Pistolet. Najlepiej maszynowy. Mokry sen uciśnionych przedstawicieli najbardziej rozbrojonego narodu Europy. Do kogo chcą strzelać? Nie wiadomo. Wiadomo, że gdzieś tam czai się wróg, z którym podejmiemy bohaterską walkę. Mit szarży z szablami na czołgi przerodzi się w faktyczną szarżę ze starą strzelbą na Predatora C Avenger.
W marcu 2020 mieliśmy strzelaninę w Katowicach a w 2019 osiemnastolatek trzykrotnie postrzelił jedenastolatkę, choć jego celem była nauczycielka. Czyli bezpieczeństwo broni czarnoprochowej można postawić pod wielkim znakiem zapytania.
Nim zacznę mój wywód, chciałbym coś zaznaczyć. Hoplofobia nie istnieje. Otóż nie figuruje na żadnej liście zaburzeń psychicznych. Nigdy jej nie stwierdzono. Termin ten został ukuty przez kongresmena z USA, który pozostaje w dziwnie bliskich konszachtach z przemysłem zbrojeniowym. Więc, pierwszy argument zostaje obalony jak pół litra na dwóch.
W USA, według Gun Violence Archive, w 2019 miało miejsce 417 masowych strzelanin. Już w 2020 było ich 600. Ażeby strzelanina została zakwalifikowana jako masowa, ranna lub zabita musi zostać jedna na cztery osoby. Ponownie, w 2019 zginęło lub zostało rannych 3129 nastolatków wieku 12-17 lat, oraz 696 dzieci w wieku od 0-11. Rok później było to już kolejno 4159 nastolatków oraz 1065 dzieci.
Powszechny dostęp do broni
Powszechny dostęp do broni można intepretować jako nieewidencjonowany dostęp do łatwego zakupu łatwej w użyciu broni palnej.
Predator C Avenger to nie byle jaka zabawka. Może przenieść taką samą ilość uzbrojenia jak typowy myśliwiec. Pozbawiony załogi może wykonać manewry niedostępne dla ludzkich pilotów bo maszynie niestraszne są przeciążenia ni śmierć. Pojawia się i znika. Wraz z nim znikają czekające na dobiegnięcie załogi myśliwce, które zamieniają się w kupkę złomu. Tym bardziej, że nie specjalnie jesteśmy w posiadaniu systemów zdolnych wykryć te drony. Nie bardzo jednak wiem kto miałby nas tymi dronami nalecieć. Wróg jakowyś podstępny. Gdyby ktoś chciał zrównywać dowolne polskie miasto z ziemią nie musiałby jak w czterdziestym czwartym znajdować się chociażby w Europie.
Zdecydowanie ciekawszym argumentem jest walka z przestępcami. Z opowieści wygląda to jak w klasycznym filmie akcji. Bandyta z karabinem wpada do banku, nasz fan oręża samopalnego bohatersko sięga za pazuchę po ukochanego Glocka. Celny strzał pozbawia niemilca życia, najpiękniejsza z kobiet rzuca się swemu wybawcy na szyję i każe prowadzić do łożnicy. Opcjonalne jest nagłe zjednoczenie wszystkich klientów w odział szturmowy i samoratunek. Drugim wariantem jest westernowe „To jest napad!” a napastnik ustawia się na przeciwko napadniętego z bronią w kaburze, honorowo wyrównując szanse i stając do pojedynku w samo południe. Podejrzewam, że większość osób wyobraża sobie siebie jako kleryka Johna Prestona albo jego imiennika Wicka. Tymczasem pomiędzy wyobrażeniem siebie, deklaracjami działań w sytuacjach stresowych a prawdą zieje olbrzymia przepaść. Przeważnie wygląda to tak, że wszyscy kulą się na podłodze w nadziei na rychłe przybycie policji. Widać to doskonale z nagrań w Nowym Jorku. W biały dzień facet terroryzuje parę nastolatków i nikt nie reaguje. Rośnie liczba przypadków przemocy z użyciem broni palnej. Zwolennicy samopałowej samoobrony przeważnie nie zdają sobie sprawy, że każdy z nich chce być „samcem alfa” i każdy będzie próbował dowodzić, w efekcie czego albo się pozabijają albo całe zjednoczenie szlag trafi.
Ciężko też wyjąc broń gdy ktoś życzliwie pociąga za spust mierząc w plecy, względnie wygarniając znienacka z jakiejś sajgi w parę siedzącą na ławeczce w parku.
Z większości strzelb nie trzeba jakoś specjalnie celować. Wystarczy z grubsza skierować wylot lufy w kierunku celu. Takich kwiatków jest cała masa. Większość doświadczonych fighterów, czyli bokserów, zawodników MMA czy innych krav mag oraz ich trenerzy, zawsze powtarzają jedno. Nie ma co pchać się do walki. Walka jest ostatecznością, bowiem co komu po boksie, karate, krav madze, jak lejesz nawet jednego w łeb a drugi ładuje ci tulipana w plecy. Widząc w ciemnej uliczce dziesięciu zakapiorów z pałami, nie ma tam co leźć. Wyrażają w ten sposób starą mądrość ludową „nec Hercules contra plures”, która w polskim, literackim przekładzie brzmi, „I Herkules dupa, kiedy ludu kupa„. Nasi zaś obrońcy siebie i innych ewidentnie szukają konfrontacji. Broń dodaje pewności siebie i wówczas ludzie robią głupie rzeczy, na przykład wchodzą w ciemną uliczkę w której czeka dziesięciu zakapiorów z pałami. Włącza się dodatkowo myślenie magiczne, życzeniowe. Broń służy do obrony, broń mnie obroni.
W ramach argumentu w dyskusji iż bronią palną można się obronić otrzymałem filmik, gdy strzelec został zlikwidowany przez ochroniarza. Przykład był wielce nietrafiony bowiem napastnik, widząc jakiegoś faceta wyjmującego broń wygarnął w obrzyna zabijając dwie osoby. Pewnie zabiłby więcej gdyby miał lepsze obycie z bronią albo coś bardziej szybkostrzelnego. Dopiero gdy padł strzał, dwie osoby zginęły a napastnik zaczął się siłować z bronią, ktoś miał okazję oddać strzał. Następnie kościół, bo w kościele miała miejsce ta sytuacja, zaroił się od ludzi z bronią mierzących do siebie nawzajem i do bohatera. Nikt bowiem nie wiedział co się dzieje. Każdy był gotowy zabić pierwszego typa z pistoletem w zasięgu wzroku. W końcu to Teksas. Ochroniarz nie był cywilem, miał przeszkolenie i policyjną przeszłość. Musiał już strzelać do ludzi. Filmik doskonale obrazuje jak naprawdę wygląda taka sytuacja. Żadnego zjednoczenia, chaos, panika, nerwy i celowanie do siebie nawzajem. Sytuację załagodził ów ochroniarz, wyjaśniając doniosłym głosem co zaszło.
Strzelanina w Las Vegas trwała dziesięć minut, w trakcie których zginęło sześćdziesiąt osób a sto czternaście zostało rannych. Żaden cywil bohatersko nie otworzył ognia w kierunku okna z którego strzelano. Ludzie wpadli w panikę. Dopiero wezwana na miejsce jednostka SWAT wdarła się do pokoju terrorysty ale ten zdążył popełnić samobójstwo. W Dallas to samo. Facet uzbrojony w coś, co nazwę ignorancko karabinem maszynowym strzelał sobie w budynek sądu. Z dziwnych przyczyn jeden facet schował się za murem i modlił żeby świr go nie zobaczył, drugi filmował wszystko z okna. Czemu nie wyciągnął flinty jakowejś snajperskiej i nie zlikwidował kolesia? Otóż zaczął filmować po tym jak usłyszał strzały i wziął paramilitarnie odzianego napastnika za funkcjonariusza policji, dokładnie SWAT. Nikt nie oddał celnego strzału z okna, ludzie nie zorganizowali się w oddział i nie ruszyli z pieśnią na ustach na wroga. Schowali się a sprawę załatwiła wezwana na miejsce policja. Gotowa załatwić każdego z bronią w ręku w zasięgu wzroku. I tak jest za każdym razem gdy dochodzi do masowych strzelanin. Ergo miłośnicy broni w Polsce mają rację. Nikt normalny nie chodzi z bronią po ulicy. Nie licząc tych kilkunastu typów z wielgachnymi rewolwerami w kościele. Normalni czy nie? Gorzej, gdy do broni dostaje dostęp osoba zdesperowana, gotowa zabijać, cała idea posiadania broni do samoobrony bierze w łeb. W marcu 2020 mieliśmy strzelaninę w Katowicach a w 2019 osiemnastolatek trzykrotnie postrzelił jedenastolatkę, choć jego celem była nauczycielka. Czyli bezpieczeństwo broni czarnoprochowej można postawić pod wielkim znakiem zapytania. Liczbę zabójstw dokonaną przez myśliwych szacuje się na około trzynaście osób, gdy piszę ten tekst. Trzynaście za dużo. Wartą poruszenia kwestią była zaś determinacja tego młodego człowieka. Poszperawszy w sklepach stwierdziłem, że to wcale nie jest takie łatwe w obsłudze i ładowaniu. Zatem jego działanie nie było spontaniczną reakcją a misternie zaplanowaną akcją, która miała na celu pozbawienie życia nauczycielki. Musiał się przyłożyć bo to nie jest broń do której wystarczy wsadzić magazynek i przeładować. Robi się zawile, przyznacie. Desperacja, determinacja, chaos, planowanie.
Powszechny dostęp do broni można intepretować jako nieewidencjonowany dostęp do łatwego zakupu, łatwej w użyciu broni palnej. Chodzi przede wszystkim o zakup broni bez okazywania dokumentu tożsamości. Z bliżej nieznanych przyczyn pojazd mechaniczny jest zarejestrowany i nie spędza to nikomu snu z powiek. Trzeba swoje odstać w urzędzie miasta, w wydziale komunikacji. Trzeba samochód obowiązkowo ubezpieczyć. Co też nikomu nie przeszkadza. Natomiast w dyskusji o broni najważniejsza jest jej anonimowość. Dziwne.
Zwalczyć wroga
W książce „On Killing: The Psychological Cost of Learning to Kill in War and Society” Dave Grossman, przytacza ustalenia Samuela Lymana Atwooda Marshalla, iż wykazał, że żołnierze uczestniczący w II Wojnie Światowej niechętnie strzelali do ludzi. Wprawdzie niechęć do robienia bliźnim krzywdy znana była już starożytnym. Aby zabić w człowieku pierwotne instynkty szkolenie chłopca na wojownika musiało zacząć się z chwilą gdy był w stanie utrzymać broń w ręce. Współcześni żołnierze nie mają tego komfortu. Okazuje się, że często strzelają tak żeby nie trafić albo w ogóle nie strzelają w kierunku wroga. Przyczyny tego stanu rzeczy są dwie. Pierwsze to ogólna niechęć nie słabujących na umyśle ludzi do zabijania a druga niechęć do bycia zabitym. Gdyby ktoś chciał chociaż posłuchać żołnierzy wracających z misji, to wiedziałby że należy się schować, wystawić broń za róg budynku i opróżnić magazynek w kierunku wroga. Opowiadają o tym na YT tak Polacy, Amerykanie jak i ci, którym przyszło wyjechać na misję do Afganistanu z pobliskiej jednostki o ile ktoś chce posłuchać. Dzięki ustaleniom Marshalla, udało się stworzyć nowy program treningowy, który znacząco zwiększył chęć skierowania lufy w stronę wroga. Zastosowano go chociażby w trakcie wojny w Wietnamie, ale jak to zwykle bywa, za wszystko trzeb płacić. Rozwianie to sprawiło, że weterani z Wietnamu, cieszyli się dalece gorszym zdrowiem psychicznym, niż weterani II Wojny Światowej. Wnioski taki przedstawia chociażby głośny ostatnio raport APA. Żołnierze uczestniczący w wojnie w Wietnamie, cieszyli się też gorszym stanem zdrowia fizycznego, przy ogólnej odwrotnej tendencji. Raport nie uwzględnia ran, okaleczeń i co najważniejsze, utraty życia. Skupia się na regularnym bieganiu i treningu za młodu, który procentuje na starość.
Znaczna cześć naszej wiedzy pochodzi z filmów akcji. Wychylanie się zza rogu wygląda fajnie na filmach ale żołnierze od czasów I Wojny mają to łagodnie rzecz ujmując w dupie, do tego stopnia, że czasem instalowali karabiny na stelażach i walili na oślep. Strzelasz tak długo aż pojawi się coś cięższego i zaleje typów taką ilością ołowiu żeby nie mogli łapy wychylić. Najłatwiej mają artylerzyści i operatorzy karabinów maszynowych, którzy po prostu zasypują wroga ołowiem niespecjalnie mając z nim jakiś kontakt wzrokowy. Widzicie, ludzie nie lubią zabijać choć mogą. Przecież sytuacja na wojnie jest jasna. Idzie się z błogosławieństwem, będąc w pełni rozgrzeszonym. Trzeba i można zabijać. Tyle, że to jest trudne i niezbędne jest się tego nauczenie. Żeby się tego nauczyć, trzeba przeżyć. Najgorzej szkoli się snajperów bo i mają najgorzej. Tutaj taka ciekawostka, snajper i strzelec wyborowy to nie to samo, choć słowa często używane są synonimicznie. Mało uwagi poświęca się losom kombatantów, z których wielu tak zakochało się w wojnie, że gdy świat zaczął domagać się pokoju, oni zostawali często najemnikami, których nie specjalnie już obchodziła spawa za którą walczą byle walczyć. Niejeden z polskich, bohaterskich lotników okresu II Wojny Świtowej został później najemnikiem, przemycającym i bombardującym co popadło.
Zaledwie dwa procent żołnierzy z poboru, rzuconych do walki strzela by zabić. Pozostałe dziewięćdziesiąt osiem od biedy strzela w kierunku wroga tak by nie trafić, innym kierunku albo w ogóle nie strzela. W przypadku żołnierzy stara się to niwelować na różne sposoby. Zmieniając kształt tarcz na imitujący ludzką sylwetkę, gdy armia bogatsza korzystając z wszelkiej maści atrap broni, z których można postrzelać do kolegów. Tyle tylko, że nie wszystkich poddaje się takiemu przeszkoleniu. Wrócą później do domu i co? Zawsze też znajdą się osobniki gotowe strzelać do cywilów w ramach odreagowania frustracji i niemożności zmierzenia się z uzbrojonym przeciwnikiem albo zwykli sadyści, których robienie ludziom krzywdy zwyczajnie podnieca.
Jeden procent pilotów był odpowiedzialnych za pięćdziesiąt procent zestrzeleń. Dziś w przypadku walk powietrznych jest zdecydowanie prościej, bowiem nie trzeba ścigać przeciwnika plując ogniem. Automatyzacja ułatwia życie. W sytuacji zagrożenia większość ludzi zaczyna instynktownie pilnować własnego tyłka a zabijanie okazuje się ostatecznością, nawet gdy ktoś próbuje nas zabić. Jeszcze gorzej jest w sytuacjach codziennych, cywilnych. Większość osób nie wie do kogo strzelać.
b) zacznę do niego strzelać, ktoś mnie weźmie za terrorystę i zastrzeli
Jak zatem widzicie ludzie przeważnie zabijają przez przypadek. Nie lubią tego robić intencjonalnie. Cały dorobek kulturowy, technologiczny jest zasługą garstki ludzi, która następnie przekazała go reszcie swojego gatunku tyle, że zapomniała go na to przygotować.
Szwajcarski karabin
Kupić broń
Polak zarabia około dwóch tysięcy trzystu złotych. Pistolet Glock 17 to wydatek rzędu około dwóch i pół tysiąca złotych. Można naturalnie kupić na raty, ale dla domowego budżetu będzie to kolejne obciążenie. Poza tym pistolety potrzebują amunicji. Amunicję też trzeba kupić. Trzeba mieć gdzie ćwiczyć. Oczywiście ułatwienie dostępu do broni pewnie spowoduje powstanie strzelnic, ale znając życie znajdą się amatorzy leśnego strzelania tak samo jak nocnych driftów po mieście, twierdząc, że umiejętność tak ochroni ich na autostradzie. W jakiś tam sposób. Pierwszymi zatem posiadaczami broni palnej staną się osoby majętne i przestępcy. Argument, że każdy może łatwo kupić broń „na lewo”, jest nietrafiony. Gdy w 2013 roku policja rozbiła jakiś podwarszawski gang w ich „magazynie” było trochę starej broni, z tego większość czechosłowackiej. Często gęsto są to teoretycznie niesprawne egzemplarze poddawane naprawom albo przeróbki broni broni samodziałowej, co również wymaga pewnych umiejętności rusznikarskich. Pisał o tym chociażby Henryk Juszczyk biegły z zakresu badań broni i balistyki, główny specjalista b-t Zakładu Broni i Mechanoskopii CLKP. Gdy nawet zaś broń mieli, to dobrze ukrytą na podwarszawskiej wsi. Zatem argument nietrafiony, że każdy chętny kupi bo na szczęście rynek napotyka wiele słusznych przeszkód. Innym razem przemyt broni z 2017 obejmował nie więcej równie antycznych egzemplarzy. Przestępcy też nie bardzo tej broni potrzebują, bo mało kto ją ma żeby wdać się w strzelaninę. Nie ma też sensu wozić ze soba lewego pistoletu, bo przy pierwszym zatrzymaniu można najzwyczajniej wpaść. Strzelanina wzbudzi też żywsze zainteresowanie policji. I nie każdy może od tak skontaktować się z handlarzem broni. Naturalnym skutkiem chęci posiadania broni będzie sprowadzanie tanich modeli z Chin albo wzmożenie rodzimej produkcji, co zapewne wpłynie na ceny. Równocześnie posiadanie broni bez potrzeby posiadania jakiejkolwiek wiedzy poza tym gdzie wsadzić magazynek i odbezpieczyć szybko stanie się popularne. Skoro zaś potencjalnie każdy będzie w posiadaniu skutecznej, łatwej w obsłudze broni pociągnie za sobą dalsze konsekwencje. Nie od razu, nie w ciągu roku. Mówimy o pewnym procesie, który rozłoży się na lata. Ciekawostką jest, że największymi orędownikami swobodnego dostępu do broni są w USA biali mężczyźni. Im zaś niższy poziom wykształcenia tym większa ku temu ciągota. Niektórzy socjologowie obstają, że jest to ostatni bastion ich męskości w zmieniającym się świecie.
Możemy tutaj zająć się także argumentem obronności kraju. Gdy przyjdzie wróg będzie się czym bronić. No, do pewnego stopnia. Wróg nie przyjdzie, wróg przyleci. Chęć walki za ojczyznę podyktowana jest też tym, jak ojczyzna kogoś traktowała. Wszystkie gorsze sorty, podziały, mogą co najwyżej sprawić, że patrioci nie będą chcieli za nie umierać, tak samo jak owe gorsze sorty za patriotów. Niechby i nawet przyszedł z jakimi archaicznymi czołgami. Nawet jeśli dojdzie do strać na modłę II Wojny Światowej, to czymś te czołgi trzeba niszczyć. Może się okazać, że wojskowy dron, będzie cenniejszy od tony karabinów. Mamy właściwie sporo muzealnego złomu, więc nie wiem na czy akurat karabiny maszynowe to najlepszy zakup. Tutaj mała ciekawostka, dość często używa się określeń dość nietrafionych jak na znawców tematu. Mniejsza jednak o to. Gdyby poważnie myśleć o obronności kraju, trzeba by wyposażyć wszystkich w sposób zunifikowany. Tymczasem popatrzcie na zdjęcia z ulic USA, gdy zdarza się im paradować z bronią. Ten ma to, ten ma tamto. Ile tych magazynków można na co dzień nosić? Jeden, dwa? Nagle okaże się, że ten ma pod kurtką kultowego Desert Eagle, z którego magazynek nie pasuje do poręcznego Glocka i jak tu poratować kolegę? Nawet wielotonowe zapasy amunicji na nic, jak zaraz okaże się, że pistolet maszynowy kolegi nijak jakimś egzotycznym wynalazkiem strzelać nie może. I zgodzę się, że paradują z tym czasem po ulicach w ramach protestów, jak po tegorocznym szturmie na Kapitol, ale nie dochodzi wówczas do rzezi i strzelanin. Każdy pewnie trochę, może podświadomie, zdaje sobie sprawę, że jest jednoosobową armią, sam przeciw wszystkim z przeciwko sobie ma w miarę zorganizowaną straż narodową i policję, przez co może zostać zlikwidowany przez własnych towarzyszy albo siły porządkowe. Prowadzi to jednak do czegoś innego.
Mianowicie do militaryzacji policji, jako kolejnego skutku powszechnego dostępu do broni. Wyobraźcie sobie co by było, gdyby jednak taki powalony tłum zaczął jatkę. Wtedy policja z pałkami i gazem na niewiele się zda. Potrzebują sprzętu wojskowego. Nie też wiem czy wiecie, ale w USA rośnie liczba rannych i zabitych przez policję w trakcie interwencji takich jak awantura domowa, bo coraz częściej w awanturach domowych broń palna staje się narzędziem argumentacji. Sama perspektywa natomiast, że w domu może leżeć, a niech będzie kultowo, AK-47, sprawia że zmiana się charakter interwencji. Nie pukają, nie pytają. Wyważają i szukają lufą celu. Często znajdują. Wściekłą żonę albo pijanego męża z pistoletem w ręce, którzy grożą drugiemu śmiercią. Gdy zaś SWAT wkracza do budynku, w którym mają jakoby znajdować się niebezpieczni przestępcy… Do niedawna SWAT wzywano w szczególnych przypadkach. Teraz każda poważniejsza interwencja policji odbywa się użyciem SWAT. Właściwie każde miasto nie będąca dziurą w dziurze ma taką jednostkę. Takie tam wojsko z napisem police. Znaczna część interwencji tych jednostek nawet nie jest usprawiedliwiona ale biorąc pod uwagę potencjalną zbrojownie w każdym domu można spokojnie wrzucać granaty. Im lepiej uzbrojone społeczeństwo tym bardziej uzbrojona musi być policja. USA ma jedną z najbardziej zmilitaryzowanych policji na świecie. Najczęściej otrzymują sprzęt, którego nie używa już armia.
Pomimo najlepszych chęci nie znalazłem ani jednego badania, które wykazywałoby, że nieregulowany w żaden sposób dostęp do broni czyli możliwość jej posiadania za fakt ukończenia określonego roku życia ma jakiekolwiek pozytywne skutki społeczne. Strzelectwo jako dyscyplina sportowa owszem. Tyle tylko, że nie jest to argument w dyskusji. Fani broni w ogóle nie bardzo potrafią i nie chcą dyskutować. Głównie wklejają definicje, chociażby formalną powszechnego dostępu do broni. Trwa też w najlepsze argumentowanie jednym tekstem Klubu Jagiellońskiego. Z tym, że na stronie Klubu pojawił się na krótko wcześniej tekst doktora Michała Zabdyra-Jamróza, który argumentuje podobnie jak Ja. Autor zaś tekstu broni przychylnego, Bartosz Saramak, jest instruktorem strzelectwa, ale nie chciałbym u niego trenować, bo facet strzelił sobie w stopę. Jak wszyscy wcześniej. Też mi specjaliści. Jak tym razem? Wykorzystał podobnie jak ja metaforę motoryzacyjną. Im kierowcy więcej jeżdżą tym mniej wypadków, tym lepiej sobie radzą. No super. W Polsce ginie na drogach najwięcej ludzi w skali Europy, choć jeździmy wręcz obsesyjnie dużo. Czemu? Cóż, jest ku temu kilka powodów. Przepisy są po to by je łamać. Słowiańsko – sarmacko – ułańska dusza pergaminów nie posłucha! Wolna wola jest człowiecza, tylko własnym prawom ufa! Póki co, wszelkiej maści kluby i stowarzyszenia trzymają towarzystwo w ryzach a wręcz za mordę. Dasz ludziom możliwość zakupu broni jak wódki będzie jak z samochodami. Przepisy? Na co to komu, lubię zapierdalać, jeżdżę szybko ale bezpiecznie! Spróbuj poszaleć w Czechach, Niemczech albo na Słowacji chociażby. Pan Bartosz również nie dokonuje żadnych metaanaliz tylko stosuje zwykły cherry picking. W dodatku wisienki nadgryzione przez szpaki, opadłe i podgniłe. Od biedy a może nic złego się nie stanie?
W Polsce, do drugiego człowieka od 1990 roku miała okazję strzelać garstka ludzi, którzy przeważnie siedzą cicho. W poprzednim ustroju też wielu ich nie było i też siedzą cicho. Najwięcej do powiedzenia w zakresie skuteczności samoobrony bronią palną mają osoby, które strzelają do tarczy. Definicje definicjami, ale badań społecznych dowodzących dobroczynnych skutków masowego posiadania broni bez żadnej na jej temat wiedzy po prostu nie ma. Aby uprawiać strzelectwo naprawdę nie trzeba wszystkich na około wyposażać w M4. Tego typu nietrafione argumenty są najczęstszymi wśród zwolenników posiadania zbrojowni. Tymczasem U.S. Department of Justice w swojej publikacji dowodzi, że 50% procent posiadaczy nie uprawia żadnych sportów strzeleckich ani nie strzela rekreacyjnie. Ergo zaledwie posiada broń. 18% uprawia łowiectwo a pozostałe 32% trzeba rozłożyć pomiędzy uprawiających sport profesjonalnie a strzelających bez sensu w lesie, bez jakiegokolwiek instruktażu. Postrzelenia, zastrzelenia są wówczas nagminne. Pan Joe uczył pana Jima z palcem na spuście. Z tym posiadaniem jest trochę jak z nawoływaniem do służby wojskowej. Ile razy zostawiam listę punktów werbunkowych nikt nie kliknie. Może problemem jest, że po robocie trzeba do domu wrócić a nie spać w koszarach? Nawet na warcie stać nie trzeba bo od tego jest ochrona. Dziwne. Wracając jednak do skutków, takich badań po prostu nie ma. Najczęstszą motywacją jest natomiast strach, którego nie niweluje żadna ilość posiadanej broni. Choćbym i chciał przytoczyć jakieś badanie z pozytywnym wynikiem, takich po prostu nie ma. Są takie, które można sparafrazować jako „jakoś to będzie”. Ciekawostką jest, że choć kobiety w USA również zaczęły kupować broń, tak są one częściej zwolenniczkami wprowadzenia prawnych regulacji w tej materii. Kobiety najczęściej kupują broń z obawy przed napaścią i gwałtem ale po fakcie, więc zwolennicy idei jeden człowiek – jeden pistolet, przychylają się się do tego, że broń palna to najlepszy sposób obrony przed gwałcicielem. Zmartwię ich, bo do 90% gwałtów dochodzi ze strony osoby, którą kobieta zna. Najczęściej po spożyciu alkoholu. Rzadko kiedy ktoś wyskakuje z za węgła krzycząc, że teraz napadniętą zgwałci i dając jej czas na wyjęcie broni palnej.
Największymi zaś zwolennikiem posiadania BGM-71 TOW w garażu są biali mężczyźni, lecz nie wszyscy. Niepewni siebie, swojego miejsca na rynku pracy, gorzej wykształceni, bojący się mniejszości etnicznych. Mimo że z USA, pasuje jak ulał. Ciekawostką jest, że religijność sprawia, że przestają być do broni tak bardzo przywiązani o ile religijność jest szczera. Falę strachu wywołała w 2008 prezydentura Obamy a w Polsce temat zaczął się na poważnie wraz z falami uchodźców, przed którymi zapragnięto bronić kobiety. W międzyczasu udowodniono jak się te kobiety szanuje oraz, że chodzi o prawo do ich napastowania bez zbędnej konkurencji.
Zgodzić się można z tezą, że broń palna nie wywołuje agresji. Nie, ona nie jest przyczyną tylko skutkiem. Jesteśmy w fazie szczucia na siebie poszczególnych grup społecznych. Podpalania mieszkań, podejrzanych o bycie lokum osób LGBT, mamy jeden z największych odsetków samobójstw wśród młodzieży, największy odsetek samobójstw wśród mężczyzn, najwięcej zgonów na drogach w skali Europy, rosną nierówności społeczne. Gdyby w Polsce rósł poziom życia, widziałbym zanikanie nierówności, wzrost wynagrodzeń, dostępu do lekarzy specjalistów w tym psychologów i psychiatrów, wzajemny szacunek, przestrzeganie prawa, pewnie nie wyrażałbym takiej obawy. Doktor Maciej Gurtowski ma tylko do pewnego stopnia rację. Sama broń nie zamieni ludzi w psychopatów strzelających do czego popadnie. Przynajmniej częściowo bowiem człowiek z młotkiem wszędzie widzi gwoździe a człowiek z bronią wszędzie widzi wrogów. Nie bierze też pod uwagę, że prostota jej użycia bywa katalizatorem zachowania agresywnego. Niektóre osoby nie posunęłaby się do zabójstwa przy pomocy broni białej albo obuchowej. Natomiast łatwość wyrządzenia krzywdy bronią palną, pozwala przezwyciężyć pozostałe zahamowania, przez co jednak broń może zamienić ludzi nieagresywnych w agresywnych. Chociażby przez fakt, że zmniejsza się prawdopodobieństwo, że przeciwnik odwdzięczy się sierpowym. Wymiana razów boli. Zatem w pewien sposób broń zmienia ludzi w agresywnych psychopatów albo umożliwia już sfrustrowanym, zaniedbanym jednostkom rozładowanie tejże frustracji. Z nieznanych przyczyn na dzieciach w szkole. Ten wątek wart jest dodatkowej uwagi, bowiem ofiarami zamachowców najczęściej padają dzieci i młodzież szkolna.
Nie chodzi tu o sam obiekt materialny a jego właściwości. Brzmi to trochę paradoksalnie, abstrakcyjnie. Broń jako obiekt, sam w sobie, nie zamieni człowieka ale jego właściwości już tak. Dlatego samochody nie służą do intencjonalnego zadawania obrażeń ale pałka już tak. Jest to dość ciekawe, bowiem do bójek dochodzi rzadziej, gdy żadna ze stron nie posiada niebezpiecznego narzędzia. Dobycie pałki teleskopowej implikuje jej użycie, wedle prostego schematu, dobyłem broni, broni trzeba użyć. Stąd też nóż, pałką, kastet często prowadzą do eskalacji przemocy w sytuacjach konfliktowych. Czynnikiem ryzyka będzie też sytuacja społecznoekonomiczna. W kraju, gdzie spada poziom wykształcenia przeciętnego mężczyzny a wzrasta jego poziom strachu przed kulturowy marksizmem czy LGBT. Równie dobrze można się bać Yeti, Potwora z Loch Ness albo Chupacabry. Rząd doskonale opisał jednak wrażą grupę, która ojczyźnie zagraża. W Polsce optujący za łatwym zakupem kałacha mężczyźni, bardziej boją się gejów niż katastrofy klimatycznej a do tego nie mogą sobie znaleźć partnerek bo poziom wykształcenia kobiet systematycznie rośnie. Przestają przez to być zainteresowane…no właśnie, nikt? Wedle internetowych opowieści, mężczyzna naraża życie ratując ludzi w wypadkach, wynosi kobiety z płonących domostw, wbija gwoździe w ściany i ścina drzewa. Końcowy obraz różny jest jednak od założeń. O ile istnieją kobiety mające bardzo dziwaczne oczekiwania, tak duża, bardzo duża, ich grupa bardziej ceni umiejętność wyboru dobrego filmu czy lektury ponad okazjonalne wbijanie gwoździ. Ile ich też można w te ściany wbijać? Może warto by coś poczytać? Nie? Żartowałem, no co? Przepisy nasi gwoździobijcy też szanują jak sanują. Dopóki jest im to na rękę. Często gęsto, to właśnie oni jeżdżą szybko ale bezpiecznie, bo przecież są tak dobrymi kierowcami. Efekt Dunninga-Krugera się kłania. Nie podejrzewam, by z bronią miało być inaczej. Całe szczęście, że są mniejszością, ale nawet uzbrojona mniejszość jest niebezpieczna. Przetoczenie nie tyle badania co analizy wybranych badań w odwróconej formie jest niemiarodajne. Doktor Gurtowski nie skupia się bowiem na sytuacji, kondycji kulturowej i społecznoekonomicznej danego kraju, która po ułatwieniu dostępu do broni palnej zamienia ludzi w morderców a na fakcie, że materialny obiekt jakim jest broń, tego nie robi. Podobnie jak porcelana. W przeciwieństwie jednak do porcelany, broń w określonych warunkach zaczyna spełniać rolę przeczącą nazwie. Do obrony się nie nadaje za to do ataku wyśmienicie.
Zgodnie ze statystykami CDC czyli Centers for Disease Control and Prevention, w 2020 roku zginęło na drogach 38824 osób. Śmierć w kontakcie z bronią palną poniosło 45222
I teraz najlepsze. Zaledwie 33% mieszkańców USA deklaruje osobiste posiadanie broni a 44%, że mieszka w domu z bronią. Efektem jest facet zabijający dwadzieścia sześć osób w tym dwadzieścioro dzieci w wieku od sześciu do siedmiu lat, z broni matki, którą zastrzelił we śnie a która to matka była wielką broni miłośniczką. I choć z synem od dawna było źle, stwierdzano narastające uczucie niepokoju, stresu, ona wolała kupować broń. Praktycznie nikt się nim nie zajmował. W porządku, mogę spróbować zrozumieć motywacje w posiadaniu broni, ale drodzy zwolennicy spróbujcie zrozumieć moje, nasze stanowisko. Dwadzieścioro dzieci w zamian za prawo do posiadania w domu pistoletu maszynowego i wiaderka naboi? Niewielka cena za perspektywę obrony kobiet i dzieci przed uchodźcami. Racja. Wygraliście.
Rozpatrzmy z tego punktu widzenia wypadek z Teksasu. Wedle wolenników zalania rynku tanią, łatwo dostępną, łatwą w obsłudze bronią dobrze, że napastnika zabito po tym jak zabił TYLKO dwie osoby. Z mojego punktu widzenia wygląda to trochę inaczej. Wolałbym żeby mężczyzna z zaburzeniami psychicznymi, sprawca przemocy domowej nie wylądował na ulicy. Gdyby państwo czy też stan zajęły się tym człowiekiem we właściwym czasie, nie było by przemocy domowej, nie wylądowałby na ulicy, nie zabiłby dwóch osób a sam by nie zginął. Tym bardziej, że władze wiedziały o jego problemach. Dostęp do opieki psychiatrycznej jest w USA marginalny. Dochodzi do takich absurdów, że ludzi czasem nie mających żadnych problemów trzyma się w zakładach na prochach tak długo jak pokrywa to ubezpieczenie a potem wywala za drzwi. Gdy ktoś nie ma takiego ubezpieczenia, nie może liczyć na żadną pomoc. Ciężko mi traktować poważnie ludzi, którzy tak bardzo marzą o pistolecie, że mają w dupie współobywateli. Przy czym, nie przeszkadzała im idea budowy strzelnic w każdym powiecie z publicznych pieniędzy. Zatem social tak, dopóki dla mnie, ale dla innych to już nie. Gdy przeciwnicy promowania i liberalizacji przepisów zezwalających na posiadanie broni palnej korzystają z tych argumentów pada, że niemiarodajne jest opisywanie tylko zabójstw, których dokonali jacyś psychole a nie piszę nic o fajnych ludziach z bronią. Ciekawe jakim też będzie pocieszeniem dla rodzica, że w prawdzie jego dziecko zostało zastrzelone na szkolnym boisku wraz z całą klasą, ale hej, obok szkoły mieszka Pan Stefan, równy chłop. Nikogo nie zabił. Teraz wam lżej? Tak myślałem. Przecież dzieci zabite przez psychola to takie mniej wartościowe dzieci, niż nie zabite przez Pana Stefana. Pozwolę sobie teraz na pewne ale niezbyt duże nadużycie. Oni tego chcą. Zabójcę można zastrzelić z mniejszymi wyrzutami sumienia. Zatem dla ich spokoju ducha dwoje niewinnych dla bohaterskiej satysfakcji? Inaczej nie sposób tego interpretować. Niech się dzieje w imię wolności i radości naszej. Zatem nie ma dyskusji.
Chciałbym też poruszyć argument statystyczny. Rokrocznie wedle waszych, miłośników broni, słów, ginie w USA więcej osób na drogach niż w wyniku wszystkich zajść z udziałem broni palnej. Zgodnie ze statystykami CDC czyli Centers for Disease Control and Prevention, w 2020 roku zginęło na drogach 38824 osób. Śmierć w kontakcie z bronią palną poniosło 45222. CDC podaje również liczbę utonięć. 3960 rocznie. Słownie trzy tysiące dziewięćset sześćdziesiąt. Mamy zatem pewną rozbieżność w informacjach, bowiem często słyszę, że rocznie w wyniku utonięcia ginie więcej osób niż w wyniku kontaktu z bronią palną. Cóż, najczęściej Wy, miłośnicy samopałów, jesteście przeciwnikami aborcji, jako zabójstwa życia nienarodzonego. Mówiąc ogólnie, jesteście konserwatystami. Wyjaśnicie mi, jak możecie akceptować dodatkowe 45222 osób, których życie można ocalić rezygnując z prawa do posiadania broni w USA, czyli nawet nie w waszym kraju, a które to prawo do posiadania chcielibyście importować. Dbacie o każdy płód, który jakoby zostaje zamordowany, ale popieracie zabójstwo każdego z 1065 dzieci w wieku od zera do jedenastu lat, równocześnie zarzucając kobietom hipokryzję, zgniłą moralność, gdy walczą o prawo do aborcji? Naprawdę nie rozumiem. Skoro każdy jeden abortowany płód tak wam leży na sercu, to jakim cudem te dzieci stanowią dla Was argument statystyczny w debacie? Ludzie giną w wypadkach samochodowych więc mogą też ginąć w wyniku postrzału? Nie pojmuję. Gdybyście zaś chcieli wiedzieć, osoby o moich poglądach popierają ograniczenie poruszania się samochodami. Jeżdżę każdego dnia. Tylko „po mieście” robię około dwudziestu tysięcy kilometrów rocznie. Natomiast uważam, że powinniśmy podróżować pociągami. Należy rozbudowywać sieć tras i połączeń kolejowych, transport zbiorowy. Tak by wyeliminować chociaż część transportu indywidualnego na rzecz zbiorowego. Nie pod przymusem ani ograniczeniami. Konkurencją. Wy wolicie samochody. Prowadzicie szybko, ale bezpiecznie. Już mi lepiej.
W pseudo dyskusji czyli agitacji podsycanej przez lobbystów związanych z koncernami zbrojeniowymi oraz racjonalnymi argumentami przeciwników jest to, że każdy mówi o czymś biegunowo innym. Zwolennicy o przepisach a przeciwnicy o badaniach psychologicznych i społecznych. Czym innym jest kwestia ustawodawstwa, tutaj optuję za uszczelnieniem aktualnych przepisów, systemu pozwoleń, badań, jeszcze dokładniejszym niż obecny, a czym innym badania. Przeważnie cytują tylko ustawy, inne niż przytoczona na początku tekstu definicje powszechnego dostępu do broni i wrzeszczą coś na temat rozbrojonego kraju. W chwili gdy drony wyposażone w AI mogą dokonywać prawie samodzielnych decyzji co do likwidacji celów. W terminologii wojskowej jest to siła żywa przeciwnika bodajże. Jeśli powoływanie się na wszystkie drastyczne przypadki, takie jak wystrzelanie dwadzieściorga dzieci w szkole jest niewystarczające, to znaczy że zwolennicy broni z natury rzeczy pozbawieni są szczątkowej empatii. Chcą się przed kimś bronić i gotowi są za pistolet dopłacić cudzym dzieckiem. Ten jeden przypadek postrzelenia dziewczynki w Polsce, pokazuje determinację z jaką ten chłopak się przygotował. Mamy natomiast w szkołach problem z przemocą. Gdy ilość broni wzrośnie i będzie łatwa w obsłudze i dostępie, to ktoś w końcu postanowi się obronić. Ale by było co? Zaszczuty przez kościół i kolegów, którzy mają systemowe przyzwolenie na nienawiść homoseksualny nastolatek wchodzi do szkoły z AK? Posikaliby się radości. Ale hej! Miał prawo się bronić. Po czymś takim będziemy wysyłać dzieci do szkół z kaburami na biodrze czy powstawiamy do szkół bramki i uzbrojoną ochronę? Podejrzewam, że w ich świecie tak. Lepsze to niż ucięcie mowy nienawiści, zadbanie o pomoc tym, którzy jej potrzebują.
Co więcej powoływanie się na badania socjologiczne przed faktem jest trochę bez sensu, bo nie są to żadne badania. Dobijający jest również argument, że to środowisko trzeba poznać, pokręcić się. Czyli trzeba iść i ich zrozumieć, choć oni nie robią nic by zrozumieć co kieruje przeciwnikami, w tym mną. Trochę egoistyczne podejście, ale wcale nie odosobnione. Rozmawiałem chociażby kiedyś z fanami nocnego driftowania na rondach. Też uważają, że społeczeństwo ma ich zrozumieć i będą stwarzać zagrożenie na drogach tak długo aż dostaną tory i place. Ciekawe podejście, ale o ile wiem nazywa się to terroryzmem. Zwłaszcza gdy chwilę wcześniej przeczytało się coś o wybijaniu zębów, byciu pizdą, która nie wierzy w męskie wartości, wykwitach pseudointelektu. Argumentacja taka, napawa mnie prawdziwą ochotą bliższego poznania tych ludzi, przeprowadzenia pogłębionej analizy ich motywacji. Analizy tejże już dokonałem a wyzwiska spowodują reakcję przeciwną czego wynikiem jest ten tekst. Trochę przykrym jest, że zwolennicy mają po prostu gdzieś wszystkie negatywne skutki swoich działań oraz widza tylko czubek własnego nosa. Względnie przyrządy celownicze. Pokazują, że kieruje nimi egoizm i zerowy poziom empatii. Mając w perspektywie strzelaniny w szkołach to nie ważne jak fajnie strzelało się z tego KBKSu a i Glock 17 fajnie w dłoni leżał. Wystarczy, że jest jest w magazynie klubu strzeleckiego i nic ponad to nie jest potrzebne, zwłaszcza w domu.
[aktualizacja 01.04.2022]
Wojna w Ukrainie
22 lutego 2022 Rosja zaatakowała Ukrainę. Zgodnie z analizami generałów od Polski po USA, Rosja podeszła do tej wojny w sposób archaiczny. Działaniom bliżej do tych z lat 1941-45. Liczba fanów posiadania broni w Polsce spadła drastycznie. Polecenie zamknięcia się otrzymuje każdy wzywający do powszechnego dozbrojenia. Uciszają nawet zagorzali fani strzelectwa. Widzicie, posiadanie broni w sytuacji realnego zagrożenia nastręcza problemów. Mając broń wypadałoby jej użyć. Niestety, pomiędzy deklaracjami obrony ojczyzny a realnym zachowaniem zieje zawsze spora przepaść. Ciężko starać się o status uchodźcy bronią w ręce a porzucenie jej oznacza, że zostanie zrabowana przez najeźdźcę. Zatem lepiej jej nie mieć. Przyjmując bardzo optymistyczne założenia, w walkę zaangażowanych jest około miliona ludzi. W czterdziestoczteromilionowym kraju. Łącznie mamy dwadzieścia sześć milionów ludzi w wieku od osiemnastu do pięćdziesiątego dziewiątego roku życia. Dwadzieścia sześć milionów. Tylko co komu po dwudziestu sześciu milionach mówiąc potocznie karabinów, gdy wali artyleria? Nie ma się co wychylać. I ja tak uważam. Nigdy nie chciałem uchodzić za bohatera. Okazało się, że przeciwko czołgom, kolumnom wojska świetnie sprawdzają się drony. Choć Ukraińcy walczą z bronią w ręku, to skomputeryzowane albo autonomiczne urządzenia zadają olbrzymie straty. Trzeba też pamiętać, że z chwilą ataku na wrogie wojsko przestajesz być cywilem. Więc jeśli ktoś przeknuje Was do zrywów narodowych, to pamiętajcie, że ma w tym jakiś interes. Na naszą szkodę. Dodatkowo bombardują miasta z dużej odległości co skutecznie uniemożliwia kontratak. I choć w szeregach armii ukraińskiej jest wielu ochotników, to maja też przeszkolonych dowódców, którzy nie pozwalają im pójść w rozsypkę. Morale ważna rzecz, ale ktoś z głową dowodzić musi.
Patronite Herbata i Obiektyw
Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda . Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw