Misja Heliograficzna XXI wieku herbataiobiektyw, 24 września, 201827 listopada, 2023 Podobno każdego dnia publikujemy na Instagramie 60 milionów zdjęć. Publikujemy obrazy praktycznie wszystkiego. Od tego co dziś ubieramy, jaką bieliznę nosimy, jakie książki czytamy, co jemy, z kim się spotykamy. Fotografia w końcu dogoniła idee, które towarzyszyły jej na początku. Znaczna większość fotografujących nie może zdzierżyć, że musi swoimi artystycznymi pracami konkurować z insta boys & girls. Doprowadza ich to do szału. Jakim prawem, ktoś jeszcze korzysta z aparatu? Jakim prawem ktoś poza Świadomym Twórcą fotografuje? A przecież fotografia jest tylko tym, czym miała być. Powszechnym, tanim, łatwym w użyciu narzędziem do tworzenia obrazów. Czym zaś będą te obrazy, to już inna para kaloszy. Kiedyś to było Kiedyś fotografia była sztuką. Chyba najbardziej fałszywe stwierdzenie jakie można postawić. Widać trzeba to powtarzać do znudzenia, do obrzydzenia. Fotografia zajęła swe miejsce w gronie sztuk dopiero w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Nie oznacza to, że od tej pory każdy obraz fotograficzny zaliczany jest do grona dzieł stuki. Oznacza to, że przy spełnieniu niemożliwych do wyłożenia kryteriów, może zostać doń zaliczony. Równocześnie, fotografia jest medium wielorakim. Oznacza to, że zdjęcia Annie Leibovitz, są równocześnie formą artystycznego wyrazu, jak dokumentem na temat trendów w modzie czy estetyce XX i XXI wieku. Można odnieść nieodparte wrażenie, że większość fotografujących nie może się pogodzić z tym, że nie są jedyni a inni twórcy stali się widoczni. Również ilość zdjęć niczym fala tsunami wdarła się do ich świadomości. Prasa drukowana ma swoje ograniczenia w przeciwieństwie do Internetu, w którym informacja płynie nieprzerwanym strumieniem. Gazeta codzienna ukazywała się w szczytowym momencie dwa razy dziennie. Na łamach dowolnego portalu można prowadzić, tekstową chociażby, relację na żywo. Dochodzi tutaj do małego zaburzenia percepcji. W wyobraźni większości marudów, wielcy fotografowie zostawili po sobie pięć, może dziesięć zdjęć, bowiem te same kadry są wałkowane przy każdej okazji. Sprawia to wrażenie, że pracowali z pewnym namaszczeniem, oszczędzali materiał światłoczuły. Większość z nich zostawiła po sobie dziesiątki tysięcy zdjęć. Trzeba być już nie naiwnym, ale głupim by sądzić, że dorobek fotograficzny Capy, obejmował kilka zdjęć z Normandii, podczas gdy był to najaktywniejszy fotoreporter epoki. Do domowych archiwów nie mają wglądu w ogóle. Więcej, nie mogą się pogodzić z tym, że gdyby zebrać nasze zdjęcia do kupy i poukładać obok siebie, to ciężko by było stwierdzić, czy robiła je jedna osoba czy całe tabuny. Gdyby więcej fotografujących sięgało po książki, wiedzieliby że ich ukochane medium jest dziś dokładnie tym, czym miało być. Obraz musiał być tworzony i powielany masowo oraz łatwo, tak by każdy mógł obrazy tworzyć nie posiadając żadnych kwalifikacji. I tak w umysłach trzech facetów, zaświtała idea, że można by rysować przy pomocy światła. Potrzebowała ona długiej drogi by dogonić swoje szumne założenia. W głowach swych twórców była tanim, szybkim, łatwym do powielania sposobem dokumentacji. I dokładnie tym się stała. Problem w tym, że po drodze dopatrzono się powiedzmy niezgodności pomiędzy założeniami a powiedzmy stanem faktycznym. Nie dość, że okazała się szalenie subiektywna, to jeszcze bardzo łatwa do inscenizowania. Każdy chyba ma takich znajomych, którzy chodzą na wszystkie wydarzenia kulturalne w okolicy celem strzelania sobie selfie a następnie gnają do baru na wódkę. Różnica pomiędzy erą analogową a cyfrową to widzialność. Obecnie możemy publikować niemal dowolną ilość obrazów, które wcześniej trafiały do szuflad a dziś są wystawione na widok bez mała publiczny. Trzeba jednak rozdzielić trzy funkcje fotografii czyli dokument, komunikat oraz formę artystycznego wyrazu, choć mogą się one mieszać w dowolnych proporcjach. Znaczna część zdjęć, które mamy w Sieci to komunikaty, bez żadnych artystycznych aspiracji. Nadmiar fotografii Taka ilość obrazów, tak podobnych do siebie, bywa krytykowana. Że taka masówa zabija sztukę, zabija fotografię, przez to nie oglądamy dobrych zdjęć. Czyli naturalnie zdjęć piszącego słowa pełne gniewu? Przecież nikt im nie zabrania udać się do galerii albo przekopywać co ciekawsze portale celem obcowania z tą upragnioną, dobrą fotografią? Stanowi to bardzo specyficzne podejście wielu osób. Polega ono na konsumowaniu pewnych treści, równocześnie narzekając jak bardzo tychże nie lubią. Mogliby wprawdzie oddać się obcowaniu z czymś lepszym, ale nie mają ochoty bowiem to, co już oglądają, sprawia im radość z tym, że wstydzą się przyznać. Zawsze mnie nurtowało co kogo obchodzi, co ktoś Inny ogląda. No, chyba że chodzi o moje zdjęcia. Wtedy jak najbardziej należy je oglądać i martwi mnie gdy nikt tego nie robi. Stwierdzenie, że ilość amatorskiej fotografii zbija sztukę, jest jak stwierdzenie, że rozwój sieci barów szybkiej obsługi zabija sztukę kulinarną. Jedynym poprawnym stwierdzeniem jest, iż mamy do czynienia z absurdem w czystej postaci. Błąd wynika z prostego błędu w rozumowaniu. Skoro fotografia jest sztuką, to osoby wykorzystujące fotografię do pokazania się, zdobycia popularności, opowiedzenia gdzie były, co robiły, co jadły, co widziały, jest profanacją. Ponownie, nic bardziej mylnego. W omawianej sferze, mamy do czynienia z masową komunikacją. Działa ona dokładnie tak, jak we wszystkich innych mediach masowych. Komunikat zostaje wysłany do pewnej grupy, która może oczekiwać pewnych treści, ale nic nie stoi na przeszkodzie by każdy chętny taką wiadomość odebrał. Fotografowanie stanowi też akt społeczny. Czynność, którą wykonujemy, bo robi tak znaczna część społeczeństwa. Dotyczy to wszystkiego, od selfie po fotografie własnych dzieci. Gdyby ktoś nie fotografował na przykład własnych dzieci. Co byście powiedzieli? Według Sontag, niektórzy tak haniebne zachowanie łączą wręcz z zaniedbaniem jakieś części obowiązków rodzica. W końcu dlaczego nie uwiecznić dla dziecka tego okresu jego życia, którego jako dorosły nie będzie pamiętało? A właściwie jego wyobrażenia. Tu mamy piękny styk kreacji i dokumentu. Wszystkie sesje dziecięce, są dokumentem. Dokumentem wyobrażeń rodziców. Ja posunę się dalej i powiem, że zaczynając od sesji brzuszkowych a później przez zasypywanie parentingowych profili fotografiami dzieci wielu uważa, że osiągnęło rodzicielską dojrzałość. PRowi rodzice. Ale dobiegam od tematu. Publikujemy co jemy, z kim jesteśmy, jak się ubieramy, niektórzy lubią też zademonstrować noszoną bieliznę. Afiszujemy się z książkami jakie czytamy. W tym wszystkim jest naturalnie mnóstwo wyobrażenia o nas samych. Można powiedzieć, że dokumentujemy swoje marzenia, aspiracje, potrzeby i uczucia. Zatem fotografowanie jest formą komunikacji. Metoda trochę nieprecyzyjna ale bardzo szybka, pozwalającą zakomunikować coś, w czasie rzeczywistym. Tylko czy to zabija fotografię jako sztukę? Oczywiście, że nie. Fotograficzne opowieści „Ty naciskasz guzik, my robimy resztę” Fotografia stanowiła elitarne hobby przez niemożność obniżenia kosztów pierwszych aparatów, ale już firma Kodak wchodząc na rynek za cel postawiła sobie wprowadzenie fotografii pod strzechy. Choć może te strzechy to pewna przesada, bowiem nawet pierwsze Kodaki, nie były w zasięgu chociażby chłopów czy farmerów. Mieszczaństwo czy klasa średnia, były finansowo zdolne do ich nabycia. Co więcej, zgodnie z ich mottem, cały proces miał być tak banalny jak to tylko możliwe. Takie bowiem idee przyświecały fotografii, z takiej potrzeby się zrodziła. Miała być konkurencją wobec ręcznego rysowania, malowania i z czasem stawać się jeszcze łatwiejszą w tworzeniu a nie komplikować bez sensu. Coraz „inteligentniejsze” aparaty fotograficzne są tegoż założenia efektem. Ciągle słychać głosy że każdy fotografujący powinien posiadać wiedzę z zakresu światła, kompozycji, czułości i ogniskowych. Ta wiedza była potrzeba gdyż nie potrafiono tworzyć automatów. Prowadzi to do bardzo błędnych wniosków, że wiedząc jak założyć kliszę ktoś staje się „bardziej świadomy fotografem”. W sumie ostatni news albo fake news, nie ważne, również przyprawił fotograficzną brać o palpitacje. Lampy błyskowe będą pracować w pełni autonomicznie, z obracaniem palnika włącznie. Należy jednak pamiętać, że to co użytkownicy pokazują, o czym zdjęciami opowiadają, to bardzo precyzyjny wycinek ich życia. Pokazują tylko tyle, ich chcą pokazać, zatem opowiadają o sobie tylko tyle, ile chcą. Zatem bardzo ważne jest też to, co znajduje się poza kadrem, poza sferą widzialnego. Tutaj rodzą się sprzeczne oczekiwania, by pokazać wszystko, inaczej mówiąc nie zbliża się do prawdy. Susan Sontag stwierdza, że świat stał się fotografią, wszystko zaś co istnieje, ma koniec końców znaleźć się na zdjęciu. Użytkownicy aparatów obalają to stwierdzenie, z wielką pieczołowitością omijając to, co ich nie interesuje, to w czego towarzystwie nie czuliby się komfortowo, co stawiałoby ich w złym świetle. To, że stała się formą sztuki zawdzięczamy wątpliwościom, które przez wielu są bardzo niedoceniane i lekceważone. Gdyby nie ludzie, którzy zaczęli zadawać sobie pytania, kwestionować obiektywność zapisu, analizować wybór chwili, być może by do tego nie doszło. Wiem, że wiele osób nie traktuje takich artystycznych manifestów poważnie, uważając je za marnowanie czasu, dorabianie filozofii, ale właśnie to dorabianie filozofii sprawiło, że bezduszny mechanizm zyskał nowy wymiar, więc nie wiem czy można je tak łatwo lekceważyć. Właściwie, nie można ich w ogóle lekceważyć, bowiem jest to przejawem ignorancji i hipokryzji. Czym innym bowiem są omawiane przemyślenia, jak nie niemrawą próbą analizy współczesnego stanu fotografii przez pryzmat społeczny czy filozoficzny? Inna sprawa, że są to analizy całkowicie nietrafione. Trzeba po prostu zaakceptować, że fotografia pełni równocześnie bardzo różne role. Doskonale zdaję sobie sprawę, że wielu to drażni, ale równie dobrze można się zżymać, że silnik spalinowy napędza cudownego Forda Mustanga i traktor rolniczy marki Ursus. Każdy z tych pojazdów ma swoją rolę, zastosowanie i nie ma sensu bezpośrednio ich porównywać. Każdy potrzebuje pojazdu do innych celów i to stanowi cały sekret. W dodatku większość marudów popełnia kardynalny błąd, który być może nie jest błędem. Estetyka prac marudów, którym częściowo poświęcony jest ten tekst, nie różni się niczym od pozostałych użytkowników. Różnica polega na tym, że oni wyobrażają sobie, że są artystami a ich konkurencja, nazywa siebie influencerami, instagramerami albo po prostu użytkownikami. Nie każdy fotografujący ma jakieś wybujałe aspiracje. Gdyby jednak założyć, że nie są częścią homogenicznej masy, choć są, to konkurują w złej przestrzeni. Pozwolę sobie wrócić do analogii z sieciami szybkiej obsługi. Obok placówki takowej sieci, powstaje wyrafinowana restauracja. Dzielnica jest dość nijaka, obok stoi ów bar. Jego klienci nie są zainteresowani nowym przybytkiem, możliwe, że nie maja funduszy. W przypadku Internetu fundusze nie są tak istotne, bowiem większość twórców udostępnia swe treści nieodpłatnie. Niemniej może chodzić o inne formy kapitału, albo po prostu miejsce. Nawet ludzie z bardzo zasobnym portfelem, lubią po nocnej imprezie zarzucić burgera. Pod rozwagę. Poprzez miliony zdjęć ukazujące się każdego dnia, użytkownicy portali społecznościowych, opowiadają różnorakie historie. Świat staje się coraz lepiej zobrazowany, choć momentami dość wtórnie, bowiem podróże chociażby, odbywają się szlakiem fotografii. Jeździ się tam, gdzie widziało się coś ciekawego do sfotografowania, przez co ta sama sosna w Pieninach, jest fotografowana w kółko, bardzo często tak samo. Zatem choć rośnie ilość zdjęć, to są one wobec siebie bardzo wtórne. Stanowią pewien dowód, odwiedzenia danego miejsca osobiście. Możliwe, że istnieje jakieś uzasadnienie takiego działania. Widzenie zapośredniczone, postrzegane jest jako gorszej jakości. Powtórzenie wyczynu i wykonanie własnego zdjęcia, jest dowodem sprawności, aktywności, sprawczości w miejsce bycia biernym odbiorcą. Inna sprawa, że odbiorcy, nie lubią tego, czego nie znają. Opowiadanie o miejscu, zjawisku, o którym wcześniej nie słyszeli, nie mogą zabrać głosu co do jakości, tego co właśnie zobaczyli, wprawia ich w dyskomfort. Temat musi być wspólny, ażeby mogła wokół niego powstać grupa. Najlepiej bowiem czujemy się wśród ludzi, podobnych do nas. Nawet fotografowie zbijają się w grupki fanów aktu, krajobrazu, bowiem znajdują wówczas wspólny język. Do szuflady Istotną różnicą pomiędzy erą analogową a cyfrową są przemijalność i posiadanie. W erze analogowej nieliczni tylko mogli się nimi dzielić z całym światem, reszta mogła pokazać je znajomym i troskliwie umieścić w szufladzie. W ten sposób zabezpieczali chwilę, wchodzili w posiadanie danej chwili. Dosłownie zatrzymywali czas. Dziś, część osób nie posiada swoich fotografii umieszczając je bezpośrednio na przepastnych serwerach portali społecznościowych. Nie mają własnej kopii, nie przechowują ich. Co więcej celem takiego dokumentu, jest przeminąć. Ma stanowić bez mała relację w czasie rzeczywistym i ustąpić miejsca kolejnym. Liczy się szybkość. Nie ma pewności, że do chwil sprzed lat, w ogóle ktoś wraca. Kwintesencją tego jest snapchat, który w ogóle nie przechowuje tworów swoich użytkowników. Jego podstawową ideą jest ulotność. Naturalnie drugą sytuację, można znacznie surowiej ocenić, ale tylko pozornie. Należy mieć na uwadze, że informacje prasowe działy tak samo. Ich czas życia był różny, od rana do wieczora, dzień, tydzień, miesiąc, kwartał. Wszystko zależało od tego, jak często ukazuje się dany periodyk. Nie należy zatem naszej epoki oceniać tak surowo, jakby była źródłem wszelkiego zła. W kontekście rozwoju mediów, nie jest to niczym nowym. Można by zastanowić się nad transmisjami obrazu. Czy użytkownicy pieczołowicie rejestrowali wszystkie obrazy zobaczone w telewizji celem zachowania kopii dla siebie, choćby był najcudowniejsze? Owszem, część nagrywała programy chociażby National Geographic, ale większość odbiorców po prostu oglądała transmisję. Inwentaryzacja świata Faktem jest, że takiej ilości obrazów niemal wszystkiego, nie tworzyliśmy nigdy przedtem. Nauczono nas jednak oceniać takie zjawiska bardzo negatywnie, ale to złe podejście. Krytyka została przybrana myśleniem konsumpcyjnym, przemysłowym, nadmiarowym. Każdy chce tworzyć, ale nie chce by inni tworzyli. Czy taka ilość obrazów zabija fotografię? Czy przez to coś trafimy? Absolutnie nie i trzeba być skrajnie naiwnym by dać się złapać w taką narrację a złapawszy nie spróbować umknąć. Słynna Misja Heliograficzna ma szansę realizacji. Być może kiedyś wszystko zostanie sfotografowane, choć na pewno nie skatalogowane. Fotografowanie to relaksujące zajęcie. Chyba tylko nasza polska natura nakazuje nam narzekać na wszystko. Tym bardziej, że bardzo łatwo wpłynąć na czytelnika jakimś Innym, który jest od niego głupszy, gorszy, szkodliwy. Wywołuje to poczucie ulgi, podtrzymuje efekt ponadprzeciętności, który bywa zgubny w myśleniu o sobie i innych. W dodatku serwowane przemyślenia bardzo zubażają myślenie o fotografii większości jej fanów. Publicyści nie radzą sobie z wielowymiarową naturą tego medium, które jakby nie było bardzo różni się od rzeźby, malarstwa czy nawet filmu. W tym wszystkim olbrzymią rolę odgrywa potrzeba indywidualizmu, który zostaje zatracony w obliczu ilości zdjęć oraz fotografujących. Niestety, większość osób chce podtrzymać to uczucie tanim kosztem poprzez zwykły gatekkepeing. Oznacza to, niechęć do dzielenia się informacjami. Boli ich, gdy ukochany niszowy zespół się wybija, bo nagle ich gust staje się masowy. Podobnie jest w przypadku literatury, sztuki. Przypadek narzędzia, które jest popularne dłużej, niż wielu malkontentów żyje jest specyficzny. Nie szukają drogi do indywidualizacji a jedynie narzekają, że inni gdyby nie Inni, to byliby oryginalni. Patronite Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉 Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne O fotografii Przemyślenia Socjologia Sztuka artyzmfotografiafotografia jako forma komunikacjifotografia jako forma sztukifotografia jako narzędziefotografia XXI wiekuhistoriaindywidualizmkomunikacjakulturamedia społecznościoweMisja Heliograficznamodao fotografiiprzemyśleniasocjologiasztukasztuka fotograficznazmiany społeczne