Ambitna fotografia herbataiobiektyw, 21 czerwca, 201829 listopada, 2023 Ambitna fotografia, to termin znany, bowiem raz na jakiś czas Internet wypluwa go ze swych trzewi. Nikt nie wie czym taka fotografia jest i jakie ma ambicje, ale jest pożądana. Ambitna fotografia Pożądana podobnie jak kino, literatura, muzyka i każda inny przejaw działalności twórczej człowieka. Każdy poradnik, każde forum i w sumie każdy publicysta będzie zalecał obcowanie z dobrą, ambitną, fotografią. Termin ten zdominował rozmowy o fotografii klasy średniej na długie lata. Podobnie jak w przypadku wielu innych frazesów, także w tym wypadku nikt nie próbował się nawet zastanowić, co to w ogóle znaczy. Stąd też mało kto wie czym ta dobra, ambitna fotografia jest i gdzie jej szukać. Osoba, która usiłuje nas przekonać, że czyta tylko najwyższych lotów literaturę i jawnie gardzi wszystkim co ma nam dać tylko i wyłącznie nieskrępowaną radość przeżycia przygody w wyimaginowanym świecie to kanciarz, ściemniacz i należy się trzymać z daleka. To samo dotyczy fotografii. Ostatnio jeden poczytny polski pisarz, Jakub Ćwiek, napisał felieton, że nie ma czegoś takiego jak ambitna literatura, bowiem każdy twórca ma inne ambicje twórcze. Ma on do pewnego stopnia rację, której nie można mu odmówić. Autor wspomnianego felietonu oraz książek takich jak „Chłopcy” czy „Kłamca” postawił sobie za zadanie dostarczyć czytelnikowi rozrywki. Prostej, niczym nieskrępowanej rozrywki, przyjemności przeżycia przygody w wyimaginowanym świecie. Są to książki bardzo lekkie, tak lekkie, że trzeci tom zaczyna ciążyć na żołądku. Wydaje się, że można tego skonsumować bardzo dużo, ale nadmiar wywołuje potliwość, złość, poczucie wtórności i koniec końców, mdłości. Można się opychać najlżejszym powietrzem oblanym mleczną czekoladą, za tę samą cenę, ale koniec końców człowieka zemdli. Mówienie o „ambitności” działa, jest skrótem myślowym, niestety rzadko rozwijanym. Skrót ów ma swoje konkretne znaczenie i nie chodzi o ambicję dostarczenia odbiorcy rozrywki, jak pisze pan Ćwiek. Ambicje twórcy, to zupełnie inna para kaloszy. Ambicja czy też ambicje, to po prostu cel lub cele, które przyświecają twórcy. I co do tego, nie można mieć większych zastrzeżeń. Niestety, dzieło dziełu nierówne, mówiąc prościej nie wszystko jest tak samo dobre. Można zrozumieć pretensje Ćwieka, bowiem każdy chciałby robić cokolwiek i otrzymywać taki sam poklask, jak osoby które tworzą prawdziwe dzieła sztuki. Twórcy łatwostrawnej, lekkiej, niezobowiązującej rozrywki dla każdego, chcieliby być traktowani jak zawodnicy wagi ciężkiej, z taką samą powagą, niczym Kenzaburō Ōe. Tworzyć rzeczy, które będę bezrefleksyjnie konsumowane przez przez masy, oczekiwać owacji jak dla noblisty. Niestety w kulturze działa to trochę inaczej, choć wielu się z tym nie zgadza. Wynika to z pragnienia by nastał koniec podziałów. Każdy socjolog czy antropolog doskonale zdaje sobie sprawę, że dzieła po które sięgamy mają duży związek z zapleczem lub kapitałem kulturowym jaki posiadamy. Stąd też zrozumiałą jest postawa Ćwieka. Kreśląc swój felieton inaczej, godziłby w swoich czytelników. Nie wypada też fanom polskich fantastów powiedzieć, że sorry, ale ich ukochani pisarze, choć zabawni, nie należą do najwybitniejszych. Ani najambitniejszych, choć niewątpliwe mają rozrywkowe ambicje. Można by w tym miejscu wdać się w rozważania o kulturze popularnej lub masowej oraz wyższej, elitarnej. Elitarność tej drugiej wynika częstokroć z przypadku. Tak jej powstawanie, jak możliwość odbioru. Skoro przyjmujemy, że warunki społeczne, jak chociażby dostęp do edukacji, zamożność rodziców, szanse, są w znacznej mierze wynikiem totalnej losowości, ciężko zrzucać całą winę na jednostkę, że nie miała możliwości podjęcia edukacji na poziomie umożliwiającym zrozumienie dzieł trudniejszych. Podobnie jak ciężko zrzucać całą winę jedynie na społeczeństwo. Niemniej, nie zawsze to, co elitarne jest dobre, tak samo jak to co masowe, łatwo dostępne, jest złe. Podobnie jest z samą masowością, rozumianą jako produkcja masowa. Już w latach pięćdziesiątych, polska teoretyczka fotografii, sprzeciwiała się pesymistycznemu podejściu Bejnamina, o utracie ary w wyniku produkcji masowej, co dotyczyć miało zwłaszcza fotografii. Niemniej dobry design, który jest podstawą produkowanych masowo dóbr, chociażby krzeseł, zasługuje niekiedy na muzealną uwagę, tak powielalność, niczego nie odbiera fotografii. Przyjęło się też, że kultura masowa, popularna, jest zawsze prostsza, tandetniejsza niż kultura wysoka, które to stwierdzenie jest nieprawdą. Mówiąc, że jakieś dzieło jest ambitne, najczęściej ma się na myśli, że zmusza do myślenia. Zakwestionowania otaczającej rzeczywistości, podważania dotychczasowych poglądów, uwypukla kwestie na które nie zwraca się uwagi, albo odważnie, kreatywnie komentuje. Mogą to być chociażby mechanizmy kierujące społeczeństwem. Powieść może skupić się na jednym z nich i wywołać u czytelnika poczucie dyskomfortu. Dlaczego robi, to co robi? W przypadku fotografii, może też starać się oddziaływać na emocje, lub poczucie estetyki. Daje pewne pole interpretacji, powód żeby się przy nim zatrzymać. Może nawet zawiera drugie, czy trzecie dno? Definiując więc ową ambitną twórczość, można powiedzieć, że ma ona na celu poruszenie jakiegoś problemu, interesującej kwestii. Spowodować, aby odbiorcy, zatrzymali się celem przemyślenia lub odczuwania. Nie zawsze chodzi bowiem o logiczne myślenie, analizę. Sprawa może rozegrać się na poziomie emocjonalnym, estetycznym. Pod tym względem fotografia jest medium najbardziej złożonym, bowiem zdjęcie nie wyraża niczego wprost a ładunek emocjonalny, estetyczny czy treściowy przesuwa się w zależności od percepcji oglądającego. Naturalnie brak tych dzieł rozrywkowych, spowodowałby, że wszyscy byśmy zwariowali i skończyli w kaftanach. Osoba, która usiłuje wszystkich przekonać, że czyta tylko najwyższych lotów literaturę, ogląda tylko zdjęcia podejmujące najtrudniejsze tematy i jawnie gardzi wszystkim co ma dać tylko i wyłącznie nieskrępowaną radość przeżycia przygody w wyimaginowanym świecie, to kanciarz, ściemniacz i należy się trzymać z daleka. Zatem, owa ambitna fotografia, to taka która zmusza do jakiejś refleksji albo uaktywnienia obszarów wrażliwości, przeważnie nieużywanych gdy obcuje się z dziełem czysto rozrywkowym. Niestety, uważam że większość narzekających na brak dobrej, ambitnej fotografii lubi po prostu narzekać. Jej znalezienie nie stanowi bowiem żadnego problemu, ona jest wszędzie na około, wręcz krzyczy żeby być oglądaną. Kolejne pytanie, to czemu widząc brak owej ambitnej fotografii, narzekacz nie podejmuje trudu nadania swojej twórczości jakiegoś dodatkowego waloru? Odpowiedź jest dość podobna do wywodów Ćwieka. Ćwiek pragnie nie być oceniany. Może nawet być ocenianym dobrze w kategoriach skrajnego relatywizmu. Narzekacz dla odmiany, chce pokazać swoje ambicje jako odbiorcy. Jednakże w świecie „fotograficznej klasy średniej” najczęściej jest się też twórcą. Stąd wysokie oczekiwania jako odbiorcy wyrażone w bardzo dziwny sposób, poprzez notoryczne obcowanie z treściami niskiej jakości i narzekanie na nie oraz potrzeba potrzeba tworzenia łatwo akceptowalnej przez masowego odbiorcę tandety. Równocześnie trzeba do tejże dorobić jakąś ideologię, czy to do kolejnych landszaftów czy prymitywnej erotyki, która zamaskuje niskie ambicje samego twórcy. Pod rozwagę. Musimy też stwierdzić, iż nie każde dwa dowolne dzieła należy bezpośrednio porównywać. Trzeba zgodzić się, że istnieje fotografia, literatura, muzyka i film, wyższych i niższych lotów. Inaczej zrównać musimy balladę o zimorodku, co wpadł do wychodku z „Sonatą Księżycową”. Bezpośrednie porównanie jest absolutnie bezsensowne, bowiem sam zamiar dokonania takiego porównania jest w naturze swojej idiotyczny. Stawia to mój wywód w niezręcznej sytuacji, bowiem jak porównywać nie porównując? Trochę to bez sensu. Tego typu paradoksy są dość powszechne gdy zaczyna się rozbierać kulturę na czynniki pierwsze. Niemniej z paradoksu tego wybrnąć można. Twórczość Kenzaburō Ōe, jest zdecydowanie wyższych lotów niż Ćwieka, ale na zauważeniu tej wagi gatunkowej należy poprzestać. Nie jest też moim zamiarem urazić czy obrazić czytelników wspomnianego pana Ćwieka, ale też nie zamierzam im schlebiać, że sam fakt czytania bele czego jakoś ich nobilituje. Kulturze, oba dzieła są niezbędne, bowiem jak już zostało powiedziane, nie da się obcować tylko z dziełami wysoce angażującymi, co czasem oznacza irytującymi. Istnieje taki nurt w fotografii, który stawia sobie za cel wzbudzenie irytacji oglądającego. Równocześnie musi istnieć pewna gradacja. W kulturze, sztuce, nie ma absolutnej równości. Równość wynika z umożliwiania dostępu, zrozumienia dzieł z coraz wyższej półki. Na tym polega zabawa. Dobrze móc sięgnąć zarówno bo dzieła bardzo trudne jak i bardzo łatwe, przyjemne. Gorzej, gdy można uczynić tylko to drugie. Nie ma sensu wmawiać ludziom, że są gorsi jeśli nie udało im się zdobyć kapitału kulturowego pozwalającego na to pierwsze. Niemniej jest wobec nich krzywdzącym, wmawianie, że mogąc próbować nie muszą tego robić, gdyż czytają najniższych lotów fantastykę. Możemy zatem pokusić się o małą definicję owej ambitnej sztuki do jakiegokolwiek gatunku by nie należała. Chodzi o wzbudzenie w odbiory czegoś. Może to być doznanie estetyczne, przemyślenia, zainteresowanie, skupienie uwagi. Mało ambitny odbiorca W przeciwieństwie do konstruktywnej krytyki, która jest Świętym Graalem internetowej społeczności fotograficznej, ambitna fotografia pozwala się odnaleźć, istnieje, wręcz krzyczy, aby być oglądaną. Wystarczy tylko chcieć. Zdecydowanie lepiej się narzeka, że fotografia jest byle jaka zamiast spróbować coś zaproponować, czegoś poszukać. Problem w tym, że fotografów nic nie interesuje. Mówią o tej ambitnej fotografii, zmuszającej do myślenia, do refleksji ale widziałem co się dzieje gdy dać im taką fotografię. Homoseksualizm? Nie. Feminizm? Nie. Zmiany klimatyczne? Nie. Dobra, może zmiany klimatyczne jeszcze kogoś wzruszą. Natomiast jakakolwiek próba poruszenia trudniejszego tematu przez autora wpisu, kończy się w bardzo dziwny sposób. Właściwie fotograficzna analiza jakiegokolwiek zjawiska niezwiązanego z atrakcyjnymi kobietami albo krajobrazami skończy się zmasowanym atakiem przerażonych ludzi. Modelki plus size? Promowanie braku dbania o siebie, otyłości. Portret mężczyzny? Nikt tego nie zaszczyci komentarzem z obawy o oskarżenie o homoseksualizm. Abstrakcja, to oczywiście tandeta, którą każdy może zrobić lepiej i taniej. I tak Cindy Sherman, Jeff Wall, Augusto de Luca i Robert Mapplethorpe zwyczajnie odpadają, bo to brzydkie. Nie dziwię się dla odmiany czemu kiepsko naśladujący Newtona Brodziak cieszy się popularnością. Mistrz czaro-białej fotografii, piewca kobiecego piękna, dobre sobie. Dugi idiotycznym hamulcowym jest snobizm. W sytuacji gdy autor podejmie się trudu przybliżenia sylwetek bardziej wymagających fotografów, stawiane mu są zarzuty, że to nie ma sensu, że statystyczny Kowalski i tak nie zrozumie. Właściwie nie chodzi o statystycznego Kowalskiego. Chodzi o komentatora. Troska jaką przejawia o owego Kowalskiego jest godna najwyższego podziwu. Pisz proszę prościej, bo osoba, której to nie interesuje na aktualnym etapie rozwoju, nie ma możliwości zrozumieć. Stawia siebie komentator w roli obrońcy, osoby światłej, pełnej troski o innych, który to Inni są naturalnie głupsi, prostsi, prymitywniejsi. Troski naturalnie fałszywej, mającej jedynie pokazać go w dobrym świetle. Nikt nie napisze, żeby publikować prostsze teksty bo te sprawiają mu trudność. Troska o naszego szaraczka jest wyrazem własnego niezrozumienia. Prośbą, by autor raczył obniżyć poziom. Podobnie jest ze zdjęciami. Podobnie jak literatura czy kino, dobre zdjęcia aż błagają by być oglądanymi. W tym miejscu otwiera się przed nami wiele wątków. Bańki informacyjne, algorytmy i ich podstępność. O ile tło społeczne, pochodzenie, różnorodne formy kapitału, należy brać pod uwagę oceniając ludzkie poczynania, tak chcąc nie chcąc dużo zależy od nich samych, od ludzi. Niestety jakakolwiek próba dyskusji, pokazania czegoś ciekawego przeważnie kończy się atakiem agresji. Agresja, chamstwo, jest w stanie przepędzić każdego wrażliwszego odbiorcę. Dodatkowo, chamstwo generuje ruch. Zatem należy chamskim gustom sprzyjać. Człowiek jakby jednak nie było, jest istotą rozumną i nie jest tylko uwarunkowanym automatem. Gdyby bowiem tak było, nie byłoby różnicy w sporze o naturę i kulturę. Kultura jest po prawdzie nową naturą człowieka, ale w przeciwieństwie do uwarunkowań biologicznych można w niej wprowadzić świadome zmiany. Odbiorca woli jednak z góry odrzucić rzecz trudną, poznęcać się nad faktycznie słabym dziełem, dodając sobie tym splendoru i iść dalej. Ci natomiast, którzy lubią dobrą fotografię, chcą mierzyć się z tematami trudnymi, innym niż ich własne podejściem, muszą chcieć. Serio. Choć narzeka się na zalew niskiej jakości treści, wśród których mało jest prawdziwych pereł, to wystarczy chwila by tych pereł znaleźć całe naręcze, tak młodych jak znanych i uznanych twórców. Skoro zaś to czytacie, znaczy że zaczęliście szukać. Zatem do zobaczenia w kolejnych wpisach! I przestańcie marudzić. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne O fotografii Przemyślenia Sztuka ambitna literaturaambitna rozwywkafotografiakrytykakulturao fotografiiprzemyśleniasztukatrudna fotografiawartościowa fotografiawartościowa rozrywka