Roland Barthes

Roland Barthes – kilka uwag

Fajnie się omawia Światło Obrazu na podstawie, „wydaje mi się, że wiem co autor czuł”. Bywa czasem tak, że zbieg okoliczności oferuje ci podstawy do zrozumienia takiej lektury. Zdarza się tak, gdy w miejscowości, w której nie byłeś dwadzieścia lat, u ludzi których nie znasz, w domu w którego progu nigdy wcześniej nie przekroczyłeś, znajdujesz zdjęcia bliskich ci osób.

Tak było

A było to tak, że poproszono mnie aby zajął się sfotografowaniem pewnej chatynki, którą wystawiono na sprzedaż. Pojechałem zatem do miejscowości o nazwie Zwardoń, w której to nie byłem lat dwadzieścia. Ważną informacją będzie, że dowiedziały się o mnie, od koleżanki mojej mamy z dzieciństwa, która do dziś mieszka w tamtej okolicy.

Ostatni raz byłem tam jako dzieciak na nartach a i to w innej części. Trzy sympatyczne właścicielki, mieszkające tam od lat, wyciągnęły stary album rodzinny i pokazują mi zdjęcie mojej babci z dzieciństwa.

To było

Roland Barthes

O ile zdjęcia z domowego archiwum, były mi dobrze znane, tak zupełnie „obce” wywarło pewne wrażenie. Uczucie owo „jeszcze żywa ale już martwa” nabrało nowego znaczenia. Podobnie jak barthesowskie Punctum związane z czasem. Ot, proszę zobaczyć, to pańska babcia gdy była uczennica szkoły podstawowej, tu w Zwardoniu.

Co więcej, bardzo zniszczona, potargana odbitka pozwoliła lepiej zrozumieć „śmiertelność” zdjęcia, o której mówił autor Światła Obrazu. Jeszcze trochę i mogłaby przepaść na dobre.

Oczywiście nie pozwala to na zrozumienia autora w stu procentach. Daje jednak pewną namiastkę, która pozwala lepiej wczuć się w jego stan gdy pisał o Punctum, w Świetle Obrazu.

Pudełko pełne zdjęć

Właściwie zrozumienie tej książki wymagałoby aby każdy czytający znalazł pudełko zdjęć bliskich osób w obcym domu u obcych ludzi. Dopiero takie zupełnie przypadkowe doświadczenie, pozwala załapać o co naprawdę w tej książce chodzi.