ramen

O kuchni japońskiej

Kuchnia japońska przeżywa aktualnie w naszym kraju mały boom. Byle jakie sushi kosztuje fortunę, zupy zwanej ramen nie zrobicie sami w domu. Gołąbków i zupy rybnej też nie? Nie, te zrobicie. Wszak są to przaśne potrawy, które nie kryją za sobą wielkiej filozofii. Filozofii marki. Zatem, niech książka z socjologii i podręcznik do marketingu będą bardziej pomocna niż całe technikum gastronomiczne i do rzeczy.

Prawdziwa, włoska pizza

Co placek ma do zupy? Pizza to takie danie, które już opatrzyło nam się na tyle, że nie wywołuje większych emocji. Nikt nie wie, jaka jest ta prawdziwa, włoska, bo zasadniczo żaden lokal w okolicy nie ma w zasobach ludzkich Włocha, albo kogoś kto był we Włoszech. Albo chociaż uczył się od kogoś, kto może się tym pochwalić. Przez to liczba wersji tegoż placka sięga setek.
W zasadzie co „prawdziwa włoska pizza” to inna. Mało – dużo, grubo – cienko. I bądź tu mądry.

Skąd wiesz jak robić ramen skoro 90% z Polskich znawców kuchni japońskiej, nigdy nie była w Japonii. Pół biedy. Podejrzewam, że większość z nich nigdy nie jadła żadnej wykwintnej potrawy robionej przez dobrego szefa kuchni. Już nie domagam się japońskiego szefa kuchni. A ta ucha z wodorostami nie należy do wykwintnych. Bo to jest zupa rybna, powszechna jak nie przymierzając nasz rosół, czy ucha właśnie. Zatem jak ja posiadłem tę wiedzę? Odpowiedź jest bardzo prosta. Wkraczamy tu na moje pole zainteresowań czyli marketing, oraz rzadką ostatnio umiejętność mozolnego szperania, czytania, szukania, uczenia się.

Dziękuję.

Ciężko powiedzieć jak smakuje prawdziwa polska grochówka, pomimo tylu punktów odniesienia. Jak zatem określić prawdziwy smak kuchni japońskiej bez tego?

Interesująca jest tutaj kwestia prawdy, oryginalności i tradycji. Prawdziwa albo tradycyjna włoska pizza, takiż japoński ramen. Nie sposób powiedzieć czy Włosi albo Japończycy mają takie podejść do zagranicznych potraw. Tradycja to coś uświęconego, przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Omawiana zupa pochodzi zaś z Chin i przybyła do Japonii prawdopodobnie w wieku XIX. Potrzeba prawdziwości, oryginalności zdominowała naszą kulturę. Spory o posmarowany sosem placek zakrawają na idiotyzm, ale mają też pewien sens. Zjadłem nieprawdziwą włoską pizzę, zjadłem nieprawdziwe suszi, nieoryginalne. Oznacza to, że nie potrafię odróżnić gorszego od lepszego, brak mi gustu, brak obycia, klasy. Mało jest rzeczy, których nie można dziś mieć. Może nie każdy może sobie pozwolić na willę z basenem i Maserati, ale dobry telefon, dobre ciuchy są w zasięgu wielu osób. Noszenie ciuchów ze znanego domu mody stało się mizernym wyznacznikiem statusu. Aspirująca klasa średni łaknie prawdy, oryginalności i tradycji.

Neohispsteriada przy ramenie

Większość Polaków może pomarzyć o przynależności do finansowej klasy średniej. Kuszą się zatem na to, co jest im dostępne. Mogą stać się znawcami prawdziwego ramenu, pizzy, czegokolwiek. Co może kryć się w potrzebie dowiedzenia jaka jest prawdziwa, tradycyjna japońska herbata? Niechęć wobec różnorodności. Sposób parzenia herbaty ewoluował w Japonii na przestrzeni wieków. Istniało wiele szkół, które miały różne poglądy w tej kwestii, tak samo jak w kwestii układania kwiatów. Na pytanie o właściwe parzenie herbaty istnieje przynajmniej dziesięć poprawnych odpowiedzi, z których żadna nie jest wyraźnie lepsza ani gorsza. Podobnie z tą nieszczęsna zupą. Istnieje całe morze wariacji na jej temat, ale zaakceptowanie, że ktoś może lubić pizzę z tuńczykiem ananasem i to na grubym cieście jest nieakceptowalne. Wychodzi z tego jakaś pierwotna potrzeba określenia kto jest „prawdziwym człowiekiem”. Człowiek ów prawdziwy je prawdziwe rzeczy. Doskonale wyraża to opozycję My-Oni. Ci drudzy są Inni, nie tacy jak My. W jakiś sposób trzeba zaznaczyć przynależność grupową, pokazać która grupa jest lepsza.

Istnie też inna kategoria osób zakochanych w oryginalności. Jak pewnie pamiętacie, hipsterzy to była taka ni to subkultura ni to banda ludzi, która bardziej dbała o to by wyglądać na obytych niż faktycznie przejmowała się tym co ma w głowie. Można im było sprzedać wszystko w lajfstylowym pudełku. Na tej bazie moim zdaniem powstała cała gama ludzi, którzy w Sieci uchodzą za znawców piwa kraftowego, nie przejmując się tym, jak małe lokalne browary zalewają półki sklepowe nie gorzej niż potężne koncerny. Łapiecie, to rzekomo dobre piwo za dyszkę tylko na instagrama, do picia czteropak czegoś po 2,50. To jest właśnie współczesny marketing. Nie chodzi już o produkt a o styl życia. Teraz mamy cały tabun znawców ramenu, którzy ukochali tę nieokreśloną potrawę, ale zapomną o niej tak szybko jak stali się znawcami. I jak wiadomo dobrej uchy nie zrobisz sam w domu. A moja babcia z zamkniętymi oczami robi najlepszą i do tego gołąbki w sosie. Jeszcze pół biedy jeśli ktoś był w Japonii, spróbował, przywiózł tutaj recept. Gorzej gdy wyczytał w Sieci i robi go tak samo jak mój brat. Z różnicą założeń iż prawdziwego ramenu nie zrobisz w domu. Tylko w domu zrobisz najlepsze Naturalnie z marketingiem zawsze przegram. Granie na emocjach, uczuciach, stylu, jest zawsze skuteczniejsze niż merytoryczna rzecz na temat. Logiką jeszcze nikt ze znawcą nie wygrał. Wiecie, z butli lepsze niż z puchy a jakby do kufla przelać żaden nie odróżni.

I tak samo jest z naszą japońską zupką.

Mit odległego kraju

Połowa z tego co znajdziecie w Internecie to nasze wyobrażenie o kuchni japońskiej. Eksport musi być przyjemny dla oka i podniebienia. Istnieją wyszukane dania świąteczne, przaśne dania codzienne,.. Zwrot przaśny nabiera przy saszimi nowego znaczenia. Przebywając w obcym kraju poznaje się jego codzienność. Można niechcący dostrzec, że to co przybywa jako coś ekskluzywnego jest dla mieszkańców kraju pochodzenia czymś tak przeciętnym, że nie zwracają na to większej uwagi.

Gdy przebywasz w danym kraju, poznajesz jego codzienność, to dostrzegasz, że to co przybywa do Ciebie jako forma „ekskluzywna”, może być dla mieszkańców swej ojczyzny tak przeciętne, że nie poświęcają temu większej uwagi.

Tak też importerzy zagranicznych produktów robią nas w konia, sprzedając nam taniochę
z supermarketów jako wyszukane wina kuchni włoskiej. Nawet na wasabi nas oszukują, sprzedając nam nasz rodzimy chrzan z farbką. Japończycy nazywają to europejskim wasabi. Dostajemy po prostu nasz własny, chrzan pospolity z dodatkiem barwnika i gorczycy. Ten japoński zaś rośnie w tak małych ilościach, że zaspokaja tylko rodzimy popyt. Tymczasem wasabi można kupić wszędzie. Dodam że ponoć nie jest to tak ostre, że gały wypala, bo kuchnia japońska, powiedzmy tradycyjna, jest raczej mdła.

Japończycy mają mnóstwo dań, które mogą być surowe, gotowane na parze, w wodzie, smażone
i tak dalej. Zasadniczo ich kuchnia opierała się na owocach morza, surowych i przyrządzanych na różne sposoby ryb a wśród młodszych pokoleń coraz większy prym wiedzie świniaczek i cielaczek, bo odchodzą od domowych smaków na rzecz tych importowanych.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

 

ps. Dla malkontentów: nie trzymam się terminologii gastronomicznej. Tekst jest zupełnie o czymś innym.