Rzecz o otyłości i populizmie herbataiobiektyw, 23 kwietnia, 202423 kwietnia, 2024 Otyłość jest jedną z chorób cywilizacyjnych. Jak wiadomo, dawniej ludzie łączyli ciężką, uczciwa pracę z deficytem kalorycznym przez co cieszyli się smukłą sylwetką. Ujmujący, eufemistyczny populizm, który okazuje niesamowicie skuteczny. Otyłość „w Polsce wśród osób w wieku 20 lat i więcej, 53% kobiet i 68% mężczyzn ma nadwagę, a 23% kobiet i 25% mężczyzn było otyłych„. Czyli raptem 7% mężczyzn i 24% kobiet może pochwalić się w miarę prawidłową masą ciała, bowiem w tej grupie zawierają się też osoby z niedowagą. Nie ma sensu obrażać się na fakty, otyłość jest chorobą, którą można interpretować na dwa sposoby. Przede wszystkim może być chorobą samą w sobie, prowadzącą do kolejnych, lub być spowodowana innymi zaburzeniami. Wówczas także prowadzi do kolejnych problemów zdrowotnych. Z tym się zgodzić należy, tym nie należy polemizować. Z czym natomiast polemizować trzeba, to powody rosnącej fali otyłości i sposób w jaki się o niej pisze. Blogerzy popularnonaukowi, choć dużo bliżej im do populizmu, ślizgają się po skali naiwnej troski i pisania w sposób jakby studiowali na czymś imieniem Józefa Stalina. Człowiek stanowi dlań właściwie tylko jednostkę statystyczną. Niektórzy dochodzą już do poziomu, na którym dowodzą jakim obciążeniem dla budżetu jest otyłość, jakie niesie skutki środowiskowe. Efektem jest wniosek, iż otyli, czyli chorzy, zatruwają środowisko. Bez względu na to czy piszącym kieruje jakaś troska czy też nie, najczęściej jednak nie, wszyscy piszą to, co czytelnik chce usłyszeć. Populizm ten jest większym problemem niż sama otyłość. Najwięcej atencji przyciągają te publikacje, które wprost lub w sposób zawoalowany piętnują chorych, jako zagrożenie dla społeczeństwa, osoby leniwe. Wiadomo bowiem, że otyli są mniej wydajni w pracy, częściej pracę tracą, mają problemy z jej znalezieniem, przez co zdrowa część społeczeństwa jest bardziej obciążona podatkowo by tych nierobów utrzymać. Tutaj powinny zapalić się wszystkie czerwone lampki ostrzegawcze, ale przeważnie nie zapalają. Gorzej, błyszczą intensywnym zielonym światłem bowiem informacja taka pokrywa się z oczekiwaniami oglądającego. Warto zwrócić uwagę na język jakim posługują się publicyści populistycznonaukowi. Zwroty takie jak „niewłaściwe nawyki żywieniowe”, „brak ruchu” są formalnie całkowicie poprawne, ale sugerują winę dotkniętych otyłością. Sprawia to, że gniew słuchaczy ogniskuje się na Innym, który nieświadom jest swych wad i zaniedbań. Tworzenie Innego, to jedna z najlepszych sztuczek publicystycznych jakie można zastosować. Widz, czytelnik, ogólnie odbiorca danego materiału, to osoba światła, otwarta, choć częściej na nienawiść niż na wiedzę. Inny to osoba głupia, prosta, zamknięta, nierozumiejąca, co właściwie się z nią dzieje. Co gorsza trzeba ją chronić przed nią samą, ale też siebie przed nią. Zdrowi muszą stawić opór chorym którzy niszczą społeczeństwo. Tylko przed kim, skoro „w Polsce wśród osób w wieku 20 lat i więcej 53% kobiet i 68% mężczyzn ma nadwagę, a 23% kobiet i 25% mężczyzn było otyłych„. Czyli raptem 7% mężczyzn i 24% kobiet, może pochwalić się brakiem nadwagi. Niestety, w raporcie brak było danych na temat niedowagi. Lenistwo to doskonała odpowiedź dla leniwych umysłów. Pozwala różnorodne kwestie przekuć w cechę charakteru jednostek, które tym samym stają się odpowiedzialne za wszystko. W psychologii nazywa się to podstawowym błędem atrybucji, który działa jednak bardzo wybiórczo. Otóż, osobom ocenianym, które oceniający lubi, szanuje albo czuje doń sympatię, nie przypisuje się negatywnych cech. Raczej szuka się wyjaśnień środowiskowych. Jeśli bliski przyjaciel zdradza żonę, to ma ku temu dobry powód. Jeśli żona zdradziła najlepszego przyjaciela, to wiadomo, że jest osobą puszczalską, zdradziecką, o słabym charterze. Prawdopodobnie osoby otyłe zdradzają oczekiwania estetyczne, poprzez swoje lenistwo i słaby, grzeszny charakter. Tym bardziej, ze cała narracja nosi znamiona religijności. Rozważana jest kategorii grzechu, niż zjawiska społecznego, co chyba odbiorcom nader odpowiada. Człowiek szlachetny, prawy, jest pracowity, nie ulega słabościom ciała. Tutaj należy zwrócić uwagę na największa manipulację, jakiej dopuszczają się publicyści. Chodzi o użycie określenia „zmiana stylu życia”, który jest całkowitym idiotyzmem, bowiem styl jest intencjonalny. Styl życia, to w pełni świadomy wybór a nie zawężone pole działania. Można znaleźć definicje, iż jest to charakterystyka klasowa, ale nie popieram jej, ze względu na brak dobrowolności. Mówiąc o zmianie stylu, sugeruje się dobrowolny wybór zmiany zdrowego stylu życia na szkodliwy, niezdrowy. Zatem otyłość, jest świadomym wyborem ludzi, którzy odrzucili zdrowy wysiłek fizyczny polegający na pracy w toksycznych wyziewach fabryki, kopalni, hucie, na rzecz siedzenia przed komputerem. Styl życia to wybór, którego można dokonać samodzielnie. Mało który potomek rodziny z warszawskiej klasy średniej wybierze się uprawiać rolę albo hodować alpaki. Chyba, że uciekając od miejskiego zgiełku postanowi przenieść się na wieś, by zapewnić mieszkańcom Polski kraftowe, ręcznie szyte swetry z alpak. Tylko czy to jest sty życia czy kampania reklamowa lansująca określony styl życia dla pracowników warszawskiego Mordoru, którzy po godzinach będą się lansować w swetrach z alpaki? Zatem mówienie, że samochody to styl życia a nie codzienna konieczność, zasugerować ma lenistwo, wybór, pełną świadomość działania na szkodę swoją i planety. Można by spierać się, czy styl życia powiązany jest z zarobkowaniem. Osobiście uważam, że styl życia, to prywatna sfera przyjemności, hobby, ostania orewllowska ostoja indywidualizmu i indywidualnej wolności. Będzie nim zaszywanie się w domowym zaciszu z książką albo rokroczne wyporowy do Patagonii, czyli działalność niezarobkowa, dobrowolna a nie podyktowana koniecznością. Odwraca też uwagę od prowadzącego, który niczym piskorz wyślizguje się z sieci potencjalnych pytań o bardziej złożone przyczyny aktualnego stanu rzeczy. Jakość żywności, przestrzeń, ekonomia, edukacja, to kwestie które należy rozważyć, w dodatku kompleksowo. Doskonałym przykładem jest przestrzeń, która, a jakże, na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat zmieniła się w bardzo nieprzyjazną. Peerelowskie osiedla były przestrzenią otwartą, która oferowała możliwość swobodnego przemieszczania się pomiędzy blokami. Również przestrzeń do zabaw była łatwo dostępna i dosyć gęsta. Ostatnimi czasy, drzewa które zapewniały cień, są systematycznie wycinane. Spadź brudzi karoserie, drzewa są drogie w utrzymaniu a co najważniejsze, zajmują cenne miejsce pod parkingi. Wraz ze wzrostem ilości zmotoryzowanych, rośnie zapotrzebowanie na przestrzeń do parkowania. Samochody zaś powodują problemy takie jak uszkodzenia mechaniczne, które może spowodować celnie kopnięta piłka. Ilość pojazdów sprawia, że nie można już zostawić dziecka na placu zabaw bez nadzoru. Dla bezpieczeństwa, otacza się place zabaw siatkami, przez co przypominają kojce. W dodatku wylewane są jakąś podejrzaną substancją, która rozgrzewa się do absurdalnych temperatur. Połączenie tego z brakiem drzew, stwarza przestrzeń nienadającą się do życia. Osiedlowe górki, które służyły młodszym dzieciakom do zabawy na sankach, często prowadzą teraz prosto pod koła pojazdów albo zostały zamienione w parkingi, czasem osiedla. Ubywa zatem przestrzeni rekreacyjnej, albo staje się ona coraz bardziej niebezpieczna, dalece wykraczając poza stłuczone kolana i otarte łokcie. Nie jest jednak tak, że wszyscy motywują swe działania w ten sam sposób. Nie bez znaczenia pozostają zjawiska towarzyszące blokowiskom w latach 70, 80 czy 90. Choć doskonałe przestrzennie, stały się ośrodkami narkomanii, które skutecznie przerażają współczesnych rodziców. Nie wszystkie dzieci tak beztrosko hasały między klatkami a niektóre nabawiły się nieprzyjemnych wspomnień. Dla osób urodzonych pod koniec lat osiemdziesiątych, które nie doświadczyły narkomanii poprzednich dekad, czynnikiem ograniczającym przebywanie pod blokiem od rana do wieczora była przemoc. Okłamywanie się nie ma sensu. Wspominane z nostalgią radosne bójki na pięści to jakaś bajka, którą opowiada się bez większego namysłu. Dzieciaki zwyczajnie bały się wychodzić, bowiem przeważnie nie dochodziło do honorowej solówki tylko grupowych pobić. Tam gdzie grasujące po osiedlach bandy, tam alkohol, pierwsze niechciane ciąże, bo łobuz kocha najmocniej. Ograniczenie wychodzenia z domu jest zatem podyktowane wspomnieniami z własnej młodości, kiedy przyjemna przestrzeń blokowisk nie była aż przyjemna, zważywszy na zjawiska społeczne. Stąd też najistotniejsze są nie motywacje rodzicielskie jako pokolenia a jako przedstawicieli poszczególnych grup. Może się okazać, iż są to motywacje na tyle złożone, wielorakie, wielowymiarowe, że nie sposób zawrzeć je w dziesięciominutowym filmie na YouTube. Młodociany górnik Tutaj otwiera się kolejna kwestia, mianowicie edukacji, bowiem szkoły nie mają żadnej oferty zajęć pozalekcyjnych. Ów zły peerel oferował siatkówkę, koszykówkę, sprint i boks. Tak moi mili, w szkołach można było wymieniać razy i następnie startować w młodzieżowych zawodach bokserskich. Dziś zajęcia tego typu to koszt około 200 złotych za miesiąc, czyli osiem treningów. Wydaje się, że to mała kwota, ale osiem godzin ruchu miesięcznie to niewiele. Na więcej rodzice często nie mają środków, nawet korzystając z programu pięćset a obecnie już osiemset plus. Zważywszy na coraz niższą jakość edukacji, trzeba jeszcze zapisać dziecko na dodatkowe zajęcia językowe albo korepetycje z matematyki. Przestrzeni, która pozwalałby na rekreację ubywa, szkoła nie ma żadnego obowiązku zajmować się dzieciakami po godzinach, ale coś z tuszą dzieci robić trzeba. Najlepiej by robili to rodzice, opłacając kolejne zajęcia na wolnym rynku, by chwilę później usłyszeć, że za czasów tego czy tamtego polityka, bawiło się na trzepaku i było dobrze. Ten sam polityk odpowiada wprawdzie za demontaż trzepaka pod parkingi i wysyła dziecko na Cambridge, ale któż by się przejmował detalami. W kwestii tej rodzice nie pozostają bez winy, bowiem sami mają samochody i potrzebują miejsca na ich parkowanie. Robi się zawile i nieprzyjemnie, bowiem nikt nie chce słuchać o swojej winie i czuć się odpowiedzialnym. Sprawa robi się zabawna, gdy prowadzący dojdzie do etapu pracy siedzącej. Ponownie, można odnieść wrażenie, że całe pokolenia lekkoduchów, zaniechały uczciwej pracy własnych rąk, okraszonej potem z czoła, na rzecz wygodnictwa. Leniwi ludzie, zamiast uprawiać cardio w hucie, oddali się lenistwu, stukając w klawisze. Kwestia prozdrowotnych właściwości pracy w zakładach chemicznych w XIX wieku, zostanie wyjaśniona w dalszej części tekstu. Przyszła pora na ulubiony punkt programu, czyli kwestie żywieniowe. Doskonałym stwierdzeniem jest, że ludzie mają złe nawyki, co naturalnie jest ich winą. Stłuszczenie wątroby, choć jest coraz powszechniejsze, nie dowodzi, że ludzie się nie starają. Często sięgają po produkty będące jedynie pozornie zdrowymi, bowiem w ich składzie znajduje się masa cukru. Podyktowane jest to nie tyle głupotą, co geniuszem producenta i działu marketingu. Już 70% procent dorosłych mężczyzn ma nadwagę, z tego 20% jest otyłych. Stąd znajduję zabawnym wszystkie komentarze pod filmami na YT jak to wszyscy się starają, gotują cztery dietetyczne posiłki dziennie, hodują własne warzywa i owoce, pracują na czterech etatach. Internet jest pojemny i zmieści w sobie każdą bzdurę. Kwestia cukru jest w ogóle ciekawa, bowiem jak powiedziano nie raz, substancja ta uzależnia z wielką siłą. Dlatego też wprowadzono podatek cukrowy. Przykład alkoholu niczego nie uczy czy może wręcz przeciwnie, uczy aż za dobrze? Uzależnieni od cukru nie odrzucą go dlatego, że wzrósł podatek. Koncerny notują rekordowe zyski a nie straty, podobnie jak budżety państw. Początkowy szok, powoduje krótkotrwałe spadki konsumpcji, ale naprawdę krótkotrwałe. Są one często przykładem sukcesu, ale przeważnie zaraz po tym wszyscy tracą zainteresowanie. Efekty są lepsze, jeśli metka z ceną zawiera informację o podatku. Ludzie ogólnie ich nie lubią więc widząc taką informację rezygnują z zakupu. Więcej, w przeciągu lat od wprowadzenia podatku cukrowego pojawiła się cała masa tańszych odpowiedników Coca-Coli. Tak tanich, że literkę o pojemności półtora litra można dostać za pięć złotych, wspomniany koncern zaś notuje kolosalne zyski. Winne są temu naturalnie promocje, które wymuszają zakup nie jednej a dwóch butelek. Dawniej opakowanie zbiorcze oznaczało dwupak o łącznej pojemności czterech litrów. Dziś jest to sześć litrów w mniejszych butelkach. Niestety, cukier jest tani i doskonale zastępuje kakao. Warto zwrócić uwagę na skład wielu łakoci, które dawniej zawierały go relatywnie niewiele a obecnie składają się właściwie z cukru dla niepoznaki jedynie przyprószonego kakao. Cukier jest nawet w chlebie. Pod postacią karmelu barwi najtańsze pieczywo udające w ten sposób pełnoziarniste. Nawet jogurty naturalne bywają dosładzane a to jest już lekkie przegięcie. Zamiast jednak kontrolować rynek żywności, łatwiej jest przywalić podatkiem, który niczego nie zmienia poza wpływem do budżetu. Po pięciu latach funkcjonowania podatku w UK, udało się odnotować niewielki spadek liczby otyłych dziewcząt w wielu 10-11 lat. Nie wiadomo dlaczego akurat ta grupa wiekowa ani dlaczego tylko dziewczęta, ale jakiś sukces warto ogłosić. Wśród przyczyn otyłości wymienia się szereg czynników społecznoekonomicznych. Niestety, często miesza się je z danymi pochodzącymi z USA. Tymczasem, każdy kraj ma swoją specyfikę i USA nie będzie dobrym przykładem. Można zatem przeczytać, że różnice klasowe, są jednym z głównych czynników rosnącej fali otyłości. Sprowadza się to do edukacji i dochodów. Mianowicie biedni są głupia a skoro są głupi to i otyli. Otyłość zamyka im drogę do rozwoju więc ich dzieci też są grube, biedne i głupie. Tylko, że nie specjalnie teza ta broni się w Polsce. O ile w USA, osoby ubogie, żywią się często bezwartościowym jedzeniem z barów szybkiej obsługi o tyle w Polsce nie koniecznie. Jeśli czteroosobowa rodzina, żyje na granicy ubóstwa, raczej nie będzie się stołować w McDonald’s. Tutaj, najbardziej zagrożone są dzieciaki z finansowej klasy średniej, których rodzice mają dość zasobne portfele, by młodzian mógł po szkole wydać lekką ręką 15 złotych na lodowego szejka. Kieszonkowe z czegoś się musi brać. Pytaniem zasadnym będzie skąd bierze się 300 złotych miesięcznie na jedzenie w wątpliwej jakości restauracji a koszt 200 złotych za zajęcia sportowe to dużo. Ponownie, ludzie nie są jednolitą masą. Grupa, dla której owe 200 złotych to dużo, nie jest tą samą grupą dla której trzysta złotych, którą można przeznaczyć na nastoletnie kieszonkowe, to niewielka kwota. Często dzieciaki dysponujące własnymi, leczy tylko metaforycznie, bo rodzicielskimi pieniędzmi, mają opłacone zajęcia sportowe. Nie sposób jednak przedstawić sytuację polską na podstawie badań z USA i prostych, niewiele wnoszących uwag. Postulat o przymuszeniu firm do obniżenia chociażby zawartości zbędnego cukru w produktach wywoła dziki skowyt obrońców wolnego rynku w komentarzach a tego przecież nie chcemy. Największym zaś błędem jest próba stworzenia ogólnospołecznych wzorców, które cechują całe społeczeństwo. Dwie osoby, z dwóch klas społecznych, będą miały inne motywacje w zakresie aktywności fizycznej lub jej braku. Nie można powiedzieć, że wszyscy postępują tak samo, bowiem ludzie nie są jednorodną masą. Ażeby przeciwdziałać chociażby złym nawykom żywieniowym, należy sprawdzić jak powstały, co je napędza w danej grupie. Jeśli na warsztat weźmiemy Stany Zjednoczone, gdzie najubożsi otrzymują bony żywieniowe, które można zrealizować w fast foodach, to na pewno nie wystarczy ograniczenie reklam czy dostępności. Ludzie muszą jeść i często zjedzą byle co, byle przetrwać dzień. Wówczas owo byle co, nazwane tak z perspektywy siedzącego wygodnie w fotelu publicysty, będzie wszystkim. W najszerszych ogólnikach, banały takie jak „złe nawyki żywieniowe” są poprawne, ale spowodowane różnymi czynnikami, zatem remedia będą inne. Jakie będzie remedium na biedę? Wszak mogli wcześniej wstawać, więcej pracować, więcej zarabiać rozwijać się. Chyba nie będziemy tu promować socjalizmu… Hutniczy crossfit And it’s go boys, goThey’ll time your every breathAnd every day you’re in this placeYou’re two days nearer deathBut you go Podobno chodzimy mniej niż sto czy sto pięćdziesiąt lat temu. Wpływa to naturalnie na obwód pasa i ogólny stan zdrowia. Nie mam pojęcia, co mają w głowach ludzie, którzy przytaczają takie rewelacje, ale cześć z nich prowadzi kanały popularnonaukowe. Dużą wagę przywiązuje się też do poprawnej sylwetki, który to termin używany jest zamiennie z postawą. Okazuje się jednak, tak zwane garbienie się, może być korzystniejsze w trakcie pracy siedzącej, niż próba utrzymania pozycji wyprostowanej przez osiem godzin. Owe sto czy sto pięćdziesiąt lat najczęściej nie wywołują w umysłach słuchaczy żadnych skojarzeń. Możliwe, że oczami wyobraźni widzą jakąś sielankę, w której po parkach przechadzają się panie pod parasolkami, wsparte na ramionach panów o szerokich klatkach piersiowych. Dobrze będzie przyjrzeć się zarówno wsi, jak miastu. Prawdopodobnie większość mądrali wyobraża sobie ówczesną pracę jako połączenie przyjemnego deficytu kalorycznego z lekką przyjemną, fizyczną pracą. Nic innego nie przychodzi do głowy, bowiem wszyscy wydają się zapominać, że praca zaczynała się w wielu lat ośmiu, na długo przed świtem. Rebecca Gowland, zajmująca się bioarcheologią zauważa, że dzieci pracujące po dwanaście godzin w zakładach Fewston West House, cechowały liczne deformacje zarówno kręgosłupa, jak kończyn. Kości okazały się nienaturalnie krótkie. Już w XIX wieku powstają pierwsze podręczniki z zestawami ćwiczeń, celem korekty wad postawy, ale czy trafiały one do niepiśmiennych rodziców, równie niepiśmiennych dzieci? Prawdopodobieństwo jest praktycznie zerowe. Ciekawostką niech będzie, że specjaliści youtuberzy, wbrew wszystkim współczesnym przestrogom starają się propagować te zestawy ćwiczeń jako niezastąpione. Wprawdzie promowany w nich typ sylwetki może powodować bóle pleców, sztywnienie mięśni, ale ważne że jest ona idealnie prosta, jakby kto w zad kij wsadził. Problemy pogłębiało chroniczne niedożywienie. Pomiędzy deficytem kalorycznym a niedożywieniem, zieje taka sama przepaść jak między kantem a kantowaniem. Niedożywienie ciężarnych kobiet przekładało się na ich potomstwo, ale mało kto się tym przejmował, poza eugenikami, którzy gotowi byli morzyć głodem i zarazą, byle wyhodować idealnego robotnika. Na wsi, nie dożywano często trzydziestki, w miastach nie było lepiej. Na szczęście płodny lud dwoił się i troił by panom nie zabrakło rąk do pracy. Możliwe, że współczesnym orędownikom niekontrolowanej prokreacji chodzi dokładnie o to samo. Cudownym schorzeniem, które dotykało młodych chłopców był rak moszny. Jako, że pracę kominiarczyka zaczynało się w wieku lat ośmiu, w wieku lat szesnastu chorowało się na raka. Była to jedna z pierwszych chorób zawodowych jakie zdiagnozowano. Jeśli zaś kominiarczyk utknął w kominie i asystujący mu kolega nie zdążył przybyć z pomocą, trupa zostawiano tam gdzie padł. Do kopalń siłą zwożono już pięcioletnie dzieci, które przerażone mrokiem dusznych szybów wierzgały, kopały i błagały o litość swym przejmującym płaczem. Jednak nikt nie zamierzał zatrzymywać koła zamachowego kapitalizmu. Przeciwnie, biciem uczono te niewiele warte istoty posłuszeństwa i w końcu zawsze się udawało. Dziś można powiedzieć, że dzieci te od maleńkości uczone były smaku własnoręcznie zarobionego chleba. Jeśli ktoś wątpił w zidiocenie znacznej części społeczeństwa, ma dowody że jest inaczej. Najważniejsze zaś, że bachory nie były otyłe. Młodzi, dziewiętnastowieczni górnicy Możliwe, że trochę lepiej wyglądała sytuacja dzieci na wsi. Pracowały od szóstego roku życia, nie miały butów, były zawszone, niedożywione, ale za to praca ich była może trochę lżejsza. Najczęściej dzieci wiejskie pełniły rolę pastuchów, choć bardzo szybko przyłączały się do innych prac. Tutaj podział płciowy był dość wyraźny, bo choć zarówno kobiety i mężczyźni pracowali w polu, to chłopcy nie wykonywali prac domowych. Inaczej sprawa miała się w miastach, gdzie w kopalniach pracowano bez względu na płeć. Jakoby, w 1838 roku w Yorkshire, utonęło dwudziestu sześciu robotników, z których najstarsza była siedemnastolatka. Dzieci wychowywały się same, bito jest za byle co a na przednówku głodowały razem ze wszystkimi. Głód był nieodłącznym towarzyszem życia na wsi, wraz z alkoholizmem. W zależności od regionu, panowie narzucali obowiązek zakupu pewnych ilości alkoholu przez chłopów a gdzie indziej można było płacić alkoholem. Tak było chociażby w Irlandii, gdzie część wynagrodzenia wypłacana albo raczej wlewana, w alkoholu. W Londynie pić trzeba było, bowiem woda się do tego nie nadawała. Rodzi się obraz nędzy i rozpaczy. Raz jeszcze trzeba podkreślić, że strajki chleba i róż, nie rozpoczęły się z dobrobytu. Zaczęły się głodu, śmierci, rozpaczy, braku perspektyw oraz, co może trochę nie pasować do tego wyliczenia, braku rekreacji. Otóż w XIX wieku rekreacja zarezerwowana była dla nielicznych. Socjalistyczne młodzieżówki, starały się wywalczyć prawo do rekreacji, dla londyńskich robotników. Okoliczne tereny zielone były bowiem najczęściej własnością prywatną, z której roboli przeganiano. Dopiero młodzi socjaliści, choć socjalizm socjalizmowi nierówny, wywalczyli jako takie prawo do rekreacji. Choć biedni, niedożywieni, to jedna chcieli odpocząć od miasta, co było nie w smak wielkim panom fabrykantom, bowiem mogli z czasem zacząć domagać się godnych godzin pracy, wynagrodzeń. Kwestia ta nie łączy ze wspomnianymi strajkami, bowiem te miały miejsce w USA w mieścinie Lawrence, w stanie Massachusetts. Miasto to, cieszyło się niechlubną sławą, gdyż za sprawą przemysłu tekstylnego przodowało w statystykach śmiertelności dzieci i kobiet. Nie ma bowiem nic lepszego dla ciężarnej dwudziestolatki, niż praca po czternaście godzin, w stanie niedożywienia. Niepołączone kropki I teraz najlepsze, bowiem Wy, czytelnicy wszystko to wiecie. Czytaliście albo słyszeliście o tym tysiące razy. Problemem jest łączenie kropek, tak by powstał jakikolwiek sensowny wzór. Stwierdzenie, iż kiedyś ludzie więcej się ruszali jest zwodnicze, bowiem nie sugeruje kiedy miało to miejsce. Nawet stwierdzenie, iż na przestrzeni ostatnich stu pięćdziesięciu, dwustu lat, jako społeczeństwo pokonujemy pieszo mniejsze dystanse niż nasi przodkowie, jest mało wyraziste. O ile zapewne jest to prawdziwe, tak ani jednym słowem prowadzący nie zająkuje się, że w Polsce wiele wsi jest całkowicie wykluczonych komunikacyjnie i bez samochodu nie sposób dostać się nawet do lekarza. W Stanach odległości pomiędzy miejscem pracy a domem wykluczają chodzenie pieszo, także dlatego, że nie ma ku temu infrastruktury. Są miejsca, gdzie nie ma chodników, bowiem nikomu nie przyszłoby do głowy, że ktoś może tamtędy wędrować. Wiedza jest rozrzucona i podawana tak, by nie wywoływać skojarzeń z inną wiedzą. Współcześnie serwowana jest w pakietach światopoglądowych. Ludzie są leniwi, dlatego tyją. Przyczyną jest kiepski styl życia a kiedyś było lepiej. Kiedy plasuje się owo kiedyś, jakie są czynniki ekonomiczne wpływające na zachowanie ludzi, jakie są czynniki społeczne, jak wygląda struktura żywnościowa, jak wygląda przetwórstwo żywności, jak wygląda przestrzeń miast, to pytania, których czytelnik czy widz kategorycznie nie może sobie zdawać w trakcie lektury czy seansu. Ma bezrefleksyjnie przyjąć zaprezentowany światopogląd i głosić każdemu zainteresowanemu. Nie oznacza to, że istnieją jakieś bańki informacyjne, bowiem cała ta wiedza dostępna jest w Sieci. Użytkownicy chcą słyszeć o przywrach obcych sobie ludzi, by poczuć się lepszymi. Niewiele im bowiem zostało ponad drobne rozbłyski poczucia wyższości w świecie, który spycha ich coraz niżej. Zatem można w pełni zrozumieć zarówno te prymitywną potrzebę, jak sentymentalne odwołanie do starych dobrych czasów, uczciwej pracy fizycznej, gdy wszystko było prostsze. Internauci sami dokonują wyboru konsumowanych treści. Dla prowadzącego te pytania są niebezpieczne, bowiem mogą prowadzić do niechcianych reakcji publiki. Dużo łatwiej jest prezentować czasy gdy mężczyźni umierali na raka przed trzydziestką, niż zaproponować rozwiązania współczesnych problemów. Utyskiwanie, że kiedyś było lepiej to zwykłe kłamstwo. Nie jest jednak rozgrzeszeniem aktualnego stanu rzeczy, że kiedyś było jeszcze gorzej. Następnym razem słuchając jakiegoś mądrali, który narzeka że dzieci coraz mniej się ruszają, zapytajcie dlaczego nie proponuje rozwiązań, chociażby systemu oświaty tak, by dzieci miały gdzie pograć w piłkę. Jednakże, to już inna opowieść, na którą zaproszę Was niebawem. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Kultura Media Socjologia blogi popularnonaukowechoroby cywilizacyjnecukierćwiczeniaczy ludzie kiedyś byli zdrowsiczy ludzie kiedyś więcej się ruszalidietakłamstwomanipulacjanauikanaukaotyłośćotyłość to chorobaotyłość to nie chorobapopularyzacja nuakipopulizmruch i rekreacjaXIX wiekzdrowa dietazdrowie