Freelancer

Freelancer

Freelancer, wolny strzelec, człowiek będący sam sobie żaglem sterem i okrętem. O ile sama kariera freelancera – w Polsce słowo kariera to raczej eufemizm od nie było innego wyjścia – jawi się jako Święty Graal Formy Pracy, tak trzeba przyznać, że praca z nimi bywa cierniem w d…pupie.

Freelancer

Rozmowy zaczynamy naturalnie czterdzieści tysięcy złotych kosztów początkowych, płatne z góry, do tego etat. Myślę że moje wynagrodzenie ustalę na poziomie około 20 tysięcy netto. Będzie to nowoczesna kampania, uwzględnimy media społecznościowe i będziemy rozklejać nalepki w kiblach u konkurencji… Co pan o tym myśli?

A zleceniodawca na to łamaną polszczyzną:

Ale panie grafik! Ja słabo polska język mówić, ale ja chciał do budki z kebab mała kartka z nadruk! Zwykła taka biała z ceną na drzwi przykleić!

Grafik odchodzi obrażony i klnie na czym świat stoi, przecież on na śmieciówce – o dzieło – pracował nie będzie. W tym samym czasie już w ojczystym języku właściciel budki myśli, o czym ten debil bredził. Przecież chciałem tylko kartkę A4 z menu na drzwi w Wordzie mogła być choćby zrobiona tylko nie mam komputera…

Przerysowane

Bardzo przerysowana sytuacja. Jednak jest w niej coś prawdziwego. Czasem mam wrażenie, że graficy śmieją się z właściciela naszej budy z kebabem, nazywając go „Januszem Biznesu”, gdyż oczekiwał – grafik – że zaprojektuje wiekopomne logo i co najmniej księgę znaku, niczym dla zachodniego megakoncernu ze śmieciowym żarciem.

Jasne! Przychodzi facet i mówi, że będzie hmmmm sprzedawał, no co by mógł sprzedawać, a niech sprzedaje robione na zamówienie motocykle! Wiemy, że nie jest to tania zabawa. Zatem tu możemy już negocjować albo zakląć szpetnie w myślach gdy proponują nam pracę za 50 zł. Bo jednak nie wypada tego werbalizować. To samo gdy przychodzi kobieta i mówi, że otwiera franczyzową sieć restauracji z tureckim jedzeniem, gdzie jedna ma kosztować 50-100 tysięcy polskich nowych. Zapewne potrzebuje „pełnego pakietu”, który kosztować musi bo za darmo też nikt pracował nie będzie. Będzie, na kasie, ale to później. Czym innym jednak jest projektowanie wycinanki dla budki na rogu. Tym bardziej, że bardzo wielu znanych mi freelancerów myli identyfikację wizualną z brandingiem. Są szczerze przekonani, że logo czy ładna strona WWW to początek i koniec drogi do celu, o czym przekonałem się rozmawiając z kilkoma osobami. Wizualnie było cudnie, tylko co z tego jak nikt nie wiedział, że ten biznes w ogóle istnieje? Ale o tym innym razem.

Janusze biznesu…kreatywnego

Wszystkie moje klienckie doświadczenia sprawiają, że bardziej zastanawiam się nad samym sobą.

Mam wrażenie, że cała plejada pism i portali, sprawiła że każdy chce pracować jak dla Nike, Samsunga czy Apple. Budżet, wolność, sława, kasa. Choć jest w tym tyle mitologii co w starożytnej Grecji. Każdy kto nie daje na dzień dobry tego co w jego wyobrażeniu Microsoft i etatu jest Januszem i nie ma odwagi na wielki rebrand – ergo jest polaczek cebulaczek i należy nim gardzić. A co prowadzi? Kiosk warzywny i potrzebuje szyldu. Swoją drogą, wybrałbym się pooglądać czy Zachód obfituje w same cudne projekty, bo gust tam taki dobry. O ile pamiętam władze Paryża ciężko walczyły z „outdorem” w mieście bo tragizm jego wykonania psuł estetykę centrum. Z resztą na jakimś portalu – możliwe, że Marketing przy Kawie – znalazłem info iż:

„Zakaz reklam zewnętrznych wprowadzono m.in. w stanach Vermont, Maine, Hawaje i Alaska w USA oraz w ok. 1500 miastach, np. w Bergen w Norwegii i największym mieście Brazylii – Sao Paulo”.

Opowiem Wam historię jak lat temu 5 albo 6 ze znajomi potrzebowali stronki WWW dla swojej małej 3 osobowej firmy. Poprosili mnie o pomoc w wyborze wykonawcy, spośród zgłoszonych ofert. Chodziło o ładną stronę wizytówkę. Niektóre z ofert opiewały na 25 000 – 45 000 zł. Byliśmy tak ciekawi co można dostać za owe 25 000 zł, że poprosiliśmy o PF. Dostaliśmy stronki z lat 90tych, oparte na ramkach i tabelkach. Dowiedzieliśmy się też, że pf nie jest aktualizowane od 15 lat, tak dobrze czytacie, od piętnastu lat, bo firma cieszy się takim zaufaniem, że nie potrzebuje portfolio. Innym razem programista po prostu uciekł, olewając zlecenie. No taaaaaaak. Trzeba Wam też wiedzieć, że nie hańbią się wykazywaniem najmniejszego nawet zainteresowania oczekiwaniami klienta. W efekcie postawili sobie sobie sami. WordPress + szablon, gotowe, spotykając się oczywiście z wielką krytyką za plecami. Zleceniobiorcy nie zadali nam nawet jednego pytania, czego oczekujemy. Oni natomiast oczekiwali, że przyniesiemy jakiś brief wyłuszczymy wszystkie funkcje strony, wybierzemy technologie wykonania. Bo i po co pytać? Klient ma wiedzieć czego potrzebuje, umieć to zwerbalizować a następnie przyjść z gotowym projektem. Z resztą znam i marketingowca, który zapytany o poprzednich pracodawców mówił, że to tajemnica i trzeba mu zaufać gdyż ta branża opiera się na wzajemnym zaufaniu. I to jest naprawdę nagminne. Szukasz kogoś do czegoś? Zapomnij. Kiedyś przez 5 tygodni prosiłem o ofertę bo potrzebowałem operatorów. Przesłałem do kilku profesjonalistów  wszystkie wytyczne łącznie z ostatecznym dniem przesłania oferty. Przesłali ją pół roku po wydarzeniu oferując mi zniżkę za zwłokę i oczywiście polecali się na przyszłość.

Styl pracy

Niesamowicie dobijający jest też styl pracy. Rozumiem, że XXI wiek dąży do swoistego luzu. Bardzo mi się to podoba, bo sam wolę chodzić w kraciastej koszuli niż niewygodnej marynarce i pod krawatem. Niestety, wielu freelancerów czerpie wzory zachowań z…programów dla dzieci. W pełni można zrozumieć, że do naszego języka wkrada się anglojęzyczna moda, zwracania per ty, choć w języku polskim i naszej kulturze nadal żywe są zwroty grzecznościowe Pan i Pani. Z resztą jest to chyba właściwe dla Europy Środkowej i Wschodniej.

Tymczasem gdy słyszysz w słuchawce „Spoko ziomuś, podeślij mi kejsa na meila”, sprawia że masz ochotę odłożyć słuchawkę. Luz a zwykły brak kultury i wymuszona, sztuczna nonszalancja to zupełnie dwie różne rzeczy. Rozbraja tym bardziej, gdy musisz pokazać takiego szefostwu, a ten przychodzi w wieku 38 lat w dziecięcej czapce z daszkiem na spotkanie z garniturami. 

Słowo na zakończenie

Ja naprawdę rozumiem, że każdy chce mieć swobodę, wolność artystycznego wyrazu albo raczej efektów specjalnych w kolejnej wersji tego samego, ale ludzie! Litości!
Naprawdę nie widzicie różnicy między kartką A4 na drzwi w budce na dworcu a rebrandem dla Nike?

Mój przykład był bardzo przerysowany, wiem. Są graficy z przerostem ego i osoby domagające się księgi znaku za paczkę parówek. Nigdy nie pojmę jednak dlaczego „polaczek cebulaczek”, cham bez gustu i wiedzy? Jako freelancerowi zdarzało mi się tak myśleć, zwłaszcza gdy miałem lat 18-20. Gdy zaś stałem się także klientem, bo czasem potrzeby przekraczają możliwości jednej osoby, stałem się cebulakiem. Skoro z Ciebie freelancerze bije jawna pogarda dla klienta nie dziw się, że on również gardzi tobą i twoim usługami. Działa to naturalnie w obie strony. Pracodawcy również mogliby nauczyć się szacunku do podwykonawców. Dziś jednak skupiamy się na wszelkiej maści twórcach, którzy na dzień dobry traktują klientów jak zło konieczne, dając przy tym popis profesjonalizmu.

 

fot. w nagłówku freepik.com