Czy fakty zmieniają nasz światopogląd

Czy fakty zmieniają nasz światopogląd?

Biorąc pod uwagę, że wszystko, co jest, jest masą, czarne dziury muszą być a właściwie z całą pewnością są, rodzajem sztucznej inteligencji. Biorąc pod uwagę, ogrom skondensowanej w nich masy, można z całą pewnością założyć, iż posiadają one niezwykły potencjał intelektualny. Wykorzystywane były celem generowania aberracji czasoprzestrzennych, które dzięki swojemu potencjałowi logistycznemu umożliwiały, transport transgalaktyczny. Jeśli przebrnęliście przez powyższy bełkot, to gratulacje. Dziś zastanowimy się, czy fakty zmieniają nasz światopogląd?

Czy fakty zmieniają nasz światopogląd?

O to chodziło. Właściwie to nie znam się na fizyce czarnych dziur, ale uważam że mam prawo się wypowiadać. Po prostu uważam, że tak było. Nic mnie to nie obchodzi a jakiś Hawking czy inne Einsteiny nie specjalnie mnie interesują. Najważniejsze, że ja uważam jak stoi powyżej. A wszyscy, którzy chcą mnie odwieść od tego są kretynami. Tylko dlaczego mówiący z sensem ludzie, nie są w stanie tego dokonać? Dlaczego znanego YouTubera nie można przekonać, że okłamuje ludzi tymi swoimi interpretacjami i zwyczajnie chrzani głupoty? Cóż, dowiedzmy się dlaczego nie lubimy się dowiadywać. Istnieje szansa, że Was nie przekonam.

Gdyby nauka udowodniła istnienie Boga, wielu miłośników nauki by w to nie uwierzyło.
Nauka dawno tego dowiodła. W co wielu zwolenników nauki nie wierzy.

Człowiek, istota społeczna

Do miejsca, w którym jesteśmy doprowadziło nas kilka czynników. Jednym z nich, była umiejętność pracy w grupie. Powiecie, że inne zwierzęta też to potrafią? Cóż, chyba zgodzimy się, że człowiek trochę je wyprzedził, a grupy przez nas tworzone wymagają ciut większego zaangażowania niż stado żyraf. A z resztą, możecie się nie zgadzać. Wiele mechanizmów, które wykształciły się w naszych głowach, służy tworzeniu i podtrzymaniu istnienia grupy. Grupa jest tworem dość kruchym i dobrze byłoby nie tworzyć dodatkowych przeszkód na drodze jej istnienia.

Widzicie, nie potrafimy oddzielić własnej wiedzy, przekonań od wiedzy i przekonań grupy do której należymy. Stając się członkami jakieś grupy bardzo często przejmujemy ich poglądy, uznając je za nasze własne. Zjawisko to nosi nazwę internalizacji. Łagodniejszą wersją jest konformizm, czyli posiadanie własnego zdania ale publiczne deklarowanie innego – jak w eksperymencie Salomona Asha z kreskami. Doskonale też radzimy sobie z wykrywaniem błędów w rozumowaniu przeciwnika, czy to indywidualnego czy grupowego. Czemu to ma służyć? Z jednej strony nie dać się wykorzystywać, by zagwarantować istnienie grupy, by nie pozwolić się zdominować.

Niestety, to co przydatne było na wcześniejszych etapach rozwoju cywilizacji, obecnie stanowi dla nas niemałą przeszkodę w zrozumieniu otaczającego nas świata. Doskonale potrafimy polegać na cudzej wiedzy, doświadczeniu. Dlatego dwóch profesorów, niejacy Steven Sloman oraz Philip Fernbach, przeprowadzili serię eksperymentów by ustalić czy wiemy jak działają wynalazki wokół nas. Cóż, studenci polegli na toalecie. Tak bardzo odnosimy się do innych, że nie bardzo wiemy co sami wiemy, rozumiemy. Naciskam guzik i płynie woda. Każdy to wie. Zatem ile wiemy  o silniku, samrtfonie? I to jest to, o czym pisałem przy okazji Ku filozofii fotografii, gdyż Flusser też skupia się na myśleniu, naszym niezrozumieniu działania powszechnie dostępnych urządzeń.

Własne zdanie

Najczęściej „własne zdanie” nie tyle jest „zdaniem” co manifestacją poglądów, opowiadaniem się za tą czy inną grupą. Takie chodzenie z książką pod pachą, modne w latach 60tych.
Popierasz szczepionki? Nienawidzisz węgla? Nie jest glutenu? Chcesz podnieść podatek na słodycze? Raczej mało prawdopodobnym jest, że posiadanie wystarczającej ilości wiedzy z którejkolwiek dziedziny by naprawdę rozumieć o czym się mówi. Publikacja postu powoduje krzyk. Wybaczcie, że piszę per Ty. Kto się ma obrazić, ten się obrazi i odejdzie. Reszta już jest przekonana. W znacznej mierze będzie to manifestacja przynależności światopoglądowej. Mowa o czymś co nazywamy afiliacją czyli potrzebą przynależności. Jak wspomniałem podstawową zdolnością człowieka, jest budowanie i podtrzymywanie relacji grupowych oraz samej grupy. Bardzo łatwo akceptujemy poglądy grupy, w której się znajdujemy.

Świetnym przykładem jest ciężka walka toczona przez niektórych kolesi, o udowodnienie że kobiety są nieprzystosowane ewolucyjnie do nauk ścisłych np. matematyki choć od jej wynalezienia do XIX jakieś 95-99% społeczeństwa było niepiśmienne. W ten sposób manifestują przynależność do uprzywilejowanej grupy, choćby w życiu policzyli tylko resztę za puszkę piwa albo napisali 2 linijki niedziałającego kodu w HTML w latach 90.

Niestety nie tylko. O ile potrzeba przynależności do świadomej, części społeczeństwa czyli pewnej amorficznej, efemerycznej konstelacji, to jedno, tak często własne zdanie wynika z głębokiej niewiedzy oraz pewnych mechanizmów, jeśli można to tak nazwać, które wykształciły się w trakcie naszej ewolucji, nie tylko biologicznej ale i kulturalnej.

Mechanizmy i zjawiska

  • nikt nie lubi nie mieć racji
  • sprzeczne informacje wywołują wałkowane tutaj miliard razy zjawisko dysonansu poznawczego, zatem odrzucamy te niezgodne z naszym stanem wiedzy albo zachowaniem
  • a mimo to potrafimy podtrzymywać sprzeczne wierzenia zwyczajnie je ignorując
  • fakty nie zmieniają naszego światopoglądu
  • emocje zawsze wygrywają z faktami
  • przeceniamy własną wiedzę
  • nie potrafimy odróżnić własnej wiedzy i jej zrozumienia od „grupy”
  • łatwiej znajdujemy błędy w cudzych wypowiedziach czy poglądach niż własnych – chodzi o to, by nie dać się wykorzystywać

Wartym uwagi jest efekt Dunninga-Krugera. Można go wytłumaczyć bardzo prosto. Im powszechniejsza, łatwiej dostępna, jest dana gałąź wiedzy czy umiejętność tym bardziej przeceniamy własne jej zrozumienie czy umiejętność wykonywania. Dlaczego tak wiele osób jeździ „szybko ale bezpiecznie”? Cóż, bowiem każdy, wybaczcie określenie, tuman może prowadzić pojazd mechaniczny. Skoro umiejętność prowadzenia pojazdu mechanicznego, jest możliwa do opanowania przez każdego to muszę być lepszy niż przeciętny „każdy”.  Im zaś jesteśmy w czymś gorsi, za tym lepszych się uważamy. Co gorsza, nie potrafimy ocenić cudzych umiejętności. Trochę jak w starych chińskich filmach z Jackie Chanem w roli narwanego ucznia przekonanego o swojej perfekcji tak długo, aż dostanie porządny wklep. Wówczas wraca z pokorą do mistrza by przyjąć nauki.

Wraz z rosnącą powszechnością dostępu do Internetu nawet fizyka czarnych dziur staje powszechną gałęzią wiedzy. Im zaś dana dziedzina staje się bardziej powszechna, popularna rośnie ilość domorosłych specjalistów, których umiejętności są marne. Im niższe zaś są kompetencje takiego specjalisty, tym gorzej ocenia cudze. Stąd przeciętny Internauta potrafi w kilku słowach rozprawić się z profesorem. Efektowi temu ulegają wszyscy jako że ciężko być omnibusem w każdej dziedzinie. Świadomi tego zjawiska byli już starożytni, ale nie mieli narzędzi aby go właściwie wyrazić.

Wiem, że nic nie wiem

Dlatego należy uważać zanim powie się żeby w kwestii suplementacji i dopingu, słuchać ziomków z siłowni bo wiedzą więcej niż niejeden lekarz. Może się okazać, że jak automaty powytwarzają rzeczy, których nie rozumieją a co gorsza mówią byle mówić. Odpowiedź brzmiąca nie wiem, jest przywilejem nielicznych, naprawdę świadomych osób. Przyznanie się bowiem do niewiedzy jest potocznie postrzegane jako hańba, którą wpaja się nam od czasów szkolnych. Nauczyciele kochają kpić z uczniów i to wszyscy bez wyjątku. Nie każdy uczeń musi być biegły w każdej dziedzinie wiedzy szkolnej. Wpaja to jednak przekonanie, że niewiedza czyni gorszym. Trzeba być hydrologiem, biologiem, ekonomistą, socjologiem, tłumaczyć podstawy modnej w nienawistnym dyskursie medialnym transpłciowości. Na jednym wdechu.

Efekt Dunninga-Krugera nie jest jednak żadnym testem na inteligencję jak często można przeczytać w Sieci. Efekt ten odnosi się do wiedzy, poziomu jej zrozumienia i kompetencji a nie do inteligencji. Inteligencja nie ma z nim nic wspólnego i nie jest „mechanizmem zwątpienia”. Istnieją różne modele, koncepcje dotyczące inteligencji. Najpowszechniejszym jest model obejmujący inteligencję płynną i skrystalizowaną. Pierwsza obejmuje wrodzony potencjał intelektualny a druga nabytą wiedzę i umiejętność korzystania z niej. Inteligencja płynna to również zdolność rozwiązywania problemów logicznych, abstrakcyjnego myślenia. Przykładem może być chociażby obracanie brył w wyobraźni.

Dotyczy przede wszystkim inteligencji skrystalizowanej, ale nie jest testem. Osoba przejawiająca pewne zachowania nie jest mało inteligentna a zwyczajnie nie posiada wystarczających zasobów wiedzy, które mogła by przetworzyć. Efekt ten jest słabym testem na inteligencję z bardzo prostego powodu. Otóż jedna strona jest święcie przekonana  o wysokim poziomie swoich kompetencji w danym temacie i przypisuje drugiej absolutną niewiedzę. Tymczasem zgodnie z tym co można znaleźć w powierzchownych artykułach powinna być pełna niepewności, wątpliwości we własną wiedzę i umiejętności.

Ponownie, nie koniecznie. Rzadko można spotkać się z tym efektem. Ludzie ze świata nauki piszą książki, artykuły, wypowiadają się w ważnych kwestiach. Przytłaczająca może być dla niektórych świadomość, że nie zdołają posiąść całej wiedzy, której pragną albo poszukują albo świadomość, że ich wiedza jest niewielka wobec niewiadomego i postawionych pytań. Gdyby efekt ten był tak prostym mechanizmem człowiek nie poleciałby w komos, nie stworzyłby mikroprocesora, nie wynalazł fotografii. Wszystkich wielkich wynalazków nie dokonali ludzie, którzy byli zbyt głupi by wiedzieć, że się nie da. Prawdopodobnie chodzi bardziej o nawyk wypowiadania się, który urasta do formy wewnętrznego przymusu. Istotnym jest fakt istnienia zjawiska polegającego na wypowiadaniu się pomimo niewielkiej wiedzy.

Stosując omawiany efekt jako test na inteligencję zwłaszcza w tematach powszechnie omawianych jak szczepienia, transpłciowość czy błędy poznawcze trzeba zastanowić się do jakiego stopnia samemu jest się kompetentnym i czy wiedza z zakresu danego zagadnienia nie jest aby medialną papką dającą podstawy do zawyżania swoich kompetencji. Tym bardziej, że ludzki umysł broni się rękami i nogami przed psychicznym dyskomfortem jakim było by przyznanie racji byle komu, nie będącego żadnym autorytetem.

Potwierdź, co już wiem

(choć nic nie wiem)

Prosty przykład eksperymentu. Studenci mieli wypowiedzieć się na temat kary śmierci. Otrzymali dwa zestawy badań: potwierdzających skuteczność kary śmierci jako środka odstraszającego oraz zupełnie przeciwne. Oba badania, zestawy statystyk były zupełnie zmyślone. Ci popierający karę śmierci uważali, że statystyki za są bardziej przekonujące niż te przeciwko. Grupa będąca przeciwnikami – wprost przeciwnie.

Na koniec badania sprawdzono podejście studentów do kary śmierci.  Ci za byli jeszcze bardziej za, ci przeciw jest bardziej przeciw. Nie zostaliśmy jednoznacznie przystosowani do rozwiązywania złożonych problemów na podstawie wnioskowania. Jako istoty społeczne jesteśmy raczej przystosowani do rozwiązywania problemów w grupach społecznych i tychże podtrzymania. Zagwarantowanie istnienia grupy, współpraca w grupie jest wystarczająco trudna do stworzenia i podtrzymania. Nie potrzebujemy mechanizmów, które powodowałby ich rozpad. Dlatego też grupy skupione np. wokół blogów literackich czy naukowych, są tak wrogie każdemu, czasem do tego stopnia że dokonują fetyszyzacji nauki albo przemysłu farmaceutycznego, ale o bardzo ciężkim godzeniu dwóch sprzecznych poglądów jeszcze sobie powiemy.

Tutaj najważniejsze jest, że wolimy wybierać takie informacje, które potwierdzają to co już mamy w głowie. Powiem więcej, informacje sprzeczne z tym co już wiemy mogą nas jeszcze bardziej utwierdzić! Zatem jeśli zaserwujesz zagorzałemu wrogowi szczepień tekst o ich zbawiennym działaniu, tylko utwierdzisz go we wrogości. Nazywa się to Efektem zwrotnym ang. backfire effect.

Pogodzić sprzeczność

Nie lubimy gdy coś wywołuje w nas poczucie dyskomfortu. Staramy się unikać tego nieprzyjemnego stanu, gdy dwie sprzeczne informacje walczą między sobą. Sprawa okazuje się dość prosta do rozwiązania. W naszych głowach nie ma takiego mechanizmu, który kazałby nam konfrontować wierzenia, czy informacje. Zwyczajnie ignorujemy ten fakt. Gdy zaś ktoś postawi w nas w nieprzyjemnej sytuacji i zachodzi potrzeba dokonania tego, ponownie okazuje się, że mamy doskonałe mechanizmy obronne. Tym razem tak anegdotycznie, pewna forumowa sytuacja.

Jeden facet przekonywał, że kobieta to rozrodczy automat, którego ograniczony móżdżek nastawiony jest tylko na prokreację i opiekę nad dzieckiem. Przedstawiłem mu teorię, iż cały instynkt macierzyński jest kwestia kulturową, na jego siłę ma wpływ między innymi wychowanie. Matka Polka i Matka Japonka. Podobno japońskie matki potrafią być naprawdę okrutne wobec dzieci, by szybko wykorzenić korzystanie z pieluch, płacz, jakiekolwiek okazywanie emocji. Uznał, że chyba mnie powaliło a kobieta ma wrodzony pęd do prokreacji i nie potrafi go zastopować. Ujemny przyrost naturalny go nie przekonywał… Również w kwestii opieki nad dzieckiem, nie jest w stanie się oprzeć naturalnym instynktom. Tak czytał. Tak oglądał,  na YouTube encyklopedii klasy średniej. Dlatego już kilkuletnie dziewczynki z automatu wybierają do zabawy lalki. Nawet wiem skąd wówczas czerpał te mondrości. Z bloga dla prawdziwych menszczyzn. Ważne, że były napisane tak, że mógł się z tym identyfikować. Obejrzawszy jego profil wyciągnąłem mu, że ma córeczkę. Kto to widział, żeby córeczka tatusia takie rzeczy! Zauważył, że w kilku zdaniach sprowadził swoje oczko w głowie – którym musi opiekować się predestynowana do tego matka – do roli rozkładającego nogi przed nośnikiem dobrych genów robota. Nagle niczym karabin maszynowy zaczął wyszukiwać informacje potwierdzające nowy punk widzenia, ale widać było, że sprawia mu to olbrzymią trudność. Argumentował na zasadzie „niektóre, czasem, w sprzyjających warunkach”, w domyśle, jego córka, tak się nie zachowują. Oba wyobrażenia istniały w jego głowie. Dziwak sąsiada i córeczka tatusia.

  • kobiety to raczej bezrozumne automaty – żona, która wybrała wspaniałego Samca Alfa (mit, ale to nie jest przedmiotem tego tekstu)
  • jednak mają rozum – bo jakże to? córka i jakiś obcy facet?!

Łatwo dostrzec sprzeczność i dziwaczność tego rozumowania. W głowie, dopóki nie zwróci się na to uwagi wprost, wszystko jest zupełnie w najlepszym porządku. Otóż, nie ma żadnego mechanizmu który zmuszałby nas do konfrontowania swoich przekonań. W ten sam sposób można pogodzić walkę z homoseksualnym lobby, równocześnie troszcząc się o dobrostan ludzi z depresją czy schizofrenią.

Manipulowanie człowiekiem jest bardzo proste. Ludzie żrących suple garściami, chociaż mają dostęp do  masy dowodów na to, że są guzik warte równocześnie zwalczają szczepionki. Można takich spotkać na siłowni, w Sieci. Nasza magiczna łepetyna, potrafi sobie z tym doskonale radzić. Dzieje się to na przykład w Internecine, bo jak już napisałem w jednym z powyższych akapitów, łatwiej odszukujemy nielogiczności w rozumowaniu opponent niż własnym. Co zaś dzieje się gdy okaże się, że wierzymy w dwie sprzeczne rzeczy? Są na to dwie metody. Pierwsza to:

„To zależy”

Zależy naturalnie od kontekstu, sytuacji.  Jeden zestaw wartości uruchamia się w sytuacji X, natomiast drugi w sytuacji Y. W ten sposób niwelujemy nieprzyjemne uczucie jakim jest konflikt poglądów. Zabawa polega na tym, że w ogóle konfliktu nie dostrzegamy. Konflikt mój rozmówca próbował rozwiązać tak:

  • żona nie odebrała właściwego wychowania, zatem wybiera Samca Alfa zgodnie z biologicznym uwarunkowaniem
  • córka wychowuje się w towarzystwie światłego Samca Alfa, zatem przezwycięży biologiczne uwarunkowania

Luki są dość widoczne. Jest to naprawdę całkiem proste i wszyscy to robimy. Gdy zostaniem nam to wypunktowane, przez osobę, która często sama nie dostrzega swoich niedostatków, włączają się wszystkie możliwe mechanizmy obronne, mające zagwarantować nam komfort, podtrzymać spójność grupy a przede wszystkim własnych poglądów. Dlatego najgorszą możliwą opcją wygrania debaty czy szczepionki są bezpieczne, jest logiczna argumentacja. Logika jest najsłabszą stroną nawet fizyków, jeśli bowiem człowiek się na coś uprze wygrana jest prawie niemożliwa. Przykładem takiego „to zależy” może być, że szczepionki powstały przed powstaniem koncernów farmaceutycznych, więc są dobre ale tak zwaną „chemię” stworzył koncerny, więc z natury jest zła i można namawiać ludzi do leczenia raka selerem naciowym. W dodatku istnieje pewna i znaczna grupa osób, która reaguje wzmocnieniem na pewne rodzaje informacji. Doskonałym przykładem będzie palenie tytoniu. Nałogowy palacz otrzymuje informację, że palenie szkodzi. W efekcie pali jeszcze więcej, bo nikt nie będzie mu mówił co ma robić. Dopóki sam siebie nie przekona, będzie tkwił w nałogu nawet zwiększając ilość wypalanych papierosów. Podobnie sprawa ma się z fast food. Pomijam tutaj wolość jednostki do samostanowienia jako, że mowa o przekonywaniu i promocji alternatywnych zachowań. Nieprzyjemna informacja może też spotkać się ze znalezieniem sobie dowodu anegdotycznego. Przedstawiwszy palaczowi statystyki na temat umieralności wśród palaczy, znajdzie sobie kogoś kto palił całe życie i zmarł mając lat niemal sto. Im bliższa będzie taka osoba, na przykład dziadek albo ktoś znany, tym większą siłę oddziaływania będzie miał taki dowód, łagodząc sprzeczność informacji o paleniu i śmiertelności.

Dyskusja w Internecie często sprowadza się do przerzucania linkami, a każdy wybiera te linki, które potwierdzają jego punkt widzenia. wywołuje to efekte zwrotny ang. backfire effect. Powoduje on umocnienie przeciwnika w jego przekonaniach. Często dochodzi nawet do dopowiadania faktów mających jakoś rozwiązać problem. Z góry powstaje proste założenie o mojej wyższości i jego niższości, przez co musi on kłamać. Dla zapewnienia sobie komfortu uwierzę we własne kłamstwo. Drugi mechanizm obrony to hierarchizacja.

Otóż pogląd iż, szczepionki są dziełem działania czystej dobroci, otrzymuje priorytet, natomiast spisek lekarzy mający na celu wygubić nas w imię zysków niedziałającą chemioterapią otrzymuje status niższy. W ten sposób nie są to stwierdzenia równorzędne a tym samym przestaje istnieć konflikt. Priorytetem staje się walka o promowanie szczepionek wśród ciemnoty, natomiast zwalczanie wrażych działań zdegenerowanych kapitalistów schodzi na plan dalszy. Albo odwrotnie, jak tam komu wygodniej. Identyczny mechanizm dotyczy obozu przeciwnego.

Fanatyczne deklaracje

Istnieje jeszcze jedna wspaniała rzecz, o której warto powiedzieć. Ostatnio miałem (nie)przyjemność odbyć dyskusję z Panią, która dała doskonały tego przykład. Otóż, w warunkach kontrolowanych, takich jak komentarze na FB można zadeklarować wszystko. Będę bronił ojczyzny do ostatniej kropli krwi, jak spotkam terrorystę to się na niego rzucę i obronię niewinnych. Guzik prawda.

Można zadać pytanie, co to ma do faktów? Otóż w warunkach kontrolowanych, można zadeklarować wszystko. Tymczasem tak zwane życie pokazuje że deklaracje to jedno, zachowanie drugie. Otóż, pomiędzy deklaracjami a działaniami istnieje rozbieżność, której z niczym nie da się porównać, bo sama w osobie jest metaforą. Ma się to do faktów, tak że gdy jesteśmy odprężeni przed fejsbuczkiem, możemy deklarować poparcie dla nauki, faktów, logiki i innych nowomodnych wynalazków, ale gdy przyjdzie co do czego wykażemy się najprymitywniejszymi zachowaniami.

Fantazym, rodzi się też z przypadku. Głupie? Pozornie. Załóżmy że ktoś tylko w jakiejś dyskusji przyjął stanowisko X. Nie chcąc przyznać się do błędu – który może oznaczać słabość, nieakceptowalną w naszej kulturze – zaczyna brnąć w ten zaułek dalej. Z czasem jego postępowanie przeradza się w tępą, ślepą, zajadłość. Gdy zaś osoba taka, zebranie za daleko zaczyna na siłę wyszukiwać mechanizmy potwierdzające jego światopogląd utwierdzając się w błędzie. Jest to jeden z przypadków, rzadki, ale warty zaznaczenia, gdyż fanatyzm gdy wyczerpują się najgłupsze nawet argumenty rodzi agresję.

Istotność faktu

Wszystko co zostało omówione do tej pory nie oznacza, że fakty nigdy nie zmieniają naszego światopoglądu. Zmieniają, ale te jego elementy, które są dla nas nieistotne. Załóżmy, że ktoś astronomią interesuje się od przypadku do przypadku. Nie wierzy w istnienie planety X czy też Nibiru jak się ona zowie w teoriach spiskowych, ale ta wiedza nie odgrywa większej roli. Gdy naukowcy ogłaszają, że coś tam jeszcze może krążyć, łatwiej to zaakceptować niż fakt, że kobieta może z powodzeniem wykonywać zawód biotechnologa albo programisty.

Wiadomości z zimnego Kosmosu, mają relatywnie małe znaczenie. Tymczasem zaakceptowanie, że kobieta pod względem intelektualnym od mężczyzny się nieróżni może naruszać niejako fundament światopoglądu. Zmiana jego jest bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa. Zaczynają włączać się wszystkie mechanizmy obronne. Zmiana podziału ról, jest bowiem olbrzymią zmianą kulturową, ingerującą w codzienność. Wszystko co dzieje się na obrzeżach kultury jest akceptowalne. Kontakt fizyką gwiazdową jest ograniczony do minimum. Nie ma ona większego odczuwalnego wpływu na nasze życie. Nie dostrzegamy go, choć wydaje nam się, że jest inaczej. Tymczasem wiedza, która godzi w bezpieczną codzienność, podważa kultury trzon budzi niepokój, niechęć. Akceptujemy bowiem łatwiej to co dzieje się na marginesie kultury.

Fetyszyzacja nauki

Oznacza to otaczanie jej irracjonalnym kultem. Nauka tłumaczy wszystko! Nauka dowodzi, że Boga nie ma! Paradoksalnie nauka w ustach jej wyznawców staje się właśnie fetyszem. A czym ów jest? Cóż, w religiach pierwotnych, jest to przedmiot obdarzony nadprzyrodzoną mocą albo stanowi reprezentację bóstwa, które jest poprzez niego czczone. I tu możemy wytknąć kolejny błąd, osób chcących uchodzić za wielkich miłośników nauki, bo jak się okazało poprzez fetyszyzację rozumieją erotyzację. Wiecie, podniecają się tym. Tymczasem, nasz fetysz to przedmiot magiczny, magiczny naturalnie lub naładowany boską mocą w ramach specjalnego rytuału. Rytuałem jest proces badania, naukowiec to szaman a obiektem magicznym jest raport z badań. Nawet im się w słowniku nie chce sprawdzić znaczenia danego słowa. Zaczynamy wchodzić na obszary mitologiczne, myślenia magicznego. Zobaczcie jak wygląda typowa dyskusja na tematy „naukowe”

Nauka tłumaczy powstanie wszechświata, eliminując Boga!

Tymczasem właśnie przez coś takiego, wracamy na obszary zarezerwowane dla religii. Religia tłumaczy wszystko a znaczna część wyznawców, nie czytała nigdy nawet swoich świętych ksiąg. Nauka tłumaczy powstanie wszechświata, ale większość krzykaczy nie jest zainteresowana poznawaniem związanych z tym nowych albo alternatywnych teorii. Wystarczy fakt, że Nauka tłumaczy. W ten sposób rodzi się mitologia nauki. Co ciekawe chętniej jako naukowe akceptowane są następujące dziedziny, czyli biologia, chemia, fizyka. I czemu służą? W znacznej mierze, oczywiście na płaszczyźnie popularnej, do zwalczania religii stając się religią. Otóż łatwiej przyjąć stanowisko biologii ewolucyjnej niż socjologii, która ma kilka odpowiedzi. Biologia daje prosty cel, sens życia jakim jest prokreacja, tłumaczy role płciowe, miejsce w świecie. Zapewnia ład i porządek czyli to, czego oczekuje się od religii. Zwrot Popieram Naukę, jest manifestacją przynależności do racjonalnej części społeczeństwa, która odrzuca wierzenia religijnie, zupełnie nieświadomie tworząc sobie nowe bóstewko.

Eric Cartman Head GIF by South Park

Zachodzi tu paradoks: przedstawiciele nauki (socjologii, psychologii) informują miłośników nauki, że ci naukę fetyszyzują, ale ci odrzucają to stwierdzenie jako niezgodne z ich poglądami. Nauka nauką, ale niech popiera mój tok myślenia, o czym mówią psychologowie próbując przełamać ten schemat, ale nie jest to możliwe bo wyznawcy nauki im nie wierzą XD

Nadal nic nie wiem

Widzicie, to co było niezbędne by przetrwać, nie koniecznie służy nam dziś. Jasne, uwielbiamy grupy, potrzebujemy towarzystwa innych ludzi, chcemy niwelować konflikty. Dlatego jesteśmy odporni na wiedzę. Zwłaszcza ujawnia się to w kwestii wyborów politycznych. Nieumiejętność wytłumaczenia jak działa kibelek, może być zabawną kwestia. A może lubisz atakować fanów selfie? Prymitywy prawda? Podążają za modą, są jak stado baranów. A ty? Dlaczego fotografujesz? Dlaczego twoje zdjęcia są tak podobne do tysięcy innych? Z resztą to pół biedy. Fotografia choć jest pasją wielu z nas, nie jest niebezpieczna choćby powiedzieć o niej najgłupsze nawet rzeczy.

Niestety, z proroczym uniesieniem nawoływać możemy do czegoś co nie specjalnie będzie działać np. podatku na słodycze celem zatrzymania fali otyłości.
Jak działa na ten przykład socjalizm? Albo wolny rynek? Popierasz wyjście z Uni? Bardzo prawdopodobne, że działasz pod wpływem silnych emocji, łączących cię z grupą i nie masz bladego pojęcia czym właściwie jest i jak działa Unia Europejska. Tylko na podstawie awantury o podatek cukrowy, mogłem podziwiać wszystko o czym tutaj piszę. Moi eee rozmówcy zmieniali zdanie w trakcie rozmowy, nie widząc nawet że wspierają sprzeczne postulaty. I tak wyszło im, że popierają wolny rynek z silną ingerencją rządu w tworzenie dóbr luksusowych poprzez nakładanie podatków na rzeczy, potencjalnie dla nasz szkodliwe.
Wiecie co z tego wyszło?

Kapitalistyczna, liberalna gospodarka wolnorynkowa, oparta na centralnym sterowaniu i wysokich podatkach nakładanych przez państwo opiekuńcze. 

Niestety, tutaj choć wykracza to poza nasz temat, doszło jeszcze myślenie magiczne, które jest poważnym problemem w przyswajaniu faktów i wiedzy. Otóż, jak działa ten podatek? Najubożsi nie tylko portfelem ale i intelektem, zostaną profilaktycznie pozbawieni dostępu do słodyczy ze względu na to, że są za głupi żeby zrozumieć, że im to szkodzi. Niestety, komentarze wykazały, że podniesienie podatku na wyroby słodkie i kaloryczne uczyni je zdrowszymi. Magicznie staną się zdrowsze.

Chcecie być zdrowi? Poprzyjcie ten podatek!
Bo jak dobrze zarabiam to na pewno powstrzyma mnie to przed słodyczami. Albo wódką. Albo kokainą, jakże przeżywającą renesans w „Mordorze”

Na pewno wielu spotkało się z prostym mechanizmem, gdy zaczynały padać niewygodne pytania. Osoby, które zaczynały mieć trudność odpowiadaniem, zaczynają robić się agresywne. Etapem pośrednim pomiędzy przerzucaniem się linkami a wielkim finałem są odpowiedzi:

  • Za dużo by pisać
  • Jak jesteś za głupi żeby to zrozumieć…
  • To jest dla ludzi inteligentnych

Prosta zabawa. Jakże cesarz jest nagi. Zwłaszcza w ostatnim przypadku ludzie zaczną z takim typem sympatyzować, bo wprawdzie nic nie rozumieją, ale dobrze należeć do grupy ludzi inteligentnych. Jeśli zaczniecie naciskać, zaczną się…bluzgi. Gdy zaś te nie odpędzą oponentów u dzieci dochodzi do rękoczynów. Dorośli dostają jeszcze amunicję.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

 

 

 

fot. w nagłówku Designed by Freepik