Nie jeden z nas przerobił oferty pracy w zamian za możliwość pochwalenia się nimi. Bądźmy szczerzy. Właściwie składano nam oferty doinwestowania cudzego biznesu za możliwość pochwalenia się tym. Możliwość pochwalenia się naiwnością jest nie do przecenienia. Kilka dni temu miałem okazję poczytać, jak luksusowe jakoby hotele płaczą, że otrzymują oferty handlowe czy też marketingowe i przeraża je bezczelność oferujących. Żądają zapłaty albo choćby alchemicznej ekwiwalentnej wymiany. Wszak owi oferenci powinni zdobyć bazę potencjalnych klientów, opłacić pobyt w hotelu a następnie przeprowadzić całą kampanię. Kto to widział, żeby chcieć za to wynagrodzenia?
„Jeśli pozwolę Ci przenocować w zamian za zamieszczenie wideo, kto zapłaci personelowi, który się Tobą opiekuje? Kto zapłaci osobie, która posprząta Twój pokój? Kto zapłaci za prąd i ogrzewanie? Może powinienem powiedzieć moim pracownikom, że pojawią się w Twoim filmie, zamiast otrzymać wypłatę?” – pytał brytyjską influencerkę na początku roku właściciel hotelu Charleville Lodge.
Marketing przy Kawie
Będziesz miał do portfolio
Kto tego nie słyszał? Mnie kiedyś właściciel dużego hotelu zaproponował butelkę taniej wódki bo została ze ślubu to żal wyrzucić. Innym razem jakiś człowiek zaoferował mi zapłatę w rybach. Nie miałem tego znów tak dużo, bo raptem może 4-5 sytuacji. Naturalnie zdarzały się oferty pracy za „będziesz miał na stronkę na FB”, ale najczęściej od powiedzmy znajomych, których znałem jakoby od przedszkola. Pewnym problemem w historii naszej znajomości był fakt, że do takiego przybytku nie uczęszczałem.
I nagle bam! Hotele i inne firmy muszą zmierzyć się z… tak naprawdę z niczym.
Samozwańczy influencer
Powiedzmy, że ktoś ma 100 000 podążających na instagramie. Powiedzmy, że 80% z tego stanowi grupa kobiet z Polski, w wieku 25-35 lat. Mniejsza o dalsze wyliczenia. Najważniejsze, że polubienia zdobyte nie kupione. 80 000 osób będących potencjalną klientelą hotelu, którzy tak rzewnie płacze, że dzieci mu głodem morzą. Nawet przy założeniu, że aktywnych jest 1-3% obserwujących. Przy czym przez aktywność można rozumieć lajki, serduszka, komentarze. Racja, ostatecznie ciężko oszacować jaki odsetek fanów danej osoby stał się także klientem hotelu, ale tak czy siak prawdopodobieństwo, że hotel zyska na takim układzie jest większe niż gdy ten sam hotel szuka fotografa za darmo. Wizerunek to też wartość.
Popatrzmy jednak na sytuację szczerze. Gdy hotel pisze do fotografa z ofertą będziesz miał do portfolio oferuje w swoim przekonaniu mu pracę za darmo. Tymczasem nie za darmo a żąda dołożenia się do swojego biznesu. Bo fotograf w zamian nie otrzymuje nic. Za darmo oznacza wyjść na 0, bez zysku bez strat. Tymczasem wiele hoteli oferowała w dawnych czaszach pracę, która polegała na zainwestowaniu w biznes hotelarza. No bądźmy szczerzy.
Tak na prawdę influencer, bez znaczenia jest teraz płeć „winowajcy”, oferuje dotarcie z do pewnej grupy docelowej w zamian za równowartość 2,3,4 dniowego pobytu w hotelu, to robi coś zupełnie innego niż hotel pisząc do fotografa. Nawet samozwańczy influencer ma do zaoferowania więcej hotelowi, niż hotel fotografowi czy grafikowi.
Wpływ na klienta
Czy ten cały influence marketing to realna forma oddziaływania na klienta czy tylko nadmuchiwana bańka? Cóż, nie podejrzewam żeby osoba lubiana a w mediach społecznościowych bała gorszym wyborem niż Znany Piłkarz. W sumie pomyślmy. Zastanawiamy się nad podobnymi telefonami dwóch marek. Coś musi przeważyć szalę na jedną czy drugą stronę. Do wyboru mamy fora, reklamę ze sportową sławą, która nie przywiozła mistrzostwa i tylko z tego jest mi znana 😉 albo faceta, który jednym z tych urządzeń jednak nakręcił fajny odcinek swojego vloga?
Żadna forma docierania do klienta nie działa 100% skutecznie. Jak się jednak okazało „osoba z sąsiedztwa”, która robić coś konkretnego jest lepszym nośnikiem dla wielu produktów niż nawet najsłynniejszy sportowiec, który to często ma problem z płynnym mówieniem i każda jego kwestia brzmi sztucznie. Oczywiście na pewno jest w tym jakaś doza przecenienia ich możliwości, ale serio, mając do wyboru dwa konkurencyjne korpusy do filmowania, chyba wybrałbym taki, na którym pracuje osoba robiąca fajne filmy. Oczywiście jeśli jest odpowiednio nieinwazyjna. Bo jak wyskoczy z czymś co bardzo przeczy moim przekonaniom – np. wyskoczy, że od dziś pracuje tylko na Nadgryzionym Jabłku to podrapię się tylko w głowę i poszukam sobie kogoś innego. Czyli mamy dwa mechanizmy. Szukamy sobie takich influencerów, którzy potwierdzają nasze poglądy, albo nie będąc w ogóle zdecydowani uznajemy autorytet mówiącego.
Ja ocenić pracę osoby, która lansuje samą siebie w social media? Otóż, z punktu widzenia marketingu jest to ewolucja. Kiedyś, w dawnych czasach istniały magazyny lifestyle. Nie miały jednej osi tematycznej. Było tam trochę o sporcie, seksie, zdrowym żywieniu, modzie, motoryzacji i takich pierdołach. Żeby podbić poczytność opisywało się dzień i zwyczaje jakieś gwiazdy sportu czy estrady. Niestety dla marketerów, gawiedź dawno zwietrzyła spisek. Właściwie wszystkie te gazetki stanowiły w chwili swej śmierci jedno wielkie lokowanie produktu. Konsument poszedł szukać „osób z sąsiedztwa”. Kogoś w domyśle bardziej prawdziwego. I znalazł. A ci założyli firmy. Koło się zamyka.
Branżowo
Naturalnie branża powiedzmy marketingowa jest podzielona. Do tego stopnia, że padają bardzo brzydkie słowa pod adresem dziewczyn i chłopców z insta. Jest to po prostu jeszcze jedno zjawisko społeczne, które można wykorzystać do celów promocyjnych. Od produktu samego w sobie aż po branding. Ale ale też czego oczekiwać jeśli CEO agencji reklamowej nie odróżnia brandingu od identyfikacji wizualnej, twierdząc że to jedno i to samo? Ew. powodem złości i zawiści mogą być zarobki. Potencjalnie influencer zarobi więcej niż grafik 😛
Gdybyśmy też rzeźwo ocenili nawet najwspanialszego grafika, to okaże się że jego dzieła są puste jak wydmuszka. Sprawny niebywale ma pustkę w głowie. Ładne obrazki to jeszcze nie sztuka. Od wyczynów instagramowej szafiarki niewiele je różni. Tylko, czy powinienem podkopywać biznes kolegów czy też solidarniej trzymać z branżą? W końcu dobrze zarabiające studia graficzne mogą potrzebować fotografów, nie? I tak samo jest z osobami z mediów społecznościowych. Dziś taki pracuje sam, jutro jesteś mu potrzebny bo w końcu on będzie twarzą kolejnych produkcji a ty jego fotografem czy operatorem. Nigdy nie wiesz jak dana osoba się rozwinie. Do tego stopnia, że przecież niektóre blogi, zlecają w efekcie cały rebranding uznanym studiom… na pewno taki wpływowy bloger zwróci się do kogoś, kto pluł po nim na każdym kroku…
Realna oferta
Jeśli ktoś swoją nawet małą popularność zdobył sam, poprzez intensywną pracę w mediach społecznościowych, to już ma coś do zaoferowania. Teraz kwestią działu marketingu w hotelu jest przeanalizować złożoną ofertę, potencjalną grupę docelową i zastanowić się nad współpracą, albo z góry zignorować wiadomość. Przecież nikt nie czyta 100% ofert jakie mu schodzą. Jednakże! Kładąc na szali ofertę nawet najmniejszej gwiazdki soszial midia vs klasyczną ofertę budżetową hotelu wobec grafika czy fotografa…wygrywa gwiazdka. Jakby nie było coś oferuje. Potencjalnie, bo potencjalnie, ale oferuje. Jest to jakby nie było oferta a nie próba wyzysku, która próbuje żerować na naiwności młodych osób bez doświadczenia. Jak na razie punktami prowadzi instagramowa brać.
Farma
Naturalnie są osoby, które pewnie kupiwszy 200 000 folołersów na jakiejś farmie, próbują wyrzeźbić darmowe wakacje. Tylko, czy te osoby tak bardzo różnią się od tego co robiły hotele, restauracje i inne firmy pytając twórców, czy zrobią dla nich coś za darmo w zamian za wątpliwą chwałę i sławę? No chyba nie muszę Wam odpowiadać na to pytanie. Cały Influence marketing opiera się na najbanalniejszych procesach społecznych jakie poznaje student marketingu czy socjologii I roku. Powinny być znana każdemu kto choćby liznął marketingu, ale jak zwykle to co powinno a to co jest do dwa różne światy. Do tego stopnia, że ludzie pracujący w agencjach reklamowych stwierdzają, że ta forma promowania produktu to bezsens, idiotyzm i naiwność. Z resztą prawdziwych marketingowców ze świecą szukać ostatnio. Czasem dział marketingu równocześnie pełni rolę recepcji albo pomaga rozładowywać dostawy do kuchni. W zasadzie nie ma sensu się denerwować.
Ubaw po pachy
Bawi mnie, gdy pokrzywdzony hotelarz pisze tak rzewne, teksty o tym, że biedne rodziny jego pracowników nie będą miały co do garnka włożyć jeśli odpowie na tę ofertę. Zasadniczo fotograficy o branża kreatywna nie biegają do prasy z każdą pierdołą jaką otrzymają mailem. Tymczasem można odnieść wrażenie, że działy marketingu dość luksusowych hoteli działają jeszcze mniej profesjonalnie, niż „Janusze” z hoteliku na zapupiu, którzy oferując sławę i chwałę pytali czy ktoś nie dojedzie, nie sfotografuje wszystkich pokoi, naturalnie z wirtualną wycieczką + film + strona www. Zrób za darmo a cała branża zapłaci ci ile ważysz.
No ubaw po pachy.
Podsumowanie
Hotel otrzymując dziwaczne oferty ludzi z mediów społecznościowych, nie musi się nawet przejmować. Wystarczy je wywalić. Tymczasem żal który leje się z tekstu przypomina raczej irytację, że skończyły się czasy gdy oczekiwało się, że rzesza naiwniaków doinwestuje cudzy biznes. Nagle, cała grupa ludzi bezczelnie wysyła oferty domagając się jeśli nie pieniędzy to pewnej wymiany: usługa za usługę. Wypowiedź z nagłówka brzmi o tyle żałośnie, że jeśli do hotelu przybędzie ekipa filmowa, to również skalkuluje koszty tak aby pomieszkać gdzieś w pobliżu, bo przecież nie dopłaci do interesu albo poprosi o pokój. No chyba, że robota zamknie się w jeden dzień wpadł – wypadł. O ile w przypadku fotografa – o tym będzie następny, krytyczny tekst – takie tłumaczenie jest jeszcze powiedzmy zrozumiałe, to luksusowy hotel powinien zachować większą klasę.
Tak na prawdę na przegranej pozycji są tutaj owe luksusowe hotele.
Tekst na łamach Marketing przy Kawie, który stał się podstawą mojej irytacji:
Tytuł: akurat czytałem „Tako rzecze Zaratustra” i mi się spodobało 😀