rynek fotografii

O zepsutym rynku

Czy rynek fotografii naprawdę został „zepsuty”? Czy brak popytu na fotografię spowodowały niskie ceny początkujących fotografów lub oferujących swoje usługi za darmo?

Przesyt sztuki i artystów jest normalnym stanem rynku sztuki

Carol Duncan

Zepsuty rynek fotografii

Psucie rynku fotografii przypisuje się osobom, które za swoje usługi żądają pięćset plust album gratis. Drożsi fotografowie uważają, że gdyby ci po pięćset plus, domagali się dwóch, trzech tysięcy, oni sami zaraz zdobyli by więcej klientów. Mówiąc prościej, według samych fotografów, ci tańsi psują im rynek niższą ceną za tę samą jakość. Ci drożsi przez to wprost przyznają, że ich poziom jest taki sam jak tych tańszych i drażni ich, że przez to muszą obniżać ceny. Dowodzi to też, że fotografia nie jest żadną sztuką tajemną i każdy może z powodzeniem coś w niej osiągnąć.

Jest w tym trochę prawdy. Klient czasem nie widzi różnicy pomiędzy żarciem z makulatury, które zawiera w sobie samą sól a kuchnią molekularną z 3 gwiazdkami Michelina. Cena bywa przez to podstawą wyboru. Skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać? Z tym, że raczej nikt nie zadzwoni do Ramseya czy innego Okrasy, że ma gotować za stawkę pracownika Złotych Łuków. Gwarantuję też, że wyeliminowanie knajp z fastfoodem nie zwiększy zainteresowania drogimi restauracjami. Najzwyczajniej jest to inna kategoria, skierowana do innego klienta. Czasem konesera, czasem snoba, ale przede wszystkim klienta z portfelem. Tak, szanowni koledzy i koleżanki. Za 3 gwiazdki się płaci. Fotograficy bardzo często rezygnują z bardzo ważnego etapu w marketingu jakim jest budowanie marki. Czasem dobra marka, znaczy więcej niż najlepsze zdjęcia. Świetnie to ujął jeden fotograf w wywiadzie, parafrazuję:

Wiele osób mogłoby zrobić takie zdjęcia jak ja, ale ze mną dobrze się pracuje i klienci mnie sobie polecają 

Wspomniane trzy gwiazdki nie zawsze też służą spożywaniu codziennych posiłków. Z ich usług korzysta się w szczególnych okazjach, nawet mając na tyle zasobny portfel by bez problemu zamawiać tam posiłki na wynos. Analogia między gastronomią a fotografią pozostaje zasadna, nawet gdy zauważymy, że jeść trzeba codziennie. Z usług fotografa korzysta się zaś bardzo, ale to bardzo okazjonalnie. Konkluzja brzmi następująco, istnieją różne segmenty rynku.

Zagrożenie

Tak jak dla dobrej restauracji nie jest zagrożeniem sieć barów z kebabem, tak nie jest zagrożeniem dla uznanego fotografa ktoś fotografujący od piętnastu minut minut z cennikiem kończącym się na dwustu złotych za ślub. Wyeliminowanie tych najtańszych usług może zmusi 2% potencjalnych klientów do zakup droższych usług, ale obstawiam, że te 2% to bardzo zawyżony szacunek. Koleżanka czasem podsyła mi z irytacją oferty osób, które za pięćset plus, sorry, ze powtórzenie ale mnie bawi, album, zrobią ślub i plener i jeszcze coś dorzucą, bo psują rynek. Patrzę na PF. Czym ten koleś może jej zagrozić? Białe winietki, overly, postprodukcja rodem z lat 90tych. Naprawdę ktoś z dobrym gustem skusi się na to? Ci najtańsi nie mają Bóg wie jakiego wzięcia bo klienci wybierają tych lepszych a przez to droższych fotografów. Zatem ci za „stówkę” stanowią zagrożenie jedynie dla forumowych marudów, którzy nie fotografują od 30 lat czekając na coś. Passę albo plamy na Słońcu. Chyba przez myśl im nie przeszło, że może nie być tylu klientów na rynku.

Kolejnym wielkim zagrożeniem jest dostęp do wiedzy. Fotografia jawiła się onegdaj jako pewna sztuka tajemna, przekazywana uczniowi przez mistrza. Minimalny dostęp do tejże wiedzy, gwarantował jakoby dobre zarobki. Ponownie oznacza to, że fotografia to małpia sztuka, którą może opanować, no nawet małpa. Dokładnie tak uważam, ale troche wstyd przyznać, że osoba po lekturze jednego podręcznika, pięciu filmików od razu stanowi zagrożenie dla człowieka z dwudziestoletnim stażem.

Kiedyś jakiś fotograf chyba jeszcze w wywiadzie, który ukazał się archaiczną metodą druku, żalił się że rynek zabijają matysiaki. Określenie fotografa, który ma tysiaka i się cieszy jakby Bóg wie ile zarobił. Pamiętam, że wierzyłem mu na słowo. W końcu nie chciałem być matysiakiem a profesjonalistą, jak udzielający wywiadu. Z czasem uznałem, że tak wierutnej bzdury nigdy później nie słyszałem. Jeśli temu fotografowi prasowemu, paparazzi czy kim tam był, zagrażają gówniarze – amatorzy, to rynek jego działań jest nadmuchany. Przywykł do brania dużej kasy przez brak konkurencji. I tyle. Oczywiście nałożyła się też na to nowa moda, fot wyglądających na byle jakie i odchodzenie w stronę fotografii społeczności, ale i tak gdy dziś o tym  myślę, brzmiało to żałośnie.

Popyt i podaż

Tu zaczyna się zabawa. Mały popyt a podaż olbrzymia. Ludzie pchają się w rynek usług fotograficznych jakby przynosił bitcoinowe kokosy. Trzy tysiące zarejestrowanych fotografów ślubnych w okolicy. Wszystkie foty wykonuje potem ośmiu, no dziesięciu, którzy stanowią trzon, filar i opokę okolicznej fotografii ślubnej. Bo i tylu tylko rocznie jest chętnych. W pewnym uproszczeniu. Moda na fotografowanie zebrała swoje żniwo. Jest moda na robienie zdjęć, ale nie ma aż takiej mody na bycie fotografowanym albo reklamowanie wszystkiego fotografią.
Każdy chce być fotografem, ale nie każdy chce trzeźwo popatrzyć na koszty działalności. Ile czasu trzeba dokładać, jak się promować, jak szukać etc.

Klientów najzwyczajniej nie ma tylu, żeby cały rynek fotograficzny zarobił. Cóż my mamy na tym rynku? Kilka czasopism, kilka portali, rynek reklamy, który nie jest oparty w stu procentach o fotografię? Z resztą trzeba jeszcze mieć co reklamować. Znaczna część fotografii i materiałów narzucana jest odgórnie. Weźmy rynek samochodów. Naprawdę myślicie, że ktoś będzie marnował cenne dolary, złotówki czy euro na tworzenie nowej kampanii reklamowej w każdym kraju? Niektóre firmy decydują się na ulokalnienie swoich przekazów, inne zaś nie robią tego wcale, jak pewna marka samochodów ze swoim pokręconym przekazem rodem z dalekiej Japonii, którego nie trybi 99,9% klientów i po prawdzie nikogo on nie obchodzi. Czasem nawet reklamy nie są już tłumaczone na język polski. Tylko, ilu fotografom albo i agencjom reklamy jest w stanie zagwarantować pracę jeden koncern? I czy w ogóle będzie to ktoś z Polski? Małe lokalne firmy nie mają zaś dość środków by zapłacić 5000 polskich nowych za sesję 2 modelek w 2 sukienkach jak to sobie jedna moja koleżanka wymarzyła. Psioczą później na niedouczonych klientów, ale nie robią nic w stronę ich douczenia. Co ciekawe, dziewczyny poradziły sobie bez fotografa, przy pomocy dwóch żarówek ze światłem ciągłym, własnej urody i selfie na insta. Efekt ten sam – sprzedaż.

Zmiany na rynku

Nawet nie wiem od czego zacząć ten akapit. Obejmuje on zmiany rynkowe, kulturalne, technologiczne. W 2008 gdy rozpoczął się fotograficzny boom, na świecie trwał już kryzys ekonomiczny. Każdy kryzys jest podstawą do cięcia kosztów. Sam kryzys formalnie trwał do 2009 roku, ale rzadko wraca się do stanu sprzed kryzysu. Tak było i tym razem. Do 2013 rynek fotografii prasowej zmniejszył się o połowę. Nie był to tylko skutek zaburzeń równowagi moc…ekonomii. Mniej więcej w tym okresie, cztery lata od powstania platforma Facebook, zaczyna swój marsz ku dominacji. Właściwie nie ma dla niej żadnego konkurenta i choć młodsze pokolenia przesiadają się na chociażby Tic-Toc, to nie podważa on dominacji FB jako platformy docierania do pokoleń znanych jako millenialsi, zwłaszcza tych starszych 25-40 lat. Równocześnie zaczyna się smartfonowa rewolucja. Materiały do prasy docierają szybciej dzięki dziennikarstwu obywatelskiemu, które wygląda bardziej naturalnie, nie nosi znamion ingerencji profesjonalisty i jest zwyczajnie tańsze. Tagowanie na fejsie staje się modne i konsument przestaje być zainteresowany fotami gwiazdy estrady, zaczyna szukać siebie w tłumie. Czas, który widz może poświecić jednej gwieździe drastycznie spada. Reportaż opublikowany w miesięczniku żył miesiąc. Na FB kilka sekund a prasa dogorywała. Tutaj warto też dodać, że skończyła się era Wielkich Gwiazd. Kiedyś cała popkultura zachwycała się Nirvaną albo Led Zeppelin – każdy o nich słyszał. Obecnie poznając nowych ludzi, możesz poznać też nowe sławy, o których nie miałeś pojęcia. Muzyk, pisarz, influencer. Omawianie zmian w branży ślubnej, wymaga osobnego tekstu. Wiąże się z podejściem do instytucji małżeństwa, rozwodu, długości związków. Skoro istniej olbrzymia szansa, że małżeństwu nie przetrwa próby czasu, co w tym przypadku oznacza jakichś czterech do pięciu lat, po co marnować kasę na fotografa? Sześć tysięcy złotych można włożyć w podróż poślubną i przywieźć świetne fotki, które zachwycą nie tylko znajomych. Sama zaś podróż będzie ciekawszym wspomnieniem niż cały ten ślub, który stał się happeningiem.

Mamy zatem zmiany na rynku prasowym, reklamowym, zmieniło się podejście do związku małżeńskiego. Zachwycająca jest również natychmiastowość fotografii. Fotografowie nie próbują nawet zrozumieć co się wokół nich dzieje. Czasem mam wrażenie, że są obrażeni iż klient nie zamawia u nich dzieł sztuki, tylko zdjęcia, które będą dobrze prezentować się w mediach społecznościowych. Wielce znieważa go również konieczność szybszej pracy. Smartfon umożliwia opublikowanie zdjęcia w chwili jego wykonania. Fotograf z chwilą gdy wykona ostatnią klatkę, musi rozpocząć rytuał postprodukcji, który niestety trwa. Zamiast podjąć próbę powrotu do pewnej formy rzemiosła, które z natury wymaga czasu, woli opublikować rzewną listę, zatytułowaną dlaczego to tyle trwa. Wiadomo, że na dobre rzeczy się czeka. Raz jeszcze wróćmy do restauracyjnego porównania.

Influence marketing

No właśnie. Okres dynamicznego rozwoju FB, fotograficzny boom, był też okresem narodzin nowych…w sumie nie wypada powiedzieć, celebrytów, bo celebryta jest znany ale z tego, że jest znany. Influencer może dostarczać rozrywki w postaci głupawych filmików komediowych, świetnych filmów instruktażowych, recenzji książek, czy po prostu genialnych kadrów. Okazali się też świetnymi słupami reklamowymi. Reklamodawca płaci a oni tworzą wszystko od zera. Zdjęcia, filmy, muzykę. Z celebrytą albo sportowcem jest gorzej, bo nie dość że weźmie gażę to jeszcze trzeba mu wszystko zorganizować. Oczywiście, niektórzy influencerzy trafiają potem przed obiektywy fotografów i na banery rozwieszone w miastach, ale nie jest to nagminne, raczej wyjątek od reguły.

Jedni zarobią

Mam wrażenie, że fotograficy nie akceptują pewnych powiedzmy prawideł. Nie ma opcji, żeby jakikolwiek rynek wchłonął 100% tego typu usług. Zwłaszcza rynek już i tak przesycony. Jedni wyrobią nazwisko i markę i będą zarabiać. Inni rzetelnie dorabiać a pozostałym zostają drobne albo i nic. Wszyscy wierzą też, że to wina klientów, że nie kupują ich bo ktoś ma taniej. Taniej i jeszcze tak samo dobrze? Biorę taniej! Tak moi drodzy. Fotografia to wredna rzecz. Gdy patrzę na portfolia z najpopularniejszej dziedziny zarobkowej fotografii czyli wszelkich ślubów, brzuszków, to poziom jest bardzo podobny. Zatem musi decydować cena. Albo marka.

Nie chcemy wracać do dawnych lat. 3 fotografów w mieście, 0 wyboru i płacz i zgrzytanie zębów. A niby to byli ci bardziej świadomi. Z kliszami. Nie wiem jak, ale amator pod ostrzałem w Wietnamie robił lepsze foty niż profesjonalista na komunii czy ślubie tutaj. I wszędzie ceny takie same… Mniejsza zresztą o nich.

Zepsuty czy nie?

Odpowiedzmy sobie w końcu na to pytanie. Czy rynek usług foto jest „zepsuty” czy nie? Nie powiem wam który, ale widziałem co to jest zepsuty rynek. Był to rynek regulowany, na którym rząd wydawał jakieś certyfikaty, licencje, ale do dziś borykamy się ze skutkami pomysłów profesjonalistów, którzy wprawdzie brali olbrzymią kasę za swoje usługi, ale nie potrafili poprawnie wiązać sznurowadeł. Potrafili za to doskonale czesać kasę  i zrażać klientów. Straty wizerunkowe, spadek zaufania …to jest zepsuty rynek. Fotograficy są w trochę innej sytuacji. Po prostu w pewien nieuzasadniony sposób oczekują, że klienci wyrobią sobie potrzebę konsumowania ich usług. Czytałem już tak głupawe – wybacz jeśli to czytasz, ale to było głupawe – że w Polsce nie ma kultury fotografowania, bo w USA robi się rokroczne portrety rodzinne. Wszystko jest winą klientów. Głównie to, że nie chcą sami tworzyć potrzeb, które ktoś inny zaspokoi. Przez lata polscy fotografowie nie musieli konkurować pracując siłą rozpędu. Jak zaczęli trzaskać komunie, wesela i chrzciny a byli jedynymi w okolicy tak trzaskali, aż zderzyli się olbrzymią podażą i amerykanizacją rynku prasy. Ostatnie wymienione zjawisko to import prasy z Wielkiej Brytanii czy Stanów, która prezentowała trochę inny świat a tym samym inne praktyki rynkowe. Specyfika każdego z nich była jednak zbyt odmienna od polskiej rzeczywistości przez co wielu poniosło porażkę i doszło do wniosku, że rynek jest zepsuty. Nie uwzględnili w ogóle zmian na rynku fotografii prasowej, mody, ślubnej, jakiejkolwiek. Budowanie marki było dla fotografów jakimś dziwactwem, tak tych doświadczonych jak początkujących. W dodatku jesteśmy narodem bardzo malkontenckim, który uwielbia winnym jakichś Innych za swoje niepowodzenia. Klient stał się zatem winnym faktu, że fotograf nie wiedział co mu zaproponować. Chcecie więcej? Proszę. Polaki Cebulaki, nie mają odwagi na dobre reklamy. Ani gustu. Zachód! To jest Mekka kreatywnych! Tak bardzo, że coraz więcej miast na świecie walczy z outodorem a raczej jego nachalnością i szpetotą – zatem to jakaś wspólna cecha, że wszyscy lubią brzydotę i „po taniości”.

Rynek usług foto sam w sobie naprawdę nie jest zepsuty. Po prostu czas olbrzymiej podaży przypadł na czasy bardzo małego popytu i olbrzymich obciążeń fiskalnych. Moim zdaniem częściowo spowodowała to moda, tworząc olbrzymią nadpodaż, przy równoczesnym spadku popytu. Trzeba przyznać, że czasem też pomysły fotograficznej braci są przezabawne. Jeden kolega wyliczył, że z pewnej branży wyciągnie 32 000 miesięcznie, ale darujmy to sobie. Trzeba też zaprzeczyć trochę samemu sobie,  gdyż jest pewna zgnilizna którą czuć. Jest nią mentalność. Mentalność, w którą wszystko kult bylejakości, który że w każdej branży może jeszcze poza IT, pojawia się nieziemska stagnacja, byle było, klient i tak kupi.
Ale o tym, innym razem.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

fot. w nagłówku freepic.diller – pl.freepik.com