Starość Internauty herbataiobiektyw, 4 lutego, 202514 listopada, 2025 Odnoszę wrażenie, że kręcimy się w kółko. Przestaliśmy się rozwijać, zarówno jako społeczeństwo oraz jako jednostki. Popadliśmy w stan swoistej neotenii. Powielamy te same treści, rozmnażamy się, ale dorosłości nie osiągniemy. Swego czasu Jacek Dukaj, napisał świetną powieść, choć może to za dużo powiedziane, pod tytułem „Starość Aksolotla”. Fabuła jest nader prosta, bowiem w wyniku działania jakiegoś tajemniczego, zewnętrznego czynnika, zginęła cała populacja naszej planety. Choć nie do końca jest to prawdą, bowiem niektórzy, zwłaszcza kochający nowinki technologiczne, przetrwali. Udało się to zwłaszcza tym, którzy dysponowali urządzeniem pozwalającym przenieść a dokładnie skopiować świadomość, mówiąc kolokwialnie, do komputera. Dzięki temu ludzkość przetrwała, ale nie jest w stanie dalej się rozwijać. Powody tego stanu rzeczy są dwa, mianowicie niewielka liczba uczonych zainteresowana grami komputerowymi oraz ograniczenie wynikające z samego medium. Pozbawieni biologicznej plastyczności, zamknięci w niezmiennych, zastępczych powłokach ludzie, stracili możliwość rozwoju. Zastygli w momencie skopiowania swych świadomości. Zatem cokolwiek się stało, ktokolwiek tego dokonał, nie zabił ludzkości. Zatrzymał jedynie jej intelektualny rozwój, jakby w obawie przed tym, co nasz gatunek może osiągnąć. Aksolotl (nah. āxōlōtl [aːˈʃoːloːt͡ɬ] (l. poj.) lub āxōlōmeh [aːˈʃoːloːmeʔ] (l. mn) „wodny potwór”) – neoteniczna, wodna forma niektórych płazów ogoniastych z rodzaju Ambystoma Dzieło Dukaja pozwala zastanowić się także nad kwestiami takimi jak trwanie. Skopiowanie bowiem świadomości, nie oznacza przetrwania jednostki w sensie indywidualnym a społecznym. Z perspektywy zewnętrznego obserwatora, kopia stanowi przedłużenie istnienia jednostki, jednak dla niej samej oznacza śmierć. Nasza wyobraźnia jest niestety do pewnego stopnia ograniczona i nie potrafimy sobie wyobrazić własnej śmierci jako całkowitego wygaśnięcia świadomości. Próby kończą się przeważnie wyobrażeniem martwego ciała i unoszenia się nad nim w formie obserwatora. Być może to było powodem powstania mitów o nieśmiertelnej duszy. Nasze „Ja” zachowuje również ciągłość, więc obudziwszy się po skopiowani świadomości do nowego, mechanicznego ciała, wyobrażamy sobie siebie. Jednakże kopia, niczym kopia dokumentu, nawet najdoskonalsza, jest jedynie kopią. Wraz ze śmiercią istnienie skopiowanej osoby się kończy. Oznacza to, że wszyscy zginęli a trwają jedynie ich kopie przekonane o tym, że są nikim innym jak sobą. Zaprawdę, potrafimy sobie płatać nie lada figle. Jednakże to nie kwestia życia i śmierci jest najbardziej zajmująca. Internetowy Aksolotl Neotenia (neo- + gr.teínein – napinać, rozciągać) – zdolność płciowego rozmnażania się larw niektórych zwierząt, występująca w następstwie przyspieszonego w stosunku do reszty ciała rozwoju narządów rozrodczych (neotenia pełna albo zupełna), a także zatrzymanie u osobników dorosłych pewnych cech infantylnych (neotenia niepełna albo niezupełna). Neotenia jest szczególnym przypadkiem pedogenezy. Przez cała lata powtarzano nam, że żyjemy w świecie, w którym nic nie jest stałe. Wszystko zmienia się w takim tempie, że szybko przestajemy za tym nadążać. Nasz świat zdefiniowany jest przez modę, która z założenia nastawiona jest na przemijanie. Stąd też być może lepiej mówić o modach, jako opozycji do jednej, wiecznej i pozornie niezmiennej tradycji. Ciężko jednak mówić o Wiecznej Zmianie, kiedy wszystko wydaje się raczej trwać i powtarzać. Wzrosła liczba produkowanych treści, ale nie ma to większego znaczenia. Koniec końców wybór padnie na te, które obrosły w tradycję i uznanie a tym ciężej się ich pozbyć. Na przestrzeni lat widziałem jak wyrastały i znikały kanały informacyjne, których autorzy powtarzali dokładnie te same informacje, recenzowali te same książki, te same filmy uznawane za „klasykę”. Nijak jednak nie proponowali nowych interpretacji zamykając się w znanych i uznanych ramach. Śledząc tylko popularne strony o popkulturze przez ostatnie dwadzieścia lat nie dowiedziałbym się o owej popkulturze niczego nowego, w kółko wałkując cztery stare produkcje studia Ghibli i kilka książek. Nigdzie nic nie przemija tak szybko jak w mediach społecznościowych a jednak śledząc popkulturowe media, wydaje się, że „Gladiator” nigdy nie zszedł z afiszy. Żadna też gra, film czy książka nie zatrzymują na dłużej za wyjątkiem „Baldur’s Gate”. „Clair Obscur” doczekało się kilku wzmianek, po czym popkulturowa brać powróciła do „Heores of Might and Magic III”. Nie wynika to jednak z pędu, ciągłej zmiany, o której tyle się słyszy a braku oparcia w tradycji. Każdy eksperyment, każde wyjście poza utarte szlaki powoduje falę agresji, która ma zatrzymać wszelką zmianę. Wystarczy przejrzeć dowolny profil popkulturowy, by powrócić do wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Starocie, podlane nostalgicznym sosem, odgrzewane są bez ustanku. Ze znudzeniem przyglądam się, jak dorośli jakoby ludzie spierają się o kolejnego Batmana, Kapitana Amerykę i automaty z używanymi majtkami, powtarzając te same nieprawdziwe informacje, które pojawiły się właśnie w latach dziewięćdziesiątych. Żadna książka, film czy gra, które nie mają długiej historii wspomnień z dzieciństwa, nie zagrzeje na dłużej miejsca w sercach. Najlepiej widać to na przykładzie „Lalki”, która jest chyba jedyną książką przeczytaną przez osoby uczestniczące w kulturze poprzez portale społecznościowe. Nie wydaje się by obchodził ich los innych lektur szkolnych poza tą nieszczęsną historią handlarza broni. Reszta może w kanonie być, może ich nie być, najważniejsze jednak by pozostała „Lalka” i nie daj bogi, żadnych nowości. Tylko lektury z długą tradycją wznowień, dobrze omówione, znane i nie koniecznie lubiane. Nie chodzi tutaj jednak o brak prawa do cieszenia się, radości czy przyjemności a fakt, że stagnacja staje się przytłaczająca. Można nie robić nic albo trwać w odtwarzanej w kółko młodości, byle mieć cokolwiek do konsumpcji. Większe emocje budzą tylko kolejne kupony odcinane od renomowanych marek, rozmieniając je przy tym na drobne. Powstaje masa wspaniałych filmów, lecz przechodzą bez echa, gdyż nie są kolejnym prequelem, sequelem, spinoffem na temat Obcego czy Rodziny Adamsów. Niedługo raz jeszcze będzie nam dane przeżyć przygodę w Hogawrcie, lecz wszyscy zgodnie oczekują, iż stylistycznie serial będzie estetyczną kopią filmowego pierwowzoru z dwa tysiące pierwszego roku. Trzeba do tego dodać olbrzymią dozą sentymentu za latami dziewięćdziesiątymi oraz wczesnymi dwutysięcznymi i mamy gotowy przepis na popularną stronę dla czterdziestolatków. Popkultura przestała być dynamicznym producentem nowości a zastygła w tradycji i sentymentalizmie. Rodzi się tutaj niezwykły paradoks, bowiem wychowani w czasach rzekomej wolności publicyści drżą niczym osiki, gdy mają wypowiedzieć się na temat czegoś nowego, nieznanego. Uciekają więc do starych, dobrych czasów, z których płyną treści o ugruntowanej już pozycji. Dzięki temu od pięćdziesięciu niemal lat dane nam jest oglądać perypetie kolejnych ofiar Obcego, choć całkowicie wyprane już magii oryginału. Padają wiec zarzuty, iż ortodoksyjni fani pierwowzoru nie są w stanie pogodzić się ze zamianą, ewolucją. Kolejny paradoks, bowiem fani oryginału, odrzucający serwowaną im breję żądając treści nowych, oryginalnych, nawet niechże i nieudanych, bowiem eksperyment ma to do siebie, że czasem kończy się fiaskiem. Nie chodzi jednak o kolejne eksperymenty na wyeksploatowanych zwłokach popkultury a coś niezalatującego umarlakiem wskrzeszanym w ramach najmroczniejszych, kapitalistycznych rytuałów, mających wycisnąć jeszcze parę dolarów z truchła. I oto proszę, Guillermo del Toro kręci nową wersję powieści Mary Shelley i wybucha ta sama awantura. Orędownicy rzekomej ewolucji i postępu żyją legendą pierwowzoru, dowodząc iż kolejne porcje przetrawionej papy odnoszą się do najlepszych tradycji kinematografii. Dzięki temu możemy raczyć się kolejnymi częściami King Konga, Łowcy Androidów, który niebawem doczeka się serialu, Rodziny Adamsów, Gwiezdnych Wojen oraz wspomnianego Harrego Pottera. Biada jednak temu, kto pozwoli sobie na odstępstwo od Świętości. Wierność pierwowzorowi jest najważniejsza, przy czym także filmowemu, który uchodzi za średnio udany. Wizualnie zdominował jednak powieść, narzucają swoją estetykę, przez co zawsze już Harry będzie miał twarz młodziutkiego Daniela Radcliffe’a. Jakiekolwiek odstępstwo stanowi atak na świętość, rzecz ukonstytuowaną wieloletnią tradycją. Stąd też raz jeszcze otrzymujemy potwierdzenie, że widz wcale nie chce nowości a to co już dobrze zna. Nie tylko jednak zna, ale co zostało dobrze opisane. W zderzeniu bowiem z czymś nowym, nieznanym, nie będzie w stanie podjąć decyzji czy mu się to podoba czy też nie. Dlatego właśnie tak wiele produkcji przechodzi bez echa, nieśmiało ominiętych przez niepewnych swojej pozycji publicystów i odbiorców. Publicysta nie jest już specjalistą a tworem grupy, która tworzy zeń autorytarny dowód słuszności. Musi on pisać w sposób przez swych odbiorców oczekiwany, inaczej znajdą sobie innego dostawcę potwierdzenia własnych opinii. Zakładając stronę, trzeba próbować, testować algorytm pod kątem dystrybucji treści. Gdy uda się trafić w gusta jakiejś grupy, trzeba się tego kurczowo trzymać. Jest to mechanizm dość pokrętny, bowiem to grupa jest autorytetem a piszący jedynie wyrazem jej poglądów. Tak długo jak są one zgodne, tak długo wszystko działa bez zarzutu, kręcąc się w kółko w nostalgicznej matni wzajemnego potwierdzenia. Tutaj z całą siła dają znać o sobie mechanizmy grupowe, bowiem grupa nienawidzi odstępców. Ażeby wypracować konsensus, co też jest dobre a co nie, niezbędne są swoiste podchody, w ramach których grupa prędzej czy później dojdzie co jest akceptowane. Niepodobna narażać się na śmieszność, nie mając podparcia w historii i grupie. Obcy, Superman, Batman, to marki, które na przestrzeni lat obrosły u uznanie, zostały należycie omówione. Fani mężczyzn w lateksie z radością zaakceptowali też tezę, iż nie należy oceniać gustu odbiorców a wszystkie teksty kultury należy traktować na równi. W ten sposób komiks przestał być infantylną ciapką dla niezbyt rozgarniętych a stał się pełnowartościową formą rozrywki. Ta zaś wiedzie prym, bowiem wszyscy są jeszcze ciągle w stanie dostrzec, że poza rozrywką najniższej jakości, niewiele jest im oferowane. Stąd też lubują się w przymiotnikach, które nic nie znaczą, za to nadają złudną perspektywę głębi. Rozrywka stała się celem nadrzędnym, stąd też każda produkcja musi zostać skrupulatnie oczyszczona z jakichkolwiek problematycznych kwestii. Im starsi, tym bardziej infantylni stają się Internauci. Skrajny relatywizm zawładną zbiorową wyobraźnią i doszliśmy do etapu, gdy jakakolwiek krytyka nie jest możliwa, bowiem rozrywka stała się wartością nadrzędną. Przez rozrywkę należy tu rozumieć bezrefleksyjną konsumpcję treści płynących z ekranu, których pod żadnym pozorem nie wolno krytykować bowiem wówczas zmusza się biernych odbiorców do jakże nieprzyjemnego myślenia. Przyczyną tego stanu rzeczy są niestety internetowi publicyści, którzy nigdy nie mieli okazji dojrzeć. Stali się samodzielni na własną rękę i choć jest to zgodne z narracją naszych czasów, niewiele niesie ze sobą dobrego. Dostrzec można wyraźną różnicę, pomiędzy tymi, którzy dojrzewali pod okiem osób bardziej doświadczonych a tymi, którzy musieli przejść w dorosłość samodzielnie. Ci drudzy bardziej skorzy są do kopiowania, powielania tego co już znają, obawiając się reakcji odbiorców. Są też bardzo niepewni swojej pozycji, przez co ciągle szukają potwierdzenia w komentarzach a jakakolwiek polemika z nimi jest niemożliwa. Kolejny paradoks, iż osoby uczące się pod okiem bardziej doświadczonych, mają więcej odwagi w wyrażaniu swojego zdania, poszukiwaniu nowości. Ci zaś, których wychowała fałszywa wolność mediów społecznościowych, są bardziej konserwatywni w swoich wyborach. Przez konserwatyzm należy rozumieć te teksty kultury, które mają bardzo ugruntowaną pozycję. Nawet najwięksi nigdy nie wyrobili sobie pozycji opiniotwórczej. Ich wielkość wyrażona jest bowiem stopniem schlebiania gustom odbiorców. Im lepiej spełniają się w roli „społecznego dowodu słuszności” tym większą cieszą się popularnością. Nie można mieć dobrych wspomnień związanych z grą, którą przeszło się mając lat czterdzieści. Obsesja wiecznej młodości, wieku nastoletniego dostrzegalna jest w naszej kulturze na każdym kroku. Paradoksem jest, iż wiecznie narzekający na młodzież siedzącą z telefonami w rękach mężczyźni, pragną powrócić do wielogodzinnych posiadówek przy pierwszym Counter Strike’u. Kobiety zaś faszeruje się ideałem ciała nastolatki. Chyba właśnie dlatego tak bardzo moi rówieśnicy ich nienawidzą, wiedząc, że już nigdy nimi nie będą w świecie skupionym na wieku młodzieńczym. Stanowi to kolejny paradoks, bowiem zmiana, czy nam się to podoba czy nie, jest częścią ludzkiego życia. Nie chodzi tutaj o żadne bzdury o godnym starzeniu się a fakt zmiany. Człowiek się zmienia a równocześnie chciałby pozostać w sentymentalnej stagnacji. Człowiek po trzydziestce już się nie rozwija a jedynie miarowym krokiem zmierza ku śmierci. Chcąc żywić radość, trzeba pozostać wiecznym nastolatkiem. Współczesna kultura skupia się niemal w całości na młodzieży. Wydawać by się mogło, iż przekroczywszy wiek lat trzydziestu, człowiek przestaje mieć marzenia, cele, ambicje. Co więcej, przestaje się zmieniać, zatrzymuje się jego rozwój oraz na stałe krzepnie system wartości. Większość treści, dedykowana jest lub opowiada o nastolatkach względnie młodych dorosłych. Należy zwrócić uwagę, iż tylko w młodości można poszukiwać, mieć rozterki, wątpliwości. Fenomenem jest popularność filmów i seriali, poświęconych właśnie wiekowi nastoletniemu i wczesnej dorosłości, ze wszystkimi problemami i mitami. Kierowane są przy tym nie do nastolatków, którzy mówiąc modnym w moich szkolnych latach językiem, mają z nich zwyczajną bekę a do osób znacznie starszych. Jako memy, tak memy, mają moc kreowania wyobrażenia o młodzieży, jako dość specyficznych istotach, które rozbijają się drogimi samochodami, mieszkają w luksusowych domach, sypiają z kim popadnie i upijają się do nieprzytomności. Osoby mające lat trzydzieści, czterdzieści i więcej, są mało interesujące zarówno na rynku pracy, jak i pod jakimkolwiek innym względem. Kult szalonej młodości sprawia, że nie ma nawet należytej reprezentacji medialnej dla osób spoza tej kategorii wiekowej. Jakby nagle życie się kończyło, stawało nudne, monotonne, bez aspiracji, marzeń i planów. Nie ma bowiem „kultury wieku średniego”, jest co najwyżej kryzys, ale i tutaj dotyczy on tylko mężczyzn. Ciężko by było nawet coś takiego wytworzyć, wykreować potrzebę. Marketing, reklama, zaszczepiły w nas tęsknotę za młodością, wczesną dorosłością i są na tym okresie ludzkiego życia maksymalnie skupione. Wszyscy więksi dostawcy treści z zakresu popkultury jednogłośnie postawili na media społecznościowe, rezygnując nawet z własnych stron internatowych. W ten sposób poddali się cenzurze popularnych platform, nie mogąc poruszyć wielu kwestii, gdyż wówczas zasięgi zostaną nieubłaganie ucięte. Stąd też poruszać musza się w bezpiecznych ramach narzuconych przez swoich fanów i platformę, na której publikują. Bezpieczne, nie zawsze oznacza jednak to samo, bowiem sposób dystrybucji treści zależy zaś od tego, kto aktualnie jest u władzy. Wystarczyła zmiana tejże w Stanach, by nagle za najgorsze wyzwiska widmo zbanowania na Facebooku zniknęło niczym resztki snu nad ranem. Trzeba więc lawirować w bezpiecznym, symulakrycznym pustosłowiu. Niebezpiecznie pisać o „Zielonej Granicy”, bowiem nagle sztuka zderza się z brutalną rzeczywistością. Dalece lepszym okazał się pusty jak wydmuszka „Civil War”, o którym wszyscy nagle zapomnieli. Trump wyprowadzający gwardię narodową na ulice, demontujący wraz z Muskiem instytucje publiczne dziwnie zbliżył się do fabuły tego początkowa nic nie znaczącego filmu. Równie komiczne było to w kontekście wychwalania „Biednych Istot”, bowiem chwilę później Twich zagroził liberalizacją zasad więc, czym prędzej rzucono się do gardła „baseniarom”. Za wcześniejszy dostęp, pozwalający obejrzeć serial przed premierą, publicyści są gotowi zrobić wszystko, nawet jeśli trzeba będzie bronić produkcji nie tyle ocierającej się o żałość, co będącej nowym tejże wyznacznikiem. Ponownie, znajduję komiczną sytuację, w której coraz więcej osób szczerze przyznaje, że nowy serial z Obcym jest tragedią a recenzenci klaszczą głośniej niż u Rubika. W przytłaczającej większości przypadków przepisują więc materiały nadesłane im przez dystrybutorów, co prowadzi nieraz do komicznych skutków. Przykładem, który na długo zapadł mi w pamięci był wywód o „pierwotności i pradawnych rytuałach”, choć akcja filmu „Wiking” (ang. „the Northman”) toczy się w dziesiątym wieku naszej ery. Sam film zaś jest wariacją na temat teatru szekspirowskiego, popularnego w wieku XVI. Jeszcze bardziej przerażeni byli edypalnymi wątkami w „the Lighthouse”, więc żeby nie urazić czytelników, starali się lawirować w cudownym pustosłowiu. Na podstawie większości recenzji, można by stworzyć podręcznik, jak pisać żeby nic nie napisać. Doskonałym przykładem jest przebąkiwanie o „transhumanizmie” w najnowszym serialu z uniwersum Obcego które mają dotrzeć do ludzi, którzy dostają drgawek na dźwięk słowa „transpłciowy”. Tym razem rodzi się komizm, bowiem tysiące nostalgicznych zrzutów ekranu ładowania archaicznych komputerów, nagle zostają urozmaicone plakatem filmu „Bugonia”, oczywiście w reżyserii Yórgosa Lánthimosa. Zawarty tam cytat to swoisty smaczek, ukłon wobec fanów. Ukłon klasyczny. Zważyć należy na wątek transhumanistyczny, głęboko intelektualistyczny, dramatyczny lecz niestatyczny, przy tym wyjątkowo analityczny, lecz nie drastyczny. W kontekście rozszerzenia uniwersum o multiwersum, krok dobry, lecz nie wybitny. Zagęszcza się intryga, bohater się nie miga! Fabuła całkiem nieźle skrojona. Uwaga widza skupiona, lecz rozdwojona. Wizualnie smakowicie, nowocześnie, nostalgicznie, lirycznie, liczne nawiązania, lecz powiew świeżości. Gra aktorska dobra, scenariusz solidny, nitowany, lutowany, lecz nie specjalnie wyśrubowany. Dialogi soczyste, sceny krwiste i wyraziste, czasem trochę kaleczy lecz szybko się leczy. Efektem jest wałkowanie przez kolejne pokolenia publicystów tych samych kwestii. Doskonale było to widoczne w świecie fotografii, w którym każdy zaczynał od postaw kompozycji i na tym kończył. Ci, którzy przez nie przebrnęli, nie chcieli bowiem niczego więcej. Woleli trwonić czas na infantylne dyskusje czy wręcz kłótnie z dziećmi, które dopiero wchodziły w ten świat. Nie oznacza to, że w Internecie nic ciekawego się nie dzieje, wręcz przeciwnie. Można nawet zauważyć pewną praktykę, polegającą na ukrywaniu materiałów skierowanych dla użytkowników mediów społecznościowych na stronach poszczególnych periodyków. Chcąc odszukać bezpośrednio na stronie jakiś artykuł, na który trafiło się poprzez chociażby Facebooka, okazuje się to niemożliwe. Strony obfitują za to w publikacje dalece ciekawsze, wyższej jakości niż to, co trafia na społecznościówki. Dzieje się tam z bardzo prostej przyczyny i żadne bańki informacyjne nie mają tu nic do rzeczy. Otóż część użytkowników wręcz uwielbia to, co kiedyś nazwano sufrowaniem, czyli prześlizgiwaniem się po powierzchni. Nie można w tym wszystkim zapomnieć o kanałach popularnonaukowych. W Sieci można znaleźć całą ich masę a autorzy bardzo dużo mówią i choć obnoszą się z niewiedzą, to obiecują, że się dowiedzą. Niewiele z tego jednak wynika, bowiem najczęściej jest to zmiksowana na papę kompilacja doniesień prasowych na chwytliwe tematy. Brak im głębszej refleksji a wszystko odbywa się w oparciu o zdrowy, chłopski rozum. Większość to raczej komentarze prowadzącego na temat newsów pośledniej jakości. Sążniste felietony, z których słynie chociażby New Yorker, znajdują się daleko poza ich zasięgiem. Nawet lepsze kanały popularnonaukowe nie sprzyjają naszemu rozwojowi. Są to bowiem pozbawione jakiegokolwiek logicznego ciągu zbiory ciekawostek, najczęściej nieziemsko spłycone. Tu ktoś zaatakuje postmodernizm, tam dekonstrukcjonizm, tworząc z nich teorię spiskową, być może w wyniku całkowitego niezrozumienia, dlatego raz jeszcze ktoś wyjaśni czym jest socjalizm. Później wszyscy oni się zmęczą albo wypracowawszy sobie jakąś pozycję porzucą media społecznościowe a ich miejsce zajmą kolejni myśliciele, krytycy, publicyści, tak samo niedojrzali, tak samo nieprzygotowani, wałkować będą te same kwestie dla starych i nowych czytelników. Nowi będą zachwyceni, bowiem nie będą zdawać sobie sprawy iż to co biorą za powiew świeżości sięga niekiedy XIX wieku. Starzy odnajdą potwierdzenie swej wiedzy, pochwalą, przyklasną, że nadal ktoś czyta Huxleya, Orwella i Lema. Później zaś ci młodzi staną się starzy i koło się zamknie. Jakby tego było mało, broniące się przed szkodliwym wpływem influencerów poważne media zaczęły zapraszać influencerów. Jako, że wytworzyło się przekonanie, że influencerstwem parają się ludzie bardzo młodzi, zaczęto zapraszać starych, głównie mężczyzn. Ich kariery opierają się jednak o tworzenie contentu, bardzo często powielającego bzdurne informacje. Jako społeczeństwo, dając przyzwolenie, dotarliśmy do etapu, gdy mający pomiędzy stu a czterystoma tysiącami odbiorców, zajmują się czytaniem prasy. Ażeby widz nie musiał wysilać mózgu, ci czytają i streszczają doniesienia oraz publikacje prasowe z Onetu, Oko.press i innych. Zawsze opatrują swoje wypowiedzi jakimś komentarzem, niestety często bardzo powierzchownym, na domiar złego to nadal tylko streszczenie. Doskonale wiedzą, że ich widzowie nie będą czytać omawianych artykułów więc nierzadko opierają się na chwytliwych nagłówkach i chłopskim rozumie. Wszystko zaś sowicie doprawione pakietem światopoglądowym, skierowanym do konserwatywnego widza szukającego potwierdzenia, iż jakieś wraże siły na niego dybią. Nierzadko omawiają sprawy bardzo błahe, które mogą stać się nośne przez odwoływanie się do moralności, dzięki czemu raz po raz można przeczytać polemikę z tym czy innym publicysta, dementującą iż masturbacja nie powoduje ślepoty. Wszystko w atmosferze prezentowania wysokiej jakości treści, choć wydaje się, że trzeba o tym bardzo często przypominać, co chwila podkreślając jak to inne media, upadły, straciły na wartości, obiektywizmie. O ile popularnonaukowe ciekawostki są interesujące, tak nie są one w stanie zastąpić rzetelnej wiedzy. Efektem jest całkowity chaos, wiedza na temat krabów, długości czasu spędzanego w toalecie przez mężczyzn oraz demografia przepleciona recenzjami książek, a jakże, popularnonaukowych. Jacek Dukaj ma rację, iż większość ważnych informacji nadal przekazywanych jest na piśmie. Choć akurat jego „Po Piśmie” zasługuje na dłuższą, negatywną krytykę ze względu na postawione tam tezy i sposób ich obrony, tak tutaj ma rację. Niesie to ze sobą pewne konsekwencje. Otóż dostęp do Wiedzy mają ci, którzy Czytają. Ci, którzy Oglądają skazani są na Wiarę, zapośredniczenie, które pozbawia ich częstokroć wielu ważnych informacji. Nie oznacza to, że Oglądanie nie może być rozwijające. Może, ale nie w formie chaotycznych kompilacji informacji z prasy codziennej czy zbiorów ciekawostek. Stąd też w pewnym momencie Internauci stają się skazani na trwanie w swoistym stanie neotenicznym. Wydaje się, że poruszają tematy ważkie, jak miłość, jednak ich rozważania kończą się na poziomie pulpowej powiastki spod znaku cyberpunk. Oto zakochiwać się będziemy w AI i czeka nas zagłada. Cóż jednak znaczy kochać, czy maszyna może kochać maszynę, czy człowiek potrzebuje być darzony czy chce darzyć miłością, czy jest ona romantyczna czy platoniczna? Będzie źle i będzie mrocznie, lecz nie sposób doczekać się odpowiedzi dlaczego. Z wypowiedzi nie płyną już nawet wnioski, konkluzje a mętny stan zagrożenia oparty na całkowitym pustosłowiu. Nie ważne co dzieje się wokół, ktoś raz jeszcze omówi podręcznikowa definicję komunizmu, socjalizmu, kapitalizmu czy korporacjonizmu. Wprawdzie żadne z tych słów nie miało i nie ma jednej, niezmiennej i niepodważalnej definicji, jednak Google wypluwa ze swych trzewi głównie to, co napisano na podstawie wyników z Google… Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Kultura Przemyślenia Dukaj JacekinternetJacek Dukajlata 90mediamłodośćmłodzieżnastolatkineoteniapublicystykarozwój jednostkirozwój osobistyrozwój społeczeństwarozwój społecznysentymentsentyment za latami 90sentymentalizmsentymentystagnacjastarośćStarość Aksolotlasurfowanie w interneciezatrzymanie w rozwojuzazdrość