Historia polskiej fotografii wojennej

Krótka historia polskiej fotografii wojennej

Historia polskiej fotografii wojennej jest nie mniej barwna niż amerykańska. Z tą różnicą, że rzadko mamy okazję ją opowiedzieć i wydaje się, że nie specjalnie o nią dbamy. Tymczasem fotografia jako taka trafiła do Polski zaraz po jej wynalezieniu. Więcej, jako jedni z pierwszych użyliśmy jej w celach propagandowych.

Fotografia bowiem to niezwykle specyficzna dziedzina ludzkiej działalności; nierozerwalnie łączy w sobie problemy techniczne, jak i artystyczne, informacyjno-poznawcze i technologiczne, będące rezultatem coraz to nowszych odkryć i udoskonaleń,, miał i mają w historii fotografii wpływ na zmiany, jakie  mogły zachodzić w fotografii pojmowanej jako obszar sztuki. 

Wprawdzie błędem byłoby twierdzenie, że wyższej klasy aparatem fotograficznym można zrobić lepsze zdjęcia, gdyż jakoś apostatycznego produktu fotografa zależy głównie od umiejętności  i dyspozycji intelektualno -artystycznej człowieka a nie od martwego narzędzia pracy artysty. Wiadomo jednak, że jakość sprzętu i zastosowane technologie fotochemiczne rozszerzają znacznie możliwości twórcze i stwarzają okazje do nowych, nie znanych dawniej koncepcji artystycznych i interpretacji świata. 

D-Day

Gdy mówię II Wojna Światowa od razu pojawia się Operacja Overlord, na myśl przychodzi mi szósty czerwca 1944 roku, D-Day. Nazwa ta przywołuje nazwisko fotografa, Roberta Capy oraz konkretny obraz, ikoniczny kadr z lądowania w Normandii. Cała szeroko zakrojona operacja kompresuje się w jednym zdjęciu. Zastanawiam się co by się stało, gdybym pokazał inne zdjęcia słynnego fotografa? Czy udałoby się skojarzyć je z założycielem Magnum? Mniejsza jednak o to, ważne że pojawia się skojarzenie. Fotograficznie Capa zawłaszczył sobie II Wojnę Światową, sprowadzając ją do jednej operacji a tę operację do jednego dnia. Ważnego dnia, który odmienił bieg historii, ale jednak jednego dnia.

Ponad 400 fotoreporterów, z tego 50 wybitnych

W okolicach pierwszego sierpnia, czyli rocznicy Wybuchu Powstania Warszawskiego, mnożą się patriotyczne posty, które deklarują, że coś pamiętamy. Nic wiem tylko co. Podręcznikową datę, ale żadnych szczegółów, żadnych obrazów. Gdzieś tam w głowie kołacze mi się Mały Powstaniec, który jest bardziej mitem, legendą niźli postacią historyczną. Zatem co właściwie pamiętamy? Mogę przywołać konkretny obraz w przypadku D-Day czy symbolicznego końca wojny, zatknięcia flagi radzieckiej na budynku Reichstagu.  Nie mogę natomiast przywołać żadnych obrazów, związanych z Polską. Czyżby nie było na Drugiej Wojnie polskich fotografów? Pomiędzy 1939 a 1945 pracowało ponad czterystu fotoreporterów, z tego pięćdziesięciu wybitnych. Do tej wybitnej pięćdziesiątki można zaliczyć przynajmniej dwóch Polaków. Dziwnym jest, że praktycznie każdy fotograf w Polsce miał kontakt ze zdjęciami amerykańskimi a polskie wydają się zapomniane. To jak to jest z tą pamięcią? Przecież to właśnie zdjęcia służą temu, żeby nie zapomniano.

Brak promocji tych zdjęć sprawia, że jakaś część historii zostaje wyłączona z obiegu. Pewne wydarzenia stają się abstrakcyjne, daty coś znaczą ale ciężko powiedzieć co właściwie. I choć zdjęcia nie zawsze są najlepszymi dowodami wydarzeń, to pomagają podtrzymać faktyczną pamięć o danym wydarzeniu.

Historia polskiej fotografii wojennej

Do Polski fotografia trafiła bez mała zaraz po jej wynalezieniu. Pierwsze polskie studio fotograficzne założył w 1844 roku Karol Beyer, stając się tym samym pierwszym profesjonalnym fotografem w Polsce. Warto dodać, że Beyer zaangażował fotografię do działań propagandowych i oprócz tego, że wykonywał portrety czy zdjęcia zabytków Warszawy, Krakowa i innych miast w Polsce to tworzył też liczne reprodukcje dzieł sztuki, portrety znanych postaci historycznych, które następnie rozpowszechniane były wśród patriotycznie nastawionych mieszkańców.

Ktoś powie, że równie dobrze mógł być pierwszy żerującym na patriotyzmie sprzedając co popadnie ale żadne opisy na to nie wskazują. Wsławił się natomiast czymś jeszcze. Otóż w 1861 roku, w trakcie manifestacji politycznych zginęło pięć osób, znanych jako Pięciu Poległych. Ich pośmiertne portrety, złożone w formie tablo, były szeroko rozpowszechniane a równocześnie zaczynają polską historię fotografii wojennej, będąc pierwszymi tego typu zdjęciami w historii fotografii w ogóle. Następnie stały się one ważnym elementem agitacji antyrosyjskiej. Od tamtej pory jakiś polski fotograf był obecny wszędzie tam, gdzie Polacy toczyli bitwy albo brali udział w walkach.

Karol Bayer

Polacy często mają spore zasługi, są pionierami, ale za Chiny Ludowe nie potrafią tego wykorzystać, albo coś im przeszkodzi. Czy to na polu fotografii, czy psychologii/seksuologii potrafią wyprzedzać świat, ale zawsze potem albo historia staniem im na drodze albo zwyczajnie zakopią i zapomną. Jest też inny powód, choć nie mam na to jakichś jednoznacznych dowodów, czy argumentów. Otóż, wolimy mieć jedną gwiazdę. Jeden wielki fotograf wojenny, jeden wielki portrecista. Jakby nie potrafimy zaakceptować, że sławą może równocześnie cieszyć się kilku, albo kilkunastu fotografów.

Karol Bayer - Pięciu Poległych
Karol Bayer / Pięciu Poległych

II Wojna Światowa

Fotograficznie II Woja zamyka się w dwóch zdjęciach, o czym pisałem we wcześniejszej części. Zastanówmy się jednak, co stoi za sukcesem Capy? Otóż kilka rzeczy. Sukces Capa zawdzięcza kilku rzeczom. Był już wtedy gwiazdą fotografii prasowej a Operacja Overlord, mająca stanowić otwarcie Frontu Zachodniego była nie lada gratką dla czasopism ilustrowanych. Co więcej, Capa miał za swoimi plecami legendarnego fotoedytora Johna G. Morisa, magazyn Time i był we właściwym miejscu we właściwym czasie.

Z historii fotografii wojennej Henryk Latoś

Nie sposób mu przy tym odmówić odwagi, brawury i odrobiny szaleństwa. O sprzęcie nawet nie wspominam, bo raczej nie pojechał z najgorszym złomem i przeterminowanymi materiałami światłoczułymi.  Otwarcie tego frontu wyczekiwane było w wielkim napięciu, stanowić miało przełomowy moment II Wojny Światowej. A Polacy?  Dorobek naszych fotografów zaś często przepadał albo został zmagazynowany bez większej refleksji, choćby w Wielkiej Brytanii, gdzie leży do dziś, ale i tak mamy masę potwierdzonych co do autorstwa zdjęć. Capa miał za sobą cały rynek prasowy Stanów Zjednoczonych. Polska zaś była pod okupacją.

Z historii fotografii wojennej Henryk Latoś
Drugą fotograficzną ramą tej wojny jest zatknięcie flagi Armii Czerwonej na budynku Reichstagu

Kolejna sprawa, to sztuka. Capa czy Bresson traktowani są jako artyści, których dorobek jest w ten sposób prezentowany. Zdjęcia naszych rodaków najczęściej stanowią zaś oprawę dokumentalną albo są częścią wystaw o charakterze dokumentalnym. Tymczasem w kilku przypadkach mamy dość zdjęć, by móc prezentować je na polu sztuki fotoreporterskiej w ramach wystaw indywidualnych.

Fotografia wojenna

Wcale ponoć nie gorszą pod względem zaciętości od lądowania w Normandii w ramach operacji Overlord była Bitwa Pod Monte Casino, w której uczestniczyło przynajmniej kilku polskich fotografów. Zdjęcia przetrwały, istnieją, mają się dobrze, nikt ich nie widuje. Jednak nim do tego przejdziemy warto powiedzieć kilka słów o tym jak miała się fotografia w szeregach polskich żołnierzy. Otóż nijak. Jak cię atakują, to najpierw się bronisz a dopiero na szarym końcu zastanawiasz nad aparatem fotograficznym. Gdy zaś już jakiś masz, na pewno bardziej przyda się wywiadowi. Mimo to znaleźli się fotograficy reporterzy i dokumentaliści. Niemcy wkroczyli do Polski, doskonale przygotowani pod jednym względem. Propagandowym. Mieli w swoich szeregach najlepszych dostępnych filmowców, fotografów, którzy zajmowali się dokumentacją i tworzeniem materiałów propagandowych. Więcej, w Niemczech kwitł przemysł fotograficzny, więc nie jeden szeregowiec miał ze sobą aparat. Albo i dwa. Często te aparaty przechodziły w ręce naszych fotografów. Trzeba zaznaczyć, że Niemcy pod względem militarnym jakoś niesamowicie przygotowani nie byli. Na samym początku, nie  dysponowali całym ikonicznym dla II Wojny Światowej sprzętem i gdyby nie pamięć I Wojny, Niemcy mogliby zostać odparci siłami samej Francji. Ci ostatni ciągle mierzyli się z fizycznymi i psychicznymi ranami poprzedniej wojny i nie chcieli powtórki. Elitarne niemieckie jednostki dostawały z czasem wyśmienity sprzęt, ale reszta musiała zadowolić się często bronią zdobyczną. Stąd też jedną z przyczyn porażki hitlerowców była niesamowita niezgodność uzbrojenia. Drugim była nadmierna precyzja. Ich sprzęt był precyzyjny ale drogi i często trudny w produkcji. Pistoletów maszynowych znanych jako pepesza, Rosjanie wyprodukowali łącznie ponad sześć milionów. Pierwszą w pełni zmechanizowaną armią dla odmiany byli Amerykanie.

Owo fotograficzne przygotowanie sprawia, że bardzo duża część zdjęć, dokumentujących II Wojnę Światową jest niemiecka. Zdecydowanie więcej ich zrobili, więcej przetrwało. Pewni swojego zwycięstwa fotografowali wiele ze swoich zbrodni jak my dziś wykonujemy pamiątkowe zdjęcia z wakacji. Po wojnie w domowych archiwach, pieczołowicie zabezpieczonych znaleziono wiele takich dowodów – nie dowodów, które miały wzbogacić domowe pamiątkowe albumy w przypadku wygranej… Powiemy więcej przy okazji książki Helmuta Lethena „Cień fotografa”. Czasem dochodzi przez to do takich gaf, że ktoś na muralu uwiecznił odział SS jako Powstańców Warszawskich. Chodziło dokładnie o zdjęcie „Dirlewangerowcy na ul. Focha w Warszawie”.

Nie było jednak tak źle jakby się mogło wydawać – choć dziwnie to brzmi w kontekście II Wojny Światowej – bo trochę zdjęć polskich fotografii powstało i przetrwało. Jak choćby zdjęcia spod Monte Casino czy z Powstania Warszawskiego. Polacy jak wspomniałem, nie mieli czasu by myśleć o fotografowaniu. Znaczna też część ich fotograficznego trudu, stanowiło tworzenie dokumentacji, fotokopii czyli tak mocno upraszczając pracy raczej wywiadowczej niż artystycznej. Drugą siłą byli oczywiście Amerykanie. Na terytorium kontynentalnych Stanów Zjednoczonych media a zwłaszcza prasa działały bez obawy o bombardowanie. Dochodzi zatem kolejny czynnik, który umożliwił zdjęciom amerykańskim przebicie się do światowej świadomości. Ich propaganda. Zdjęcia nie mogły trafić do prasy, bez zatwierdzenia przez pion propagandy armii, więc również bardzo dbali o to, co trafi do prasy, do obywateli. Los zaś polskich zdjęć był różny. Wiele trafiło do archiwów chociażby w Wielkiej Brytanii. I teraz zaczyna się problem dwojaki. Nikomu nie zależało na chwaleniu obcych żołnierzy ale istotniejsza była polityka po zakończeniu II Wojny. Wredni Brytyjczycy nie tyle nie chcieli widzieć Polaków na paradzie zorganizowanej w pierwszą rocznicę Bitwy o Anglię, co nie bardzo chcieli naciskać i drażnić Stalina, podobnie jak Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej de facto podległy Moskwie. Z czasem dla ówczesnych władz w Warszawie sytuacja stała się podstawą propagandową do pokazania jak marnymi sojusznikami byli Brytyjczycy i tak zostało. Historia ma to do siebie, że jest niezmienna. Zmieniają się tylko wnioski z niej płynące.

W kontekście polskiej fotografii z okresu II Wojny Światowej, spośród wielu, warto przytoczyć dwa nazwiska, Ostrowski i Lokajski.

Polscy fotograficy II Wojny Światowej

Eugeniusz „Brok” Lokajski

Powstanie Warszawskie
Historia polskiej fotografii wojennej: Eugeniusz „Brok” Lokajski / 1944.pl

Lekkoatleta, którego II Wojna Światowa zamieniał w fotoreportera. Znaczna część jego dorobku pochodzi z okresu Powstania Warszawskiego i niestety nie jedno zdjęcie przepadło, albo nie ma pewności co do autorstwa. Latoś zauważa, że dorobek Lokajskiego, i to nie tylko jego zdaniem, zasługuje na znacznie więcej niż udział w wystawach dokumentalnych. Można śmiało powiedzieć, iż zdjęcia olimpijczyka – fotografa, który uwielbiał fotografować jeszcze nim rozpętała się II Wojna zasługują na takie samo traktowanie jak zdjęcia najwybitniejszych fotografów wojennych tamtej epoki.

Kto wie, może gdyby autorowi i jego pracom bardziej dopisało szczęście, byłby wymieniany zaraz obok Capy? Cóż, może to za daleko idące, biorąc pod uwagę to co napisałem kilka akapitów wcześniej.  Na pewno byłby i jest bardzo ważnym fotografem Powstania Warszawskiego, a jego prace nie powinny pozostać zapomniane.

Historia polskiej fotografii wojennej
Historia polskiej fotografii wojennej: Eugeniusz „Brok” Lokajski / 1944.pl

Wiktor Ostrowski

Ostrowski to postać nader ciekawa. Nim trafił na pole walki, brał udział w licznych wyprawach alpinistycznych i pisał książki podróżnicze. W trakcie II Wojny Światowej został fotoreporterem wojennym a po powrocie do Argentyny stał się ponownie znanym alpinistą i autorem książek. Jeśli chodzi o jego dorobek, to jest on dość obszerny. Towarzyszył gen. Sikorskiemu w trakcie wizytacji powstających polskich oddziałów wojskowych, dokumentował pobyt tych oddziałów na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Oczywiście są i zdjęcia zrobione w trakcie walk, jak te spod Monte Casino z których jest najbardziej znany. Największy problem to nieznane losy części zdjęć. Dużej. Latoś podaje, iż autor część zachował dla siebie, część przekazał Wytwórni Filmów Dokumentalnych „Czołówka” a część Tadeuszowi Szumańskiemu. Niestety, podobno olbrzymia część „gnije” gdzieś w brytyjskich archiwach, zapomniana i niedostępna dla świata.

Polska historia fotografii wojennej

Para dokumentalistów

Henryk Śmigacz, Jan Ryś, Skibiński czy Datka, Szumański. W trakcie II Wojny Światowej wykonano setki zdjęć, zarówno w trakcie walk jak i ćwiczeń polskich oddziałów w różnych częściach świata. Na pewną uwagę zasługuje zwłaszcza para warszawskich dokumentalistów wspomniani Jan Ryś i Henryk Śmigacz, którzy przed wojną wyrobili sobie renomę niezłych reporterów a po jej rozpoczęciu zadali sobie trud dokumentowania zniszczeń i życia warszawiaków w okupowanej stolicy. Ich fotografie mają charakter bardzo dokumentalny.

 

Polska historia fotografii wojennej

 

Jeśli ktoś chciałby zgłębić temat, nie tylko w kwestii polskiej fotografii wojennej, to polecam książkę Henryka Latosia „Z Historii Fotografii Wojennej”.