Krytyka Margaret Mead

Krytyka Margaret Mead

Raz na jakiś mam taki „wybuch” poczytności jednego ze starszych tekstów, tego dotyczącego gender studies. Przemyciłem w nim trochę informacji na temat twórczości Cindy Sherman, jednej z najznamienitszych artystek XX wieku, ale zauważyłem, że krytykujący mają to dokładnie w d***. Jest dla nich jakby niewidzialna. Nie ma bowiem zbyt wielu łatwo dostępnych publikacji, które by ją krytykowały a poza tym jej dwa zdjęcia znajdują się na liście najdrożej sprzedanych w historii fotografii i to w pierwszej dziesiątce, w tym jedno na drugim miejscu. Robi wrażenie. 

Sherman tworzyła pod wpływem rodzących się women studies, które z czasem przerodziły się w gender studies. Do jej najbardziej znanych dzieł należy Untitled Film Stills, gdzie przedstawia samą siebie w typowych rolach z filmów lat 50 i 60. Dlaczego kobiety nie przyjmują innych ról, tylko zawsze są bronione przez dzielnego, silnego i tu mówię metaforycznie Jamesa Bonda? Sherman poddała krytyce moralność tamtego okresu i początkowo nie traktowano jej poważnie, ale dołączyła do specyficznego grona. Mapplethorpe, Goldin, Sherman. Wszyscy tworzyli w podobnym okresie i zajmowali się kwestiami płci, tożsamości płciowej. Pokazywali, że świat jest trochę inny niż się pozornie wydaje, ale trzeba spróbować spojrzeć z innego punktu, bowiem z miejsca gdzie się siedzi, w którym się przebywa, wszystko wydaje się doskonale pasować do naszego o świecie wyobrażenia. Nagle zaś okazuje się, że ludzie są tak bardzo różni. Różnice wypływają zaś z naszej biologii czy kultury? Aktualnie ciężko znaleźć poważny głos przemawiający, że biologia jest istotniejsza niż kultura, co nie znaczy, że ta pierwsza została całkowicie odrzucona. Czołową postacią, która położyła podwaliny pod tę dyscyplinę była Margaret Mead.

Krytyka Margaret Mead

Czołową nie znaczy jedyną. Cała refleksja nad rolami płciowymi, zaczęła się w drugiej połowie XIX wieku, gdy zrodził się ruch sufrażystek, dla którego wielkim wsparciem był John Stuart Mill, za sprawą żony Harriet Taylor Mill. Gdy już dostaję wiadomości albo pojawia się komentarz, który troskliwie usuwam, dotyczy on Margaret Mead. W Sieci krąży masa „dowodów” – dokładnie DWA – iż Mead się pomyliła, niczego nie zrozumiała i w ogóle była opętaną seksualną obsesją szarlatanką. Jak brzmią te argumenty?
„Mead nie miała racji! On mam rację”. Na jakiej podstawie uważa się, że krytykujący ma rację? Przedstawiam schemat
Mead – kobieta – nie ma racji.
Freeman – mężczyzna – ma rację.
Fortune – mężczyzna – ma rację.
Gdy Mead pisała swoje książki „baba w portkach” była czymś nie do pomyślenia, a co dopiero w armii. Dostałem zatem przykład, taki, że Mead opisała plemię Arapeszów jako pacyfistyczne a tymczasem kobiety są tam agresywne i napadają na sąsiednie wnioski. Ha! Wygraliśmy! I co?! Kobiety. Napadają. Walczą. Rabują. Nie no, genialna argumentacja, pogratulować. Kolejny problem w tym, że Mead została bardzo ciepło przyjęta jako autorka.
 
Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Gdyby wyszło na jaw, że jacyś mężczyźni popierali poglądy Mead byłoby ciężej atakować gender studies. Natomiast w narracji, że amerykańska antropolożka jest ich jedyną twórczynią łatwiej podtrzymać mizoginom argumenty, że chciała tylko usprawiedliwić swoją rozwiązłość, zniszczyć morale Ameryki i tego typu bzdety. Margaret Mead miała bardzo duże zasługi dla zmian obyczajowych, kształtowania się gender studies oraz rozwoju feminizmu, ale proces który doprowadził do powstania tego obszaru jest bardziej złożony. Antropolożka choć miała zasługi w jego kształtowaniu nie jest bezpośrednią twórczynią. 
Żadnego zaś z wymienionych dzieł NIKT nie czytał. Ani książek Mead ani publikacji Freemana czy referatów Fortune’a. Mead stwierdza A, na co Fortune pisze B i bez mrugnięcia okiem ten drugi ma rację, choć nie sposób tego zweryfikować. W ten sposób niechcący potwierdzając tezy z obszaru gender studies i feminizmu. Chętni do słuchania zarzutów nie grzeszą zaś bystrością umysłu. Oczekują tej krytyki, bo w ich mniemaniu podważenie, słuszności publikacji z lat trzydziestych ubiegłego wieku, przekreśli następne lata zmian, obserwacji i analiz. Czasem wrodzy są do tego stopnia, że już nie z poczciwego glocka a z armaty palą sobie w stopę. Gender studies zakładają, że płeć i role płciowe to konstrukt społeczny, tak? Tak. Gender studies nie mogą istnieć, bo wszystkie kultury wyznają takie same wartości i chłop to zawsze chłop a baba to baba. Sam sprzeciw sufrażystek wobec takiego myślenia, fakt, że Mead czy Benedict podjęły się pracy antropolożek zadawał kłam tym twierdzeniom. Gdy Mead pisała swoje książki „baba w portkach” była czymś nie do pomyślenia a co dopiero w armii. Dostałem zatem przykład taki, że Mead opisała plemię Arapeszów jako pacyfistyczne a tymczasem kobiety są tam agresywne i napadają na sąsiednie wnioski. Ha! Wygraliśmy! I co?! Kobiety. Napadają. Walczą. Rabują. Nie no, genialna argumentacja, pogratulować. Kolejny problem w tym, że Mead została ciepło przyjęta jako autorka. Mamy tutaj mały błąd, nie wiem skąd zaczerpnięty. Otóż Reo Fortune, w swoim felietonie „the Arapesh warfare” wykazał tylko, że przed pacyfikacją plemię Arapeszów znało i posługiwało się terminami takimi jak „wojna” czy „pole bitwy”. Natomiast to sama Mead wykazała, że Arapeszowie to plemię pokojowe a temperamenty mężczyzn i kobiet są podobne. Plemię zwane wówczas Mundugumor a obecnie Biwat, składało się z agresywnych mężczyzn i kobiet, rywalizujących o wpływy i pozycję. Natomiast wśród Tchambuli  a obecnie Chambri, to kobiety były bardziej dominujące, agresywne. Również one zaopatrywały rodziny w pożywienie, polując czy łowiąc. Mężczyźni mieli mniej odpowiedzialnych obowiązków, byli cichsi, bardziej zależni.
Nie to jest jednak solą w oku krytyków. Koniec końców, zawsze zmierzają w stronę seksualnych obsesji Mead, które przelała na mieszkańców Samoa. Chodzi mianowicie o brak obsesji dziewictwa, swobodę seksualną kobiet i młodzieży. Zgroza! Nie oznacza to, że wszystkie zasady rządzące naszym społeczeństwem są złe. Para nastolatków, której bogowie ześlą bombelka, bez większego problemu może się zająć pracą, opieką i utrzymaniem. W krajach rozwiniętych jest to dalece bardziej problematyczne. Stąd postaulaty edukacji seksualnej zamiast nadziei, zamiast omijania tematu aż do ślubu i radźcie sobie sami. Natomiast gdyby ktokolwiek chciał poczytać, chociażby przez chwilę, dostrzegłby, że bardzo podobne obserwacje z wysp Trobrianda przywiózł polski antropolog Bronisław Kasper Malinowski. Nasz zamieszkujący w Wielkiej Brytanii rodak miał podobno bardzo silne ciągoty do ściemniania, koloryzowania i zwykłego fantazjowania. Jednym z jego uczniów był właśnie Fortune. Nie będziemy stosować takiego wybiegu. Obserwacje Malinowskiego nie zostały jednoznacznie podważone, choć polemizowano z nimi. Trzeba jednak zauważyć, że Malinowski był antropologiem europejskim. Jego prace ukazują się czasach świetności chociażby Freuda. Malinowski zapisał się na stałe w historii antropologii. Choć podobno sam wygłosił kilka niepochlebnych zdań o Coming of Age in Samoa. Nie mogę jednak znaleźć co dokładnie i należy pamiętać, że on sam wydał dokładnie rok po Mead książkę „The Sexual Life of Savages in North-Western Melanesia” (Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji). Niemniej, dziś się go nie atakuje. Bo i nie ma odwagi.
Rozdzielić trzeba jednak krytykę współczesną, popularną, od krytyki formalnej. Prace Mead nie zostały przyjęte bezkrytycznie. Entuzjastycznie, owszem. Zwłaszcza pierwsza, wobec której jedyną uwagą była zbyła zbytnia prozaiczność. Nie była to bowiem praca naukowa a coś z pogranicza książki podróżniczej, subiektywnych przemyśleń. Nim zainteresował się nimi świat antropologii, zyskała sobie dużą popularność wśród zwykłych czytelników, zapoznając ich z antropologią. Właściwie żaden poważny antropolog nie rozwodzi się już nad pracami Mead. Zostały omówione, skrytykowane i powszechnie zaakceptowane, jako podstawa dalszych badań nad kulturą. Nawet w okresie najcięższej debaty, ciężar zawsze przechylał się znacząco na stronę Mead, zwłaszcza po opublikowaniu drugiej pracy, „Growing Up In New Guinea”, później zaś „The Changing Culture of an Indian Tribe”.
Zupełnie inna sprawa, ma się z wrogami gender studies oraz zwolennikami naturalnego porządku, czyli skromnej kobiety, poddanej bezgranicznie mężczyźnie. Spór ten trwa już dziewięćdziesiąt trzy lata. Jeszcze chwila i będzie setka. Sto lat sporu o to czy Mead miała rację. Nawet gdyby nie miała, świat pokazuje, że jednak miała poprzez zmiany jakie w nim zachodzą. Mało który zaś popularny krytyk w ogóle czytał te dzieła. Samo „Arapesh Warfare” pojawia się bardzo rzadko, jest trudno dostępne i samo w sobie również jest przedmiotem krytyki, zwłaszcza za analizę w warstwie językowej. Znaczna część krytyki, choć używam tego słowa z braku lepszego, gdyż histeryczne „to nie prawda”, nie jest krytyką, sprowadza się do tego, że biedna kobieta nie zrozumiała, że przeniosła własne fantazje, na lokalną społeczność, co zaowocowało tym, że teraz mu trochę trudniej w życiu i bardzo mu się to nie podoba.
Z jej dzieł wyłuskano bowiem jedną tylko kwestię. Swobodę seksualną młodzieży i kobiet w plemionach pierwotnych. Opinia publiczna darowała sobie pierwszą kwestię, ale druga została podchwycona przez feministki. Godziło to we wszystko co święte w USA. Kobieta mająca prawo sama wybierać partnerów? Uprawiać seks poza formalnym związkiem? W tej kwestii wychodzi raz jeszcze obłuda chrześcijańskiej moralności. Ilekroć bowiem ktoś pisał o tym, że naturalnym dla mężczyzny jest zapłodnienie największej liczby partnerek, usprawiedliwiając męską zdradę w związku nawet sakramentalnym otrzymywał wieniec laurowy i powszechne uznanie. Gdy ktoś pisał, że kobiety śmią czerpać przyjemność z seksu mógł liczyć na szczerą nienawiść z groźbami włącznie. Po dziś dzień pod tekstami o swobodzie seksualnej kobiet przeczytać, można że wszystkie gendery i feminizmy mają usprawiedliwić „kurwienie się kobiet na lewo i prawo”. Mead zaś dokonała bez mała zamachu na porządek publiczny, ład społeczny i moralny Stanów Zjednoczonych. Śmiała być sławniejsza od męża.

W obronie Mead

Akapit ten jest właściwie zbędny, bowiem dziś nikt nie kwestionuje osiągnięć Mead, nie podważa jej obserwacji. Skierowany jest on raczej do sposób szukających informacji w kontekście rewelacji, które można sobie wyczyać w Internecie na stronkach rodem z lat dziewięćdziesiątych tworzonych przez szurniętych szarlatanów. Obaj panowie Fortune i Freeman zarzucają Mead przemycanie w tekstach osobistych problemów, motywacji, przenoszenia swoich obsesji na plemiona pierwotne. Skoro tak gramy, to grajmy! Zacznijmy od faceta nazwiskiem Fortune. Był skonfliktowanym z Mead przez rozwód antropologiem o małym dla tej dyscypliny znaczeniu. Większe zasługi miał na polu matematyki ale ta nie przynosi sławy ani pieniędzy i po prawdzie guzik kogokolwiek obchodzi, co matematyk ma do powiedzenia na jakikolwiek temat poza matematyką. Poczytna książka taka jak Dojrzewanie na Samoa czy Życie seksualne dzikich Malinowskiego mogą przynieść dochody i rozgłos. Mead była sławna, Fortune nie. Dodatkowo jego krytyka dotyczy języka. Otóż Fortune studiował język plemienia Arapeszów i doszedł do wniosku, że przed pacyfikacją prowadzili oni wojny ale faktycznie pojęcie pola walki było im obce. W licznych kulturach nie obserwujemy wojen jako takich. Przywykliśmy, że jest nas patriotów siła, żaden nam nie straszny wróg wiec rzucamy Bogu ducha winnych ludzi by skakali sobie do gardeł w imię interesów zgrai kolesi. Wojna taka charakterystyczna jest dla cywilizacji rozwiniętych. Tymczasem jeśli plemię jest nieliczne, nie może sobie pozwolić na tak masową wojnę w której ginie prawie cała męska populacja. Często wojny mają charakter bardziej symboliczny. Wyprawy po żonę, które z rzadka kończą się śmiercią mają charakter rytualny. Podobnie pewne wyprawy rabunkowe, za które następnie sąsiednie plemię się odwdzięcza. Pomaga to w pewnej redystrybucji dóbr niwelując prawdziwe wojny, które mogłyby nastąpić gdyby jakieś plemię miało za dużo chociażby żywności. Czasem dochodzi do zabójstw, pojedynków albo starć okupionych śmiercią kilku wojowników ale rzezie na masową skalę stają się możliwe gdy ludzie staja się masą.
Praca Fortune’a powstała powstała po publikacji Mead i pod jej wpływem. Nikt też nie wie dlaczego Mead miałaby zostać okłamana a Fortune rzeczowo i dokładnie poinformowany, choć oboje byli obcymi. Zapomina się też, że w społecznościach takich jak przez oboje antropologów omawiana, mężczyźni nie mają dostępu do wielu sekretów grupy kobiet i odwrotnie. Czasem też, to co może zostać przez kobiety, opowiedziane kobiecie, nie może o kobietach zostać powiedziane przez mężczyzn, mężczyźnie. Zatem Fortune, choć był mężczyzną mógł zostać celowo wprowadzony w błąd, gdyż mężczyznom nie wypadało lub nie wolno było mówić o sprawach kobiecych. Gdyby zaś pseudokrytycy byli tak chętni do minimalnego wysiłku okazałoby się, że świat antropologii nigdy nie przyznał racji jej byłemu mężowi. O ile wysłuchano obu stron, tak książki Mead pozostają kluczowe dla antropologii z uwzględnieniem krytyki, ale praktycznie każda praca poddawana jest krytyce jak świat długi i szeroki. Bywa, że jakieś dzieło zostaje odrzucone jako zupełnie bezwartościowe, względnie zdyskredytowane przez nowe odkrycia, ale jeśli nawet Mead popełniła jakieś błędy obserwacyjne, co z resztą jest bardzo prawdopodobne, to całe dekady badań udowodniły, że jej najbardziej kontrowersyjne tezy dające podstawę dla przyszłych gender studies były jak najbardziej poprawne. Idąc bowiem tym tokiem myślenia medycyna już dawno powinna przestać istnieć bo przez całe stulecia więcej szkodziła niż pomagała a pierwsze transfuzje czy przeszczepy zakończyły się totalną klapą w postaci zgonu pacjenta. No i świat się zmienił. Już dawno nie przypomina świata lat trzydziestych, na który Mead chciała przeprowadzić niecny zamach. Seks przedmałżeński nie jest tabu, dziewictwo jest bezwartościowe. Zatem czego właściwie ci ludzie dziś bronią? Cóż, chcą powrotu do wartości lat trzydziestych na podstawie próby obalenia jednej książki. Taki jest ich cel. Kobieta do garów. Wiesz, nie jesteś zdolna do studiowania czegokolwiek więcej niż domowa kuchnia. Nic po tym, że masz doktorat z fizyki. Można ich z resztą dość łatwo zagiać. Wystarczy kazać im omówić różnice kulturowe na przykładzie Japonii okresu Heian i ma się ich z głowy.
Kolejna kwestia, to fakt, że tamtych społeczności już nie ma. Natomiast została zgoda, co do nacechowanego emocjonalnie podejścia jej byłego męża, którego głównym celem było zdyskredytowanie byłej żony, która zostawiła go dla innego faceta. Z opisów osobowości Mead wychodzi, że była raczej twardą, dominującą osobą, którą Freeman nazwał „kastratorką mężczyzn”. I coś w tym jest, bo Edward Sapir, po małym romansie również został przez nią równiutko olany, dołączając do grona jej wrogów. Raz jeszcze uwidaczniają się podwójne standardy. Gdy wspomina się jak wiele pamiątek pozostawił po sobie Malinowski korzystając z dobrodziejstwa triobriandzkich obyczajów, to każdy uśmiecha się porozumiewawczo, kiwa głową z szacunkiem. Mead jako kobieta, rozumie się samo przez się, była dziwką. Wiadomo. Zły to zamek i inne tego typu brednie. Nie pasowała do ówczesnych standardów potulnej, siedzącej w domu żonki zajmującej się dziećmi. Zdecydowała się zaledwie na jedno, co było dość nietypowe a i to z innym facetem. Zdobyła tytuł doktora, sławę i wieloletnie uznanie. Sława zaś jaką się cieszyła dotyczyła, była jej krytykom praktycznie niedostępna. Jak podaje New York Times, w wieku dwudziestu sześciu lat wydała bezprecedensowy bestseller i to nie tylko w dziedzinie antropologii a przez następne pięćdziesiąt była autorytetem praktycznie w każdej dziedzinie. Doradzała agencjom rządowym i prowadziła kolumnę czytaną przez miliony. Jest czego zazdrościć, nie?
Nim przejdziemy szerszego omówienia głównego krytyka prac Mead, wtrącę jeszcze ciekawą obserwację. Praca Chryzantema i Miecz, uchodzi za najlepszą pracę o Japonii w historii antropologii. Wcale nie jest wybitna ani pionierska. Na pewno jest pracą ciekawą, ale została napisana przez Ruth Beneditct, po rozmowach z internowanymi Japończykami. Właściwie po prostu zamknięto ich w obozach koncentracyjnych po ataku Japonii na Pearl Harbor, jako niepewnych politycznie. Benedict nie znała japońskiego więc korzystała z usług tłumacza. Szkopuł w tym, że kogo obchodzi jakaś tam Japonia? Natomiast seksualność, prawo wyboru partnera, to już kwestia dotycząca każdego z nas. Kolejna sprawa, żeby odpyskować Millowi, Boasowi albo Malinowskiemu, trzeba być kimś. Mieć naprawdę konkretne tezy i jakieś dowody ich poparcia. Warto też mieć na uwadze, że po dziś dzień atakowane jest jedno dzieło Mead. Kolejne były już zdecydowanie za trudne.
Pierwsza praca Mead miała już ponad czterdzieści lat, gdy Freeman zabrała się za jej obalanie. Poprawioną wersję przesłał Mead w 1978, ale nigdy jej nie przeczytała i nie odpowiedziała. Nie broniła się zajęta leczeniem raka. Z resztą nie musiała, bo jej adwersarz był właściwie nikim. Ot, przyszedł jakiś list. Ostatecznie jego demitologizujące dzieło ukazało się w 1983. Świat antropologii nigdy nie uznał pracy Freemana, który miał jakąś obsesję na punkcie swojej przeciwniczki. Argumentował on, że dziewictwo śród Arapeszów jest cenione bardziej niż w społeczeństwach Zachodu. Choć dlaczego jego zdanie ma być cenniejsze niż zdanie Mead, nie sposób powiedzieć. Argumentacja Freemana spodobała się natomiast środowiskom konserwatywnym. Skoro dzicy, tak cenią dziewictwo, to my tym bardziej powinniśmy. Warto zauważyć, że Mead odwiedziła Samoa w 1925 roku. Przez następne trzydzieści pięć lat intensywnie działali tam chociażby chrześcijańscy misjonarze  a starsze osoby, od których Mead czerpała wiedzę, mogły już zwyczajnie nie żyć. Dodatkowo we współczesnej debacie, wokół gender studies bardzo sprytnie pomija się zdanie innego faceta, który był niemałym autorytetem a który już został w tekście wspomniany, mianowicie Malinowskiego. Krytycy Freemana wykazują silne nacechowanie emocjonalne, które nie tyle miało podważyć obserwacje Mead a zwyczajnie ją oczernić. Atak był bardzo personalny, emocjonalny. Freeman zaznacza w swej pracy, że napisanie jej nie było podyktowane żadnymi osobistymi uprzedzeniami i stanowi w pełni neutralną analizę. Caton odpowiada, że praca ta jest wszystkim poza neutralną analizą, natomiast Paul Shankman stwierdza, że Freeman nawet nie próbuje dokonać reinterpretacji obserwacji Mead a zaatakować ją i zdyskredytować na polu osobistym. W warstwie antropologicznej Shankman dodaje, iż nasz krytyk był zwykłym oszołomem, który nie zrozumiał pracy Mead i stosował zwykły „cherry picking”, taki sam jak publicyści tropiący „kulturowy marksizm” i zwalczający badania Mead. Skoro zaś ich badania zostały skrytykowane, to znaczy że obaj krytycy się myli. Prawda?
I puf, tyle.
fot. w nagłówku za Wikipedia
Patronite
Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉