Eklektyczne Święta czyli o symbolach Bożego Narodzenia herbataiobiektyw, 22 grudnia, 202125 października, 2024 Gdy rozstawałem się z okresem nastoletnim, wyroiła się masa domorosłych antychrześcijańskich religioznawców, która jęła dowodzić, że chrześcijanie okradli Słowian z ich zwyczajów. Pomijają przy tym fakt, że chrześcijanie to także Słowianie a może Słowianie to chrześcijanie. Założenie że chrześcijanie okradli Słowian, Celtów czy Germanów, jest bardzo modne, ale całkowicie nietrafione. W Polsce pokutuje przekonanie, że zwyczaje bożonarodzeniowe, to jawne zagrabienie zwyczajów słowiańskich. Zważywszy na to, że chrześcijaństwo narodziło się w połowie pierwszego wieku naszej ery, na terenie rzymskiej prowincji Judei, trzeba by nie lada wysiłku, by wybrać się na tereny współczesnej Białorusi, Ukrainy czy Polski, celem kradzieży Szczodrych Godów, by następnie wpleść je rodzące się chrześcijaństwo. Sprawa jest o tyle bezsensowna, że Rzymianie mieli własne święto na cześć przesilenia zimowego, mianowicie Saturnalia. Festiwal świateł znany jest również w kulturze żydowskiej i nosie nazwę Chanuka, choć ten narodził się stosunkowo późno. Gdy zacznie się zwracać uwagę na detale, okaże się, że sprawa jest o niebo bardziej złożona i właściwie wszędzie można znaleźć jakież obrzędy na cześć słońca czy przesilenia zimowego. Tam zaś, gdzie dodatkowo jest zimno i ciemno, jakąś formę festiwalu świateł. Cała ta afera ma miejsce prawdopodobnie za sprawą wpisu w Wikipedii na temat chrystianizacji. Wszelkie oznaki rodzimej wiary, całkowicie zastępowane były chrześcijańskimi symbolami – w miejscu świętych gajów i świątyń (kącin), wznoszono kościoły; w dniach, w których obchodzono uroczystości religijne (np. celtyckie Samhain czy słowiańskie Dziady), ustalano różnego rodzaju święta kościelne (Wszystkich Świętych). Za Wikipedia Zgodnie z tezą o kradzieży, powinno ono z Judei rozpocząć swój pochód w stronę terenów współczesnej Polski. Tymczasem chrześcijaństwo potrzebowało jeszcze kilku wieków by zawitać na te strony. Wielu propagatorów mitu wielkiej kradzieży zakłada, że poszczególne ludy tworzyły swe wierzenia właśnie w zamkniętych enklawach, przez co wierzenia Słowian, są całkowicie ich własnym tworem, bez inspiracji zewnętrznych. Natomiast fakt, że Imperium Rzymskie w I wieku naszej ery obejmowało pół Europy, ma olbrzymie znaczenie znaczenie dla mieszania się kultur. W dalszej części tekstu, posługiwał się będę uproszczeniami, mówiąc o Rzymianach, czyli wyznawcach Jowisza, Słowianach, Celtach, Germanach. Jednakże, samo Cesarstwo, było bytem nastawionym na podbój i spojrzawszy na mapę obejmowało spory kawałek świata. Przez tereny słowiańszczyzny prowadził tak zwany szlak bursztynowy, którego początki datuje się na V wiek przed naszą erą. Poszczególne ludy, nie siedziały w swoich enklawach, otoczone nieprzeniknionymi murami. Handel, także niewolnikami kwitł. Słowianie sprzedawali do Rzymu innych Słowian, karawany kupieckie wędrowały we wszystkich kierunkach. Wpływy rzymskie są wykrywalne w trakcie badań nad wierzeniami Słowian, podobnie z resztą jak celtyckie, perskie a nawet irańskie. Ze wschodu prowadził bowiem szlak jedwabny, którego powstanie datuje się na II wiek przed naszą erą. Początkowo prowadził przez tereny Azji, jednak już w I wieku naszej ery był bardziej rozbudowany, choć nigdy nie prowadził przez tereny zamieszkane przez Słowian bezpośrednio. Nie były to szlaki ciągłe, na które Chińczyk wyruszał spod Xi’an, to docierał do Rzymu. Był to raczej system punktów handlowych i szlaków karawan, które łączyły te odległe miejsca. W ten sposób pośrednio Chiny handlowały z Rzymem. Oczywiście handel nie odbywał się tylko tranzytem. Kontakty tego typu miały miejsce na terenach granicznych poszczególnych ludów, choć granice były wówczas dużo bardziej umowne. Im dalej zaś od Rzymu tym mniej rzymskości w ludziach. Na potrzeby tego wywodu będę też pisał o chrześcijanach jak o Słowianach. Trzeba jednak cały czas pamiętać, że nie jest to grupa etniczna a wyznaniowa. Słowian nie przestaje być Słowianinem przechodząc na chrześcijaństwo. W powszechnym rozumieniu, mit wielkiej kradzieży oznacza, że chrześcijanie, zwłaszcza katolicy, mieli centralny ośrodek, w którym wymyślali święta tak, by dopasować je do istniejących na danym terenie. Całe szczęście, że ludzie nie są jakoś szczególnie kreatywni i wszyscy celebrowali mniej więcej to samo, w tym samym czasie. Nie wiadomo co by się stało, gdyby Germanie nie obchodzili Yule, Słowianie Szczodrych Godów albo Koliady. Wygląda to trochę tak, jakby pierwsi chrześcijanie wysyłali misje etnograficzne celem zbadania zwyczajów na ternach, które będą nawracać za kilkaset lat. Brzmi to makiawelicznie, ale sprawa ma się nieco inaczej. Prawdopodobnie mało kto zdaje sobie sprawę iluż bogów zapomniano na przestrzeni dziejów, choćby na słowiańszczyźnie. Religia zawsze ewoluuje, miesza się z innymi, czy wręcz gaśnie by zostać zastąpioną przez nowszy system wierzeń. Trzeba pamiętać, iż istnieją dwa główne rodzaje religii, które można wyróżnić, mianowicie naturalne i objawione, zwana założycielskimi. Religie naturalne mieszają się na zasadzie dyfuzji, samorzutnie. Inne, takie jak chrześcijaństwo czy islam, są ekspansywne, misyjne. Zwłaszcza chrześcijaństwo znane jest z aktywnej działalności misyjnej. Samo wprowadzenie chrześcijaństwa odbywało się na różne sposoby, nierzadko przemocą ale było to połączone z celami militarnymi i politycznymi. Religie monoteistyczne są także mniej tolerancyjne niż politeistyczne. Tutaj w grę wchodzi perspektywa osoby religijnej. Mianowicie widząc czciciela wielu bogów, wyznawca jednego boga, który niedawno objawił swą wolę, postrzega go jako niewiernego. Najgorsi zaś są ci, którzy właśnie się nawrócili. Świetnie widać po dziś dzień, bowiem osoba przechodząca na przykład na islam, jest bardziej gorliwa niż muzułmanin z dziada pradziada, którego stosunek do religii jest już okrzepły. Oliwą dolewaną do ognia jest połączenie kropek związanych z soborami, na których ustalano poszczególne elementy wiary. Sobory były istotne, gdyż chrześcijaństwo nie posiadało jednego ośrodka rozchodzenia się. Kaznodzieje, biskupi nauczali wedle własnych przemyśleń i przekonań, w dodatku pokonując nieraz znaczne dystanse w trakcie swego życia. Możliwe, że który kaznodzieja miał większy posłuch, ten zostawał biskupem. Religie nie rodzą się zatem jako kompleksowe systemy. Potrzebują czasu by dojrzeć, wykształcić się. Mit wchłania zastane elementy, by wypełnić luki i czyni to oddolnie i odgórnie. Najdłuższy sobór, trwał niemal dwadzieścia lat, od 1545 do 1563 roku. Zapomina się przy tym, że obrady owe miały charakter tak polityczny, społeczny jak teologiczny. Zważywszy, że daty Bożego Narodzenia czy Wielkiej nocy, zostały ustalone czy to edyktem cesarza Konstantyna czy też w trakcie Soboru Nicejskiego, sprawia, że wydaje się one wymyślone. Oto zasiedli i uradzili, że odtąd Szczodre Gody zwać się będą Bożym Narodzeniem. Wiadomym jest, że zagrabili w ten sposób element kultu narodzonego w Iranie, boga Mitry. Oto niepiśmienni pasterze, chłopi, zaczaili się w jaskini i uradzili, że okradną spadkobierców Zaratustry, niecnie i podstępnie. Prawdopodobnie zapuścili się nawet do Egiptu, celem kradzieży mitu Horusa. Dokonać tego musiałby chyba sam Herodot. Dziwnym trafem jakoś nikomu nie przeszkadza, że mitraizm i bezimienna religia egipska, korzystały z tego samego motywu narodzin syna bożego. Problematyczne jest jedynie chrześcijaństwo, które okradło raz tego, raz tamtego, bez żadnego ładu i składu. Tutaj warto wtrącić, że wiedza na temat owego zagrabienia jest dość powierzchowna i raczej czerpana z memów. Gdyby obrońcy religijnych praw autorskich oddali się wnikliwej analizie, odkryliby chociażby Endymiona, będącego pierwowzorem dobrego pasterza. Tymczasem Wielkanoc czy Boże Narodzenie najprawdopodobniej wywodzą się z tradycji ustnej i praktyk pierwszych chrześcijan. Religia ma to do siebie, że ewoluuje, jest procesem i zjawiskiem społecznym które odpowiada potrzebom ludzi, ich celom politycznym, ale też psychologicznym i społecznym. Sam fakt narodzin chrześcijaństwa powinien być wskazówką, że coś się wydarzyło. Zaszła jakaś potrzeba, która zrodziła nową religię, którą następnie chętnie podchwycono. W pierwszych wiekach chrześcijanie nie mieli własnych sił zbrojnych. Byli to po prostu zamieszkujący tereny cesarstwa ludzie należący do różnych grup etnicznych, grup wyznaniowych. Tutaj częstokroć pojawia się zarzut, iż okradli judaistów, choć termin ten jest wieloznaczny, z ich wierzeń a nawet przeinaczyli dziesięć przekazań. Detale w osobie Jezusa są ignorowane. Fakt czy ten istniał, choć najprawdopodobniej nie, są elementem badań na tle czysto historyczny nie zaś religijnym. Istnieje kilka koncepcji narodzin chrześcijaństwa, w tym taka, że była to sekta reformatorska judaizmu. Druga, że sam judaizm był zbyt skomplikowany. Wczesne chrześcijaństwo była wręcz siermiężne na tle innych skomplikowanych religii i ich wyznań. Bogobojny Żyd, już wtedy stąpał po polu minowym, choć tych jeszcze nie wynaleziono. Obrazuje to jak skomplikowana była to religia, która z czasem stała się jeszcze bardziej zawiła. Nie można zatem mówić o „kradzieży”, bowiem religia jako taka nie należy do nikogo konkretnego. Nie można jej powiązać z grupą etniczną, autorem. W ujęciu teologicznym, religie objawione to boska wola, którą każdy stara się zinterpretować, najlepiej wbijając sąsiadowi nóż w plecy, perorując coś o miłości do bliźniego, pokoju na świecie względnie pokoju z kuchnią. Wierzenia słowiańskie mają zaś charakter odwieczny, co nie oznacza, że takimi są. W pojęciu oddających cześć Mokoszy, jej kult jest pradawny, związany z samym początkiem, choć jak łatwo się domyślić nie jest to prawdą. Jak każdy kult wytworzył się na jakimś etapie rozwoju kultury, odsuwając w cień starsze wierzenia. Więcej, wyznawcy wszystkich bezimiennych knutów, chętnie zwożą i wplatają w swoje wierzenia różne napotkane elementy. Pojawia się także inna, ciekawa kwestia, bowiem propagatorzy tezy o kradzieży, choć uważają religię za opium dla mas, bzdurę, to wydają się gloryfikować kult Peruna. Tak jakby istniały religie lepsze i gorsze, albo może fałszywe i prawdziwe. Ciężko powiedzieć co jest powodem. Przeważający wydaje się czysty populizm i brak refleksji ale też bunt przeciwko chrześcijaństwu a zwłaszcza katolicyzmowi. Kwestię tę rozwinę nieznacznie w dalszej części, lecz docelowo poświęcę jej osobny wpis. Zagrabione święta Sam pomysł na wpis zrodził się po tym, jak koleżanka wrzuciła mem o sianku dla konia Odyna, jemiole, germańskiej choince, która wyparła podłaźniczkę. Taką słowiańską choinkę, wieszaną do góry nogami pod sufitem. Wcale nie głupie, jeśli ma się kota. Odkrycie, że chrześcijaństwo nie jest jakąś bardzo oryginalną koncepcją po dziś dzień jest szalenie popularne. Ten nadmiernie emocjonalny stosunek do chrześcijaństwa a dokładnie katolicyzmu, wydaje się być czymś absurdalnym. Argumentacja na rzecz braku oryginalności, jest czymś w rodzaju wyrazu rozczarowania. Oto okazywało się, że żadna to religia prawdziwie objawiona. Ot, zlepek wierzeń znanych już wcześniej w dodatku wzbogacony elementami zastanymi na terenach schrystianizowanych. Warto tutaj zauważyć, że rozczarowania są dwojakiego rodzaju. Pierwsze właśnie zostało opisane, drugie jest jeszcze zabawniejsze, bowiem sprowadza się do obrazy na fakt, iż chrześcijański bóg nie jest złotą rybką spełniającą życzenia. Człowiek nie ma nad nim władzy, przez co obrażeni prowadzą parateologiczne, memiczne dyskusje zamiast skupić się na kwestii sponsorowania obcego państwa z naszej kasy publicznej oraz szczucia nas na siebie za nasze własne pieniądze i ziemię. Niemniej świadczy to o silnym emocjonalnym stosunku do chrześcijaństwa a zwłaszcza katolicyzmu. Kwestia dość zabawna. Stąd też pewien zwrot w stronę wierzeń pogańskich, w których człowiek posiada realną siłę sprawczą. Może poznać boskie sekrety, poprzez praktyki magiczne wywrzeć wpływ na bóstwo. Sprawa miewa też podłoże polityczne, bowiem czy kogokolwiek obchodzi że judaizm czerpie prawdopodobnie obficie z pomysłów reformatorskich Egipcjan? Zapewne nieszczególnie, ale ten nie ingeruje bezpośrednio w polską politykę. Podobne trendy widoczne w innych regionach, zwłaszcza tam, gdzie chrześcijaństwo zyskało sobie znaczne wpływy. Stąd też nawoływanie do powrotu do dawnych, rodzimych wierzeń, może mieć podłoże nacjonalistyczne. Rzecz o tyle interesująca, że istnieje nurt neopogański o podłożu nacjonalistycznym, ale przeważnie nie jest wspierany przez osoby o poglądach silnie lewicowych. Równie prawdopodobnym jest wytłumaczenie potrzeby świątecznego zagospodarowania zimowego końca roku, jednak w oderwaniu od katolicyzmu, który postrzegany jest jako opresyjny. Wracając do kwestii sianka, jest ono przykładem, iż nie należy czerpać wiedzy z Internetu a już na pewno nie z memów. Snopek ów, nie wywodzi się z chęci nakarmienia ośmionogiego rumaka, dosiadanego przez boga wojny. Odrobina refleksji i sprawa staje się komiczna. Oto dzierżący włócznię, jednooki lecz mocarny bóg wojny rozdaje prezenty dzieciom. W dodatku na koniu spłodzonym po tym, jak Loki pod postacią klaczy zabawił się z monstrualnych rozmiarów ogierem. Interesującym jest czy przy ognisku opowiadano tę historię dzieciom. Prawda jest trochę inna, bowiem sianko owo, to Diduch. Słowo znaczy tyle, co dziad i był to snopek ustawiany w kącie chaty. Słowo dziad, powinno budzić skojarzenia z dziadami, gdyż niekiedy snopek ów symbolizował bliskich, którzy odeszli. Stąd niedaleko do wniosku, że chrześcijanie ukradli słowiański snopek i nadali mu jakieś niejasne znaczenie. Gdyby wybrać się do ciepłej Italii, na południe, nad przepiękne Morze Jońskie i zapytać czy kładą tam sianko pod obrusem wigilijnym raczej nie otrzyma się twierdzącej odpowiedzi. Będzie to raczej zdziwienie. Okaże się natomiast, że istotnym elementem ichniejszej wigilii, jest zwyczaj zwany ucztą siedmiu ryb. Jak sama nazwa skazuje spożywa się wówczas ryby i owoce morza. W Polsce na stół wigilijny trafia przeważnie jedna ryba, która najczęściej je karp. Dostrzec można, iż w zależności od regionu, obchody Bożego Narodzenia mają swój charakterystyczny ryt. Zgodnie z powszechną w Internecie narracją, chrześcijanie wszystko to pokradli i poskładali do kupy. W trakcie żadnej mszy, z żadnego pisma, nie sposób wywnioskować, że 24 grudnia winna stać w domu choinka z bombkami i koniecznie aniołkiem na szczycie. Tutaj rozgorzeć może poważna debata, że powinna być to gwiazda albo czubek, zwany szpicem. Proces religiotwórczy jest bardzo złożony. Dla każdego antropologa jest to sprawa dość oczywista, wraz z faktem, że w wiedzy istnieje cała masa luk czy nieścisłości. Do dziś nie wiadomo jak wyglądały najpierwotniejsze religie. Czy ludzie czcili naturę, czy też próbowali magicznie ją okiełznać, czy w końcu zdać sobie sprawę, że to niemożliwe? Co czczono wprzódy, boga, pramatkę stwórczynię czy przyrodę? Jak narodziły się wszystkie ludzkie bóstwa, takie jak Tor czy Zeus, z którymi przecież można handlować, się dogadać, oszukać. Ostatecznie narodził się bóstwa wszechmocne, nad którymi człowiek nie ma żadnej magicznej władzy, choć nadal jej pragnie. Stąd też tak wielkie rozczarowanie chrześcijaństwem, bo bóg, nawet ten który się śmieje, nie spełnia życzeń. Można zrozumieć dlaczego niektórzy tak usilnie dążą do rozwiązania, ostatecznego wyjaśnienia kwestii narodzin chrześcijaństwa jako religii zrodzonej z grabieży. Dla antropologa to proces, pełen luk, tez, dowodów i pomyłek w badaniach. Oczywiście, każdy pragnie znaleźć odpowiedź, ale na różne sposoby. Antropolog czy socjolog akceptują fakt, że mogą za swego życia nie dotrzeć do prawdy, choć oczywiście marzy im się tego dokonać. Dla laika, istnieje tylko silna potrzeba ostatecznego wyjaśnienia tej kwestii, w zależności jak bardzo rozczarowany jest chrześcijaństwem, w Polsce zaś katolicyzmem. Stąd też bez względu na to co napiszę, laik, będzie starał się dowieść kradzieży dokonanej przez chrześcijan a antropolog, czy też socjolog, będzie tylko śledził kojenie doniesienia osób dalece bardziej biegłych w tej kwestii. Pora zaś przedstawić jakąś wersję historii, jak to choinka, która nie występuje na terenie Judei, stała się symbolem dnia narodzin Jezusa, ponownie, także tam, gdzie właściwie nie występuje. Pogańskie Boże Narodzenie I tak choinka została zaakceptowana niemal w całym chrześcijańskim świecie, stając się niemal symbolem tych świąt ale sorry, nigdzie w Biblii nie ma nic na temat świętego podróżującego zaprzęgiem z wiecznie nawalonym reniferem na czele ani nadziewania aniołka na choinkę. Może to jakiś relikt z czasów chrystianizacji Wołoszczyzny? Kto wie. Ażeby lepiej zrozumieć jak Saturnalia stały się Bożym Narodzeniem, trzeba prześledzić rozwój chrześcijaństwa jako takiego. Początkowo nie miało ono wsparcia systemowego ze strony władzy. Rozwijało się oddolnie, jako religia dla ubogich. Miały miejsce pewne tarcia, tak pomiędzy wyznawcami judaizmu a chrześcijanami, jak pomiędzy oddającymi cześć Jowiszowi rzymianami. Świeżo nawróceni byli bowiem dość dziwni. Dochodziły słuchy, że praktykowali kanibalizm, porywając bezdomnych a czasem ważniejszych obywateli cesarstwa celem rytualnej konsumpcji. Wszak w trakcie rytuałów spożywać mieli ciało swego zbawiciela. Nie chcieli też brać udziału w ceremoniach na cześć rzymskich bogów, co mogło spowodować ich gniew. Zachowanie takie miało zapewne podłoże polityczne, ale Rzymianie pozostający przy dawnych wierzeniach, mieli gdzieś dodatkowe bóstwo w panteonie czczone przez chrześcijan, byle ci składali należne ofiary pozostałym bogom i nie zjadali kogo popadnie. Najprawdopodobniej jest to kolejna historyczna plotka, bowiem informacje o rzekomych masowych prześladowaniach chrześcijan pozostają niepotwierdzone. Gdyby powszechny był strach przed kanibalami, nowa religia miałby pewne trudności w kwestii dalszej ekspansji, podczas gdy w czwartym wieku naszej ery staje się religią dominującą a nawet państwową cesarstwa. Nie oznacza to, że pewne formy represji nie miały miejsca, choć bywało, że karani za prześladowanie chrześcijan bywali Żydzi. Samo chrześcijaństwo skierowane było do najniższych warstw, obiecując zbawienie w zamian za ciężką pracę, uczciwe życie. Zdecydowanie mogło to przemawiać to ubogich lub pozbawionych praw mieszkańców Imperium Romanum. Drugi wiek naszej ery, to okres poważnych zmian obyczajowych i prawnych. Kobieta zaczęła zyskiwać pewne przywileje, co potraktowane zostało jako zamach na tradycyjną rodzinę co brzmi znajomo. Władza ojcowska ulegała rozmyciu, choć jak pisze de Beauvoir „jedną ręką zabierano to, co dano drugą”. Wprawdzie pozycja kobiety w społeczeństwie zaczęła się poprawiać, tak zadbano by nie zrównała się z męską. Mimo to, ojciec, mąż, opiekun, stracili cześć władzy nad „słabą płcią”. Kobiety zyskały niezależność między innymi finansową, która obejmowała prawo dziedziczenia i samostanowienia po śmierci męża czy w przypadku kobiet niezamężnych ojca. Jak możemy przeczytać w „Wiekach bezwstydu” Adama Węgłowskiego, Grecy i Rzymianie praktykowali małżeństwa monogamiczne. Mieli jednak liberalny stosunek do konkubin i kochanek. Gwałt był dla nich jedynie wykroczeniem, znacznie mniejszej wagi niż uwodzenie, które wydzierało kobietę spod męskiej władzy. Przyłapani na zdradzie przez kobietę mężczyźni, nie musieli obawiać się żadnych konsekwencji. Sprawa była poważniejsza, gdy kochanków przyłapał mąż, ale raczej prosty chłop nie miał wiele do powiedzenia gdy kochankiem jego żony okazał się kto władny i możny. Mógł za to ukarać żonę, choć w trakcie owych reform pula możliwości znacząco zmalała. Równocześnie, ciągle wybór wyznania przez głowę rodziny oznaczał konieczność przyjęcia tejże wiary przez pozostała jej cześć. Ciekawostką jest iż, w drugim wieku przed naszą erą miał miejsce ważny protest rzymianek w obronie praw kobiet. Chrześcijanie zaś, co uwidoczniło się jeszcze mocniej w następnych wiekach, nie specjalnie cenili kobiety. Ono jest skierowane do mężczyzn, którzy obawiali się całkowitej utraty władzy nad kobietami. Powrót męskiej władzy nad kobietą, niezdolną do podejmowania decyzji, ah jakże kusząca wizja. Kobieta uwiązana łańcuchem małżeńskim do chłopa, to perspektywa zbyt nęcą by ją odrzucić. Pozostałości grecko-rzymskiej moralności widać po dziś dzień. Nie ma też żadnej istotniejszej przypowieści o cudzołożniku, jedynie cudzołożnicy, której łaskawie wybaczono. Oczywiście z czasem interpretacja stała się ponownie prosta, czerpiąc garściami ze swej kolebki, tworząc podwójne standardy moralne dla mężczyzn i kobiet. Męska zdrada małżeńska zawsze traktowana była lżej. Wszak pierwsi chrześcijanie, którzy byli Rzymianami, spadkobiercami Greków mieli swoje upodobania. Zatem wyrośli na owym mitycznym rozpasaniu, w najlepsze je kontynuując. Połączenie Bożego Narodzenia z Saturnaliami to zasługa chrystianizującego się Rzymu oraz cesarza Konstantyna, który wybrał datę 25 grudnia ze względów politycznych, ale także także społecznych. Wiemy, że pierwszy raz oficjalnie celebrowano Boże Narodzenie 25 grudnia 336 roku w Rzymie, właśnie w wyniku decyzji cesarza Konstantyna. Przynajmniej wydaje nam się, że wiemy. Istnieje mnogość źródeł, wśród których można znaleźć nazwiska kilku cesarzy rzymskich oraz Juliusza I, biskupa Rzymu, który miał wybrać datę świąt około 350 roku naszej ery. Obie daty mogą być z resztą poprawne, bowiem pierwsze obchody mogły nie objąć swym zasięgiem szerszych terenów. Początkowo mogła to być tylko stolica, czyli sam Rzym, by stopniowo rozchodzić się na pozostałe obszary cesarstwa. Również inne daty mają takie samo prawo w kwestii pierwszeństwa, bowiem jednoznacznej informacji na ten temat nie posiadamy. Czy zaczęło się w 313 czy 336 roku naszej ery, pozostaje bez znaczenia, bowiem chrystianizacja terenów współczesnej Polski, nastąpiła na tyle późno, żeby data Bożego Narodzenia była już w miarę stała. 25 grudnia jest datą problematyczną, bowiem według kalendarza juliańskiego jest to 6 stycznia kalendarza gregoriańskiego. Szczęśliwie zaś się składa, że wszyscy, jak świat długi i szeroki, obchodzą jakieś święta na cześć końca roku, przesilenia zimowego. Stąd też gdy chrześcijaństwo przybyło na „nasze” tereny, zdążyło już niektóre rzeczy w miarę ustalić. Czy zatem chrześcijanie ukradli coś Rzymianom? Odpowiedź jest bardzo prosta, nie. Nie można okraść samego siebie z własnych wierzeń. Wiemy, że pierwsze grupy chrześcijan, opierały się o przekaz ustny. Stąd też powstawały nieraz znaczne różnice doktrynalne. Udało się jednak ustalić, że Wielkanoc obchodzono przez oficjalnym ustanowieniem jej daty na Soborze Nicejskim w 325 roku. Najczęściej odbywało się to w trakcie Hilariów, czyli święta na rzecz równonocy wiosennej. Symbolika tychże jest łatwa do odgadnięcia. Było to festiwal na cześć odradzającego się życia, nowego cyklu, nadejścia wiosny. Z Bożym Narodzeniem mogło być podobnie, choć symbolika mogła być nieznaczna i nałożona na Saturnalia. Stąd też, że samo Boże Narodzenie narodziło się wśród wyznawców rzymskiego panteonu bogów. Warto pamiętać, że w kwestii świętowania, ludzie są dość kreatywni. Zważywszy, że w ewangelii Łukasza, spisanej latach osiemdziesiątych pierwszego wieku, znajduje się informacja o miejscu narodzin Jezusa, poszczególne grupy mogły posiadać taką wiedzę. Naturalnie nie z pism a przekazu ustnego. Ewangelie mogą być wtórne wobec różnorakich praktyk zaobserwowanych przez ewangelistów. Jedną z wersji, podjęcia przez Konstantyna takiej decyzji, był rosnący w siłę rzymski mitraizm. Powstał on niezależnie od mitraizmu wyodrębnionego z zoroastryzmu. Zdania w tej sprawie są podzielone, lecz obecnie szala przechyla się na niezależne powstanie mitraizmu rzymskiego. Panujący w latach 270 – 275, Cesarz Aurelian, miał wprowadzić obchody Dnia Niezwyciężonego Słońca 25 grudnia. Rodzą się tutaj kolejne zagadki. Przede wszystkim jakiekolwiek źródła na ten temat pochodzą już z IV wieku a cała koncepcja jest dziewiętnastowieczna i może mieć korzenie protestanckie. W Sieci często można znaleźć informację, iż chrześcijanie zapożyczyli sobie wiele elementów kultu Niezwyciężonego Słońca. Problem w tym, że ten pojawił się niemal w III wieku naszej ery, Saturnalia obchodzono minimum od III wieku przed naszą erą. Równie prawdopodobnym jest, że Aurelian, próbował stworzyć jakiś nowy kult, formę religii państwowej, poskładanej z najróżniejszych elementów. Z jednej strony wyrastać miało chrześcijaństwo, z drugiej mitraizm rzymski, z trzeciej nadal wielu oddawało cześć bogom wywodzącym się jeszcze z Grecji. Zatem Aurelian próbował połączyć to w jedną synkretyczną całość. Saturnalia przeważnie trwały od 13 do 23 grudnia, więc ustalił datę dnia narodzin Niezwyciężonego Słońca na 25 grudnia. Ażeby zapanować nad tym chaosem, Konstantyn wybrał tę datę na obchody celebrowanego już Bożego Narodzenia. Czy tak to faktycznie wyglądało nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć. Chrześcijaństwo dotarło do nas około dziesiątego wieku. Często mylnie przyjmuje się, iż symboliczny chrzest Polski z dnia na dzień wyplenił dawne wierzenia i wszyscy jak jeden mąż przerzucili się na pokrętny monoteizm. Tak samo jak ziemniak i schabowy to tradycyjne staropolskie danie sięgające stołów pierwszych Piastów. Pewnie w Jomsborgu nimi handlowali. Może nawet frytki mieli? Cóż, nie wykluczone, że Leif Erikson, kartofelków próbował, ale w Europie rozpowszechniły się później. Trzeba zatem spojrzeć na to inaczej. Wiele religii opartych było o kult słońca, pór roku, symbolikę światła. Tutaj za przykład może posłużyć коляда, czyli Koliada, które to słowo słusznie kojarzy się z kolędą. Bóstwo określane tym mianem symbolizować miało odrodzone po okresie zimy słońce. Słowianie zamieszkujący nasze regiony zwali to święto Szczodrymi Godami. Ze świętem tym powiązanych jest wiele zwyczajów, jak chociażby ustawienie wspomnianego diducha czy wieszanie podłaźniki. W żadnym piśmie, nauczaniu kościoła katolickiego, nie sposób znaleźć informacji o tym, że trzeba przytargać do domu choinkę. Nie ma słowa o sianku, ile potraw spożywać w trakcie wigilii Bożego Narodzenia albo jak kolędować. Mimo tego grupy kolędników, jeszcze do niedawna obecne były na wielu wsiach, dziwnym trafem, nierzadko Polski kolędnikom towarzyszyła maszkara zwana Turoniem, która bodąc rogami, zwłaszcza niewiasty przekazuje energie płodności. Pomimo licznych napomnień, kolędowanie przetrwało po dziś dzień. Pytaniem na które trzeba odpowiedzieć jest jakże to się stało. Pora zatem rozprawić się z poglądem, iż próbując zaszczepić się na nowych terenach bardzo często korzysta się ze sztuczki, polegającej na utożsamianiu już istniejących świąt z nowymi bóstwami. Po części jest to prawdą, bowiem przedstawiciele religii ekspansywnych, takich jak chrześcijaństwo, starają się częściowo wykorzenić dawne wierzenia. Odbywa się to jednak tylko w pewnym zakresie. O ile święte gaje zastępowane są kościołami, tak zwalcza się tylko to, co godzin w trzon mitu. Tak długo, jak coś nie stoi z nim w sprzeczności, właściwie się tego nie rusza a z czasem staje się to jego integralną częścią. Zdarzało się, że władze kościelne starały się za wszelką cenę zakazać praktykowania pewnych obrzędów. Szczególnie uwagę zwrócili na Noc Kupały, która usilnie chciano połączyć z Janem Chrzcicielem, ze względu na symbolikę wody. Średnio się to jak widać udało. Zwłaszcza, że szczególną uwagę zaczęto zwracać na ludowe wierzenia i obrzędy dopiero w wieku XVI, czyli bardzo późno. Na terenie Polski, można spotkać po dziś dzień festiwale związane z Sobótką, wiosennymi dziadami w postaci festiwalu Rękawki, cała symbolika jesiennych dziadów ma genezę przedchrześcijańską. Istnieje wiele przykładów wytwarzania się lokalnego rytu chrześcijaństwa w sposób oddolny. Chociażby Ofiarowanie Pańskie zwane jest w Polsce z kultem Matki Boskiej Gromniczej. Uważa się, że świeca, zwana gromnicą, związana była z kultem Perperuny albo Dziewanny, która została zastąpiona właśnie przez Matkę Boską Gromniczą. Niektóre źródła mówią o Perunie, ale wydaje się, że nacisk na bóstwa męskie wprowadziło dopiero chrześcijaństwo. Skupienie na żeńskich bóstwach płodności, widoczne jest w samej ilości Matek Boskich, która jest przytłaczająca. Występuje ona w tylu wariantach, że bez problemu pełni rolę całego panteonu bogiń słowiańskich, odpowiedzialnych za przeróżne elementy natury. Dziewanna była także boginią chroniącą myśliwych, stad zapewne wizerunki Matki Boskiej odpędzające świecą wilki. Struktura organizacyjna kościoła wytwarzała się przez stulecia. Gdy na naszych ziemiach wprowadzano chrześcijaństwo, cokolwiek znaczy owo nasze w tym wypadku, struktura kościoła była dalece mniej złożona. Pierwsze kościoły powstawały w pobliżu ośrodków władzy, natomiast prostym ludem mało kto się przejmował. Sam też fakt, iż władca przyjął chrzest niewiele znaczył. W dodatku najprawdopodobniej nie był to Mieszko I a Mojmir I, sam zaś chrzest najprawdopodobniej odbył się w tak zwanym rycie słowiańskim. Również pierwsze msze, odprawiane na terenach tak zwanej słowiańszczyzny, przypominały bardziej obrzędy na część lokalnych bóstw. Istotnym jest również fakt, że msze odprawiano w lokalnym języku. Źródła na temat są ograniczone, być może odwołanie do prac Władysława Szcześniaka lub Zbigniewa Dobrzyńskiego, pozwoliłby ustalić coś więcej. Także pisma tłumaczone były na języki lokalne, choć lud był całkowicie pozbawiony umiejętności ich czytania. Mitem jest, że kościół surowo zakazywał posiadania Biblii. Przynajmniej nie na słowiańszczyźnie, bowiem faktycznie miało to miejsce częściowo na terenie Hiszpanii. W pewnym momencie historii, w Krakowie mogły istnieć dwa biskupstwa skupione wokół różnych rytów. Być może przez pierwsze wieki związków z chrześcijaństwem, prosty lud w ogóle nie zdawał sobie sprawy z przyjęcia chrztu przez poszczególnych książąt. Nawet w czasach koronowanych królów, istnieć musiały ośrodki dawnych wierzeń, które dopiero stopniowo przekształcano. Nie od razu też w każdej wsi stawiano kościół. Początkowo kościoły powstawały tylko w większych miastach, z czasem dotarły także na wieś. Ich rolę obejmowały najprawdopodobniej dawne chramy i kąciny. Zatem chrystianizacja musiała potrwać i wcale nie oznacza to, że była skuteczna. Pierwsi kapłani byli najczęściej osobami, które dana wspólnota znała i szanowała. Nie było też seminariów, w których przyszły kapłan mógł pobierać nauki. Efektem by ł bardzo niski poziom wykształcenia, co przekładało się na proces wprowadzania wiary w Jezu Chrysta. Zapewne taki kapłan sam miał głowę pełną starych wierzeń i przesądów. Warto zauważyć, że przetrwały one zwłaszcza na terenach wiejskich. Lud miał mniej więcej ma rozumieć zasady, kto ów Chrystus jest i tyle właściwie wystarczy. Domowych zwyczajów w ogóle nie tępiono jakoś szczególnie. Najważniejsze, że władzę sprawuje przedstawiciel nowej wiary, wierni chodzą do właściwej świątyni. Z resztą ciekawe jaką wiedzę religijną miał przedchrześcijański mieszkaniec tych ziem? Jeśli ktoś myśli, że prowadził jakieś dysputy na temat wyższości Swaroga nad Dadźbogiem to jest w głębokim błędzie. Robił co jakiś żerca czy inny wołchw kazał, coby bogów nie rozgniewać a i to w ograniczonym zakresie. O ile sacrum odgrywało w ich życiu dużą rolę, tak nie wydaje się by byli fanatykami religijnymi. Patrząc zaś logicznie, Chrystus choć wypierał stare bogi, był zapewne w świadomości zbiorowej jeszcze jednym bóstwem w licznym już panteonie. Słowianie mieli dość luźny stosunek do wszystkiego, choć większość ich grup zajadłością w boju nie ustępowała jakoś szczególnie wikingom, do których często się przyłączali. Wiking, był bowiem ówczesnym zawodem, który mógł wykonywać każdy z lubością do wiosłowania, handlu i machania siekierą. Powstaje obraz całkowicie odmienny od tego, który maluje się na podstawie internetowych wywodów na temat systematycznego niszczenia wierzeń słowiańskich. Chrześcijaństwo było niespójne, miało własne problemy wewnętrzne, chrystianizację prowadzono różnymi drogami i sposobami. Na podstawie wiedzy z lekcji historii, wszystko odbyło się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W 966 odbył się chrzest Polski i nagle tabun misjonarzy rzucił się rąbać posągi Swarożyca, prześladować kapłanki Dziewanny i palić święte gaje. Grupy wyspecjalizowanych mnichów, krążyły zaś od Krakowa po Kijów, zbierając słowiańskie zwyczaje by jakoś połączyć je z Jezusem i Maryją. Efekt tego jest taki, że bóstwo żeńskie, Maryja, stała się dominującą postacią polskiego katolicyzmu a liczba świętych do których bezpośrednio modlą się wierni wprawia słowiański panteon w zakłopotanie. Ażeby to lepiej zrozumieć, trzeba powiedzieć kilka słów o dwóch rodzajach religijności a może wręcz dwóch rodzajach teologii. Otóż inaczej wiara postrzegana jest przez uczonych hierarchów kościoła, inaczej niż zaś przez prosty acz sprytny lud i i takichż kapłanów. Wyznawcy bardzo często posiadają minimalną wiedzę na temat wyznawanej religii. Już w 1938, w wydanej bodaj pośmiertnie „Kulturze”, Stefan Czarnowski pisze, że religijność ludu, jest bardzo powierzchowna. Wiedzą co czynić w określonych momentach, ale nie zawsze zainteresowani sią powodem, dla którego czynią to, co czynią. Józef Keller opisuje te dwa rodzaje religijności, ludową i instytucjonalną, powołując się na liczne przykłady. W niniejszym tekście, niech wystarczy wzmianka, iż pewne rzeczy, trzeba dla ludu uprościć, bowiem skomplikowane wywody teologiczne, nie będą albo zrozumiałe albo akceptowalne. Kwestią taką w przykładach Kellera, była kwestia nieochrzczonych dzieci, które jakoby trafiać miały do piekła. Kłóciło się to jednak z ludowym postrzeganiem ich niewinności. Kara tak okrutna była nieadekwatna, stąd zaszła potrzeba zmian. Z ambony można grzmieć, iż nieochrzczone dzieci trafią w otchłanie piekielne ale niedobrze mieć przeciwko sobie absolutnie wszystkich. Kościół w tej kwestii musiał iść na ustępstwa. Podobnie sprawa miała się z zeszłorocznym, pandemicznym, przyjmowaniem komunii „na rękę”, którą wielu wiernych odebrało jako profanację, nie przejmując się, ze to ksiądz ma w tej materii ostanie słowo. Więc często kościół sobie, lud sobie. W tym miejscu mógłbym poprosić czytelników by zastanowili się jak należy obchodzić Boże Narodzenie. Pozwolę sobie udzielić prawdopodobnych odpowiedzi, które sprowadzą się do tego, że trzeba posprzątać, ubrać choinkę, przygotować kolację wigilijną, może pójść na pasterkę albo na klika mszy w trakcie adwentu. Nie przypuszczam, bym dowiedział się jaki to wszystko ma sens. Trafienie na jakiegoś gorliwca, graniczyłoby dziś z cudem. Ażeby dowiedzieć się więcej, musiałbym zapewne udać się na wydział teologiczny, bowiem z doświadczenia wiem, że niewielu księży dysponuje odpowiedziami na wszystkie pytania w tym zakresie. Ksiądz też człowiek, człowiek też student. Mało to prawników chodzi po świecie nie mając pojęcia co właściwie robią? Wiedza zarówno prostych kapłanów jak wyznawców była więc bardzo ograniczona. Skoro rytm życia wyznaczały Jare Gody, Noc Kupały, Szczodre Gody czy Koliada, a kapłani nowego boga nie mają żadnych zaleceń co do świętowania tego nowego Bożego Narodzenia, to trzeba podejść do sprawy zgodnie ze zwyczajami przodków. U powały wieszano więc choinkę, w kącie chaty stawiano diducha, chadzano od chałupy do chałupy celem zbratania się z sąsiadami. Zwyczaj kolędowania nie jest jednak właściwy tylko dla słowiańszczyzny. Podobny, powiązany a kalendami styczniowymi można znaleźć wśród Rzymian. Po dziś barwny korowód kolędników przechodzi ulicami Żywca. Żywieckie Gody, bowiem tak zwie się ten zwyczaj, jest jednym z przykładów ludowych zwyczajów związanych z kolędowaniem. W trakcie pierwszych kolęd, najprawdopodobniej chrześcijańscy kapłani pili i bawili się razem z ludem. Obecnie zdarza się, że grupy dziadów, zaczynają swoje wędrówki po mszy, ale też często zwyczaje te wydają w pewien sposób dotykać bardziej profanum niźli sacrum. Stanowią przegląd ewoluującej symboliki ludowej, związanej z płodnością, szczęściem. Na żywiecki korowód składa się menażeria dziwnych postaci, takich jak milicjant, kominiarz, dziechcioaż czy maciulda. Milicjant jest doskonałym przykładem na ewolucję tego typu zwyczajów. Obrazuje, że tradycja też ewoluuje a nie pozostaje niezmienna od czasów Prasłowian. Niestety, zapytawszy dziś po co kładzie się sianko na stole albo po co się kolęduje, można nie doczekać się odpowiedzi. Tak się po prostu czyni od lat, taki zwyczaj. Niektórzy próbują to jakoś poskładać, więc wspomniane sianko symbolizować ma żłobek, w którym narodził się Jezus, ale jest to dość naciągane. Tak się po prostu na wsi robiło od niepamiętnych czasów, czasem dla wygody, żeby całego snopka nie wnosić. Ludzie najzwyczajniej bywają bardzo praktyczni. Poza tym z czasem o cały snop siana było po prostu ciężko, zawłaszcza gdy rodzina wyemigrowała ze wsi do miasta. Jako, że trzon chrześcijaństwa nie specjalnie różni się od wierzeń pogańskich, częstokroć mogli też postępować w myśl prostej zasady, nowemu świeczkę a starym ogarek. Gdy zaś dowiadywali się, że nowe bóstwo występuje w trzech osobach, trójcy jakowejś, wychodziło im zapewne coś na kształt Świętowita albo Trzygłowa. Otóż możliwe, że szczerze przechodzili na wiarę w Jezusa, ale co szkodzi oddać cześć przodkom czy Mokoszy? Jako, że bogowie często płodzili dzieci Jezus mógł być traktowany jak kolejne bóstwo w panteonie. I to myślenie cechowało wszystkie ludy schrystianizowane, bowiem przedchrześcijański stosunek do religii jest całkowicie inny, niż ten propagowany przez uczniów Jezusa. Otóż mit słowiański dotyka samego momentu stworzenia świata i trwa. Bogowie zaś przychodzili na świat w różnych momentach tej historii więc łatwo zaakceptować jeszcze jednego. Religie objawione mają to do siebie, że rodzą się nagle, w trackie trwania świata. Stąd też wydaje się, że Słowianom łatwiej było zaakceptować kolejne bóstwo. Stąd też dla politeistycznych Słowian, Jezus w trzech osobach, był tylko jeszcze jednym bóstwem. Brać pod uwagę trzeba też fakt, że proces zaczyna się w okolicach X wieku, trzeba też rozważyć jak silne były wierzenia przedchrześcijańskie. Wydaje się, że pokutuje przekonanie, iż chramy i kąciny, stały wszędzie a powietrze aż gęste było od magii. Wydaje się, że Słowianie byli dość beztrosko nastawieni do wierzeń czy dóbr doczesnych. Jedna z koncepcji głosi, że słowiańskość, to specyficzny styl życia, polegający na nieprzywiązywaniu się do wierzeń czy dóbr. Przedstawiciele religii tego typu nie prowadzą działalności misyjnej, nie wydaje się też by byli bardzo ortodoksyjni. Nie muszą się więc bronić przed obcymi wpływami. Wszak wszystko było i jest od zawsze. Z czasem jedno wypierało drugie, tym bardziej że miało wsparcie państwa, instytucji ale jaka była prawdziwa skala religijności przedchrześcijańskiej? Możliwe, że taka sama jak chrześcijańskiej. Być może nigdy nie uda się zdobyć niezbitych dowodów. Ludzie jak to ludzie, często dla świętego spokoju wykonywali wszystkie niezbędne gesty, wypowiadali słowa ale tylko dlatego, że otwarty bunt przeciwko nowej religii mógłby się spotkać z opresją, tym bardziej że ta wprowadzana była z czasem systemowo, siłą albo przyjmowana dla politycznych korzyści. Nadal praktykowali dawne obrzędy, których znaczenie malało z czasem ale echa tych obrzędów są widoczne. Nie bez znaczenia jest również stosunek do różnych form religii. Religie objawione zwane też założonymi albo założycielskimi cechuje znacznie większa ekspansywność. Religie wcześniejsze cechuje czasem znacznie większy liberalizm w podejściu do mitu. Stąd też nawracanym na chrześcijaństwo Słowianom mogło być za jedno czy mowa o Maryi czy Mokoszy. Odpowiedniczką Mokoszy wśród Słowian Południowych mogła być Perperuna. Religie objawione są często ekspansywne i agresywne na poziomie instytucji. Religie wcześniejsze, zwane pierwotnymi oraz chrześcijańska religijność ludowa często rozpowszechniają się na zasadzie dyfuzji. Instytucje pilnują jedynie by nikt nadmiernie nie godził w trzon mitu. Nie oznacza to, że ich przedstawiciele nie składali czasem krwawych ofiar, nie toczyli sporów na tym tle. Nie można jednak mieszać Majów ze Słowianami i każdy przypadek należy rozpytywać oddzielnie. I tak zwyczaj kolędowania do spóły z tym rogatym bydlęciem zwanym Turoniem, przetrwał sobie nie niepokojony przez nikogo, zwłaszcza na terenach wiejskich. Ciekawostką niech będzie, że w południowej Walii spotkać można coś bliźniaczo podobnego, zwanego Mari Lwyd. Bywało trzeba przyznać, że na obrzędy skierowane do dawnych bóstw, nowi kapłani patrzyli nieprzychylnie zwłaszcza w większych ośrodkach, więc oddawano im cześć pokątnie lub trzeba było jakoś z nowymi świętami je powiązać. Przybierały więc nowe znaczenie, tym bardziej że ciężko wymyślić nowe zwyczaje i obrzędy. Może zaś przeciwnie? Patrzyli przychylnie bowiem wiedzieli, że nie opanują ludu, jeśli będą zbyt mocno naciskać? Jak mówił pewien biskup w „Narrenturum” Sapkowskiego, papież jest daleko, w Rzymie. Problemy komunikacyjne sprawiły, że kapłani na danym obszarze tworzyli niejako własne chrześcijaństwo ze wspomnianego ludu pomocą, tak by ten dalej mógł czcić przodków, Mokosz i Trygława. Zawsze historię przedstawia się z punktu widzenia chrześcijańskiej ekspansji i upadku kolejnych bastionów pogaństwa. Co zaś, jeśli pogaństwo stawiło sprytny opór? Zważywszy na silny kult maryjny w Polsce, może to tak zwani poganie, dopasowywali chrześcijaństwo do swoich potrzeb? Część Słowian nastawiona była na kult bóstw żeńskich, więc przechrzcili Mokosz, imieniem Marii Panny i nadal oddawali cześć bogini płodności i urodzaju. Sam Kościół Katolicki to twór zbyt rozlazły, by dało się kontrolować wszystkie jego składowe, nawet przy współczesnych środkach komunikacji. Warto zwrócić uwagę na pewien współczesny rozdźwięk pomiędzy samą Polską a Watykanem. Papież jest daleko. W Rzymie. Nie wszędzie znajdzie się jemiołę u powały i sianko na stole. Nie wszyscy obchodzą wigilię bożego narodzenia. Święta bożego narodzenia wyglądają trochę inaczej w każdym rejonie. Obrzędy na cześć dawnych bóstw wtopiły się w lokalne obchody Bożego Narodzenia, czasem do tego stopnia, że zostały w pełni zaakceptowane przez kościół i włączone do lokalnej tradycji, choć z przymrużeniem oka. I tak choinka została zaakceptowana niemal w całym chrześcijańskim świecie, stając się niemal symbolem tych świąt. Wiemy, że Egipcjanie zdobili wnętrza domostw palmami, z okazji świąt związanych z bogiem Ra, co miało symbolizować zwycięstwo życia nad śmiercią. Podobnie czynili Germanie, Słowianie i masa innych ludów. Nigdzie w Biblii nie ma nic na temat świętego podróżującego zaprzęgiem z wiecznie nawalonym reniferem na czele ani nadziewania aniołka na choinkę. Może to jakiś relikt z czasów chrystianizacji Wołoszczyzny? Kto wie. Dziwnym zaś trafem Słowianie i celtyccy druidzi mieli pewną cechę wspólną, polegającą na niechęci do słowa pisanego, przez co mało wiemy na temat obu grup. Jest to oczywiście do pewnego stopnia żart. Pewnego. Niemniej pewne zwyczaje jak chociażby wszystkie związane z sianem, przetrwały choć z czasem wtopiły się w obrzędy Bożego Narodzenia, do tego stopnia, że wydają się zagrabione przez chrześcijaństwo. Nie wszędzie dzieli się opłatkiem, obchodzi Wigilię Bożego Narodzenia czy wiesza te cholerną jemiołę, ale popkultura sprawia, że trafia zwłaszcza do nas masa zwyczajów zupełnie pozbawionych znaczenia. Efektem zaś jest wrażenie, iż sianko dla konia Odyna, które wcale nie jest dla konia Odyna bowiem równie dobrze może być powiązane z Welesem, jest integralną częścią obchodów Bożego Narodzenia jak świat długi i szeroki podobnie jak inne elementy które zostały jakoby bezczelnie ukradzione. One się najzwyczajniej wtopiły na przestrzeni wieków. Stare formy przybrały nową symbolikę, choć czasem trudną do uzasadnienia. Sianko na stole musi być, ale czemu ono właściwie służy? Cóż, tłumaczenie babci pokrywa się z tym co znalazłem w Sieci, czyli stajenką w której miał urodzić się Jezus, geneza jest natomiast zupełnie inna. Prócz tego, trzeba pamiętać, że ludzie potrzebują wytycznych. Jak mam celebrować Boże Narodzenie? Druga i ważniejsza sprawa, to sianko, opłatek, choinka nie są obligatoryjne ale święto potrzebuje formy. Elementy te choć zupełnie niezwiązane z chrześcijaństwem są niezbędne jako forma obchodów. Historia zwyczajów bożonarodzeniowych nie jest jednorodna, spójna i nie ma jednego źródła. Każdy region wytwarza własne zwyczaje w oparciu o, cóż, własne zwyczaje, które powszechne były przed procesem chrystianizacji. Praktycznie nieznany w Polsce zwyczaj dwunastu dni świąt wywodzi się z obchodów Yule. Stąd ryt regionalny ma niebagatelne znaczenie i wszystko zależy z jakiej perspektywy się opowiada. Jako, że masa opracowań jest anglojęzyczna i pochodzi z anglosaskiego kręgu kulturowego, na polską specyfikę nakładają się ichniejsze obserwacje. I choć zachodnia kultura przenika do Polski, to początki są w obu przypadkach są trochę inne. W dodatku cały proces jest bardzo skomplikowany bowiem obejmuje masę zjawisk, takich jak religijność, instytucje, stosunek do religii, procesy społeczne i psychologiczne. Nie można ot tak wskazać palcem i powiedzieć, że chrześcijanie ukradli jakieś wierzenia czy zwyczaje. Na koniec warto jednak zwrócić uwagę na kilka spraw. Pierwsza to potrzeba powrotu do „słowiańszczyzny”, która może zostać zaspokojona łatwiej niż się wydaje. W obchodach najróżniejszych świąt przetrwała masa dawnych zwyczajów, które na przestrzeni lat miały olbrzymi wpływ na formowanie się chrześcijaństwa. Wprawdzie to objęło w swym zasięgiem sporą cześć świata, tak to tak zwani poganie mogli ostatecznie wygrać tę rozgrywkę. Władza zwierzchnia, instytucjonalna należy do chrześcijaństwa, ale pomimo złożonej, wymagającej własnych studiów teologii, nie udało mu się chrześcijaństwu wpłynąć na pewne aspekty wiary. Odcisnęło ono swoje piętno na podejściu do kobiet, kwestii moralnych, ale obecnie też coraz silniej traci wpływy. Patrząc z jeszcze inne perspektywy, Boże Narodzenie staje się coraz mniej boże. Nawet Święty Mikołaj, występujący jako Santa Claus, coraz bardziej przypomina swe przedchrześcijańskie pierwowzory. Całość zaś przeradza się w końcoworoczny festiwal świateł, mający poprawić humor w trakcie zimowych dni. W połączeniu z Sylwestrem wszystko zmierza w stronę dawnych obrzędów na rzecz odrodzenia światła i odnowienia czasu… Patronite Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Kultura Odrobina antropologii Socjologia antropologiaarchitektura prlbibliaBoże NarodzeniechoinkachrześcijaństwoDadźbógdiduchEgipcjanieEgiptekspansja chrześcijaństwaGrecjaGrecyhistoriaIslamJezusJezus ChrystusJowiszjudaizmkulturaMari LwydMarsmitraizmOdynPerunpodłaźniczkareligiarozwój chrześcijaństwaRzymRzymianiesocjologiaSwarógŚwięta Bożego NarodzeniaŚwiętowitThorTortradycje bożonarodzenioweWeleswielkanocwołchwzaratustryzmzaratusztrianizmżercazoroastrianismzoroastrianizmzoroastryzmzwyczaje świąteczne