Skip to content
Herbata i Obiektyw
Herbata i Obiektyw

O fotografii, herbacie, kulturze i sztuce

  • O mnie
  • Kontakt
  • YouTube
  • Facebook
  • Instagram
  • Patronite
  • Lista patronów
Herbata i Obiektyw

O fotografii, herbacie, kulturze i sztuce

Wszystko jest światłem czyli naukowy mistycyzm

herbataiobiektyw, 25 października, 202530 października, 2025

W podejściu wielu blogerów popularnonaukowych do astrologii odrzuca mnie całkowity brak naukowego podejścia. Wydaje się to być absurdalne a jednak jest faktem. Oto bowiem ortodoksyjni wyznawcy nauki przy pierwszej okazji obchodzą ją szerokim łukiem.

„Wszystko jest Światłem, jestem częścią światła, a ono jest muzyką. Światło wypełnia moje sześć zmysłów: widzę je, słyszę, czuję, wącham, dotykam i myślę. Myślenie o nim oznacza mój szósty zmysł. Cząsteczki Światła są zapisane nutami”

„Tesla or Adaptation of an Angel. The Lost Interview with Nikola Tesla”, Stevan Pešić

Pomysł na napisanie tego tekstu zrodził się dawno temu, w trakcie lektury jakiegoś artykułu poświęconego niefortunnemu nieporozumieniu. Otóż ktoś uznał fragment sztuki teatralnej „Tesla or Adaptation of an Angel. The Lost Interview with Nikola Tesla”, za fragment listu czy też zapisków Nikoli Tesli. Krótkie poszukiwania szybko pozwoliły ustalić, iż tytuł sztuki z 1990 roku jeszcze przed dynamicznym rozwojem Internetu dał zaczątek nowym mitom o serbskim inżynierze. Autor owego bloga postanowił sprostować nieporozumienie, dorzucając kilka uwag na temat zagadkowej popularności Tesli wśród osób fascynujących się wszelkiej maści wiedzą tajemną. Nie udało mu się tego dokonać tak samo jak jego kolegom po fachu. Wszyscy oni jednoznacznie stawiają na niewiedzę albo głupotę, choć ich właśni czytelnicy nie do końca rozumieją o czym oni piszą. Wielu blogerów popularnonaukowych dowodziło też i nadal dowodzi, przytaczając najróżniejsze badania, iż chociażby astrologia jest całkowicie nieskuteczna. Ma to oczywiście związek z rzekomym wysypem tak zwanego zodiakarstwa, zwłaszcza wśród kobiet. Samo zjawisko istnieje, jednak jego skala jest relatywnie trudna do ocenienia, bowiem nierzadko prześmiewcze filmiki tworzą najzwyklejsze symulakrum. Samo empiryczne badanie skuteczności wróżbiarstwa nie jest  jednak problemem. Jest nim do kogo artykuły o wynikach tych badań trafiają, a docierają głównie do osób, które poszukują w nich dowodu swojej intelektualnej wyższości. Wprawdzie nie rozumieją mętnych aspektów mechaniki kwantowej i nie szczególnie ich ona obchodzi, ale tak zdecydowanie łatwiej buduje się poczucie własnej wartości. Czyni się to w stosunku do kogoś w swoim mniemaniu głupszego, bowiem jest to prostsze niż próba pogłębienia swojej własnej wiedzy i jej zrozumienia.

Jak już jednak dowodziłem, piszący prześmiewcze komentarze, zdają się traktować naukę w kategoriach kultu religijnego. Przytłaczająca też większość publicystów popularnonaukowych w Polsce, związana jest ze światem nauk przyrodniczych. Wkraczają oni czasem na obszary zarezerwowane dla nauk społecznych, takich jak antropologia czy psychologia, jednak głównie w poszukiwaniu taniej sensacji. Ich celem jest jedynie wzbudzanie niezdrowych emocji i podbudowania zasięgów. Nierzadko wykazują się przy tym całkowitą ignorancją, która budzi z jednej strony uśmiech politowania z drugiej zwykłą złość. Robią to biorąc więc na warsztat wszelkiej maści miłośników magicznych kamieni, wróżbiarstwa, astrologii czy tajemnych częstotliwości, rzucając ich na pastwę swych szyderczych komentujących. Zapewne w dziedzinie fizyki kwantowej są znamienitymi specjalistami, jednak nie potrafię tego ocenić. Oni zaś nie nie potrafią dotknąć sedna problemu, gdyż najzwyczajniej przerasta ich zrozumienie mnogości ludzkich potrzeb i schematów myślenia.

Kuhn słusznie zauważa, że nie sposób nawet będąc przedstawicielem jakiejś gałęzi dziedziny nauki, pojąć inne jej gałęzie, a co dopiero inne dziedziny. Wiedzy jest zwyczajnie zbyt wiele, by jedna osoba mogła specjalizować się chociażby w całej współczesnej fizyce.
Stąd też fizyk kwantowy przeważnie jest miernym socjologiem a socjolog botanikiem. Nawet socjolog zaś, nie jest biegły w całej socjologii, bowiem poszczególne jej gałęzie, są zbyt rozległe by mogła objąć je jedna osoba. Tak samo jest z biologią, fizyką, chemią, psychologią. W najgorszej sytuacji jest konsument, bowiem niczym uczniak, musi się orientować trochę w fizyce, trochę biologii, trochę socjologii. Tutaj zarówno miast jak i wsi, dużych i małych grup oraz oczywiście subkultur młodzieżowych z którymi nie ma żadnego kontaktu a one same nie istnieją, wiec się je zwyczajnie zmyśla. Wprawdzie też nie bardzo go one interesują, ale dobrze wypowiedzieć się na temat współczesnej młodzieży w oparciu o mierny opis na TikToku. Ten wprawdzie jest tylko wizualną ciekawostką, ale prezentowany jest tak, jakby stał się nowym, powszechnym młodzieżowym trendem. Nikt nie widział żadnego dziewczęcia z makijażem w stylu „sun burn”, ale wierząc pismakom zjawisko jest powszechne. Mało kogo natomiast obchodzą zimne otchłanie przestrzeni kosmicznej. Największe zasięgi generują publikacje z zakresu zjawisk społecznych. Najlepiej dowodzące czy też sugerujące, że ludzie są głupi, jak w przypadku wspomnianego makijażu czy astrologii. Z bliżej nieznanej przyczyny, lubują się w nich fizycy, biolodzy, chemicy.

Nasz praktyczny, zorientowany na wydajność świat, pozbawił czas i przestrzeń wszelkiej świętości. 

Mircea Eliade, antropolog

Wszystkie zaś publikacje poczynione przez fizyków, biologów i im pokrewnych, sprowadzają się do protekcjonalnego wytykania rzekomej głupoty, podczas gdy oni sami budują kult sacra scienta. Objawia się to na różne sposoby, chociażby w ortodoksyjnym podejściu do nauki, w którym Nauka mówi albo dowodzi. Zawsze też element światopoglądowy, ideologiczny wysuwa się na pierwszy plan a cytaty dobrane są tak, by go wspierać. Myślenie o publikacjach naukowych w ich wydaniu dziwnie przypomina cytowanie świętych ksiąg a co gorsza, służy głównie ocenianiu na płaszczyźnie moralnej. Wystarczy jednak zacytować wybitnego antropologa jakim był Mircea Eliade, by nieco lepiej zrozumieć obie strony konfliktu. Otóż „nasz praktyczny, zorientowany na wydajność świat, pozbawił czas i przestrzeń wszelkiej świętości”. Zatem każda strona szuka nowego świętego kamienia, bez względu na to czy przynosi szczęście czy po prostu powstał w wyniku działania olbrzymiego ciśnienia w skorupie ziemskiej. Jeśli komuś w tym miejscu przypomniał się wywód Śmierci o słońcu z „Wiedźmikołaja” Terrego Pratchetta, to idea jest taka sama. Dodać do tego należy promowany przez przedstawicieli nauk przyrodniczych pogląd, iż człowiek jest prostą sumą reakcji chemicznych. Nijak nie można udowodnić tego empirycznie, jest to bowiem współczesny biologizm, któremu przeciwstawiają się inne nurty filozoficzne, ale też powiązane z nimi socjologia czy psychologia. Zgodnie z jungowską koncepcją, ludzie w ten czy inny sposób będą poszukiwać boga, jakiejś istoty nadrzędnej. Być może ludzie potrzebują wiary by być ludźmi. Nie jest w żaden sposób powiedziane kim, czym ani jaki bóg ma być. Może przybrać dowolną formę, bowiem nie koniecznie musi to być bóstwo osobowe na wzór religii politeistycznych czy założycielskich. Równie dobrze może przybrać formę Absolutu, Losu, jak i sam człowiek może dążyć do boskości czy jedni ze Wszechświatem. Mamy tutaj do czynienia ze współczesnym, toczącym się na naszych oczach procesem religiotwórczym, w ramach którego powstają najróżniejsze synkretyczne byty.

Wydawać by się mogło, iż w pewnym momencie nastąpił przełom. Oto nauka jednoznacznie odcięła się od religii, choć o ironio, sama stała się w oczach niektórych religią. Innym złudzeniem jest, iż oto nastały wieki rozumu i religia stała się przebrzmiałym reliktem wieków ciemnych. Tymczasem dzieją się rzeczy interesujące i to z najróżniejszych punktów widzenia. Doskonałym przykładem są tutaj nieliczni miłośnicy Nikoli Tesli. On sam był genialnym inżynierem lecz jedynie inżynierem i nie popełnił żadnej pracy zaglądającej pod podszewkę wszechświata. Przez lata obrósł jednak w mity i legendy, łączące go z najróżniejszymi rewelacjami. Już za życia uwielbiał udzielać wywiadów, brylować w towarzystwie, co zdecydowanie przeczy wizerunkowi wynalazcy-pustelnika. Już za życia starał się stworzyć legendę o samym sobie i choć nie okazało się to dlań szczególnie lukratywne, tak przyniosło nieoczekiwane skutki. Współczesna kultura a może popkultura pełna jest zaś ludzi, którzy samodzielnie w oderwaniu od dotychczasowej wiedzy, dokonali jakiegoś przełomowego odkrycia i odniósłszy  sukces w niebo ślą rakiety. Nauka, gromadzenie wiedzy czy poszczególne wynalazki to długotrwały, monotonny proces, w trakcie którego rzadko słychać okrzyk eureka, zwiastujący przełom. Świetnym przykładem jest wynalezienie fotografii, którego dokonało kilka osób w tym samym czasie, jednakże nie byłoby to możliwe, gdyby nie Georg Fabricius, włoski alchemik, który w 1556 roku, poszukując złota w metalach, odkrył, że chlorek srebra zaczernia się pod wpływem promieni słonecznych. Dalej wywód wiedzie przez nazwiska Wilhelma Homberga, Roberta Boyle’a, Johann Heinricha Schulze’a i wielu innych. Dużo łatwiej jednak zapamiętać nazwisko jednej osoby i powiedzieć, że ten czy ów wynalazł fotografię czy prąd stały, niż zaprzątać sobie głowę tysiącami publikacji, nazwisk, sukcesów i pomyłek.

Sam Tesla ma być twórcą zarówno metody pozyskiwania wolnej energii, jak promienia śmierci. Najwybitniejszym jego osiągnieciem miało być spowodowanie katastrofy tunguskiej jakimś tajemnym rodzajem broni. Dlaczego urodzony w Cesarstwie Austrii Serb, miałby przeprowadzać eksperymenty na terenie Imperium Rosyjskiego, nie sposób wyjaśnić. Oprócz jednak niezwykłych wynalazków przeczących fizyce teoretycznej, miał on być również posiadaczem wiedzy tajemnej, łączącej ludzki umysł z niebiańskimi częstotliwościami. Połączenie tajemniczego inżyniera z poszukiwaniem drzwi percepcji wydaje się idealnym rozwiązaniem dla mistyków wieku nauki. Racjonalny, poddany żelaznej dyscyplinie umysł uczonego jest wręcz nieocenionym wsparciem mistycznych poszukiwań. Droga do kontaktu z Absolutem prowadzi przez metodę naukową, możliwą do ujęcia we wzory i wykresy. Astrologia pełni podobną rolę, bowiem nie sprowadza się do prostego patrzenia w gwiazdy. Wystarczy rzucić okiem na wszystkie tablice, diagramy, wykresy i kosmogramy którymi posługują się tak dawni jak współcześni astrologowie by dostrzec, że nie jest to sztuka prosta a już na pewno nie pozbawiona elementów naukowych. Nie jest to, romantyczne skąd inąd, patrzenie w gwiazdy z nadzieją dostrzeżenia omenów nadchodzących wydarzeń. Istotniejsze są złożone analizy ruchów ciał niebieskich, które studiuje się z matematyczną precyzją częściej i rzetelniej niż same gwiazdy.

Nie dziwota zatem, że fragment sztuki z lat dziewięćdziesiątych został łatwo podchwycony osoby poszukujące jakiegoś ogniwa łączącego naukę z mistycyzmem. Starają się oni dowieść, posiłkując wyświetlanymi w tle liczbami, równaniami i wzorami, iż faktycznie wszystko jest światłem. Brzmi to zdecydowanie lepiej niż, iż wszystko jest falami radiowymi. Nie wydarzyło się to jednak wczoraj, bowiem najwcześniejsze internetowe źródła sięgają 2010 roku a przekazy przedinternetowe, lat bezpośrednio po śmierci samego Tesli., poprzedzając ten nieszczęsny spektakl. Wbrew pozorom nie ma ich jednak aż tak wielu i nie cieszą jakąś olbrzymią popularnością. Dalece lepszym przykładem są wszelkiej maści medytacje ubrane w psychologiczne szatki. Większą też renomą wśród poszukiwaczy naukowego oświecenia cieszy się fizyka kwantowa, która jest dość twórczo adaptowana na rzecz mistycznych poszukiwań. Nawet Einsteina próbowano wkomponować w ten nurt, przypisując mu przeróżne cytaty o bogu, wierze i podobnych sprawach, ale się to nie udało. Ponownie, wynikało to z potrzeby istnienia wybitnych naukowców, którzy podzielali przekonania religijne czy mistyczne. Nauka odziera świat z tego co tajemnicze, sprowadzając go do prostej racjonalności. Pojawia się więc pewien dysonans, pomiędzy wiarą w zjawiska nadprzyrodzone a racjonalnym, naukowym myśleniem. Przypomina to więc próbę naukowego poszukiwania doznań mistycznych. Nie wszyscy potrafią rzucić się wir neopogańskich wierzeń nie zaprzątając sobie głowy światem nauki. Stąd gdyby taki Einstein był człowiekiem religijnym, bardzo ułatwiłoby to sprawę. Choc zdecydowanie nie zwiększyłoby zainteresowania fizyką. Trochę lepiej poszło z Izaakiem Newtonem, który miał parać się okultyzmem, choć chyba były to raczej eksperyment z pogranicza alchemii i kilka prac teoretycznych. Warto jednak wspomnieć, iż w 2016 roku CNN poinformowało, iż rzekomo odnaleziono zapiski Newtona związane z poszukiwaniem kamienia filozoficznego. Uczony ten od dość dawna cieszył się popularnością we współczesnych kręgach mistycznych, ezoterycznych, metafizycznych i okultystycznych, które nie zwracają uwagi, iż był po prostu dzieckiem innej epoki.

Proces zapoczątkowany w wieku XVII, doprowadził do wyodrębnienia się chemii, jako gałęzi nauki oraz wątpliwej alchemii, co wcale nie oznacza, że ta została zarzucona. Podobnie w wieku XIX stało się z astronomią, którą wcześniej bliższa była astrologii. Nie oznacza to, że nie przeżyły one pewnego renesansu, bowiem wiek XIX często nazywany bywa wiekiem okultyzmu. Od Londynu po Lwów oddawano się bowiem wywoływaniu duchów przy okrągłych stolikach. Nie sposób powiedzieć do jakiego stopnia była to radosna towarzyska igraszka a do jakiego stała za tym prawdziwa wiara. Druga fala okultyzmu przypada na lata czterdzieste i sześćdziesiąte dwudziestego wieku. Eliade zwraca uwagę, iż to właśnie w tym okresie pojawia się najwięcej literatury dotyczącej tego zagadnienia. Praktyki okultystyczne nie przenikają się jednak ze światem nauki, stanowią byt odrębny, pozwalający zajrzeć w inne obszary. Obecnie doświadczyć możemy czegoś innego, całkowicie nowego, bowiem nagle do dzieła zaprzęgnięte zostały fale radiowe i cząstki elementarne. Właśnie oni, ci którzy  zapragnęli pogodzić wiarę z nauką, powołali do życia „naukowy mistycyzm”, w który obficie wplatana jest terminologia żywcem zaczerpnięta z nauk przyrodniczych. Nie wystarczy już oddać się medytacji czy praktykom teurgicznym, trzeba posiąść wiedzę z zakresu fizyki kwantowej.  Tutaj fantazja właściwie nie zna granic. Znaleźć można całe tomiszcza poświęcone sile obserwacji, wywiedzionych ze słynnego eksperymentu myślowego z kotem. O samym Erwinie Schrödingerze krąży masa legend. Myśl jego miała w prostej linii wywodzić się z hinduizmu a on sam miał być zwolennikiem panteizmu. Tesla łączony jest z filozofiami wschodu, choć jak już napisałem wcześniej, ani duchowość ani filozofia wschodnia nie istnieją. Jest to termin ukuty na podstawie indyjskiego orientalizmu.

Niemało dla rozwoju tego eklektycznego bytu zrobił nie kto inny a Carl Gustaw Jung, który miał równie wielki zasługi dla psychologii jak prób połącznia świata nauki i ducha. Wiele głosów stara się jednoznacznie temu zaprzeczyć, jakoby był on bardziej „psychologiem religii” czy wręcz antropologiem, jednak na niewiele się to zda. Oprócz zasług dla psychologii, przyczynił się one też do popularyzacji błędnie rozumianej duchowości wschodu. Praktyki mistyczne, wpisane są w większość religii i stanowią drogę do doświadczenia rzeczywistości pozazmysłowej, najbardziej osobistej, można rzecz, intymnej formy kontaktu z bóstwem. Ezoteryka to dla odmiany wiedza tajemna, zbiór praktyk dostępnych nielicznym. Zaliczyć doń można chociażby wróżbiarstwo, alchemię czy astrologię. Główną cechą odróżniającą naukę od ezoteryki czy okultyzmu, bowiem Jerzy Prokopiuk zrównuje te dwa pojęcia jest jawność. Nauka powinna swe osiągnięcia publikować, udostępniać, ujawniać, choć nie można powiedzieć czy system paywalli sprzyjał tej praktyce. Zarówno mistycyzm jak praktyki ezoteryczne, odpowiadają ludzkiej potrzebę poszukiwania „czegoś więcej”. Ezoteryka i należąca do niej tajemna sztuka odczytywania przyszłości z układów planet, zdradzać ma los, przeznaczenie, zapisane każdemu z chwilą urodzin. Ponownie, jakowyś Los, nadrzędna siła, decyduje za człowieka, rządzi jego przeznaczeniem. Z drugiej, wszyscy internetowi specjaliści, uczą jak brać ów Los w swoje ręce. Niby przeznaczenie a równocześnie emancypacja, wyzwolenie spod jarzma tego, co nieuniknione. Inną formą zaspokojenia tej potrzeby jest źle pojęta nauka, która jak już wspomniałem wcześniej, przemienia się w Naukę a naturę w Naturę. Myślenie w kategoriach „inteligentnego projektu”, choć wyszydzane, jest obecne, chociażby gdy mowa, że Natura stworzyła to czy owo albo, że się nie myli. Samo podejście do najlepszego rodzaju wiedzy posiadanego przez ludzkość, zaczyna przypominać myślenie religijne. Nigdy nie weszliśmy w erę „społeczeństw naukowych” wolnych od najróżniejszych wierzeń czy przesądów. Wystarczy chwila nieuwagi, by fizyka kwantowa stała się zaczynem dla nowego systemu wierzeń. Pogląd ten nie wspiera idei osobowego boga a raczej przenikanie Absolutu w najróżniejszych wariantach. Dobrze widzianym będzie zaznajomienie się z elementami budowy mózgu, takimi jak szyszynka, która w ostatnich latach cieszy się prawdziwą sławą. Stanowić ma siedzibę duszy czy umożliwiać odbieranie boskich częstotliwości. Zatem w mniej lub bardziej chaotyczny sposób, terminologia nauk przyrodniczych wplatana jest w mistycyzm czy praktyki ezoteryczne.

„The gas jet (an ordinary flickering burner) seemed to burn with great brilliance, sending out waves of light, which expanded and contracted in an enormously exaggerated manner. I was even more impressed by the shadows, which were in all directions heightened by flushes of red, green, and especially violet”

Havellock Ellis

Z całą pewnością można powiedzieć, iż pionierem poszukiwania oświecenia w środkach psychoaktywnych na modłę naukową był nie kto inny jak psycholog Havellock Ellis. Eksperymentował między innymi z meskaliną, substancją którą znaleźć można chociażby w pejotlu, występującym na terenie stanu Teksas. Meskalina i pejotl bywają używane zamiennie, jako określenie substancji psychoaktywnej. Jednym z efektów zażycia pejotlu są doznania świetle, opisywane także przez późniejszych słynnych eksperymentatorów jak Aldous Huxley. Jak pisze Manfred Lurker; „Ciemność i światło tworzą najbardziej elementarną przemianę, jakiej człowiek codziennie doświadcza. Z nadejściem dnia wszystko wyzwala się z niewidzialnych okopów i budzi się życie.”. I dalej, „Antynomia światła i ciemności wpływa na życie umysłowe we wszystkich kulturach.”. W pismach myślicieli takich jak Platon, Barlaam, Jamblich, Filoteusz z Batos czy Ficino, metafora światła jest wszechobecna. Platon to najpowszechniejszy przykład, wraz z metaforą wyjścia z jaskini. Światło, od zawsze kojarzy się z wiedzą, mądrością, prawdą. Człowiek oglądający cienie na ścianie, nie jest w stanie pojąć świata idei, ale też nie jest w stanie pojąć oślepiającej prawdy. Słońce, będące metaforą poznania, oślepia go. Musi więc przywyknąć, przejść proces nauczania, by w końcu móc spojrzeć w słońce. Również Jamblich opisuje doznania mistyczne jako połączone ze światłem. W stosowanych przezeń praktykach teurgicznych, chodzi o wzlot, podczas gdy Barlaam i Ficiono starają się raczej wyłapywać boskie światło spływające z góry. Wszystko to stanowi metafizykę światła. Światło jest wszechobecnym symbolem zarówno w wierzeniach pogańskich jak chrześcijaństwie, islamie czy judaizmie. Także buddyzm czy hinduizm, chętnie korzystają z metafory światła, choć nieco inaczej. Buddyzm posiada własną symbolikę związaną ze światłem i przebudzeniem. Mało kto jednak studiuje sutry czy pisma Ficcina. Metafora światła, jako najwyższego dobra, wiedzy, ideału, silnie zakorzeniła się w kulturze. Metafizyka oraz fizyka, łączą się niekiedy w pewien synkretyczny byt. Wówczas terminologia, koncepcje żywcem wyjęte ze świata fizyki, stają się częścią nowych, teurgicznych praktyk. Oto nagle nie chodzi już o boskie światło a o fale i częstotliwości wszechświata, na które podobno człowiek był kiedyś wyczulony, lecz zatracił tę umiejętność.

Naukowy mistycyzm

Przedstawiciele popularyzatorskich blogów z zakresu nauk przyrodniczych nie są w stanie albo nie chcą zrozumieć, co kieruje ludźmi gdy zwracają się w stronę mistycyzmu czy ezoteryki. Systemowo odrzucają wszystko, czego nie można sprowadzić do reakcji chemicznych w mózgu, albo w skrajnych przypadkach zaburzenia psychicznego. Równocześnie poszukują dokładnie tego samego, co tak krytykowane przez nich grupy. Chodzi mianowicie o sens życia, sprowadzony przez nich do prokreacji i podtrzymania gatunku. Całkowicie nieświadomie wytwarzają jakiś kult spersonifikowanej Natury. Kiedy już próbują mówić o dobrostanie, rozwoju, czyli wartościach humanistycznych, mówią o nich z mieszaniną wstydu i strachu. Wszak tego typu brednie to domena bezwartościowych pięknoduchów. Wyrażony w literaturze końca XIX i początku XX wieku entuzjazm zgasł. Dominującą jest dziś literatura dystopijna, głosząca upadek ludzkości, choć bywa, że w towarzystwie niezwykłych osiągnięć technologicznych, głównie tych generujących niebotyczne zyski. W przestrzeni medialnej, zwanej Internetem, można natrafić na informacje sensacyjne, przerażające, bezużyteczne lecz rzadko pokrzepiające. Globalne ocieplenie, katastrofa klimatyczna, głód, susze i powodzie jednocześnie. Epoka nadziei o powszechnych lotach kosmicznych, terraformacji Marsa, kolonizacji układu Słonecznego i podróży międzygalaktycznych odeszła do lamusa. Wyczyny Elona Muska bardziej przypominają to, co znamy z ponurych wyobrażeń prozy gatunku cyberpunk. Bezpieczny azyl w Kosmosie dla miliarderów oraz zatruta, toksyczna Ziemia dla maluczkich. Gdy zacząłem kreślić słowa tego tekstu, nie wiedziałem jeszcze, że niebawem ten wizjoner, będzie starał się pozbawić ludzi dostępu do publicznej ochrony zdrowia. Jakże ironicznym jest los. Niektórzy oczywiście naiwnie wierzą, iż z jego szarlatanerii polegającej na dojeniu podatników wyniknie coś dobrego, ale jest to wiara bardzo nawiana. Pamiętam nawet, jak Anja Rubik, nie będąca może autorytetem w kwestii programów kosmicznych, skrytykowała te poczynania i jeden z blogerów popularnonaukowych, ponownie związanych z fizyką, wyraził przekonanie, iż z ekstrawagancji Elona wyniknie dla ludzi coś dobrego. Jeśli nawet nie stanie się to dziś, to może te dalekosiężne wizje wydadzą owoce za pięćdziesiąt lub sto lat. W odpowiedzi autor krytyki Anji zacytował list, który dyrektor NASA, Ernst Stuhlinger miał wysłać w odpowiedzi od siostry Mary Jucundy z Zambii, stawiającej te same zarzuty co Anja. Nie można zaprzeczyć, że epoka lotów kosmicznych, sponsorowana sowicie przez rządy czyli podatników, przyniosła sektorowi prywatnemu kolosalne dochody. Konsumenci również odnieśli ze sprzedaży rządowych rozwiązań pewne korzyści, bowiem Internet jest całkiem użytecznym narzędziem, ale odpłatne prawo do korzystania z czegoś, co się zasponsorowało wypada dość dziwnie. Nie to jest jednak istotne a fatalizm. Niektórzy wierzą, że pewnego dnia inwestycje w Space X, zwrócą się z nawiązką całej ludzkości. Po dobrych kilku latach od publikacji feralnej odpowiedzi do Anji, latający cyrk Muska jeszcze bardziej przypomina przekręt. Wprawdzie nie na miarę Elizabeth Holmes, ale zamienia się w plac zabawa megalomana finansowany za publiczne pieniądze. Perspektywa odcięcia od pieniążków podatników Stanów Zjednoczonych ze strony Trumpa skłoniła wątpliwego wizjonera do wycofania się z polityki, po tym jak doprowadził do ruiny chociażby system pomoc socjalnej. Zapewne głodującym na Skid Row skapnie coś z wielkich kosmicznych inwestycji. Z całą pewnością święty Elon od Satelitów, posłaniec Deus Mechanicus zbawi ich potomków na Marsie.

Skid Row | fot. Suzanne Stein

O charakterze doniesień naukowych decydują oczywiście media a dokładnie ludzie w nich pracujący. Patrząc na blogi i specjalistyczne kanały na You Tube, wyróżnić można dwa główne rodzaje doniesień popularnonaukowych, mianowicie niebagatelne odkrycia w świecie kwantów, zimnych przestrzeniach Kosmosu oraz wszystkie postapokaliptyczne prognozy końca stulecia. Najgłośniejszym temat ostatnich lat jest oczywiście globalne ocieplenie. Najczęściej wybierane są te badania i przekazy, które pozwalają zasugerować, iż w ciągu stu lat wszyscy zginiemy czy to w wyniku kataklizmu albo bratobójczej walki o wodę. Ostatnie zdanie zostało dopisane dla zwiększenia dramatyzmu, bowiem rzadko kiedy przedstawiane są suche fakty w postaci statystyk emisji CO2. Skoro jednak fakty są jakie są, trzeba je przedstawić, jednak nie są to jedyne fakty w świecie nauki. Kiedy jednak ostatnio była okazja przeczytać, że stworzono bezpieczniejsze leki, nowe metody leczenia czy jakąś nowatorską metodę ratowania życia i zdrowia mogącą zastąpić coś bardzo przestarzałego? Cóż, media od dawien dawna nie są zainteresowane takimi bzdurami. Skoro zaś doniesienia medialne są albo nieziemsko ponure albo wychwalają jednostki, których sukcesy są właściwie bezużyteczne dla ogółu, rodzi się nowa potrzeba. Wyrazista jest tutaj pewna charakterystyka, którą udało się poniekąd zdiagnozować. Zwolennicy czy też wyznawcy nauki, jak wolę ich nazywać, są bierni. Wypisz wymaluj David Riesman i samotny, bierny tłum, stawiający na właściwego konia, zatracając cechy indywidualne. Starają się śledzić kolejne zwycięstwa gigantów, zwracając wzrok raz w jedną raz w drugą stronę. Jednostki te wyrastają w oczach tłumu na swoiste bożyszcza, dla których gotowi są na spore poświęcenia, zwłaszcza w zakresie deklaracji albo cudzym kosztem. Kłania się przykład głodujących dzieci w Afryce, które można poświęcić w imię programu kosmicznego albo wydobycia taniej ropy przez utrzymywanie lokalnych watażków. Niemniej, wykazują oni bałwochwalcze podejście do rzekomych zwycięzców, tak jakby ci mieli ich za to czymś nagrodzić, w tym lub przyszłym życiu. Mowa tutaj o ich dzieciach, które skorzystają z owoców wydanych przez program kosmiczny Elona za pięćdziesiąt lub sto lat. Też wierzę, że jeszcze przyjdzie rewolucja na miarę tej cyfrowej, ale obecnie przeczytać mogę tylko o tym, że planeta spłonie do końca tego stulecia, my pozabijamy się o wodę a kolejni obywatele USA wylądują na ulicy. Gdyby rakietowy chłopiec czerpał takie dochody z polskiego budżetu, nie miałby u nas tylu wyznawców. Nadzieja zatem w programie kosmicznym i kolonizacji Marsa, bowiem jałowa pustynia to piękne miejsce. Każda nisza musi zostać prędzej czy później zagospodarowana. W efekcie, może niezbyt liczna ale wyrazista grupa, zwraca się w stronę leczenia kamieniami, mistycyzmu, astrologii. Wówczas przychodzi blogger, wielce uczony i prezentuje gawiedzi dowody, że praktyki te są nieskuteczne. Sam natomiast głęboko wierzy w Elona Muska, a czymże jest wiara, jeśli nie pewnością niepopartą faktami?

Nauka nie służy już polepszaniu doli człowieczej a jedynie wspiera wielkie korporacje w ich eksploatacji planety, która nieprzerwanie dąży do zagłady. Ewentualnie, można przeczytać coś o odkryciu nowych właściwości kwarków, ale chwilowo nie zmieni to biegu historii. Religia, jakiekolwiek by mieć o niej zdanie, jest źródłem nadziei. Identycznie jest z omawianymi praktykami. Oto pojawia się coś, co pomoże na powrót zjednoczyć się z naturą, odzyskać utracone dziedzictwo albo chociaż kontrolę. Większość osób związanych z tymi ruchami ma upodobania proekologiczne, mówi o naturze, powrocie na łono pramatki. I czasem o wolnej energii, ale to jest nieuniknione. Mówiąc kolokwialnie, próbują oni znaleźć naukowe dowody istnienia jakiegokolwiek boga. W ich myśl, nauka, z jej pastylkami, pigułkami, plastikiem, masowością, stała się służebnicą konsumpcjonizmu. Poproszenie czytelników, o wskazanie czegoś pozytywnego, jakiegoś dobroczynnego wynalazku, powstałego na przestrzeni ostatnich lat mogło by wałować konsternację. Nawet jeśli wskazaliby jakąś nowatorską maszynę, urządzenie medyczne, czy coś pokroju grafenu to prawdopodobnie zaraz zdaliby sobie sprawę, że widzieli je jedynie na stronach z nowinkami technologicznymi. Później słuch o tym zaginał, bo nie było opłacalne w produkcji. Medycyna to taki sam przemysł jak wydobycie paliw kopalnych, więc musi być dochodowy. Kapitalizm, to system w którym liczy się zysk a nie dobro ludzkości. Chyba, że za ludzkość przyjmiemy garstkę miliarderów, to wówczas tak, jej dobro stanowi nadrzędny cel wszystkich operacji. Przekaz medialny jest bardzo ponury, fakt odkrycia jakiegoś potencjalnie nadającego się do zamieszkania świata jest nic nieznaczącą ciekawostką.

Bezimienna, pozbawiona znaczenia jednostka, potrzebuje więc pocieszenia. Jak pisze, a któżby inny, Eliade, zwrócenie się w stronę chociażby astrologii, nie koniecznie pełnić musi funkcje parareligijne. Wystarczy, że daje realny związek ze Wszechświatem, połącznie do owej nieprzeniknionej maszynerii, która pędzi ku jakiemuś celowi. Sprawa ma się nawet lepiej, bowiem nie trzeba roztrząsać złożonych problemów natury etycznej czy moralnej za to można poczuć więź z czymś większym, wiecznym. Owszem, los osoby zawierzającej horoskopom jest kierowany ruchem gwiazd, jednak nadaje też nową tożsamość. Wszystko ma jakiś cel, sens, choć niekoniecznie możliwy do odkrycia. Ważne, że choć jest się kukiełką sterowaną niewidzialnymi sznurkami losu, człowiek staje się częścią jakiejś niebiańskiej rzeczywistości a nie jedynie uwarunkowanym całkowitym przypadkiem narodzin w określonych warunkach społecznoekonomicznym, nikim.

You are no longer merely the anonymous individual
described by Heidegger and Sartre, a stranger thrown into an absurd and
meaningless world, condemned to be free, as Sartre used to say, with a freedom
confined to your situation and conditioned by your historical moment. Rather,
the horoscope reveals to you a new dignity: it shows how intimately you are
related to the entire universe. It is true that your life is determined by the
movements of the stars, but at least this determinant has an incomparable
grandeur. Although, in the last analysis, a puppet pulled by invisible ropes and
strings, you are nevertheless a part of the heavenly world. Besides, this cosmic
predetermination of your existence constitutes a mystery: it means that the
universe moves on according to a preestablished plan; that human life and
history itself follow a pattern and advance progressively toward a goal.
This ultimate goal is secret or beyond human understanding; but at least it gives
meaning to a cosmos regarded by most scientists as the result of blind hazard

Mircea Eliade

Zwolennicy mistycyzmu kwantowego szukają dokładnie tego samego, dopasowują romantycznie brzmiące opisy mechaniki kwantowej do swoich potrzeb. Wielu nie ukrywa, iż wszystko co robią ma charakter duchowy. Duch zbyt długo pozostawał wolny od rządzących tym światem praw, zatem zaszła potrzeba ujarzmienia go, sprowadzenia do czegoś bardziej racjonalnego a jednak nadal efemerycznego. Ciekawym obszarem wykształcania się tego typu praktyk, jednakże ciążącym bardziej w stronę ducha, jest psychologia. Zwłaszcza od nich oczekuje się oferty rozwoju w tym kierunku. Tutaj rzecz ma się nieco inaczej, bowiem nauka ma potwierdzić skuteczność prastarych praktyk. Mistycyzm kwantowy sprowadza ducha do krainy rozumu, natomiast psychologia ma dowieść prawdziwości prastarej mądrości. Niekiedy się to oczywiście zdarza, bowiem niektóre z nich faktycznie mogą być w pewnych warunkach korzystne. Nie pełnią może roli czysto terapeutycznej, ale mogą mieć pozytywny wpływ na poczucie dobrostanu. Należy jednak pamiętać, iż nie wszystkie praktyki będą jednakowo skuteczne a co więcej, co dobre dla jednego może być szkodliwe dla drugiego. Wszelkiej maści medytacje, bardzo szybko przechodzą w afirmacje a później w hipnozę. Psychologia jest najżyźniejszym podłożem dla naukowego mistycyzmu. Praktykujący psychologowie bez mrugnięcia okiem polecają najróżniejsze praktyki, nie będąc zainteresowanymi wynikami badań empirycznych na temat wątpliwego działania hipnozy albo dowodzących większej szkodliwości niż pożytku mindfulness.

Zjawisko to ma swoją własną nazwę jaką jest psychowashing, który to termin nie ma sensownego odpowiednika w języku polskim za wyjątkiem szarlataństwa. Niestety, przedstawiciele tej jak szlachetnej społeczności wydrwigroszy żerują na duchowej potrzebach wyodrębnienia świętego czasu i przestrzeni. Dostrzegalne jest to tak w Internecie, jak na uczelniach, gdzie wykładowcy wolą rozmawiać o wierze i tylko to aktywizuje duchowo nastawione studentki w przeciwieństwie do teorii osobowości. Wykładająca na tejże uczelni kobieta zapytana czy ma jakiekolwiek badania potwierdzające działanie hipnozy, powiedziała, że nie zna żadnych badań, ważne, że w jej mniemaniu działa po czym popędziła na skargę, że ją prześladują. Wystarczy poskrobać by na wierzch wylazło upodobanie do najróżniejszych praktyk. Jakkolwiek celem tego tekstu jest niedoskonała próba wyjaśnienia dlaczego ludzie zwracają się w stronę astrologii czy naukowego mistycyzmu, tak nie obejdzie się bez krytyki praktyk niebezpiecznych czy oszukańczych. Fakt, że zrozumiemy dlaczego ktoś coś robi, nie sprawia, że przestanie to być dlań szkodliwe. Przykładem tego jest chociażby biologia totalna czy ustawienia Hellingera, które realnie przynoszą więcej szkody i żadnego pożytku. Zwłaszcza ostatnia metoda terapeutyczna, to ciekawe zjawisko łączące świat nauki i duchów. Otóż w trakcie seansu hellingerowskiego następuje pojednanie z duchami przodków. Osoba decydująca się na udział w seansie jest przekonywana, iż nawet przodkowie, których nie spotkała za życia, mogą być przyczyną traum i problemów. Stąd też terapia czy ustawienia hellingerowskie przypominają bardziej seans spirytystyczny. Sam Bert Hellinger był katolickim misjonarzem, który zainspirowawszy się wierzeniami Zulusów, stworzył synkretyczny byt, podlany dla niepoznaki naukowym sosem. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że coś takiego już istnieje, powstało nawet znacznie wcześniej, z połączenia katolicyzmu i wierzeń zachodniego wybrzeża Afryki. Hellinger stworzył nic innego jak wariację na temat Voodoo. 

Mistyka charakterystyka

Potrzeby potrzebami, jednak warto też przyjrzeć się bliżej współczesnym mistykom i ezoterykom. Omawiane grupy różnią się między sobą, tak jak jak różnią się ich potrzeby. Zdecydowanie wyróżnić można osoby żądne jedynie odseparowania się od pozostałych śmiertelników. Tutaj rządzi pieniądz, bowiem nierzadko są to kwestie nader kosztowne a widza o nich dystrybuowana jest w specyficzny sposób. Gdyby nie plotki w popularnych mediach, większość z nas nigdy nie dowiedziałaby się o ich istnieniu. Zważywszy na to, że wiedza dystrybuowana jest dość pokątnie, możemy mówić o pewnym rodzaju wiedzy ezoterycznej, czyli tajemnej. Oferuje ona często złudną nadzieję na zaznanie czegoś, czego medycyna instytucjonalna nie może zapewnić. Chodzi o przekroczenie progu „zdrowia”. Oficjalna medycyna może pomóc w przywrócenia stanu normalnego, zwanego zdrowiem. Specjalnie stosuję tego typu nic nie mówiące ogólniki, bowiem zdrowie nie ma jednej, stałej definicji. Jedną z nich można na stronach WHO i mówi także o dobrostanie a nie tylko braku choroby. Ciężko jednak znaleźć placówkę zatrudniającą osoby z formalnym wykształceniem medycznym, która ma w ofercie ów „dobrostan”. Prawdę powiedziawszy, chociażby chirurdzy po dziś dzień nie do końca rozumieją, że pacjent może się bać a studenci neurologii otwarcie ignorują psychologiczne, w ich mniemaniu, bzdury. Istnieją oczywiście w psychologii nurty filozoficzne dążące do czegoś więcej niż niejasny stan zdrowia. Żaden jednak nie daje odpowiedzi jak to osiągnąć, napomykając jedynie a chociażby o „duchowości wschodu”. Nie dają one jednak odpowiedzi jak osiągnąć ów stan szczęścia i dobrobytu, bowiem choć idea jest słuszna, tak niezbędne jest przebadanie wpływu poszczególnych praktyk na zdrowie.

Płacący za wszelką wiedzę alternatywną oczekuje, że umysł i ciało będą po tychże zabiegach w lepszej formie niż przed nimi. Dziwić może jedynie fakt, że to osoby wykształcone skłaniają się w stronę praktyk, które pół biedy jeśli nie dają żadnych efektów, mogą też wpływać negatywnie na organizm. Być może całkowita jednorodność przestrzeni czasu świeckiego, sprawia, że ludzie gotowi są płacić za jakąś namiastkę sacrum. Zapewne bywa to także jedynie manifestacją statutu społecznego, głównie finansowego. Ostentacyjne wydawanie pieniędzy na rzeczy zbędne, bez uszczerbku domowego budżetu, jest przywilejem tych, których na to stać. Lot kosmiczny w celach innych niż badawcze wydaje się być ostentacyjną rozrzutnością. Każdy dokonuje więc rozrzutności na miarę własnego portfela. Nie musi za tym stać żadna głębsza myśl, może to być po prostu chęć wyróżnienia się, podkreślenia swojego statusu społecznego.

Co wielce ciekawe, osoby, które kierują swoją uwagę w stronę tego typu praktyk nie tylko dysponują zasobnym portfelem ale też nierzadko są dobrze wykształcone. We wszystkich badaniach, chociażby na temat szczepień, to właśnie grupa osób wykształcony lecz nie zawsze majętnych, częściej stara się ominąć obowiązek szczepionkowy. Paradoksalnie, osoby gorzej wykształcone jedynie częściej się wahają a koniec końców ostatecznie szczepienia przyjmują czy też szczepią dzieci. Wynika to najprawdopodobniej z faktu, iżaktywnie szukają informacji. W dobie publikacji prasowych, nie licząc już feralnego badania z „the Lancet”, nie ma większego problemu, by znaleźć informacje o szkodliwości szczepień. I tak w ciągu jednej chwili znajduję niejasny artykuł w portalu doz.pl, napisany przez dr Ewelinę Sochacką, że szczepionka przeciw Covid 19 nie była tak bezpieczna jak mówiono. Pfizer i Moderna mogą powodować zapalenie mięśnia sercowego i osierdzia. Nie zostało jednak sprecyzowane czy bezpośrednio po, jako skutki uboczne czy perspektywie długoterminowej zwiększają szansę zachorowania. Wykształcenie w jakiejś dziedzinie, nie jest jednak tożsame z wszechdziedzinowością o czym była już mowa. Wydaje się też, idąc dalej za Kuhnem, iż przedstawiciele czy osoby wykształcone na kierunkach przyrodniczych, są bardziej dogmatyczne i po prostu akceptują informacje płynące z uznanych źródeł. Nie wynika to jednak z głębokiego zrozumienia wiedzy a na poły religijnego dogmatyzmu, co stanowi już moją adnotację. Jest to doskonale widoczne chociażby w kontekście kochanej przez nich z jakich bliżej nieznanych przyczyn demografii. Efektem są  z ich strony prawdziwe dyrdymały na temat decyzji reprodukcyjnych kobiet i mężczyzn, jest to jednak temat na inną okazję.

Już gdy Eliade kreślił swe felietony, chociażby Petrossain, Defrance, Fichler i Mnorin, zauważają, że zwłaszcza mieszkańcy dużych ośrodków miejskich chętnie skłaniają się w stronę astrologii. Społeczności wiejskie był naonczas  wolne od gwiezdnych upodobań. Dziś  sytuacja ma się nieco inaczej bowiem nowsze dane pokazują, że bardziej skłonne do opłacania zabiegów z zakresu medycyny alternatywnej, są osoby o zasobniejszych portfelach, najczęściej z wyższym wykształceniem. Podobieństwo kryje się zapewne w alienacji, przed którą pięćdziesiąt lat temu pewne społeczności wiejskiej jeszcze się broniły. Dziś, w dobie coraz powszechniejszego dostępu do wszelkiej wiedzy, bowiem słowo wiedza nie oznacza jedynie zdobyczy nauki, każdy poszukujący może znaleźć coś dla siebie. Plaga samotności pasuje również do ustaleń o potrzebie podłączenia się do owego gwiezdnego dynama.

Osoby uboższe, których portfele nie są w stanie zapewnić im opieki przedstawicieli medycyny alternatywnej, lecz nadal  legitymujące się formalnym wykształceniem, również znajdą coś dla siebie. Widząc, że ich szanse w świecie są dość znikome, opowiadają się za próbą przewidzenia swego losu z gwiazd. Chętniej też wpisują się w nurty antykonsumpcjonistyczne, głównie dlatego, że konsumpcjonizm na ostentacyjnym poziomie jest poza ich zasięgiem. Jakby nie było płacenie za duchowe porady to także forma konsumpcjonizmu. Jedni kupują nowe modele iPhona, drudzy inwestują w warsztaty otwierania czakr. Starają się zatem zbudować swoją tożsamość na innych wartościach. Wszystko zaś może wypływać z najbardziej pierwotnej potrzeby „czegoś więcej”, bez względu na to czy będzie to bóstwo, wszechświat czy otwarcie umysłu na niedostępne dotychczas aspekty rzeczywistości.

Jakby nie było, nim okrzyknie się zodiakary idiotkami, należy wprzódy przyjrzeć się ich motywacjom. To, co widać na pierwszy rzut oka, nie zawsze jest tym, czym się wydaje. Wiele mówi się o błędach poznawczych, chociażby o tym najpowszechniejszym, atrybucji a jednak wydaje się, że ocena moralna bierze górę nad całą tą nauką, która koniec końców służy do głoszenia kazań i grzmienia z ambony. Sytuacja staje się tym dziwniejsza, im bardziej nauka staja się heretyczna, tajemna, chroniona paywallami, podczas gdy wiedza mistyczna, ezoteryczna, dostępna jest nieodpłatnie, na wyciągniecie ręki. Niestety, społeczności okołonaukowe, złożone są z wyznawców Nauki, którzy poczucie własnej wartości opierają na chorobliwej ochronie tych okruchów wiedzy, które posiedli. W internetowej dyskusji, z wyznawcami Nauki inwektywy są nieuniknione, za to wyjaśnienia nie padną. W tym samym czasie zwolennicy mistycyzmu kwantowego dzielą się swą wiedzą bez skrępowania, ochoczo, otwarcie. Fani ustawień hellingerowskich zapraszają mnie z otwartymi ramionami podczas gdy wykładowczyni na psychologii, zapytana jak poradziła sobie z problemem odpowiada, że nie może powiedzieć…

Uwagi końcowe

Puryści, którzy jak to oni, przeważnie zainteresowani są jedynie słownikowym znaczeniem poszczególnych terminów, będą się zżymać na ich zastosowanie w tekście. Rzecz jednak dzieje się tu i teraz a wszelkiej maści fora i praktycy współczesnych nietypowych praktyk żonglują nimi dość swobodnie. Tymczasem pewne zjawiska dzieją się na naszych oczach i to o nich jest ta publikacja, nie zaś o tym co było. Z formalnego punktu widzenia, mistycyzm to bezpośrednie doświadczenie ponadludzkiego bytu, boga, jedni w zależności z jakiej perspektywy dana osoba się wypowiada. W antropologii religii termin ten, o czym pisze Schmidt, robił zawrotną karierę aż spadł z piedestału. Jerzy Prokopiuk zrównuje dwa terminy, mianowicie okultyzm i ezoteryka. Oznaczają one wiedzę tajemną, nie ważne czy związaną z jaką religią czy też całkowicie odeń niezależną, przekazywaną garstce wybrańców.

Patronite Herbata i Obiektyw

Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw

Użyty w nagłówku obraz „Newton”, wyszedł spod pędzla Wiliama Blake’a

 

 

 

Share this:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)
  • Click to share on Twitter (Opens in new window)
  • Click to share on Tumblr (Opens in new window)
  • Click to share on Reddit (Opens in new window)

Like this:

Like Loading...

Podobne

Krytyka kultury Media Odrobina antropologii Odrobina filozofii Odrobina psychologii Socjologia antropologiaantropologia religiiastrologiaczarydlaczego ludzie wierzą w astrologię?dlaczego ludzie wierzą w czary?ezoterykafizyka kwantowaJerzy ProkopiukkwantymagiaMircea Eliademistycyzmmistycyzm kwantowymistycyzm XXI wiekunauki społeczneNaukowy MistycyzmNikola Teslapsychologiapsychologia religiiwiedza tajemnawróżbiarstwowspółczesna magiawspółczesny mistycyzm

Nawigacja wpisu

Previous post

Ostatnie wpisy

  • Wszystko jest światłem czyli naukowy mistycyzm
  • Walnąć małpkę czyli rzecz o fałszywej trosce świętych w kraju grzeszników. 
  • Seksualność i erotyka w Japonii Gabriela Matusiak
  • Śmierć dyskusji
  • Dziwne życie Diane Arbus

Postaw herbatę ;)

Buy Me A Coffee

Kategorie

Archiwa

Tagi

akt antropologia architektura chiny fantastyka feminizm film filozofia fotografia herbata historia historia herbaty indie internet japonia Kapitalizm kobieta kobiety krytyka Książka książka o fotografii kultura lem literatura literatura japońska media media społecznościowe moda męskość mężczyźni nauka o fotografii Polska praca przemyślenia psychologia recenzja religia Science Fiction socjologia społeczeństwo Stanisław Lem susan sontag sztuka USA
©2025 Herbata i Obiektyw | WordPress Theme by SuperbThemes
 

Loading Comments...
 

You must be logged in to post a comment.

    %d