Fałszerze herbaty

Czajnikowy czyli Rafał Przybylok opublikował swego czasu niezły film o fałszowaniu herbaty. Jako towar luksusowy warta była ryzyka odsiadki a nawet i trupów. Często gęsto aby spreparować liście używano chemicznych ingrediencji takich jak ołów aby nadać pożądany kolor. Czytając takie doniesienia, można uwierzyć, że nasi sąsiedzi zza Olzy podrabiają whisky spirytusem, aromatem i wyciągiem z rdzy. Z resztą ilość trujących mieszanek była spora. Nie zawsze zabójcza, ale na pewno nie wychodziło to na zdrowie. Pytanie, czy dziś ktoś jeszcze fałszuje herbatę?

Jak drzewiej bywało

Macie tutaj albo tutaj. Natomiast dziś sytuacja wygląda troszkę inaczej, bo nie fałszuje się już liści herbaty prażonymi liśćmi czarnego bzu a zwyczajnie kiwa klientów na składzie herbaty.

Angielskie śniadanko

Cholera jasna, jedno jest pewne! Herbata z tą nazwą nie może składać się z herbaty afrykańskiej wyłącznie! 

Zacznijmy od najpowszechniejszych prób wprowadzenia nas w błąd. Herbata znana jako Angielska Śniadaniowa albo Angielskie śniadanie, powinna składać się ze herbaty… no właśnie jakiej? Przepis na herbatę pochodzi jakoby z USA a nie ze Zjednoczonego Królestwa, co więcej jedni mówią Indyjska, Lankijska i Afrykańska ale data pierwszego sporządzenia przeczy dacie założenia pierwszych plantacji w Afryce. Zatem może Chiny i Indie? Indie i Sri Lanka? Cholera jasna, jedno jest pewne! Herbata z tą nazwą nie może składać się z herbaty afrykańskiej wyłącznie! 

Tymczasem nie dość, że w sklepach dostępne są herbaty afrykańskie, których nazwa wskazuje na inną zawartość, to jeszcze jest tam tylko 98% herbaty! Reszta to aromaty. Z bardzo podejrzanym aromatem z esencji liści herbacianych na czele. Co to jest? Naturalny – słyszałem o takim – czy jakiś dziwny wyrób? Aromacik ów ma sprawić, że mieszanka nabierze charakterystycznego przyjemnego zapachu i smaku. Sama smakuje bowiem troszkę podobnie do mieszkanki Chiny – Indie, a równocześnie diametralnie inaczej od mieszanki tych samych afrykańskich herbaty z tych samych plantacji tegoż producenta. Zatem oprócz aromatu, jest tam jeszcze jakiś składnik zapewniający smak, o którym producent nie zająknął się nawet, wypisując skład na opakowaniu. Póki co, herbata z Czarnego Lądu jest raczej płytka w smaku, bez jakichś walorów do rozwodzenia się nad nimi. Ot, parzysz, pijesz, dziękujesz. Dobra do cukru i cytryny. Zdecydowanie nie może jednak być herbatą z English Breakfast w nazwie. Zacznie się to zapewne zmieniać, bowiem afrykańscy producenci, zechcą mocniej konkurować z tradycyjnymi regionami upraw takimi jak Chiny, Japonia, Sri Lanka i Indie. Choć te ostatnie, to mają takaspecyficzną uprawę herbaty. Wprowadzoną przez Brytyjczyków po tym, jak herbata chińska satała sie ich napojem narodowym ale Chiny ich wkurzały.

Aromaty

Черный чай с ароматом бергамота

No właśnie, co z nimi? Można trafić na rynku na herbaty aromatyzowane całkiem nieźle na ten przykład, mleczny oolong. Ten prawdziwy, swój aromat zawdzięcza warunkom i ewolucji szczepu herbacianego oraz metodzie obróbki. Jednakże nie ma go na świecie zbyt wiele. Pozostaje zatem aromatyzowanie. Pół biedy gdy korzystają z mleka. Ot gotują mleko pod herbatą, ta naciąga jego zapachem. Gorzej, gdy używają sztucznych aromatów o zapachu gumy do żucia. O ile osobiście aromatyzowanie mlekiem nie jest przeze mnie uznawane za fałszerstwo, tak dodawanie jakichś zrobionych na odwal się związków już tak. Tymczasem producenci skąpią nam informacji, co z tą herbatą robili. Bardzo nie ładnie. Najgorszym aromatem jaki spotkałem było właśnie ten, o zapachu gumy balonowej, który kilku producentom zastępuje mleko i bergamotkę. Co więcej, wiele herbat tak ulepszonych opisanych jest sporymi bukwami naszego wschodniego sąsiada. Jest to o tyle nieprzyjemne, że znam wiele herbat paczkowanych, które są naprawdę smaczne i również posiadają opis tylko po rosyjsku. Sama zaś Rosja ma długą i znacząca tradycję picia herbaty. Wszak to im przypisuje się zwyczaj picia herbaty z cukrem i cytryną, wynalezienie samowara,

Sencha z Indii

Indie o ile wiem, nie produkują Senchy i byłoby to trudne, bowiem znaczna część smaku i aromatu jest ponoć zasługą japońskich gleb wulkanicznych. Jest to herbata charakterystyczna dla Japonii, wytwarzana także w Chinach. Jednakże chińska Sencha różni się od japońskiej zapachem i smakiem. Podobnie jak matcha. Nie ma jednak nic złego w matchy z Indii. Przyzwyczailiśmy się do chińskich podróbek, ale pamiętajmy, że Japonia zawdzięcza swoją herbacianą kulturę właśnie Chinom, które parzyły liście herbaty na długo przed tym, nim zakochali się w nich Japończycy.

Wracając do tematu, ostatnio dostałem torebkę japońskiej Senchy ze znanej sieci herbaciarni i trochę zgłupiałem. Smakowała i pachniała jak najtańsza lankijska, sprzedawana w marketach. Zaparzyłem kilka razy, wąchałem i próbowałem. Nadal to samo. Zero charakterystycznego warzywnego, choć moja mama zawsze mówi, że jej ta herbata śmierdzi rybą, aromatu i smaku. Cholera wie co to były za liście. Wiem, że herbaty są kapryśne i pomiędzy rocznikami, zbiorami, różnią się smakiem. Jednak tak drastyczna różnica, żeby japońska Sencha smakowała jak lankijska? Bardzo nie ładnie. Prawdopodobnie zastosowano tu małą sztuczkę. W Indiach rośnie herbata chińska, robimy Senchę. Formalnie nie stanowi to nadużycia, bowiem jeśli zebrane zostanę właściwe liście, podda się je odpowiedniej obróbce, uzyskamy właśnie herbatą Sencha. Zatem ciężko traktować to jak oszustwo albo manipulację, ale przyjęto pewne zasady opisu herbaty.

Herbata z…

skąd tam lubicie. Przyjęło się jednak opisywać herbaty kraje pochodzenia a nie nazwą krzewu. Zatem herbata chińska to herbata wychodowana w Chinach a japońska w Japonii.
Zwyczajowo też, opakowanie herbaty chińskiej powinno zawierać tylko herbaty z upraw chińskich. Byle jakie, ale chińskie. Patrzcie zatem na skład, bo widywałem już paczki w których główna herbata, czyli ta której nazwa znajdowała się na opakowaniu, stanowiła tylko 51% zawartości opakowania. Teoretycznie jest to dopuszczalne, na zasadzie burbona. Herbata indyjska powinna składać się z herbaty indyjskiej. Dowolnej indyjskiej, ale bez dodatków, na przykład lankijskiej, afrykańskiej, chińskiej czy co tam producent tanio kupił. Herbaty mają swoje niejasne podziały, ale bez przesady. Formalnie herbata lankijska to herbata po prostu ze Sri Lanki.

Może być mieszana ze zbiorów z różnych okresów, różnych plantacji. Może pochodzić w całości z jednej plantacji. Formalnie może być tak, że herbata lankijska oznacza 51% ze Sri Lanki a resztę kto tam wie skąd. Dominująca herbata nadaje nazwę ostatecznemu produktowi, ale uważam to za trochę nie fair. Rozumiem, że na opakowaniu trzeba użyć wyrazistego określenia, ale uczciwiej byłoby to wyraźnie zaznaczyć. Naturalnie jest to zapisane tak małymi literkami, że nie większość osób tego nie odczyta. I potem mamy coś na kształt Rosyjskiej Karawany. Wszystko w jednym.

Sztuczka ta obejmuje jeszcze jeden wariant. Otóż czasem sprzedają herbatę chińską, o jakieś chińsko brzmiącej nazwie wyprodukowaną i zapakowaną na…Sri Lance albo w Indiach. Nie ma tutaj nic nieuczciwego właściwie, bo paradoksalnie w tych regionach rośnie herbata chińska. Jak pewnie wiecie odmiana właściwa herbaty czyli camellia sinensis, została tak nazwana bo Europejczycy pierwszy raz spotkali się z nią w Chinach. Istnieje ponoć odmiana assamska, ale mniejsza o to. Zatem gdy powiesz, że sprzedajesz herbatę chińską ale miejsce produkcji to Darjeeling to właściwie nie kłamiesz. Nie ma bowiem czegoś takiego jak herbata indyjska. Zabawa polega na tym, że prawdopodobnie 90 – 95% upraw to herbata chińska, camellia sinensis. Gatunkowo. Natomiast miejsce upraw jest tak samo ważne, przez co w nazwie podaje się kraj pochodzenia. I tak herbata japońska, to herbata chińska uprawiana w Japonii. Czyli trochę jak z winem.

Fałszerze herbaty

Nie fałszuje się już dzisiaj liści a wprowadza w błąd kupującego poprzez skład mieszanki, rodzaj, jakość. Zawsze przed zakupem herbaty przeczytajcie jej skład

 

Choć dziś nikt trocinami herbaty już nie rozcieńcza, czarna jest czarna, zielona zielona, to często może się zdarzyć, że dostaniemy dużo tańszą herbatę w miejsce lepszej. Czasem też producent herbaty postanowi sprzedać swoją niezbyt smaczną mieszkankę pod szlachetną nazwą a do tego dowali nam jeszcze aromatów, chwaląc się tym na opakowaniu jakby podnosił jakość bogowie wiedzą jak. Taniej po prostu aromatyzować herbatę nadając jej pożądane walory niż stworzyć uczciwą mieszkankę, której grupa docelowa mogłaby nie kupić.

Patronite Herbata i Obiektyw

Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw

fot. w nagłówku freepik.com