Reportaż socjologiczny herbataiobiektyw, 30 stycznia, 201826 listopada, 2023 Reportaż socjologiczny to dość niejasne sformułowanie. Stanowi formę wypowiedzi, stosowaną przez fotografów do opowiadania o zjawiskach społecznych. Sam termin, nie jest do końca jasny ani precyzyjny. Socjologowie często go unikają a fotografowie rzadko stosują. Mimo to taka kategoria fotografii istnieje. Fotografowie nie interpretują cudzych prac. Poprzez sam kadr dokonują wyboru, interpretacji zaobserwowanego zjawiska ale jeśli przestawia ono jakiś problem nie szukają rozwiązania. Przywożą jedynie obrazy, które mogą stanowić wartość samą w sobie, posłużyć komuś do dalszych badań albo skłonić do podjęcia działania. Nim przejdziemy dalej, warto wyjaśnić sobie oba terminy socjologia wizualna reportaż socjologiczny Socjologia wizualna to subdyscyplina socjologii, której przedstawiciele za obiekt swojego zainteresowania obrali sobie wszelkiej maści obrazy. Zdjęcia, filmy, obrazy, rysunki, grafiki. Wszystko. Socjolog, może osobiście wykonywać zdjęcia, może badać obrazy które już istnieją, albo pozwolić badanym, by je dlań wykonali. Obrazy mogą stanowić również pomoc w trakcie wywiadu, być bodźcem do dyskusji. Reportaż socjologiczny to taka subdyscyplina fotografii. Przeważnie zajmują się nią fotograficy, o zacięciu społecznym. Nie zawsze są socjologami z wykształcenia jak choćby Lewis Hine, ale odczuwają potrzebę opowiadania o ludziach. Oczywiście reportaż socjologiczny może być przedmiotem zainteresowań socjologów, stając się elementem socjologii wizualnej i tak dalej. Jak pewnie zauważyliście w tekstach obie definicje, są użyte na krzyż. Jak mi było wygodnie i wedle potrzeby, tym bardziej że fotografia jako taka i socjologia są ze sobą naprawdę ściśle związane. Można też pokusić się o nowe nazewnictwo. Zamiast stosować popularny termin reportaż socjologiczny można zacząć stosować zwrot fotografia socjologiczna, bo nie zawsze zdjęcia, które zwróciły uwagę na jakiś temat były reportażem. Można tutaj przytoczyć wiele słynnych już reklam autorstwa Oliviero Toscaniego. Ów reportaż to historyczna naleciałość. Reportaż socjologiczny O mariażu socjologii i fotografii pisałem nie tak wcale dawno, zatem historię mamy za sobą, potrzebujemy jednak dwóch słów przypomnienia. Reportaż socjologiczny ma swoje korzenie w XIX wieku. Wywodzi bezpośrednio z fotografii dokumentalnej, uprawianej przez bogatsze warstwy społeczeństwa, którym przyświecały mniej lub bardziej pozytywistyczne idee. Twórcą tychże był Agust Comte, który uważany jest równocześnie za jednego z pionierów socjologii. Niestety tamte naleciałości sprawiły, że termin socjologiczny stał się synonimem ubóstwa a raczej jego obrazowania. Społeczeństwo nie składa się tylko z ludzi biednych albo żyjących na tak zwanym marginesie lub w wykluczeniu. To także ludzie bogaci, wykształceni, żyjący w dobrobycie albo chociaż w obrębie klasy średniej. Fotografujących ich określamy jednak mianem fotografów lifestylowych. Powoduje to, że socjologia jawi się jako analiza ubóstwa. Samo w sobie to nic złego, jak najbardziej należy to robić, równocześnie poszukując rozwiązań. Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną zbieżność pomiędzy fotografią a socjologią. Obie przyjęły postawę bezstronnego, nieingerującego obserwatora. Tymczasem rozwiązanie jest tak samo istotne jak diagnoza przyczyn i zrozumienie problemu. Fotografowie często, z czasem, stali się artystami. Artyści mówią, nagłaśniają ale oczekują że ktoś inny zajmie się problemem, przez nich nagłośnionym. Przy czym, nie zawsze chodzi o problemy. Czasem dwuznaczną moralnie pozostaje kwestia estetyzacji biedy oraz zarabianie na niej, co często się zdarza. Można odnieść wrażenie, że próbujemy jakoś uwznioślić, uszlachetnić ubóstwo i cierpienie. Wykorzystać jedynie dla poprawy własnego samopoczucia. Stąd też wiele zdjęć posiada silny walor estetyczny, który ma złagodzić ich wydźwięk, uspokoić odbiorcę by nie odczuwał zbyt długo nieprzyjemnego dyskomfortu. Wszak nie od tego jest galeria, nie od tego wernisaż by czuć się źle. fot. Jan Brykczyński / cykl „Boiko” Madonna z dzieciątkiem fot. Dorothea Lange / Migrant Mother Symbolicznym przykładem nie będzie historia Wędrującej Matki, której pewnie wielu po dziś dzień nie zna z imienia i nazwiska. Florence Owens Thompson. Nie można powiedzieć, dożyła lat osiemdziesięciu, ale ostatnie lata życia nie były dla niej łatwe. Przez lata jawiła się jako ikona, Madonna z Dzieciątkiem. Pozostała trójka…no właśnie, trójka. Zdjęcie na którym pojawia się czwarte dziecko nie jest często publikowane, bo mogłoby nie zyskać przychylności. Dziecioroby same są sobie winne biedy a w trójce jest jakaś magia. Trójka dzieci jest ok i zyska przychylność opinii publicznej. Migrująca czy też wędrująca matka przestaje być Florence. Dochodzi do rozdzielenia na dwie różne osoby. Gdy Florence podupada na zdrowiu zdjęcie ma się całkiem dobrze. Tu się coś sprzeda za $244,500, tam za 141,500, choć faktem jest że na długo po śmierci Thomson. Za jej życia dzięki zdjęciu nazwisko Lange zyskuje rozgłos. Nikogo nie obchodzi los Florence, której dzieciom udaje się zebrać 35 000 na leczenie matki, która nie ma ubezpieczania społecznego. Zdobywają 35 000$, przez wzgląd na słynne zdjęcie. Florence i Matka to dwie różne osoby. Usprawiedliwieniem może być, że Lange byłą jedynie szeregowym pracownikiem a dzięki zdjęciu rząd federalny wysyła dostawy żywności głodującym. Zarzutem, że kobieta ze zdjęcia nie może opłacić leczenia a autorka sprzedaje odbitki na aukcjach. Pokazać niewidzialne Kiedyś dokładnie omówimy sobie reżimy skopiczne ale dziś niech wystarczy nam, że termin ten oznacza co wolno widzieć. Dzięki zdjęciom Mapplethorpe’a, Fiony Clark czy Nan Goldin zmienia się postrzeganie osób homoseksualnych i transseksualnych. Ogólnie społeczności LGBT. Mapplethorpe narusza też rasowe tabu, prezentując dobrze zbudowanych, czarnoskórych mężczyzn jako obiekty seksualne. Nim przeszedł do fotografii studyjnej, bywał w różnych miejscach z aparatem w ręce, jako fotoreporter lub dokumentalista. Pamiętajcie, że niektóre stany uchyliły zakaz mieszanych rasowo małżeństw dopiero w latach 60, ale świadomość pozostała. Czarni homoseksualiści byli dla części społeczeństwa ciosem o nieopisanej sile. Starano się za wszelką cenę bojkotować jego wystawy, ale było już za późno. Szturmem wszedł do świata sztuki, który to świat robił mu relatywnie niewiele trudności. Jego wrogami byli urzędnicy, którzy chcieli dbać o moralność swoich owieczek. Podobny efekt osiągnęła Cindy Sherman, która nie ma nic wspólnego z reportażem, ale jej Untitled Film Stills, powiązane z women’s studies a później gender studies wkurzyły kilka osób, przez co zwróciły dodatkową uwagę, na kwestie zależności płci w kulturze. Tutaj trzeba wrócić raz jeszcze do nazwiska Goldin i jej słynnego cyklu, projektu, zwał jak zwał, Ballad of sexual dependency pokazującego między innymi przemoc domową. fot. Nan Goldin / Ballad of sexual dependency Sukces odniósł też Lewis Hine, który zwrócił uwagę rządu USA i społeczeństwa na niewolniczą pracę dzieci w kraju, który lansuje się jako ostoja wolności i równości. Zdjęcia jego były opowieścią i dokumentem, który wzmacniał przekaz. Sucha statystyka, raport bez zdjęć nie odniosłaby takiego sukcesu. Choć w skali kraju, ten sukces jawił się dość mizernie. Potrzeba było dwudziestu lat by ktoś spróbował coś zrobić. Mimo to się udało. Fotografowie mogą wpłynąć na los tych, których fotografują. Niewidzialni stają się widzialni, a być widzianym to już duży sukces. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne O fotografii Przemyślenia Socjologia Socjologia wizualna Agust Comteamerican psychiatric associationBallad of sexual dependencyBoikoczłowiekDorothea Langefotografia społecznahumanizmJan BrykczyńskiLewis HineludzieNan Goldinreportaż socjologicznyspołeczeństwo