Fotografia Ślubna

Fotografia ślubna

Fotografia ślubna wydaje się być wyczerpanym tematem. Napisano o niej już bardzo wiele, głównie poradników. Zacznijmy od tej dziedziny, bo stanowi ona często gęsto drzwi do świata komercyjnej fotografii. Fotograficy nadal uwieczniają najważniejszy dzień w życiu Młodej Pary. Tylko czy aby na pewno młoda para naprawdę tak postrzega ten dzień? Do tego dochodzą jeszcze goście, ze wszechobecnymi smartfonami, które w jakiś symboliczny sposób nie są aparatami. Zatem krok po kroku.

Fotografia ślubna

Dodać należy, że jakaś Pani w jakimś felietonie, nie tak znowu dawno temu, napisała że powoli fotograf staje się zbędny. W końcu każdy ma smartfona i spokojnie zastąpi fotografa w jego dziele. Być może nie, ale fotograf to element trochę konieczny na weselu jak tort. Co się robi przed ślubem? oświadcza, organizuje, kupuje sukienkę, tort, wynajmuje faceta co błyska na sali. Takie tam. Fotografowanie ślubu stało się rytuałem społecznym. Nie zawsze istotne są zdjęcia tylko żeby ten facet był i się krzątał. Inaczej goście mogą pomyśleć, że młodzi czegoś nie dopełnili. Muszę się też z Wami podzielić pewną uwagą, że nadal odczuwam pewien dysonans. O ile rozumiem rolę fotografa na ślubie, zwłaszcza na ślubie który naprawdę stanowi istotny punkt życia, tak nie wiem, czy sam bym zatrudnił fotografa za kwotę większą niż 1000 zł…

Uczestniczę bardziej

Nie raz czytałem teksty, że fotografując dane wydarzenie, uczestniczę w nim bardziej. Zatem, na ślubie to fotograf jest osobą która najbardziej uczestniczy w całym wydarzeniu 😉 Naciągany żarcik. Jednakże skoro osoba fotografująca, pełniej bierze udział w tym co fotografuje, przeżywa to mocniej, to może bezzasadnym jest odbieranie im prawa do prawdzie pełnego przeżycia tego dnia? Zaraz rozważymy czy faktycznie najważniejszego w czyimkolwiek życiu.

Marka Kodak dawno temu wymarzyła sobie, że każdy będzie mógł uwieczniać wspomnienia. Fotografia będzie powszechna jak herbata. I stała się powszechną. Oczywiście, jak wszystko w rękach masowego odbiorcy tak i fotografia sztuką nie jest. Potrzeby jest zatem człowiek biegły w patrzeniu, czyli fotograf, który niczym shaoliński mnich całe życie poświęca jednemu celowi. Patrzeniu. Problem w tym, że każdy chce mieć swój dowód obecności, swoje indywidualne przeżycie. Natomiast twarze zasłonięte aparatami i smartfoanmi, powodują że fotografie naszego rzemieślnika tracą coś ze swego uroku.

Zmieniło się nasze patrzenie na Internet. Jeszcze mój rocznik i jego okolice traktowaliśmy Internet z pewną podejrzliwością. Praktycznie każdy korzystał z nicków, bojąc się uronić choćby rąbka tajemnicy o sobie. Choćby imienia. Dziś ludzie nie odczuwają obaw publikując wszystkie możliwe informacje o sobie w czasie rzeczywistym. Miejsce pobytu, pusty dom…

Póki rozwód nas nie rozłączy

Dziewczyna, której koleżanka fotografowała ślub 4 lata temu, właśnie dodała nowe zdjęcia. Z nowym mężem, z nowego ślubu.

Śmierć musi się spieszyć i nie liczyć na pierwszeństwo. Dziewczyna, której koleżanka fotografowała ślub 4 lata temu, właśnie dodała nowe zdjęcia. Z nowym mężem, z nowego ślubu. Jak wiele innych par. Przezorni rodzice podpowiadają spisanie intercyzy. W końcu po rozwodzie łatwiej będzie podzielić majątek. Bardzo praktyczne podejście. Ostatecznie liczba rozwodów w Polsce rośnie a spada liczba zawieranych małżeństw. Nie regularnie, raz na kilka lata zdarzają się fluktuacje. Jakby nie było, rozwód przestał figurować w świadomości ludzi jako coś zdrożnego. Nagle okazało się, że co Bóg złączył, człowiek rozłączy wedle własnego uznania. W końcu to bardziej wskazówki, niż nakaz.

Związek małżeński przestał zatem być związkiem na całe życie. Stał się ładną formą celebracji aktualnego stanu rzeczy. Z resztą czy kiedykolwiek był? Przeczytajcie sobie Epokę Hipokryzji. Zauważycie, że fasada czyli dozgonne małżeństwo kryła liczne zdrady i afery. Właściwie w tych lepszych czasach mąż lepiej znał kochankę niż własną żonę. Kochankę bowiem, można sobie było wybrać a małżonkę dostawało się jako dodatek to posagu, bo żona często-gęsto do powiedzenia miała niewiele, właściwie stanowiła element ozdobny wnętrza. Ludziom po prostu się znudziło i wolą szczerze patrzeć na ślub jak na wyszukaną imprezę dla rodziny i znajomych? Może kredyt hipoteczny stanowi lepszą formę cementacji związku na lata. Są też pary, które biorąc ślub wcale nie myślą o rozwodzie, ale też nie traktują go do końca poważnie. To raczej formalność, często wymagana przez bardziej konserwatywną część rodziny, albo pewne konwenanse w danej grupie społecznej. Naprawdę ciężko powiedzieć, jak postrzegana jest ta uroczystość, ale z pewnością można stwierdzić, że jej znaczenie spada. Stwarza to problemy moralne, bowiem nie wypada tego w prost zadeklarować. Stwierdzenie, że biorę ślub bo taki mam kaprys, jest społecznie nieakceptowane, nawet jeśli rozwodzą się ludzie po pięćdziesiątce, sześćdziesiątce, którzy spędzili razem trzydzieści czy czterdzieści lat. Kolejna sprawa to sam rozwód. Zawarcie ślubu to dwa podpisy ale rozwód wymaga proszenia się strony trzeciej. Bez ślubu można samemu decydować o związku.

Oszczędności

Tak. Otóż zjeży się wielu fotografów, ale młodzi wolą oszczędzić na fotografie niż na jedzeniu czy makijażu. Mając do wyboru profesjonalistę – artystę, który zrobi naprawdę niepowtarzalne zdjęcia za, no nie wiem, 6 tysięcy, wolą wybrać kogoś do 2000, kto wprawdzie tłucze fotki bardziej jednorodnie, ale w kieszeni zostają 4000 zł, które można przeznaczyć na lepszego DJa, dołożyć do lepszego cateringu, lepszego alkoholu albo zwyczajnie w tej kieszeni zachować. Dlaczego? Otóż każdy chce, żeby jego ślub zachował się we wspomnieniach znajomych dobrze. Fotograf nie zadba o smak potraw, po marnej wódzie będzie gorszy kac a kijowy DJ jednak nie zapewni dobrej zabawy. Na co komu dobry fotograf gdy reszta będzie do bani? Oczywiście przy łącznym rachunku powiedzmy 32 000 zł, 4 tysiące wydają się niewielką kwotą, którą warto dołożyć, ale biorąc pod uwagę rosnącą popularność na kameralne wesela, suma 20 000 złotych urasta do rangi wygórowanej więc mało kto zainwestuje jedną czwartą w fotografa.

Jak widać pary są gotowe na tym punkcie zaoszczędzić. W końcu choć to pamiątka na lata, to będzie przez owe lata będzie głównie zbierała kurz. Czasem tylko w przypływie sentymentu ktoś rzuci na nie okiem. Choć jakoś tak kusi mnie by stwierdzić, że chętniej wraca się do zdjęć z dobrego wypadu na piwko czy wakacji niż ślubnych. Zainwestowanie zaś pieniędzy w podróż poślubną zaowocuje lepszymi zdjęciami, które nawet po rozwodzie będą budzić uśmiech. Dodatkowo coraz częściej dochodzą mnie słuchy, że fotografowie ślubni są bardzo wtórni i wyprani z pomysłów. Młodzi ludzie nie mają już ochoty pokładać się w podcieniach które swym moczem i wymiocinami oznaczył każdy imprezowicz w mieście. Zawsze mnie to z resztą fascynowało. Para młoda pomiędzy wyrysowanymi sprayem fallicznymi symbolami i odrapane ściany. Widać młode pary też to zauważyły.

Skupmy się na zdjęciach

Istnieje w socjologii taka metoda, zwana Zogniskowanym Wywiadem Grupowym. Albo badaniem fokusowym. Nie powiem, żebym takie przeprowadził, ale mogę posłużyć się tego niepełną namiastką, która może komuś z was da jakiś pomysł do rzetelnej analizy? Gdy do oglądania albumu zbierze się jakaś losowa grupa ludzi, co do której nie ma przed jej przybyciem żadnych informacji, ciężko to nazwać porządnym badaniem. Ale i to nie jest praca magisterska a luźny…w sumie nawet nie felieton a zbiór przemyśleń. O! Zatem tutaj wystarczy nam taka obserwacja. Zważcie, że zaraz na scenę wejdą zdjęcia jako element wywiadu, charakterystyczny dla socjologii wizualnej.

Siadamy i oglądamy. Album krąży z rąk do rąk, strony przelatują szybko. Na jakieś 10 osób potrzebujemy jakichś 10 minut. Ktoś wypatrzył dziwnie podwiniętą sukienkę jakiejś dziewczyny i wszyscy mają bekę. Minuta oglądania na osobę. Całego albumu! Może miał stron 20, może 40. Coś tam ludzie pytają, coś tam komentują, ale czuć że trochę ich drażni szczęście Młodych, gdy ich własne czai się tuż za rogiem. Rozmowa powoli schodzi na przyszłe pary, zostawiając bohaterów albumowego wieczoru samych z ich albumem, który nikogo nie obchodzi. Tyle. Dziękuję. Prowadzi to do zjawiska jakim jest

Fotograficzny egocentryzm

Znane wszystkim dziś, gdy selfie jest jego kwintesencją. Jednak zaczęło się rodzić już wcześniej. Można je było zaobserwować w postaci totalnego znudzeniem oglądającej album rzekomo najlepszej przyjaciółki. Padało wówczas proste pytanie: A masz coś ze mną? By ożywić się na chwilę, będąc podekscytowaną czy też podekscytowanym, możliwością dodania fotografii na jeden z rodzących się portali społecznościowych a następnie znów patrzyć lekko nieobecnym wzrokiem na zupełnie nieinteresujące zdjęcia jakichś tam ludzi. Jakieś młodej pary czy kogoś.

Gość weselny w USC siedzi jeszcze w miarę blisko. Jednak w kościele, gdzie ołtarz może być znacznie odsunięty od ławek, wygląda to już z goła inaczej. Tym bardziej, że wielu osobom pozostał szkolny zwyczaj czyli siadanie jak najdalej. Rodzice w pierwszych ławkach ew. świadkowie, którzy w kościołach siedzią osobno albo zaraz obok młodej pary i reszta gości w najdalszych możliwych rzędach.
I zero zainteresowania materiałem z pierwszego planu.

Gdy jesteś fotografem wiesz, że nie chodzi o Ciebie. Chodzi o wszystko co pokazujesz, opisujesz językiem fotografii. Gdy jesteś gościem na weselu czy gdziekolwiek indziej interesuje cię twoja osoba. Przeanalizujecie sobie profile na Insta czy na FB. Są takie gdzie ktoś wrzuci Pana i Panią, czasem młodych czasem już nie. Jednak najczęściej że fotografia jest ze ślubu dowiadujesz się z lakonicznego opisu „Weselnie ileś tam emotek” bo na samej fotografii stoi ładnie ubrana parka. Tylko garnitur mężczyzny zdradza, że okazja jest niebanalna. Albo bardzo banalna. Często zdawane fotografom ślubnym pytanie brzmi: a masz coś ze mną? Goście zainteresowani są bowiem tymi fotografiami, na których są oni sami. Mniejsza tam o nowożeńców. Co z tego, że znaczna część gości przez całe wesele nie widziała głównych zainteresowanych.

Trzy rzeczywistości

Młoda Para może mniej lub bardziej jest obecna w trakcie najważniejszego dnia w życiu. Jeśli w ogóle tak o tym myślą. Jasne! Nie zakładam, że każdy w chwili składania przysięgi myśli o rozwodzie, ale coraz więcej osób które spotykam jest powiedzmy praktyczna. Moje zaś subiektywne odczucia, to zapewne trochę za mało. Zatem pocieszę Was, że związek małżeński przestał mieć dla wielu ludzi większe znaczenie, czego dowodzą liczne badania, przeprowadzane w wielu krajach. Zatem cieszą się chwilą wspólnego szczęścia, licząc na to że obecni goście, również podzielają to uczucie, ale perspektywa rozwodu jest brana pod uwagę. Ślub to nie tyle przypieczętowanie związku na całe życie co manifestacja chwilowego stanu rzeczy.

Goście jak to goście, są różni. Jedni widzą w tym dyskotekę z popijawą, inni smutny obowiązek bo w końcu bliscy znajomi czy tam rodzina prosili. Jednakże w erze wszechobecnych aparatów, gość weselny żyje we własnej czasoprzestrzeni a raczej na własnej osi czasu. Czy tam rolce czy tablicy. Zatem jego własne Tu byłem, Tony Halik jest istotniejsze niż otrzymanie nawet najpiękniejszych fot od pro fotografa. Za własną fotę będzie więcej lajków a dodatkowo to on, ów gość, jest głównym bohaterem owego ślubu. Dziś żyjemy szczerzej niż kiedyś. Zamiast udawać, że nas ta młoda para obchodzi, pokazujemy, że w cudzym weselu chodzi o nas. Moja rolka, moi fani, ja jestem głównym bohaterem.

Do tego dochodzi fotograf, który jeśli wierzyć opisowi usługi na stronie, właśnie tworzy wiekopomną pamiątkę, część kroniki rodzinnej, która przetrwa pokolenia. Sarka, bluźni i bluzga, gdy potencjalni klienci nie mają ochoty zapłacić mu pięciu czy dwudziestu tysięcy złotych za kilka fotek z klubowej imprezy. Dlaczego?! On już zna odpowiedź. Matysiaki, robią to taniej psując rynek. W końcu klient nie widzi różnicy w jakości i jest mu za jedno czy zdjęcia zrobi mu fotograf rodziny królewskiej czy też Zenuś Matysiak za flaszkę. Do tego dochodzi fakt, że fotografia ślubna stanowi taki najbardziej oczywisty sposób zarabiania na fotografii. Ciężka branża, ale perspektywy ma na pewno lepsze niż próba wciśnięcia się do Vogue. Tym samym wielu fotografów nawet nie wierzy, że to co robi, ma jakiś inny cel poza kasą. Tymczasem zawsze mówię: z musu zostajesz kasjerem w biedrze, nie fotografem. Każdy ma swoje podejście do tego wydarzenia. Fotograficy oferują czasem nie do końca to, czego klient oczekuje.

Czas zmian

Z powyższego tekstu wynika tylko i wyłącznie, że dzień zawarcia związku małżeńskiego, przestał mieć dla kogokolwiek jakikolwiek znacznie. Nic z tych rzeczy. Są też pary które biorą ślub z potrzeby serca, goście którzy ze wzruszeniem patrzą na zakładanie obrączek i fotografowie, którzy wierzą w to co robią. Biorą ślub, który jest dla nich istotnym wydarzeniem w życiu, zatem potrzebują osoby, będącej prawdziwym rzemieślnikiem, która zagwarantuje, że gdy za 40 czy 50 lat spojrzą na zdjęcia poczują się jak tamtego dnia. Są one jednak w mniejszości.

Nie uwzględniłem też par, które próbują swoim brakiem zaangażowania wymóc na wszystkich obniżenie cen, bo w końcu im nie zależy ale rodzina wymaga, weź chłopie zrób to dla nas, no… nie.
W takich sytuacjach, choć nie wynika to z tekstu, jestem po stronie fotografów. Ci natomiast muszą zrozumieć, że pretensjonalne listy za co się płaci wynajmując fotografa a obejmujące amortyzacją, sprzętu, prąd, benzynę, nikogo nie obchodzą. Serio. Buty, których realny koszt produkcji to powiedzmy, dwadzieścia dolarów. Sprzedają je po 200, czyli po uwzględnieniu wszystkich kosztów, nadal ze sporym przebiciem. Czemu? Bowiem konsument wierzy w markę. Zatem koszty usługi, przewyższają jej realną wartość, bowiem dla konsumenta jest warta powiedzmy 1000 zł ale zaczyna się opłacać od dwóch, trzech. Rozumiecie? Klienci nie wierzą w wartość usługi i nie obchodzi ich ile płacicie za aparat, samochód czy oprogramowanie. Błaganie nic nie da.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

 

Fot. w nagłówku Designed by Freepik