Antyfeministyczny Lem

Jacek Dukaj miał w jednej ze swoich powieści czy też opowiadań napisać, że kiedyś można było zagadać do dziewczyny na ulicy bez obawy o pozew sądowy. Serio, nie pamiętam tego cytatu. Został Dziadersem. Zatem powiem Wam, że jest większy Dziaders. Dziad nad Dziady. Dziad zły i zgrzybiały, choć gdy pisał swe największe powieści wcale stary nie był. Lat miał bowiem zaledwie 40. Stanisław Lem.

Feminizm odniósł spor sukcesy. Nie ma się co okłamywać. Pozwolił na stworzenie nowych wzorców męskości i kobiecości a raczej na możliwość stwarzania ich wedle własnych potrzeb. Lem nie lubił feministek. W całej twórczości S. Lema nie ma ani jednej postaci kobiecej pełniącej rolę intelektualnie bardziej wymagającą niż sekretarka. O ile w ogóle są, bo ciężko je zauważać a co dopiero zapamiętać. Są trochę jak element wyposażenia ówczesnego biura. Dobrego biura, trzeba powiedzieć, bo dobre biuro powinno mieć także sekretarkę. Może za wyjątkiem Powrotu z Gwiazd. Tam kobieta otrzymuje imię i nic ponad to a jest to niebywały wyjątek.

Antyfeministyczny Lem

O ile wybitny polski fantasta poruszył wiele tematów społecznych w sposób wnikliwy tak ruch feministyczny nigdy nie wydawał się budzić jego sympatii. Pamiętacie Powrót z Gwiazd? Jest tam taka scena, gdy Hal rozmawia z kobietą i gdy ta dowiaduje się, że ten nie został betryzowany dostaje ataku paniki. Zaraz ją zgwałci, zagryzie, rozszarpie. Pilot giwazdolotów potrzebuje dłuższej chwili by opanować ów atak i udowodnić, że wcale nie zamierza jej zabić. Ani zgwałcić. Zgwałcić i zabić. Albo na odwrót? Atak histerii w obliczu opanowanego, potężnie zbudowanego i inteligentnego przybysza z gwiazd. Otóż w powieści tej Lem przejechał się po niczym innym a po ruchu feministycznym lub też pokazał nam czym feminizm może się stać. Czymś skarlałym, popularnomedialnym. Ciężko nie zgodzić się z opinią, że współczesne feministki popularnomedialne mają prosty przekaż, który sprowadzają się do „mężczyźni są źli i gwałcą”. Podobno bryt wymyślił na poczekaniu, ale to co Lem wymyślał na poczekaniu innym zajmuje lata. Kiedyś można było zagadać do dziewczyny na ulicy nie będąc chemicznie wykastrowanym. Dziaders wredny.

Powieść ta pokazuje nam coś jeszcze. Że jesteśmy wyjątkowo nierozgarnięci. Mamy dwie strony konfliktu. Jedna dowodzi, że z mordami, grabieżą i napaściami na ludzi na ulicy trzeba się pogodzić bo przemoc normalna rzecz a druga strona, żeby wyeliminować nawet rywalizację sportową bo to „toksyczne”.  I tak, powieść Lema jest analizą dylematu czy lepszy jest świat całkowicie bezpieczny ale koszmarnie nudny czy niebezpieczny ale pozwalający na sporty ekstremalne. Hal czuje obrzydzenie do tej rzeczywistości, bo nie ma zamiaru nikogo krzywdzić. Jest pilotem, podróżnikiem. Czuje się wyobcowany w tym dziwnym świecie przyszłości. Nie jest niebezpieczny ani agresywny. Przeraża go ten świat pełen nijakości. Pilot Prometeusza jest inteligentnym, wysportowanym i także wrażliwym mężczyzną, który chce mieć prawo zmierzyć się z kolegą w bokserskim pojedynku bez potrzeby dokonania gwałtu na każdej mijanej kobiecie. Akceptacja przychodzi mu z wielkim trudem. Z ostatnich stron powieści jasno wynika, że liczył na jeszcze jeden lot.

Zwraca to uwagę czytelnika, że nie potrafimy żyć bez skrajności, popadamy w nie z lubością. Wytyka palcami to, na co zwraca uwagę bardzo wielu współczesnych mężczyzn. Nie wiem czy pseudofeministki – krzykaczki od publikowania pretensjonalnych wpisów „jak uniknąć gwałtu – nie gwałcić” są obiektem krytyki Lema. Są natomiast obiektem mojej krytyki. Większość mężczyzn nie ma najmniejszej ochoty nikogo gwałcić. Tak samo nie ma ochoty dostać od zbira po twarzy. Gdy mężczyzna wyrazi taką obawę, nie jest mężczyzną bowiem mężczyzna jest sprawcą przemocy. Skoro zaś mówiący nie ma takich ciągot, nie jest mężczyzną. Przyznacie, że to pokrętna logika. Wszystko zaś z błogosławieństwem statystyki. Statystycznie sprawcami przemocy częściej są mężczyźni a ofiarami pewnych tylko typów przemocy padają częściej kobiety. Człowiek zatem potencjalnie staje się sprawcą lub ofiarą. Zachodzi tutaj coś specyficznego. Mężczyzna, który nigdy nie był sprawcą przemocy zostaje obarczony jej częścią powodowaną przez obcych ludzi, natomiast kobieta chociażby nigdy nie spotkało jej nic złego, staje się nie tyle potencjalną ofiarą, co współuczestniczy w byciu ofiarą. Istotne zaś są ofiary tej grupy, która statystycznie częściej pada ofiarą przemocy. Stanowi to jakąś formę licytacji na krzywdę. Podzieliwszy liczbę przypadków prze liczbę członków danej grupy, możemy ustalić poziom ogólnej krzywdy. Dość ciężkie do zrozumienia, ale argument statystyczny tak właśnie jest stosowany. Nie w kontekście potencjalnego ryzyka tylko właśnie już doznanej krzywdy. Ciekawe, czy osoba transpłciowa również jest potencjalnym napastnikiem? Mężczyzna w ciele kobiety, wspierany tak długo dopóki nie przejdzie w pełni na stronę sprawców?

W tym momencie jest to budowanie stereotypów. Osobiście nigdy nie padłem ofiarą napaści czarnoskórego mieszkańca getta, ale przez lata w mojej głowie funkcjonował stereotyp, że czarni w stanach to przeważnie bandyci. Zgodnie z argumentacją statystyczną i steoretypiczną, mam prawo się bać bowiem czarni popełniają dość przestępstw by wszyscy biali mogli się bać. Wprawdzie niektórzy biali muszą się bać białych i czarnych, czarni czarnych i białych, ale to już inna kwestia. Osoby ze świata Islamu popełniły wystarczającą ilość zamachów bym miał prawo się ich bać, czy może powinni zabić jeszcze kilka osób? Może ten przykład jest nieadekwatny, ale weźmy Brytyjczyków. Żyli dość długo w strachu przed zamachami IRA, więc mogą czuć do Irlandczyków pewne uprzedzenia. Osobiście zostałem napadnięty przez trzech Ukraińców, którzy zażądali ode mnie aparatu fotograficznego i pieniędzy na taksówkę. Spłoszył ich patrol policji, ale znam rosyjski na tyle, by wiedzieć, że „сука„, nie jest częścią składową prośby o pomoc. Skoro mam dwóch kolegów, to Ja zgodnie ze słowami autorki feministycznej ilustracji, jestem jednym na trzech. Moi dwaj koledzy też mają prawo bać się Ukraińców. Autorką jest Lily O’Farrell prowadząca instagramowe konto vulgadrawings, choć bywają podpisane Kristine Malone.

Przy czym  Lily O’Farrell lub Kristine Malone, jakkolwiek się nazywa, porównuje mężczyzn do kleszczy. Argumentuje następująco, nie wszystkie kleszcze przenoszą boreliozę, ale wystarczająca liczba by wszyscy bali się kleszczy. Skoro jedna na trzy kobiety padła w życiu ofiarą molestowania, to wszystkie kobiety mają prawo się bać. W porządku, gdy ciągle słyszy się o określonych sprawcach rodzi się stereotyp. Można jednak budować stereotyp mężczyzny gwałciciela ale nie można bandyty Ukraińca, Afroamerykanina czy Araba islamisty – ekstremisty. Media donosiły wystarczająco często o zamachach islamskich ekstremistów bym zaczął się bać wyznawców tej religii. No i tu jest problem. Mężczyzna nie może się bać, uprzedzenia nie pasują do współczesnego mężczyzny, nie wszyscy islamiści czy Arabowie to banda fanatycznych maniaków, ISIS powstało sobie ot tak, dla jaj, nie wszyscy Afroamerykanie to członkowie ganków ale wszyscy mężczyźni gwałcą. Trzeba przyznać, że to w narracji o uchodźcach z Bliskiego Wschodu polskim biedafeministkom nie pasowało, że owi przybysze jadą tu gwałcić kobiety. Statystycznie wzrost ilości mężczyzn powinien spowodować wzrost obaw o prawdopodobieństwo padnięcia ofiarą gwałtu. Skoro aby być bezpieczną, kobieta musi unikać wszystkich mężczyzn, to czemu nie ich? Każdy człowiek ma swoje jedno niepowtarzalne, jednostkowe istnienie. Ja nie chcę nikogo gwałcić, większość islamistów nie chce nikogo wysadzać, czarni nie chcą być członkami gangów. Włącznie owego niepowtarzalnego istnienia w ramy sprawców określonego typu przemocy jest tworzeniem krzywdzącego stereotypu.

Nie zabijaj, nie kradnij. Zabija określony typ ludzi, przy czym grupa nożowników dybiących na portfele przechodniów stanowi takie samo zagrożenie dla wszystkich. Rada jest prosta. Albo stać się tak dużym i silnym aby nikomu nie przyszło do głowy przeszkadzanie w chodzeniu ciasną uliczką albo unikanie zagrożeń. Możliwość bycia sprawcą przemocy wymaga siły, najlepiej przewyższającej siłę ofiary. Lepiej zachować przynależność do grupy uważanej za silną i przyłączyć się do obozu potencjalnie obwinianych o gwałt niż zostać nikim, a nawet kimś gorszym niż nikt. Przyłączając się do lewej strony światopoglądowej barykady mężczyzna nigdy nie będzie „swój”. Zawsze będzie potencjalnym gwałcicielem. Jest nim nawet wrażliwy, inteligentny, empatyczny osobnik o feministycznych poglądach, który być może nie jest nawet do końca mężczyzną bowiem stereotypy płciowe są silnie zakorzenione po lewej stronie. Walczące o równość płci ciągle podsycają tę dychotomię ażeby mieć z kim walczyć. Wbrew pozorom lewicowe krzykaczki wcale nie chcą siły, sprawczości, bowiem osoba silna, sprawcza nie może się tak łatwo postawić w roli ofiary, która nie pasuje większości mężczyzn, zwłaszcza heteroseksualnych. Zastanowić należy się czy homoseksualistów traktują jak mężczyzn czy może jakiś rodzaj „maskotek”. Osoba sprawcza, silna nie może stawiać żądań bowiem może wziąć to, czego chce. Mężczyzna, zwłaszcza heteroseksualny nawet próbujący wyrazić jakieś uczucia, emocje, od razu spotka się z drwiną. Przecież ma patriarchat, wyższe płace, lepsze stanowiska. Nic, że jest słabo opłacanym pracownikiem sezonowym z silną potrzebą odebrania sobie życia. Patriarchat mu sprzyja, on rządzi światem, jest uprzywilejowany a jego sytuacja ekonomiczna wynika z lenistwa. Tyle może dostać z troskliwej lewej strony. Zatem dużo łatwiej przyłączyć się tych, którzy obiecują sprawczość, mglistą, nierealną perspektywę rozwiązania problemu. Wszak są sprawcami, mają władzę. Tego typu mierna argumentacja podtrzymuje różnice w rolach płciowych, które lewica miała niwelować. Obnaża sprzeczne oczekiwania nabyte w trakcie socjalizacji. Większość ma bowiem bardzo rozbieżne wyobrażenie o męskości, ale nie jest to ich winą lecz właśnie procesu socjalizacji. Winę ponoszą publicystki sprawnie żonglujące poglądami, nastrojami, manipulujące przekazem celem zbicia kapitału politycznego. I jeśli coś tworzy kulturę gwałtu, to właśnie małe, rozhisteryzowane pseudofeministki, które narzucają prosty ton. Albo jesteś potencjalnym gwałcicielem i jesteś mężczyzną albo nie jesteś mężczyzną i nadal jesteś gwałcicielem. Wybieraj zatem, z jakiej perspektywy chcesz obejrzeć spektakl.

Właściwie gwałcicieli powinno wyłączyć się poza nawias męskości, ale robi się dokładnie odwrotnie. Utożsamia się mężczyzn, ze sprawcami przemocy, przemoc oznacza siłę, siła oznacza sprawczość a ta oznacza władzę. Lem odbiera kobietom całą sprawczość. Pojawia się tu pewien paradoks. Ruch głoszący równość płci zrzuca całkowitą odpowiedzialność za wszelką przemoc na męską część społeczeństwa, stawiając się w roli permanentnych ofiar bez żadnej mocy sprawczej.  Kobiety pozostają wolne a świat stał się nudny i praktycznie przestał rozwijać. Nie podejrzewam, by w świecie Lema kobieta mogła wymyślić proces betryzacji. Zrobił to z całą pewnością mężczyzna, jako istota sprawcza musząca chronić kobiety przed zagrożeniami. Udało nam się już teraz doprowadzić do sytuacji gdy przemoc wobec mężczyzn jest usprawiedliwiana wszystkich od ich natury aż po uwarunkowania społecznopsychologiczne natomiast przemoc wobec kobiet powinna być zwalczana za wszelką cenę. I to wszystko opisał niepozorny facet sześćdziesiąt lat temu.

W 1977 francuski myśliciel Michel Foucault doszedł do podobnych wniosków. Otóż Foucault stwierdził, że przed spontanicznym seksem nikt nie podpisuje umowy. Poprawka, nikt nie podpisywał umowy. Seks stanie się katowskim toporem we wszystkich relacjach społecznych. Doprowadzi do antagonizacji społeczeństwa na różnych płaszczyznach. Kobieta – mężczyzna, stary – młody. Filozof nazywał to „społeczeństwem zagrożeń”. I trochę mieli rację Francuz z Polakiem. W Danii powstała aplikacja pozwalająca wyrazić obustronną zgodę na seks, bo ludzie boją się oskarżenia o gwałt. Mimo to zgodę można cofnąć w każdej chwili. Dochodzi do tego pewna różnica oczekiwań. Mężczyzna powinien inicjować stosunek, ale nie bardzo wie jak się do tego zabrać, żeby nie zostać oskarżonym o molestowanie. Teoretycznie, może zapytać wprost, lecz w naszym społeczeństwie panuje dziwne przekonanie, że mężczyzna działa niejako pod wpływem sygnałów kobiety. Czyli wówczas to nie jest molestowanie? Nie jest, bo kobieta nie może w powszechnym przekonaniu molestować mężczyzny. Kobieta ma sporą dowolność w odmówieniu kontaktu fizycznego, stosunku, ale mężczyzna odsuwający się od nachalnej kobiety może się co najwyżej dowiedzieć, że nie jest mężczyzną. Przecież mężczyzna zawsze ma ochotę a jego sprawność jest dowodem jego męskości. Bardzo to pokrętne. Innym ciekawym przykładem jest oskarżenie mężczyzny o wykorzystanie kobiety, nakłonienie do seksu wbrew jej woli, zważywszy na jego „doświadczenie życiowe” czyli to o czym mówił autor „Historii seksualności” czy „Nadzorować i karać”. Technicznie rzecz biorąc osoba starsza w takiej sytuacji zawsze jest na straconej pozycji, choćby starsze miało lat sześćdziesiąt a młodsze pięćdziesiąt. Aby jednak być sprawiedliwym spotkało to chociażby Simone de Beauvoir, czyli kobietę. Dopóki uchodziła za młodą i atrakcyjną jej romanse ze studentkami budziły nawet zadowolenie rodziców zainteresowanych. Gdy przeszła do kategorii „stara i brzydka” zaczęły się problemy, choć wiek interesujących ją kobiet wcale się nie zmienił. To ona się postarzała.
[…]Te femmes de compagnie nie chwyciły. Były zanadto LOGICZNE – za inteligentne, mówiąc po prostu – mężczyzna, obcujący z taką sawantką, popadał w kompleks niższości[…]

Co ciekawe Lem choć kilkukrotnie podkreśla równość płci pod względem inteligencji a nawet czyni pewne żarty z mężczyzn bojących się inteligentnych kobiet to właśnie panom przepisuje całą sprawczość. Kobiety nie wchodzą do wulkanów. Co bardzo zabawne, gdy pisałem ten tekst, gdy był niemal gotowy, trafiła do mnie książka, której autor a o czym przeczytacie w osobnym wpisie, również nie przyznaje kobietom sprawczości. Przed mężczyznami zaś stawia dziejową misję wyeliminowania wszelkich zagrożeń ze świata. Czyżby Lem zakpił z czytelnika? Wiedział, że to mężczyźni pobiją się między sobą w wojnie o pokój do ostatniego naboju? Iż to my sami chcąc być bardziej papiescy od papieża doprowadzimy do takiej sytuacji chcąc zdystansować się od faktycznie bezmyślnych osobników, którym za nic jakakolwiek przyzwoitość?

Warto zauważyć, że w wielopłciowym świecie, gdzie ciało nie ma jakoby znaczenia, penis jest wyznacznikiem sprawczości. Posiadanie pewnej części ciała włącza osobę do grona gwałcicieli. Przy czym gwałt ma miejsce tylko w relacji mężczyzna – kobieta. Homoseksualni mężczyźni, zwolnieni są z takich podejrzeń. Względnie jest to wewnętrzne męskie zagrożenie zatem nie jest to problem ogółu. Ciekawe, że nigdy nie mówi się na przykład o gwałtach wśród lesbijek, nie zachodzi podejrzenie wymuszenia stosunku, bowiem pary lesbijskie z natury są oazami łagodności, co jest najzwyklejszym wykorzystaniem stereotypu. Lesbijka z penisem jest w tym kontekście istnym ewenementem. Niechętnie porusza się temat gwałtu kobiety na mężczyźnie chociażby przez zaniechanie stosowania środków antykoncepcyjnych czyli w sytuacji świadomego macierzyństwa, nieświadomego ojcostwa, choć sytuacja odwrotna, ochrzczona mianem stealthingu, obiegła swego czasu media. Stwarza to ciekawe pole do dyskusji na temat aborcji płodu poczętego w wyniku gwałtu kobiety na mężczyźnie.

[…] przystojniejsze kobiety, zwłaszcza blondynki, szczypałem w zadek. Robiła to naturalnie moja lewa ręka, nie zawsze nawet w tłoku, ale proszę usprawiedliwić coś takiego w paru słowach! Nie to było najgorsze, żem raz i drugi dostał po gębie, lecz to, że większość nagabywanych w ten sposób wcale nie miała mi tego za złe. Owszem, uważały to za wstęp do małego romansu, a romans był ostatnią rzeczą, jaką podówczas miałem w głowie. O ile mogłem się zorientować, policzkowały mnie aktywistki Womans Liberation, zresztą bardzo rzadko, bo przystojnych jest wśród nich tyle co nic […]
Z tego co pamiętam feministki wysadzały też coś w powietrze. Transporty zdalnic właśnie, zwłaszcza pięknych? Czymże zaś jest zdalnica i jakie problemy wywołuje? Pokój na Ziemi, czyli kolejna przygoda Ijona Tichego łatwo wam wyjaśni. Mówiąc skrótowo, jest zdalnie sterowana lalka mająca zastosowanie o tyle proste co przyjemne bo erotyczne. Gorzej z kwestią zdrady zdalnej. Uwaga o piękności zdalnic odnosi się po praz kolejny a właściwie pierwszy, do wątpliwej urody feministek, które w obliczu przemysłu erotycznego nie mogą liczyć na żadna uwagę ze strony mężczyzn. Współczesny biedafeminizm jako przejaw mizoandrii spowodowanej najzwyklejszym incelizmem?
[…]Na podłodze [w wypożyczonym aucie] przed wolnym
siedzeniem, przykryty okładką rozłożonego magazynu, z której zimno patrzyła na mnie goła blondynka, wystawiając błyszczący śliną język […]
Co zrobił Lem? Lema interesowały dalekosiężne skutki rozwoju pewnych zjawisk. Powód braku kobiet w jego twórczości może mieć dwa uzasadnienia. Bohaterami są intelektualiści i chłopy na schwał, z bicepsami ze stali, ale żaden z nich nie dokonuje miłosnych podbojów, właściwie nie licząc podszczypywania i Hala nie nawiązują żadnych kontaktów z kobietami. W większości są oni pewnym pragnieniem autora. Lem był niskim, niepozornym facetem, który nigdy nie mógł się pochwalić fizyczną tężyzną. Tichy, Pirx, Smith, stanowią pewną fantazję autora o samym sobie. Silni, zdecydowani, sprawni fizycznie. Może to mieć jakieś korzenie w wojennych przeżyciach autora, które polegały na ukrywaniu się zamiast walce zbrojnej. Lem musiał sobie z tym jakoś poradzić, natomiast z punktu widzenia ogółu społeczeństwa lepszy był żywy Lem niż bohatersko poległy Lem. A może on po prostu bardzo nie lubił kobiet? W słynnym wywiadzie wypowiada się o polskich pisarkach z pewną pogardą, choć w innym dziele nie ma nic do inteligencji kobiet, choć to wtrącenie wydaje się bardzo dziwne, sztuczne. Może wielcy niepozorni pisarze też mają kompleksy a może po porostu bardzo bardzo drażniła go niespójność poglądów?
Lem raz jeszcze zostawia nas z dylematem, uśmiechając się złośliwie.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉