Andrzej Sapkowski ma na koncie tak naprawdę dwa dzieła. Pierwsze to Saga o Wiedźminie, drugie Trylogia Husycka. O ile Geralt z Rivii przyniósł mu tytuł Króla Polskiej Fantastyki to przygody Reinama z Bielawy są bardziej dojrzałym dziełem, które jednak nie zyskało sobie należnego uznania. Wielka szkoda, dowodząca po raz kolejny, że warto dowiedzieć się czegoś z zakresu nauk społecznych.
Cebulowy Rycerz się przyjął to i Buraczany Król ujdzie.
Szkoda że perypetie Białego Wilka owiane są trochę nieprzyjemną aferką godną rozwodzących się celebrytów a nie Króla Fanatyki. Trochę samozwańczego. Z całą pewnością zasłużył nią na miano Wielkiego Buraka. Cóż, Cebulowy Rycerz się przyjął to i Buraczany Król ujdzie.
Wiedźmińska rozgrywka
Trzeba zadać sobie pytanie dlaczego Sapkowski miał marne szanse przebicia się na Zachodzie z Sagą? Czy faktycznie nazbyt słowiański klimat? A cóż tam znowu takiego słowiańskiego? Kilka nazw? Kilka tytułów? Nie podejrzewam by stereotypowy Celt jakoś bardzo się różnił. Właściwie Geralt z Rivii ma w sobie więcej z wzorowego przedstawiciela typowej fantasty.
Z resztą jest w nim pomieszanie z poplątaniem a sam AS chyba ostro wzorował się na Zachodniej twórczości, nadając jej jedynie polskiego sznytu w postaci barwnego, ulicznego języka.
My jakoś łapiemy o co chodzi we Władcy Pierścieni to dlaczego Anglik miałby nie polubić Geralta? Choć Myszowór nosi dość swojsko brzmiące imię, nie jest to wołchw a druid. Już żerca albo guślarz byłby bardziej słowiańskie. Właściwie wołchw był kojarzony z Rusią a żerca byłby bardziej lokalny, ale powiedzmy, że oba terminy jak najbardziej się nadają.
Poza tym, wiedźmińscy druidzi bliżsi są swoim odpowiednikom z AD&D niż kapłanom. Identyczna sprawa ma się z czarodziejem. Rzucający kulami ognia jegomość jest Zachodnim wymysłem, a bierze swój początek w historii legendarnego Merlina. Nie mówię już, że Sapkowski wykorzystał całe dobrodziejstwo tolkienowskiego inwentarza, który wyrósł na zupełnie niesłowiańskich legendach i wierzeniach, solidnie doprawił legendami arturiańskimi -Avalon, Wyspa Jabłoni, raj celtycki – ale co tam. Z resztą gra pięknie udowodniła, że to nie pozorna słowiańskość była przeszkodą do ekspansji Sapkowskiego na Zachód.
Dlaczego niby Wiesław nie miał szans na Zachodzie skoro zachodnia fantastyka, często dobra, ma szansę u nas? Zagraniczny czytelnik to przygłup bez cienia wyobraźni? Raczej tylko dlatego, że nikt nie zabrał się należycie za jego eksport i promocję albo sam Pan S, był tak upierdliwy, że nikt nie miał ochoty się w to bawić. Trzeba też pamiętać, że Wielka Sława jaką mu się przypisuje od chwili wydania pierwszych opowiadań była raczej zjawiskiem niszowym, szerzącym się w gronie polskich i okolicznych fantastów więc próba wydania tego za Zachodzie mogła skończyć się po prostu finansową klapą. Dziwnym zbiegiem okoliczności Lem dotarł aż do USA za czasów „strasznej komuny” i po dziś dzień trafiam na teksty gdzie padają słowa:
Famous Polish writer Stanislaw Lem
Tymczasem Saga doczekała się genialnej gry ale to była po prostu dobra, stworzona zgodnie ze sztuką. Natomiast nie okłamujmy się, książki brzmią jak dopisane dla zarobienia kilku złotych. Choć pomysły Sapek miał dobre, zwłaszcza w pierwszych tomach czuć wysilone żarty, siermiężne opisy, cwaniactwo językowe charakterystyczne dla fantastów, którzy chcą grać twardzieli ale im nie wychodzi.
Stereotyp Słowianina
Kim są Słowianie? Białorusini, Rosjanie, Polacy, Serbowie, Czarnogórcy, Chorwaci. Istnieją zatem Słowianie dla których oliwki, wino i ciepłe morze to norma. Więcej! Ich skóra ma ciut bardziej śniady odcień. Czytelnicy demonstrując swoją mizerną znajomość fantastyki, jej kanonów, oraz umiejętności korzystania z google przyjmują że w „Sadze o Wiedźminie” autor wzorował się na średniowiecznej Polsce. Epoka zwana średniowieczem trwała od V do XV wieku! Tysiąc lat! Tylko co odróżnia Polskę wieku XIII od Francji tegoż okresu? Cóż, wprawny architekt, historyk, archeolog, wyłożą wam różnice niedostrzegalne często dla przeciętnego czytelnika powieści o machaniu mieczem, ale Europa nie była wcale tak różnorodna jak się pozornie wydaje.
Docieramy tutaj do bardzo przykrego faktu. Jaki stereotyp Polaka, polskości, słowiańskości mamy w głowach. Brud, smród, szaro i przekleństwa. Tak na prawdę „Sagę o Wiedźminie” od zachodnich powieści fantasy odróżnia ilość bluzgów. Wychodzi na to, że gród angielski wyobrażamy sobie jak Białe Miasto, znane jako Gondor albo Camelot zamek Króla Artura, gdzie wszyscy przechadzali się w lśniących szatach, ulice miast były brukowane a śmiech, radosny gwar i miłość sączyły się z każdego rogu. Tymczasem Wyzima to zawszona dziura, gdzie gówno z okien wylewa się na ulicę, można zginąć od ciosu w plecy za garść orzechów i te słowiańskie, zakazane mordy…
Właściwie raz ktoś powiedział że Wiedźmin jest bardzo słowiański a reszta powtarza jak papużki bez żadnej refleksji. Dogmatyczne wywody poparte wiarą, nie wiedzą. Gdybym zapytał: Co jest prawdziwie słowiańskiego w Sadze i dlaczego to jest wybitne dzieło…podejrzewam, że mało kto by mi odpowiedział. A jeszcze rzadziej z sensem.
Husycka herezja
Fabuła osadzona jest w dość mało popularnym okresie jakim są Wojny Husyckie. Zaczęło się od ogólnej potrzeby reformy kościoła a skończyło na trwających coś siedemnaście lat wojnach, czterech jak nie pięciu krucjatach i najeździe Czechów na sąsiadów. No właśnie, kimże owe husyty bezbożne były?
Otóż Jan Hus był jednym z pionierów, prekursorów, reformacji kościoła. Jego powiedzmy mentorem – poprzez swoje pisma – był niejaki John Wycliffe, angielski teolog który postulował ubóstwo Kościoła oraz reformę w oparciu o Pismo. Jak wiadomo pragnąć by Kościół był biedny to herezja jest wielka, większa nawet niż zwalczający się papież z antypapieżem.
Zatem zaproszono go na sobór w 1414 – zwołany z resztą przez antypapieża Jana XXIII – który miał herezję zwalczyć i bodaj w końcu uzgodnić kto na tronie papieskim ma zasiadać, bo chwilowo było chyba dwóch chętnych. Bał się facet o życie, wszak jechał do Kościoła, więc by go przekonać zaoferowano mu lust żelazny czyli coś na kształt immunitetu. Jak to zwykle bywa gdy trzeba heretyka zgładzić w mig uznano, że Kościoła rzeczy świeckie nie obowiązują i Jana Husa spalono w pokazowym procesie w 1415 roku. Rok później spłonął przyjaciel oskarżonego Hieronim z Pragi.
Bracia Czesi
Nie spodobało się to braciom Czechom, bardzo nie spodobało. Choć początkowo wszystko miało charakter religijny szybko przybrało polityczny. Zaczęło się od powstania przeciw Zygmuntowi Luksemburskiemu, który podstępnie Husa uwięził i pomógł zgładzić choć ręczył za jego bezpieczeństwo. Warto dodać, że po Wacławie IV miał on dziedziczyć tron czeski.
Rozpędu wszystkiemu nadawał też papież Marcin V, który gromko nawoływał do zwalczania herezji w Czechach, zwłaszcza po ogłoszeniu tzw. Czterech Artykułów Praskich, które dolały oliwy do ognia. Jan Hus nie stworzył bowiem żadnego systemu, doktryny. Owe artykuły miały owo niedopatrzenie nadrobić. Zorganizowano zatem wyprawy krzyżowe a rycerstwo zwane krzyżowcami ruszyło wyciąć kąkol herezji z ziem Europy.
Trzeba oddać Husytom, że dali Krzyżowcom do wiwatu lejąc ich, nawet gdy ci mieli przewagę. Walki toczyły się w latach 1419–1436.
Jak to też zwykle bywa ruch był podzielony wewnętrznie i choć przez lata wojska czeskie trzęsły okolicą, wszystko skończyło się wzajemnym mordobiciem i w zasadzie upadkiem idei Artykułów. Otóż, panowie Czesi pobili się zdaje między sobą. Jedni bowiem chcieli kontynuować a inni, zwłaszcza możni którzy nie mało dóbr kościelnych przejęli, mieli dość. Była to chyba Bitwa pod Lipanami.
von Bielau
Reinmar Bielawa ma farta, oj ma. Właściwie nie licząc kilku obolałych żeber i obitego lica, facetowi ratuje dupę szczęście albo koledzy. Taki tam łamaga. Prawdziwym bohaterem przygody na Śląsku jest Szarlej. Nie ma się co okłamywać. On to służy radą albo wprawnym kopem, lekko chyba głupawemu teoretycznemu głównemu bohaterowi. Wprawdzie nasz amator cudzych żon z czasem trochę się wyrabia, ale niemal do końca przejawia dość nawiną romantyczną postawę. Nie dziwota, że nader praktyczny Szarlej przypadł wielu czytelnikom bardziej do gustu.
Szkoda tylko, że ta powieść Sapkowskiego nie przebiła się na stałe do serc czytelników. Pytanie brzmi, czy Wiedźmin naprawdę podbił wspomniane serca fanów czy lokalny marketing i garstka fanatyków po prostu dała radę?
Czasem widzę zniechęcone miny młodych ludzi sięgających po Wieśka. Raczej nie traktują tego jak jedynej słusznej i objawionej lektury. Widziałem ich sięgających po naprawdę dobre nowe pozycje i te klasyczne. Wiesiek im jakoś dla odmiany nie podchodzi. Cóż, może to wina rynku wydawniczego 1994? Dziś Geralt ma naprawdę silną konkurencję, której legenda Białego Wilka to tylko dym w oczy. I tym razem, nie jest to czcze gadanie. Narrenturum zaś próżno szukać na księgarnianych półkach, choć osobiście uważam, że jest to powieść znacznie lepsza zwłaszcza językowo jak i fabularnie. „Saga o Wiedźminie” kojarzy mi się z kilkoma jajcarskimi cytatami i…może nie amatorskim warsztatem ale czuć, że pisząc to dopiero się uczył. Tymczasem Trylogia Husycka jest zdecydowanie bardziej dojrzała. Również postacie są zdecydowanie mniej irytujące. W Sadze czasem czuć coś co doprowadza mnie do szału. Sztuczną, pseudomłodzieżową luzackość postaci.
No dobra, a jak właściwie ten cały Bielawa i jego kumple wplątali się w całą zabawę, trafili do Czech, zostali szpiegami, zwolennikami Kielicha, byli napastowani przez czarowników i siły nie z tego świata? Otóż, Reynevan przeleciał cudzą żoną i musiał uciekać.
Trylogia Husycka – czy warto?
Sapkowski wydał I tom Trylogii: Narrenturum w 2002 roku, zaledwie trzy lata po ostatnim tomie Sagi. Może zrobił to za wcześnie, gdy wszyscy żyli jeszcze „tragicznym” zakończeniem przygód Geralta z Rivii. Nie wiem, ale Wiesiek ma się świetnie a trylogia jest jakby trochę zapomniana. Powieść jest naprawdę lepsza od przygód Białego Wilka. Może nie ma tak oryginalnego głównego bohatera, ale tu autor lepiej operuje słowem. Jest też zdecydowanie równiejsza. O ile poziom Sagi trochę rośnie w trakcie tak Trylogia jest zdecydowanie solidniejszym tworem, osadzonym w ciekawych okresie historycznym dodatkowo okraszonym magią. Nie ma jej wbrew pozorom wiele. Choć Reynevan obraca się w kręgach magiczno – alchemicznych, sam coś tam potrafi i razem z Szarlejem sprowadza dość potężny byt astralny a po piętach depcze mu dość zawzięty mag, to samo czarostwo pełni raczej rolę przyprawy, elementu urozmaicającego świat.
Zdecydowanie warto przeczytać Trylogię Husycką, choć od wydania ostatniego tomu mija już ponad dwanaście lat. I żeby nie było: Saga o Wiedźminie jest dość istotną pozycją w historii polskiej fantastyki, ale gdyby stworzył ją, posiadając doświadczenie z chwili gdy siadał do Trylogii…