Drood

Drood Dan Simmons

Drood” to dobra powieść. Nietypowa, dobra powieść utrzymana w klimacie zwanym gotyckim z wyrazistymi elementami powieści obyczajowej. Gotycka obyczajówka byłaby najlepszym opisem tej leciwej już książki Dana Simmonsa.

Charles Dickens

Tytuł powieści jest nawiązaniem do ostatniego, nieukończonego dzieła Charlesa Dickensa, „Tajemnica Edwina Drooda”. Ukazywała się ona w odcinkach i niestety nie doczekała się zakończenia przerwana nagłą śmiercią autora w 1870 roku. Mogłoby się zatem wydawać, że głównym bohaterem powieści będzie właśnie Dickens, ale narratorem za sprawą którego poznajemy ostatnie lata życia brytyjskiego pisarza jest jego młodszy kolega William „Wilkie” Collins, autor powieści sensacyjnych, których przyznaję się nie czytałem a ich tytuły nie budzą we mnie większych emocji.

Całość opowiedziana jest z perspektywy pierwszej osoby, czyli właśnie Wilkiego. Pisarz pozostał w cieniu Pana Niezrównanego, jak nazywał Dickensa na kolejnych stronach swojego sprawozdania. Powieść bazuje na faktach, od kochanek, życia osobistego, towarzyskiego, wieloletniej przyjaźni obu panów, słynny wypadek kolejowy a na mesmeryzmie kończąc. uczynienie Collinsa głównym bohaterem nadaje całości należytej tajemniczości rodem z gotyckich powieści z epoki. Zakończenie jest przyjemnie niejednoznaczne a całość ma również wyrazisty charakter obyczajówki połączonej. Mamy zatem czającego się w mrokach Londynu Drooda, tajemniczą, upiorną postać z którą muszą zmierzyć się bohaterowie a dokładnie Charles Dickens. Wilkie zostaje w pewien sposób wyłączony z tajemnicy swego wieloletniego przyjaciela, którą stara się za wszelką cenę rozwikłać, równocześnie odgrywając w niej jakąś rolę ale nie przychodzi mu to łatwo. Ona sam, opiumista, wiecznie odurzony fajką i laudanum czyli rodzajem opiumowej nalewki, której spożywał niesamowite ilości staje się ze strony na stronę coraz bardziej opętany, niewiarygodny. Częściowo można jego postępowanie zrozumieć. Cierpiał bowiem na dnę moczanową zwaną onegdaj chorobą bogatych, bowiem jej powstawaniu sprzyja przejadanie się mięsiwem. Simmons przedstawia Colinsa jako wiecznie głodnego obżartucha nie odmawiającego sobie przysmaków. Niemniej odurzony opium umysł płata figle a do tego jego jakoby najlepszy przyjaciel jest mistrzem mesmeryzmu. Ten ostatni termin oznacza praktykę będącą prekursorką hipnozy. Dziewiętnastowieczni tak lekarze jak romantycy wierzyli, że lalkarz może wpływać na pacjenta za pomocą jakiegoś rodzaju magnetyzmu. Emitować jakoweś lecznice promieniowanie, ale też prowadzić pacjenta w stan transu, podobnego właśnie hipnozie.

Drood

Dan Simons to pisarz dość różnorodny, niezaliczany do jednego gatunku. Debiutował utrzymaną w konwencji space opera powieścią „Hyperion”, by spróbować swych sił w motywach mitologicznych, historycznych czy konwencji horroru. Po motywy historyczne sięgał chociażby w poprzedniej powieści „Terror”, która skupia się na losach załóg HMS Erebus i HMS Terror, które pod dowództwem Johna Franklina wyruszają szukać Przejścia Półnosno-Zachodniego i giną bez śladu. Simons podejmuje próbę wyjaśnienia losów kapitana i jego ludzi. We właściwy pisarzowi sf sposób. Dwa lata po wydaniu „Terroru” sięga po ten sam pomysł ale w innej formie. Autor przygotował się do pisania w sposób należyty bowiem masa informacji znajduje potwierdzenie w biografiach pisarzy, którzy stali się bohaterami jego książki.

„Drood” to jako powieść gotycka z elementami obyczajowymi to lektura jest co najmniej trudna jeśli miejscami nie nudna. Do lektury należy zasiąść bez oczekiwania wrażeń podobnych z „Terroru” czy „Hyperiona”. Otóż więcej czytelnik dowiaduje się na temat przyjaźni, pewnej wariacji, przyjaźni Dickensa i Collinsa niż na temat owego Drooda. I od tego drugiego pana należy zacząć. Mała tchórzliwa wesz. Tylko tak można przedstawić autora „Kobiety w bieli”. Grubawy, niski, uzależniony pisarz, który potrafi świetnie wytykać słabości kobiet, ich przywary i w pewien żałosny sposób dominować. Wykazuje też pewne ciągoty w stronę awanturniczego trybu życia ale perspektywa walki na pięści posyła go na glebę szybciej niż cios przeciwnika, bowiem też nie został jeszcze wyprowadzony. Simmons być może sprytnie wytyka tu przywary wielu pisarzy, którym przecież sam jest. Wilkiego nie sposób lubić. Jest odpychającym jegomościem co z jednej strony powoduje nieprzyjemności płynące z lektury a z drugiej cały czas czeka się, aż coś powie o Dickensie! Collins nie jest w najmniejszym stopniu interesującą postacią. Za to Dickens, ze swoją dynamiką, żywotnością i tajemniczością byłby doskonałym głównym bohaterem jakiejś awanturniczej powieści. Niemniej jest to ciekawy zabieg by domniemane przygody zawadiackiego pisarza opowiedzieć z perspektywy jest trochę oślizgłego młodszego kolegi.

Simmons odrobił też zdanie domowe w zakresie relacji Dickensa z Collinsem, wypadów do londyńskich slumsów, kochanek Dickensa i Wilkiego Collinsa. Wiele z informacji, które znajdziemy w powieści pokrywa się z prawdą zwłaszcza wypadek kolejowy kiedy to Dickens spotyka tajemniczą, upiorną postać, która później przybierze imię Drood. Powieść obejmuje następne pięć lat życia Wilkiego Collinsa, który stara się zrozumieć dziwną relację swego przyjaciela z na poły mitycznym przestępcą, władającym egipską magią mistrzem mesmeryzmu.

Tajemnica Edwina Drooda

Pozornie książka ma w fantastyczny sposób przybliżyć ostatnie lata życia Dickensa i jego nieukończonego dzieła. Głównym bohaterem pozostaje jednak Collins, który nie uczestniczy tylko częściowo w całej aferze z Droodem. Dickens pozostaje raczej odległą postacią, której motywacji nie sposób zgłębić, co wydaje się frustrować jego młodszego przyjaciela. Tajemniczość autora „Olivera Twista” doprowadzi do nadwyrężenia przyjaźni obu pisarzy, z których każdy ma prawo zostać nazwany wybitnym, choć sława Dickensa przetrwała do naszych czasów w zdecydowanie lepszej kondycji. Tajemnica Drodda będzie go męczyć przez kolejne pięć lat doprowadzając do zazdrości i szaleństwa. W przerwach, długich przerwach, których trakcie Wilkie będzie raczył czytelnika swoimi przemyśleniami na temat kobiet, małżeństwa a siebie coraz większymi porcjami laudanum toczy się powieść obyczajowa. Trzeba potencjalnego czytelnika ostrzec, że przerwy pomiędzy kolejnymi wyprawami do londyńskich slumsów są bardzo długie i rozwlekłe. Wilkie analizuje swoją twórczość, ponownie trzeba oddać Simmonsowi, że albo zna twórczość swego powiedzmy bohatera albo zna popularne interpretacje, obraża kobiety, pije, je i opowiada o swojej relacji z Dickensem, z którym skrycie rywalizuje. Ciężko, żeby nie rywalizował. Być może autor „Drooda” wybrał sobie na narratora Colinsa, który faktycznie miał tendencję do widywania „Drugiego Wilkiego”. Uzależniony od opium pisarz okazuje się doskonałym narratorem pościgu swego przyjaciela z zjawą, duchem bądź upiorem jakim jest Drood. Który być może nigdy nie istniał…

 

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉