symbole Bożego Narodzenia

Eklektyczne Święta czyli o symbolach Bożego Narodzenia

Gdy rozstawałem się z okresem nastoletnim, wyroiła się masa domorosłych antychrześcijańskich religioznawców, która jęła dowodzić, że chrześcijaństwo coś ukradło innym religiom. Choinkę na przykład, choć w żadnym z pism nie znajdziemy nic o choince ani aniołku na jej czubku.

Założenie że chrześcijanie okradli Słowian, Celtów czy Germanów, jest bardzo modne, ale całkowicie nietrafione. Zważywszy na to, że chrześcijaństwo narodziło się w połowie pierwszego wieku naszej ery, na terenie rzymskiej prowincji, Judei, trzeba by nie lada wysiłku, by wybrać się na tereny współczesnej Białorusi, Ukrainy czy Polski, celem kradzieży Szczodrych Kodów. Sprawa jest o tyle bezsensowna, że Rzymianie mieli własne święto na cześć przesilenia zimowego, czyli Saturnalia. Gdy zacznie się zwracać uwagę na detale, okaże się, że sprawa jest o niebo bardziej złożona i właściwie wszędzie można znaleźć jakież obrzędy na cześć słońca czy przesilenia zimowego. Tam zaś, gdzie dodatkowo jest zimno i ciemno, jakąś formę festiwalu świateł.

Pogańskie Boże Narodzenie

Ostatnio koleżanka wrzuciła mem o sianku dla konia Odyna, o jemiole, o germańskiej choince, która wyparła podłaźniczkę. Taką słowiańską choinkę, wieszaną do góry nogami pod sufitem. Wcale nie głupie jeśli ma się kota. Odkrycie, że chrześcijaństwo nie jest jakąś bardzo oryginalną koncepcją było swego czasu popularne. Czy kogokolwiek obchodzi że judaizm czerpie prawdopodobnie obficie z pomysłów reformatorskich Egipcjan? Zapewne nieszczególnie. Ten nadmiernie emocjonalny stosunek do chrześcijaństwa a dokładnie katolicyzmu, wydaje się być czymś absurdalnym. Argumentacja na rzecz braku oryginalności, jest czymś w rodzaju wyrazu rozczarowania. Oto okazywało się, że żadna to religia prawdziwie objawiona. Ot, zlepek wierzeń znanych już wcześniej. Warto tutaj zauważyć, że rozczarowania są dwojakiego rodzaju. Drugie jest jeszcze zabawniejsze, bowiem sprowadza się do obrazy iż chrześcijański bóg nie jest złotą rybką spełniającą życzenia, że człowiek nie ma nad nim władzy, przez co prowadzą parateologiczne memiczne dyskusje zamiast skupić się na kwestii sponsorowania obcego państwa a naszej kasy publicznej oraz szczucia nas na siebie za nasze własne pieniądze. I ziemię. Niemniej świadczy to o silnym emocjonalnym stosunku do chrześcijaństwa a zwłaszcza katolicyzmu. Kwestia dość  zabawna.

W kwestii sianka, to nie koniecznie wywodzi się ono z chęci nakarmienia ośmionogiego rumaka dosiadanego przez boga wojny. Diduch, co dosłownie można tłumaczyć jako dziad, to snopek ustawiany w kącie chaty. Słowo dziad ma tutaj spore znacznie, gdyż niekiedy snopek ów symbolizuje bliskich, którzy odeszli. Dokładnie tak, ma związek z dziadami.  Często też święta odbywają się w podobnym czasie i mają jakiś związek z porami roku, agrarnością. Serio, gdy Księżyc jest do tego stopnia fascynujący, że przypisuje mu się boskie właściwości, nikt nie zaprząta sobie głowy wymyślaniem czegoś oryginalniejszego. Wszystkie religie to koniec końców pierwotna obawa, że któregoś dnia zamiast Słońca świat oświetli zaledwie kula płonących gazów. Z czasem zaś ludzie dochodzą do wniosku, że różnica jest w zasadzie żadna i wychodzi Święty Mikołaj. Oskarżanie Chrześcijaństwa o „zawłaszczenie kulturowe” czy też kradzież jest troszeczkę bez sensu, bowiem nie ma współcześnie takiej religii czy kultury która byłaby „czysta”, czyli bez naleciałości innych religii, zapożyczeń.

Historia Grecji to historia podbojów, wypraw i handlu morskiego. Nie zawsze kultura najeźdźcy stawała się dominująca. Czasem to zwycięzca przejmował kulturę podbitego. Gdybyśmy poszukali składników okazałoby się, że mamy coś z Egiptu, Azji Mniejszej. Kultura zwana grecką, rodziła się na przecięciu ważnych tras handlowych. Grecy otwarci byli na świat, dzięki czemu kwitł u nich kulturowy import i eksport. Ich niewątpliwą zasługą było połączenie tego co otrzymali w unikat, będący czymś więcej niż sumą wszystkich części. Nie zamknęli się z tym w twierdzy, tylko rozwieźli po całym ówczesnym świecie a kultura Grecji stała się podwaliną dla całej kultury europejskiej. Gdybyśmy chcieli być uczciwi powinniśmy wrócić do ery Peruna i zacząć od nowa. Wtedy okaże się, że Perun to po prostu Thor, którego zawłaszczyliśmy i tak dalej i tak dalej.

Religia

I tak choinka została zaakceptowana niemal w całym chrześcijańskim świecie, stając się niemal symbolem tych świąt ale sorry, nigdzie w Biblii nie ma nic na temat świętego podróżującego zaprzęgiem z wiecznie nawalonym reniferem na czele ani nadziewania aniołka na choinkę. Może to jakiś relikt z czasów chrystianizacji Wołoszczyzny? Kto wie.

Proces religiotwórczy jest bardzo, ale to bardzo złożony. Dla każdego antropologa jest to sprawa dość oczywista, wraz z faktem, że w wiedzy istnieje cała masa luk czy nieścisłości. Do dziś nie wiadomo jak wyglądały najpierwotniejsze religie. Czy ludzie czcili naturę, czy też próbowali magicznie ją okiełznać, czy w końcu zdać sobie sprawę, że to niemożliwe? Jak narodziły się wszystkie ludzkie bóstwa, takie jak Tor czy Zeus, z którymi przecież można handlować, można się dogadać, oszukać. Ostatecznie narodził się bóstwa wszechmocne, na którymi człowiek nie ma żadnej magicznej władzy, choć nadal jej pragnie. Stąd też tak wielkie rozczarowanie chrześcijaństwem, bo bóg, nawet ten który się śmieje, nie spełnia życzeń. Można zrozumieć dlaczego niektórzy tak usilnie dążą do rozwiązania, ostatecznego wyjaśnienia kwestii narodzin chrześcijaństwa. Dla antropologa to proces, pełen luk, tez, dowodów i pomyłek w badaniach. Oczywiście, każdy pragnie znaleźć odpowiedź, ale na różne sposoby. Antropolog czy socjolog akceptują fakt, że mogą za swego życia nie dotrzeć do prawdy, choć oczywiście marzy im się tego dokonać. Dla laika, istnieje tylko silna potrzeba ostatecznego wyjaśnienia tej kwestii, w zależności jak bardzo rozczarowany jest chrześcijaństwem, w Polsce zaś katolicyzmem. Stąd też bez względu na to co napiszę, laik, będzie starał się dowieść kradzieży dokonanej przez chrześcijan a antropolog, czy też socjolog, którym jestem będzie tylko śledził kojenie doniesienia osób dalece bardziej biegłych w tej kwestii. Pora zaś na jakąś wersję historii, jak to choinka, która nie występuje na terenie Judei, stała się symbolem dnia narodzin Jezusa, ponownie, także tam, gdzie właściwie nie występuje.

Zacznijmy od tego, że w 1938 Stefan Czarnowski pisał, iż w wiedzy religijnej przodują kobiety, bo wiedzą coś więcej niźli nic. Prosty chłop może i do kościoła chodzi, zna niezbędne gesty i modlitwy, ale sprowadza się to do mechanicznego klepania. Kobiety czasem mają trochę większy repertuar. I tak to się toczy po dziś dzień, pokazując przy okazji, że lekcje religii gó…zik dają. U nas sprowadzały się do indoktrynacji małżeńskiej i uczenia się na pamięć cennika. Warto by się tego „przedmiotu” ze szkół pozbyć raz na zawsze. Pisał też, że w przypadku proletariusza katolickiego zapatrzenie w naukę, zwłaszcza ścisłą od razu przeradza się w zagorzały antykatolicyzm. Inną nurtująca mnie kwestia to dziwne podejście. Czasem mam wrażenie, że zmyślone chrześcijaństwo ukradło coś z prawdziwych religii. Tak jakby Mitra, Zeus czy inny Baal byli jakimiś realnymi bytami, które jedynie odeszły w zapomnienie. Być może błędnie to odbieram, ale cóż, to tylko wrażenie. Słowo „realne” jest tutaj błędnie użyte. W antropologii bóstwa są jak najbardziej realnymi bytami, pomimo istnienia tylko w wyobraźni zbiorowej.

Religia to próba zrozumienia otaczającego nas świata. Złośliwi mówią, że pierwsza powstała gdy pierwszy frajer spotkał pierwszego oszusta, ale darujmy sobie. Wraz z rozwojem, człowiek zaczął coraz bardziej dziwić się światu. Jak od pierwotnego zdziwienia doszedł do totemów, mitów o cyklopach i bogach gromowałdnych? Nie sposób powiedzieć. Religijność też jest specyficzną rzeczą. Gdy popatrzymy na szumne frazesy wygłaszane przez bogobojnych popaprańców, okaże się mało który w ogóle postępuje według tego co sam głosi. Religia zawsze stanowi formę sprawowania władzy. W którym momencie kapłani stają się tego całkowicie świadomi, nie wiem ale ten moment zawsze następuje. Gdy zaś popatrzmy na prostu lud to wcale taki wierzący nie jest. Fundamentalizm zaś religijny zawsze zorientowany jest na cele polityczne. Druga sprawa to korzyść, płynąca z religii. Tak długo jak jest to opłacalne, człowiek jest wierzący, praktykujący. Praktyka życia codziennego wykazuje jednak, że bogobojność kończy się tam, gdzie zaczyna się interes własny i czasem tylko trzeba zachować sztywne pozory religijności w obawie przed prześladowaniem, inkwizycją czy innymi środkami przymusu bezpośredniego.

Wiemy natomiast, że pierwszy raz Boże Narodzenie celebrowano w 336 roku w Rzymie, w wyniku cesarza Konstantyna. Przynajmniej wydaje nam się, że wiemy. Istnieje mnogość źródeł, wśród których można znaleźć nazwiska kilku cesarzy rzymskich oraz Juliusza I, biskupa Rzymu, który miał wybrać datę świąt około 350 roku naszej ery. 25 grudnia jest datą problematyczną, bowiem 25 grudnia według kalendarza juliańskiego to 6 stycznia kalendarza gregoriańskiego. Stąd niektóry kościoły obchodzą święta bożego narodzenia w styczniu, czyli w grudniu. Skoro kalendarz nastręcza tyle problemów, to jak poradzić sobie z resztą? Obie daty mogą być z resztą poprawne, bowiem pierwsze obchody mogły nie objąć swym zasięgiem szerszych terenów. Początkowo mogła to być tylko stolica, czyli sam Rzym, by stopniowo rozchodzić się na pozostałe obszary cesarstwa. Również inne daty mają takie samo prawo w kwestii pierwszeństwa, bowiem jednoznacznej informacji na ten temat nie posiadamy. Czy zaczęło się w 313 czy 336 roku naszej ery, pozostaje bez znaczenia, bowiem chrystianizacja terenów współczesnej Polski, nastąpiła na tyle później, żeby data Bożego Narodzenia była już w miarę stała. Szczęśliwie zaś się składa, że wszyscy, jak świat długi i szeroki, obchodzą jakieś święta na cześć końca roku, przesilenia zimowego. Stąd też gdy chrześcijaństwo przybyło na „nasze” tereny, zdążyło już niektóre rzeczy w miarę ustalić.

Czy chrześcijaństwo ukradło coś Rzymianom? Chrześcijaństwo jako religia dla ubogich zyskało sobie pewną popularność w Imperium. Początkowo dochodziło do napięć i to poważnych , bowiem świeżo nawróceni byli dość dziwni. Dochodziły bowiem słuchy, że praktykowali kanibalizm, porywając bezdomnych a czasem ważniejszych obywateli Imperium celem rytualnej konsumpcji. Nie chcieli też brać udziału w ceremoniach na cześć rzymskich bogów, co mogło spowodować ich gniew. W drugą stronę, Rzymianie mieli mniej więcej gdzieś dodatkowe bóstwo w panteonie czczone przez chrześcijan, byle ci składali należne ofiary pozostałym bogom. Nowo nawróceni nie mieli na to ochoty, zważywszy na fundamentalne założenie ich wiary, czyli jednobóstwo. Choć, nie jest to do końca antropologicznie poprawne stwierdzenie. Prześladowania chrześcijan były zatem w pełni zrozumiałe. Rzymianie także wierzyli w mściwe bóstwa, gotowe ukarać swych wyznawców, za brak należytego szacunku. Tak jawny sprzeciw ze strony chrześcijan godził w porządek społeczny państwa. Nie może być tak, żeby poszczególne grupy, świętowały w różnym czasie, bo zrodzi się chaos. Sprzeciw był zatem w pełni zrozumiały, także pod względem politycznym. Wracając zaś do meritum, rzymska religia to miks wierzeń greckich, które same w w sobie są mieszanką wszystkiego,  irańskiego zaratusztrianizmu i co tam się nawinęło, choć obecnie zdania co do genezy są podzielone. Rzymski mitraizm mógł powstać zupełnie niezależnie. Kulty Słońca nie był wielką innowacją. Odpowiadając zatem na postawione przed chwilą pytanie, co chrześcijanie ukradli Rzymianom odpowiedź brzmi, nic. Kolejną ważną rzeczą jest zaś wiara. Skoro Rzymianie przeszli na chrześcijaństwo, to niczego nie ukradli, bo religia nie należy do nikogo. Oni wierzyli, że dotychczas czcili fałszywe bóstwa i oddawali im cześć. Zatem w dni świąteczne zaczęto oddawać cześć nowemu bogu. Saturnalia zaś były świętem rolniczym i nie miały nic wspólnego z narodzinami boga Mitry. Mitraizm rzymski rozwijał się niezależnie od irańskiego i konkurencyjnie dla chrześcijaństwa. Ot, zagwozdka.

Z czasem chrześcijaństwo urosło do rangi religii państwowej Imperium. Rzymianie zaś mieli już własne święta i obrzędy, zatem po co coś zmieniać? Pierwsi chrześcijanie nie świętowali Bożego Narodzenia. Przez niemal trzy pierwsze wieki powszechnie nie świętowali nawet Wielkanocy. Gdy zaś świętowali, to kiedy tam jakiej grupie pasowało. Tutaj poczynić muszę jeszcze jedną uwagę. Ci pierwsi chrześcijanie…to byli Rzymianie. Pozwoliwszy sobie narzucić rozgraniczenie z mema, piszę jakby chrześcijanie byli jakąś nacją, narodem, tymczasem byli to  obywatele Rzymu. Tylko innego wyznania. Oczywiście kto był obywatelem, to inna sprawa, ale na nasze potrzeby jest to uwaga wystarczająca. Nie można zatem mówić, że chrześcijanie coś ukradli. Nowo nawróceni po prostu wypełniali luki własnymi, dawnymi wierzeniami, dopasowując je do potrzeb nowe religii. Najprawdopodobniej odmawiali udziału w oficjalnych obrzędach na cześć różnorakich bóstw rzymskich, ale chętnie świętowali w trakcie saturnaliów. Dość podobnie jak dzisiaj osoby niewierzące zasiadają do wigilijnego stołu. Wigilia Bożego Narodzenia jest właściwie świeckim zwyczajem ludowym, ale w Polsce urosła do rangi sacrum, stąd pewne konflikty czy ateiści powinni obchodzić święta. Nie obchodzą świąt a praktykują pewien tradycyjny rytuał społeczny. Dopiero w trakcie pierwszego soboru nicejskiego ustalono datę świąt, na niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca. Usiedli, pogadali i poskładali. Zobaczcie jednak, że chrześcijaństwo jako religia przez wieki uległa licznym podziałom, tak samo jak każda inna. Nie ma jednego lub też jednorodnego islamu, hinduizmu, buddyzmu. Warto Wam wiedzieć, że te drugie święta, są znacznie ważniejsze z liturgicznego punktu widzenia. Nazywa się to przyrastaniem mitu. Niewielka grupa, która wedle tegoż mitu stworzona została przez Jezusa Zbawiciela, nie miała żadnych spisanych nauk. Mieli niewielką wiedzę, przekazywaną ustnie, na podstawie której, nauczali kolejnych. Dodatkowo wszystkie ważniejsze teksty zostały spisane przez ludzi, którzy nie mieli prawa spotkać Jezusa, jeśli ten w ogóle istniał. Zatem każde nowe zgromadzenie wchłaniało to, co miało pod ręką. Nie było jednego epicentrum nowej religii ale wiele mniejszych ośrodków jej rozchodzenia się. Sobory miały na celu ujednolicenie przekazu, co jak już wiemy nie zawsze się udawało, najczęściej ze względów politycznych ale też teologicznych. Wczesne chrześcijaństwo było rozproszone. Kaznodzieje, biskupi nauczali wedle własnych przemyśleń i przekonań. Możliwe, że który kaznodzieja miał większy posłuch zostawał biskupem. Religie nie rodzą się zatem jako kompleksowe systemy. Potrzebują czasu by dojrzeć, wykształcić się. Zatem mit wchłania zastane elementy, by wypełnić luki. Złudzenie takie może być potęgowane przez pewną znajomość początków chrześcijaństwa w stosunku do religii Greków, przez co te drugie wydają się odwieczne a chrześcijaństwo pojawia się nagle na przestrzeni dziejów. Większość kultur miała jakieś obrzędy związane z przesileniem. Nie wiem dlaczego oczekuje się, że nowa religia aby była fajną wymyśli coś zupełnie oryginalnego. Myślenie dość bezsensowne. Z punktu widzenia osoby religijnej, fałsz zostaje zastąpiony prawdą. Przynajmniej częściowo.

Ważnym jest by zaznaczyć istnienie dwóch form religijności. Otóż inaczej wiara postrzegana jest przez kapłanów, hierarchów kościoła, inaczej zaś przez lud, pod którym to terminem rozumiemy wyznawców. Wyznawcy bardzo często posiadają minimalną wiedzę na temat wyznawanej religii. Już w 1938, w wydanej bodaj pośmiertnie „Kulturze”, Stefan Czarnowski pisze, że religijność ludu, jest bardzo powierzchowna. Wiedzą co czynić w określonych momentach, ale nie zawsze zainteresowani sią powodem, dla którego czynią to, co czynią. Józef Keller opisuje te dwa rodzaje religijności, ludową i instytucjonalną, powołując się na liczne przykłady. W niniejszym tekście, niech wystarczy wzmianka, iż pewne rzeczy, trzeba dla ludu uprościć, bowiem skomplikowane wywody teologiczne, nie będą albo zrozumiałe albo akceptowalne. Kwestią taką w przykładach Kellera była kwestia nieochrzczonych dzieci, które jakoby trafiać miały do piekła. Kłóciło się to jednak z ludowym postrzeganiem ich niewinności. Kara tak okrutna była nieadekwatna. Stąd zaszła potrzeba zmian. Podobnie sprawa miała się z zeszłorocznym przyjmowaniem komunii „na rękę”, którą wielu wiernych odebrało jako profanację. Więc często kościół sobie, lud sobie.

W niektórych momentach historii urzędowało dwóch, czasem trzech zwalczających się papieży. Klops. I tak jest z każdą religią. Tutaj raz jeszcze wrócę do wątku rozczarowania. Dowiedziawszy się o soborach, obradach i naradach, gdy składano do kupy święte księgi wierni doznają szoku. Jeszcze przed chwilą wszystko co wiedzieli o Jezusie a niewiele tego było, okazuje się podejrzanie nienatchnione. Konkluzja zaś jest taka, że to nie chrześcijanie zagrabili coś z kultury rzymskiej. Rzymianie dopasowali swoje obrzędy do potrzeb nowej, rosnącej w siłę religii aby nie burzyć porządku społecznego. W ten sposób zmiany były łatwiejsze do zaakceptowania. Wszystko to łączyło się ze szczerą wiarą, polityką, psychologią i procesami społecznymi. Pytanie brzmi dlaczego chrześcijaństwo zyskało sobie taką popularność? Cóż, bo było okrutne. Drugi wiek naszej ery, to okres poważnych zmian obyczajowych i prawnych. Kobieta zaczęła zyskiwać pewne przywileje, co potraktowane zostało jako zamach na tradycyjną rodzinę. Brzmi znajomo? Władza ojcowska ulegała rozmyciu, choć jak pisze de Beauvoir „jedną ręką zabierano to, co dano drugą”. Choć pozycja kobiety w społeczeństwie zaczęła się poprawiać, zadbano by nie zrównała się z męską. Mimo to, ojciec, mąż, opiekun, stracili cześć władzy nad „słabą płcią”. Jak możemy przeczytać w „Wiekach bezwstydu” Adama Węgłowskiego, Grecy i Rzymianie praktykowali małżeństwa monogamiczne. Mieli jednak liberalny stosunek do konkubin i kochanek. Gwałt był dla nich jedynie wykroczeniem, znacznie mniejszej wagi niż uwodzenie, które wydzierało kobietę spod męskiej władzy. Przyłapani na zdradzie przez kobietę mężczyźni, nie musieli obawiać się żadnych konsekwencji. Chyba, że przyłapał ich mąż. Wówczas sprawa była poważniejsza, ale raczej prosty chłop nie miał wiele do powiedzenia gdy kochankiem jego żony okazał się kto władny i możny. Mógł za to ukarać żonę. Kobiety jednak zyskiwały pewne prawa i podobno raz przyłapawszy żonę na zdradzie mąż wolał nie pyskować, bowiem pochodziła ze znamienitej i wpływowej rodziny.

Ciekawostką jest iż, w drugim wieku przed naszą erą miał miejsce ważny protest rzymianek w obronie praw kobiet. Chrześcijaństwo skierowane było do ubogich mas, obiecując zbawienie w zamian za ciężką pracę, uczciwe, życie. Równocześnie ciągle wybór wyznania przez głowę rodziny oznaczał konieczność przyjęcia tejże wiary przez pozostała jej cześć. Chrześcijanie zaś, co uwidoczniło się jeszcze mocniej w następnych wiekach, nie specjalnie cenili kobiety. Ono jest skierowane do mężczyzn, którzy obawiali się całkowitej utraty władzy nad kobietami. Powrót męskiej władzy nad kobietą, niezdolną do podejmowania decyzji, ah jakże kusząca wizja! Wprawdzie współcześnie nadal żywy jest wizerunek samca alfa, otoczonego wianuszkiem kobiet ale system jedna kobieta uwiązana łańcuchem małżeńskim do chłopa, jest zbyt nęcący. Pozostałości grecko-rzymskiej moralności widać po dziś dzień. Nie ma też żadnej istotniejszej przypowieści o cudzołożniku, jedynie cudzołożnicy, której łaskawie wybaczono. Oczywiście z czasem interpretacja stała się ponownie prosta, czerpiąc garściami ze swej kolebki, tworząc podwójne standardy moralne dla mężczyzn i kobiet. Męska zdrada małżeńska zawsze traktowana była lżej. Wszak pierwsi chrześcijanie, którzy byli Rzymianami, spadkobiercami Greków. Zatem wyrośli na owym mitycznym rozpasaniu, w najlepsze je kontynuując. Wicie jak jest, Jezus miał sandały, księża mają Jaguary.

Połączenie Bożego Narodzenia z saturnaliami to zasługa chrystianizującego się Rzymu a dokładnie cesarza Konstantyna, który wybrał tę datę ze względów politycznych czyli także społecznych. Ideą było osłabienie wpływów pogańskich. Proces był zatem dość pokrętny, równocześnie odgórny i oddolny, bowiem saturnalia i tak były celebrowanie. Druga sprawa to czas święty. Święto. Człowiek wierzący potrzebuje specjalnego czasu, czasu świętego. Często następuje wówczas odnowienie. Stąd chociażby Sylwester, noworoczne postanowienia, ale też boże narodzenie, gdy czas się odnawia. Częstym poglądem jest, iż próbując zaszczepić się na nowych terenach bardzo często korzysta się z tej właśnie sztuczki, utożsamiania już istniejących świąt z nowymi bóstwami. Nie do końca. Robią to sami wierni. Wspomniałem już o przyrastaniu mitu oraz przejściu na prawdziwą wiarę. Chrześcijaństwo dotarło do nas około dziesiątego wieku. Często mylnie przyjmuje się, iż symboliczny chrzest Polski z dnia na dzień wyplenił dawne wierzenia i wszyscy jak jeden mąż przerzucili się na pokrętny monoteizm. Tak samo jak ziemniak i schabowy to tradycyjne staropolskie danie sięgające stołów pierwszych Piastów. Pewnie w Jomsborgu nimi handlowali. Może nawet frytki mieli? Trzeba zatem spojrzeć na to inaczej.  Wiele religii opartych było podobnie jak mitraizm o kult słońca i pór roku. Tutaj za przykład może posłużyć коляда, czyli Koliada, które to słowo słusznie kojarzy się z kolędą. Bóstwo określane tym mianem symbolizować miało odrodzone po okresie zimy słońce. Słowianie zamieszkujący nasze regiony zwali to święto Szczodrymi Godami.

Gdy na naszych ziemiach wprowadzano chrześcijaństwo, prosty lud był w większości niepiśmienny, podobnie jak wszędzie. I bardzo dobrze, bowiem nie ma on czytać pisma tylko słuchać. Mniej więcej rozumieć rozumieć zasady i kto ów Chrystus jest. Tyle wystarczy. Posiadanie Biblii było często gęsto surowo karane. Z resztą i tak była po łacinie, która była ówczesnym angielskim niewielkiego grona wtajemniczonych. No i kto by marnował czas na czytanie, gdy praca w polu czeka. W wielu regionach lokalnych, domowych zwyczajów nie tępiono jakoś szczególnie. Najważniejsze, że władzę sprawuje przedstawiciel nowej wiary, wierni chodzą do właściwej świątyni. Z resztą ciekawe jaką wiedzę religijną miał przedchrześcijański mieszkaniec tych ziem? Myślicie, że prowadził jakieś dysputy na temat wyższości Swaroga nad Dadźbogiem? Robił co jakiś żerca czy inny wołchw kazał, coby bogów nie rozgniewać i tyle. Patrząc zaś logicznie, Chrystus choć wypierał stare bogi, był zapewne w świadomości zbiorowej jeszcze jednym bóstwem w licznym już panteonie. Gdy zaś dowiadywali się, że w trzech osobach, wychodziło im zapewne coś na kształt Świętowita. Nie od razu też w każdej wsi stawiano kościół. Struktura organizacyjna kościoła wytwarzała się przez stulecia. Początkowo kościoły powstawały tylko w większych miastach, z czasem dotarły także na wieś. Zatem chrystianizacja musiała potrwać i wcale nie oznacza to, że była skuteczna. Ludzie jak to ludzie, często dla świętego spokoju wykonywali wszystkie niezbędne gesty, wypowiadali słowa ale tylko dlatego, że otwarty bunt przeciwko nowej religii mógłby się spotkać z opresją, tym bardziej że ta wprowadzana była z czasem systemowo, siłą albo przyjmowana dla politycznych korzyści. Nadal praktykowali dawne obrzędy, których znaczenie malało z czasem ale echa tych obrzędów są widoczne. Nie bez znaczenia jest również stosunek do różnych form religii. Religie objawione zwane też założonymi albo założycielskimi cechuje znacznie większa ekspansywność. Religie wcześniejsze cechuje czasem znacznie większy liberalizm w podejściu do mitu. Stąd też nawracanym na chrześcijaństwo Słowianom mogło być za jedno czy mowa o Maryi czy Mokoszy. Odpowiedniczką Mokoszy wśród Słowian Południowych mogła być Perperuna. Religie objawione są często ekspansywne i agresywne na poziomie instytucji. Religie wcześniejsze, zwane pierwotnymi oraz chrześcijańska religijność ludowa często rozpowszechniają się na zasadzie dyfuzji. Instytucje pilnują jedynie by nikt nadmiernie nie godził w trzon mitu. Nie oznacza to, że ich przedstawiciele nie składali czasem krwawych ofiar, nie toczyli sporów na tym tle. Nie można jednak mieszać Majów ze Słowianami i każdy przypadek należy rozpytywać oddzielnie.

I tak Ofiarowanie Pańskie zwane jest w Polsce dniem albo świętem Matki Boskiej Gromniczej. Świeca ta związana była jakoby z kultem Peruna. Bóg w trzech osobach również mógł być dla niektórych naszych przodków łatwy w akceptacji, ze względu właśnie na kult Trygława. Zwróćmy uwagę, że chrześcijaństwo nie jest spójne nie tylko doktrynalnie ale też ma silne rysy lokalne. I tak polska wigilia, puste miejsce przy stole, sianko i choina to elementy żywcem przeszczepione z dawnych pogańskich wierzeń. Może to lud tworzył chrześcijaństwo? Jako, że trzon chrześcijaństwa nie specjalnie różni się od wierzeń pogańskich częstokroć mogli też postępować w myśl zasady zasady Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Otóż możliwe, że szczerze przechodzili na wiarę w Jezusa, ale co szkodzi oddać cześć przodkom czy Perunowi? Jako, że bogowie często płodzili dzieci Jezus mógł być traktowany ot, jak kolejne bóstwo w panteonie. Z czasem jedno wypierało drugie, tym bardziej że miało wsparcie państwa, instytucji ale jaka była prawdziwa skala religijności przedchrześcijańskiej? Możliwe, że taka sama jak chrześcijańskiej. Być może nigdy nie uda się zdobyć niezbitych dowodów.

Pierwsi księża byli najczęściej osobami, które dana wspólnota znała i jakoś szanowała. Nie było też seminariów, w których przyszły ksiądz mógł pobierać nauki. Zapewne sam miał głowę pełną starych wierzeń i przesądów. Włączano zatem lokalne zwyczaje w mit chrześcijański, choć niektóre nie mają żadnego realnego znaczenia. I tak zwyczaj kolędowania do spóły z tym rogatym bydlęciem zwanym Turoniem, przetrwał sobie nie niepokojony przez nikogo, zwłaszcza na terenach wiejskich. Ciekawostką niech będzie, że w południowej Walii spotkać można coś bliźniaczo podobnego, zwanego Mari Lwyd. Bywało trzeba przyznać, że na obrzędy skierowane do dawnych bóstw, nowi kapłani patrzyli nieprzychylnie zwłaszcza w większych ośrodkach, więc oddawano im cześć pokątnie  lub trzeba było jakoś z nowymi świętami je powiązać. Przybierały więc nowe znaczenie, tym bardziej że ciężko wymyślić nowe zwyczaje i obrzędy. Może zaś przeciwnie? Patrzyli przychylnie bowiem wiedzieli, że nie opanują ludu, jeśli będą zbyt mocno naciskać? Jak mówił pewien biskup w „Narrenturum” Sapkowskiego, papież jest daleko, w Rzymie. Problemy komunikacyjne sprawiły, że kapłani na danym obszarze tworzyli niejako własne chrześcijaństwo ze wspomnianego ludu pomocą, tak by ten dalej mógł czcić przodków, Mokosz i Trygława. Zawsze historię przedstawia się z punktu widzenia chrześcijańskiej ekspansji i upadku kolejnych bastionów pogaństwa. Co zaś, jeśli pogaństwo stawiło sprytny opór? Zważywszy na silny kult maryjny w Polsce, może to tak zwani poganie, dopasowywali chrześcijaństwo do swoich potrzeb? Część Słowian nastawiona była na kult bóstw żeńskich, więc przechrzcili Mokosz, iminiem Marii Panny i nadal oddawali cześć bogini płodności i urodzaju. Sam Kościół Katolicki to twór zbyt potężny, by dało się kontrolować wszystkie jego składowe, nawet przy współczesnych środkach komunikacji. Warto zwrócić uwagę na pewien współczesny rozdźwięk pomiędzy samą Polską a Watykanem, zwłaszcza po śmierci Jana Pawła II. Jak zostało powiedziane, papież jest daleko, w Rzymie.

Nie wszędzie znajdzie się jemiołę u powały i sianko na stole. Nie wszyscy obchodzą wigilię bożego narodzenia. Święta bożego narodzenia wyglądają trochę inaczej w każdym rejonie. Obrzędy na cześć dawnych bóstw wtopiły się w lokalne obchody Bożego Narodzenia, czasem do tego stopnia, że zostały w pełni zaakceptowane przez kościół i włączone do lokalnej tradycji, choć z przymrużeniem oka. I tak choinka została zaakceptowana niemal w całym chrześcijańskim świecie, stając się niemal symbolem tych świąt. Wiemy, że Egipcjanie zdobili wnętrza domostw palmami, z okazji świąt związanych z bogiem Ra, co miało symbolizować zwycięstwo życia nad śmiercią. Podobnie czynili Germanie, Słowianie i masa innych ludów. Nigdzie w Biblii nie ma nic na temat świętego podróżującego zaprzęgiem z wiecznie nawalonym reniferem na czele ani nadziewania aniołka na choinkę. Może to jakiś relikt z czasów chrystianizacji Wołoszczyzny? Kto wie.

Dziwnym zaś trafem Słowianie i celtyccy druidzi mieli pewną cechę wspólną, polegającą na niechęci do słowa pisanego, przez co mało wiemy na temat obu grup. Jest to oczywiście do pewnego stopnia żart. Pewnego. Niemniej pewne zwyczaje jak chociażby wszystkie związane z sianem, przetrwały choć z czasem wtopiły się w obrzędy Bożego Narodzenia, do tego stopnia, że wydają się zagrabione przez chrześcijaństwo. Nie wszędzie dzieli się opłatkiem, obchodzi Wigilię Bożego Narodzenia czy wiesza te cholerną jemiołę, ale popkultura sprawia, że trafia zwłaszcza do nas masa zwyczajów zupełnie pozbawionych znaczenia. Efektem zaś jest wrażenie, iż sianko dla konia Odyna, które wcale nie jest dla konia Odyna bowiem równie dobrze może być powiązane z Welesem, jest integralną częścią obchodów Bożego Narodzenia jak świat długi i szeroki podobnie jak inne elementy które zostały jakoby bezczelnie ukradzione. One się najzwyczajniej wtopiły na przestrzeni wieków. Stare formy przybrały nową symbolikę, choć czasem trudną do uzasadnienia. Sianko na stole musi być, ale czemu ono właściwie służy? Cóż, tłumaczenie babci pokrywa się z tym co znalazłem w Sieci, czyli stajenką w której miał urodzić się Jezus, geneza jest natomiast zupełnie inna. Prócz tego, trzeba pamiętać, że ludzie potrzebują wytycznych. Jak mam celebrować Boże Narodzenie? Druga i ważniejsza sprawa, to sianko, opłatek, choinka nie są obligatoryjne ale święto potrzebuje formy. Elementy te choć zupełnie niezwiązane z chrześcijaństwem są niezbędne jako forma obchodów.

Historia zwyczajów bożonarodzeniowych nie jest jednorodna, spójna i nie ma jednego źródła. Praktycznie nieznany w Polsce zwyczaj dwunastu dni świąt wywodzi się z obchodów Yule. Stąd ryt regionalny ma niebagatelne znaczenie i wszystko zależy z jakiej perspektywy się opowiada. Jako, że masa opracowań jest anglojęzyczna i pochodzi z anglosaskiego kręgu kulturowego, na polską specyfikę nakładają się ichniejsze obserwacje. I choć zachodnia kultura przenika do Polski, to początki są w obu przypadkach są trochę inne. W dodatku cały proces jest bardzo skomplikowany bowiem obejmuje masę zjawisk, takich jak religijność, instytucje, stosunek do religii, procesy społeczne i psychologiczne. Nie można ot tak wskazać palcem i powiedzieć, że chrześcijanie ukradli jakieś wierzenia czy zwyczaje.

Pomimo upływu wieków nadal występuje masa różnic. O ile można wykazać, że historia Jezusa dziwnie podobna jest do historii licznych bóstw jak świat długi i szeroki, warto brać po uwagę, że te religie również czerpały z wierzeń wcześniejszych a czasem również funkcjonowały z wierzeniami czy obrzędami je poprzedzającymi. Czasem takie ciekawostki jak to, że gromowładny Thor czy Perun to prawdopodobnie to samo bóstwo wzbudzają niezdrową fascynację. Boże Narodzenie jak wiele innych świąt wcześniej, łączy w sobie warstwę sobie właściwą z całą wcześniejszą otoczką, którą nie specjalnie starano się wykorzenić. Bo i po co?

 

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉