We value your privacy

We use cookies to enhance your browsing experience, serve personalized ads or content, and analyze our traffic. By clicking "Accept All", you consent to our use of cookies.

Customize Consent Preferences

We use cookies to help you navigate efficiently and perform certain functions. You will find detailed information about all cookies under each consent category below.

The cookies that are categorized as "Necessary" are stored on your browser as they are essential for enabling the basic functionalities of the site. ... 

Always Active

Necessary cookies are required to enable the basic features of this site, such as providing secure log-in or adjusting your consent preferences. These cookies do not store any personally identifiable data.

No cookies to display.

Functional cookies help perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collecting feedback, and other third-party features.

No cookies to display.

Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics such as the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.

No cookies to display.

Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.

No cookies to display.

Advertisement cookies are used to provide visitors with customized advertisements based on the pages you visited previously and to analyze the effectiveness of the ad campaigns.

No cookies to display.

Skip to content
Herbata i Obiektyw
Herbata i Obiektyw

O fotografii, herbacie, kulturze i sztuce

  • O mnie
  • Kontakt
  • YouTube
  • Facebook
  • Instagram
  • Patronite
  • Lista patronów
Herbata i Obiektyw

O fotografii, herbacie, kulturze i sztuce

Czy warto studiować?

Czy warto studiować – magister zdewaluowany

herbataiobiektyw, 22 lipca, 202018 września, 2025

Okres pomaturalny to wzrost ilości publikacji dotyczących rozważań, czy warto iść na studia. Argumentów przeciw jest cała masa, jednakże wynikają one ze złego pojmowania roli uniwersytetu oraz własnego celu w życiu.

Magister zdewaluowany

Pierwsza pula rozważań, na które natknąć się można w Internecie, dotyczy prymatu doświadczenia nad wykształceniem. Wiadomo bowiem, że ten kto zamknie się w uczelnianych murach, zostanie wyprzedzony przez kolegów i koleżanki, którzy postawili na praktykę. Bardzo sensowne rozumowanie, zwłaszcza w przypadku medycyny albo procesów wydobycia ropy naftowej z dna oceanicznego. O ile przedstawiciel handlowy zajmujący się dostawami do jakichś płazich sklepików, może sobie pozwolić na wybranie jedynie doświadczenia, to jak dowodzi żarcik z poprzedniego zdania, są takie kierunki gdzie wykształcenie musi poprzedzać doświadczenie. Wprawdzie nie każdy otrzyma szansę by prowadzić odwierty czy zostać neurochirurgiem, ale wartością edukacji nie jest jej wartość rynkowa, przekładającą się na to, jaką pracę można otrzymać w zamian za wykształcenie. Podejście takie jest absurdalne, bowiem sprowadza wartość człowieka, zwłaszcza człowieka wykształconego, do jego wartości wyrażonej dla pracodawcy w pieniądzu, który można nań zarobić. Ten sposób myślenia jest w Polsce stosunkowo świeży, bowiem rozwija się od końca lat dziewięćdziesiątych, wraz z narracją wolnorynkową. Dostrzegalne jest, iż uczelnie nie chcąc tracić kandydatów położyły olbrzymi nacisk na promowanie możliwości zawodowych po ukończeniu poszczególnych kierunków. Dość blado wypadają na tle wszystkich studiów technicznych kierunku zwane pogardliwie humanistycznymi. Nierzadko mówi się, iż mamy nadpodaż humanistów, co osobiście rozumiem nieco inaczej niż krzykacze. Wracając, w owym prawdziwym życiu, liczy się tylko doświadczenie a ksiunżki można sobie doczytać we własnym zakresie i się dokształcić. Sęk w tym, że nie bardzo.

Czy warto studiować
Jest dżewo, jest deska, sie rżnie, jest seńk

O ile na pewno znajdą się osoby z dużą dozą samozaparcia, by oddawać się studiowaniu we własnym zakresie, tak tempo kolejnych etapów życia temu nie sprzyja. Konieczność zaliczenia egzaminu, nawet w skostniałej rzeczywistości polskich uniwersytetów, wymaga zapoznania się z wieloma autorami, z dziełami, które na internetowych forach rzadko goszczą. Szkolnictwo wyższe choć ma wiele wad, ma też sporo zalet. Zwłaszcza kierunki humanistyczne i społeczne, na przestrzeni ostatnich dekad obrosły w mit bezużyteczności. Są one jednak nie tyle bezużyteczne, co niebezpieczne, bowiem ich absolwenci bardzo często rozwijają cechy niepotrzebne korporacyjnym niewolnikom. Należy zadać sobie pytanie, czy wszystko co robi się w życiu, musi mieć na celu uszczęśliwienie pracodawcy. Czytanie roku „1984” Orwella, na niewiele się zda, jeśli czytelnik nie potrafi analizować procesów kulturowych, społecznych czy politycznych, które mogą do niego prowadzić. Braki w edukacji widać chociażby wśród niedojrzałych w swym fachu publicystów. Nawet nauka na mocno skostniałych uniwersytetach, pozwala przeskoczyć kilka etapów i nauczyć się krytycznego myślenia. Widząc poczynania wielu twórców zajmujących się kulturą, sztuką, polityką, ekonomią, można jedynie żałować, że zdobywają wiedzę chałupniczo, bowiem w ten sposób wraz ze swymi odbiorcami wywarzają otwarte drzwi. Może gdyby więcej fotografów poszło na historię sztuki nie wypisywaliby takich głupot w dyskusjach.

Nowe elity

Zastanowić się należy, co też znaczy, że spadła wartość i znacznie tytułu magistra. Pierwszym co przychodzi do głowy, jest brak szacunku. Przedstawiwszy się jeszcze naście lat temu jako magister Iksiński, można było liczyć na błysk uznania w oczach rozmówcy, czy to wykształconego czy też nie. Dla niewykształconego, był wprawdzie często magister wykształciuchem, któremu wydaje się jedynie, iż stoi wyżej w hierarchii społecznej, jednak trzeba się z takim liczyć. Dla wykształconych, było to spotkanie dwóch przedstawicieli wąskiej, elitarnej grupy społecznej. W międzyczasie wiedza, owo wykształcenie przestały być dobrem luksusowym i dodawanie sobie trzech literek przed nazwiskiem nie robi na nikim żadnego wrażenia. Warto pamiętać, że dla wielu osób magister był olbrzymią nobilitacją i obecna sytuacja wyzwala w nich głęboko skrywane kompleksy, chociażby z tytułu pochodzenia. Wielu magistrów wykształconych w PRL otrzymywało punkty za pochodzenie robotniczo-chłopskie. Okazuje się, że uczelnie już dawno wpadły w tę samą pułapkę co studenci. Wynika to w znacznej mierze z dawnego carskiego systemu nakazowo-ukazowego, w którym papier, dyplom, certyfikat są ważniejsze od realnej wiedzy czy umiejętności krytycznego myślenia. Uniwersytet powinien być miejscem swobodnej wymiany myśli, gdzie student nie tylko ma słuchać, ale może też mówić. Spadł zatem szacunek do dyplomu, czego wielu wydaje się nie rozumieć. Widać to już w szkole podstawowej i średniej, gdzie uczeń potrafiący rozwiązywać problemy, realnie się uczyć, wydaje się podejrzany, natomiast system kocha tych, którzy dobrze rozwiązują testy. Oznacza to, że polskie szkolnictwo wyższe wymaga radykalnych reform, w tym otwarcia na swobodę myśli, poglądów. Tymczasem już polski wykładowca, uwikłany jest systemu punktowe, które zmuszają go jałowej, papierkowej wręcz roboty od której zależy dalsze finansowanie. Takie podejście nie sprzyja rozwojowi uczelni jako ośrodkowi rozwoju krytycznego myślenia, choć niektóre ciągle jeszcze dzielnie się bronią.

Kolejnym co się we wspomnianej głowie rodzi jest, iż nadpodaż powoduje, iż wartość delikwenta z tytułem na rynku pracy spadła. Oznaczać to może również to, że dobrym magistrem może być każdy, bez wyjątku i jedynie zamknięte drzwi uczelni, elitarność, niedostępność sprawiały że garstka wybrańców mogła w pewien monopolistyczny sposób czerpać korzyści z tytułu. Wszystko to podporządkowuje wykształcenie logice rynkowej, w której każda czynność podejmowana przez człowieka powinna być przeliczana na złotówki. Równocześnie ciągle głośne są utyskiwania, że brakuje absolwentów kierunków zwanych ścisłymi. Zatem na rynku jest nadpodaż tak zwanych humanistów i wszyscy są jednakowo kompetentni. Ten nieszczęsny podział prawdopodobnie nigdy nie odejdzie do lamusa. Teza co najmniej naciągana jednak medialnie chwytliwa. Nie sposób też racjonalnie uzasadnić dlaczego absolwent danego kierunku ma obowiązek pracować w zawodzie pokrywającym się jego nazwą. Uniwersytety, edukacja, rozwój człowieka, w całości podporządkowano potrzebom rynku. Uprzejmie uprasza się, by nie studiować filologii polskiej, rosyjskiej czy germańskiej, gdyż jaśnie panu prezesowi nie jest to teraz potrzebne. Co ciekawe, wielu dobrze sytuowanych ludzi nie szczędzi pieniędzy na edukację swoich dzieci, nie zawsze na kierunkach budzących lukratywne skojarzenia. Dokonam tuta nagłego przeskoku myślowego, który być może spowoduje mała dezorientację, ale wszystko mam nadzieję, zaraz się wyjaśni. W wieku XIX, była moda wśród dawnych fabrykantów, by dzieci posyłać do szkół. Pierwsze pokolenie, które taką czy inną drogą dorobiło się majątku, zapragnęło by ich dzieci zamiast do teatrów chodzić tylko na pokaz, zaczęły wystawiane sztuki rozumieć. By biblioteczka, która pełni rodzaj ozdoby, stała się w końcu użyteczna. Wszak dyrektor fabryki, osoba majętna, w teatrach i operach bywająca, powinna też móc wiedzą i jej zrozumieniem błysnąć. Nijak nie przeszkadza dyrektorowi być filozofem, choćby z wykształcenia.

Staje się to tym bardziej wyraziste, iż głosy optujące za tym, by uczelnie kształciły zgodnie z rynkowymi potrzebami, są donośne. Wiedza, nie jest jednak tylko drogą do zarabiania pieniędzy, choć te w życiu nie są bez znaczenia. Sprawa staje się zatem nieco dziwna, bowiem dobrze sytuowana elita, nie szczędzi pieniędzy na edukację podczas gdy do prostaczków docierają głosy, że nie jest im to do niczego potrzebne. Nader ciekawe, gdyż owo „im” odnosi się zarówno do elita jak prostaczków. Pracodawcy w licznych wywiadach podkreślają, iż osoby z wyższym wykształceniem są im zbędne. Jest to jednak sprowadzenie edukacji, rozwoju do logiki rynkowej. Dziwnym trafem, każdy kto tylko może, wysyła dziecko na Cambridge, Harvard albo inną prestiżową uczelnię. Skutkiem takiej antyuczelnianej narracji  będzie wytworzenie nowej elity. Maluczcy niech uczą się tylko tego, co przynosi zysk elicie, która chętnie pośle dziatki na studia, umacniając ich przewagę. Gdyby połączyć to z marzeniami niektórych polityków o pełnej prywatyzacji systemu edukacji, cofniemy się do wieku właśnie XIX. Połączywszy to z podziwianym w Polsce a od lat krytykowanym w Stanach systemem kredytów studenckich, zadłużających zwłaszcza biednych ludzi na całe nieraz życie dyplom magistra odzyska swój prestiż, kosztem wytworzenia jeszcze większych dysproporcji, niż te które obserwujemy dziś. Kto się rodzi Alfą, umiera Alfą, kto się rodzi Epsilonem, ten umiera Epsilonem. Kolejna przeszkoda ograniczająca mobilność klasową.

Sam fakt, że możni tego świata nie szczędzą pieniędzy na edukację swoich dzieci, równocześnie zniechęcając do tego pozostałych jest znaczący. Prowadzi to ponownie do sytuacji rodem z XIX wieku, kiedy to prosty człowiek mógł w najlepszym wypadku opróżnić butelkę w ramach rozrywki. Już dziś dostrzegalny jest trend, iż mężczyźni niechętnie decydują się na kontynuację edukacji po szkole średniej. Typowo męskie kierunki inżynierskie ciągle są przez nich zdominowane, jednak spada sama liczba studentów płci męskiej. Kobiety dla odmiany chętnie podejmują studia na kierunkach społecznych, nie łącząc wykształcenia z przyszłym zawodem. Ta elastyczność myślenia sprawia, że rzadziej są one bezrobotne, choć stoją za tym też inne czynniki jak chociażby gotowość do podjęcia pracy na gorszych warunkach. Spadek zainteresowania edukacją wśród panów jest jednak dostrzegalny. Wraz ze spadającą niechęcia do edukacji spada zamiłowanie do czytelnictwa. Wiele wartościowych myśli nadal wyrażanych jest tekstem, nie zaś słowem w youtubowych publikacjach, które z założenia mają być łatwe i przystępne. Wielką zaletą czasu spędzonego na uczelni, jest wspomniana możliwość systematycznego, uporządkowanego przyswojenia wiedzy, na którą w innych warunkach natrafia się okazjonalnie całymi latami. W ten sposób, opuszczając mury uczelni rozgarnięty student w lat pięć, zdobędzie wiedzę, którą inni zdobywają przez pół życia. Konieczność zaś zmierzenia się z pomysłami niektórych wykładowców bywa bezcenna. Wszędzie zaś można natrafić na kilku takich, którzy ciągle jeszcze wprawni są w zanikającej sztuce dyskusji. Sprawia to, że trzeba skonfrontować swój światopogląd z przyznam niekiedy dziwacznymi pomysłami wykładowców. Konfrontacje te są zaś bezcenne, bowiem poza uczelnią często nie ma na nie miejsca i trzeba pogodzić się z wszechobecnym konformizmem.

Studia to podobnie jak sport, czas prywatny. Mam rozumieć, że wszyscy zaczynają uprawiać sport jedynie celem jest zdobycia nowych umiejętności, które pomogą zadowolić pracodawcę? Choć zdecydowanie lepszym określeniem byłoby „pracobiorca”.  Podnoszenie ciężarów może się jeszcze przydać na budowie a kolarstwo może znaleźć zastosowanie w rozwożeniu pizzy. Natomiast snowboarding będzie już czynnością całkowicie nie do obronienia. Niestety w taką narrację wpadamy jako społeczeństwo. Trzeba być wysportowanym, żeby dobrze pracować, by wydajniejszym, nie przynosić strat swemu panu, właścicielowi, szefowi, pracodawcy, zwał jak zwał. Sport powinno się uprawiać dla własnej satysfakcji, z potrzeby rozwoju indywidualnego, wewnętrznego a nie celowego, zawodowego. Aktywność fizyczną podejmuje się by lepiej żyć, nie zaś by lepiej pracować. Studia, zdobywanie wiedzy pełnią taką samą funkcję. Wspomniany snowboarding uprawia się dla własnej satysfakcji. Zapytajmy się zatem, czemu ciało rozwijamy z myślą o sobie, natomiast umysł podporządkowany ma być potrzebom naszych chlebodawców? Efektem takiego podejścia, jest skazywanie samych siebie, na niemożność podejmowania  samodzielnych decyzji.  Tych kilka lat stanowi indywidualny wybór. Obowiązek szkolny przestaje ciążyć i można uczyć się z własnej, nieprzymuszonej woli. W rynkowej narracji, oddajemy ów czas, który powinien być niedostępny dla nikogo poza nami, wszystkim. Każdy ma prawdo decydować, jak spędzimy owe lata i dlaczego pracując, bo przecież rynek potrzebuje młodych, dynamicznych, zespołów za kiepskie wynagrodzenie. Kwestia finansowania nie ma tu nic do rzeczy, bowiem właśnie po to płaci się podatki. System, w którym każdy może skorzystać prawa do nauki, nie jest ona ograniczana zaporowym czesnym, może być podstawą do budowy bardziej świadomego społeczeństwa. Problem w tym, że kierujemy się w stronę taniej, mało rozgarniętej siły roboczej, która żyje dla kolejnego Porsche szefa.

Tutaj zaczyna rodzić się ostateczna odpowiedź na pytanie o to czy warto studiować. Zdecydowanie tak, zwłaszcza znienawidzone przez wszystkich kierunki humanistyczne a dokładnie społeczne. Sprawiają one, że wiedza przestaje być zdobywana chaotycznie a wykładowcy chętnie zapoznają studentów ze świetnymi publikacjami godzącymi we współczesne, rynkowe, wartości. Dlatego są one solą w oku wszystkich, którzy chcieliby posłusznej, wykonującej swoje obowiązki siły roboczej. Rzadko upatruję w różnych działaniach spisków, zakulisowych machinacji, ale cała nagonka na studiowanie brzmi jak potrzeba wychowania nowych pokoleń Epsilon. Cichych, potulnych, pozbawionych własnego zdania i słuchających Pana, któremu nie śmią przerwać zdania. Po cóż wam te studia, cieszcie się życiem prostego robotnika. Poświęć możliwość rozumnego uczestnictwa w kulturze i sztuce, w zamian za szczęśliwe wyrobnictwo. Najcięższy ogień krytyki koncentruje się bowiem na absolwentach i przyszłych studentach wydziałów humanistycznych, którzy mogą wykazywać i często wykazują bardzo krytyczne tendencje.

Witajcie w nowym, wspaniałym świecie.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

Share this:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)
  • Click to share on Twitter (Opens in new window)
  • Click to share on Tumblr (Opens in new window)
  • Click to share on Reddit (Opens in new window)

Like this:

Like Loading...

Podobne

Kultura Przemyślenia Socjologia W przerwie od fotografii czy warto studiowaćdoktoratdyplomedukacjahumanistykalicencjatmagistermyślenie krytycznenaukanauki humanistyczneprekariatrozwójrozwój osobistystudentstudiastudiowanieuczelniawiedza

Nawigacja wpisu

Previous post
Next post

Ostatnie wpisy

  • Psychologia w rolkach (papieru toaletowego)
  • Biedne istoty z Only Fans
  • Masło – Asako Yuzuki
  • Nosferatu czyli freudowskie sny Roberta Eggersa
  • Kombucha

Postaw herbatę ;)

Buy Me A Coffee

Kategorie

Archiwa

Tagi

akt antropologia architektura chiny fantastyka feminizm film filozofia fotografia herbata historia historia herbaty indie internet japonia Kapitalizm kobieta kobiety krytyka Książka książka o fotografii kultura lem literatura literatura japońska media media społecznościowe moda męskość mężczyźni nauka o fotografii Polska praca przemyślenia psychologia recenzja religia Science Fiction socjologia społeczeństwo Stanisław Lem susan sontag sztuka USA
©2025 Herbata i Obiektyw | WordPress Theme by SuperbThemes
Herbata i Obiektyw
Herbata i Obiektyw

O fotografii, herbacie, kulturze i sztuce

  • O mnie
  • Kontakt
  • YouTube
  • Facebook
  • Instagram
  • Patronite
  • Lista patronów
 

Loading Comments...
 

You must be logged in to post a comment.

    %d