Kradnąc kulturę – Zawłaszczenie kulturowe herbataiobiektyw, 14 września, 201815 lipca, 2023 Zawłaszczenie kulturowe to kwestia bardzo specyficzna. Zaczęło się od teorii i szczytnej idei a dziś, która została, także przez samych zainteresowanych sprowadzona do absurdu. Czy można zawłaszczyć kulturę innej grupy, narodu? Czy w przeszłości, kultury nigdy się nie przenikały i każdy kraj tworzył swój własny kulturowy monolit? Od razu odpowiadam, że nie, a dalej udowadniam dlaczego. Zawłaszczenie kulturowe Pomysł narodził się w USA i koncentrował na relacjach kultura dominująca – kultura mniejszości. Koncepcja zawłaszczenia kulturowego opisywała pewne istniejące problemy i zjawiska na tej linii oraz proponowała rozwiązania. Całość była dość sensowna, bowiem obejmowała też mechanizm celowej dekulturacji. Zjawisko to najczęściej jest samorzutne. Kultury mieszają się ze sobą, przez co poszczególne elementy zanikają, a kultury bazowe w pewien sposób ubożeją. Można też tym procesem sterować, poprzez celowe niszczenie, wykorzenianie czyjejś kultury, celem zniszczenia tożsamości etnicznej. Z czasem dość szczytna idea, by nie niszczyć celowo kultury afroamerykańskiej, okazała się jeszcze nawet lepsza, bo dochodowa. Symbolem tejże idei był pióropusz Indian Amerykańskich. Jaki los spotkał Indian w trakcie budowania kolonii a później Stanów Zjednoczonych wie chyba każdy. Otóż jedni chcieli stawić opór przybyszom zza Wielkiej Wody a drudzy chętnie współpracowali, pomagając w podboju ziem innych plemion, których wcale nie uważali za braci i siostry. Z czasem wszyscy jak jeden mąż zamykani byli w rezerwatach, uznawani za dzikusów, nieludzi, podludzi, eksterminowani, nie byli bowiem na tyle wartościowi by z nimi dyskutować. Chyba, że akurat prowadzili kasyna, albo stawali się właścicielami ziem roponośnych. Wewnątrz tej jednolitej jakoby społeczności panuje duży podział, bowiem przedstawiciele jednych plemion zostali zepchnięci na margines, podczas gdy drudzy dorobili się fortun. Niemniej, pióropusz stał się symbolem zawłaszczenia kulturowego. Otóż dzicy, pozostający przy swych dawnych wierzeniach, traktowani byli jak, cóż jak, dzicy, podczas gdy zabawa w Indianina w pióropuszu była dla białych przednią zabawą. Podobna rzecz dotyczy tarć na granicy kultura USA – kultura afroamerykańska. Idea żywa jest też w UK, oraz innych krajach, które chętnie zakładały kolonie albo korzystały z niewolniczej pracy, prze co obecnie panuje tam czasem kompleks białego kolonizatora. Wielka Brytania też ma na tym względem na pieńku połową świata, ale to detal. Na lekcjach historii w USA uczeń słucha o wielkich bitwach z plemionami Indian Amerykańskich, jak dzielnie przybysze z Europy tworzyli nowy kraj i nagle widzi potomka tych ludzi. Godnie ich w końcu wycięto, inaczej może Stany Zjednoczone Ameryki Północnej nie istniałyby dziś w takiej postaci a z drugiej stoi przed nim po prostu inny człowiek, który też domaga się jakichś praw na ziemi przodków. Może takowy poczuć trochę dziwnie, o ile w ogóle go to obchodzi i nie wyznaje zasady kto podbił ten rządzi. Ciężko to zrozumieć z polskiej perspektywy, bowiem nasz kraj rozpatrywany jest w kontekście teorii postkolonialnej, jako była kolonia a obecnie neokolonia. Nie każdy też Indianin jest zaangażowany politycznie w kwestie rasowej sprawiedliwości dziejowej. Więcej, nie wszyscy Indianie, jak ich potocznie nazywamy, mają wspólne interesy i tożsamość kontynentalną. Występują między nimi tarcia i taka sama niechęć jak między krajami Europy czy grupami etnicznymi w ramach krajów czy narodów. Niemniej wszystko jest bardzo proste do zrozumienia. Nie należy niszczyć, wyśmiewać chociażby fryzur, które swoje korzenia mają jeszcze w Afryce, gdy noszą je czarni i pochwalać gdy noszą je biali. Podobnymi praktykami, które nie zasługują na zapomnienie może być też strój, albo sztuka. Niestety, z obrazka zaczyna wyłaniać się mit złego białego i dobrego żółtego czy czarnego. Biedni Chińczycy, którzy w wielu przypadkach z własnej woli przybyli do USA, byli ciemiężeni, choć pierwsze za co się zabrali to otwieranie palarni opium, których tak nie chcieli u siebie, przez co wdali się w wojnę z Brytyjczykami, sutenerstwo i handel ludźmi. Na przestrzeni dziejów bywało, że najeźdźca przyswajał, przejmował kulturę podbitego ludu nie dokonując eksterminacji, nie starając się odciąć podbitego od jego własnej kultury. Niestety nie zawsze tak bywało. Germanizacja i rusyfikacja są ważną częścią nauki historii oraz lekcji języka polskiego. Różnica polega na tym, że kultura polska miała zostać zmieciona z powierzchni Ziemi. W historii USA podejmowano próby wytępienia ludności czarnoskórej po okresie niewolnictwa. Uważani za dzikich, nieposiadających wartościowej kultury traktowani byli jako podludzie. Próbowano wytępić ich kiłą, sterylizować. Piętnowano wizualne przejawy tożsamości etnicznej takie jak ubiór, fryzury. W wyniku segregacji rasowej wykształciły się pewne elementy wizerunku będące formą sprzeciwu i podkreślenia tożsamości etnicznej. Skoro uważani są za Innych czy wręcz Obcych, to należy tę obcość podkreślić. Jako że, niewolnicy pochodzili z najróżniejszych regionów Afryki, wytworzył się pewien miks kulturowy, którego pochodzenia poszczególnych elementów, sami zainteresowani nie potrafili wskazać. Częstą praktyką ludów dominujących była bowiem próba zniszczenia kultury kraju, narodu, nacji, plemienia podbitego aby rozbić jedność takiej grupy, łatwiej zdominować i wcielić w swoje szeregi albo wytępić. Zawłaszczenie kulturowe ma zatem miejsce gdy kultura dominująca uważa za wartościowy przejaw kultury zdominowanej ale tylko w przypadku użycia przez członków owej kultury dominującej. Te same przejawy tworów kulturowych w użyciu przedstawicieli kultury zdominowanej spotykają się z negatywnymi reakcjami, krami, ostracyzmem, kpiną. Zatem w teorii ma to spory sens, ale jak zwykle z ludźmi bywa, do czasu. Niezręcznie robi się gdy bitni obrońcy uznali, że pod opiekę trzeba wziąć nieświadomy krzywd naród japoński i chiński gdzie biedne, niedouczone rzesze nie wiedzą jak są okradane. W maju tego roku przybyła do Polski wieść, że Keziah Daum ubrała na prom, czyli ichniejszą studniówkę, sukienkę w stylu chińskim. Niejaki Jeremy Lam zareagował ostro słowami „My culture is not your goddamn prom dress” co niestety jest dość idiotyczne, gdyż ten model sukienki może mieć swoje korzenie w Indiach, skąd Chiny również czerpały wzorce. Już historia i konotacje qipao, sprawiają, że nie do końca pewnym jest czy chodzi o zawłaszczenie kulturowe, tak wyjście poza relacje mniejszość – większość na terenie USA to już zwykły rasizm. W teorii chodzi o to, że rzeczy wyszydzane do tej pory, nagle stały się fajne. Przejawy tożsamości kulturowej, które wcześniej uchodziły za zaściankowe nagle zostały zaakceptowane co wywołało oburzenie Jeremiego. Teoria ma sens gdy biała osoba nosząca „czarną” fryzurę jest akceptowana ale już nosząca ją czarnoskóra osoba karana. Zhou Yijun, komentator dla „the Times” z Hong Kongu odpowiedział, że nie widzi niczego złego w tym pomyśle a wręcz przeciwnie uważa go za świetny skoro dziewczynie się to podoba. W myśl teorii zawłaszczenia kulturowego, nie powinien się wypowiadać bowiem chodzi o relacje Sino-Amerykanów z, no właśnie, kim? White Anglo-Saxon Protestants? Na podstawie nazwiska tej dziewczyny nie sposób nawet powiedzieć jaki fragment kultury Stanów Zjednoczonych reprezentuje. Przyjmijmy zatem, że jest białą Amerykanką i należy do kultury dominującej. Problem w tym, że chodzi o modę. Rzecz, która jakiś czas temu uchodziła za obciachową obecnie po prostu wraca do łask. Chińskie sukienki w tym stylu uchodziły za przejaw złego smaku i niczego więcej. Przez długi czas były to po prostu mundurki kelnerek z kiepskich chińskich knajp, sutenerek albo prostytutek, więc wstyd się było w tym pokazać. W dodatku były tandetnie szyte w Chinach, pozbawione jakichkolwiek walorów jakościowych czy estetycznych. Część komentujących uznała za stosowne wziąć w opiekę cały kraj jakim są właśnie Chiny a nie tylko mniejszość chińską w USA. Nikt natomiast słowem się nie zająknął, że sukienka ta nie jest „chińska”. Dokładnie rzecz ujmując, ma mandżurskie korzenie. Warto pamiętać, że Mandżurowie podbili Chiny, narzucili swoją kulturę by następnie zaniknąć i obecnie są mniejszością etniczną. Ergo, zaczyna się mały problem teoretyczny. Czasem dochodzi nawet do takich absurdów, że biali fotografowie pracujący z czarnoskórymi modelkami oskarżani są właśnie o zawłaszczenie kulturowe. Innym razem opieką należy otoczyć cały kontynent jakim jest Afryka. Rozbrajające zaś w tym wszystkim jest, jak nagle powstała kultura „afrykańska”. Wszyscy się kochają, mieszkańcy RPA kumplują się z mieszkańcami Mali. W historii Afryki nie było najazdów, podbojów, rzezi, ludobójstw. Sprytnie przemilczana zostaje nawet kwestia handlu niewolnikami. Biali handlarze niewolników sami szli przez Afrykę i łapali kogo popadnie. Mieszkańcy Afryki, jak ludy każdego kontynentu były podzielone. Silni, uważając niektórych słabszych za nieludzi, łapali ich i sprzedawali białym. Nie sprzedawali braci, jak dziś o sobie mówią. Sprzedawali bowiem towar, nie ludzi. Wątek ten jest jednak pomijany, bowiem szkodzi narracji i prostemu podziałowi kto jest dobry a kto zły. Nie oznacza to, że powinniśmy kwestię niewolnictwa zamieść dywan, przemilczeć, bo skoro wszyscy tak robili to problem znika. Nie trzeba godzić się z faktem, że rasizm, niewolnictwo czy przemoc istnieją od tysięcy lat. Podobnie dżuma, cholera i tyfus, ale jakoś się z tym nie godzimy a szukamy remediów. Niestety sami „pokrzywdzeni” czasem próbują dochodzić swoich racji, dowodząc że japońskie kimono to ważny, tradycyjny element kultury zapominając że sami zasuwają do pracy każdego dnia w garniturze, który jest efektem setek lat ciężkiej pracy nad ubiorem europejskiego mężczyzny a samo kimono ma korzenie chińskie oraz ajnuskie. Niech też Japończycy nie pyskują za głośno, bo wiemy co zrobili z Ainu czy Rjukju. Wiemy, wiemy, więc gdyby tak szanowni mieszkańcy Kraju Wschodzącego Słońca raczyli się zamknąć, to będę wdzięczny. Fascynującą sprawą, są fryzury Afryki. Dziewczyna o niezdefiniowanych korzeniach, uważa, że ma prawo czesać włosy na modłę ludu Himba, choć jej przodkowie mogą wywodzić się z Mbororo. Zatem nagle zanika początkowa idea, osoba urodzona i wychowana w USA, rości sobie prawo do „kultury Afryki” nie zwracając uwagi, iż nie ma żadnej kultury afrykańskiej i wspomniani Himba nie są Bororo oraz mają prawo do własnej odrębności. Mamy ty do czynienia z dwoma nurtami „zawłaszczenia kulturowego”. Otóż akademickim i potocznym, gdyż każda idea wychodząca poza mury akademickie zaczyna żyć własnym życiem. Jeśli zaś można na czymś takim zarobić, to tym lepiej. Chyba byłoby wyśmienicie mieć monopol na sukienki, fryzury czy makijaż albo lekcje tańca, chociażby twerkingu. Tutaj sprawa ma się dość zabawnie, bowiem biała kobieta ma prawo uczęszczać na zajęcia, ale nie powinna popisywać się swoimi umiejętnościami ani nauczać. O tyle ciekawe, że w USA judo uczą czarni, muay-thay Japończycy a fechtunku szablą polską, która ma korzenie kirgijskie, osoby o całkowicie nieznanej przynależności etnicznej. Pytanie, czy Polacy w USA to mniejszość etniczna i czy fechtunek, który mają całkowicie gdzieś, został im zagrabiony. Trzeba zatem rozróżnić te dwa nurty, mianowicie akademicki oraz popularny. Częstokroć wersja popularna zaczyna infekować myślicieli, więc elementy stworzone ad hoc, na potrzeby rynku, w wyniku niezrozumienia wracają i wtapiają się w pierwotne teorie. Warto też zaznaczyć, że idea kolonializmu kulturowego nie jest nowa, rozwijała się na przestrzeni lat, ale ma swoje źródło w nurcie myślowym jakim jest europocentryzm. Zakłada on, że kultura europejska stoi wyżej niż jakakolwiek inna. Jednym z tego dowodów jest zdolność do autorefleksji, samokrytyki. Tylko wybitna myśl europejska mogła tego dokonać. Oznaką tego jest chociażby negowanie wartości religii w kulturze europejskiej, ale uznawanie, że pielęgnowanie i podtrzymywanie kultów religijnych wśród przedstawicieli kultur bardziej prymitywnych jest jak najbardziej na miejscu. Trochę w myśl zasady my w zabobony nie wierzymy, mamy naukę a ty sobie tam skacz wokół pnia dzikusie. Więc kiedy ktoś czuje się urażony zbezczeszczeniem krzyża zarzuca mu się ciemnogród ale gdy urażony jest przedstawiciel jakiegoś plemienia rdzennych Amerykanów, to wybucha afera. Pamiętajcie o tym broniąc pióropusza. Przy czym nie jest to jakaś oryginalna myśl, bo Japończycy czy Chińczycy robią dokładnie to samo. W Japonii filozofia wyższości Kraju Kwitnącej Wiśni nad wszystkimi jest nadal żywa, choć często przejawia się w zakamuflowanej postaci. Otóż tylko Japończyk zrozumieć może kulturę Japonii, gdyż jest ona tak unikatowa, niezwykła i trudna, że żaden prymitywny gaijin nic z niej pojąć nie może. Przykład herbaty Zebrany i utleniony liść krzewu herbacianego, który rósł sobie spokojnie gdzieś pomiędzy Indiami a Chinami stał się napojem bez mała narodowym Chin, Japonii, Rosji i Wielkiej Brytanii. Pomijam kwestię wódki, ale Rosjanie też bardzo lubili herbatę. Rósł sobie na krzewie czy też drzewie herbacianym i nagle, któregoś dnia, ktoś wpadł na pomysł żeby go zjeść. Okazało się, że decyzja owego nieznanego nam człowieka, dała bardzo dalekosiężne skutki. Właściwie cała historia herbaty to taki świetny przykład na wymianę kulturową. Najpierw Japończycy podpatrzyli herbaciane zwyczaje Chińczyków. Dengyō Daishi, za życia znany jako Saichō, w 802 naszej ery przywiózł sadzonki do Japonii, czyli mówiąc językiem fachowym, ukradł. Żeby tylko herbaciane! Cała kultura Japonii, to kulturowy import z obszaru Azji. Tyle tylko, że z powodu izolacjonizmu zapoczątkowanego przez Tokugawów a właściwie spotęgowanego przez Tokugawów, ich kulturowa perła nigdy nie stała się istotna w tamtym regionie. Zdecydowanie zaś stała się bardziej perlista. Nawet po ustaniu izolacjonizmu, co należy rozumieć przez groźbę wizyty floty Stanów Zjednoczonych, Anglii a nawet Rosji kultura Japońska nie stała się dominująca choć bardzo im na tym zależało, przez co wybuchła chociażby II Wojna Chińsko – Japońska. Zakazanie buddyzmu w Państwie Środka zmusiło japońskich mnichów do wędrówek do Indii by pobierać nauki u tamtejszych mistrzów. Europejczycy również silnie oddziaływali na Japonię czy Chiny. I herbata miała w tym duży swój udział. Bezpośrednio gdyż zwyczaj spożywania czegoś to również przejaw kultury. Lub różne pokarmowe tabu. Oraz pośrednio, gdyż stanowiła bardzo ważny element wypraw handlowych, przez co w XIX rozwinęły się wręcz nieoficjalne regaty herbacianych kliprów. Jednak o tym innym razem. Przy okazji Brytyjczycy w imię króla i Świętego Jerzego spuścili Chińczykom piękne manto w ramach tak zwanych Wojen Opiumowych, bowiem nie mogło być tak, że złoto brytyjskie, wymieniane między innymi na herbatę, idzie do kieszeni jakiegoś dzikusa w szlafroku. Woleli płacić opium a po wygranej, mogli to już robić w pełni legalnie albo królewska armada zapukałaby ponownie chińczykom do drzwi. Wraz z herbatą przez świat wędrowały elementy różnych kultur mieszając się, zmieniając. Wojny nie są jednak zbyt chlubnym epizodem w historii ludzkości. Argumentacja, iż miały wpływ na rozwój czy wymianę jest całkiem do chrzanu i stanowi jedynie usprawiedliwienie wojny jako takiej. Nie sposób znaleźć kraju, nacji, narodu, który nie miałby ich w swojej historii. Chcąc teraz, nagle w XXI wieku rozstrzygnąć co należy do kogo, co jest czyim dziedzictwem kulturowym, należałoby zacząć wszystko od nowa, bowiem nie sposób nawet ustalić czy przed podbojami Aleksandra Wielkiego, w Indiach istniała jakakolwiek skodyfikowana, usystematyzowana sztuka walki. Być może grecki pankration był pierwszym tego typu bytem w historii. Nie pierwszą sztuką walki a pierwszym skodyfikowanym systemem obejmującym skodyfikowane sposoby nauczania i praktykowania. Zatem przez stulecia kultura wymieniała się prze handel, podróże i niestety wojnę. Tę ostatnią można sobie spokojnie darować i więcej nie wracać. Od zakończenia okupacji Japonii nie toczyła się między nią a USA żadna wojna. Japończycy mający trochę dość swojego sztywnego społeczeństwa przybywali do USA, które oferowało trochę więcej kulturowego luzu. Nauczali karate, judo, aikido, chadō czy ikebany. Jakież zatem było moje zdziwienie, gdy pewną matkę oskarżono o rasizm i zawłaszczenie kulturowe, po zorganizowaniu córce urodzin w stylu ceremonii herbacianej. Oskarżycielami byli między innymi biali aktywiści. Nigdy też nie rozgorzała większa dyskusja na temat judo, karate czy aikido, które niemal zawsze praktykuje się japońskim przyodziewku. Rzadko też podnoszona jest kwestia nauczania karate czy judo przez białych lub czarnych, których to trenerów jest niemało. Nie wszyscy Japończycy w USA uczą sztuk walki. I tak japońscy mistrzowie ceremonii herbacianej uczą niejapońskich uczniów, którzy następnie uczą kolejnych. W ten sposób postrzegana trochę jako skansen, rozrywka babć i dziadków ceremonia parzenia herbaty może przetrwać a po drugie dalej się rozwijać, nie stając tym samym sztywnym elementem kultury, tradycji. Pozostaje żywa. Dziwnym też trafem, problemem nigdy nie jest żywność, sztuka kulinarna. Nie ma problemu by sushi przygotowywał każdy chętny, podobnie jak potrawy pochodzące z Afryki, Azji czy Europy. Nikt nie przejmuje się również technologią czy filozofią. Jakoś fakt wynalezienia aparatu fotograficznego przez kilku Europejczyków. O ile prawa fizyki są wspólne dla wszystkich tak idea, zastosowanie, stanowią już własność intelektualną. Mimo to Nikon czy Canon w najlepsze produkują sobie aparaty fotograficzne a Japońscy intelektualiści korzystają z dorobku europejskich filozofów, chociażby Hegla. Czy w Polsce mogą istnieć hegliści skoro ten był Niemcem? Historia Grecji to historia podbojów, wypraw i handlu morskiego. Nie zawsze kultura najeźdźcy stawała się dominująca. Czasem to zwycięzca przejmował kulturę podbitego. Zatem teoretycznie mamy do czynienia z zawłaszczeniem kulturowym? Nie, bowiem ono wymaga spełnienia kilku warunków, które zostaną omówione w następnym akapicie. Gdybyśmy poszukali składników okazałoby się, że mamy coś z Egiptu, Azji Mniejszej. Kultura zwana grecką, rodziła się na przecięciu ważnych tras handlowych. Grecy otwarci byli na świat, dzięki czemu kwitł u nich kulturowy import i eksport. Ich niewątpliwą zasługą było połączenie tego co otrzymali w unikat, będący czymś więcej niż sumą wszystkich części. Nie zamknęli się z tym w twierdzy, tylko rozwieźli po całym ówczesnym świecie a kultura Grecji stała się podwaliną dla całej kultury europejskiej. Gdybyśmy chcieli być uczciwi powinniśmy wrócić do ery Peruna i zacząć od nowa. Wtedy okaże się, że Perun to po prostu Thor, którego zawłaszczyliśmy i tak dalej i tak dalej. Problem kultury Jak można ukraść kulturę? Otóż nie można. Zawłaszczenie jest niefortunnym terminem, który powoduje zamieszanie. Teorie i idące za nimi idee rodzą się ze słusznych przyczyn, ale przeważnie mutują w rękach ludzi, którzy z socjologią czy antropologią mają tyle wspólnego co ja z programem Apollo. Jednakże po kolei. Kultura to bardzo specyficzny byt. Próby zdefiniowania go doprowadziły do powstania kilku tysięcy definicji, które i tak nie są wyczerpujące, więc każdy uczony wybiera adekwatną do jego obszaru zainteresowań. Najważniejsze, że gdzieś tam w środku wiemy o co chodzi. W kulturze istotny jest również stosunek emocjonalny. Gdy sięgamy po jakieś tomiszcze związane z kulturą danego kraju możemy sobie przeczytać bardzo różne rzeczy. Najprościej opisać dawne tradycje, które bardzo często są niezrozumiałe przez współczesnych mieszkańców opisywanego kraju, albo znane nielicznym. Żeby to lepiej zrozumieć, przytoczę Wam kilka fragmentów przewodnika po Polsce dla obcokrajowców. Otóż moi drodzy, dowiedziałem się, że Polacy rokrocznie hucznie świętują dożynki, które dla wszystkich są ważnym świętem rolnym. Wychowałem się na wsi, ale w dzieciństwie nie widziałem krowy. Dożynki są memu sercu tak bliskie jak czerwony daltoniście (protanopia). Piszący ów przewodnik uraczył mnie kolejną ciekawostką. Polska jest silnie związana z górnictwem, przez co dla wszystkich Polaków górnicze święto znane jako Barburka jest jednym z najważniejszych w roku. Wszak Polska wunglem stoi. Mój dziadek był górnikiem, ale nie zdążyłem go poznać, więc i górnicze święto jest mi znane tylko w teorii i nie wywołuje żadnych emocji. W dodatku, jak wspomniałem, wychowałem się z dala od terenów górniczych. Tak szczerze, to czasem zapominam co to jest. I tak samo jest z Japończykiem. Oczekiwanie, że każdy przybysz z Wysp będzie znał arkana ikebany i chado, jest domaganiem się by Polak odtańczył Krakowiaka i nastawił miodu w beczce. Tymczasem elementem naszej kultury jest tak samo amerykański film uniwersum Marvela jak filiżanka kawy. I nie jestem przekonany, czy Afrykanom wolno chodzić w spodniach? Żadne współczesne plemię afrykańskie, które żyje jako tako tradycyjnie, nie zna spodni. Wymyślili je bodaj Chińczycy. Czy my możemy chodzić w spodniach? Kultura ma też to do siebie, że ulega przemianom. Przez ileś set lat, coś może być nieodłącznym i ważnym elementem tradycji by nagle w wyniku jakichś zmian, stracić na znaczeniu. Wówczas może się zdarzyć, że przedstawiciele jakiejś innej kultury zauroczeni takim zanikającym zjawiskiem, zechcą wprowadzić go u siebie. Dzięki takiemu zapożyczeniu, zjawisko to ma szansę przetrwać, choć naturalnie nie w identycznej postaci. Przykładem może być właśnie chado, które w Japonii ma taki status jak u nas tańce ludowe. Forma folkloru. Kultura to także związek emocjonalny. Zatem nie możemy mówić o sobie, że jesteśmy bezpośrednimi spadkobiercami dawnych Słowian, skoro nasz stosunek emocjonalny do Perunów, Swarożyców i Dziadów jest żaden. Zatem czy Afrykanka, mieszkająca we Francji od pięciu pokoleń, tak europejska jak tylko się da, odczuwa emocjonalny związek z kulturą przodków? Być może, jeśli w jej rodzinnym domu cokolwiek przetrwało. Natomiast nagle okazuje się, że rodzice nie obchodzili już żadnych świąt, nie znają języka, podobnie jak dziadkowie, ciąg został dawno temu zerwany. Ona sama oskarża jednak koleżankę z pracy o zawłaszczenie kulturowe, bo ta zrobiła sobie fryzurę na afrykańską modłę. Okradła ją z jej kultury! Tylko jak wspomnieliśmy, fryzura jest na wzór Himba a przodkowie dziewczyny wywodzą się z Mbororo, więc w „domu” nigdy by się tak nie uczesała. Ciekawym jest, że jazda rozgrywa się głównie w USA i trochę w Europie, pomiędzy mieszkańcami tych kontynentów już nie. Głosu mieszkańcom Afryki nie udziela się. Siedzi sobie typ w Nowym Jorku i żąda uszanowania dziedzictwa kulturowego Afryki, albo wyraźnego zaznaczenia, jaki twórca inspirował się twórczością afrykańską. Co z resztą ma miejsce, bowiem okres afrykański w twórczości Picassa jest doskonale opisany. On sam mówi jakby cała Afryka stanowiła jakiś kulturowy i narodowy monolit. Natomiast w Afryce niech sobie tam coś, robią co tam przeważnie robią. I siedzą cicho. Mieszanie kultur Czy można przeszczepić coś z jednej kultury do drugiej, ot tak bez owego ładunku emocjonalnego? Jak najbardziej można i dotyczy to wszystkiego. Ceremonia picia herbaty, jest doskonałym przykładem. Nie koniecznie trzeba zgłębiać filozofię Zen. Z czasem nadane zostanie nowe znaczenie. Tak się przecież stało, gdy Japończycy przejmowali zwyczaje z okresu dynastii Sung. Jedne zjawiska, przedmioty, zwyczaje, zwyczaje można po prostu wyjąć z całości, bo same stanowią pewną całość, inne nabiorą nowego znaczenia. Zwróćcie uwagę, że o ile sama herbata i niezbędne utensylia, traktowane są poważnie, tak niektóre zwyczaje czy powiedzmy pomniejsze elementy są przez nas pomijane. Rzadko zdarza się by ktoś przy herbacie rozwodził się nad zwojami zwanymi kakemono czy ikebaną. Sztuka układania kwiatów, nie cieszy się w Polsce wielką popularnością. I wcale nie jest to do końca potrzebne, bo bardziej interesuje nas sama herbata, niż zgłębianie buddyzmu zen. Przykładem rzeczy, z którą nie pójdzie tak łatwo niech będzie na przykład brama Torii. Z opracowań wiemy, że z jednej strony jest to element architektury, element ozdobny ale w shintoizmie oznacza ona wejście na teren święty. Nie koniecznie związany z bóstwem a na przykład dobrym duchem. W każdym razie oddziela sacrum od profanum, więc często można spotkać takie bramy przed świątynią albo w szczerym polu. Rodzaj portalu. Stanowią również rodzaj symbolu religijnego, ale Japończycy nie traktują ich śmiertelnie poważnie. Pojawiają się one ot tak, chociażby w ogrodach japońskich na zachodzie, by podkreślić ich japońskość. Co wcale nie oznaczana, że się nie da. Bo elementy symboliki religijnej również są elementem wymiany kulturowej. Choć zdecydowanie łatwiej dokonać takież wymiany tam gdzie choćby estetyka jest podobna. Kradnąc kulturę Raz jeszcze, Zawłaszczenie kulturowe może istnieć wtedy i tylko wtedy, gdy kultura dominująca przejmuje element kultury zdominowanej, uznając go w swojej kulturze za wartościowy równocześnie starając się zlikwidować ten element wśród podległej społeczności i wśród niej uważając za bezwartościowy, prymitywny. Przykładem może być pióropusz użyty w pokazie bielizny Victoria’s Secret. Gdyby bowiem owym zawłaszczeniem było każda forma wymiany kulturowej, inspiracja to w tym kontekście prace Franka Lloyda Wrighta i jego inspiracja japońskim funkcjonalizmem stają pod poważnym znakiem zapytania. Te same wątpliwości dotyczą malarstwa secesyjnego. Branie w opiekę całych krajów takich jak Chiny walczące aktualnie o dominację gospodarczą czy Japonię to jawne nadużycie. Chiny, z kraju kolonialnego, postkolonialnego stały się neometropolią i obecnie mają zapędy neokolonialne. Nie potrzebują ekspansji terytorialnej, natomiast przystąpiły do ekspansji ekonomicznej, w mniejszym stopniu kulturowej, bo to nadal jest domeną USA i chciałby ustanowić, chociażby w Polsce, swoje strefy wpływu ekonomicznego. Nie ma sensu chyba wspomninać, że Japończycy powinni natychmiast zaprzestać produkowania aparatów fotograficznych bo metodę „chwytania światła” opracowano w Europie. Stwierdzenie, że fotografia jest wynalazkiem europejskim trochę umniejsza jej niezależnym wynalazcom a było ich przynajmniej trzech. Następnie walczono palmę pierwszeństwa ale to inna opowieść. Próba przypisania osiągnięć jednostek całej kulturze jest trochę przesadna, nawet w społecznościach kolektywnych. Kolektywizm nie przeczy indywidualizmowi a wielu artystów to indywidualiści, którzy często łamali obowiązujące normy. Kolektywizm nie oznacza całkowitego braku indywidualizmu czy zatracenia własnego ja. Przejawy pewnych form takiego „kolektywnego myślenia” widać chociażby u nas gdy nie mający żadnego wkładu w rozwój fizyki mężczyźni przypisują sobie dokonania Newtona czy Plancka w sporze z kobietami. Próba dominacji, zniszczenia jakiejś grupy i jej kultury bo uważa się ją za mniej wartościową to jedna sprawa. Sytuacja gdy idąc przez Central Park dostrzega się uprawiającego Tai chi, potomka przybyszów z Francji jak żywo nie jest zawłaszczeniem kulturowym. Widz uznaje owo Tai Chi za interesujące, zaczyna praktykować, po latach otwiera szkołę. Przybył do USA z Rosji. Zaczyna zarabiać na Tai Chi. Zarabia zatem na cudzej kulturze, której nauczył się od kogoś innego. Kwestia odpłatności pojawia się bardzo często w ramach czegoś na kształt „praw autorskich”. I teraz zaczyna się problem. Spojrzawszy na mapę Ameryki Północnej, z obszarem jaki zajmowały określone plemiona, można założyć że część pozostawała we wrogich stosunkach a część handlowała ze sobą, wymieniała się. Zatem określone wzornictwo, obserwowane na terenie współczesnego Nowego Meksyku, może wywodzić się z półwyspu Jukatan. Niemożliwe? Zatem komu należą się tantiemy? Wspomniany okres afrykański w twórczości Picassa przeważnie nie jest kwestionowany przez faktycznie mieszkających w Afryce artystów a działaczy, aktywistów z USA co jest dość absurdalne. Roszczą sobie oni prawo do twórczości całej Afryki. W tym okresie Picasso inspirował się między innymi maskami, które stanowią ważny kulturowo element od Mali gdzie żyje lud Bambara aż po Mozambik zamieszkany przez między innymi Makua. Będąc czarnoskórą osobą powiązaną ze światem sztuki w USA jest się uprzywilejowanym wobec wielu białych, czarnych, żółtych i czerwonych. Na pewno już jest się uprzywilejowanym wobec ludu Bambara. Roszczenie sobie zatem jakichś praw autorskich wobec ich kultury i tradycyjnych masek, które inspirowały Picassa, a których nie kopiował a jedynie czerpał z nich inspirację jest poważnym nadużyciem. Przecież nawet cent nie trafiłby do Afryki a do kieszeni aktywistów. Doskonale obrazuje to też Joga. W swej ojczyźnie, jest system filozoficznym, tak mocno powiązanym z hinduizmem, że można życie poświęcić temu zagadnieniu. Na Zachodzie, czyli w Europie i USA jest formą gimnastyki, która już dawno niewiele ma wspólnego ze swymi indyjskimi korzeniami. Stanowi bardziej formę metafizycznego mistycyzmu. Wielu adeptów jogi skupia się tylko na kwestiach fizycznych, jako formie rozciągania, inni dokładają trochę wierzeń hinduistycznych, inni dokładają czary i zaklęcia. W Polsce istnieje cała subkultura dziewcząt i kobiet, zafascynowanych jogą, wymieszaną z buddyzmem, wróżbiarstwem, tarotem, wikanizmem i cholera wie czym jeszcze. Często wieszają gdzie popadnie łapacze snów. Witając się „namaste”, czytają zielniki roślin magicznych. Ogólnie są irytujący i będą namawiać rozmówcę do wegańskiego jedzenia i odkrycia własnej duchowości, choć skrycie nienawidzą wszystkich dookoła, więc zwyzywają go przy pierwszej okazji. Uduchowieni ludzie tak mają. Istotny jest nowy byt, który się wytworzył na bazie czegoś co przybyło z Indii, przetworzony przez potrzeby nowych adeptów. Gdybym chciał opłacić licencję na indiańskie wzory, to komu ją uiścić? Sam żyję w kulturze polskiej, która również czerpała z dziedzictwa starożytnej Grecji ale niczego nie tworzę. Czy mi się coś należy za wykorzystanie dzieł prerafaelitów przez Japończyka? Nie miałem w to wkładu, ale skoro kultury są kontynentalne…Tak samo dzieła twórców afrykańskich. Nie każdy był rzeźbiarzem i miał wkład w twórczość lokalną. Kolejna sprawa, czy obejmuje to dzieła powstałe współcześnie? Street art nie jest tradycyjną formą sztuki bowiem nie ma żadnych tradycyjnych form sztuki. Sztuka renesansowa nie jest tradycyjna, bowiem styl malarzy renesansowych nie jest już praktykowany. Tworzy to niejako kultury stagnacji i postępu. W Polsce mamy tradycje ludowe, niemal nie praktykowane poza formami skansenów. Sztuka idzie do przodu, rozwija się ewoluuje. Jeśli doprowadzimy do sytuacji, że z obawy przed kradzieżą nikt nie będzie sięgał do innych kultur po inspirację, może się okazać, że bezcenne elementy przepadną. W dobie rozważań na temat wolnej kultury, udostępniania swoich dzieł w ramach jakiejś otwartej licencji, tak by każdy mógł na bazie danego dzieła stworzyć własne, by skończyły się walki o tantiemy ktoś mówi o tantiemach za wzory ludowe. Komu należą się tantiemy za kubki z łowickimi wzorami ludowymi? Identyczny przykład z „chińską sukienką”. Przedstawiciel mniejszości w chińskiej w USA twierdzi, że owa sukienka to część jego kultury, choć jeśli kupiła ją w sieciówce albo w Internecie to na sto procent została uszyta w Chinach i eksportowana do Stanów to jeszcze wzór wywodzi się od Mandżurów, którzy wprawdzie podbili i władali Chinami ale ostatecznie przejęli ich kulturę i obecnie są mniejszością. Ergo biała dziewczyna nie mogła iść na prom w sukience uszytej przez kogoś w jednym z najpotężniejszych krajów świata bo jakiś koleś po sąsiedzku poczuje się urażony „zawłaszczeniem”. Ten konkretny model ma jeszcze inne konotacje. Otóż szeroko rozumiani Chińczycy, handlowali ludźmi, narkotykami, zakładali tak zwane „triady” czyli organizacje przestępcze, zwane inaczej mafiami. Trudnili się też sutenerstwem a ta sukienka kojarzyła się z chińską prostytutką albo sutenerką, która w niewolniczych warunkach zmuszała młode kobiety do nierządu. Zatem nie była wyszydza za „zaściankowość chińskiego ludu”. Ów lud stworzył bardzo negatywne skojarzenia ze swoją kulturą w Stanach Zjednoczonych. Teoria zrodzona przez nauki społeczne, stała się przejawem ignorancji jej szczerych wyznawców, którzy przeważnie więcej krzyczą niż myślą. I najzwyklejszym rasizmem obleczonym w szczytne idee. Teoretycznie zrodziła się gdzieś na uniwersytetach, ale stała się tabloidową pożywką dla niebezpiecznych bakterii. Zobaczcie ile razy w tekście musiałem użyć określeń rasowych. Jakoś nie pasuje mi, gdy fotograficy, kłócą się o to kto ma prawo fotografować białych, czarnych, a kto żółtych czy czerwonych. Rozumiem, że żółcenie świata jest złe. Żółcenie? Japończycy stosowali przedstawianie zachodnich myślicieli czy ważnych osób o rysach japońskich. Ot taka maniera. Zatem dobrze dołączyć zdjęcie wynalazcy czy odkrywcy, by dostrzec, że świat jest różnorodny. Stwierdzam jednak, że dwóm wynalazcom bliżej do siebie, bez względu na kolor skóry, niż tymże wynalazcom do swych niepiśmiennych braci w kolorze. W skrócie łatwiej się polskiemu antropologowi dogadać z Arjunem Apadurajem niż wtórnym analfabetą z Polski. Zatem, jeśli ktoś chce być uczciwy w tym co robi, powinien umieć odróżnić sztukę plemion południowej Afryki od sztuki Egiptu. Tymczasem zachodzi uzasadnione podejrzenie, że mieszkańcy Starożytnego Egiptu, lubili wyprawić się na łowy w głąb Afryki. Ile zawłaszczyli? Japończycy organizują festiwale kultury polskiej, nawet uczą się polskiego. Nie wszyscy, podejrzewam że jest ich mniej, niż Polaków uczących się japońskiego. Jak zawsze bywa wrzaski podnoszą się z obu stron barykady i czasem Japończyk, Chińczyk czy Hindus, ubrany w jakże tradycyjny strój rodem z ich kraju czyli t-shirt, jeansy ewentualnie, garnitur nagrywając vloga z serca Los Angeles, wrzeszczy, że jest z tej kultury okradany. Dobrze, że nie trzymał w łapie puszki coli, bo by było śmieszniej. Z resztą pewnie część z Was wie, że japońscy rysownicy upodobali sobie symbole chrześcijańskie jako ozdobniki. Sami zaś Japończycy potrafią przetworzyć dowolny element kultury zachodniej przez własny pryzmat. Czasem oskarża się ludzi o włożenie kimona właśnie. Stanowi ono głęboko zakorzeniony w tradycji i kulturze strój japoński! Tak samo jak garnitur w naszej. Wiecie ile wieków potrzeba było by się wykształcił? Pół świata nosi go jako strój bez mała roboczy. Ilu ma „odświętnych braci”… Pytanie, czy Aoyama Shouji, japońska firma szyjąca garnitury zapłaciła jego twórcom? Czyli właściwie komu? I co znaczy naszej? Czy Polak ma prawo nosić garnitur, który narodził się w Anglii albo Szkocji? Przejęliśmy zwyczaj noszenia tego stroju gdy rodziła się moda na stroje zachodnie. Wówczas pojawili się zwolennicy fraków. Czy tak można? Czy to się godzi? Gdy zwrócicie uwagę, przedmiotem sporu zazwyczaj są materialne, zatrzymane w czasie twory jakiejś kultury. Paciorki, wzory, czasem muzyka, choć na szczęście jazzmani nie walczą tak o kolor muzyki, jak niektórzy aktywiści, dzięki czemu obok Tomka Stańko można było zobaczyć na scenie Erica Harlanda. Zawłaszczenie kulturowe, które miało tłumaczyć relacje międzykulturowe stało się batem, którym aktywiści smagają każdego o parę groszy. Nie chodzi już o ochronę godności, symboli tożsamości a prawa majątkowe, prawa do indywidualnych tantiem z dorobku całej kultury. Jak zwykle chodzi o pieniądze. I choć kusi mnie być zakończyć tymi słowy, to muszę dodać coś jeszcze. Teoria teorią a ludzie nie będący teoretykami dostrzegają absurdy całej sytuacji. Zajmując się jakimś zagadnieniem dochodzi do czegoś co nazywam „zakleszczeniem” albo „zacięciem”. Nauki społeczne to proces. Jednorazowe opracowanie teorii to za mało. Skończone dzieło jest satysfakcjonujące, ale czasem trzeba pochylać się nad kolejnymi zagadnieniami, które owa teoria powoduje. Też nie lubię gdy w moich tekstach coś nie iskrzy, gdy ze zdań wypływają nielogiczne wnioski albo gdy zaczynam mieć wobec nich wątpliwości. Trudno, trzeba się z tym pogodzić. Ludzie dla nauk społecznych są zaś nieocenionym i podstawowym źródłem wiedzy. Wszak to co ich trapi jest przedmiotem zainteresowania socjologii. Teorią doskonale tłumaczy się ludzką ignorancję, zaściankowość i rasizm, ale nie tłumaczy się już dlaczego nazwani rasistami, choć nimi nie są, nagle nimi zostają. Dready czy inna fryzura noszona jako forma ozdobnika, bez żadnych negatywnych myśli, podtekstu czy idei jest tylko fryzurą. Nagle jej właściciel staje się rasistą zawłaszczającym cudzą kulturę w sposób nieświadomy. Teoretycy nie chcą tego tłumaczyć. Wolą wykazać się wyższością, wytłumaczyć prostaczkom, że nie rozumieją swego nagannego postępowania. Stykający się z kulturą na co dzień ludzie zaczynają dostrzegać, że coś jest nie tak. Chodzi o kasę, wpływy, kontrolę. Muszą ponosić odpowiedzialność za czyny osób, które albo nie żyją albo nie mają z nimi nic wspólnego. Dziwnie robi się gdy czarny aktywista chce tylko zarobić a biali przekrzykują się kto jest lepszym białym i bardziej walczy o prawa Japończyków w Tokio, bo w oni mogą nie rozumieć, dzikusy, że są okradani… A na koniec zdjęcie z portalu kid101.com. Puf! Jako, że nie mogłem skontaktować się z autorem, kliknijcie sobie w link. Patronite Herbata i Obiektyw Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Historia Kultura Przemyślenia Socjologia AfroamerykanieAfrykaAfrykanieAmerykaniebrytyjski kolonializmchinycultural appropriationfotografiagarniturGrecyherbatahindusihistoria GrecjiImperium BrytyjskieIndianieIndianie amerykańscyIndianie Ameryki PółnocnejIndusijaponiakolonializmkolonie brytyjskiekradzież kulturykulturakultura afroamerykańskakultura afrykańskakultura europejskakultura japońskakwestie rasowemieszanie kulturmieszanie się kulturniewolnictwopióropuszplemiona amerykańskieprzemyśleniaprzenikanie kulturrasizmRdzenni AmerykanieRdzenni mieszkańcy Ameryki PółnocnejRdzenni mieszkańcy Ameryki PołudniowejRdzenni mieszkańcy Ameryki Środkowieksegregacja rasowasztukatygiel kulturowyWielka Brytaniawyprawy greckiezawłaszczenie kulturowe