Halloween

Halloween czy Dziady?

Halloween jeszcze ciągle budzi kontrowersje, rokrocznie podsycane przez miernej jakości publikacje, żerujące na niewiedzy i uprzedzeniach czytelników. Pora rozwiać wątpliwości i uporządkować wiedzę. Zapraszam do lektury.

Nie wiem kiedy Halloween przywędrowało do Polski, ale musiało to być w latach 90′. Pamiętam, że już w gimnazjum przestrzegano nas przed nim na lekcjach religii. Ksiądz opowiadał, jak to każdego roku zabija się tysiące a może miliony dzieci, celem złożenia ich w ofierze ciemnym mocom. Gwarantował też opętanie każdemu kto weźmie udział w obchodach. Odkąd zaś w Polsce prężnie rozwija się facebook, rok rocznie trzy strony ścierają się z sobą. Właściciele klubów i kin promują swoje dyniowe imprezy, Katolicy przypominają, że jedynym właściwym świętem jest Dzień Wszystkich Świętych a rodzimowiercy negują oba i promują Dziady, choć chyba głównie część II.

Wydarzenie nie będące świętem, pozostałość dawnych obrzędów służąca dziś zabawie, zbieraniu słodyczy przez dzieci i spożywaniu przetworzonych płodów rolnych przez dorosłych. Głównie destylowanych.

Halloween

Kalendarz

  • Noc 31 października / 1 listopada – dziady. Święto na cześć przodków
  • Noc 31 października / 1 listopada – Samhain. Celtowie inaczej postrzegali dzień.
  • 31 października Wigilia Dnia Wszystkich Świętych – All Hallows’ Eve lub w skrócie Halloween
  • w 8 wieku Kościół Rzymsko – Katolicki ustanowił 1 Listopada – Dniem Wszystkich Świętych
  • 1 listopada Dzień Wszystkich Świętych
  • 2 listopada Dzień Zaduszny

W tym miejscu warto poruszyć mit wielkiej kradzieży, mówiący iż „nasze święta” czy też zwyczaje zostały zagrabione przez chrześcijaństwo. Nie jest to prawdą w takim sensie, że chrześcijanie przybyli na tereny słowiańszczyzny obserwować lokalne zwyczaje by następnie uzupełnić luki we własnej wierze. Dopiero w roku 835 papież Grzegorz IV zwrócił się do cesarza Ludwika Pobożnego, by ten wprowadził obchody dnia Wszystkich Świętych pierwszego listopada. Powodem była data obchodzenia święta Samhain, ale samo święto nie powstało w wyniku „zagrabienia”. Warto zwrócić uwagę, że Rzymianie oddawali cześć zmarłym, czcili przodków, jak większość kultur z resztą. Poszczególne kościoły miały święta związane ze wspomnieniem męczenników chrześcijańskich, chociażby bezpośrednio po Wielkanocy. Zatem zrównanie daty było podyktowane ułatwieniem procesu chrystianizacji, ale nie można powiedzieć, czy coś zostało „ukradzione”.

Halloween

Przyjrzyjmy się zatem Halloween, tej straszliwej nocy w trakcie której zabija się dziesiątki nowo narodzonych dzieci, gdyż szatańskie siły grasują na ziemi… Jako dziecko byłem pod wrażeniem amerykańskich filmów, w których dzieciaki przebierają się za upiory i noszą dyniowe latarnie. Byłem też bardzo zawiedziony, że u nas nie ma takiej fajnej tradycji tylko to smutne święto zmarłych, kiedy trzeba godzinami wystawać nad grobami w akompaniamencie zimnego wiatru. Potem się okazało, że w katolickim jakoby kraju, Kościół sobie, wierni sobie. Dzień Wszystkich Świętych nie jest żadnym świętem zmarłych. Jest to uroczystość ku czci wszystkich chrześcijan, którzy osiągnęli stan zbawienia. Zamiast jednak tłumnie udawać się na mszę, wierni gromadzili się przy grobach bliskich, odwiedzali w domach, w niektórych miejscowościach, chociażby takich jak moja, z nieznanych przyczyn sprzedawano słodycze. Już jako socjolog, zrozumiałem, że teologia instytucjonalna, nigdy nie zawładnęła umysłami wiernych do końca, właściwie to jej nie znają. Okazało się, że wolą pielęgnować pradawny, słowiański zwyczaj zwany dziadami. Wizyta na grobach zmarłych, palenie ognia i popijanie wódeczki w wyniku czego drogi są intensywniej patrolowane przez drogówkę w ramach akcji „Znicz”, to właśnie kontynuacja dziadów w linii prawie prostej. W okresie technikum, przeżywając bunt przeciwko „amerykanizacji”, starałem unikać wszystkiego co związane z „hejlołin”. Wiele osób „patriotycznie” domaga się właśnie obchodzenia dziadów zamiast święta zmarłych albo hamerykańskich pseudoświąt. Tymczasem można bez żadnego problemu pogodzić jedno z drugim a ludowa tradycja przetrwała. Nim dotrę do tego wątku, jeszcze kilka słów dlaczego Halloween tak chętnie przyjmuje się w naszym kraju.

Halloween często wymieniane jest w jednym zdaniu z walentynkami czy dniem Świętego Patryka, patrona Irlandii, które to został u nas wprowadzone w celach komercyjnych. W trakcie świętowania, ludzie się radują a co za tym idzie świętują i fetują, wydając pieniądze na jadło i alkohol. Wprawdzie nic nie przeszkadza w kupowaniu zgrzewek wódki, piwa i robieniu zapasów jak na wojnę, przed każdym długim weekendem, ale ludzie potrzebują odrobiny radości. Nasze święta mają bardzo specyficzny charakter, bowiem stanie nad grobem z ponurą miną, nie sprzyja zabawie. Nawet polskie obchody odzyskania przez Polskę niepodległości, kojarzą się raczej ze świętem martyrologicznym, pełnym specyficznej zadumy i ewentualną rozróba na ulicach Warszawy. Polacy nie chcą ingerować, zmieniać charakteru więc akceptują pomysły z zewnątrz. Dzieje się tak chociażby w przypadku hucznych obchodów dnia Świętego Patryka, które zapoczątkowane zostały przez irlandzkich imigrantów w Stanach Zjednoczonych. Święta nasze mają bardzo męczeński charakter, gdyż martyrologia jest wśród włodarzy bardzo żywa i ciężko zorganizować imprezę na Wszystkich Świętych. Tym bardziej, że nawet osobom niewierzącym, będzie się to kojarzyć z jakąś profanacją, w dodatku próbą reformacji, bowiem ma to być dzień smutku i zadumy. Druga grupa, regularnie kpi z rewii mody na cmentarzu, pogaduch ze znajomymi czy kłótni o zapalniczkę. Nie zatem większego sensu reformować dotychczasowych form obchodów na siłę, należy pozwolić im ewoluować. Samo Halloween też nie przyjęło się w ciągu jednego roku. Począwszy od tematycznych imprez w klubach dla młodzieży w latach 90′ i początkiem 00′ aż po dzisiejsze zabawy kostiumowe. Lepiej zabawić się w wigilię Dnia Wszystkich Świętych, w ramach pozornie obcego zwyczaju, w który wpisana jest już huczna impreza. Powtórzę, ludzie potrzebują okazji do radosnego świętowania. W Polsce nawet Boże Narodzenie, ma charakter pełen zadumy, ociera się o martyrologię, zwłaszcza w wydaniu instytucjonalnym, czyli kościelnym, który bardzo pielęgnuje by ludzie w tym kraju nie mogli się bawić, cieszyć. Ponownie, jest to specyfika polskiego kościoła katolickiego, co świadczy o tym, że nie ma jednego chrześcijaństwa, nie ma jednego katolicyzmu, bowiem różni się on, w zależności od regionu.

Kraj nasz się laicyzuje, ale nadal pozostaje pewna grupa wiernych, którzy wydają się bardzo apodyktyczni. Przede wszystkim, nie mają monopolu na dzień pierwszego listopada, po drugie fakt, że ich religia czegoś im zabrania, nie oznacza, że reszta też ma obowiązek tego przestrzegać. Co ciekawe, wiele zachodnich stron protestanckich i katolickich popiera obchody wigilii Dnia Wszystkich, Świętych nie widząc niczego złego w dobrej zabawie. Poza tym, niech sobie ludzie zarobią na fajnym motywie. Czemu nigdy nie można się bawić? Tym bardziej, że coraz więcej sieci handlowych w październiku sprzedaje stroje i gadżety dla dzieci. Natomiast na profilach moich znajomych, którzy definitywnie do grona dzieci nie należą, już od lat pojawiają się halloweenowe makijaże i przebrania. Natychmiast przestańcie się dobrze bawić! Ale już! Ma być ponuro! Z nimi tak zawsze. Natomiast wszyscy obrońcy prasłowiańskich wierzeń niech czytają uważnie dalej.

Halloween

 

Geneza

Współcześnie znany nam zwyczaj Halloween jest już jest towarem typowo amerykańskim, ale zwyczaje, które znamy z amerykańskich filmów rodziły się często w Anglii czy Francji. Pamiętajmy, że większość zwyczajów, które narodziły się w Stanach, ma korzenie europejskie. Przecież osadnicy nie wzięli się znikąd, przybyli do Nowego Świata właśnie z Europy. Stany Zjednoczone są dziś krajem w 75% chrześcijańskim. Zatem jakim cudem chrześcijański kraj jest ostoją demonów i zabobonu? Otóż początkowo nie wszyscy zasiedlający nowe ziemie przybysze, byli przychylnie nastawieni do Halloween. Podobno początkowo, w Nowej Anglii, ze względu na liczną grupę protestantów był to zwyczaj wręcz zakazany albo marginalizowany. Natomiast w już  Maryland, cieszyły się sporą popularnością a im dalej na południe, tym częściej spotykano dożynkowe obchody. Aby to lepiej zrozumieć trzeba przyjrzeć się genezie Halloween.

Halloween wywodzi się wprost ze święta Samhain. Było to święto końca roku, żniw, oddawania czci bóstwom i duchom przodków. Czyli jakoweś celtyckie dożynki plus Sylwester w jednym. Było to zatem święto poważne i obchodzone w sposób szczególny, tak w pół drogi pomiędzy równonocą jesienną a przesileniem zimowym. Trochę problematyczne jest datowanie. Celtowie za „dzień” uważali okres od zachodu do zachodu słońca. Stąd też, mówienie o wigilii święta Samhain jest nie do końca poprawne. Dzień świąteczny rozpoczynał się bowiem wraz z początkiem zachodu słońca 31 października. Zatem z naszej perspektywy, nie mniej istotny od samego święta, był wieczór je poprzedzający, czyli właśnie Halloween, choć słowo to wówczas nie funkcjonowało, bowiem ciężko mówić o wieczorze poprzedzającym, wigilii. Wieczór ten, poświęcony był kultowi przodków, dusz zmarłych. Otwierało się wtedy przejście pomiędzy światami, dzięki któremu zmarli mogli na chwilę powrócić do świta żywych. Niestety, nie wszyscy byli szczególnie sympatyczni.

„Halloween” to skrót, przeinaczenie, All Hallows’ Eve, czyli „wigilii dnia Wszystkich Świętych”, powstałe w Anglii w okolicach IX wieku, gdy wigilia święta Samhain, zaczęła bardziej przybierać formę obrzędów stricte na cześć zmarłych. Wspomniane już święto, pewnie nie uwierzycie, obchodzone miało być 1 listopada. W VIII wieku, Kościół nadał świętu nową nazwę „All Saints’ Day” albo „All Hallows Day”. Bardzo często bowiem nowa religia nie wykorzenia dawnych wierzeń bo byłoby to zbyt trudne. Tutaj ponownie proces staje się skomplikowany. Z jednej strony wierni sami wplatają przekazywane z pokolenia na pokolenie zwyczaje w wyznawaną aktualnie religię, w ramach teologii ludowych, które często rozbieżne są instytucjonalnymi. Z drugiej strony instytucje, takie jak kościół, akceptują te zwyczaje, bowiem nie wykształciły własnych form celebracji a kapłani często sami ulegają zwyczajom ludowym. Stąd też po dziś dzień pojawia się symbolika ognia czy słodycze. Już w okolicach 1800 roku, starano się wykorzystać Halloween do zacieśniania więzi w ramach lokalnej społeczności, odcinając je od czarostwa, wiedźm i żartów. Warto zauważyć, że większą popularnością cieszy się ono na terenach pozamiejskich, przedmieściach w ramach lokalnych społeczności.

Dodać trzeba, że na „naszych ziemiach” czyli terenach współczesnej Polski, znaleziono artefakty należące właśnie do Celtów. Zarówno broń, naczynia czy elementy pracowni bursztyniarskiej. Co więcej sami Celtowie pochodzą, tu zza granicy, z terenów współczesnych Niemiec. Zatem biorąc pod uwagę, że mieszkali tu nie daleko, bywali u nas, tak samo z resztą jak ludy północne, oznacza, że nasze święta mogą mieć dużo wspólnego. Tym bardziej, że ludy słowiańskie również swym zasięgiem obejmowały wspomniane tereny współczesnych Niemiec. Celtowie nie pochodzą z Irlandii.

Zwyczaje

Spróbujmy zebrać wszystkie halloweenowe zwyczaje w jednym punkcie. Współcześnie dzieciaki chodzą od drzwi do drzwi i zbierają słodycze. Dorośli raczą się przetworzonymi płodami rolnymi, wszyscy zaś przebierają się za upiorne i straszne istoty. Co gorsza, zwyczaj częstowania dusz mocniejszymi trunkami również nie przepadł. Fakt że dusze te są jeszcze żywe nie specjalnie komuś przeszkadza. Rok w rok, mnóstwo wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców. Nieodłącznym atrybutem święta jest też dyniowy lampion. Pełni on funkcję latarni i karaboszki w jednym. Dawniej wierzono, iż w święto Samhain, później w wieczór je poprzedzający, czyli wigilię, na świat powracają dusze umarłych. By je udobruchać składano im ofiary z płodów rolnych, słodkości, głównie miodu, alkoholu. Być może było to jedno i to samo. Nie udało mi się znaleźć informacji by Celtowie sycili miód. Oprócz tego rozpalano ognie w warzywnych lampionach, malowano twarze, celem wtopienia się w tłum duchów i upiorów, by je zmylić. Inaczej gotowe były  porwać nieszczęśnika w zaświaty. Zwyczaje te, przetrwały chrystianizację i ewoluowały do naszych czasów. Halloween obchodzone jest od dawna na terenie Anglii a wraz z kolonializmem zawiezione zostało przez różne nacje do Nowego Świata tworząc wielokulturowy miks i przybierając znaną nam dzisiaj formę. Tutaj możemy też dodać, że dynie jako latarnie zostały ponoć pierwszy raz wykorzystane właśnie w Anglii, gdyż rzeźbienie w nich było łatwiejsze niż w rzepie.

W opowiadaniu znanym jako „Jeździec bez głowy” lub pod swym oryginalnym tytułem „The Legend of Sleepy Hollow” niejaki Brom, przebrany za postać z okolicznych legend, ciska w Ichaboda Cranea dyniowym lampionem. Samo opowiadanie zostało napisane w trakcie wyprawy Irvinga do Europy i wydana w 1819 roku. Przyznacie, że z rzepowym czerepem wyglądałby co najmniej komicznie w swym przebraniu. Jeździec jest natomiast oparty na popularnej legendzie o bezgłowym jeźdźcu. Chociażby w Irlandii znany jest jako DullahanNa ternie USA, legenda ożyła po bitwie o White Pains, która miała miejsce 28 października 1776. Przy starym kościele w Sleepy Hollow pochować miano heskiego najemnika, który został zdekapitowany przez kulę armatnią. Od tamtej pory wstawał ze swego grobu i szukał utraconej części ciała, zastępując ją właśnie wydrążoną dynią.

Można zatem założyć, że obywatele młodego tworu, znanego jako Stany Zjednoczone, szybko wpadli na ten pomysł a ciągle oburzeni mieszkańcy metropolii postanowili przypisać sobie palmę pierwszeństwa. Powieść „The Legend of Sleepy Hollow”, przysporzyła dyni wielkiej popularności a bezgłowy jeździec stał się nieodłącznym elementem Halloween. Sama nazwa dyniowej latarni, Jack-o’-lantern, ma kilka źródeł. Otóż w języku angielskim jest jakoby zwyczaj nazywania nieznajomego mężczyzny „Jack”. Wiecie, coś jak nasze „co to za gość”, tak tam stosowano „Who’s that Jack?”. Jack of the lantern, stało się określeniem na latarników a jako że wszyscy lubią skrótowce – Jack-o’-lantern. W 1858 powieść Irvinga doczekała się wznowienia, choć można założyć że już za sprawą dyń, napędzając jej popularność. Istnieje też irlandzka legenda o Stingy Jacku, który po śmierci błąkał się po bagnach ze swą rzepową latarnią. Lub całkiem zwykłą latarnią. Jak się pewnie domyślacie Jack, nazywany był czasem Jack-o’-lantern, Jackiem Latarnikiem. Równocześnie opowieść o nim tłumaczy istnienie błędnych ogników. Źródeł jest zatem wiele i być może wszystkie walnie przyczyniły się do powstania współczesnego Halloween.

Wiele zwyczajów, które znamy z amerykańskiej wersji tego święta wywodzi się ze Starego Świata. I tak na przykład brytyjski zwyczaj zwany „souling” dla niektórych badaczy jest bezpośrednim wzorem dla „Trick-or-treating”. Polegał on na chodzeniu od drzwi do drzwi i zbieraniu pieniędzy przez przebrane za upiory dzieci. Możliwe że i starsze osobniki praktykowały ów zwyczaj jednak zamiast zbierać słodyczy wypijały z gospodarzami kielicha. Zatem miej więcej jasna staje się tradycja przebierania za duchy i chodzenia od domu do domu w celu zdobycia słodyczy. Jack-o’-lantern czyli wydrążona dynia jak żywo przypomina karaboszkę a słodkości, którymi częstuje się „upiory” mają je udobruchać aby nie spłatały domownikom psikusa – Trick-or-treating. Z zaznaczeniem, że staroceltyckie upiory dziwnie definiowały psikusa. Istnieje też wiele innych zwyczajów takich jak „soul cake”, choć ten chyba praktykowany jest już tylko gdzieniegdzie na Wyspach. Soul cake to forma słodkie placka albo chlebka, którym częstowano odwiedzających. Może jakiś rodzaj podpłomyka z miodem? Jak widzicie halloweenowe zwyczaje bardzo są podobne do staropolskich Dziadów.

Dziady

Swojskie dziady, były dniem – nocą – gdy dusze zmarłych powracały i aby zaskarbić sobie ich przychylność należało ugościć je strawą, słodkościami i wódką. Imprezy organizowano albo w domach albo na grobach zmarłych. Palono ognie na rozstajnych drogach i z chleba lub drewna wyrabiano upiorne maski, twarze upiorów zwane karaboszki. Pieczono też specjalny chleb mający być strawą dla zbłąkanych dusz. Różnica polega na tym, że według różnych źródeł Dziady obchodzono dwa razy do roku. W maju, lecz tu nie ma jednej daty, chyba zależna była od fazy księżyca, zaś jesienią właśnie w nocy 31 października na 1 listopada. Dzień zaduszny, również pojawia się w opracowaniach poświęconych wierzeniom dawnych Słowian, ale trzeba pamiętać o tym, że nie jest to jednorodna grupa. Mówimy o pewnych uogólnieniach. Gdyby zaś zwyczaj nie przepadł na przestrzeni dziejów, kto wie jak wyglądałyby obchody Dziadów obecnie? Być może właśnie tak samo jak dzień zwany Halloween. W końcu słodycze, lampiony, duchy i coś mocniejszego dla dorosłych są jak najbardziej na miejscu. Gusła pewnie odeszłyby do lamusa o ile mickiewiczowskie opisy brać można za dobrą monetę.

W Polsce jakoby spadkobiercą jesiennych dziadów jest Dzień Zaduszny, który obchodzony jest po Wszystkich Świętych. Lampiony i ognie przybrały formę zniczy a przy cmentarzach nadal sprzedawane są słodycze. Nigdy nie interesowało was o co chodzi z tymi straganami? No to już wiecie. Szkoda, że tylu kierowców chcąc szybko połączyć się z duszami utraconych bliskich wsiada do aut na podwójnym gazie, ale cóż. Tradycja rzecz święta. Wiosenne dziady zaś znajdują jakoby swoją kontynuację w krakowskim festiwalu Rękawki. Samo słowo „dziady”, słusznie kojarzy się ze słowem „dziadek”. Otóż słowo „dziad” to po prostu przodek. W niektórych regionach w okolicy świąt Bożego Narodzenia, w kącie chaty gościł diduch, słomiany snopek symbolizujący, jak się już domyślacie dziady, czyli przodków.

Crom Cruah

Teoretycznie w dzień Samhain jakieś ludy irlandzkie składały krwawe ofiary bóstwu znanemu jako Crom Cruach. W zależności od podania, składano w ofierze pierworodnego syna albo trzeciego syna. Jakby nie było, archeolodzy musieliby natknąć się na liczne szczątki dzieci, ale wymagałoby to bardzo wielkiej, fanatycznej wiary i było co najmniej nieekonomiczne. W czasach gdy posiadanie jednego męskiego potomka, który dziedziczył majątek, było sporym sukcesem, chyba nikt nie pokusiłby się o złożenie go w ofierze. Możliwe, że trzeci syn mógłby zostać złożony w ofierze, ale trzeba się go dorobić. Warto też pamiętać, że  informacje o tych krwawych ofiarach, pochodzą ze źródeł starochrześcijańskich. Ich autorzy bardzo często demonizowali wyznawców lokalnych religii, by móc ich prześladować lub nawracać przemocą. Nierzadko zwyczajnie kłamali, by przedstawić swą misję chrystianizacyjną w lepszym świetle, jak to mierzyli się ze straszliwymi poganami. Koniec końców, w chrześcijaństwie przetrwało więcej pogaństwa, niż kościoły by sobie życzyły.

PR i marketing istnieją dłużej niż nam się wydaje i do dziś, wielu bierze stare kroniki za dobrą monetę, przez co na historycznej mapie świata rozpleniają się demoniczne kulty albo lechickie imperia. Może wszystko wzięło się od jednego nawiedzonego władyki? Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że takie przypadki się zdarzały. W końcu w Indiach grasowali dość morderczy sekciarze, wyznawcy bogini Kali, choć ciężko określić skalę zjawiska. Podobno to właśnie patron Irlandii, św. Patryk zwalczył kult Crom Cruaha, któremu oddawać miano cześć właśnie w okolicy święta Samhain. Zapewne te nie do końca potwierdzone zdarzenia, są podstawą do współczesnych opowieści o zabijaniu każdego roku milionów nowonarodzonych dzieci. Nie jest jednak łatwo uwierzyć, że USA co roku znika tyle noworodków i nikt tego nie zauważa, a tabuny kobiet skrzętnie ukrywają ciążę. Z resztą przedstawiciele wszystkich religii miel tendencję do ofiar, palenia, torturowania. Palonemu naprawdę obojętne w czyje imię go palą. Także Crom nie jest najlepszym argumentem przeciw.

Dziady czyli Halloween

Jeśli uważnie przeczytaliście poprzednie akapity, dostrzeżecie że Halloween i Dziady to właściwie to samo. Uproszczenie takie jest jak najbardziej uzasadnione. Dziś, funkcję Dziadów pełni Dzień Zaduszny. Zatem wigilia dnia Wszystkich Świętych straciła na znaczeniu. Zanim zaczniecie w tym roku narzekać na „hejlołon” i domagać się wprowadzenia Dziadów, jako naszej prawdziwej tradycji pomyślcie inaczej, mianowicie po co zastępować Halloween Dziadami, skoro oba wydarzenia mają niemal identyczną symbolikę i obrzędy. Czyż nie prościej założyć, że są to Dziady pod anglojęzyczną nazwą? Daje to olbrzymie pole do popisu by w przyszłości zmienić nazwę na polską, tym bardziej, że nawet daty pasują a sam zwyczaj pięknie łączy się z jesiennymi klimatami i całą symboliką towarzyszącą zmianom pór roku. Będzie to znacznie bardziej sensowna próba odtworzenia dawnego obrzędu, niż biegnie po polach w teatralnych ciuchach, co do których nawet nie mamy pewności, że były noszone przez dawnych Słowian z tych rejonów. Równie dobrze, mogą być artystycznym wyobrażeniem co Słowianin nosić powinien. Cofanie się w czasie celem rozpoczęcia nowej ewolucji mija się z celem. Gdyby taka argumentacja nie przypadła Wam do gustu, to proszę odstawić pomidory, paprykę, kakao i zapomnieć o niedzielnym schabowym z ziemniaczkami. Skoro rozstawione tu i ówdzie dynie są tak rażące to przypominam, że wymienione płody rolne też przybyły z Nowego Świata. Żeby dodatkowo obalić słowiański mit, nasi przodkowie byli raczej wegetarianami. Ich dieta składała się z kasz, warzyw, owoców, ryb, mleka i jaj. Byli peskatarianami czyli takimi pół wegetarianami.

Halloween

Halloween a sprawa polska

Widuję czasami w Sieci reportaże ze współczesnych obchodów Dziadów. Wystylizowane grupy rekonstrukcyjne próbują udawać prasłowian, w trakcie jakichś obrzędów. Jednak jest to mickiewiczowsko – neopogański miks, który być może niewiele ma wspólnego ze zwyczajami naszych przodków. Od chwili gdy ostatni raz praktykowano te zwyczaje w Polsce, mija kilkaset lat. Gdyby nie zaprzestano to na sto procent zwyczaj uległby ewolucji, jak każdy inny. I uległ, bowiem obchody dnia Wszystkich Świętych, to właśnie współczesna forma w jakiej dziady przetrwały. Naiwnym byłoby twierdzić, że biegalibyśmy nadal po łąkach w onucach paląc ogniska i odprawiając gusła, w które z resztą nikt nie wierzy. Napiszę jeszcze raz, te spektakle wyglądają jak wyobrażenie niejakiego Mickiewicza o tymże obrzędzie. Już raz popełniono ten błąd, bowiem przez lata katowano młodzież opisami walk i tortur na rzymskich arenach, zaczerpniętymi ze stron powieści Sienkiewicza. Zowie się to „błędem Sienkiewiczowskim”. Jeśli zaś tak zwani rodzimowiercy nie dostrzegają podobieństw, to niezbyt się przyłożyli do odrobienia pracy domowej.

W całej Europie możemy znaleźć bardzo podobne obrzędy na cześć zmarłych. Jeśli zaś nie lubicie rzeźbionych dyni jako zupełnie nie polskiego zwyczaju – polecam odstawić ziemniaki, kukurydzę, pomidory, tytoń, kakao, ubieranie choinki.  Właściwie to o wierzeniach dawnych Słowian wiemy mało albo bardzo mało. Nie mamy nawet pewności jakie bóstwa należały do naszego panteonu a które przyszły z zewnątrz. Perun może być nasz a mógł być jedynie kultem Thora, który przyszedł z północy. Dziadów w czystej postaci i tak nie przywrócicie oraz nie nawrócicie Polaków na wiarę w Siwe i Daźboga. Gdy ktoś mówi wam, że „mamy swoje święta” warto popatrzyć z przymrużeniem oka. Fakt, że Polacy to lud słowiański nic w kwestii kontynuowania ich wierzeń nie znaczy. Na tej zasadzie powinniśmy odrzucić też alfabet łaciński. Zapominają rodzimowiercy i inni piewcy kultury słowiańskiej, że ciężko wierzyć w boga w którego się nie wierzy. Co równie ważne, Halloween nie koliduje z Dniem Wszystkich Świętych, gdyż jak wspomniałem jest to wigilia Dnia Wszystkich Świętych, zatem wieczór 31 października. I co najważniejsze, to nie jest żadne święto. Jeśli ktoś chce w Halloween napić się piwa przy latarni z dyni?

Słowianie

Nie ważne ile słowiańskich genów znajdziecie w populacji naszego kraju, ma to praktycznie zerowe znaczenie. Cóż bowiem po tym, że część puli genowej współczesnych Polaków, pokrywa się z tą, którą posiadali kumple Mieszka I? Dla człowieka znacznie ważniejsza jest kultura. Na przestrzeni dziejów, kilka razy grubą krechą odcinaliśmy się od tego co było wcześniej, choć tylko symbolicznie. Przykładem może być chociażby wydarzenie znane jako Chrzest Polski. Na lekcjach polskiego i historii można odnieść wrażenie, że tego dnia obalono stare bogi i wprowadzono wiarę w Jezu Chrysta. Czy dla jakiegoś mieszkańca, jakieś zapadłej wiochy a nawet dużego miasta miało to jakieś znaczenie? Jeszcze przez lata, jeśli nie stulecia, praktykowano dawne obrzędy. Tylko gdzieś tam daleko, jakiś nieokreślony władyka, z którym nic tak mieszczanina jak wieśniaka, nie łączyło absolutnie nic przyjął sobie inną wiarę. Wielkie mecyje. Jednak zapoczątkowało to proces chrystianizacji, który stopniowo lecz nieubłaganie zmieniał oblicze ówczesnego świata.

Słowianie jednak nie byli w ciemię bici i nie zamierzali toczyć walk o bogów. Wszak czy Trójca Święta to nie Trygław? Chrześcijaństwo rozwijało się wielotorowo, potrzeba było wielu soborów, by ostatecznie zdefiniować kształt Nowego Testamentu. Dywagowano nad relacją Jezusa i Boga Ojca, bowiem wszystko czym dysponowali pierwsi chrześcijanie, to przekonanie, że Jezus istniał, był mesjaszem i synem bożym. Nic więcej, bowiem nawet ewangelie spisano po jego śmierci, rękami ludzi, którzy nigdy go nie spotkali. Słowianie zaś, należeli do bardzo praktycznej rodziny, która nie otaczała się zbytkiem, bowiem zbytek bywa rabowany a ludzie zabijani. Długo nie korzystali z koła garncarskiego, bo miska lepiona ręcznie, jest równie dobra a misterną ktoś morze chcieć ukraść. Zatem nie czuli potrzeby walki o swoich bogów, bowiem w roli Mokoszy czy Perperuny sprawdzi się Matka Boska. Po dziś dzień, księża katoliccy kolędują, jak dawni słowianie w trakcie koliady. Chrześcijaństwo potrzebowało form, zatem nowo nawróceni wnosili weń własne, wypracowane przez wieki formy. Stad rokroczna awantura, że chrześcijanie kradli, okradali inne religie i ludy z ich obrzędów. Nic bardziej mylnego, bowiem to sami okradani, wnosili je by sformalizować nową wiarę.

Popatrzmy zatem, czego my się tu domagamy. Jakiejś więzi na tle naraodowoetnicznym. Pomieszanie z poplątaniem, bo już „naród” to niejasna kategoria, zwłaszcza w czasach feudalnych. Słowianie? Przecież to jest olbrzymia grupa ludów, obejmująca coś sto pięćdziesiąt grup etnicznych, z tego część tradycyjnie woli wino od miodu w połączeniu z oliwkami. Tak, na Bałkanach też mieszkają Słowianie. Występuje tu jakieś pragnienie zachowania tradycji. Postulat iż mamy swoich bogów, jest nietrafiony i absurdalny. Wszyscy bogowie istnieją równocześnie i toczą bój o rząd dusz? Czy też rodzimowiercy trzeźwo zakładają, iż wiara w personifikacje sił natury jest tak samo absurdalna jak w boga w trzech osobach i gadające węże ale z dwóch bajek lepsze są rodzime niż z importu? Tylko co znaczy rodzime? Nie sposób odpowiedzieć, bowiem przedchrześcijańskie wirzenia się przenikały. Przecież poszczególne grupy etniczne nie były otoczone murami. Poza tym zapominają o ważnym składniku,  mianowicie wierze. Wiara to coś więcej niż odprawianie nic nie znaczących rytuałów. Z Prasłowianami nic nas już nie łączy. Nie ma ciągłości kulturowej. Dodam też, że tradycja tylko pozornie jest niezmienna. Współczesne Boże Narodzenie ma niewiele wspólnego w swej formie z tym jak obchodzono je trzysta lat temu. Nie wspomnę już o fakcie, że Wigilia Bożego Narodzenia wiedzie prym przed samym Bożym Narodzeniem, choinka z Niemiec zastąpiła swojską podłaźniczkę. Tradycja daje pozory niezmienności, choć ulega zmianie, ewolucji. Tak było kiedyś, tak będzie za sto i więcej lat. Stąd też wiele osób obawia się wszelkich ingerencji w tradycje, nie widząc że niektóre z nich narodziły się niedawno. Istotny jest zatem stosunek emocjonalny, więź emocjonalna, zapewniająca ciągłość. Została ona zerwana wieki temu. Nie można zatem powiedzieć, że dziady to „nasz zwyczaj”. Inną kwestią jest tożsamość etniczna. Naprawdę myślicie, że dawni mieszkańcy tych terenów uważali się za Słowian od Tatr po Bałtyk? Dzisiaj mamy problem z tym kto jest prawdziwym Polakiem i co to jest naród, tożsamość narodowa i choć żyjemy w granicach administracyjnych Polski to widzimy masę grup wzajemnie zantagonizowanych. Natomiast Prasłowianie jak jeden mąż wiedzieli, że są Słowianami. Fajnie.

Święta Śmierć czyli Santa Muerte

Zwyczaj ten czy wierzenie bywa wplatany lub mylony z Halloween. W Meksyku, począwszy od wigilii Dnia Wszystkich Świętych aż po dzień zaduszny, oddaje się część specyficznemu bytowi. Choć Meksyk, to kraj w 89% katolicki to kult Santa Muerte jest tam nadal… żywy. Nadaje on koloryt tamtejszym zwyczajom. Kościół katolicki stara się z nim walczyć, ale jest to niemal niemożliwe. Ważne jest natomiast, że kult Santa Muerte jest prawdziwym i żywy. Wielu nadal się doń modli, czasem utożsamiając z Matką Boską, przez co całość nabiera trochę makabrycznego klimatu. Istnieje sporo wersji czym jest owa Święta Śmierć, ale przeważnie stanowi albo jakąś formę Matki Boskiej albo jej przeciwieństwo czy alter ego. Ciężko powiedzieć, czy powstała spontanicznie, gdzieś w latach 40 czy 50 XX wieku, czy też wywodzi się z wierzeń azteckich, przemieszanych z chrześcijaństwem. Zasadniczo jest patronką handlarzy narkotyków czy prostytutek. Modlą się do niej też przeciętni ludzie, chociażby o nieszczęście czy śmierć dla wroga. Czyli o wszystkie te rzeczy, o które nie wypada prosić porządnych świętych czy Matki Boskiej. Ot, taki tam demoniczny byt do spraw specjalnych. Jej święto przypada na 1 listopada i stanowi element obchodów święta zmarłych. W końcu Śmierć to Śmierć. Łatwo zaobserwować, że pewne elementy kultu Santa Muerte przenikają do Halloween, ale nie w postaci wierzeń, tylko estetyki, imprezowego makijażu, który jest dość ciekawy. Trzeba przyznać, że kult Santa Muerte istnieje i ma się całkiem dobrze, natomiast Halloween jest już puste jak ta wydrążona dynia.

la Santa Muerte

la Santa Muerte
Image by wirestock on Freepik

Podsumowanie

Osobiście uważam, że propagowanie Halloween i pomarańczowych dyń, jest krokiem w dobrą stronę. Połączone z polską, złotą jesienią pomarańczowe owoce, bowiem dynia jest owocem, tworzą niepowtarzalny klimat. Wywołują poczucie, że jesień nie jest pustym okresem w oczekiwaniu na zimę, jest radosną, kolorową porą roku. W dodatku układane przy drzwiach kawiarni, domów, sklepów dynie, często łączone są z innymi elementami kojarzącymi się z dożynkami, świętem plonów. Kulminacją tego jesiennego okresu jest właśnie Halloween, czyli dobra okazja do radosnej zabawy.

Jeśli natomiast jesteś katolikiem, to wiedz że nie namawiam cię do żadnego świętowania. Jeśli przeszkadzają ci przedchrześcijańskie korzenie to wiedz, że bożonarodzeniowe drzewko ma identyczne i praktycznie w większości religii znajdzie się dziecię zrodzone z dziewicy.
W sumie także Śmigus Dyngus, kolędowanie i wiele innych, to również spadek po niechrześcijańskich przodkach. Halloween – All Hallows’ Eve, czyli wigilia Dnia Wszystkich Świętych, to moment gdy możemy napić się piwa.  Wydarzenie nie będące świętem, pozostałość dawnych obrzędów służące dziś zabawie, zbieraniu słodyczy przez dzieci i spożywaniu przetworzonych płodów rolnych przez dorosłych, głównie destylowanych. Nie należy łączyć tego z żadnym wierzeniem, zdecydowanie zaś na pewno nie ma związku z szatanem i nie zabija się masowo dzieci. Halloween nie ma żadnego znaczenia. To tylko zabawa. Znak pusty. Natomiast fakt, że twoje wierzenia, nie pozwalają ci  na coś, nie znaczy że mam się do tego stosować. Co więcej zaś, dyniowy lampion jest bardziej ekologiczny. Można z niego napędzić bim… pa ram, pam, pam, powideł zrobić albo zupę.

Dziękuję.
Bu!

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

Halloween