprawę dla rozważań wielce socjologicznych. Polski fantasta wcale nie zajmował się przepowiadaniem technologicznego rozwoju. Interesował go człowiek i jego relacje z innymi ludźmi, społeczeństwo. Często relacja tegoż z samą technologią, jej wpływ na człowieka i człowieczeństwo, ale nigdy technologia nie jest u Lema od człowieka ważniejsza, choć często go przytłacza. Baczny czytelnik zwróci się w końcu w stronę problemów społecznych XXI wieku, które zauważone zostały już w czasach gdy autor Solaris pisał swe powieści. Książki Lema tak pełne są wszelkiej maści alegorii, metafor, podtekstów, że w zasadzie można by studiować „lemologię”. Nekrosfera w kontekście sondy von Neumana? Kontakty z obcymi cywilizacjami Kosmosu lub kończące się niezrozumieniem lub zbrojnym nieporozumieniem, kontakty różnych kultur? Względnie metafora ludzkich zachowań. Jak się nie rozumiemy, to się bijemy, a nawet jak się rozumiemy to najpierw sięgamy po broń. Przygody Pirxa, Tichy i jego socjologiczne zagwozdki, związki partnerskie, in vitro, faszerowanie medykamentami, kwestie poruszone w Kongresie, w latach 60tych. Wystarczy już jednak tego Lema.

Zajdel uważany jest za twórcę „fantastyki socjologicznej”, tkwi sobie gdzieś w cieniu rodaka, którego w mojej opinii, mógłby przerosnąć gdyby nie przedwczesna śmierć. tych kilka książek, które po sobie pozostawił, w tym fantastyczna „Prawda o planecie Ksi” oraz „Limes inferior”, to dzieła więcej niż znakomite. Ażeby zrozumieć pierwsze z wymienionych dzieł, trzeba przebić się przez historię europejskiego terroryzmu. Drugie dzieło wymaga już od czytelnika rozważenia kwestii kapitalizmu, dążącego do komunizmu w kontekście dochodu podstawowego, szans, kapitałów kulturowych, ekonomicznych i potencjalnej transformacji ustrojowej, w tym w kontekście doktryny szoku. Trzeba przyznać, że Zajdel potrafił pisać i zamykać w swych książkach taką ilość zagadnień, o jakiej Lem mógł pomarzyć. Dodać trzeba, że narracyjnie stał dużo wyżej, bowiem nie jest to styl znudzonego starszego pana, który Lem praktykował od najwcześniejszych lat, a który jest zwyczajnie ciężko strawny.

Dukaj chce wpisać się do kanonu, co z resztą nieźle mu idzie, bo inspiracjami do jego dzieł są tematy naprawdę niecodzienne, które uważnego czytelnika przeciągną przez idee transhumanizmu, logiki Kotarbińskiego, odkryć Tesli i teorii spiskowych o wydarzeniach z Tunguski. Dobrze napisana książka zmusza do dalszej wędrówki. Po Trylogii Husyckiej chętnie poczytałem sobie o historii Śląska i Wojen Husyckich. Z jednej strony sprawdzić jak bardzo autor trzymał się „faktów”, jeśli w historii są jakieś fakty, a z drugiej żeby przypomnieć sobie nieco zatarte od matury informacje. Nigdy nie byłem aż  wielkim miłośnikiem historii, a jednak Sapkowskiemu udało się mnie przekonać. Wszystko zależy zatem od tego, gdzie myśl czytelnika podąży. Doskonałym przykładem autora, który twórczo podchodzi do faktów i potrafi przekuć całe biografie w powieści jest chociażby Dan Simmons, oraz jego „Drood”, bazujący na biografii Charlesa Dickensa. Stanowi mroczną próbę przybliżenia ostatnich lat życia pisarza oraz zakulisowych motywów powstania jego ostatniej powieści „Tajemnica Edwina Drooda”. W przypadku Dickensa dysponował dużą ilością materiału źródłowego. Inaczej sprawa miała się z „Terrorem”.  Dwa statki sir Johna Franklina, HMS „Erebus” oraz HMS „Terror”, zaginęły bez śladu w trakcie poszukiwania Przejścia Północno-Zachodniego. Cóż wydarzyło się w trakcie tamtej podróży? Nie wiadomo…

Lektura obowiązkowa

Można zatem z czasem, przy odrobinie wysiłku, rozwinąć zainteresowanie fantastyką, przez co w bardzo wielu przypadkach nabierz ona dodatkowego smaku. Fantastyka od bardzo dawna jest cenioną gałęzią literatury, tym bardziej że jest to gałąź bardzo żywa, z której ciągle wyrastają nowe. Odnaleźć w niej można nieskrępowaną niczym rozrywkę, krytykę społeczną, niebanalne dzieła bazujące na faktach. Wśród polskich pisarzy na porcję uwagi zasługuje Podlewski i jego fenomenalny cykl „Głębia”, który wydaje się bardzo mocno czerpie z dorobku poprzednich pokoleń fantastów, ale tworzy z tego całkowicie nową jakość. Zwłaszcza zaproponowany przezeń „paradoks Xeno” zasługuje na szczególną uwagę, bowiem kontakt z Obcymi zawsze fascynował ludzi.

Miłość do czytania zaszczepia się w ludziach przeważnie w dzieciństwie i mało prawdopodobne, że dziesięciolatek sięgnie po Claudea Levi Straussa, choć pewnie są i tacy.  Wraz z rozwojem zainteresowań, które z fantastyki mogą wynikać, będzie człek sięgał dalej i dalej. Może ktoś powiedzieć, że to naciągane, ale tylko pozornie. Można odnieść wrażenie, że czytający fantastykę chętniej sięgają po dzieła należące do innych gatunków, niż reszta czytelników. Jest to jakaś dziwna właściwość fantastyki. Fani powieści szpiegowskich, detektywistycznych, raczej nie będą wnikać ile prawdy zawarto w ich ukochanych dziełach. Fantaści chętniej będą sprawdzać jak kuto miecze, jak wyglądały prawdziwe pojedynki w epoce, z czystej ciekawości.

Fantastyka jako jeden z niewielu gatunków wyzwala w wielu czytelnikach ciekawość świata. Tym bardziej, że wielu autorów bardzo chętnie sięga po różnorakie motywy, zaczerpnięte z najróżniejszych obszarów kultury, odważnie je miesza i przerabia. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w tekście trochę gloryfikuję fantastykę, bardzo szeroko rozumianą, w dodatku nieściśle. Trochę tez umniejszam literaturze innych gatunków, ale fantastyka zawsze była mi bliska i częściowo jest to opowieść o mojej literackiej podróży, która trwa i trwa a jej trzonem jest właśnie fantastyka.

Patronite Herbata i Obiektyw

Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw