Najgorsze zdjęcia

Najgorsze zdjęcia ślubne

Fotograficzne media często raczą swych czytelników artykułami, galeriami na temat najgorszych zdjęć ślubnych, portretowanych, czy modowych. Czytelnicy z zapałem komentują, śmieją się tak z twórców jak klientów. Zasadniczym pytaniem jest, czemu to robią?

Najgorsze zdjęcia dowolnego typu

Strona może też nosić nazwę, beka z czegoś tam. Czterdzieści kilka tysięcy fanów strony z kijowymi fotografiami, setki polubień. Dyskusja idzie wartko, Janusz i cebula stanowią 90% słownictwa. Pozostałe dziesięć to emotki. Szkoda tylko, że owi Janusze z których tak bardzo nabijają się bywalcy grup nigdy ale to nigdy nie dowiedzą się że taka sytuacja miała miejsce. Czasem co celniejsza uwaga zyska sobie wiele lajków czy serduszek, sprawiają że komentujący poczuje dumę ze swojej elokwencji. Rodzi się pytanie o celowość takiego działania.

Powód zaś jest zaiste banalny. Znacznie łatwiej jest budować swoje poczucie wartości w oparciu o cudze porażki. Jest oczywiście cała i to duża grupa osób, która aspiruje do tego by równać się z najlepszymi albo ich prześcignąć. Tego nie można zanegować. Grupa ta, pracuje i omija szerokim łukiem wszystko co związane z tymi malkontentami. Najczęściej nie są to fotograficy, graficy, robotycy ani absolwenci filologii polskiej. Osoby, które spędzają w Sieci całe godziny obrzucając wszystko błotem i drwiną szukają opcji dowartościowania. W mniemaniu swoim dbają w ten sposób o jakość fotografii, jakieś poczucie estetyki. Napisałem już, że obśmiewani nigdy nie dowiedzą się, że taka sytuacja miała miejsce.

To chyba nawet nie dlatego, że bardzo wszystkim przeszkadza jak palnie się jakąś głupotę. Raczej wszystkim przeszkadza, że robiąc coś innego niż wszyscy masz potencjalną szansę zostać zauważonym. Lepiej sprowadzić każdego do jednego, akceptowalnego poziomu. Wiecie, poprzez fotografię wyrażamy siebie. Wszyscy jesteśmy tacy sami.

Sześć standardów moralności

Grubemu facetowi jeszcze ujdzie. 90% ognia skupiają na sobie panie, nie pasujące do standardów naszej epoki. Osiągalnych, jak najbardziej. Choć jak to zwykle bywa, trzeba się czemuś poświęcić. Panowie na większości zdjęć jakoś uchodzą cało, jacy by nie byli. Natomiast właśnie kobiety obrywają najcięższą artylerią. Przy czym działają najbardziej prymitywne mechanizmy. Jeśli kobieta jest atrakcyjna, to może pozować do zdjęć bez mała pornograficznych. Jeśli czegoś jej brakuje bo jest po prostu „konsumentem” który zamówił sesję – pewnym jest że ktoś to odkopie i jej dokopie. Potem się okazuje, że fala nienawiści wylewa się z profili, których właścicielom brakuje…no wszystkiego. Jeśli zaś nawet posiadają tężyznę fizyczną -ale zdarza się to rzadko, bo ta cecha wymaga siłowni a nie facebooka – to niektóre organy uległy atrofii.

Szanuję to

Autorzy tych stronek szukają, przekopują i walczą o najlepsze jpgi niczym Cappa na froncie w Normandii. Tytaniczna praca godna lepszej sprawy. Gdyby autorzy poświęcili tyle wysiłku na propagowanie dobrej fotografii mogli by odnieść pewien sukces. Choć…czy kogokolwiek łącznie z garstką obecnych tam fotografów obchodzi jakaś dobra fotografia? Gdy mamy coś dobrego, co wymaga pomyślunku, nauki i wiedzy, liczba odbiorców spada na pysk. Wiem, że pewnie wielu z Was poczuje się urażonych, ktoś wyskoczy z maścią na ból dupy albo czymś takim. Jednak wiedzieć Wam trzeba, że szanuję wysiłek włożony w tworzenie takich stron, bo ewidentnie jest kolosalny. Niemniej stanowi on zerowanie na najniższych instynktach, potrzebach jednostek, które w ten sposób wpędzane są spiralę prowadzącą wręcz do nienawiści.

No to znikamy

Osobiście od lat czytam cykl It’s Guest Blog Wednesday. Idea jest prosta. Co środę, na blogu Scotta Kelby pojawia się wpis przygotowany przez jakiegoś dobrego fotografa. Pewnie kumpla Scotta, ale jakie to ma znaczenie? Ważne, że ci ludzie mogą nam naprawdę bardzo pomóc w dalszym rozwoju opisując swoje sukcesy, porażki, doświadczenia i podając gotowe rozwiązania. Jeszcze raz mówię, nie jestem bez winy. Siedziałem tam, komentowałem, traciłem czas. Tylko, że te cudze porażki i moje wyzłośliwianie nie sprawiły, że stałem się lepszym fotografem tylko wylałem sobie trochę jadu. Serio: olejcie te grupy, kupcie dobrą książkę i śmigajcie w plener. Co z tego, że ktoś gdzieś tam źle zamocował lampę? Serio Was to boli? Bo mnie nie.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉