Chwalmy Bladego Króla herbataiobiektyw, 30 czerwca, 20185 marca, 2021 Głębia to jedno z tych dzieł w których nie ma żadnej głębi. Doskonale za to wykorzystuje fabularne elementy klasyki SF i łączy w nową jakość. Czasem nie ma sensu wywarzać otwartych drzwi. Trzeba uważać, bo taki miks może okazać się niestrawny. Podlewski pokazał jednak, że na literackim kucharzeniu się zna i zaserwował nam jedną z najlepszych Space Oper ostatnich wielu, wielu lat. Dla tych którzy tęsknią za Niezwyciężonym, dla tych którzy pokochali ród Atrydów – Głębia. Skok w Głębię Pierwszy tom ukazał się jakoś w 2015 roku i zaserwował nam całkiem przyzwoity miks. Podobnie do autora Trylogii Southern Reach, Podlewski oferuje nam zagadki bez odpowiedzi. Dla wyjaśnienia. Southern Reach, znana niektórym jako Anihilacja/Unicestwienie, to książka która doskonale operuje niedomówieniami, symbolami, metafizyką. Wprawdzie to nie Lem, to nie Herbert. Czytelnik ma olbrzymią pulę interpretacji i mają sobie sam dorobić i bardzo chętnie to czyni. Zaiste genialny zabieg. Do tego stopnia, że niektórzy gotowi są przekleństwami bronić niebanalnego przesłania, bez mała oświecenia którego zaznali…po adaptacji filmowej. Tu oczywiście klasyczna mała złośliwość z mojej strony. Autor Trylogii daje nam masę symboliki i tylko od nas zależy czy będzie to opowieść relacjach człowieka z przyrodą czy poszukiwanie samego siebie. Tym bardziej, że stosuje on zabiegi dość podobne do tych jakimi posłużył się Tarkowski w sowim filmie – Stalker. Polak dla odmiany podaje nam bardzo smaczny miks Lema właśnie, Herberta i innych pisarzy SF. Czytając całość nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest tam odrobina racjonalności, którą w swych powieściach wprowadził właśnie Stanisław Lem. Nie aż w takim stopniu, ale czuć tenże klimat. Przeanalizujcie kosmiczne bitwy, ilość myśliwców na pokładzie większych jednostek czy w końcu kwestie kontaktu z kosmitami. Naturalnie Lem nie był pionierem, mistrzowsko manipulował i adaptował wiedzę jaką posiadał. Jeśli zwrócicie uwagę na kwestie spotkania z Obcymi to łatwo dostrzeżecie w Paradoksie, elementy Głosu Pana czy Fiaska. Jeśli zaś chodzi o samą Głębię, Bladego Króla, konflikt Maszynowy nie sposób oprzeć się ważeniu, że obficie autor czerpał z prozy Herberta i jego sposobu tworzenia uniwersum. Bardzo wiele skojarzeń pojawia się w czasie lektury a takich na wiązań jest w bród, Maszyny i ich główna baza, Bene Geserit, mentaci ect. Albo dobra, żeby nie było: Maszyny mogą być nawiązaniem do Gethów. Od razu jednak zaznaczam: prawdziwa zabawa zaczyna się wraz z tomem IV, ostatnim. Głębia Zaserwowana lektura, choc ma trochę wad: np. marginalizacja załogi Skokowca i absolutny brak rozwoju osobowości bohaterów jest szalenie satysfakcjonująca. I choć nie zmusza nas do takich analiz jak Diuna: totalitaryzm, społeczeństwo, świadomość, narkotyki czy proza Lema, to ciężko się oderwać. Metafizyczna galaktyka, w której doszło do wojny z Maszynami a teraz na scenę wchodzi dowódca upiornej floty złożonej z bez mała duchów i potępieńców. Znów, trąci Diuną, Wyrocznią Czasu ale naprawdę świetnie się to czyta. Taki na poły racjonalny odlot. Dzieje się dużo. Nie ma czasu na rozważania o naturze rzeczy. Całość wciąga niczym czarna dziura na horyzoncie zdarzeń. A horyzont jest szeroki, że tak sobie napiszę. Obcy, Maszyny i Blady Król, który wraca niczym strach z bajek dla dzieci, okazuje się być jak najbardziej realny w swej nierealności. Dodać jeszcze nieistniejący napęd, którym porusza się załoga jednego ze statków, byty transgresyjne… no nie za dużo tego żeby wymieniać. Akcja toczy się wartko i nie koniecznie tylko w huku – metaforycznie – dział. Uf. Do tego zastosowano bardzo lemowski chwyt. Choć poznajemy fabułę z kilku perspektyw, w najmniejszym stopniu z punktu widzenia Obcych czy Floty Bladego Króla, które powinny pozostać dla nas niezrozumiałą zagadką. Chwalmy Bladego Króla I choć nie ma głębi w tej głębi, to jest wartka akcja pełna smaczków dla fanów największych pisarzy SF i reszty ferajny. Naprawdę, autor odwalił kawał dobrej roboty bo od kiedy mając naście lat przeczytałem Dalekie Szlaki – w tym Szpital Kosmiczny i Rejs Gwiezdnego Pługa, nie trafiłem na wciągającą Space Operę. Jasne, gry w tym Mass Effect zabrały mnie na niejedną przygodę, ale literatura tego gatunku…no kręciłem nosem. Nawet Sześć Światów Hain jakoś tak nie bardzo mi podchodziło biorąc pod uwagę specyficzny styl LeGuin. I choć na rynku pojawia się sporo zachodniej SO, to Podlewski stanowi jakość samą w sobie. Tymczasem czterotomowa opowieść o Wypalonej Galaktyce! To jest rzecz, która wymaga godnego zakończenia. Chwalmy Bladego Króla oraz Podlewskiego, gdyż zakończył cykle w pięknym stylu. Zakończenie otwiera mnóstwo drzwi do dalszej zabawy, zostawiając czytelnikowi sporo miejsca do popisu. Tom IV wprawdzie jest najbardziej…burzliwy i można by zarzucać autorowi, że przez pierwsze trzy tomy był jakby powściągliwy, aby całą ciężką metafizyką zarzucić nas w tomie ostatnim, przez co jakby nie pasuje on do reszty ale nie byłaby to krytyka a czepialstwo. Mam nadzieję, że jeszcze nas zabierze w podróż po Wypalonej Galaktyce. Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Książka Kultura O książkach Książkakultura