Socjologia wizualna

Socjologia wizualna

Socjologia wizualna to relatywnie nowa gałąź, co jest dość zaskakujące zważywszy, że fotografia i socjologia mają długą wspólną historię. Nie do końca były świadome swojego związku, ale trwa on od zarania obu tych dziedzin. Obie były odpowiedzią na specyficzne potrzeby swoich czasów z duża dozą pozytywizmu. Jak pewnie wiecie fotografia ma się całkiem dobrze ta druga no, nie koniecznie. O ile sam nieświadomy romans obu tych dyscyplin trwa od początku ich istnienia, a fotograficy od wielu lat przemierzają świat by pokazać nam „dolę człowieczą” tak dopiero niedawno ktoś wpadł na pomysł by socjologia stała się wizualna.

Socjologia wizualna

Zacznijmy od próby zdefiniowania czym jest socjologia wizualna. Gałąź socjologii skupiająca się na analizie materiałów wizualnych z pewnym uprzywilejowaniem fotografii. Do tematu możemy podejść na kilka sposobów. Podjąć się analizy istniejących zdjęć, których to w Internecie jest dostatek. Co fotografujemy? Jak to fotografujemy? Albo, co jeszcze ciekawsze czego nie fotografujemy albo czego nie publikujemy. Zdjęcia mogą posłużyć jako bodziec do rozmowy, możemy poprosić uczestników badania o wykonanie własnych i poddać je analizie. I co najważniejsze, możemy sami chwycić za aparat. Niestety, niektórym trochę przeszkadza współczesny, niejednoznaczny status fotografii przez co powstają dziwne historie, ale o nich za chwilę. Co nie mniej istotne, dyscyplina ta nie istnieje bez słów. Sentencja iż fotografia wyraża ich tysiąc nie ma tutaj zastosowania. Bez słów, opisów, się nie obędzie. Gdybyśmy też chcieli dokonać rozróżnienia pomiędzy reportażem socjologicznym a socjologią wizualną, to reportaż to wniosek będzie oczywisty, iż reportaż skupia się na obrazie a socjologia na opisie oraz pamiętać trzeba o fakcie, że reportaż może zostać zakwalifikowany jako dzieło artystyczne a socjologia to nauka. Choć mogą się doskonale uzupełniać

Socjolog i fotograf

Piotr Sztompka to jakoby wybitny socjolog. Jeszcze wybitniejszy fotograf, Andrzej Baturo, z którym rozmawiałem kilka lat temu właśnie na ten temat, powiedział że ów kontaktował się z nim ale zbytnio chciał naginać wszystko do swoich tez, przez co panowie nie nawiązali jakieś szerszej współpracy przy książce Sztompki. Pojawia się tam tylko pewna wzmianka o panu Andrzeju. Wydaje mi się, że najważniejsza część sporu dotyczyła kwestii samej fotografii. Dla pana Andrzeja fotografia prasowa, fotoreportaż stanowił formę artystycznego wyrazu, z dużym wkładem osobowości autora. Tak by dotrzeć do osób obdarzonych mniejszymi pokładami empatii, inaczej będzie to suchy, beznamiętny zapis. Tymczasem profesor Sztompka nie tego oczekiwał, co można wywnioskować z jego książek. Zrób zdjęcie byle jak, będzie dobre, bo naukowe, suche, beznamiętne. Dokumentalne. Amatorskie. Cóż, jeśli teoria nie pasuje do faktów, tym gorzej dla faktów. Jest to tyle ciekawe, że czasem wystarczy „po prostu coś zrobić”. Wiem, że nauka wymaga pewnego usystematyzowanego, teoretycznego zaplecza, ale czasem „po prostu” działa lepiej niż sztywna, sucha teoria. Patrz osiągnięcie Hine’a czy Rissa. Da się? Da.

W końcu sztuka reportażu, to sztuka opowiadania o człowieku.

Czasem też zdarzają się dziwne wnioski płynące z analizy zdjęć. Weźmy portret kobiety.

  • Patrzy w obiektyw? Patrzy błagalnie, niczym ofiara głodu. Porównanie zawodowej modelki do portretów ludzi, którzy doświadczają śmierci głodowej w Afryce jest co najmniej dziwne. Jedni bowiem cierpią z przymusu, drudzy z własnej woli. Nikt nie mówił, że to lekka praca.
  • Nie patrzy w obiektyw? Wyalienowana, represjonowana. Powiedz to modelkom Newtona. Zarzuty można z resztą mnożyć.

Deprecjonowanie fotografii

Kolejnym poważnym zarzutem wobec socjologów, jest próba deprecjonowania niekiedy fotografii w swoich antologiach. I wcale nie przeczy to temu, co napisałem na początku.
W jednej poważnej publikacji pozwolono by malarz dowodził, że fotografia nie posiada zasad kompozycji, równocześnie nie mogąc być zaliczaną w poczet sztuk. Tekst pochodził z lat 70 tych, albo okolic. Naturalnie dla socjologa ma to pewne niebagatelne znaczenie. Dowodząc, że fotografia nie ma zasad, może robić co mu się podoba i nikt nie podważy jego fotograficznych bohomazów, stanowiących dokument. Amatorskość jest też często wykorzystywana jako dowód na naturalność, bezstronność. Pamiętajmy, że socjologia ciągle próbuje trwać przy stanowisku bezstronnego, obiektywnego obserwatora, co brzmi jak pierwotne założenia fotografii. Z tym, że ta druga dawno się od tego oderwała co działa na niekorzyść współczesnych socjologów – akademików.

Samo odrzucenie zasad kompozycji nie znaczy, że przestają obowiązywać. Przeciwnie. Mogą one sprawić, że fotografia zaprzeczy wszystkiemu, co socjolog chce powiedzieć a on sam nawet nie jest tego świadom. Fotograf rzemieślnik to dla socjologa nie lada gratka. Z artystą źle się rozmawia. Na rzemieślnika to naukowiec patrzy z pogardą. W jakimś nowszym tekście trafiłem na stwierdzenia, że fotografia jest zbyt mało usystematyzowana – jej obecność jako kierunku na uczelniach powoduje pewne zamieszanie – oraz, że w jakichś tam badaniach celowo odrzucali kwestie formalne. Metodologię też olali?

Interpretacja fotografii

Trudnym do zgryzienia orzechem, jest przełożenie tej części teorii, która brzmi sensownie, na jakąś konkretną praktykę. Właściwie albo wychodzi człowiekowi z tego  przepisywanie fotografii na nowo, tylko bardziej skomplikowanym językiem, albo zwykła analiza treści. To jest właśnie problem tej nauki. Niektórzy próbowali definiować Internet na nowo, tylko dziwacznymi słowy. Właściwie tak długo spierali się czy Internet jest siecią, że przegapili prawie 30 lat jego rozwoju.

Tak naprawdę, uczeni którzy próbują wyodrębnić i ukształtować tę dziedzinę socjologii nie za bardzo wiedzą jak to zrobić i co chcą zrobić.  Czuć, bardzo czuć, że chodzi tylko o produkcję kolejnych tekstów. Dlatego też nauki społeczne bywają niezbyt poważane. Teoretycznie są społeczne, ale odcięły się od społeczeństwa. Ma to chyba związek z ich nieścisłością. Akademicy tak bardzo pragnęli, by socjologia stała się nauką ścisłą ze poza potrzebą jej uściślenia stracili wszystkie inne cele z oczu. Właśnie przez to, że Wielcy Uczeni nawet nie próbują wyjść ze swoimi pomysłami poza akademickie mury albo okładki książek z suchą teorią socjologia gdzieś tam sobie egzystuje na krawędzi śmierci.

Ergo niczego nie badają. Kolejnym problemem fotografujących socjologów jest jakaś niepisana umowa, że należy ignorować wszelkie zasady kompozycjo, wszelkie zasady w ogóle. Jakbyście zobaczyli fotografie jednego wybitnego profesora zamieszczone w jego książce, to byście się pochlastali ze smutku. Względnie był to bardzo dziwny dobór cudzych fot, z takimi opisami, że nic tylko cisnąć tomiszczem w kąt.

Socjologia (nie) wizualna

Spotkałem się też z postulatem, że należy usunąć przedrostek wizualna z nazwy tej subdyscypliny właściwie ją likwidując. Nie ma bowiem biologii wizualnej a narzędzia się dobiera. No, nie do końca. W tym przypadku chodzi raczej o obszar badawczy plus narzędzie. Nie chodzi o to, by wszystko zastąpić fotografią, ale by skupić się na wizualnym aspekcie kultury, przejawach aktywności, interakcji społecznych wyrażonych poprzez obrazy. Samo robienie zdjęć dla socjologa to za mało, choć wizualny wcale nie jest synonimem fotograficzny. Może to być film, rysunek, cokolwiek. Wyniki badań również nie zostają zapisane w formie zdjęciowej. Także subdyscyplina może spokojnie nazywać się wizualną, przy czym raczej nikt nie będzie się określał mianem socjologia wizualnego. Także.

Fotografia społeczna

Raz jeszcze cofnijmy się w czasie. Możemy zacząć od Jacoba Augusta Riisa, który dokumentował życie nowojorskich slumsów. Był przez to jednym z pionierów fotografii społecznej lub socjalnej. Właściwie termin społeczeństwo, narodził się wraz z socjologią. Wcześniej istniały raczej społeczności lub towarzystwa, gdyż silne podziały klasowe raczej nie sprzyjały tworzeniu się świadomości wspólnoty pomiędzy robotnikiem a fabrykantem. Społeczeństwo po dziś dzień, jest terminem niejasnym, definiowanym jak kultura w zależności od potrzeb.

Do pionierów tego nurtu fotografii w Rosji zaliczyć trzeba Adnrieja Osipowicza Karelina oraz jego ucznia Maksyma Piotrowicza Dimitriewa, którzy pośród innych zdjęć, tworzyli obrazy niedoli narodu rosyjskiego. Przy czym ich prace, nie miały raczej większego wpływu na zachodnich fotografów, ale trzeba o nich wspomnieć z kronikarskiego obowiązku, iż sporej części świata zapanował nowy klimat, potrzeba zwrócenia się w stronę uboższych warstw ludnościktóre to warstwy zaczynały być dopiero niejako asymilowane, włączane do większego tworu jakim miało okazać się społeczeństwo.

Socjologia wizualna
fot. Jacob August Riis
Socjologia wizualna
fot. Jacob August Riis

Lewis Hine

Za najważniejszego w tym tekście, uznam zaś Lewisa Hine, znanego Wam zapewne z jednej fotografii. Co nie mniej istotne, był on również z wykształcenia socjologiem. Otrzymał liczne zlecenia, na pokazanie życia robotników, imigrantów, dzieci. Sam jako dziecko pracował w nieludzkich warunkach, przez co los robotników a zwłaszcza wyzyskiwanych dzieci był mu bardzo bliski. Dzięki jego zdjęciom i raportowi, zaczęły powstawać pierwsze ustawy chroniące osoby małoletnie. Jego praca zaczęła się w 1908 roku, gdy został fotografem National Child Labor Committee. Przez następne 10 lat ciężko pracował i rozpoczął proces powolnych zmian. Udało mu się w jakimś niewielkim stopniu uczynić społeczeństwo bardziej znośnym.

Socjologia wizualna
fot. Lewis Hine

Oczywiście nie wypada nie wspomnieć o Dorothea Lange, która pracowała na zlecenie Farm Security Administration, kiedy dokumentowała sytuację w czasie wielkiego kryzysu. Jej zdjęcie Wędrująca Matka, nie jest Wam zapewne obce i stanowi świetny przykład, jak fotografie oraz fotograficy mogą być wykorzystywani właśnie w celach, nazwijmy je, socjologicznych. Szkoda, że nie zdarza się to często i co gorsza czasem dochodzi do rozbicia osoby sfotografowanej na symbol i człowieka jak to miało miejsce w przypadku Lange i Florence Owens Thompson, która żyła życiem zupełnie innym niż coraz lepiej opłacana Wędrująca Matka, Madonna z Dzieciątkiem.

Socjologia socjalna
fot. Dorothea Lange / Wędrują Matka / Wielki Kryzys w USA

Dobrym, współczesnym, przykładem może być Irina Popova i jej Another Family. Oraz oczywiście Zofia Rydet i jej Zapis Socjologiczny. Pani Zofia podjęła się iście tytanicznej pracy. Bez niczyjej pomocy przemierzała tereny wiejskie dokumentując wnętrza, przedmioty, których niejako uzupełnieniem był człowiek. Z czasem projekt zaczął się przeistaczać.

Socjologia Wizualna
fot. Zofia Rydent / Zapis Socjologiczny / zofiarydet.com /

Rozbicie na socjologię wizualną i reportaż socjologiczny następuje dopiero z czasem. Początkowo jedno i drugie, socjologia i fotografia, były odpowiedziami na potrzeby swojej epoki.
Właściwie to co robili pierwsi fotografowie o prospołecznym zacięciu, było w pewien sposób tożsame z tym co robili pierwsi socjologowie. Fotografia przez swoją mechaniczność była uznawana za coś w rodzaju narzędzia badawczego. Socjologia zaś wyodrębnia się z filozofii na stałe, właśnie z potrzeby wypracowania sobie metody naukowej do analizy zjawisk i procesów społecznych. Pokusiłbym się, że wyobrażenie o możliwościach fotografii było przez długi czas takie, że sam akt fotografowania rozpatrywany był bez mała jako „metoda naukowa”.

Dziś fotograficy przemierzają świat, by pokazać rzeczy, których nie da się opisać przy pomocy ankiety. Różnorakie zjawiska kulturowe, społeczne, których bardzo często nigdy nie będziemy bezpośrednimi świadkami, ani inaczej byśmy się o nich w ogóle nie dowidzieli. Są to dokumentalno – artystyczne dowody istnienia pewnych zjawisk, dzięki czemu możemy coś poznać, czegoś doświadczyć. I to niemal od zarania fotografii. Dzięki temu niewidzialne, staje się widzialne. Ok. Dobra! Znam też takich fotografów, którzy mówiąc że interesuje ich człowiek, mają na myśli długonogiego osobnika płci żeńskiej, z pokaźnym biustem. Jakikolwiek inny przejaw człowieczeństwa wzbudza w nich jawne obrzydzenie. Oraz takich, którzy wiedzą, że za smutne oczy głodnych dzieci syci lepiej płacą.

Bardzo fajny biedak

No właśnie. Właściwie pod pewnymi względami niewiele się zmieniło. Ja widzimy powyżej, wielu naprawdę starało się coś zmienić, poprawić los najuboższych, wykorzystywanych grup. Pytanie czy każdy bogacz, mogący pozwolić sobie na zabawę ówczesnym aparatem, tak z resztą jak dzisiejszy, fotografował miejską biedotę z potrzeby serca czy w ramach mody demonstrował swoich proli znajomym by gdy zaspokoją swe pozytywistyczne potrzeby przejść do przyjemniejszych rzeczy jak choćby picie wina wartego więcej niż miesięczne wynagrodzenie fotografowanego? Zdecydowanie takie oczyszczenie usuwa wyrzuty sumienia, jeśli pod wpływem ducha epoki się zrodziły. Być może niektórzy nigdy robotniczej rodziny nie widzieli i przyglądali się tym fotografiom jak dziś my stworzeniom z najmroczniejszych głębin mórz i oceanów. Wielu fotoreporterów wydaje się mieć szczerze gdzieś fotografowanych prze siebie ludzi. Część z nich napędza perspektywa wystaw, nagród w konkursach albo adrenalina. Kolejna wojna, kolejne strzały. 

Idea często gubi się gdzieś po drodze pozostawiając po sobie formę. Formą zaś jako łatwa w naśladowaniu, zostaje powielona ale bez znaczenia. Dotyczy to każdej dziedziny fotografii, od mody po reportaż. Gdy wprowadzona zostanie jakaś innowacja, przełamane tabu, zaraz zostaje podjęte przez dotychczas bardziej płochliwych twórców, którzy nie wyobrażali sobie takich rzeczy. Nagle wchodzą one do codziennego użytku. W przypadku omawianej kwestii jest to bieda, ubóstwo, smutek. Nagradzają za to? Zatem i ja będę to robił, choć uwaga często jest ważniejsza od celu tejże uwagi. Poświęcona ma zostać twórcy a nie obiektom jego obserwacji. Obiekty owe to często ludzie. Uwaga niestety skupia się na poklepywaniu autora po plecach. Gdyby identyczny efekt mógł osiągnąć innymi środkami, właśnie to by zrobił co z resztą doskonale widać w gasnącej modzie na fotografowanie. Są przyjemniejsze bowiem metody zdobycia sławy, niż włóczenie się zima po wsiach i miastach gdzie bezrobocie sięga dziewięćdziesięciu procent.

Podsumowanie

Pomimo ogromnego potencjału jaki kryje się w tej dyscyplinie, mam wrażenie że jest ona niewykorzystywana. Ilość zdjęć jaka trafia do Sieci powinna zaspokoić potrzeby wielu badaczy zaciekawionych tym co dzieje się we współczesnym społeczeństwie. Tymczasem łatwiej trafić na teksty o nowych odkryciach z zakresu mechaniki kwantowej, które poza tym że są szalenie ciekawe nie mają bezpośredniego wpływu na nasze życie. Przynajmniej dopóki nie znajdą gdzieś jakiegoś zastosowania. Socjologowie znów wpadają w pułapkę przepisywania wszystkiego na nowo.

Co więcej przedstawiciele tejże nauki próbują pisać tak zawile jak to tylko możliwe, by przypadkiem nikt ich nie zrozumiał. Co więcej socjologia bardzo by chciała w mądrych słowach sprowadzić fotografię do roli swego sługi, ale mają na to zerowe szanse. Poza tym przedstawiciele nauk społecznych kiszą się w akademickich murach, mnożąc teksty podczas gdy fotograficy wyznają zasadzę, że jeśli zdjęcia nie są dość dobre, to znaczy że nie byli wystarczająco blisko. Co socjologowie powinni sobie wziąć do serca.