Morskie opowieści – regaty herbacianych kliprów

Regaty herbacianych kliprów stały się ważnym punktem każdego herbaceous sezony. Obsesja na punkcie tego napitku, sprawiła że kapitan statku, który jako pierwszy dostarczy najświeższy i najlepszy towar, mógł liczyć na sławę i chwałę. Same regaty były zaś obstawiane przez przedstawicieli wszystkich klas społecznych.

Zaciągnąłem się na herbaciany kliper

Żeglarstwo mnie praktycznie nie interesuje, pomimo wysiłków taty, który swego czasu zabierał nas pod żagle. Właściwie nadal mnie nie interesuje sensu stricte. Moje zainteresowanie nim sprowadza się do marki pewnego środka psychoaktywnego, który nie przypadkowo nosi nazwę ostatniego herbacianego klipra – „Cutty Sark”. Kiedyś ktoś powiedział mi, że herbata to bardzo mało rozwijające hobby. Przecież czego można oczekiwać od zalewania wodą listków krzewu? Sam nie spodziewałem się, że oprócz przejażdżki po kulturze, herbata zabierze mnie też w rejs po zupełnie innych obszarach i będę musiał choć w przybliżeniu zrozumieć czym jest ożaglowanie fregata, z dodatkowymi lizelami. Tylko czym u licha jest lizel?

I tak przez kilka godzin z czystej ciekawości skalałem sobie po kolejnych stronach PWN i Britannica czytając o żaglowcach wszelkiej maści. Teoria naturalnie teorią, bo gdyby mi ktoś pokazał palcem statek żaglowy i zapytał co to jest to uczenie odpowiedziałbym, tam masz tabliczkę, przeczytaj sobie. Ale przynajmniej dowiedziałem się, że statki tego typu są wynalazkiem rodem z USA a nie Wielkiej Brytanii jak początkowo myślałem, choć to właśnie Brytyjczycy zdominowali później ich produkcję. Początkowo wcale nie przejęli się amerykańskim osiągnięciem, nawet gdy „Rainbow” pokonał trasę Kanton – Nowy Jork w 102 dni. Blady strach padł na angielskich handlarzy dopiero gdy amerykański „Oriental” przybył do Londynu z Hongkongu wraz z ładunkiem herbaty w 92 dni. Stare i powolne brytyjskie statki, miały jeszcze wiele dni wlec się z ładunkiem po morzach i oceanach. Trzeba było coś z tym zrobić. Mniej więcej dekadę później bitni Anglicy zdominowali rynek kliprów.

Jak zatem widać ich głównym celem celem było rozwijanie dużych prędkości. Stworzone zostały z myślą o jak najszybszym transporcie towarów. W końcu czas to pieniądz. I choć pokonywały wiele tras, z różnoraki ładunkiem, największą sławę zyskały te który w rekordowych czasach pokonywały trasę Londyn – Szanghaj, a że herbata stanowiła bardzo cenny ładunek, morska podróż, nawet w najlepszych warunkach nie była dla niej szczególnie sprzyjająca. Zatem wspomniany czas, miał szczególne znaczenie. Ten kto dysponował najszybszym statkiem i najlepszą załogą, pierwszy przywiózł najwyższej jakości liście w najkrótszym czasie, mógł liczyć na największy zysk. Kapitanów zaś nierzadko dodatkowo wynagradzano. Zaś kreatywni Anglicy w oczekiwaniu na świeży transport obstawiali, który statek jako pierwszy wpłynie do portu. Dowodzi to jak istotna w kulturze XIX Brytanii była herbata. W końcu nie obstawiano wyścigów statków z węglem ani innymi towarami, równie cennymi co delikatnymi. Z czasem te nieoficjalne zakłady przerodziły się w prawdziwe regaty herbacianych kliprów

Regaty herbacianych kliprów

Regaty herbacianych kliprów
„Ariel” i „Taeping” – Jack Spurling

 

Najbardziej znane odbywały się w latach 1856–78 a największe emocje rozegrały się 1866, gdy do Londynu przybyły niemal jednocześnie aż trzy kipry. Jako pierwszy przybył „Teaping”, następnie 12 minut po nim zjawił się „Ariel” a godzinę i piętnaście minut później – choć niektóre źródła mówią o dwóch godzinach – „Serica”. W przypadku owych 12 minut, uznano, że jest to kwestia techniczna, wynikająca z obsługi przez parowe holowniki. Podjęto zatem decyzję, że „Teaping” i „Ariel” przybyły jednocześnie i nagrodzę podzielono między kapitanów. „Teaping”, należy dodać, znany był już z bicia rekordów. W 1863 w czasie swego dziewiczego rejsu został poważnie uszkodzony. Po naprawach w Xiamen dotarł do Londynu w 89 dni.

Jeśli przyjąć wersję, że „Serica” przybyła do Londynu zaledwie godzinę później, to i tak niesamowity wyczyn. Trzy statki przebyły trasę z Szanghaju na Wyspy w ciągu 99 dni. Tłumy gapiów, oblegały wybrzeże aby zobaczyć to niecodzienne zjawisko. I nie tylko. Stawki były wysokie, czasem sięgające jedno albo i dwu miesięcznej pensji. A obstawiali wszyscy.

Motywacją do wyścigu była reputacja zarówno dla kapitana jak i statku, który mógł liczyć na bardziej dochodowe kontrakty. Na opakowaniach z herbatą pojawiały się rysunki zwycięskiego statku, co stanowiło najlepsza reklamę. Brytyjczycy lubowali się w herbatach z pierwszych zbiorów. Zatem stawka była wysoka nie tylko finansowo ale też prestiżowo. Zważyć trzeba jeszcze na status herbaty w ówczesnej modzie. Ten kto mógł w towarzystwie pochwalić się odpowiednim suszem zyskiwał pewien prestiż. Im szybciej herbata trafiła bowiem do Anglii tym była droższa a to oznaczało, że serwujący ją gościom ma odpowiednie ku temu możliwości. Zwycięstwo w takim wyścigu było też doskonałą reklamą dla twórcy danej jednostki. Jak wspomniałem prasa bardzo obszernie rozpisywała się na temat tych regat, więc zarówno nazwa statku jak i zakładu który go stworzył docierała do szerokiego grona osób, co przekładało się na zamówienia. Prasa również rozpisywała się o kolejnych rekordach, fazach wyścigu czy udoskonaleniach herbacianych kliprów. Herbata i transportujące ją statki stanowiły nader ważny element rozrywki i dyskusji ówczesnego Londynu. W końcu coś trzeba w wolnym czasie robić. My grywamy w CS`a, ówcześni Anglicy ekscytowali się wyścigami herbacianych kliprów.

Ostatni wyścig i Cutty Sark

Regaty herbacianych kliprów
„Flying Cloud” – rys. Britannica.com

Warto też pamiętać, że choć klipry transportujące herbatę zyskały największą sławę wśród szerokiej publiczności, to wiele innych statków tego typu biło rekordy na innych trasach, wożąc choćby poszukiwaczy złota do Kalifornii z Nowego Jorku, opływając Przylądek Horn. „Flying Cloud” został rekordzistą tej trasy pokonując ją w 89 dni.

Regaty herbacianych kliprów
„Cutty Sark” in dock at Greenwich, London, 2003. Robert Merkel

Ostatni Wielki Wyścig miał miejsce w 1872 roku w pewien sposób symbolicznie kończąc epokę herbacianych kliprów. Rozegrał się pomiędzy „Thermopylae” a „Cutty Sark”, który uchodzi za ostatni herbaciany kliper na świecie. Ponoć istnieją jeszcze dwa albo ich pozostałości, ale wiele źródeł podaje, że to właśnie „Cutty Sark„ jest ostatnim. W czasach swej świetności pobił liczne rekordy na wielu trasach, głównie do Australii, na której to transportował wełnę, stając się pewną legendą i symbolem epoki dominacji żaglowców handlowych. Rekord Londyn – Sidney wynosi 72 dni. Warto jednak przybliżyć historię pamiętnego wyścigu między „Thermopylae” a dowodzonym przez George Moodieego „Cutty Sark”. Otóż drugi z wymienionych pozostawał na prowadzeniu, aż do momentu gdy sztorm uszkodził ster. Wówczas kapitan i cieśla, podjęli decyzję o naprawie uszkodzonych elementów, dzięki czemu kliper dotarł do Londynu zaledwie tydzień po „Thermopylae”. Wyczyn ten przysporzył kapitanowi i załodze sławy, podobnie jak samemu okrętowi. „Cutty Sark” przemierzał oceany jeszcze przez wiele lat. W 1895 został sprzedany Portugalczykom i przemianowany na „Ferreira”. Pod tą nazwą pływał do 1922, gdy powrócił w ręce Brytyjczyków oraz swojej pierwotnej nazwy. Transportował wełnę, następnie służył kadetom brytyjskiej Akademii Morskiej by w 1954 stać się statkiem – muzeum. W 1869 ukończono budowę Kanału Sueskiego, który bardzo skrócił drogę statków płynących z Chin. Niestety, dla kliprów nie było tam odpowiednich wiatrów, przez co nie mogły wykorzystywać tej nowej drogi. Tutaj zaczyna się nowa era. Pary i węgla. Parowce, które z jakichś przyczyn nie mogły opływać Afryki przejęły pałeczkę i tak dobiegła końca epoka herbacianych kliprów i regat, które między sobą rozgrywały.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉