Zielona Granica

Zielona Granica

„Zielona Granica” Agnieszki Holland wywołała burzę w mediach. Burzę, która skłoniła mnie do poszukiwań, jak Polska prezentuje się w zagranicznych mediach.

Nie wiem, ale się wypowiem

Większość oburzonych przesłaniem filmu „Zielona Granica”, nie miała nawet okazji go obejrzeć. Film miał polską premierę kilka dni temu, ale przed premierą udało mu się wzbudzić nielichą sensację. Twórczynię, czyli Agnieszkę Holland, oskarżono o antypolską propagandę, sterowaną przez władze Rosji. Dzięki negatywnej publicystyce odżyły nastroje antyimigranckie wszelkiej możliwej maści, w tym antyukraińskie. Choć może stwierdzenie, że odżyły to złe określenie, bowiem one się tliły, ale brakowało im paliwa. Nie można zaprzeczyć, że w relacjach z Ukrainą popełniono olbrzymie błędy, które będą rzutować na relacje obu krajów przez najbliższe lata i z całą pewnością doprowadzą do waśni, ale o tym innym razem.

W ciągu zaledwie kilku dni, udało się zmobilizować część opinii publicznej, do zmasowanego ataku na reżyserkę, okrzyknąć film paszkwilem szaklującym polski mundur w chwili, gdy trwa wojna hybrydowa. Padły karygodne słowa ze strony premiera, prezydenta, ministra sprawiedliwości czyli najważniejszych polskich polityków. Najprawdopodobniej nawet oni  nie oglądali filmu, za to doskonale wykorzystali jego rzekomą fabułę w politycznej grze. Film miał w oczach światowej publiczności zrobić z polskich pograniczników przestępców i bandytów. Nie musiał, bowiem w oczach zagranicznych mediów, nasze służby mają taką opinię od dłuższego czasu.

O filmie było cicho, pojawił się w mediach niejako znikąd, bowiem portale filmowe, kulturalne, szerzej o nim nie informowały. Stąd też można zacząć wdawać się w przypuszczenia, jakim cudem film, o którym nikt nie słyszał, o którym nikt nie donosił, że powstaje, stał się nagle punktem zapalnym w mediach, w dodatku przed premierą, za to w okresie przedwyborczym. Dziwnym jest, iż wszyscy politycy partii PiS zareagowali mniej więcej w tym samym czasie, podobnie prawicowe media. Politycznie, awantura o ten film, jest na rękę każdemu, choć w najlepszym wypadku na krótką metę. PiS jest partią doskonale zorganizowaną propagandowo i wykorzysta tę awanturę, którą możliwe, że sama nakręciła, ale na arenie międzynarodowej ponownie tracimy. O ile jeszcze jest co tracić.

Film politycznie zaangażowany

Karczemna burda wokół filmu, otwiera pierwszą wartą rozważenia kwestię. Mianowicie, czy sztuka może być politycznie zaangażowana, czy artysta może wykorzystywać swoją pozycję do wysyłania politycznych komunikatów czy wręcz manifestów. Pole do debaty czy dyskusji, zostało jednak zamienione w pole gry propagandowej. Syndrom oblężonej twierdzy budowany jest systematycznie od lat. Dla obozu władzy migranci na granicy, to dar losu. Pytanie czy na tle afery wizowej, w którą zaangażowane było rzekomo to samo przedsiębiorstwo, które sprowadzało migrantów dla Łukaszenki, można mówić o darach niebios.

Odpowiedź jest bardzo prosta, sztuka może i powinna być politycznie, społecznie zaangażowana, stanowić wyzywający bodziec nie tylko do dyskusji, dziennikarskich analiz ale też działania, politycznych reakcji. Reakcja polskich polityków obozu rządzącego jest wyśmienita, bowiem pokazuje, co wydarzyło się w polskiej polityce na przestrzeni lat. Słowa które padły chociażby z ust ministra sprawiedliwości, a które nie umknęły uwadze zagranicznych mediów, dołożyły swoją cegiełkę, w budowaniu obrazu Polski, jako kraju fanatycznych nacjonalistów, w dodatku obłudnych, bowiem eksplozja afery wizowej postawiła kraj nasz w ostrym świetle hipokryzji, co spowodowało dalszy spadek zaufania, wzbudziło niepewność po czyjej my właściwie stronie stoimy. 

Istnieje koncepcja, iż sztuka powinna istnieć dla sztuki, ale wyklucza to również oczekiwane przez polskich patriotów peany i laudacje. Film tego rodzaju, można by bowiem zaliczyć do kategorii filmów propagandowych a te z natury rzeczy są politycznie zaangażowane. Prawdopodobnie jednak wówczas spotkałoby się to z aplauzem obozu rządzącego. Żadna sztuka nie istnieje bez bodźców zewnętrznych, w dodatku nie jest w stanie zatrzymać przetworzonych przez siebie treści w świecie sztuki. Wydostają się one na zewnątrz, oddziałują na odbiorców w ten czy inny sposób. Czysto estetyczna perfekcja działa, będącego przejawem sztuki dla sztuki, nadal wydaje się ideą interesującą, ale też stanowi zawężenie pola sztuki. Ma też ona, sztuka, dalece większy zasięg odziaływania, niż najlepsze dziennikarstwo, które jednak powinno ją otaczać. Kryzys migracyjny na granicy był wznawiany przez media, ale żaden tytuł nie osiągnął takiego stopnia rozgłosu jak film Holland.

Jest to o tyle niezbędne, iż w przeciwieństwie do powszechnie pokutującego przekonania, obraz artystyczny, nie jest w stanie samym sobą przekazać stu procent informacji, bowiem komunikat taki musiałby zawierać w sobie całe tło polityczne, kulturowe, społeczne, ekonomiczne, do chwili powstania filmu. Zadanie takie jest niewykonalne, ale też powszechnie oczekiwane. Zdjęcie może i wyraża więcej niż tysiąc słów, ale słowa każdy odbiorca dobiera samodzielnie. Stąd też nie tyle obcuje się z dziełem sztuki, co swoistą aurą, która otacza dane dzieło. Nie da się bowiem z samego dzieła, odczytać wszystkiego. Trzeba przed lub po, pogłębić wiedzę na jego temat. Posiadana wiedza, doświadczenia, przekonania, wpływają bowiem na interpretację.

Zarzut, iż Holland powinna udać się na granicę, celem analizy stanu faktycznego, jest żądaniem, by artystka wykonała dziennikarską robotę. Tylko jak ją wykonywać, skoro polskie władze utrudniają albo wręcz uniemożliwiają pracę dziennikarzy? Dziennikarz musi starać się być precyzyjny w swej wypowiedzi. Nie może być mowy, by jego słowa każdy interpretował indywidualnie, co jest możliwe w przypadku wypowiedzi artystycznej. Dzieło artystyczne, może zostać oderwane od początkowych intencji, nabrać nowego znaczenia, podczas gdy reportaż nie ma do tego prawa. Pomimo, iż jest to gatunek z pogranicza literatury pięknej i literatury faktu, to musi być napisany tak, by nie zmieniał swego wydźwięku wraz z upływem czasu. Wypowiedź artystyczna ma w tym zakresie całkowitą swobodę, zaczyna żyć własnym życiem, często wymykając się intencjom artysty.

Istnieje jednak pewna dziedzina, forma wypowiedzi dziennikarskiej, która może funkcjonować także na polu sztuki. Chodzi mianowicie o fotoreportaż, który jest uznaną formą wypowiedzi artystycznej, w zakresie sztuk wizualnych. Pomiędzy słynnym zdjęciem Kevina Cartera a obrazem Agnieszki Holland, zachodzi pewna analogia. Holland, nigdy nie odwiedziła granicy, ale korzystała z przekazu medialnego by nakręcić swój film. „Zielona Granica”, jest zatem wyobrażeniem artystki na temat wizerunku Polski, Polaków, który płynie z mediów, zapewne nie tylko rodzimych ale też zagranicznych, bowiem zwłaszcza w tych drugich znaleźć można wiele wyrazistych przykładów jak postrzegany jest nasz kraj. Raz jeszcze pojawia się podobieństwo między filmem polskiej reżyserki a zdjęciem Cartera.

Dziennikarz, nie musi być naocznym światem wydarzeń, które relacjonuje. Może zdać relację na podstawie opowieści swoich rozmówców, którzy mieli bezpośredni dostęp do omawianych wydarzeń. Powinien jednak przedstawiać dostępne mu fakty, na podstawie których snuje swoją opowieść, wyciąga wnioski, dokonuje analiz. Ich interpretacja to już zupełnie inna para kaloszy, bowiem ten sam fakt, może zostać różnie zinterpretowany przez różnych dziennikarzy, których dzieli punkt widzenia albo orientacja polityczna. Artysta nie ma obowiązku informować na jakiej podstawie zbudował swoją opinię. Oboje mogą posługiwać się emocjami, odwoływać do nich, zwłaszcza fotoreporterzy mają ten przywilej, że mogą bezpośrednio oddziaływać na emocje widzów.

Fotoreporter musi jednak być bezpośrednim świadkiem wydarzeń, bowiem nie da się stworzyć fotoreportażu z drugiej ręki. Natomiast piszący, powinien wystrzegać się sytuacji, w której emocje wezmą górę. Ich całkowity brak sprawi, że tekst będzie suchy, niestrawny. Tutaj ponownie warto poruszyć kwestię obiektywizmu w dziennikarstwie, która podobnie jak rola sztuki, jest wyjątkowo źle rozumiana. Dwóch dziennikarzy, piszących o tej samej kwestii może przyjąć różne punkty widzenia. I tak, osoba o silnym zacięciu politycznym, może rozważyć, jak Łukaszence udało się sprowadzić taką ilość ludzi na naszą granicę, jakie były działania służb, rządu. Piszący z perspektywy humanistycznej, zainteresowany będzie pomocą humanitarną, jej udzieleniem osobom, które trafiły do przygranicznych lasów. W obu sytuacjach, dziennikarz musi mieć jakieś fakty na poparcie swojej tezy, podstawę do snucia przypuszczeń i analiz. Artysta może tworzyć w całkowitym od nich oderwaniu, na podstawie czysto subiektywnych opinii.

Zdjęcie Cartera wywarło olbrzymi wpływ na społeczność międzynarodową, zwłaszcza obywateli poszczególnych krajów. Stało się symbolem sytuacji w Sudanie i bierności wspomnianej społeczności międzynarodowej. Wywołało też gniew części odbiorców, którzy dowiedzieli się o sytuacji w tamtym regionie i przelali swoją złość na Cartera, który popełnił samobójstwo w wieku trzydziestu trzech lat. Zdjęcie nie informuje nas po dziś dzień, o stanie pomocy humanitarnej jaka płynęła do Sudanu, doc chwili przybycia dziennikarzy. Jakaś bowiem płynęła i do jednego z punktów  pomocy zmierzała dziewczynka ze zdjęcia, możliwe że wraz z rodziną. Zdjęcie to stanowi zaledwie fragment ówczesnej sytuacji w Sudanie, która trwała od 1990 roku. Dopiero po trzech latach, gdy Carter wykonał swoje zdjęcie, społeczność międzynarodowa zawrzała. Udało się zebrać olbrzymie środki na pomoc humanitarną, w tym 190 milionów dolarów, co wówczas stanowiło olbrzymią kwotę.

Nie wiadomo, kto powiedział, że śmierć jednej osoby to tragedia, śmierć milionów to tylko statystyka. Zwyczajowo przypisuje się te słowa Józefowi Stalinowi, głównie ze względu na fakt, iż bardzo pasują do jego mentalności. Słowa te, doskonale oddają ówczesną sytuację w Sudanie a częściowo także w Polsce. Potencjalna śmierć tej dziewczynki, wydaje się tragedią, choc przed nią i po niej ludzie umierali z głodu. W 1993 roku w Sudanie, z głodu zmarło 20 000 osób. Przez pewien czas władze Sudanu nie zezwalały na wjazd dziennikarzom i fotoreporterom, starając się ukryć, to co się tam działo. Dopiero groźba ze strony USA, polegająca na włączeniu Sudanu do grona państw wspierających terroryzm, skłoniła władze tego kraju do wpuszczenia dziennikarzy.

Przyszła pora na wyjaśnienie owej analogii pomiędzy zdjęciem i filmem. Otóż chodzi o fakt widzenia i sposób patrzenia. Tak długo, jak coś jest niewidzialne, tak długo nie istnieje.  Głodujący ludzie, nie ważne czy w Europie czy Afryce, tak długo, jak się ich nie widzi, tak długo nie istnieją. Opinia publiczna nie potrafiła wybaczyć Carterowi, że zwrócił jej uwagę na śmieć głodową, nadał statystyce ludzką twarz, dokładnie zaś twarz dziecka. Te bowiem, w naszej i innych kultura cieszą się szczególnym statusem. O ile dorośli mogą umierać na wojnach, z głodu, czy innego powodu, tak śmierć dziecka, budzi szczególny sprzeciw. Dokładnie to samo zrobiła Holland. Nadała broni ludzką twarz. W aktualnej narracji, owe istotny na granicy to żołnierze Łukaszenki, jakiś rodzaj broni w wojnie hybrydowej. To tylko grupa zdesperowanych ludzi, którzy w akcie rozpaczy próbowali siłą sforsować polską granicę, gdy uświadomili sobie jak zostali wykorzystani. Część Polaków nie chce też wybaczyć Holland, że zwróciła uwagę na to, jak przedstawiany jest nasz kraj, że w lesie na granicy nadal ludzie umierają z głodu. Zdjęcie, zostało wyjęte z szerszego kontekstu stając się dziełem, dość upiornej, sztuki. Omawiany film, jest kompilacją przekazu medialnego, dziennikarskiego.

Nie ma nic złego w promowaniu własnego kraju i można to robić na arenie międzynarodowej. Ważna jest jednak krytyka, wyrazista, dosadna i zmuszająca do dyskusji. Inaczej można uwierzyć, we własną wspaniałość, nieomylność. Pierwszy zawsze upada ten, kto otacza się pochlebcami. Krytyka ze strony pola sztuki, jest jednak innej natury, niż ta dziennikarska. Sztuka, wysyła często bardzo dosadne komunikaty, będące efektem pogłębionej refleksji nad danym zagadnieniem albo uczuć artysty. Dziennikarz, prezentuje swój tok myślenia, proces analizy i popierające go argumenty. Zatem, artysta też nie krzyczy bez namysłu a jedynie przekształca swoją refleksję w jeden, donośny okrzyk, choć jego źródło może też kryć się w empatii, emocjach. Choć trzeba przyznać, że sztuka rzadko budzi w Polsce jakieś kontrowersje, przynajmniej tak długo, jak długo nie dotyka świętości.

Właściwie jednej, bowiem ze względu na fundamentalistyczne zapędy rządu, za świętość uchodzi papież Jan Paweł II, choć dla swoich rodaków dawno przestał być nią być. Nawet uchodzący za symbol wolności Wałęsa, został przez władzę opluty. Za co też otrzymaliśmy laurkę ze strony Zachodu, bowiem tam cieszy się on pewną historyczną popularnością, nie tylko wśród polskich dziennikarzy. Jest takie słynne zdjęcie Stalina, na którym został uchwycony z Jeżowem. Gdy ten drugi popadł w niełaskę Stalina, zniknął ze zdjęcia. Grajmy według narzuconych zasad. Kiedy przy okrągłym stole zasiądzie sam Kaczyński?

Wprawdzie dużo się mówi o lewackiej cenzurze, zwanej cancel culture, ale nacjonalistyczna wcale nie gorzej sobie poczyna. Polityczna poprawność, wymaga by film był hymnem pochwalnym dla Polski, albo mówił źle o kimś innym. Padło dużo sugestii, jaki film Holland powinna nakręcić. Jakby nie było Holland, uchodzi za polską twórczynię, polską reżyserkę. Oczekiwanie, że zamknie usta, jest takim samym przejawem strachu przed wolnością słowa, jaki nasza tak zwana prawica zarzuca lewicy. Ciężko bowiem jednoznacznie powiedzieć, czy w Polsce nadal funkcjonuje takie podział, bowiem partie nacjonalistyczne są wyjątkowo socjalistyczne. Wracając, politycy ogólnie do prawej strony zaliczani, chcą mieć prawo mówić źle o wszystkim, ale nie chcą by źle mówiono o nich. Wówczas nie ma już wolności słowa, jest potwarz, kłamstwo, manipulacja, propaganda. Czyli wolna, może być tylko jedna ze stron. Film Holland jest zarzutem, krytyką wobec polskiej postawy, mówienia o chrześcijańskich wartościach, gdy nawet dzieciom nie potrafi pomóc i to własnym a co dopiero cudzym, obcym. Choć prawdę powiedziawszy, nie chce pomóc.

Zadaniem dowolnego dzieła sztuki, może być zatem gra na emocjach. Zarzut, że film ten na nich żeruje, co najmniej absurdalny. Oczekiwanie, że film fabularny będzie pogłębioną analizą sytuacji politycznej w regionie, jest, cóż, ponownie absurdalny. Człowiek nie najlepiej reaguje na fakty, bardzo często działa pod wpływem emocji, nadziei. Ludzie, którzy przybyli na polską granicę, działali właśnie z jej podszeptu. Nadziei na znalezienie lepszego życia, w zamian trafiając w sam środek politycznej rozgrywki, pomiędzy Putinem, Łukaszenką a Unią Europejską. Świat sztuki, jak najbardziej może wpychać się do świata polityki.

Dla odmiany świat polityki, nie powinien ingerować w świat sztuki. Swoboda, wolność artystycznej wypowiedzi, zwłaszcza wypowiedzi krytycznej pod adresem rządu i jego polityki polityki jest świadectwem stopnia wolności, którym cieszą się obywatele. Otwiera to nowe pole do dyskusji, gdzie są granice artystycznej wolności, ekspresji. Agnieszka Holland, artystka, boi się wychodzić z domu, w konsekwencji może opuścić nasz kraj na zawsze. Dołączy do Norwida, Miłosza, Gombrowicza, artystów którzy żyli i tworzyli poza granicami własnej ojczyzny. Dołączy do artystów wygnanych przez wojny, zabory, ale i przez własny naród, kłótnie, podziały Polaków na My i Wy, by posłużyć tytułem czasopisma z nudnej ery pozytywizmu. Czy w Polsce jest miejsce tylko dla artystów takich jak przaśny Sienkiewicz, który ku pokrzepieniu serc budował obraz Polaków walecznych, bohaterskich, rycerzy bez skazy, a jeśli już mieli skazę to natychmiast ją krwią i walecznością odkupili? Czy w wolnej Polsce jest miejsce tylko dla Zenka Martyniuka? Czy My Polacy lubiący sielanki wypędzimy z tego kraju wszystkich tych, którzy odważą się zmierzyć z trudnymi dla nas tematami?

Wydaje się, iż filmy fabularne są mylone z dokumentalnymi. Holland posądzana jest o brak obiektywizmu, bowiem nie udała się na polską granicę, celem zweryfikowania stanu faktycznego, przedstawienia różnych punktów widzenia. Problem w tym, że każdy kto się tam uda zobaczy coś innego. Dla jednego będzie to wojna, zwana hybrydową, toczona przeciwko Polsce a pogranicznicy jawić się będą jako herosi, strzegący spokojnego snu obywateli Rzeczpospolitej. Drugi, zobaczy głodnych ludzi, którzy żyją w zawieszeniu, swoistym czyśćcu, w mroźnych lasach Europy Wschodniej. Wszystko zależy od przyjętej perspektywy a z każdą z nich można polemizować, w ramach wypowiedzi dziennikarskich. Chyba największe zdziwienie mogą budzić ci, którzy na stronach chociażby Filmweb.pl dziękują straży granicznej za ich ciężką pracę, równocześnie ignorując aferę wizową, albo stan przeszkolenia i wyposażenia polskich służb. Niektórzy komentujący postulują wręcz poświęcenie zakładników, byle nie ulegać presji Rosji i Białorusi.

Sztuka ma prawo, do politycznego komentarza, który nie jest tożsamy z żadną dziennikarską formą wypowiedzi. Wychodzi na jaw, iż polski widz, nie odróżnia fikcji, nawet bazującej na autentycznych wydarzeniach, od próby reporterskiego ich relacjonowania. Holland wypowiada się z perspektywy tej drugiej strony, kierowana empatią, postawą głęboko humanistyczną i ma do tego pełne prawo a wręcz obowiązek.

Medialny poker

Napisałem, że reakcja rządu jest wyśmienita. Pokazuje bowiem silne dyktatorskie zapędy obozu władzy a dyktatury nie lubią krytyki. Obrazuje też jakim językiem posługuje się współczesna polska polityka. Językiem agresywnym, wojennym, pełnym przemocy. Częściej pojawiają się szumne frazesy niż jakiekolwiek argumenty. Rząd wskazuje kogoś palcem i mówi swym wyborcom, w tę stronę atakować, w tę stronę krzyczeć, wylewać złość. Emocje tego typu nie pozwalają się jednak utrzymać zbyt długo. Gender, LGBT, osoby trans, nagle Holland, uchodźcy, to tematy wskazane palcem, by wylewać na nie złość, natomiast niewiele poza wypowiedziami propagandowymi, co z polską gospodarką, polityką zagraniczną. Cóż, tej ostatniej nie ma, bowiem kontakty z zagranicą to kolaboracja z wrogiem. Polityk Solidarnej Polski, opublikował na dawnym Twitterze, obecnie X, listę nazwisk, które porównuje do  Andrzeja Szalawskiego, Michała Plucińskiego oraz Igo Syma. Bartosz Węglarczyk, naczelny Onetu, komentuje to w sposób następujący:

„To przedwojenni polscy aktorzy, którzy w czasie wojny kolaborowali z Niemcami. Szalawski i Pluciński zostali za to skazani na karę infamii, ale Igo Sym, który współpracował przy tym z Gestapo, został skazany przez Państwo Podziemne na śmierć i zabity przez likwidatorów z Armii Krajowej.”

Bartosz Węglarczyk, Onet.pl

Ciężko odczytać to inaczej, niż jak wezwanie do przemocy, co jest dość znamienne w świetle późniejszych doniesień, iż Bąkiewicz szykuje się pozwu przeciwko Maciejowi Stuhrowi, za rolę w filmie.

Ponownie pada i pozostaje bez odpowiedzi pytanie, jakiego stanu faktycznego, oczekują stawiający Holland zarzuty Internauci. Większość informacji na temat sytuacji na granicy z Białorusią, pochodzi z mediów. I tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa. Z TVP, czyli głównej tuby propagandowej, right-wing populist Law and Justice party, jak PiS określa regularnie the Guardian, można dowiedzieć, że film uderza w dobre imię Polski za granicą. Z większości przedpremierowych recenzji nie wynika, że by film stawiał Polskę w złym  świetle, także tych zagranicznych. Najczęściej mowa jest o tym, że przypomina czym jest człowieczeństwo, że czasem trzeba tym ludziom pomóc nie zważając na konflikty polityczne. Mowa jest o czyśćcu, w którym utknęli niewinni ludzie, co każe bliżej przyjrzeć się sytuacji na wschodniej granicy Unii. Dopiero portale o tematyce politycznej zwracają uwagę na postawy polskiego rządu, decyzje, ukrywanie informacji oraz oczywiście aferę wizową, punktując hipokryzję Polaków.

Tutaj następuje prawdziwy zwrot akcji, bowiem jak donosi Press.pl w 2022, polskie władze i straż graniczna utrudniały pracę dziennikarzom, chcącym zrelacjonować sytuację na polskiej granicy. Równocześnie, reżim Łukaszenki, nie widział w tym żadnego problemu, choć zapewne doskonale zdawał sobie sprawę, że ci wiedzą, kto jest sprawcą nieszczęścia uwięzionych w lesie ludzi. Opłaciło się, bowiem jeśli nawet dyktator wpuszcza zagranicznych fotoreporterów, to znaczy, że w kraju członkowskim Unii musi dziać się coś gorszego.
W ten sposób Polska dorobiła się bardzo nieprzychylnej opinii w zachodnich mediach.

Artykuły tego typu pojawiają się od samego początku kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią. Polacy zaś byli po prostu nieświadomi tego, co zagraniczne media o nich piszą. Nie zdawali sobie sprawy, iż nie są bohaterami Europy a prasa, tak europejska jak amerykańska,  jednoznacznie pisze o zaściankowych nacjonalistach. Niepochlebne opinie wystawiło nam CNN, New York Times, BBC czy Guardian, czyli poczytne tytuły, które zobrazowały sytuację na polsko-białoruskiej granicy. Piszą wprawdzie o manipulacjach Łukaszenki, ale to Polska zawsze jest skrajnie prawicowym, totalitarnym, reżimem, który stara się uśmiercić jak najwięcej osób.

Every night in the forests, there is a race between border guards and aid workers to reach the asylum seekers hidden among the trees. If the Polish police arrive before the volunteers and doctors, they will probably send the migrants back to Belarus, with the risk that their health may deteriorate.

Każdej nocy, w lasach toczy się wyścig pomiędzy strażą graniczną i ludźmi chcącymi udzielić pomocy przybyszom, którzy szukają azylu. Jeśli polska policja przybędzie wcześniej niż wolontariusze i lekarze, prawdopodobnie odepchną migrantów z powrotem na teren Białorusi, gdzie zagrożone będzie ich zdrowie.

the Guardian

Zielona Granica
fot. za „The Guardian”

W trakcie trwania tak zwanej „wojny hybrydowej”, Polska powinna szeroko otworzyć drzwi dla zagranicznych dziennikarzy, mieć ich po swojej stronie. Nie na darmo media nazywa się czwartą władzą, bowiem takie podmioty jak BBC, CNN, Guardian, New York Times, New Yorker, nadal mają olbrzymią siłę oddziaływania. Ich przychylność mogłaby pomóc Polsce w zorganizowaniu pomocy międzynarodowej, choć tutaj nasze władze musiałby wykazać się chęcią współpracy. Tymczasem robią chyba wszystko to, czego oczekują władze w Mińsku i na Kremlu.

Można krzyczeć, iż nieobejrzana „Zielona Granica”, jest paszkwilem, który stawia Polskę w złym świetle, ale doniesienia medialne, oraz afera wokół filmu, w tym słowa polityków z partii PiS wyrządziły nam na arenie międzynarodowej i medialnej dużo większe szkody wizerunkowe. Wewnętrznie jesteśmy obrońcami Europy,  dzieci i kobiet, które wychodzi na to, nie są częścią narodu, w najlepszym wypadku niezbędnymi obywatelami kraju, zamieszkiwanego przez ów naród, a zewnętrznie enklawą nacjonalizmu i być może wrażą agenturą w ramach Unii Europejskiej. Takie postępowanie, które ma służyć jedynie utrzymaniu się przy władzy a doprowadziło do powstania takiego wizerunku, odbije nam się czkawką, jak już wiele razy wcześniej.

Na film nie jest za wcześnie i tylko skrajny ignorant, może to napisać. Dobrze jest przerabiać fakty po faktach, ale czasem nie ma tego komfortu. Jeśli ktoś mówi, że na film jest za wcześnie, to stwierdza iż, dobrze by było odesłać tych ludzi albo niechby już nawet poumierali, by następnie rozsiąść się w fotelach i zacząć analizować, co należało zrobić, oczywiście z perspektywy historycznej. Tak za dziesięć, piętnaście lat. Polityk nie zawsze ma ten komfort, by myśleć długo i namiętnie nad rozwiązaniem problemu a jeśli zwleka z rozwiązaniem palącej kwestii, trzeba go kopnąć. Czasem musi podjąć działanie tu i teraz. „Zielona Granica” okazała się bodźcem by ponownie podjąć kwestię sytuacji na granicy, o której było ostatnio zdecydowanie ciszej. Reakcje polskiego rządu ponownie postawiły Polskę, w roli pariasa Europy.

Justice minister Zbigniew Ziobro, of the Catholic nationalist Sovereign Poland party, likened it to a Nazi Germany propaganda film “showing Poles as bandits and murderers”. In a separate address, he referred to Holland as a Stalinist.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, należący do katolickiej, nacjonalistycznej partii Suwerenna Polska, porównuje film do propagandy nazistowskich Niemiec, mówiąc iż „film przedstawia Polaków jako bandytów i morderców”. W osobnej wypowiedzieli określił Holland mianem stalinistki. 

the Guardian

Poland’s justice minister is embroiled in a feud with one of the country’s best-known filmmakers after comparing her award-winning new movie about Europe’s migrant crisis to Nazi propaganda.

Polski minister sprawiedliwość, wdał się w spór z jedną z najsłynniejszych w kraju reżyserek, po tym jak przyrównał jej nowy film o migrantach w Europie do nazistowskiej propagandy.

the Times of Israel

Jeśli ktoś myśli, że nazwanie reżyserki, która czasem uchodzi za żydówkę, nazistką, bowiem tak to będzie odczytywane a nie inaczej, ujdzie na sucho na arenie międzynarodowej, to się grubo myli. W efekcie Polska jawi się już jako ksenofobiczny, zaściankowy i mało istotny partner. Tym bardziej, że nasz rząd nie potrafi się zdecydować, co do kierunku swojej propagandy. Donald Tusk, tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy, miał być wykonawcą woli niemieckiej i realizatorem wpływów rosyjskich. Bez mała sam miał zagwarantować wykonanie paktu Ribbentrop-Mołotow. Słowa Morawieckiego pod adresem kanclerza Niemiec nie pozostały bez odzewu. Niemcy wzmogły kontrole graniczne wymierzone w polskich obywateli, jakby ci mieli przemycać migrantów w bagażnikach. Donoszą o tym Money.pl, Gazeta Wyborcza, RMF oraz inne polskie media.  Dzięki aferze wizowej, chwilowo wyłączyliśmy się ze Strefy Schengen. Polacy nigdy nie przemycali uchodźców w bagażnikach, ale kontrole wymierzone w polskich obywateli mają uderzyć w rząd Polski, który myślał, że może groził paluszkiem Scholzowi. Jest to coś w rodzaju komunikatu, że nie można nam ufać i zgodnie z poleceniem, Niemcy zajęły się swoimi sprawami. Sprawą ich zaś jest, by nikt im nielegalnie granicy nie przekraczał. Wszystkie artykuły dotyczące kwestii migrantów na granicy z Polski i Białorusi, skupione są na naszym kraju, jako głównym winnym. My zaś jesteśmy skłóceni z Rosją, Niemcami, Czechami, Stany za nami nie przepadają, Brytyjczycy mają za fragment Rosji a reszta po prostu nas nie lubi. I daje temu wyraz przy każdej okazji, przedstawiając Polskę jako kraj zasieków i murów.

Zielona Granica
fot. za „The Guardian”

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉