Zawód fotografa

Zawód fotografa

Zawód fotografa jawi się nader sielsko. Wstajesz rano, uruchamiasz estetycznie wyglądający komputer z nadgryzionym jabłkiem, leniwym ruchem uruchamiasz ekspres do kawy i czekasz aż przygotuje ci cappuccino z aromatycznej robusty. Następnie siadasz w promieniach słońca i czekasz na kolejne lukratywne zlecenie.

Tyle fantazji. Z paniką w oczach budzisz się o 6:00 i sprawdzasz pocztę, modląc się by pojawiło się jakiekolwiek zapytanie. Ogarniasz papiery, sprawdzasz fejsa czy ktoś się aby nie zaręczył, bo może będzie szukał fotografa. Trzeb dodać ogłoszenia, przypomnieć o sobie stałym i byłym klientom, może coś się trafi. W pośpiechu zjadasz śniadanie i lecisz na osiem godzin do roboty, w której zarobisz na sprzęt, dzięki któremu będziesz mógł generować obrazy lepszej jakości dla swoich wymagających klientów, którzy specjalnie dużo nie płacą, ale Ty tak bardzo chcesz być fotografem.

Tylko po co?

Zawód fotografa

Zawsze zastanawiałem się co kieruje ludźmi w wyborze zawodu jakim jest fotograf. Co mną kierowało? Szanowni czytelnicy, odpowiedź jest banalna. W pewnym momencie chciałem zostać artystą. Gdy zaś przypomnę sobie motywacje wszystkich osób z wszelkiej maści kółek fotograficznych, to przyznam szczerze nie było nikogo kto by tego nie chciał choć mogła kierować nimi masa niejasnych, niejawnych motywacji.  Naprawdę wyobrażacie sobie grupę ludzi, koło 17 roku życia, którzy z pełną świadomością oznajmiają światu…

Będę fotografował spożywanie alkoholu, celebrujące zmianę stanu cywilnego!

Z drugiej stron nie jest to aż tak nierealne, o ile ma się na uwadze pewną dozę pogardy dla tej niegodnej dziedziny, która miała być finansową zapchajdziurą w oczekiwaniu na lepsze czasy. Ciągłe powtarzanie, że fotografia to sztuka a my wykonujemy zawód artystyczny ma na celu poprawienie naszego samopoczucia, po tym  jak utknęło się nie do końca tam, gdzie się chciało.

Trzeba przyznać, że miałem dużo szczęścia. Pod względem artystycznym zainteresowali mnie bowiem zupełnie inni fotografowie, niż moich znajomych. Nie Avedon lecz Hervé. Wspaniały fotograf architektury, który pracował z samym Corbusierem. W kwestii bardziej rynkowej estetyki, moim idolem był Julius Shulman, który dla odmiany fotografował dzieła Franka Lloyda Wrighta oraz Pierre’a Koeniga. Nie będę twierdził, że nie uległem konformizmowi, rodem z eksperymentu Salomona Ascha. Trochę pękłem i próbowałem flirtu z fotografią mody, modelek, ale to nie było dla mnie. Na szczęście był to krótki epizod. Dziś pracuję jako fotograf wnętrz i architektury. Mogłem pogodzić pasję z pracą, co w świecie fotografii, jak zraz spróbuję udowodnić, jest rzadkością.

Zawód fotografa
fot. Julius Shulman

Nie wrzucajmy jednak wszystkich do jednego worka. Drugą kategorię stanowili ludzie, którzy wyobrażali sobie zawód fotografa jako dochodowy i łatwy. Właściwie nic nie trzeba robić a kasa sama płynie rwącym strumieniem. Nadgryzione jabłka, lofty, samochody i zlecenia z powietrza. Płacący zaś obdarza zleceniobiorcę całkowitą swobodą, kłania się w pas i z zachwytem wykrzykuje Mistrzu! przy każdym ukazującym się na ekranie zdjęciu. Choć nie jest to nic niezwykłego, bo właściwie o każdym zawodzie umysłowym panuje takie przekonanie, że wystarczy siedzieć i nic nie robić. Przy czym nawet wykonywanie jednego z tych zawodów, nie sprawia że myślimy lepiej o pozostałych. Wprost przeciwnie.

Do trzeciej grupy zaliczyć możemy ludzi, którzy właściwie nie tyle chcieli fotografować, ile być sławni. W ciągu następnych lat zobaczymy, że to właśnie o sławę, popularność chodziło nie o fotografię, bo coraz mniej osób aspiruje do zawodu fotografa lub tenże porzucić wybierając coś równie dziwnego. Zdradliwą i grząską drogę internetowej sławy, na którą pozwala wejść nawet starszy aparat albo dobry smartfon, przez co wielu producentów aparatów notuje gwałtowne spadki dochodów. Mario Sorrenti, Annie Leibovitz czy Eugenio Recuenoco, to fotografowie, których zaprasza się na pokazy mody, których fotografuje się na pokazach mody a którzy nie fotografują pokazów mody w roli fotoreporterów. Wykonują ważne sesje, ale są też sławni, są celebrytami świata fotografii. I do tego wielu dążyło. Skoro nie można przez fotografię, to może jest inna droga?

Modne hobby

Nim jednak owe artystyczne i zarobkowe zapędy się zrodziły, fotografia jawiła się jako fajne, modne, hobby. Nic więcej. Hobbysta zaś, potrafi wydać, na przykład na sprzęt, więcej niż faktycznie potrzebuje. Tak samo jest z kolarstwem, snowboardem, ze wszystkim. Stąd te wszystkie chybione zdaniem profesjonalistów inwestycje sprzętowe, pozbawione biznesowego sensu. One są dość przewidywalnym efektem rozwoju pasji. Hobbyści zawsze są w stosunku do profesjonalistów bardziej…podnieceni, rozentuzjazmowani. To oni stanowili target producentów aparatów. Pasja najzwyczajniej ma to do siebie. Stanowi formę nagrody, ubarwienie codziennego życia. Zdecydowanie też łatwiej przekuć pasję jaką jest fotografa w formę dorabiania, co ma na celu podratowanie budżetu nadszarpniętego gotówkożernym hobby, niż wspomniane kolarstwo. I tak też czyniono. Swój udział miała w tym prasa.

Prasa

Chwała, kobiety i śpiew

O tak, prasa. Zarówno ta drukowana jak i cyfrowa, odpowiedzialna była za kreację tego dziwacznego wyobrażenia o zawodzie fotografa. W efekcie każdy liczył na wystawy, galerie, lukratywne zlecenia dla Vogue albo jakiegoś innego słupa reklamowego. Być jak Helmut Newton, Annie Leibovitz! Moda, reportaż i szlachetny akt. Oto dziedziny godne fotografa. Do świata sztuki trzeba jednak jakoś dojść. Jakoś, to najlepsze stwierdzenie. Tym bardziej, że świat tak sztuki, jak i mody rządzi się swoimi prawami i często gęsto portale typu Pudelek, okazują się bardziej prawdziwe niż ich rzekomo rzetelne kuzynostwo. Choć muszę przyznać, że polska edycja Vogue dała czadu okładką. Jak dla mnie najlepsze zdjęcie modowe dekady, co z resztą próbowałem udowodnić na łamach bloga. Sytuacja w głowach niedoszłych artystów pogarszała się gdy dowiadywali się, że w świecie poważnej sztuki modowe fociałki są mało poważane. Nagle zaczynają docierać do dziwnych nazwisk i zdjęć tak brzydkich, pozornie nijakich, że chwytają się za te głowy nie rozumiejąc co się właściwie dzieje. Nie szukają drogi do świata sztuki, chcą być artystami mas. Goły tyłek urodziwej dziewoi, zachmurzone szczyty gór. Wielki Adams nie jest tak poważany jak Gursky. Homoseksualne fantazje Mapplethorpe’a już za jego życia były cenniejsze niż roznegliżowane kobiety Newtona. Fotografia jako zjawisko społeczne nie została nigdy dokładnie opisana, przez co w mojej opinii fotografowie czują się takimi pariasami świata sztuki, którzy zepchnięci na rynek usług muszą podbudowywać sobie ego rzewnymi tekstami, tym bardziej że przez zupełny przypadek wykreowano dziwny podział na fotografię artystyczną i komercyjną, zapominając że największe dzieła sztuki w historii powstały właśnie na zlecenie. Ale o tym powiemy sobie innym razem. W historii mojego związku z prasą fotograficzną, łącznie trzy, dokładnie trzy, razy mogłem przeczytać, że liczą się znajomości. Publicyści boją się tego tematu jak diabeł świeconej wody, bo inaczej kto by to czytał bez perspektywy chwały, kobiet i śpiewu?

Tak mniej więcej można streścić wszystkie teksty z ery boomu. Jak w każdej branży, przedstawiano gwiazdy. Fenomenalnych fotografów mody, ukazujących mniej lub bardziej zakryte wdzięki modelek. Czasem mam zapłon jak polonez na gazie. Koledzy fotograficy i ich podejrzane zainteresowanie modą. Ludzie, jakie to proste. Oraz dumnych fotoreporterów, przywożących obrazy nędzy i rozpaczy, za które prasa i jury konkursów płaci złotem. Jest w tym coś niezwykłego, coś absurdalnego. Kobiety i karabiny. Dobrze. Jeszcze koncerty.
Co prawda era muzycznych idoli dobiegła już końca, ale co tam. Czasem, pojawił się fotograf produktowy, ale gdzież jakiś nudziarz od packshotów! Co to to nie! Artysta realizujący lukratywne zlecenia dla… no właśnie dla nikogo ciekawego, ale wtedy butelki paskudnego burbona, sprzedawanego w Polsce w cenie która nawet Amerykanów zwalała z nóg skuteczniej niż 40% zawartość alkoholu – robiły wrażenie. Ale na pewno nie zarobił na tym źle. Tylko trochę lepiej od źle, ale kto to wtedy wiedział? Serwowano wprawdzie porady fotografom pasjonującym się fotografią krajobrazu, makro ale czuć było, że landschafty, kwiatuszki i architektura to domena amatorów, wakacyjnych cykaczy, coś gorszego. Co jest o tyle…bezmyślne, że najdroższe zdjęcia świata przeważnie są krajobrazami. Z czasem, przyznaję, nawet pojawiły się jakieś wskazówki właśnie dla fotografów produktowych, którzy musieli parać się czymś tak przyziemnym jak wspomniane packshoty a architekturę przestano traktować po macoszemu i zaczęto prezentować sylwetki fotografów specjalizujących się w tej dziedzinie, ale bardziej konceptualnych, abstrakcyjnych. Byle tylko nie pokazać jak wygląda zwykła, nudna, rzemieślnicza robota. Był to już jednak początek końca. Główny nacisk położony został na fotografię mody i fotoreportaż. Wszyscy chcieli się tym parać. Przyczyna była banalna. Powstało przekonanie, że te dwie dziedziny łączą w sobie artystyczne aspiracje i dochód. Nie ma zaś ujmy w zarabianiu na sztuce. Naturalnie komuś się powiodło, poszedł w górę, komuś się nie powiodło i chcąc nie chcąc musiał na stałe zająć się fotografowaniem butelek albo ślubów. Wielu fotografów w wywiadach powtarzało, że na drodze do sławy imali się różnych (niegodnych) zajęć, byle przeżyć. Fotografowali śluby, koncerty w klubach…

Sprzedać by żyć

No właśnie. Zanim jednak coś uda się sprzedać, trzeba zdobyć klientów. Trzeba podtrzymać z nimi kontakt, zbudować markę. Kwestie biznesowe zostały zepchnięte na drugi plan. Poza tym branżę bardzo szybko zdominowały teksty sponsorowane. O ile trafiają się wszędzie w olbrzymiej ilości, tak w świecie fotografii panował istny terror – dyktatura. Sprawny content marketing, marketing treści, opiera się na serwowaniu użytecznych informacji. Jakichś rozwiązań, które można wdrożyć we własnym zakresie, sztuczkę, metodę. Nie w świecie fotografii. Tam sprowadzało się to do „kup aparat będziesz taki jak ja”. Blogerzy też niechętnie dzieli się wiedzą, czy doświadczeniem z zakresu prowadzenia biznesu fotograficznego. Bo i za bardzo nie mieli się czym dzielić. Wiele też porad było żywcem przepisywanych z portali anglojęzycznych, które opisywały specyfikę rynku w USA łącznie z zagadnieniami (sic!) prawnymi. Uściślając, wcale nie lepszego, wcale nie łatwiejszego, innego. Bardzo innego.

Przemilczano też zmieniającą się sytuację ekonomiczną i społeczną. Tymczasem zainteresowani robieniem zdjęć, nawet nie próbowali zrozumieć otaczającego ich świata, zgodnie stwierdzając, że wszyscy na około to debile bo nie korzystajom z usług. Zero krytycznego i praktycznego myślenia, nie wspominając o totalnym braku zdolności komunikacyjnych. Ta nieliczna grupa, która potrafiła się oprzeć forumowym wojom, narzekaniu całymi dniami – poszła dalej. Nie jest bowiem tak, że już nikt fotografów nie potrzebuje. Przeciwnie.  Tyle tylko, że nie kisili się na forach, potem FB i nie obrażali wzajemnie na Maxmodels.

Fotograf robi zdjęcia, nie aparat. Jednak tylko i wyłącznie dzięki produktom marki X magicznie – automatycznie dorównasz mistrzom!

Przy czym nie można mediów obarczyć całkowitą winą. Każdy chce coś sprzedać. Wydawnictwa chciały opchnąć swoje czasopisma i książki, na co również liczyli autorzy tychże. Do tego wszelkiej maści kursy i warsztaty. O ile hobbyści są świetnym rynkiem zbytu sami w sobie, tak dodatkowa obietnica spełnienia Amerykańskiego Snu okazała się drugą marchewką. Perspektywa sławy jest kusząca. Właściwie sprzedawano swoisty fotograficzny life style. Przemilczano pewne kwestie dając czytelnikowi to, czego oczekiwał. Kto by się pchał do branży mody, gdyby rozpisywano się o uzależnionych od hery dzieciakach?

Nie byliśmy pierwsi, którzy nacięli się na coś takiego. Dostać się do Salonu! Chwała gwarantowana! Bohema artystyczna Montmartrze! Tyle tylko, że bohemiczne życie wymaga sporych nakładów, swoistego funduszu reprezentacyjnego. Henri de Toulouse-Lautrec miał to szczęście, że owe nakłady pokryte zostały przez rodziców. W drodze na szczyt nie musiał się przejmować tym, co zje na kolację. I za co. Ilu malarzy zmarło nie sprzedawszy za życia jednego dzieła, bo musieli się skupić na „wkładzie do garnka”?

Większość zawodów doczekała się bardziej realistycznego przedstawienia, zwłaszcza w swoich branżowych mediach. Są gwiazdy, są imperia, są małe firmy działające na poziomie lokalnym i tak dalej. Tymczasem w świecie fotografii świeciły tylko gwiazdy, przez co niektórzy koledzy potrafili się popisać znajomością rynku, domagając się czasem od lokalnych, małych firm kwot przekraczających ich dochody. Obecnie pojawia się nieco materiałów poświęconych biznesowym aspektom fotografii. Niestety, materiały te mają bardzo luzacki, prześmiewczy charakter, z którego jasno wynika że ich autorzy nie mają bladego pojęcia jak znaleźli się tam gdzie są. W kwestii zaś przydatność to powstają kilka lat za późno. Coraz mniej osób marzy o karierze fotografa.

Być fotografem

Chyba zaczynam rozumieć dlaczego wielu fotografów jest tak…zgorzkniałych? Zawód fotografa jawił im się jako coś zupełnie innego. Marzyli o fotoreportażu gdy kończyła się jego era, marzyli o fotografii mody, nie wiedząc dla kogo mieliby pracować albo sprzedaży swych artystycznych odbitek w horrendalnych cenach. Siedzą teraz i udostępniają infografiki uzasadniające cenę usług, mające udowodnić przed samym sobą, że to jest coś warte. Można powiedzieć, że branża foto to historia niespełnionych marzeń i ambicji. Chciałeś być artystą a fotografujesz cudzą popijawę, względnie w ponurym studio fotografuje butelki na białym tle, bez mała błagając klienta by dał te dziesięć złotych za zdjęcie, które będzie jednym ze składników konkretnych dochodów w ramach kampanii reklamowej…piwa klient ma w ofercie cztery. Zaopatruje całą Polskę.

Będę ciężko, w pocie i znoju dostarczał packshoty do sklepów i klepał młode pary. W ten sposób wyrażam siebie!

Jasne.

 

Na zdjęciu w nagłówku widzicie Berenice Abbot, genialną fotografkę architektury

Patronite Herbata i Obiektyw

Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda 😉

Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw