Walnąć małpkę czyli rzecz o fałszywej trosce świętych w kraju grzeszników. herbataiobiektyw, 19 października, 2025 Oficjalnie w Polsce nikt nie spożywa alkoholu więc nie wiadomo dlaczego ciągle znajduje się na półkach. Temat alkoholu wraca jak bumerang i można, co też niniejszym czynię, otwarcie przyznać, że jest to taka sama polityczna zapchajdziura jak gender. Ten zaś spadł wszystkim aktorom sceny politycznej niczym dar niebios, pozwalając przybrać nową polityczną tożsamość. Choć trzeba przyznać, iż nagle kojarzona z komuną lewica zaczęła przeć na Zachód a konserwatyści objęli stanowisko dawnej komuny, walcząc ze zgnilizną tegoż świata kierunku. Ważne, że zadziałało i pojawił się nowy byt, o który można było kruszyć kopie. Także temat związków jednopłciowych wraca gdy polityka przeżywa swoisty sezon ogórkowy. Ogórek zaś, zwłaszcza kiszony, to doskonała zagrycha, którą podaje się pod wódeczkę. Niezłe są też ponoć grzybki w occie, lecz przyznam, że na tym moja znajomość archaicznych żartów się kończy. Wrzesień zeszłego roku przyniósł aferkę tak zwanych alkotubek, tegoroczny zaserwował nam księżycówkę pędzoną z nocnej prohibicji. Przyznaję, że mozoliłem się nad tym żartem dobrą minutę. Sprawa spożywania napojów alkoholowych jak zwykle zaś budzi emocje i (nie)smak. Wszystko za sprawą fałszywej troski Świętych w kraju Grzeszników. Kwestia alkoholu zawsze budzi w Polsce sprzeczne reakcje, bowiem oficjalnie wszyscy są abstynentami a spożycie 8,93 litra w przeliczeniu na osobę bierze się z powietrza. Przeliczenie to jest niezbyt sprawiedliwym uogólnieniem, bowiem faktyczny abstynent wypija wówczas owe prawie dziewięć litrów, jednak świat ogólnie nie jest sprawiedliwym miejscem i trzeba się z tym chwilowo pogodzić. Każda próba podniesienia akcyzy kończy się jedną wielką awanturą po czym ta częstokroć wrasta a spożycie utrzymuje się na podobnym poziomie jak przed jej podniesieniem. Choć tym razem prezydent Nawrocki zawetował pomysł zwiększenia daniny, który szykowała popierająca go partia PiS. Niemniej, jest to podatek, który obficie zasila skarb państwa i nikt z niego nie zrezygnuje. Gdyby rządzącym rzeczywiście zależało na zdrowiu Polaków, dążyliby do całkowitego zakazu sprzedaży. Nikomu jednak na tym nie zależy a kwestia alkoholu to taki sam wypełniacz szpalt jak onegdaj gender. W tym miejscu powinienem jednoznacznie określić swoje wobec tej substancji stanowisko. W internetowej debacie można zaś przyjąć tylko jedno z dwóch skrajnych stanowisk. Aprobata dla delegalizacji postawiłaby mnie po stronie Świętych, podczas gdy wyrażenie sprzeciwu, powoduje z automatu przejście na stronę zdegenerowanych Grzeszników. Całość ma silne podłoże natury moralnej, bowiem jak powszechnie wiadomo, alkohol jest trucizną dzięki której łatwiej manipuluje się narodem. Stąd też blisko już do uznania go za narzędzie w rękach sił zła, czyli dzieło szatana. Nagle okazuje się, że dziwnie blisko Internautom do muzułmanów. Jak bowiem powszechnie wiadomo, w Polsce nikt nie spożywa, wszyscy uprawiają sport, tylko tusza rośnie jakoś tak sama z siebie. Alkohol jest bardzo (nie)wdzięcznym tematem, bowiem przyznanie się w mediach społecznościowych do picia, gdzie toczy się cała gra, skutkuje oskarżeniami natury właśnie moralnej. Z miejsca wywołuje prymitywny atak i oskarżenia o problemy, bowiem picia alkoholu bronić może tylko uzależniony alkoholik. Przy okazji, obnaża to podejście Polaków do sprawy uzależnień, które nadal stanowią przejaw słabości charakteru. Może i wiedza z zakresu psychologii jest powszechnie dostępna ale przecież nikt nie porzuci własnych przekonań dla jakichś nowomodnych bzdur. Sprawa jest zatem dość prosta, alkohol to trucizna, dzieło szatana a temu ulegają tylko słabi zatruwając swój organizm. Zarówno afera z alkotubką czy nocne zakazy sprzedaży celowo nazywane prohibicją, to doskonałe przykłady pozornej troski, zorientowane na osiągnięcie doraźnych celów politycznych i wizerunkowych. Prohibicja jest niejasnym terminem, który potocznie rozumiany jest jako całkowity zakaz produkcji, sprzedaży i spożywania napojów alkoholowych. Tymczasem, chociażby we Wrocławiu, wprowadzono w kilku dzielnicach jedynie zakaz sprzedaży w sklepach i na stajach benzynowych. Niewiele to zmienia, bowiem tylko stacje benzynowe otwarte są całodobowo a wiele sklepów popularnej sieci najdalej do jedenastej. Ujawnia to jednak dwumyślenie jakże moralnych obywateli naszego kraju. Owa nocna prohibicja, godzi w degeneratów pijących w parkach i awanturujących się pod monopolowym. Człowiek kulturalny, sączy zawczasu przygotowane napoje w domowym zaciszu, racząc się piwami mocnymi, które mają ponad 11% alkoholu. Ta wypowiedź jednego z polskich blogerów, który zabrał syna na targi piwne a później żywiołowo zaatakował alkotubę utkwiła mi w głowie chyba na dobre. Wieść gminna niesie iż jest gorliwym chrześcijaninem. Nagle w takich sytuacjach, nawet jeśli ktoś przez lata reklamował Pijalnie Wódki i Piwa, znikają zarzuty natury moralnej. Znikają, bowiem człowiek taki posiadać musi niezmierzone pokłady kultury picia, pozwalające mu degustować. Czynność ta nijak nie jest łączona z piciem, które służy odurzeniu. Degustacja wymaga kunsztu, wyrobionego podniebienia, koneserstwa. Nawet jeśli są to piwa mocne, takie z ponad jedenastoprocentową zawartością alkoholu. Co ciekawe, istnieją tego typu produkty za złotych dwadzieścia, dedykowane koneserom i takie za złotych nie całe trzy, dla upadłych degeneratów. Kto degustuje, ten nie pije. Tu sobota, tam sobota a on piątkiem jedzie! Łatwo jednak dostrzec, że gdy tylko pojawiają się propozycje realnie mogące zagrozić wolności spożywania produktów zawierających etanol, czyli niezwykle popularny środek psychoaktywny, opinia publiczna natychmiast zaczyna reagować sprzeciwem. Nagle bowiem dostrzegają, że kampania nie jest wymierzona w pijaków i alkoholików, czyli jakichś Innych, mających problem z piciem, ale w nich samych. Tutaj koronnym przykładem jest Paulina Matysiak, która próbowała zmienić coś w kwestii promocji piwa w modelu dwanaście plus dwanaście gratis. Wytknięto jej wówczas wszystkie piwne posty, które opublikowała. Na posłance nie zostawiono suchej nitki, nikt jej nie poparł a temat zdechł śmiercią naturalną. Zbyt wielu konsumentów i koncernów było beneficjantami tej promocji a by podjąć jakiekolwiek działania. Pokazuje to również, że problemy z piciem ma ów Inny, pijący nie jak człowiek w domu a pod monopolowym. Okazuje się, że całe to alkoholowe moralizatorstwo jest równie bezrefleksyjne jak każda inna sprawa poruszana w mediach. Alkohol wprawdzie jest trucizną, ale nie kiedy jest degustowany czy spożywany w trakcie grillowania. Internetowej tłuszczy wystarczy iskra, by zapłonęły słomiane pochodnie. Pięści zostają wzniesione by uderzyć w stół w świętym oburzeniu, lecz nie ma czasu, oto trzeba natychmiast poderwać się do biegu, by wyrazić to samo święte oburzenie w innej sprawie. Chociażby zbyt kusej kiecki prowadzącej rozdanie nagród na gali kusych kiecek, nie ważne. Niezwykle kunsztownie popisał się chociażby Galopujący Major, piszący dla Krytyki Politycznej. Innym, w jego pisaninie staje się boomer, czyli wychowany w PRL pijak, którego pamięć, prawdopodobnie z przepicia zawodzi i nadal upatruje znamion swego statusu społecznego w butelce wódki na świątecznym stole. Tekst ewidentnie dedykowany jest millenialsom i zetkom, którzy nie chcąc zostać włączeni do grona zaściankowych boomerów, może przyklasną lewackim pomysłom. Dawno nie używałem słowa „lewactwo” i przyznam, że sprawiło mi to niemałą przyjemność. Major przytacza interesujące argumenty, w myśl których amerykańska prohibicja zdziałała cuda, ale zapomniano o tym wspomnieć w filmach o gangsterach. Tak, początkowo spożycie spadło z powodu braku produktu na rynku, by w kolejnych latach prohibicji wzrosnąć o 70% w stosunku do okresu sprzed jej wprowadzenia. Porównuje on też zakaz sprzedaży alkoholu do zakazu posiadania karabinów, ale argumentem tym palnął sobie w plecy, więc na litość, niechże mu ktoś ten samopał zabierze! Różnica polega na tym, że Polacy w ostatnich dekadach nie mieli okazji wytworzyć kulturalnej otoczki a wręcz amerykańskiego kultu wokół broni palnej, więc pewne utrudnienia związane z posiadaniem tejże nie specjalnie ich obchodzą. Alkohol zaś, obecny w jest naszej kulturze od dawna. Swoje trzy grosze wtrąca, także i a jakże, na łamach KryPolu, słynny Rutkowski, zwalczający nawet chmiel w piwie bezalkoholowym, mówiąc, iż „współczesne młode pokolenie wystarczająco długo oglądało swoich sfrustrowanych rodziców, którzy wlewali w siebie etanol. I sami nie są tym zainteresowani”. Jakkolwiek chwała mu za to, że chociaż młodzież pochwalił, tak słowa takie nie powinny pasać z ust terapeuty jakoby uzależnień. Podstawowym bowiem czynnikiem rozwoju uzależnienia bywa niska odporność właśnie na frustrację. Ona sama zaś nie jest niczym złym, bowiem jest to reakcja na niemożność osiągnięcia zamierzonych celów. Te zaś nierzadko były nierealne, bowiem w dziwacznej rzeczywistości ostatnich trzydziestu pięciu lat, dorobić się można było co najwyżej depresji, nie zaś obiecywanego przez kolejne ekipy majątku i stabilizacji finansowej. Pomiędzy jednak tym co powinno a tym co jest zawsze zieje przepaść nie do zasypania. Obie wypowiedzi dotyczą właściwie boomerów i są skrojone na potrzeby „młodych” w przedziale wiekowym od 35 do 45 lat, bowiem głównymi odbiorcami KryPolu są często właśnie millenialsi, którzy już przekroczyli czterdziestkę i jest im równie daleko do młodych, co mnie do Japonii, ale zawsze złapią się na żart o wujasie i flaszce. Tyle jeśli chodzi o ujęcie socjologiczne. Łatwiej walczy się z problemami, które samemu się stworzyło, niż tymi realni trapiącymi poszczególnych członków społeczeństwa. Wprawdzie trzonem ideowym lewicy jest walka o zapewnienie klasie robotniczej dostępu do rozwijającej rozrywki, ale biedaczki od dawna nie potrafią zdefiniować na nowo klasy robotniczej. Efektem jest przyrównywanie małych przedsiębiorców, czyli osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą do krezusów pokroju Bezosa. Stąd też amorficzna klasa, którą lewica winna ideowo wspierać w dostępnie do kultury i rekreacji, przecieka jej przez palce. Dobrze zatem krzyknąć, iż nocne zakazy sprzedaży alkoholu zbawią naród. Raz jeszcze pokazuje to, że spożywanie tegoż jest kwestią przerastającą wszystkich, być może z wyjątkiem niektórych socjologów i antropologów, ale tym nie udziela się głosu, by mógł wypowiedzieć się ten czy inny terapeuta, nie będący nawet psychologiem z wykształcenia. Alkohol to tylko temat zastępczy, wróg podstępny, któremu trzeba wypowiedzieć bezwzględna walkę dla dobra rozpitego narodu. „Cel jest przecież jasny. Czy dorosły kupi sobie małpkę w opakowaniu jak z dziecięcego musiku? Litości. Tu celem jest dziecko. Zaciekawione i zachęcone tym, że trucizna zapakowana jest jak lekarstwo, ma przekroczyć symboliczną granicę, kupić musik do szkoły (może sprzedawca nie zauważy wśród innych podobnych opakowań, może kupi kolega z dowodem) i zupełnie niesymbolicznie zacząć pić. Taka to zabawa konwencjami i odwaga do eksperymentowania. Na życiu naszych dzieci” – oświadczył Szymon Hołownia. Szymon Hołownia, za Radio Zet Popularne dyskonty oferują zaś kolorowe drinki, które jak żywo przypominają udziwnione oranżady a nie napoje alkoholowe. Dziś chyba już każda kasa informuje sprzedawcę, że artykuł podlega ograniczeniu sprzedaży, wiec przemycenie tego między zakupami jest niemożliwe i nikt też tego próbuje. Dziwnym też trafem, żadna babcia nie napoiła tym dzieciątka. Skoro zaś powróciłem do zeszłorocznego tematu, gdybym został ojcem, to moje dziecko miałoby babcię, która spędziła młodość z laptopem pod pachą. Stereotyp babci, która przybywszy ze wsi, dziwowała się samochodom i tramwajom, to wyobrażenie bez mała literackie. Gros dziadków obecnych czterdziestolatków swe życie spędziło w modernizujących się miastach. Dziadkowie współczesnych pięciolatków noszą smartfony w kieszeniach a jednak udało się uderzyć w stereotyp babiny w chustce na głowie. Podatek cukrowy miał zapewnić nam szczupłe, piękne ciała a zwiększył tylko wpływy do budżetu i napchał kieszenie koncernów. Był to świetny medialnie ruch, który z lubością podchwycili moraliści, walczący o jędrność naszych tusz. Ostatecznie zaś spożycie słodkich napojów wzrosło dzięki bardzo sprytnym promocjom. Zapewne wzrosła także produkcja zakrętek i plastikowych butelek, ale nie podejrzewam by kogokolwiek to obchodziło. Wszak są automaty do których można je wrzucić i odzyskać kaucję. Podobno nawet gdzieś stoją, ale nikt jeszcze żadnego nie widział. Grzech obżarstwa można odkupić niezbyt szczerą troską o Matkę Naturę, przerzuconą naturalnie na konsumenta. Wprawdzie można by uderzyć w producentów, nakazując im zmniejszenie ilości cukru, ale lepiej wprowadzić podatek, który powoduje wzrost sprzedaży butelek, za które można teraz rzekomo dostać kaucję. Wszak chyba każdy dostrzega, że kupując dwie półtoralitrowe butelki zamiast jednej dwulitrowej, nabywa też więcej plastiku niechętnie poddającemu się recyklingowi. Być może w tym czy innym mieście wprowadzą nocną prohibicję, może program pilotażowy. Głosy oburzenia ucichną, ktoś pochwali się, że pił rum całą noc, kto inny opowie o targach piwnych i wszystko wróci do swojej cichej normy. Ktoś wspomni Wiesława Wszywkę, ktoś obejrzy kolejny poradnik picia whisky dla świeżaków, ktoś zabierze syna na targi piwne albo zareklamuje pijalnię. Dziwnym trafem nocne zakazy sprzedaży nigdy nie obejmują tego typu przybytków. Na naszym rynku dostępnych jest też gros napojów alkoholowych, które skrzętnie ukrywają swoją tożsamość. Zawierają około ośmiu i pół procenta alkoholu i podszywają się pod energetyki. Czyli zasada jest dokładnie ta sama co z w przypadku owej tubki. Ażeby dowiedzieć się o ich istnieniu wystarczyło jedynie sprawdzić ofertę kilku sklepów monopolowych. Wyrzuty sumienia i święte oburzenie to potężne narzędzie w rękach polityków i publicystów. Przypomina to nieco postulaty zakazu korzystani z telefonów w szkołach w nadziei, że z nudów uczniowie zainteresują się Mickiewiczem. Nocna prohibicja z całą pewnością nie spowoduje powstania melin i nielegalnych bimbrowni. Przewidywania te związane są z dość radykalnym znaczeniem słowa prohibicja. Premier Tusk miał okazję zwalczyć już dopalacze, alkotubkę a teraz chce podjąć walkę z alkolobby. Walka, walka, walka, niekończąca się walka o dobro narodu, która koniec końców napycha kieszenie koncernowe i rządowe. Nie zamierzam walczyć o wolność wyboru ani całkowite wyeliminowanie alkoholu z rynku i kultury, bowiem zbyt wiele jest motywacji do zmiany stanu świadomości. Jednak jeśli chcecie żeby ludzie pili mniej, to niestety wrócić muszą szkolne kluby sportowe, łatwy i tani dostęp do kultury, zwłaszcza wysokiej. Rozwój zainteresowania sportem, rekreacją, rozwój ośrodków kultury, to szanse na zmianę zainteresowań Polaków w stronę przyjemnego i niech wam będzie, zdrowszego spędzania czasu. Na tym polu widać całkowitą nieudolność państwa bowiem pieniążki z akcyzy nie śmierdzą. Przypomina to nieco postulaty zakazu korzystani z telefonów w szkołach w nadziei, że z nudów uczniowie zainteresują się Mickiewiczem. Pisanie moralitetów pozwala podbić zasięgi, podobnie jak promowanie piwka z lubością wlewanego w spragnioną gardziel. Wydaje się, że najbardziej emocjonalny stosunek do alkoholu mają osoby, które wiedzą, że piją za dużo i świętym oburzeniem chcą zagłuszyć wyrzuty sumienia. W najlepszym wypadku uda się wprowadzić ogólnopolski zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych i po dwudziestej drugiej. Wtedy markety wprowadzą kolejne promocje. Teraz, za każde dwadzieścia piw kupionych przed weekendem dostaniesz czterdzieści gratis. Przecież nie chcemy, żeby nam zabrakło. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Kultura Kultura wizualna Marketing Media Social Media Socjologia alkohol udający mus owocowyalkohol w saszetcealkohol w tubcekultura piciamus owocowynapoje energetyczne z alkoholemOLVpicie alkoholupicie w kulturzepiwczekopiwkopiwoPolacy pijąPoznańskie targi Piwneproblem alkoholowypromowanie alkoholuspożycie alkoholu w Polscespożywanie alkoholuspołeczeństwo zagrożeńtradycja picia alkoholuVoodoo MonkeywhiskeywhiskywódkaZuch