Święty Mikołaj

Święty Mikołaj czy Santa Claus?

W folklorze wielu krajów istniało wielu lokalnych roznosicieli prezentów. Bywa, że mają sporo wspólnych cech. Moim ulubieńcem stał się ostatnio Joulupukki, który wraz z Wodanem przemierzał niebo w Dzikim Gonie. Ale! Chciałem o tym, jak Święty Mikołaj z Miry, stał się Santa Clausem.

Święty Mikołaj

Nas interesuje ten pierwszy, który teoretycznie stał się podstawą dla znanego nam dziś brodacza. Nam? Cóż, z tym jest problem, dwojakiego rodzaju, bowiem bowiem Święty Mikołaj, który rozdaje prezenty w Polsce, choć wygląda jak Klaus, Klausem nie jest, a poza tym w Polsce istnieje jeszcze kilku dostarczycieli. I nie mam na myśli firm kurierskich sarkających na konieczność dostarczenia prezentów w wigilię Bożego Narodzenia.

Święty Mikołaj przeszedł nie lada transformację. Mój tata pokazywał mi zdjęcia, gdy za „mrocznej komuny” bez większego problemu dzieciom w przedszkolach, prezenty rozdawał Święty Mikołaj. Brodaty biskup z pastorałem. Gdy ja sam byłem w przedszkolu, odwiedzał nas już dziwny miks, bowiem czapa była popkulturowa ale pastorał miał. W różnych regionach świata przybrał różne formy. Świętego Klausa, Dziadka Mroza, Ojca Świąt, tworząc całkiem ciekawą mozaikę. Mikołaj z Miry, leżącej gdzieś we współczesnej Turcji. Wedle legendy cały swój dobytek rozdał ubogim, zostawiając im kilka monet lub najpotrzebniejszych rzeczy nocą. Kult tego świętego, rozpowszechnił się niemal na cały świat chrześcijański, choć najprawdopodobniej zaczęło się wiele lat po jego śmierci, około 1087 roku, gdy włoscy żeglarze, których był patronem przewieźli jego doczesne szczątki z Turcji do Włoch i trwało przez następne stulecia. Na różnych polskich stronach, w myśl różnych teorii, zobaczycie, że kult Mikołaja niektórzy wywodzą od Odyna zwanego gdzieniegdzie Wodanem oraz wszelkiej maści stworów i demonów. Błąd wnioskowania wynika z korzystania z anglojęzycznych źródeł, w których najczęściej mowa o Santa Clausie. Wprawdzie wiele z nich wywodzi tę postać od świętego, którym był Saint Nicholas, ale część mówi tylko i wyłącznie o Santa Clausie, a to tłumaczy się na język polski jako „Święty Mikołaj”, skądinąd poprawnie. Powoduje to jednak, że dochodzenie do absurdalnych wniosków jakoby postać Świętego Mikołaja wywodziła się od Odyna.

Legenda Świętego Mikołaja wywodzi się od Mikołaja z Miry. I już. W kwestii prezentów, sprawa jest bardziej skomplikowana. Otóż bogowie nie raz obdarowywali ludzi różnymi rzeczami. Czasem by dokopać koledze po fachu, czasem w wyniku zasług a czasem byty potężniejsze od człowieka, po prostu się nad nim litowały, jak Prometeusz, który podarował ludziom ogień. Kolejną sprawą jest redystrybucja dóbr, która nie ma nic wspólnego z bogami a której przykładem jest chociażby potlacz. Wiemy, że Rzymianie dawali sobie prezenty z okazji saturnaliów a Germanie z okazji yule. Nie mamy natomiast stuprocentowej pewności czy dzieci naprawdę zostawiały marchewki w butach dla Sleipnira, co brzmi trochę niedorzecznie.

Chrześcijański święty zwany Mikołajem dał początek pewnej legendzie i to być może ona narzuciła nową formę znanym w folklorach rożnych ludów stworom, demonom i bóstwom. Faktycznie, można uznać że Odyn obdarzał niektórych pewnymi darami, zwłaszcza osoby godne, ale nie przynosił dzieciom ciastek. Niektórzy posuwają się do wspomnianego nadmiernego uproszczenia, iż Mikołaj to Odyn a święta Bożego Narodzenia to Jul, lub też Yule. Pierwsze Boże Narodzenie obchodzono w Rzymie, roku pańskiego trzysta trzydziestego szóstego, dnia dwudziestego piątego grudnia. Dokładnie w dzień narodzin boga Mitry lub Natalis Solis Invicti. Tylko tutaj dochodzą pewne kwestie źródłowe. Kto opisywał, datował. Z technicznego punktu widzenia, Boże Narodzenie, jest mało znaczącym świętem w chrześcijańskim kalendarium. Wielkanoc jest kwintesencją tej religii a ludzie lubią świętować, ucztować i bawić się. Przez pewien czas dawne zwyczaje żyją obok nowych i albo znikają albo wtapiają się w mit.

Zatem nie tyle wymyśla się święta na siłę, co uzupełnia luki w micie. I tak to sianko musi mieć jakiś sens. Możliwe, że faktycznie był to podarek dla konia Odyna, bowiem bóstwa takie jak Odyn z czasem pluszowiały. Dziki Gon stawał się coraz mniej dziki. Wiem, że panuje moda na oskarżanie chrześcijan o kradzież elementów cudzej kultury, ale to tak nie działa, przykro mi. Otóż nawracani poganie sami wplatali elementy swoich dawnych wierzeń w chrześcijaństwo i jeśli nie stały one w sprzeczności z trzonem mitu, nie były jakoś intensywnie ścigane. Natomiast prezenty w trakcie Dzikich Łowów? Dziki Gon przeważnie zwiastował wojnę, plagę albo inne nieszczęście.

Dziś kapłani uczą się w seminariach i każdy posiada powiedzmy podobną wiedzę. Powiedzmy. Wiecie jak jest ze studentami. Dawniej, na kapłana przyuczało się lokalnie. On sam wywodził się spośród ludzi, którym przewodził w nowej wierze, więc jeszcze chwilę temu sam wierzył w Dziki Gon. I tak mit narasta. Wchłania w siebie dawne wierzenia, ale na niektóre przymyka oko. Na przykład do dziś nie wiadomo o co chodzi z choinką. Sianko na stole ma jakoby symbolizować stajenkę, w której narodził się Jezus, ale geneza tego zwyczaju jest przedchrześcijańska. I regionalna. Nie znajdziecie tego we Włoszech czy Francji.

Obecnie tryumfy święci Santa Claus, którego teoretycznie wprowadziła firma Coca – Cola. To on rozdaje prezenty od USA aż po Japonię, z wyjątkiem Rosji. Finlandii, Grecji i Włoch, które to kraje mają dodatkowo swoich folklorystycznych dostawców. Japończycy zaś znani są z tego, że łykają wszystko jak młody pelikan. W zasadzie Święty Mikołaj, nie ma tam wielu wyznawców, ale Kraj Kwitnącej Wiśni lubi Zachód i w pewien absurdalny sposób adaptuje wszystko jak leci, pozostając przy tym Japonią. Fajny tekst o lokalnych roznosicielach prezentów znalazłem na blogu Mitologia Współczesna, ale to nie oni mnie interesują. Dorzucę tylko japońską istotę znaną jako Toshigami a dokładnie Ōtoshi-no-kami, który przybywa pod postacią starca na bezgłowym koniu, rozdawać ryżowe placuszki. Radośnie.

Sinterklaas

Musicie wiedzieć, że jako dziecko uwielbiałem koncernowego, czerwonego Mikołaja. Tata opowiedział mi historię  biskupa, choć nie był osobą wierzącą i zawsze ciepło wspomniał przebierańca w mitrze z pastorałem. To on też powiedział mi, skąd wziął się Santa Claus. Wymyśliła go Coca – Cola. Nie dodał natomiast kilu rzeczy, które z chęcią Wam dopowiem. Zasadniczo „Santa Claus” to fonetyczne „Sinterklaas”, w języku angielskim. Sinterklaas, oznacza ni mniej ni więcej Świętego Mikołaja. Nawet jego strój do dziś wygląda jak biskupi, a święto wywodzi się bezpośredni od dnia Świętego Mikołaja. Także Santa nie wszędzie wyparł Mikołajka, czasem koegzystują. Warto też dodać, że dzień ku czci Świętego Mikołaja nie zawsze związany był z podarkami. Raz był, raz nie był, ten zwyczaj upowszechniał się z czasem.

Są dwie wersje skąd wzięła się nazwa Santa Claus:

  • wymyślił je koncern Coca – Cola
  • przeinaczone niderlandzkie Sinterklaas przybyło na Wyspy Brytyjskie jako Santa Claus i tam przechrzczono Ojca Świąt.
  • lub też przybyło do USA, skąd później trafiło do Anglii

Pewnym jest, że już w XV wieku w Holandii lub obecnie Niderlandach obchodzono dzień Sinterclaasa czyli po prostu dzień Świętego Mikołaja. Było to święto huczne i ważne. Po dziś dzień jest ono dość istotne w niderlandzkim kalendarzu. Językowy miks sprawił, że Saint Nicholas, Santeclaus i Sintercallas stały się synonimami, używanymi jak komu wygodniej. Ważnym elementem niderlandzkich obchodów, było jakoby zostawianie przez ubogich butów u bram kościoła, gdzie zamożniejsi mogli zostawić jakiś podarek. 

Father Christmas

Tutaj zaczyna się skomplikowana historia, bowiem postać Santa Clausa ma kilka źródeł. Przy czym, w mojej wersji wydarzeń, żadne z nich nie jest Odynem czy Wodanem. Spróbujmy jednak rozpracować to po kolei. Pierwszą jest Święty Mikołaj z Miry, drugą Father Christmas. No właśnie, kto to? Postać ta jest Wam zapewne znana. Przybywa do Ebenezera Scrooge’a, jako Duch Obecnych Świąt Bożego Narodzenia. Old Father Christmas, pełnił swego czasu ważną propagandowo – symboliczną rolę. Pojawił się w Anglii gdzieś w XV wieku, jak podaje strona English Heritage. „Sir Christëmas” był wczesną antropomorficzną personifikacją Świąt Bożego Narodzenia. Trochę jak Śmierć. Na tej samej stronie znajdujemy informację o zwyczaju „Yule Ridings”, znanej z okolic Jorku, gdzie człowiek przebrany za Yule, obdarowywał ludzi ciastkami, orzechami i mięsiwem. Stąd też być może tradycja wkładania owej marchewki do buta, dla wierzchowca Jul.

Niemniej pierwsze informacje na temat tych zwyczajów pochodzą z czasów po chrystianizacji a sam Father Christmas nie jest bytem jednorodnym. Wszystko wskazuje na to, że personifikacja Yule, jako osoby rozdającej prezenty czy Father Christmas, pojawiły się po małym zamieszaniu z Mikołajem.

Anglia miała, różne okresy jak każdy kraj. W czasie Wojny Domowej obchodzenie dnia Św. Mikołaja zostało zakazane bo kojarzyło się z papiestwem, potem zawieszono tradycyjne Święta Bożego Narodzenia. Nie zakazano ich jednoznacznie, ale wywierano naciski by odrzucić ten paskudny zwyczaj obżerania się i spędzać święta w cichej kontemplacji. Takie naciski silne byłe pod rządami Cromwella. Każdy marzy o takich urodzinach. Ludzie zaś zasadniczo lubią się bawić. Wówczas właśnie mało znaczący Father Christmas stał się popularnym symbolem Bożego Narodzenia, zwłaszcza wśród osób tęskniących za starym porządkiem. Wyciągnięto więc z zakamarków historii jakąś postać z folkloru, nadano jej nowe znaczenie. Przebranżawiał się jak znany czytelnikom Pratchetta – Wiedźmikołaj*. W ramach prezentu możecie obejrzeć całkiem dobry film zamiast czytać książkę, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Służył on jako symbol minionych dziejów. Po Restauracji, gdy przyrównano dawne zwyczaje bożonarodzeniowe, Father Christmas był już głównym dostawcą świątecznych prezentów i symbolem Świąt. Wartym odnotowania jest, że zniesienie dnia Świętego Mikołaja, spowodowało, że Father Christmas przychodził właśnie w Święta. Imię zobowiązuje. Możemy jednak wysnuć wniosek, że Father Christmas zastąpił Świętego Mikołaja w czasach niepokojów.

Santa Claus

Sam Father Christmas cały czas się zmieniał. Kolejni rysownicy dodawali mu kolejne atrybuty, zmieniali aparycję. Cola ma oczywiście swoją opowieść o pewnym rysowniku nazwiskiem Thomas Nast, którą znajdziecie tutaj. Koncern deklaruje, że Santa pojawia się w reklamach od 1920 roku. Jednakże mamy wcześniejsze źródła. We wspomnianej a wydanej w 1843 „Opowieści Wigilijnej„, pojawia się na ilustracjach postać odziana w zielony płaszcz a która jest ucieleśnieniem Świąt Bożego Narodzenia. Popularniejszym wizerunkiem jest zaś odziany w skórzany płaszcz i wysokie buciory leśnik z długą sięgającą pasa brodą. Ciekawa stylizacja, w której pojawiał się na ilustracjach chociażby w magazynie Punch w 1891 roku. Pierwszym, który zaproponował latający pojazd Mikołaja był Washington Irving. W poprawionej wersji „A History of New York” z 1812 przedstawił Mikołaja jako wspomnianego już Leśnika, pędzącego po niebie w jakimś pojeździe, aczkolwiek nie były to sanie a raczej powóz. Istotnym niech będzie fakt, że jest to parodia lub satyra. ’Twas the Night Before Christmas’, z 1823 przedstawia Mikołaja jako coś w rodzaju elfa, przyodzianego w skóry. Dlaczego Mikołaja? Bowiem oryginalny tytuł to „A Visit from St. Nicholas”. Ilustracja otwierająca niniejszy tekst, to 1881 rok. W kwestii reniferów, muszę czytelnika rozczarować. Nie ma to nic wspólnego z Odynem i jego ośmionogim Sleipnirem. W Old Santeclaus with Much Delight„, z 1821 pojawiają się po raz pierwszy. Mamy już XIX wiek i sporą dozę niespójności. Santeclaus, brzmiące trochę jak Sinterklaas to Saint Nicholas, czyli Święty Mikołaj, który przybierał trochę inne formy. Ciężko mi bezpośrednio powiązać nowojorskich autorów z Odynem.

Pewnym jest, że finalna wersja należy do koncernu Coca-Cola. Nie ma stu procentowej pewności skąd pomysł na jego czerwoną szatę. Powrót do biskupich barw czy księga znaku koncernu Cola? Najprawdopodobniej była to swoista przepychanka kulturowa, gdyż chciano zamerykanizować brytyjski symbol. O ile skórzany płaszcz łowcy odpowiadać mógł Brytyjczykom tak w ogóle nie pasował do USA. Amerykański Satna przeistaczał się z roku na rok, by w końcu zostać dostrzeżonym przez koncern Coca-Cola, która zatrudniła go do reklamowania swojego produktu. Od tamtej pory stał się dość ekspansywny, ale zwróćcie uwagę na ostatnie pomysły projektantów. Zielony strój, szyszki w kapeluszu. Mamy tutaj coś na kształt brytyjskiej wersji, która jest trochę niezrozumiałą w pierwszej chwili i wydaje się jedynie kaprysem producenta. Pierwszy raz Santa spróbował napoju w roku 1920.

Sprawa Odyna

Wywodzenie Santa Clausa od Odyna, jest częścią nurtu polegającego na wykazywaniu, iż większość chrześcijańskich zwyczajów, ma jawne przedchrześcijańskie korzenie. Cóż, chcę tylko zaznaczyć, że kult Odyna nie należy do religii pierwotnych. Nie jest jednak tak, że chrześcijaństwo nie miało wspływu na owe zwyczaje. Odyn przynoszący dzieciom prezenty po tym jak zostawiły marchewkę w buciku? Przerywał na chwilę Dziki Łów, zwiastujący nieszczęście i wojnę, by zostawić zabaweczkę? Wybaczcie, ale nie. Wizerunki Odyna, które ewidentnie stały się podstawą dla Gandalfa Szarego, są dość późne. Siedemnasty, osiemnasty a nawet dziewiętnasty wiek. Nie wiadomo jakim człowiekiem za życia był Mikołaj z Miry, wiadomo natomiast, że legenda opisuje go jako raczej dobrotliwego człowieka, który chętnie rozdał swój majątek. Wygląda na to, że Father Christmas, choć pojawiał się wcześniej i miał ewidentny związek z Yule, swoją popularność zyskał po zakazaniu obchodów dnia Świętego Mikołaja. Father Christmas jest również postacią dobrotliwą, której zawołaniem jest „Make good cheer and be right merry„. Ciężko przypisać to bogu wojny, choćby był bogiem mądrości i poezji.

Prym Santa Clausa

Santa Claus jest zatem bezpośrednio wzorowany na Mikołaju z Miry. Mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że Santa Claus to nadal Święty Mikołaj. Jedynie nowa forma znanego nam dziś rubasznego brodacza jest wypadkową chrześcijaństwa, folkloru oraz zawirowań politycznych. Można się spierać kto nadał mu znaną dziś bez mała na całym świecie aparycję. Wspomniałem też, że nie wszędzie zdominował on rynek prezentów. Istnieje dużo istot, które się tym trudnią. Podejrzewam, że w wielu przypadkach koegzystują z Santa Clausem, bo przekaz medialny raczej nie wykorzystuje tego lokalnego jak chociażby Joulupukkiego, który faktycznie z Dzikim Gonem grasował po niebie a jego głównym zadaniem jest dziś włamywanie się do domów, będąc odzianym w koźlą skórę wywróconą na lewo – ociekającą krwią częścią do zewnątrz, celem nawalenia się i straszenia dzieci.  Jak napisałem w pierwszym akapicie, swój początek znany dziś radosny grubas ma w legendzie o Mikołaju z Miry. Natomiast to nie on się dopasowywał a przeciwnie, istniejące już demony duchy i inne byty zaczęły być wciskane w nową rolę.

Święty Mikołaj
Tarinoita Joulupukista w przekładzie na angielski to „Opowieść o Świętym Mikołaju”, ale tutaj akurat niedowierzam Google i jego tłumaczowi. / źródło: 9gag.com

Reformacja

Nie wszędzie reformacja wyeliminowała Świętego Mikołaja. Sinterclass na ten przykład został poparty nawet przez protestantów. Trzeba Wam wiedzieć, że protestanci raczej nie popierają kultu świętych, oczywiście każdy odłam inaczej a dodatkowo reformacja reformacją, ale jak mawiają w Toussaint, tradycja rzecz święta. Widać byli bardzo do Sinterclassa przywiązani. Wspomniałem już o Anglii, teraz pora na Niemcy. Ponoć wielkim przeciwnikiem naszego biskupa był Marcin Luter. Jakoby to on zaczął propagować pomysł – albo jego bezpośredni następcy – aby prezenty przynosiło Dzieciątko Jezus. Choć nie chodziło chyba bezpośrednio o Chrystusa, a coś w rodzaju angielskiego Ojca Świąt. Taki „dobry duch”. Ciężko powiedzieć. Istotne jest to, że wyeliminowanie świętego, otworzyło drzwi zastępcy. W końcu ktoś musi te prezenty rozdawać, czy to 6 grudnia czy w Boże Narodzenie. A stworzony przez koncern Coca – Cola Święty – nieŚwięty to doskonały kandydat w rej rekrutacji.

Historyczne i kulturowe naleciałości tych przemian widać do dziś. O ile do jednych 6 grudnia przybywa Święty, to ktoś musi przynieść prezenty na gwiazdkę. Dzieciątko, Gwiazdor, Aniołek, Gwiazdka, są różne warianty. Jeśli natomiast ktoś w dzieciństwie nie został przyzwyczajony do dzielenia prezentów grudniowych na dwie raty, otrzyma je pod choinkę, właśnie od Świętego Mikołaja, Dzieciątka albo kogoś z całej plejady rozdawaczy. Pamiętam, że w przedszkolu i wczesnej podstawówce powodowało to pewne problemy i spory. W końcu trzeba ustalić kto komu te prezenty i kiedy rozdaje. Tutaj raczej był to Święty do spóły z Gwiazdką albo Aniołkiem. Pamiętam też rozczarowanie osób, które otrzymywały tylko jedną transzę podarków – pod choinkę.

Popularność

Reklamy miały olbrzymią moc oddziaływania. Nie wiem, czy gdyby Cola zaczęła promować swojego Klausa dziś, odniosłaby taki sukces. Trzeba też pamiętać Stany jako młody kraj szukały własnych symboli. Fakt, że Claus został wypromowany przez reklamy nie jest niczym nagannym tym bardziej, że wszyscy roznosiciele prezentów mają mniejsze lub większe powiązania z biznesem. Słowo „santa” to obecnie na poły pieszczotliwe zdrobnienie od słowa „saint”. Sinterklaas, Santa Claus, Saint Nicholas lub Saint Nick, to teoretycznie ta sama osoba. Taki Mikołaj Schrodingera. Niby święty jest lecz nie święty, niby Mikotaj a nie Mikołaj, co jest korzystne z punktu widzenia marketingu oraz kultury ogólnie. Ciężko pogodzić silne ruchy antykościelne z osobą biskupa odwiedzającego domy każdego roku. Jakby nie było wielki koncern nie powinien wykorzystywać symboli religijnych do sprzedaży słodkiego napoju. Dzięki temu postać sympatycznego grubasa dociera do szerszych grup konsumentów a dodatkowo wszystko ładnie oddziela sacrum od profanum.

W Polsce biskup z Miry formalnie nadal dostarcza prezenty. Zmienił się jedynie jego ubiór, który zapożyczył od przedstawiciela Coca – Coli, który natomiast wywodzi się z brytyjskiego folkloru. Choć ostatnimi czasy chyba UK też ma trochę dość amerykańskiej wersji, bo coraz częściej widzę importowane figurki wyglądające jak Father Christmas. Druga sprawa, Santa Claus nie jest Świętem Mikołajem. Czasem utożsamia się jednego z drugim, ale Saint Nicholas i Santa Claus to dwie odrębne postacie.

Dodam jeszcze, że po  ostatnich…aferach, rozumiem dlaczego Kościół Katolicki jakoś niespecjalnie lansuje powrót do pełnowartościowej postaci biskupa. Dzieci siadające kościelnemu dostojnikowi na kolankach i proszące o prezenty byłyby wizerunkowym wystrzałem z bazooki w stopę.

coca - cola

 

*tłumaczenie trochę nie pozwala zrozumieć o co biega z tym wieprzem i jego świńskim zaprzęgiem. Hog to wieprz. Na terenie Zjednoczonego Królestwa zwrot Father Christmas nadal jest znany i zapewne tytuł Hogfather ma z tym coś wspólnego. Rozumiem jednak rozterki tłumacza.

Na Koniec

rys. w nagłówku Wizerunek świętego Mikołaja na ilustracji Thomasa Nasta w Harper’s Weekly z 1 stycznia 1881 roku / źródło Wikipedia

A żeby nie było tak cukierkowo 🙂

Linkownia