O dobrej robocie – spotkałem Janusza Kotarbińskiego herbataiobiektyw, 12 listopada, 20192 sierpnia, 2023 Dziś pogadamy sobie o dobrej robocie a raczej wyobrażeniu dobrej roboty wśród co poniektórych grup. Będzie trochę o mentalności, trochę o moralności a przede wszystkim o dziwacznych negocjacjach mających na celu deprecjonowanie cudzej pracy celem otrzymania jej za najniższą możliwą cenę. Istnieje specyficzna kategoria ludzi, których mentalność, jest dla mnie zagadką. Rozwodzą się o uczciwości, honorze, zasadach i wartościach moralnych, których my, kolejne gorsze pokolenie nie znamy. Dowodzą jak należy postępować, próbują nas przekonać do swoich racji. Dziś moi kochani, opowiem Wam jak spotkałem Janusza Kotarbińskiego i jak wysłuchałem wywodu o dobrej robocie. Gdzieś daleko, gdzie sam Halik Tony się nie zapuszczał takie toczyły się negocjacje: -Uważam, że łuk, dwa tuziny jaj i kura to zbyt wygórowana cena. Proponuję pół tuzina, ów łuk i kurę. -Nie, to za mało. Tuzin jaj. -Zgoda dobiliśmy targu. Był to kraj dziki, gdzie cywilizacja nigdy nie dotartła. Taką zaś rozmowę słyszałem w centrum Europy. -CO?! DROGO?! PACZ JA MAM MERCEDESA! BEDZIESZ SIĘ MUKŁ POHWALIĆ! DZIECISKA MIE Z GŁODU POMRO! DEJ ZA DARMO! -… O dobrej robocie Wąsaty jegomość, tłumaczył mi był za co chętnie zapłaci. Żadna z czynności przeze mnie zaoferowanych z racji wykonywanego zawodu, nie została uznana za godną otworzenia portfela ani wykonania przelewu. Patrząc mi prosto w oczy, choć moje spojrzenie coraz bardziej traciło na ostrości, oraz wymownie gestykulując tłumaczył mi czymże jest dobra robota. A powiem Wam, że przygotowany miał traktat nielichy, oj nielichy. Padały argumenty, oblicze Janka radowało się coraz bardziej, gdyż widząc moje zniechęcenie był coraz bardziej przekonany, że udało mu się trafić do mego nieczułego serca. Perorował, że moja praca, praca fotografa, pracą nie jest i nie powinienem z przyzwoitości brać za to pieniędzy. Nie czuje on bowiem za co płaci. Wykładał mi, iż nie jest moralnym domagać się pieniędzy za coś takiego. Dowodził był, iż są rzeczy za które on płaci i są rzeczy które człowiek mojego pokroju winien dlań za darmo wykonać. Dobra robota uważacie, to taka gdzie pot, krew i łzy mieszają się hukiem i trzaskiem maszyn jakowychś, przy których chłop powinien stać. Ożywiłem się na chwilę, gdy nieopacznie wyjawił iż sam piastuje raczej kierownicze stanowisko, które utrudnia mu brudzenie sobie rąk. Mina moja smutniała z każdą chwilą, traciłem kontakt wzrokowy. Podobno gdy w trakcie rozmowy opuszczamy wzrok, jest to znak iż nasz mózg nie nadąża za interlokutorem. Fakt, ilość bzdur która padała z jego ust mnie przytłoczyła. Roztrząsałem wówczas wielce doniosły problem soclologiczno – psychologiczny, który ubrany w formę referatu z całą pewnością przysporzyłby mi pewnego uznania. Tytuł jego brzmiał: co ja tu jeszcze robię? Niestety moja nieobecność i umysłowe niedomaganie zostały wzięte przez domorosłego logika, za dobrą monetę. Zaproponował wysokość mojego wynagrodzenia gdzieś na poziomie złotych dwustu, brutto, i jął dowodzić dalej, iż niegodnym jest się nachapać. Kto to bowiem widział by za jedno zlecenie, tyle brać! Toż trzeba się narobić, lepiej zrobić dwadzieścia zleceń po dwieście niż jedno za kwotę większą. Janusz Zawsze mnie zastanawiało, skąd biorą się ludzie, którzy uważają, że należy im się coś za darmo. Są to przeważnie ci sami ludzie, którzy domagają się regulacji cen rozmaitych usług, choć nigdy z branży w której sami pracują. Rozumiem negocjować, targować się. Jest to w jakiś sposób naturalna rzecz, znana od chwili gdy wymyśliliśmy jako gatunek, handel. Nie rozumiem jednak, co kieruje ludźmi by obrażając drugą stronę, dowodzą iż to co robią nie jest pracą i należy wykonać ją nieodpłatnie. Żeby tylko to robili. Widziałem jak na kalkulatorach obliczają prowizje, z oburzeniem rzucają iż tak dużo to wstyd, nie wolno tyle zarabiać, grzech. Następnie dowodzą iż należy im podnieść pensyje, najlepiej urzędowo, bo praca za darmo to nie praca. Podnosząc jednak płace, trzeba regulować inne segmenty rynku, ażeby złodzieje, bowiem każdy świadczący jakąś usługę jest złodziejem, przestali hapać, napychać sobie kieszenie. No właśnie, grzech. Osoby te zawsze kreują się na bardzo bardzo moralne, cokolwiek to znaczy. Ich życie nacechowane jest honorem godnym rycerza idealnego, tymczasem to najczęściej oni odwołując się do sumienia, poczucia wstydu i godności próbują wyżebrać coś za darmo. Bogaty nie jestem, dużo nie zarabiam ale nigdy mi przez gardło nie przeszło czy mógłbym dostać coś za darmo. Z resztą, nawet wysłać takiego maila to trochę wstyd. Właściwie nawet pytanie o coś „za darmo” nie jest tak irytujące jak długi umoralniający traktat o dobrej robocie, do której wasza, nasza, moja się nie kwalifikuje, przez co jest niegodną otrzymania zapłaty z rąk jaśniepana. Zdarzają się jeszcze telefony z hojną ofertą Chcę Pana zatrudnić, ale niech kupujący Panu zapłaci Zgłupiałem do reszty. Oczywiście wiedziony głupią ciekawością, zapytałem jak by to miało działać. Prosto. On ma do sprzedania halę czy coś tam a za wszystko zapłaci mi ten kto to kupi. Rozłączyłem się. Tymczasem gdy musi człowiek posłuchać, patrzącego prosto w oczy, cynicznie uśmiechającego się jegomościa, który dowodzi jak bardzo jesteś z jednej strony bezwartościowy a z drugiej bez mała grzeszny i amoralny to coś się w człowieku gotuje. Z bliżej nieznanych mi przyczyn syndrom ten jest tym wyraźniejszy, im więcej dany człowiek ma na koncie. Im lepsza bryka podjeżdża, im lepszy biznes prowadzi, tym więcej chciałby dostać. Dobra robota Dobra robota, to moi mili jak wspomniałem krew pot i łzy. Już kiedyś wspomniałem o takim przypadku w innym, tekście gdy opowiadałem Wam o pijackich wywodach jednego dżentelmena, który domagał się czterdziestu tysięcy zdjęć w ramach reportażu ślubnego. Chodzi bowiem nie o efekt pracy, ale robotę samą w sobie. Wypadałoby tego elektryka pogonić, bo instalację w kuchni położył kilka godzin. Tymczasem robić, powinno się od 8 do 16, byle robić. Co z tego, że zrobił to dobrze i szybko – potrafię to w miarę ocenić – dzięki czemu mogłem zabrać się za remont kuchni? Nie narobił się! Wypadałoby nie zapłacić… Nie chodzi zatem o jakość pracy. Chodzi tylko i wyłącznie o to, by wykonawca był zmęczony, styrany, zharowany. Pomyślcie jak nieefektywna musi być praca kogoś, kto wprawdzie ze swoją robotą uwija się w dwie godzinki, ale siedzieć musi bezproduktywnie od tej ósmej do szesnastej i ciągle powtarzać, jak bardzo jest zarąbany robotą. Dobra robota, szanowni Państwo nie koniecznie jest produktywna. Dobrą jest taka, która daje poczucie, że płaci się za czyiś wysiłek, ciężką fizyczną pracę. Szkoda zaś, że wszyscy zachowujemy się dokładnie tak samo. Patronite Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” fot. w nagłówku Designed by www.slon.pics / Freepik Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Przemyślenia daj z adarmodarmowa pracadej mam horom curkedobra robotajanusz biznesujanusz negocjacjijanuszeKotarbińskilogikamoralnośćpracapraca za darmoprawdziwa pracaprzemyśleniaregulacja cenregulacja rynkuTadeusz Kotarbińskito nie jest prawdziwa pracaTraktat o dobrej robocieusługiżebranie