Krytyka Fotografii. Jak rozumieć obrazy

Krytyka Fotografii. Jak rozumieć obrazy

Krytyka Fotografii. Jak rozumieć obrazy to cenna książka. Tak samo jak pragniemy rozwijać nasze umiejętności fotograficzne, powinniśmy też rozwijać umiejętność rozmawiania o zdjęciach. By zaś o nich rozmawiać trzeba je wpierw zrozumieć. Być może z zachowaniem takiej Złotej Zasady, że nie każdy powinien o nich mówić, bo nie każdy musi być krytykiem sztuki, trzeba też nauczyć się słuchać a to zanikająca umiejętność. Krytyka zaś nie oznacza wytykania błędów a opis, polemikę.

Zdarzyła mi się kiedyś historia, w sekcji komentarzy, w której człek niemłody choć jeszcze nie stary, dowodził że chcąc oceniać cudze zdjęcia nie trzeba mieć wiedzy o kontekście jego powstania, twórcy. Wystarczy mieć wyrobiony gust i głośno krzyczeć. Oczywiście nie ujął tego takimi słowy, ale ta krótka parafraza celnie oddaje sens jego wypowiedzi. Było to dawien dawno temu i sam siebie trochę pochwalę. Jakoś już wtedy wydawało mi się, że chyba sam gust to trochę za mało. Gdzie jakieś uzasadnienie? Wypowiedź?

Jestem na tak

Wystarczy w zupełności? Nie wystarczy.

Krytyka Fotografii. Jak rozumieć obrazy

Co to jest krytyka? Ustaliliśmy już, że krytyka to coś więcej niż zwykłe listowanie „wad” danej pracy, mające na celu pomóc autorowi w rozwoju. Właściwie krytyka nie ma nic wspólnego z listowaniem wad. Taka jej forma, choć jak najbardziej pomocna w trakcie studiów czy pobierania nauk w szkole średniej, nie jest pełnowartościową krytyką. W wyobrażeniu wielu osób, krytyk to taka osoba, która łazi po galerii przygryzając okulary i cesarskim gestem skazująca dzieło na wieczność lub zapomnienie. I choć są krytycy ważni i ważniejsi, to trzeba Wam wiedzieć, że krytyka również podlega krytyce. Co więcej, każdy krytyk może reprezentować zupełnie inne podejście do tematu. Stereotyp krytyka, to wizerunek trochę niekompetentnej osoby, której kariera artystyczne legła w gruzach nim się rozpoczęła, więc teraz mści się na utalentowanych ludziach.

Zmartwię Was – krytyka pozytywna jest częstsza niż negatywna. O ile w Internecie faktycznie mścimy się na kolegach fotografach, wytykając im często nieistniejące wady warsztatowe, tak krytycy dużo częściej prezentują szerokiej publice najbardziej wartościowe, obiecujące dzieła sztuki z którymi mieli styczność. Bywają negatywne, ale jak się okazuje zdecydowanie rzadszej. Po co bowiem lansować dzieła złe, nieudane?

Oczywiście jest to stan idealny, gdyż krytycy nie raz przyczynili się do marginalizowania czy to twórczości kobiet, które zwyczajnie uważali za gorsze, zakopywania pewnych tematów czy ich dyskredytowania, jak to się działo w przypadku Cindy Sherman, choć na szczęście się to nie udało. Nasz gust, to co lubimy oglądać nie stanowi formy krytyki. Twórcy starają się docierać do konsumentów, raczej schlebiając ich gustom. W krytyce, chodzi o pogłębianie wiedzy o świecie, nie tylko sztuki. Autor zaznacza jednak, że nie każde nawet najbardziej przemyślane stanowisko jest stanowiskiem dobry. Skrajny relatywizm, w którym każde zdanie i każde dzieło jest wartościowe zostaje odrzucony. Bardzo ważne jest też zrozumienie, że krytyka to także polemika, dyskusja. Czasem bowiem artysta robi coś dla dobra sprawy o którą walczy, środkami które same są elementem problemu. Jak choćby bezsensowne palenie czegoś, albo marnotrawienie wody w instalacjach artystycznych. Zdjęć dotyczy to samo.

Myślenie

Najważniejszym przesłaniem książki jest to, iż nie wszystko jest widoczne na pierwszy rzut oka. Nie będzie wielkim nadużyciem, jeśli napiszę że

Krytyka to życie sztuką i dla sztuki

Zatem ciężko być okazjonalnym krytykiem, który niczym się nie interesuje, ludzi nie lubi i w ogóle to nic go nie obchodzi. Tutaj trzeba raz jeszcze powiedzieć o bardzo ważnej cesze krytyki i krytyków. Często wyobrażamy ich sobie jako osoby o wyrobionym guście, które narzucają nam swoje subiektywne opinie nie poparte żadnymi argumentami. Przeciwnie! Krytyka to ciągła nauka i myślenie. Tak, o technice też.

Co w środku?

No właśnie, co w końcu jest w tej książce? Oprócz tego co napisałem powyżej, znajdziecie tam liczne przykłady krytyki, podejść do tejże, opracowania na temat krytyki – metakrytyka. Zobaczycie jak wiele istnieje podejść, że jedno dziełu sztuki może funkcjonować w wielu kontekstach, mieć wiele słusznych choć różnobrzmiących interpretacji. Dowiecie się też, że z krytyką można polemizować i nie każde zdanie jest zdaniem dobry oraz, że nie każdego trzeba słuchać.

Zrozumiecie, że pozornie nagłe lansowanie dzieł tworzonych np. przez kobiety nie jest modą a przewartościowaniem oraz że niegdyś negatywnie opisane dzieło może zyskać nowe życie. Czyli krytyka nie jest wyrokiem. Właściwie książkę tę powinien przeczytać każdy fotograf, który próbuje się wypowiadać na temat cudzych prac, gdyż dobry krytyk szuka uzasadnienia dla każdego zabiegu, zastosowanego na zdjęciu – także technicznego – i stara się przedstawić logiczną argumentację popierającą jego zdanie. Tymczasem wiele, oj bardzo wiele osób, zna 3-4 schematy oświetlenia, jedną zasadę kompozycji i niczym egzaminator na maturze, przykłada do każdej pracy wydając werdykt, twierdząc że fotografia ma bronić się sama.

Jakże szkoda, że nie wiedzą co to właściwie znaczy. 

Nie chcę rozpisywać się bardziej, gdyż musiałbym sparafrazować całą książkę a nie o to chodzi! Cała zabawa w tym, by po nią sięgnąć, przemyśleć, zastosować. Po lekturze tej książki jestem z siebie trochę dumny ale też widzę jak wiele brakowało mi jeszcze gdy pisałem o okładce pierwszej edycji polskiego Vogue. Ah, człowiek całe życie się uczy. Idąc zaś dalej, będziecie mogli liznąć teorii fotografii, czyli chociażby rozważań z zakresu rzeczywistości i prawdy, o których z resztą też pisałem już na blogu, ale z trochę innej perspektywy. Czyli mówiąc ogólnie:

Teoria

modernizm, postmodernizm, epistemologia, ontologia

Teoretyzowaniu i Wy się oddajecie. Tak, tak. Gdy dokonujecie analiz gdzie kończy się prawo twórcy do ingerencję w pracę, czym jest obiektywność, prawda. Będziecie musieli się przeprosić trochę z filozofią, trochę z socjologią, trochę historią sztuki. Widzicie, muszę znów napisać to samo, raz jeszcze, po raz kolejny. Zdjęcia, czy w ogóle sztuka danego okresu nie wyrasta sobie z pustki. Podłożem jest całe tło społeczno – kulturowe epoki. Artysta nie musi być ich świadomy, nie musi nawet wiedzieć że jakieś istnieją. Jednak żyje w jakimś przedziale czasu wśród takich a nie innych zjawisk kulturowych przez co ich naleciałości mogą mieć być widoczne. Co więcej, on również oddziałuje na otoczenie im bardziej zwróci na siebie oczy krytyki i publiki.

Niestety, krytyk również. I tak, część krytyki jeszcze nie tak dawno zgorszona była zgorszona pracami Roberta Mapplethorpea. Albo marginalizowała twórczość kobiet, jako mniej istotną. Dziś w ramach rewizji tamtych poglądów widzimy jak odkurzane są zdjęcia wykonane przez właśnie kobiety albo większy nacisk położony jest na tematykę LGBT. Nagle jak z podziemi wracają Dickey Chapelle, Greda Taro a Lynsey Addario staje się bardziej zauważana.

Podsumowanie

Krytyka jak każda dziedzina ludzkiej aktywności, nie jest ani prosta ani bez winy. Rozumiem dlaczego cichutko autor optuje jednak za promowaniem tego co po głębokim namyśle i analizie uważamy za dobre. Tak na wszelki wypadek, żeby nie popełniać błędów gdy dyskredytujemy jakiś rodzaj twórczości ze względu na uprzedzenia. Nie oznacza to bezmyślnego założenia, że każda sztuka jest dobra albo że każdy twór od razu sztuką jest. Co to, to nie. Żadna „tolerancja nietolerancji”.

Jedna z lepszych książek, które przeczytałem w ostatnim czasie. Żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej. Pocieszam się tym, że wiedzę mam z kilku dziedzin nie najgorszą, może nie najlepszą ale nie najgorszą, co pozwało mi podjąć pewne próby samodzielnego wykombinowania pewnych rzeczy, ale gdybym zdecydował się na tę pozycję wcześniej mógłbym to trochę przyspieszyć. Cóż, nie ma tego złego.

Mogę szczerze polecić tę książkę każdemu kto chciałby zrozumieć czym jest krytyka fotografii, spróbować swoich sił w rzetelnym pisaniu o cudzych pracach albo po prostu lepiej zrozumieć świat fotografii, bo i pod tym względem książka ma wiele do przekazania. Co więcej robi to w naprawdę przystępny sposób. Widać, że autor chce uczyć a nie wprowadzać mętlik do głów czytelników.

Krytyki słów kilka

Powiem szczerze, nie wiem kto składał tę książkę, ale pokpił sprawę. Całość wygląda jakby ktoś właśnie odkrył style w Wordzie i bardzo chciał wypróbować wszystkie. Właściwie nie da się tego czytać z przyjemnością. Książka napisana jest bardzo dobrze, sensownie, ale co z tego jeśli skład tekstu leży i piszczy? Ma się wrażenie, że jest to czyjaś praca naukowa, która następnie została wydana w formie książkowej. Nie powiem, żeby to był typowy dokument Worda. Jest bardzo nietypowy. Całość sprawia bardzo niechlujne wrażenie, która utrudnia płynne czytanie i skupienie się na tekście.