Śmierć dyskusji herbataiobiektyw, 2 października, 202522 listopada, 2025 Podobno w Internecie nie ma miejsca na dyskusję, bowiem obecni jego użytkownicy są do niej niezdolni. Intrygującym pytaniem jest, dlaczego wszyscy się z tą tezą zgadzają i do kogo kierowane są tego typu uwagi? Wszyscy jak jeden mąż zgadzają się, że dyskusja umarła. Intrygujące, bowiem rozżaleni brakiem partnerów do dyskusji mijają się w ramach tych samych sekcji komentarzy. Wydaje się, że są dla siebie przeźroczyści, bo choć mogliby wdać się w interesujące wymiany zdań, wolą pozostawić smutny, pretensjonalny komentarz i ruszyć swoją drogą. Być może ci, którzy najrzewniej płaczą za toczącymi się onegdaj na forach uczonymi dysputami, nigdy w nich nie uczestniczyli i wcale nie chcą dyskutować. Nie ma bowiem żadnej przeszkody, by wdać się w dyskusję na dowolny temat, chociażby gry komputerowej, jej wad i zalet, osobistych z nią doświadczeń i wrażeń. Cały problem leży w tym, że najgłośniej narzekający na brak partnerów do dyskusji, nie tolerują nawet odmiennych uczuć a co dopiero opinii. Wydaje się, że odmienność odczuć względem książki czy gry komputerowej tak głęboko godzi w przekonania komentujących, że jedyna drogą okazuje się atak. Jakże może być mowa o dyskusji, gdy nie toleruje się faktu, że ktoś woli Ernoux od Baldwina? Choć może „Wiedźmin” byłby lepszym przykładem, bowiem jeszcze wzbudza jakieś zainteresowanie, będąc jedyną książką, którą wielu przeczytało od czasów wydania ostatniego tomu w 1999 roku. Śmierć dyskusji Sokrates uważał, że słowo pisane zabija dyskusję. Myśli i idee powinny być dystrybuowane bezpośrednio, inaczej dyskusja zaniknie. W rozumieniu greckiego filozofa, dyskusja była raczej formą nauczania, gdyż najczęściej miała miejsce między mistrzem a uczniem. Nauczanie poprzez dyskusję, ma bowiem niezaprzeczalne zalety. Przede wszystkim tylko w ten sposób mistrz mógł być pewien, iż uczeń zrozumiał jego myśl. Nic też nie było uczniowi narzucane, bowiem w trakcie wymiany zdań, odkrywać miał własną niewiedzę i dochodzić do poprawnych wniosków. Sposób ten, pozwalał uczniowi nabyć umiejętności słuchania, argumentowania, formułowania argumentów. Koniec końców, metoda okazała się średnio skuteczna, bowiem całkowicie różne przekazy na temat myśli sokratejskiej płyną z pism Platona i zadeklarowanego militarysty Ksenofonta. Przekazywanie wiedzy na piśmie, niesie ze sobą ryzyko, iż każdy czytelnik zrozumie ją całkowicie odmiennie. Stanowi też formę autorytarnego narzucania własnej woli, bowiem w trakcie dyskusji, trzeba ucznia wysłuchać, natomiast piszący nie specjalnie musi liczyć się z opinią czytelnika. Jest zatem w pisaniu coś autorytarnego, służącego jednostronnemu narzucaniu własnego zdania. Można zgodzić się ze stwierdzeniem, iż sztuka pisania, to tylko kolejna forma kontroli. Odbiorca, nie ma właściwie żadnej możliwości odpowiedzi, dyskusji, polemiki z odległym autorem. Komentarze w Internecie także na niewiele się zdadzą, bowiem autor nie zaszczyci czytelnika uwagą. Wcale nie dlatego, że jest ich tak wiele. Nie zamierza tego robić, bowiem w pisaniu jest coś, co wręcz zachęca do odcinania się od cudzych opinii. Wypowiadając się z pozycji władzy, mówiąc do szerokiego grona odbiorców, autor nie czuje potrzeby marnowania czasu na jednostki. Pisanie, choć dziś często odbywa się pod presją czasu, daje komfort formułowania myśli. Poszczególne zdania można przepisywać, poprawiać, redagować po wielokroć. Mając czas, można przechadzać się po domu, wyjść na rower, napić się herbaty, odłożyć tekst na wiele dni by powrócić doń i spojrzeć świeżym okiem. W trakcie dyskusji trzeba słuchając konstruować odpowiedź. Niezbędnie trzeba posiąść umiejętność szybkiego, natychmiastowego formułowania myśli, aktywnego słuchania, w dodatku ze zrozumieniem. We współczesnym rozumieniu, dyskusja jest wymianą poglądów, stanowiącą okazję do konfrontacji różnych punktów widzenia. W przeciwieństwie do debaty, w jej trakcie której uczestnicy nie dążą, a przynajmniej nie powinni, do pokonania przeciwnika. Dyskusja nie musi mieć konkretnego celu a poszczególni dyskutanci nie starają się bezpośrednio wpłynąć na poglądy pozostałych, choć przytoczone argumenty powinny dać powód do przemyśleń. Może zatem stanowić formę interakcji towarzyskiej, pewną formą intelektualnej rozrywki. Niebagatelne jest jednak słuchanie i formułowanie rzeczowych argumentów. Niechże zatem słowo pisane, będzie przyczynkiem, zachętą, bodźcem do dyskusji na dany temat, między odbiorcami. Wszak nierzadko się to zdarzało, iż wyrażoną pismem myśl tego czy innego, roztrząsano do późnej nocy. O ile każda dyskusja jest rozmową, tak nie każda rozmowa jest dyskusją. Dyskutować trzeba się nauczyć, jest to bowiem taka sama szuka jak każda inna. Ażeby wprawić się w dyskusjach, trzeba mieć ku temu okazję. Przytłaczająca większość Internautów, bez względu na wiek, nie otrzymała tej szansy. Nawet mityczne fora nie były ostoją prawdziwej dyskusji a już na pewno nie bez moderatora, który niczym stróż z kijem pilnował by uczestnicy zachowali minimum przyzwoitości. Przyjąwszy jednak, że poziom onegdaj były wyższy, należałoby ustalić, co takiego się stało, że dziś ci sami ludzie zachowują się w sposób urągający właściwie wszystkiemu. Wszak to nie najmłodsi, dziesięcio czy piętnastolatkowie odpowiadają za rynsztok przelewający się przez Sieć. Są to ci sami ludzie, którzy dwie dekady temu, licząc sobie lat dwadzieścia czy czterdzieści rzekomo uczestniczyli we wspaniałych dyskusjach, dziś korzystając z Facebooka zatrważają. Patrząc na profile najwulgarniejszych komentatorów, nalżą one do ludzi pomiędzy czterdziestym a sześćdziesiątym rokiem życia. Cóż takiego uczyniło ich tymi, kim są dzisiaj? Co ciekawe, ci sami ludzie potrafią być bardzo sympatyczni w bezpośrednim kontakcie. Dlaczego w Internecie sztuka dyskusji zanikła? Efemeryczne nowoplemiona skrzywdzonych indywidualistów poszukujących akceptacji „Chamstwo ma wielką przyszłość, cały świat stoi przed chamstwem otworem, subtelni, wstydliwi i wrażliwi ustępują przed nim, bo tylko cham by ustał i nie ustąpił, mądrzy nie wdają się w dyskusje przegrane po pierwszym ciosie maczugi, szlachetni litują się nad chama nieszczęściem, cham prze naprzód, nic nie mąci spokoju jego chamskiej duszy, cham się nie wstydzi, nie czerwieni, nie uśmiecha przepraszająco, on nawet nie widzi drwin i szyderstw, nigdy nie czuje się nieswojo i niezręcznie – ponieważ jest chamem. Cóż go powstrzyma? Nie ma takiej siły. Zaprawdę, chamy posiądą Ziemię, chamstwo zasiądzie na tronach świata.” Lód, Jacek Dukaj Ażeby zrozumieć co właściwie dzieje się w sekcjach komentarzy, należy przybliżyć naturę większości portali społecznościowych. Podstawową cechą interakcji na Facebooku nie jest ich anonimowość a efemeryczność, co pociąga za sobą szereg konsekwencji. Większość komentujących, nawet bardzo wulgarnie, nierzadko publikuje dużo osobistych informacji, poczynając od miejsca pracy a na zdjęciach dzieci i rodziny kończąc przez co rodzą się uzasadnione wątpliwości, co do ich kompetencji rodzicielskich. Stwarza to dwa główne problemy, które oddziałując na siebie wzmacniają zjawisko agresji w komentarzach. Istotą pierwszego jest, że osoby wobec której padły nieprzyzwoite słowa, teoretycznie nigdy więcej się nie spotka w przestrzeni Internetu a dokładnie platformy społecznościowej, jaką jest Facebook. Jest to zatem pewna „anonimowość w tłumie”, bowiem wszelkiej maści platformy komunikacyjne tego typu, rozpatrywać można w kontekście teorii tłumu właśnie. Pozwala to dać upust upust prymitywnym potrzebom, które w innych sytuacjach tworoskich mogłyby się spotkać z ostracyzmem. Zważywszy na sposób działania algorytmów, chociażby Facebooka, mało kto przyłącza się do jakieś konkretnej społeczności zrzeszonej wokół tego czy innego twórcy. Najczęściej jest się konfrontowanym z całkowicie losowymi publikacjami, bowiem treści subskrybowane są przez użytkownikiem skrzętnie ukrywane. Więcej, pod nos podsuwane są takie, co do których zachodzi pewność, że wjedzie się z nimi w interakcję czyli słowną przepychankę. Sprawia to, że tylko poszczególne posty tworzą efemeryczne grupy dyskutantów, którzy gdy tylko się znudzą jedną burdą, będą w stałej gotowości oczekiwać kolejnego postu, który da im paliwo do ataku. Wynika to z jednej strony z natury medium a z drugiej między innymi z faktu, iż większość Internautów nigdy nie została wysłuchana. Od najmłodszych lat wdrażani byli do życia w myśl prostej zasady, że mówi ten kto ma władzę. Uczeni byli, że silniejszego się po prostu słucha i nie przerywa. Dyskutują bowiem słabi i niewydarzeni, natomiast silni narzucają innym swoją wolę i zdanie. Myślę, że wielu pamięta proste „nie pyskuj” jako odpowiedź na każde „ale”, względnie kategoryczne „koniec dyskusji”. Słuchanie kojarzone jest zatem z podporzadkowaniem, niższością, natomiast mówienie z władzą. Publikacja, godząca w przekonania całkowicie losowej osoby, która miała okazję na nią natrafić, traktowana jest jako próba podporządkowania sobie odbiorcy, narzucenia mu swojej interpretacji. Czytając komentarze, chociażby pod moją notatką na temat nieszczęsnego „Romulusa”, nie otrzymałem żadnego merytorycznego komentarza od osób, które uważały ten film za dobry. Nikt nawet nie próbował przekonać mnie, że ma jakąś wartość. Strategią przyjętą przez fanów tego potworka była próba zastraszenia. Identyczna histeria przetoczyła się przez Internet w chwili premiery kolejnej produkcji powstałej w ramach tej franczyzy. Również wówczas przeczytałem masę inwektyw pod adresem swoim, zwłaszcza odnośnie inteligencji ale bez żadnych konkretów. Były to raczej zbiory obraźliwych przymiotników, które większość myli z krytyką a co gorsza dyskusją. Komentarze, miały w niewybrednych słowach przekonać innych odwiedzających stronę o mojej niskiej wartości jako osoby, ale też zmusić mnie do przyjęcia ich poglądu na omawiany tytuł. Po części winę ponoszę Ja sam, bowiem pisanie o produkcjach tego typu musi przyciągnąć określoną grupę docelową i nie będzie to kwiat polskiej inteligencji. Z drugiej, mamy tutaj do czynienia z wielopokoleniowym systemem socjalizacji, w ramach której władzę ma ten, do którego należy ostatnie zdanie a to wyegzekwować można przemocą. Wcale nie jest to nic zjawisko nowe, bowiem grupa często wymusza akceptację systemu wartości agresją czy przemocą. Sięgając pamięcią wstecz, odnajduję liczne przykłady takich sytuacji dotyczących jakichś błahych rzeczy jak gry komputerowe. Powiedzenie na głos, że jakiś modny tytuł, wcale nie przypadł do gustu wiązało się z koniecznością wysłuchania kwiecistej wiązanki. Nigdy nie dochodziło do aktów przemocy fizycznej, najczęściej była i jest to przemoc werbalna oraz symboliczna. Liczne odwołania do inteligencji, nie są wcale właściwie osobom wychowanym w towarzystwie łatwego dostępu do Internetu. Można to zaobserwować także wśród przedstawicieli starszego pokolenia, którzy jawnie stwierdzają, co cechuje osobę inteligentną. Najczęściej wypowiedzi te dotyczą dzieci, które inteligentne są wtedy gdy spełniają oczekiwania rodzica w kwestii wspieranego systemu wartości. Dzieci jednak nigdy nie przejmują tegoż od rodziców w całości. Stąd też można było usłyszeć, że granie czy oglądanie niektórych filmów to przejaw głupoty, co naturalnie spotykało się z drwiną. System ten dzieci przejmują i następnie starają się przy jego pomocy zmusić wszystkich do uległości. Tak w domu jak w szkole, należy pogodzić się z nauką ciągłego podporządkowania. Doskonale widać to na przykładzie o artykułów rzekomych uczniowskich interpretacjach „Lalki” Bolesława Prusa. Wprawdzie nic nie stoi na przeszkodzie, by bronić interpretacji opartej o charakterystykę epoki jednak pomiędzy obroną punktu widzenia a wykrzykiwaniem inwektyw zieje przepaść nie do zasypania. Orgie pogardy i agresji pod artykułami o skądinąd zmyślonej niechęci nieistniejącego pokolenia Z do omawianej lektury są równie straszne co komiczne. Komentujący dostają wręcz szału, słysząc, że kogoś historia Stasia i Izy nie wzrusza, skro wzruszać powinna! Wielka szkoda, że poza słowami powszechnie uważanymi za obraźliwe, nie padają żadne rzeczowe argumenty mające poprzeć ten punkt widzenia. Raz jeszcze, dyskutują słabi i niewydarzeni. Silni, nie pozwalają adwersarzom się odezwać, podkreślając swą dominację. Dzięki możliwości wyrażania swoich subiektywnych opinii, uczniowie mogliby poznać obwiązującą interpretację, równocześnie ucząc się przedstawiać własne argumenty i co najważniejsze, szanować wzajemnie swoje zdanie. Wszak na temat tego samego filmu, mogą funkcjonować dwie równowartościowe opinie. Chcąc zaś wykazać koleżance czy koledze, że może nie do końca ma rację w swojej interpretacji, należy przytoczyć argumenty, podyskutować. Dyskusja jak już napisałem, wcale nie musi kończyć się zwycięstwem żadnej ze stron w przeciwieństwie do bezładnej sarmackiej szarży. Mówiąc do osób, które nie podzielają danej opinii, trzeba wzbudzać strach. Odbiorca, do którego agresywny komentarz zostaje skierowany, musi czuć się przytłoczony, niezdolny do odpowiedzi. Każdy chce mówić i nie interesuje go zdanie innych, bowiem mało który wulgarnie komentujący został nauczony szacunku do cudzego zdania. Należy tutaj rozpracować owo „cudze zdanie”. Zdanie należy do odbiorcy, nie autora, bowiem dobra strona na Facebooku czy kanał na YouTube, to zdanie odbiorców, wyrażone słowami administratora. Silna potrzeba indywidualizmu, posiadania własnego zdania sprawia, że poszczególni komentujący siebie traktują jako najważniejszych. Niewstrzelenie się w ich opinię wywołuje atak agresji, bowiem czują, że ktoś próbuje ich sobie podporządkować. W połączeniu z bardzo niskim kapitałem społecznym, efekt jest oczywisty. Odbiorcy stwarzając twórcę, poprzez poparcie dla wyrażonego przezeń ich własnego zdania, zaczynają traktować go jak autorytet. Sami wytwarzają, wynoszą na piedestał silną, autorytarną jednostkę, której będą mogli się pochwalić, że myślą dokładnie tak samo. Może ten w zamian nagrodzi ich lajkiem za komentarz? Osobiście upatruję tutaj jakichś trudnych relacji z nieobecnym ojcem, który nigdy nie chciał posłuchać o Xenomorphie, wszak obśliniony straszak z Kosmosu to idiotyzm. Nie dziwota zatem, że wyrażenie niepochlebnej opinii o budzących uśmiech politowania nieprzemyślanych kontynuacjach starych franczyz budzi taką agresję. Ażeby sobie zadośćuczynić, stwarzają autorytarną personę, która może ich pochwalić, wysłuchać, ale też powiedzieć to czego oczekują. Przeplatają się tutaj ze sobą najróżniejsze potrzeby, których nie sposób wzajemnie zaspokoić. Jedni chcą zostać wysłuchani, dostrzeżeni, ale też odczuwają konieczność wypracowania sobie pozycji w efemerycznej grupie. Jako, że grupa rodzi się i zanika w ramach jednego postu, trzeba trwać w ciągłej gotowości do walki. Internet sam w sobie nie jest przeszkodą w nawiązywaniu trwałych więzi, niewiele różniących się od tych niezapośredniczonych. Przeplatają się tutaj ze sobą najróżniejsze potrzeby. By zostać wysłuchanym, dostrzeżonym, ale też konieczność wypracowania sobie pozycji w efemerycznej grupie. Jako, że grupa rodzi się i zanika w ramach jednego postu, trzeba trwać w ciągłej gotowości do walki. Internet sam w sobie nie jest przeszkodą w nawiązywaniu trwałych więzi, niewiele różniących się od tych niezapośredniczonych. Problemem jest ulotność, chwilowość interakcji, która pozwala dać upust najróżniejszym emocjom. Mówienie o jakichś „bańkach informacyjnych” jest w tyk kontekście wręcz absurdalne. Użytkownicy są bowiem na każdym kroku konfrontowani z poglądami, które są niezgodne z ich własnymi. Im wulgarniej zaś są wyrażone, tym lepiej, tym chętniej algorytmy podsuną im je pod nos. Stoją za tym oczywiście włodarze poszczególnych platform, którzy już dawno zrozumieli, że to w chamstwie kryje się dochód. Stąd też do zabawy zachęcani są przede wszystkim ci, którzy pędząc niczym bizony przez prerię, wygenerują największy ruch. Wiąże się z koniecznością publikowania treści bardzo prostych, prymitywnych, mających w założeniu wywołać szok, złość i agresję. Nie oznacza to, że nie ma możliwości wytworzenia bliższych więzi, ale przeważnie są one hierarchiczne. Rozumieć przez to należy, że stały czytelnik czuje silniejszą więź z twórcą treści niż innymi osobami, należącymi do tej samej społeczności. To z publicystą, twórcą, podziela przekonania i tworzy grupę, nie będąc silniej związany z innymi komentującymi, traktując ich jako wrogów w walce o uwagę osoby do której zwraca się poprzez komentarz. Należąc do kilku takich hierarchicznych społeczności, tworzy sieć znajomych, złożoną z blogerów, publicystów, ogólnie rzecz ujmując autorów kanałów. Relacje paraspołeczne nie są jednak wystarczającym wytłumaczeniem problemu. Wartym uwagi jest jedynie fakt, że nie są one same w sobie zjawiskiem negatywnym. Po prostu istnieją a ich wpływ na jednostkę czy grupę winien być rozpatrywany niezależnie. Bywało już, że ratowały one życie, więc nie można powiedzieć by są jednoznacznie złe. Jednakże cały czas mowa jest o zachowaniu bardzo prymitywnym, agresywnym. Otóż swoi znajomych, z którymi tworzy się tę specyficzną grupę trzeba bronić, na przykład poprzez atak na wyrażającego inną opinię publicystę. Jest to jeden z mechanizmów obronnych, który wykształcił się w trakcie rozwoju złożonych grup ideologicznych, światopoglądowych. Mówiąc prościej, agresywni komentatorzy bronią poglądów swoich „znajomych” twórców, stanowiących dla nich społeczny dowód słuszności atakując przeciwników poprzez zmasowaną szarże na jego terytorium. Wypisz wymaluj nowoplemiona. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Odrobina filozofii Odrobina psychologii Przemyślenia Psychologia Psychologia mediów Socjologia czym jest dyskusjadyskusjaefemerydygrupygrupy dynamicznegrupy efemerycznegrupy zadaniowejak dyskutowaćmediamedia społecznościowenie umiemy dyskutowaćpsychologia mediówrozmowaśmierć dyskusjispołeczne konstelacje