Rzecz o maturach herbataiobiektyw, 11 czerwca, 201815 maja, 2024 Rokrocznie w maju, oczy całej Polski zwracają się w stronę zasiadających do egzaminu dojrzałości uczniów. Wszak matura to najważniejszy egzamin w życiu, którego niezdanie oznacza pozostanie zwierzęciem po kres dni. Rytuał dojrzałości Większość plemion pierwotnych posiada takie czy inne rytuały przejścia. Są to obrzędy magiczne, skierowane przede wszystkim do chłopców, którzy nierzadko w bólu, udowadniać będą, że są gotowi przyjąć na siebie dorosłe, męskie obowiązki. Dla dziewcząt rytuałem takim najczęściej jest pierwsza menstruacja, ale wiąże się to z podrzędnym statusem kobiety. Sam rytuał, z jeden strony jest próbą męskości, z drugiej obrzędem magicznym, który ma jednoznacznie odciąć delikwenta od dziecięcej przeszłości, wprowadzając w świat dorosłych. Życie osoby dorosłej nie jest wprawdzie jednorodne, dzieli się na kilka etapów, ale to na rytuał przejścia patrzy cała wioska, jest on hucznie celebrowany i stanowi punkt przełomowy w życiu. Człowiek nie przestaje się też uczyć, bowiem niezbędną wiedzę zdobywać będzie jeszcze długo, by następnie przekazać ją następnym pokoleniom. W naszej kulturze nacinanie skóry byłyby całkowicie bezsensowne, ale sama idea pozostała. Matura nazywana jest egzaminem dojrzałości i podobnie jak wszystkie bolesne rytuały, nie ma większego sensu poza społecznokulturowym. O ile w plemionach pierwotnych dochodzi jeszcze element magicznego przeistoczenia, tak w przypadku egzaminu całość nie ma żadnego logicznego uzasadnienia. Zdawanie matury dla samego faktu zdawania wydaje się być całkowicie bezsensowne, zwłaszcza jeśli później mają nastąpić egzaminy na studia. Trochę więcej sensu ma egzamin, będący podstawą kwalifikacji na uczelnię, bowiem egzamin, po których trzeba przeprowadzać egzamin wydaje się być przerostem biurokracji. Kolejnym problemem jest fakt, że zdanie czy tez niezdanie matury, nie powoduje żadnych konsekwencji. Mistrz w fachu, spawacz wytrawny nie musi szczycić się zdaniem tego egzaminu. Najważniejsze, że robi swoje i robi to dobrze. Nawet nie będąc wirtuozem w żadnej dziedzinie, można przeżyć całe życie i nie ponosić konsekwencji oblania matury. Niemniej, każdego roku, nawet ci, którzy dzieci nie mają, analizują arkusze, wypowiadają się na temat stanu umysłowego młodzieży i absolutnie nic z tego nie wynika. Jako, że do egzaminu tego zasiada się w okolicy urodzin osiemnastych, czyli zwyczajowego przejścia w dorosłość, pewien zbiorowy rytuał wydaje się być pożądany społecznie. Oto można zakończyć pewien etap życia, przejść w następny. Problem stanowi fakt, że żyjemy w kulturze dystrybucji pogardy. Bez względu na to co młody człowiek zrobi, zasługuje na najwyższą pogardę. Wprawdzie kumuluje się ona w miesiącu maju, ale i tak zasługuje. Zdanie matury, zasługuje na pogardę, ze względu na swoją prostotę. Niezaliczenie egzaminu, zasługuje na pogardę, bowiem każdy wykształcony, wartościowy członek społeczeństwa powinien zaliczyć chociażby ten egzamin. Jest to również okres intensywnego żerowania na prymitywnych instynktach gawiedzi. W tym temacie, przodownikiem jest oczywiście prowadzący dość żałosny kanał, „Matura to bzdura”. Wprawdzie już dwa miesiące później nikogo to nie będzie obchodzić, ale w maju jest to sprawa życia i śmierci. Wprawdzie na wyniki matur trzeba poczekać do lipca, ale to maj jest najgorętszym miesiącem. Te ustawione filmiki, wywołują nadzwyczajną, prymitywną radość oglądających. Najprawdopodobniej od czasu swojej matury nie przeczytali ani jednej książki, nie odwiedzili teatru, żywią się jaką przetworzoną popkulturową papą i szczycą faktem nieprzeczytania „Zbrodni i Kary”. Nie ma bowiem co ukrywać, że mało kto przeczytał tę cegłę w całości, podobnie jak pozostałe lektury obowiązkowe. Im zaś przybywa lat, tym bardziej znienawidzony za młodu system, zmuszający do nauki staje się ważniejszy. Sprawa ta jest fascynująca, bowiem będąc młodym, człowiek jawnie buntuje się przeciwko czytaniu jakże fascynujących „Krzyżaków” albo tej szmiry Prusa, zatytułowanej „Lalka”. Z pełną odpowiedzialnością, mogę napisać, że Świętochowski miał całkowitą rację i książka ta jest zwyczajną szmirą. Problemem może okazać się fakt, że mało kto słyszał o naczelnym ideologu polskiego pozytywizmu. Efekt ten jest dość powszechny, bowiem mało kto czytał cokolwiek, ale przez ciągłą ekspozycję, pewne tytuł, nazwiska, lepiej utrwalają się w świadomości. Skoro ciągle się o kimś czy czymś mówi, to musi być ważne. Dziełko, choćby wybitne, o którym nigdy się nie słyszało, nigdy takim nie będzie. Wprawdzie Rolling Stones czy Beatlesów nie da się słuchać, ale nie wypada tego powiedzieć o najwybitniejszych zespołach w historii. Stąd też, nagle lektury szkolne stają się wyznacznikiem jakości, ważności. Wprawdzie literacko nie odwołują się do potrzeb emocjonalnych, intelektualnych czy realiów społecznych i estetycznych młodzieży, ale czyta się je ku pokrzepieniu serc! System zostaje trwale zinternalizowany. Oznacza to, że choc niechętni mu w młodości, obecni dorośli zaczynają niezmiernie go cenić. Staje się on integralną częścią świadomości, przez co osoba, która wyłamuje się z systemu, chociażby świadomie nie podchodząc do egzaminu, przez kilka chwil staje się wyrzutkiem, o którym będą rozpisywać się media. Możliwe, że chodzi o sam fakt. Skoro jedni musieli się przez to przebić, to nie ma powodu, żeby inni mieli lepiej. Prawdopodobnie, gdyby na maturze nagle zabrakło „Potopu”, „Lalki” albo jeszcze innego przejawu grafomanii, system by się załamał, bowiem jest to jedyna rzecz, do której pięćdziesięcioletni maturzyści mogą się odnieść. Co wielce ciekawe, emocje budzi tylko matura z języka polskiego i ewentualnie banalność zagadnień z zakresu matematyki. Geografia, chemia, fizyka i cała reszta przedmiotów, nie budzi żadnego zainteresowania. Najprawdopodobniej właśnie dlatego, że medialnie nie wzbudziło by to żadnych emocji, poprzez niemożność jakiegokolwiek ustosunkowania się dużej grupy odbiorców. Od 1980 aż do 2010 matematyka nie była przedmiotem obowiązkowym a jeśli była, to wraz z polskim tworzyła duet. Języki obce, dodatkowe przedmioty, to już sprawa zbyt rozproszona by porwać tłumy. Trzeba otwarcie powiedzieć, że jedynym egzaminem, który budzi emocje jest ten z języka polskiego i tylko dlatego, że wracają wszystkie starocie, do których można się odnieść. Z chwilą gdy system edukacji dopuści nowy kanon lektur albo większą swobodę manipulowania nimi, prawdopodobnie maturalny cyrk będzie jeszcze ciekawszy. Może się okazać, że zaproponowane przez młodzież książki, mają tytuły, które nic dorosłym nie mówią. Sprawa jest nieco absurdalna, bowiem o jakości książki nie tyle świadczy jej jakość czy wartość dla czytelnika a rozpoznawalność. Prawdopodobnie dlatego nic się dorosłemu jaśniepaństwu nie podoba, bo nie mogą podążyć za tłumem w uwielbieniu. I niestety wpajają to młodzieży, która z czasem zinternalizuje to podejście i za dziesięć lat, sama zacznie marudzić. Matura to jedyna okazja dla przeprowadzenia tego typu zbiorowego rytuału. Obrona prac magisterskich nie będzie budziła już takich emocji, bowiem maturzyści rozejdą się w różnych kierunkach, często całkowicie niezrozumiałych. Nie będą też prac bronić w asyście mediów, które będą się rozpisywać na temat trudności, osiągnieć i możliwości. Jest zatem matura biurokratycznym rytuałem przejścia, który nic nie znaczy. Ma formę, ale nie ma znaczenia, bowiem nawet najlepszy maturzysta nie zasługuje na szacunek, z przyczyn już powyżej wyjaśnionych. Wielka szkoda, że jeśli coś ma się dobrze w naszym społeczeństwie, to dystrybucja pogardy. Dewaluacja […] w tych starych dobrych czasach, na studia szło 80% młodzieży ustawionej i 20% młodzieży uzdolnionej. Koronny argument absolwentów z dawanych czasów to dewaluacja matury. Maturzyści, dzieciaki zasiadające do egzaminów zdewaluowały maturę. Na pytanie jak miały tego dokonać, nie sposób doczekać się odpowiedzi. Jak grupa nastolatków, która właśnie zasiada do egzaminu, który wieńczy ich osiągnięcia edukacyjne, dokonała dewaluacji. Chodzi oczywiście o ilość maturzystów, oraz rzekomą łatwość egzaminu. Dawniej, w starych dobrych czasach, maturę zdawali nieliczni wybrańcy. Jeszcze w latach 70 czy 80, ukończenie liceum, zwłaszcza dobrego liceum, było powodem do dumy. I tu jest pies pogrzebany. Mówiących najczęściej boli fakt, że egzamin zdany trzydzieści lat temu nie przysparza szacunku i uznania. Stąd też gardzą kolejnymi rocznikami maturzystów. Wprawdzie zdecydowana większość z nich przestała się uczyć z chwilą otrzymania dyplomu i żyje jego mitem, prestiżem swojej szkoły, ale nadal należy im się szacunek. Czasem wypisują takie rzeczy, że włos się na głowie jeży. Przyjąwszy za dobrą monetę sarkania, że dzisiejsza matura jest banalna, bezwartościowa, należy zadać pytanie, kto za to odpowiada. Odpowiedź jest oczywista, winę ponoszą bez mała dzieci, które nie są tak inteligentne jak dawniej. W najmniejszym stopniu nie odpowiadają za to dorośli i system, który stworzyli. Podchodząc do sprawy poważniej łatwo wyszperać czy usłyszeć takie argumenty, że w tych starych dobrych czasach, na studia szło 80% młodzieży ustawionej i 20% młodzieży uzdolnionej. Gdyby przyjąć sarkania Internautów za dobrą monetę, każdy pedagog, będący absolwentem z lat przed dewaluacją, powinien być krynicą wiedzy, człowiekiem renesansu w najczystszej postaci. Jak jest naprawdę, wie każdy ich podopieczny. Dziwny jest też brak tych niebanalnych osób w życiu codziennym. Albo zaszli tak daleko, że dostrzeżenie ich przez maluczkich jest niemożliwe albo dobrze się maskują. Przez skromność ma się rozumieć. Osoby, które ukończyły studia przejawiają te same tendencje. O ile je ukończyły. Czy ktokolwiek jeszcze wierzy, że forumowe trolle to kwiat polskiej inteligencji? Wykształceni, obyci, nietuzinkowi ludzie siedzą na FB sarkając, że kiedyś było lepiej i obecnie ludzie z maturą czy wyższym wykształceniem są mniej wartościowi niż oni? Interesująca forma spędzania czasu intelektualisty. Pamiętając, że oni, owe wspaniałe poprzednie pokolenia, są twórcami obecnego, zdewaluowanego systemu edukacji, brzmi to dość zabawnie. Przecież to nie studenci czy uczniaki wprowadzają zmiany i zatrudniają nauczycieli. Grunt to logika. Matura to bzdura Rokroczna debata nad zasadnością matur, jest wartą uwagi z dwóch powodów. Ilekroć punktowany jest niski poziom tych egzaminów zaczyna się zawodzenie, że kiedyś podchodzili doń wybrani. Elitarna grupa licealistów, która zasilić miała szeregi inteligencji, czyli klasy nie tyle żyjącej z pracy umysłowej, ale też mającej wpływ na rozwój kultury. Pozostali powinni trafić do techników i szkół zawodowych ażeby nie zabrakło rąk do pracy. Pominąć milczeniem należy fakt, iż uczniowie techników również przystępowali i przystępują do egzaminu maturalnego, zatem potrzebują wiedzy identycznej lub zbliżonej do licealnej oraz wiedzy technicznej, niezbędnej do egzaminu zawodowego. Zatem absolwent dobrego technikum kończy szkołę z wiedzą dalece przekraczającą tę, którą posiadł przeciętny licealista. Z jednej strony może nadal się kształcić, z drugiej ma też zawód, który pozwoli mu się utrzymać. Przyjmijmy jednak, że był to wyłączny przywilej licealistów. Do hipotetycznych rozważań, dodać należy też postulowaną zbędność przedmiotów humanistycznych, oraz właściwie wszystkich nie zawodowych dla umysłów techników i zawodowców. Powstaje obraz nader ciekawy, zważywszy na sarkania na coraz niższy poziom wiedzy współczesnej młodzieży. Sprawa komplikuje się, ponieważ młodzieży stawiane są skrajnie sprzeczne wymagania. Nie każdy musi mieć maturę, potrzebni są ludzie z wykształceniem czysto technicznym, ich głów nie ma sensu zapychać niepotrzebna, humanistyczną wiedzą. Samo to określenie, wiedza humanistyczna, sprawiaj, że mówiący mówić umie, ale nie potrafi sowim słowom nadać żadnego sensu. Skoro jednak nie ma sensu, napychać ich wiedzą inną niż techniczna, do dlaczego oczekuje się, że będą chodzić do teatrów, kina, czytać książki? Nie każdy pochodzi z rodziny zapalonych czytelników i gdzieś musi sobie tę pasję do uczestnictwa w kulturze rozwinąć. Doskonałym miejscem jest wydaje się być szkoła. Dlaczego kucharz ma nie lubować się w teatrze? Pogodzenie dwóch sprzecznych poglądów jest możliwe tylko w ludzkiej głowie, bowiem w praktyce jest to niemożliwe. Od absolwentów z lepszych czasów oczekiwałoby się chociażby szczątkowej umiejętności myślenia. Trzeba też pamiętać, że największy nacisk na Słowackiego kładą osoby, które przez następne lata przeczytały nic oraz zero. Zapytani co zrobić z tym całym Słowackim, wykażą z czego była pała na sprawdzianie. Wszak wielkim pisarzem był i nas wzrusza. Stąd też test swój kieruję bardziej do internetowych komentatorów. Od 1866 wydano masę wartościowych książek. O zgrozo, nadal są pisane i wydawane kolejne. Uprzedzam, Lem nie jest odpowiedzą na wszystko. Facet może rozumny, ale warsztat miał toporny jak radzieckie wyroby przemysłowe. Niby gniotsa nie łamiotsa, ale wszystkie na jedno kopyto, nie ważne czy książka detektywistyczna czy batalistyczna. Nie można czytać w kółko jednego pisarza starając się do dopasować do zmieniających się czasów. Trzeba też zapomnieć o nudnych hasłach typu „kompetencje cyfrowe”. Są to zapchajdziury, które nic nie znaczą, są jedynie wytrychem do kolejnych dziwactw. Kompetencje cyfrowe, nie różnią się bowiem niczym od kompetencji telewizyjnych albo literackich. Szkoła powinna skupić się na umiejętności pozyskiwania wiedzy z wiarygodnych źródeł. Nie ma znaczenia czy jest papierowe czy cyfrowe, zasady obowiązują te same. Tym bardziej, że mówiący najczęściej nie rozumieją czym owe „kompetencje” są, przez co bardzo często dochodzi do pomieszania z poplątaniem. Wszak wydano całą masę marnych, bezwartościowych i kłamliwych książek. Nie ma większego znaczenia czy wiedzy szuka się w prasie, książkach czy Internecie, we wszystkich przypadkach potrzebna jest umiejętność selekcjonowania wiedzy. Każdy umysł potrzebuje swobody. Dziś uczeń ma jej tyle co kot napłakał. Wszystko realizowane jest na akord, byle tylko zdać kolejny egzamin. Czy tak sformalizowane egzaminy dowodzą czegokolwiek to kolejne pytanie, które trzeba sobie postawić. Najczęściej wiemy jedynie, że potrafi zdawać testy. Nie można powiedzieć, że efektem jest niższy poziom wiedzy czy inteligencji. Uczeń wiedzę posiada, ale potrafi ją stosować w bardzo specyficznych warunkach egzaminacyjnych. Na szczęście są osoby, które z egzaminozy wyrastają albo wychodzą czy też wydobywają się, dzięki czemu nadal powstaje krytyczna publicystyka, książki, filmy. Niestety widać też całe tłumy niezdolne do poświęcenia uwagi czemuś, czego nie znają. Fakt, że nie ma nikogo kto by to dla nich zinterpretował budzi w nich lęk. Najczęściej reagują agresją, zamykają się w epokach omówionych w szkole. Wiele tracą odrzucając część współczesnej kultury i prawie całą sztukę. Efekt ten jest widoczny nie tylko u współczesnej młodzieży. Świetnie widać go u przedstawicieli poprzednich pokoleń, którzy zdawali maturę na innych zasadach. Tutaj otwiera się kwestia idei jaka stoi za szkolnictwem jako takim. Zatem nie matura jest problemem, tylko cały system. Program jest wiedzą encyklopedyczną, której zrozumienie stoi na niskim poziomie. Nauczanie podporządkowane jest zdawaniu testów, które stanowią nadrzędną wartość. Zdewaluował się zawód nauczyciela, do którego od lat przychodzą przypadkowi ludzie pozbawienie jakichkolwiek kompetencji. Nie stało się dziś. Ludzie, którzy uczyli mnie powinni byli wybrać obróbkę skrawanie a nie nauczanie. Efektem jest sprowadzenie ucznia do roli jednostki statystycznej. Licea i technika, które dziś rozpisują się o tradycji i reputacji, swój szczyt osiągnęły za „złej komuny”. Trzecia RP przyniosła jedynie destabilizacją i dekonstrukcję systemu edukacji. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw fot. w nagłówku freepik.com Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Kultura Przemyślenia Socjologia czy każdy musi mieć maturęczy matura się zdewaluowała?dewaluacja maturydewaluzacjadewaluzacja maturydorosłośćdzieciegzaminegzamin dojrzałościegzamin maturalnykulturamaturamaturzyścimłodzieżprzemyśleniarytuały przejściastudiastudiowaniesztukawejście w dorosłość