nagość w fotografii

Nagość w fotografii – zawsze w szczytnym celu

Nagość w fotografii to bardzo popularny temat. Uwielbiam Daikichiego Amano, Nobuyoshi Araki nie jest mi obcy a przez lata moją główną fascynację stanowił Helmut Newton. Zatem ciężko zarzucić mi że nie lubię fotografii aktu albo aktu z mocnym erotycznym podtekstem. Drażni mnie gdy ktoś tłucze w kółko to samo i dorabia absurdalną ideologię. Nagości mamy w otoczeniu bardzo dużo. Nie można powiedzieć, że jest ona na cenzurowanym, ale trochę się przejadła. A może nie tyle przejadła, co oglądający powoli mają szczerze dość identycznych fotografii, które mają pokazać roznegliżowane ciało tej czy innej gwiazdy, ale żeby trochę to usprawiedliwić, dorabia się a to ochronę słoni a to czegoś.

Pokaż piersi w słusznej sprawie

Seria nagich kobiet, które coś promują. Nikt nie wie co, nikt nie wie po co. Ot, kilka dość zagłodzonych dziewczyn w niedwuznacznych pozach i sążnista argumentacja. Taką właśnie sesją  nie raz raczą nas różne magazyny. Raz rozbiorą się i pozują w seksownych pozach w imię różnych celów. Raz jakoby zadeklarowały, że prędzej będą chodzić nago niż nosić futra. Nie trzyma sie to jakoś bardzo kupy, bo futra do wielu sezonów są bardzo niemodne ale jak długo chodzą nago tak długo mam to gdzieś. Innym razem kilka modelek rozebrało się do naga celem zwalczenia spożywania mięsa. Ostatnio zaś jakiś lifestylowy portal zaprezentował umazaną od stóp go głów w makaronie kobietę opatrzoną dumnym tagiem #staystrong.

Dziewczyny #staystrong! Jedzcie coś, nie dajcie się przemysłowi robiącemu z was wieszaki. W końcu jedna z nich była już tak wygłodzona, że zamiast zjeść makaron cała się nim biedula wysmarowała […]

Druga sprawa, że w kampaniach na rzecz czegokolwiek nigdy nie wykorzystuje się mężczyzn. Narastający w siłę ruch Body positivity? Same kobiety. Właściwie promocja różnorodności nie dotyczy mężczyzn. Kobiety mogą być różnorodne, mieć różne upodobania względem siebie. Panowie już nie.

Żarcik

Początkowo uznałem, że to taki żart. A niech się męczą i kłócą. Ok! taka zabawa z widzem jest jak najbardziej akceptowalna. Niech się kłócą w komentarzach i zobaczymy co z tego będzie. Moje nadzieje okazały się jednak płonne bo oficjalna idea, przyświecająca temu kalendarzowi jest z goła  – bardzo wyrafinowany żart – odmienna… Zanim jednak przeszedłem do oficjalnej części przyszło mi do głowy, że to jest kampania na rzecz nie głodzenia modelek. Dziewczyny #staystrong! Jedzcie coś, nie dajcie się przemysłowi robiącemu z was wieszaki. W końcu jedna z nich była już tak wygłodzona, że zamiast zjeść makaron cała się nim biedula wysmarowała a druga próbowała wykonać ćwiczenie zwane pompką i wyglądała jakby miała rozstać się z tym światem z wysiłku. Dużo było też machaniny kończynami bez ładu i składu, która to chyba miała uchodzić za boks, połączony prężeniem mięśni, których ciut zabrakło. W tym kontekście tag brzmi jak wyrazy wsparcia i współczucia.

Okazało się, że chodzi o bycie sobą, fizyczną i psychiczną siłę. Wiecie. #staystrong. Jeszcze pół biedy te sportowe popisy, choć na przeciętnej siłowni znaleźli by atrakcyjniejsze dziewczyny do tego prawdziwie zakochane w sportach różnorakich. Bez tłumaczenia, ciężko byłoby wyjaśnić o co chodzi z tym tagiem i jak się okazuje nie tylko ja nie potrafiłem kilku roznegliżowanym kobietom przypisać jakiegoś przesłania. Tym bardziej, że większość z nich miała na sobie lekko albo i mocno erotyczną bieliznę, która wcale nie ułatwiała interpretacji. Podobnie jak miska makaronu. Erotyczna bielizna zawsze stanowi problem. Jej krytykowanie odbierane jest jako atak na prawo kobiety do manifestacji własnej seksualności. Chcesz być silna? Wyzwolona? Rób to poprzez swoją seksualność! Manifestuj ją, bo jak jej nie manifestujesz to jesteś słaba! Z siłą ducha też był mały problem. Prócz tego nie licząc jednej modelki z odmiennym kolorem skóry, wszystkie były raczej do siebie podobne. To jak być sobą będąc takim samym jak wszyscy? Na tym polu autorzy również polegli.

Komentarze

Dużo komentarzy posypało się ze strony kobiet. Że nie bardzo wiedzą jak umazanie się sosem ma sprawić, że będą sobą. Mają być wysportowane, seksowne i co jeszcze? Dobrze gotować? Ktoś chciał zabłysnąć a wystarczyło się brokatem posypać. Miała być sesja bez mała emancypacyjna a wyszedł żelazny kolec w serce feminizmu. Kobieta ma być zadbana, ładna, wysportowana, zawsze chętna i obecna w kuchni? Raczej nie potkało się to z bardzo przychylnym spojrzeniem. Seria filmików w których nie bardzo wiesz czy chodzi o erotykę czy sport nie wprawiła głównych zainteresowanych w osłupienie i nie zmotywowała do bycia sobą. Ewidentnie raczej wywołała silny niesmak.

Częsta praktyka

Problem z kobiecą nagością jest następujący. Nie pokazujesz się nago, nie jesteś wyzwolona. Jeśli chcesz pokazać, że jesteś wyzwolona rozbierz się. W efekcie wszystko bierze w łeb. Powstaje taki mniej lub bardziej pozorny paradoks, będący ciosem w założenia feminizmu. Otóż, feministki chciały ukrócić uprzedmiotowienie kobiet, robienia z nich obiektów seksualnych. Kultura wycięła im numer, pięknym kontratakiem rodem z aikido. Chcesz być wyzwoloną kobietą? Rób z siebie obiekt seksualny, manifestuj seksualność! Ciężko się z tego kręgu wyrwać, bo nie wiadomo kto jest po czyjej stronie i od kogo się oberwie. To w końcu nagie ciało jest symbolem wyzwolenia czy zniewolenia? Koniec końców, facet zastanie symbolem wyzwolenia kobiet a feministka dostanie po głowie, że każe się innym rozbierać bo sama jest brzydka. Frontów jest tyle, że każdy strzela w każdą stronę. I gdybyś mogła, kochana być wyzwoloną ale będąc wysportowaną, seksowną i zawsze chętną to będziemy wdzięczni. Kto by tam oglądał wyzwolony celulit.

Bardzo często tworzy się serię zdjęć a potem dorabia całą ideologiczną otoczkę. Nie dotyczy to tylko tego konkretnego przykładu. Ile to razy widziałem sesje gdzie mnie lub bardziej roznegliżowana dziewczyna miała coś uzasadnić. Są magazyny w których co miesiąc czytelnik dostaje porcję nagości, która ma nieść ze sobą jakieś bardzo głębokie przesłanie. Tylko, że bez strony albo najlepiej całego magazynu poświęconego danemu tematowi nie można za Chiny Ludowe, dojść co autor miał na myśli i to przy najlepszych chęciach. Tłumaczenie też niewiele pomaga, gdyż zapoznawszy się z tekstem, nie sposób wyczytać tego ze zdjęć. Bywa tak, że w filmie, książce, zdjęciu dostrzegamy coś, gdy zapoznamy się z interpretacją. Widzimy, że to tam jest. Trochę jak wskazany palcem kameleon pośród zielonego listowia. Tyle, że w omawianych przypadkach to nie działa. Rozumiem, że hajs musi się zgadzać. Z drugiej strony, może dlatego Playboy upadł? Serwował zwykłą, prozaiczną nagość, tymczasem czytelnik potrzebuje swoistego rozgrzeszenia. Nie oglądam erotycznie wyeksponowanych piersi w celach erotycznych. Oglądam je by ratować wieloryby. Oglądam kuszące ciała tych pięknych, wyzywających kobiet, by promować wegetarianizm. Cóż za poświęcenie. Chyba najlepszą serię aktów związaną ze sportem zrobił lata, lata temu Joe McNally. Stanowi ona doskonały przykład, jak poprzez nagość, pozbawioną zbędnego erotyzmu, wyrazić pochwałę da ludzkiego ciała i i jego możliwości. Widać tutaj, że fotograf doskonale operuje materiałem, rozumie go.

Sensualne, artystyczne fotografie

To samo dotyczy modnych słów, które co jakiś czas obiegają Internet. Każda branża ma swoje słowa wałkowane do mdłości: nasze to „sensualne”. Każda seria nawet portretów – ok, bardzo kunsztownych – była od razu sensualna i niosła coś ze sobą. Dobra. Bardzo dobre, wręcz piękne foty i niech tak zostanie. Wiem, że szczytem jest tworzyć dzieła, które są przyjemne dla oka a równocześnie niosą ze sobą jakieś przesłanie. Tylko najważniejsze to wpleść przesłanie w same zdjęcia. Najpierw pomyśleć o tym co chce się powiedzieć a potem ubrać to w kadry. Niestety, próby jakiejś wypowiedzi przestały się sprzedawać.  Lepiej zrobić bezpieczne rynkowo zdjęcia a następnie dodać filozofię, niż naprawdę oddać się jakiemuś tematowi bo łaska Internautów na pstrym koniu jeździ 😉

Przy czym winą, nie można obarczać samych odbiorców. Twórcy z nieznanych mi przyczyn mają niesamowite parcie na tworzenie sztuki. Stąd te wszystkie manifesty, sążniste opisy. Fotografowie tak się zafiksowali na tym, że fotografia jest sztuką i na zdjęciu musi być coś więcej, że zapominają, że największe dzieła sztuki, nie powstały z myślą o byciu sztuką. W efekcie najpierw tworzą, potem myślą co właściwie stworzyli. Jest to równie dobijające jak rzesze fotografów piszących, że poprzez aparat wyrażają siebie. Następnie serwują nam serię mniej lub bardziej roznegliżowanych pań. Jakież to oryginalne! Mężczyznom podobają się atrakcyjne kobiety. Cóż za inność, co za odwaga. Całe szczęście, że ten etap mam już za sobą. Szkoda tylko, że wiele osób zarówno fotografów jak modelek, dalej tkwi w tej grze pozorów.

Czy aby tylko?

Nie mam nic przeciwko nagości. Nawet w mniej „wysmakowanym“ wydaniu.

Przeszkadza mi wtedy i tylko wtedy, gdy ktoś nachalna erotyką czy wręcz pornografią – choć jak mam być szczerzy używam tych słów mając w głowie dylemat co do tego czym jest pornografia –  próbuje na siłę mi coś powiedzieć. Naturalnie czasem nagość bywa pomocna albo niezbędna jako środek wyrazu. Trzeba tylko przemyśleć jej zastosowanie. Nagość dla samej nagości też jest ok. Najlepiej zaś gdy twórca jest szczery i mówi nam wprost. Uwielbiam fotografować nagie kobiety i sprawia mi to przyjemność. Wysmarowanie się makaronem w imię promocji bycia sobą: czytaj wysmarowaną makaronem w erotycznej bieliźnie. Pasując do schematu, jesteś sobą. Nie pasujesz: leniwa świnia, #staystrong, bądź fit.