Reżimy skopiczne

Reżimy skopiczne

Reżimy skopiczne. Cóż za dziwnie brzmiący termin. Jak to zwykle bywa, nie ma on jednoznacznej definicji i różni badacze i publicyści definiują go sobie różnorodnie. Można go tłumaczyć jako „hierarchia widzenia” lub „uwarunkowanie widzenia” albo też „przymus niewidzenia”. Dziś zajmiemy się tym, dlaczego jedne rzeczy są widzialne a inne nie.

Widzieć

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego jedne rzeczy niejako z automatu wpadają wam w oko a inne właściwie pozostają niezauważone? Cóż, spróbuję powierzchownie i pokrótce odpowiedzieć na to pytanie gdyż studia na kulturą wizualną to złożona sprawa, która nie pozwoli wyjaśnić się w jednym, krótkim wpisie. I na nic marudzenie, że wszystko można wyjaśnić prosto i krótko, bo zagadnień jest na tyle dużo, że tworzą nawet w skrótowej formie opasłe księgi.

Kulturę wizualną można zdefiniować jako wszystko co widzialne lub sprowadzone do obrazów, przedmiotów, ich produkcji, oceny. Możemy się oczywiście rozwodzić nad zakresem tego zagadnienia, co jest bardzo słuszne. Możemy przyjąć, że każda kultura jest wizualna, ale w kontekście przekazywania, przenoszenia treści kulturowych może istnieć jeszcze wersja oralna, czyli podania przekazywane z ust do ust na przestrzeni pokoleń, przy zaznaczeniu że ich jedynym nośnikiem, formą utrwalenia jest ludzka pamięć. Następnie można wykorzystać pismo, które można wliczyć już do kultury wizualnej. Zatem wszelkiej maści podania ustne to kultura oralna a taka, która wykorzystuje pismo, obrazy to kultura wizualna. Czyli określenie kultura audiowizualna nie byłoby wcale nietrafionym. Nagranie może w formie niezmienionej przetrwać całe pokolenia.

Nie małą rolę odgrywa tu pytanie, co wolno utrwalać w postaci obrazu i w jaki sposób. Pozornie możemy robić to jak chcemy. Jesteśmy jednak ograniczeni i to na dwa sposoby. Do naszego mózgu nie docierają wszystkie bodźce zmysłowe. A raczej docierają jeśli znajdujemy się w ich zasięgu, ale masę z nich mózg ignoruje abyśmy tych zmysłów nie postradali.  Wróćmy na chwilę do eksperymentu Aldousa Huxleya z meskaliną, który opisał w książce Drzwi Percepcji. Gdybyście całą uwagę skupiali na każdym docierającym bodźcu właściwie nie bylibyście w stanie niczego się nauczyć, zrealizować. Stąd też zachodzi potrzeba ignorowania części z nich. Jest to niezbędne by w ogóle żyć, funkcjonować. Istnieje jednak druga grupa filtrów, które są filtrami kulturowymi.

Sposób w jaki postrzegamy świat moglibyśmy nazwać matrycą widzenia. Otrzymujemy pewien wzór tego co może, powinno być widziane, jak powinno być widziane, oraz tego, co powinniśmy skrzętnie omijać wzrokiem. Czasem nie dostrzegamy tego, w otoczeniu czego się wychowujemy. Odrzucamy to, co jest kulturowo nieakceptowane. Gdy otacza nas doskonały świat, doskonałych ludzi, nie zauważamy tych mających jakiekolwiek mankamenty. W malarstwie, było więcej miejsca dla niedoskonałości albo najgorszej z chorób trapiących ludzkość – starości. Matryca ta z czasem się utrwala, tężeje i bardzo ciężko ją zmienić co nie znaczy że zmiany, nawet gwałtowne, nie są możliwe.

Nauka fotografowania

Naukę fotografowania podzieliłem na trzy etapy.

Na pierwszym etapie, jesteśmy już w pewien sposób uwarunkowani. Wpływa na to cała kultura, wychowanie. Nikt nie będzie tracił czasu na brzydką koleżankę czy kolegę. Proces ten można zbiorczo nazwać socjalizacją, czyli przyswajaniem sobie wartości danej społeczności, grupy. Pierwszą grupą jest najczęściej najbliższa rodzina, następnie uczymy się zasad obowiązujących w kolejnych grupach, chociażby koleżeńskich czyli także tej fotograficznej. Pozorny chaos, swoboda twórcza wynika tutaj z przynależności do grupy początkujących, ale już widać pewne aspiracje, do czego młody fotograf dąży. Do bycia akceptowanym przez starszych fotografów, którzy już mają na koncie akty, modelki czy wspaniałe sesje sportowe i produktowe. Musi zatem przyjąć wartości przez nich akceptowane, nauczyć się jaką estetyką operują i zacząć ją naśladować. Dotyczy to także tematyki, kompozycji. Niedouczeni, pozwolimy sobie na to słowo, koledzy demonstrujący efekt Krugera-Dunninga, będą podsyłać nazwiska, których notabene jest dziesięć, które każdy fotograf powinien znać. Oprócz pouczania wszystkich w oparciu o własną wątpliwą wszechwiedzę, fotografowie z pewnym stażem robią coś jeszcze. Próbują zamknąć młodych adeptów i adeptki sztuki fotograficznej w pewnej bańce. Ich wybory mają być potwierdzeniem ich wyborów. Mało kto powie, że nie jest pewny czy obrał dobrą drogę w fotografii, pozwalając innym na swobodne poszukiwania. Mowy nie ma. Ziarno wątpliwości nie ma prawa upaść a co dopiero wykiełkować. Czasem mam wrażenie, że dla spokoju ducha starają się ignorować fakt, że sztuka podlega przemianom. Malarstwo flamandzkie i symbolizm to dla nich po prostu sztuka dawna. 

Przechodząc na drugi etap ponownie wykreślmy całą listę tematów, które są nieakceptowalne. Jeszcze rok wcześniej mały czerwony listek budziłby w nas zdumienie a teraz nawet nie zauważamy jego istnienia, jako czegoś niegodnego. Skupiamy się wówczas na konkretach, które przyciągają oko widza, ale jest ich już relatywnie niewiele. Uczymy się nie widzieć kolejnych rzeczy, nie trafiają one do naszej świadomości. Zubażamy nasz świat widzialnego. Uczymy się odwracać wzrok i obiektyw. Na tym etapie pozostaje większość fotografów, przez całą swoją karierę. Największą tutaj obawą jest odrzucenie przez fotografujących i oglądających. Ci drudzy przechodzą identyczny proces edukacji. Wpadają w bezkciukowy gniew gdy widzą coś, czego zobaczenia się nie spodziewali. Jak możemy zatem mówić o wyrażaniu siebie, skoro nie ma żadnych nas? Jest jedynie internalizacja masowych gustów. Pamiętacie pewnie, że nie lubimy żyć w dyskomforcie. Ceną za akceptację ze strony otoczenia, jest przyjęcie poglądów też otoczenia jako własnych. Dotyczy to także sposobu w jaki fotografujemy.

Trzeci etap to próba rozbicia owej matrycy. Częściowo pisałem o tym omawiając brzydkie zdjęcia, które budzą zdziwienie banalnością równocześni osiągając status sztuki a czasem wręcz ikon sztuki XX wieku oraz przy okazji omawiania pokrótce sztuki współczesnej w ogóle. Często fotografowie powracają do tematów podejmowanych na pierwszym etapie, ale teraz sytuacja ma się zupełnie inaczej. Robią to z pełną świadomością, szukając rzeczy, które nie powinny zostać zauważone. Fotografia wszak jest sztuką widzenia, szukania tego co niewidzialne i często nadawania temu sensu. Tworzenie nowej widzialności, czemu towarzyszą spory. Trzeba powtarzać do znudzenia, że fotografia to dziedzina sztuki taka sama jak każda inna i nie jest monolityczna. Tam gdzie jedni dostrzegają sztukę, inni widzą przerost formy nad treścią. Banalne przedmioty podnoszone do rangi sztuki również znajdują się w ogniu krytyki, bowiem sztuka to jakaś wypadkowa emocji, idei, ekonomii, marketingu, nurtów myślowych i współpracy oka z ręką. Raz jeszcze powtórzę, że gdy uda się sztukę jednoznacznie zdefiniować, przestanie być sztuką. Równocześnie warto pamiętać, że przełamywanie kulturowych tabu, również się tutaj zalicza.

Reżimy skopiczne

Nie jest to jednak koniec problemu, bo istotny jest także sposób w jaki coś albo kogoś przedstawiamy na obrazie albo jak postrzegamy, interpretujemy. Sposób w jaki fotografujemy na przykład ludzi starych dowodzi jak postrzegamy starość. Starości trzeba się bać. Jest to niejako okres chorobowy w życiu. Z jednej strony starość sama w sobie jest chorobą z drugiej jest czasem przepełnionym chorobami. Czasem smutku i namysłu nad rzeczami ostatecznymi. Boimy się starości i traktujemy ją jak chorobę. Równa się ona biedzie i upokorzeniu. Osoba młoda może mieć styl życia, osoba stara może mieć smutne spojrzenie, błagalnie wlepione w obiektyw. Starość to także czas samotności, gdy odchodzą przyjaciele. Na zdjęciach, w otoczeniu, osób starych często nie ma ludzi młodych. Są tak skomponowane, by starzy byli w otoczeniu starych. Nie oznacza to, że wszystkie osoby starsze zostają bezdusznie porzucone przez dzieci. Sposób w jaki przedstawiamy starość jest naszym wyobrażeniem o starości, której się boimy, a która może nas czekać. Stanowi to nasze wyobrażenie o tym etapie życia w naszym położeniu socjoekonomicznym. Wystarczy bowiem wspiąć się wyżej i sytuacja diametralnie się zmienia.

Popatrzmy na to jak przedstawiamy kobiety, mężczyzn czy dzieci. Można na podstawie zdjęć określić stosunek kobiet do kobiet, mężczyzn do mężczyzn i tak dalej. Już w poprzednich testach wykorzystywałem ten przykład i wykorzystam jeszcze raz. Mężczyzn fotografuje się inaczej niż kobiety. Sesja gwiazdy filmowej, o ile jest kobietą do tego młodą, musi zawierać w sobie pewną dozę erotyzmu. Aktor w słusznym wieku, będzie chętniej fotografowany niż aktorka. Zatem starość jest akceptowalna u mężczyzn o pewnym statusie społecznym, ale nie u kobiet. Wprawdzie widać pewne oznaki zmian, ale ciągle stanowią mniejszość. W przypadku kobiet, których nazwisko nie stanowi formy promocji dla nowego hitu z postaciami Marvela, jedyną opcją jest przedmiot, seksualna zabawka ciesząca oko widza. Ergo, postrzegamy kobiety jako seksualne obiekty, lalki. Dzieci zaś muszą być zawsze roześmiane, potwierdzając nasze wyobrażenie beztroskiego dzieciństwa. Schematów takich jest cała masa. Brak zaś krytycznego myślenia, będzie sprawiał, że kobiety, mężczyźni wpędzać się będą w anoreksję, bigoreksję a dziecko o smutnych oczach, będzie przejawem rodzicielskiego niepowodzenia. Model i modelka w rozmiarze zwanym „zero”, przyzwyczajają nas do pewnego standardu. Osoba od niego odbiegająca będzie postrzegana jako otyła, choć najpewniej jest zdrową, sprawną osobą. Oceniamy jednak na podstawie tego co widzimy a nauczono nas postrzegać chudość jako zdrową. Dobrze zbudowany, sprawny mężczyzna, będzie postrzegany jako chudy, niepełnowartościowy. Sam również będzie postrzegał się w ten sposób. Otwarcie skrytykujemy kogoś za promocję otyłości, ale sami nie pomyślimy, że nasze własne zdjęcia, ich retuszowanie, zaburza w ludziach postrzeganie ich ciał, wpędzając ich w kompleksy i zaburzenia.

Zabawa się jednak nie kończy. Ze zdjęć bardziej świadomych fotografów uczymy się jak postrzegać otaczający świat. Za każdym razem gdy w fotografii dochodzi do jakiegoś przełomu i zdjęcia tego czy innego artysty trafiają do tak zwanego głównego nurtu uczymy się je powielać ale bezrefleksyjnie. Wprowadzenie nagości do powszechnego obiegu spowodowało, że cała masa ludzi fotografuje nagich ludzi. Ta masowość wpływa na nasz sposób widzenia i każdą osobę postrzegamy w takiej kategorii. Pewne formy oddziałują na nas mocniej niż inne. Portrety w stylu Gierałtowskiego jakoś się nie przebiły choć uchodzą za sztukę wielką, tylko nikt za bardzo nie wie czemu ale każdy głową z aprobatą kiwa. Nie potrafimy postrzegać w tych kategoriach, nie jesteśmy w stanie nauczyć się pewnych form widzenia świata nawet poprzez naśladowanie. Raz jeszcze dowodzi to naszego ograniczenia.

Przełamać schematy

Przełamanie tych schematów jest bardzo trudne. Łam reguły, przeczytasz w każdym poradniku jak być lepszym fotografem z pretensjonalnym dopiskiem, że najpierw trzeba je poznać i zrozumieć. Dotyczy to przede wszystkim zasad kompozycji, oświetlenia i jest o tyle zwodnicze, że mało który fotograf je zna. Przede wszystkim zaś boimy się odrzucenia przez pozostałych, więc fotografujemy to co oni. O ile całkowity nonkonformizm jest niemożliwy do osiągnięcia, tak można negować niektóre wartości którymi kieruje się grupa. Poprzez analizę zdjęć, ich treść możemy łatwo powiedzie, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent fotografów posiada wrażliwość żelbetu. Stwierdzenie, że wśród fotografów wiele jest osób wysokoważliwych, które widzą i czują więcej można spokojnie włożyć między bajki na temat romantycznego wyobrażenia artysty. Wrażliwość nie wydaje się być cechą wrodzoną. Rozwija się jeśli ma ku temu sprzyjające warunki. Większość osób może po cichutku uważa, że jest wrażliwa ale po co się okłamywać. Skoro posiadacze tej niejednoznacznej cechy jakoby widzą i czują więcej to jakim cudem wszyscy widzimy to samo tak samo? Prawdziwie wrażliwych jest bowiem niewielu, promil wszystkich fotografujących. Największe wyzwanie stoi przed osobami, które wychowały się i dorastały w bardzo nietolerancyjnych, zamkniętych społecznościach. Ich wrażliwość zostaje ograniczona jeszcze bardziej niż pozostałych, co nie oznacza że zmiana nie jest możliwa. Istotne są jednak motywacje, którymi kieruje się jednostka sięgając po aparat fotograficzny. Niewidzialne, jest tutaj doskonałym przedmiotem zainteresowania socjologii wizualnej. Niewidzialne oznacza nieakceptowane, nietolerowane. Badania nad kulturą wizualną, to zatem badania nie tylko nad tym co widoczne ale przede wszystkim nad tym co poza nawias widzialnego wyłączone.

Wszyscy jesteśmy w pewien sposób uwarunkowani do widzenia lub też niewidzenia czegoś. Gdy przeanalizujemy zdjęcia na które trafiamy każdego dnia, okaże się, że są one dokładnie takie same. Równocześnie artysta, może wprowadzić coś w pole widzialnego i staje się to akceptowalne ale też jak pokazuje historia, nie zawsze. Ogólnie rzecz biorąc naśladujemy, dodatkowo naśladując tylko to, co w jakiś sposób pokrywa się z naszym światopoglądem. Gdy ktoś o odpowiedniej pozycji społecznej stwierdza iż od tą wolno widzieć, wówczas możemy śmiało podążyć w tym kierunku, choć jak zwykle jest jakieś ale. Pewne nurty utrzymują się tylko przez okres życia danego artysty, który je podtrzymuje i umierają wraz z nim. Mimo to, jeśli damy sobie trochę czasu i przeanalizujmy zdjęcia, nawet najpopularniejszych współczesnych twórców. Okaże się, że są tylko pochodną zdjęć kilku najbardziej uznanych, często już nieżyjących artystów, którzy mieli możliwość przełamywania pewnych schematów. Garstka ta to właśnie osoby wykazujące się pewną wrażliwością, ale też nonkonformizmem, który pozwala znieść, zmierzyć się z odrzuceniem. Większość z nas tego nie potrafi.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉