Imię Róży – książka o księgach herbataiobiektyw, 6 kwietnia, 201822 listopada, 2022 Imię Róży interpretowano na setki sposobów. Jedni kochają, inni z czystej złośliwości nienawidzą, choć nie potrafią powiedzieć dlaczego. Jest to jednak jedna z najlepszych książek o książkach jakie miałem okazję przeczytać. Szkoda, że mało kto zwraca na to uwagę uwagę. Czasem wiedza bywa zbyt cenna by ją zniszczyć i zbyt niebezpieczna by dać do niej dostęp postronnym. Pytanie brzmi: czy istniałby Stephen Hawking gdyby nie istniał Demokryt? Imię Róży Ci, którzy czytali pamiętają, że bezimienne opactwo stało się świadkiem dość przerażających wydarzeń. Gdzieś w tle pojawiają się różnorakie wątki, które sprawiły, że powieść doczekała się nader ciekawych interpretacji. Są one jednak mało istotne w kontekście całości, ale przyjrzyjmy się im również. Wilhelm z Baskerville, który po wsze czasy będzie miał dla mnie twarz Seana Connerego przybywa do wspomnianego opactwa by wziąć udział w dyskusji na temat ubóstwa Chrystusa. Wątek ten wcale nie jest głównym za to dość ważnym i szkoda, że nie szczególnie został wyeksponowany. Stanowi mały prztyczek w nos Kościoła Katolickiego, który ciągle prawi morały a gromadzi bogactwa. I choć autor nie wdaje się w jakieś głębsze dywagacje na ten temat możemy zauważyć, że Kościół lubi wyciągać daleko idące wnioski na podstawie najbłahszych przesłanek. Skoro Jezus posiadał sandały, zatem nie ma nic zdrożnego w fakcie iż Kościół pobiera podatki, gromadzi bogactwa i obżera się do nieprzytomności. Kolejnym często zauważanym motywem jest homoseksualizm dziś zwany zastępczym. Pojawia się gdy jednopłciowa grupa długo przebywa w odosobnieniu. Można ten wątek traktować jako przytyk wobec obsesji tworzenia męskich grup, pozbawionych towarzystwa kobiet. Mimo to nadal daleko do kwintesencji tej powieści. Nie jedna osoba traci życie za księgę napisaną po grecku. Księga ta stanowi drugi tom „Poetyki” Arystotelesa, poświęcony komedii. Umberto Eco ukrył brakującą części w nienazwanym klasztorze, którego mieszkańcy nie sprzyjali zawartych w niej słowom, ale doceniali greckiego filozofa na tyle, że nie mogli pozwolić na utratę być może jedynego egzemplarza. Tym bardziej, że w czasach kopistów i skryptoriów nie było zbyt wielu kopii i ciężko było o ksero. Najmocniejszą zaś stroną tego dzieła jest jego niepowtarzalny klimat. Eco udało się rzadka sztuka wywoływania obrazów, dźwięków i zapachów poprzez sugestywne opisy. Czujemy chłód kamiennych korytarzy, padający śnieg, słyszymy modlących się mnichów. Zjawisko takie nazywamy dziś immersją, całkowitym zanurzeniem w dziele. Najczęściej termin ten stosuje się przy omawianiu produkcji elektronicznych, zwłaszcza gier komputerowych, ale myślę że do „Imienia Róży” pasuje doskonale. Księga o księgach Jakiż cel mordować ludzi za to, że przeczytali kilka zdań na tak pozornie nieistotny temat jakim jest śmiech, komedia? Jednym z powodów, dla których księgę ukryto były, cóż, wyobrażenia, na temat Jezusa. Zakon benedyktynów w myśl słów autora nie przepada za okazywaniem radości stanowczo zaprzeczając by Jezus kiedykolwiek się śmiał. Wilhelm z Baskerville, franciszkanin, ma nieco odmienne poglądy. Choć przeglądając trochę poważniejsze źródła, kwestia śmiechu Jezusa faktycznie urastała do poważnego problemu. Rzecz jakże błaha można powiedzieć. Tutaj w grę wchodził spór teologiczny a te nierzadko są absurdalne. Arystoteles należał do grona akceptowanych przez Kościół starożytnych filozofów. Jego wywód mógł podważyć wszystkie przekonania mieszkańców owego tajemniczego opactwa. Kiedyś przeczytałem obszerny i niezbyt zajmujący wywód na temat mroków wieków średnich, homoseksualizmu w kościele i zakonach. Nie padło nawet słowo na temat książek. A przecież to księgozbiór ukryty w bibliotecznej wieży stanowi główny powód zdarzeń, których przyczynę odkryć musi Wilhelm wraz z młodym Adso. Kwestia ubóstwa Jezusa, rozprawy teologiczne, to w zasadzie tylko to tło, niebywale istotne, ale nadal tło powieści detektywistycznej. Przenikliwy Wilhelm niczym średniowieczny Sherlock Holmes poszukuje wskazówek, śladów i oczywiście myśli dedukcyjnie. Głównym przesłaniem powieści jest dostęp do wiedzy i jej interpretacji. Otóż władzę ma ten kto strzeże wiedzy. Myśl ta wywodzi się wprost od Michela Foucault. Rzecz, która wydaje się oczywista została zobrazowana przez francuskiego filozofa w prostej zależności wiedza – władza. Dziś, gdy żyjemy w czasach teoretycznie powszechnego dostępu do tejże niezbędne okazują się inicjatywy typu Wiki Leaks, gdyż nie cała wiedza przeznaczona jest dla prostaczków. Mamy wprawdzie dostęp do podstaw fizyki i trochę ciężej przekonać nas, że Ziemia jest płaska choć widząc rosnącą popularność stowarzyszeń Płaskiej Ziemi trochę głupio czuję się pisząc to zdanie. Drugim aspektem tej powieści jest, że nie cała wiedza powinna docierać od ludu. Trafiłem onegdaj do grupy, którą uznałem za jakiś żart, krotochwilę a okazała się być całkowicie prawdziwą. Otóż toczono bój o post eucharystyczny. Przyznam uczenie mówili, ale ich poziom agresji był przerażający. Gdyby nie to, że żyjemy w Centralnej Europie gotowi byli wziąć się za łby i pozabijać byle dowieść swojej racji. Powiecie, że to typowe dla religii wzniecać takie niezdrowe emocje i szczuć ludzi przeciwko sobie. Naukę także w tym celu wykorzystywaneo. Jedni na podstawie naukowych opracowań odbierali człowieczeństwo usprawiedliwiając eksterminację albo zamieniając w dewiantów. Dostęp do wiedzy w połączniu naturalnymi mechanizmami selekcji informacji mającymi wspierać nasz światopogląd może być niebezpieczny. I tak po dziś dzień przestarzała nauka jest podstawą do prześladowania homoseksualistów za ich homoseksualizm. Dostrzegamy tutaj zjawisko, którego nauka w chwili powstania książki była już świadoma. Nauka nauką, ale racja musi być po stronie mówiącego. Nieograniczony dostęp do wiedzy to mit i daje niesamowite pole do nadużyć. Pomimo najlepszych chęci gatekeepeng nadal obowiązuje. Nieograniczony dostęp do wiedzy jest niemożliwy także ze względu na zwyczajne ludzkie ograniczenia. Śledząc internetowe dysputy sam zaczynam przejawiać ciągoty dyktatorskie. Poszerzony dostęp do wiedzy skutkuje tym, że jeszcze większa ilość osób wykorzystuje ją jak pałkę do bicia innych po głowie. Wbrew pozorom sytuacja niewiele się zmieniła. Główną różnicą jest atomizacja. Obecnie małe grupy naparzają się szczątkowymi informacjami. Zobaczywszy nogę od krzesła od razu uznali, że można tym zdzielić przeciwnika, ale do głowy im nie przyszło, że jest to element większej całości, która ma bardzo wygodne zastosowanie. Wolą siedzieć na podłodze bo krzesło i tak trochę ich przeraża. A my daliśmy im samochody, broń maszynową i prawo głosu. Księgi nie zawsze też skrywają wiedzę użyteczną dla ogółu. W końcu czy poza uczonym mnichem II tom Poetyki mógł się komuś przydać? Dziś znaczna część ludzi potrafi czytać i pisać a mimo to znam wiele osób, które niezbyt cenią dorobek filozofów dla rozwoju naszej cywilizacji. Ta książka doskonale pokazuje, że coś czasem zupełnie niepotrzebnego, niepraktycznego w tak zwanym codziennym życiu może być niebywale istotne z punktu widzenia całej kultury. W końcu to tylko dziwne przemyślenia, nie mające często żadnego związku z rzeczywistością tak zwanego, przeciętnego człowieka ale mogące podważyć struktury władzy. I dokładnie o tym jest Imię Róży. O posiadaniu wiedzy, sprawowaniu nad nią pieczy a co najważniejsze selekcjonowaniu, bo wiedza może być niebezpieczna nawet jeśli w jej posiadanie weszło się z ciekawości. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Książka Literatura O książkach dostęp do wiedzygatekeepingImię RóżyKsiążkakulturaludzienaukaprzemyśleniarecenzjareligiaspołeczeństwoUmberto Ecowiedzawładza