godland

Godland

Godland” to wyśmienity wizualnie film o losach fotografa, który pod pretekstem wyprawy misjonarskiej, postanawia zmierzyć się z Islandią i ponosi porażkę.

Zdjęcia

Historia zaczyna się od zdjęć. Hlynur Pálmason, wykorzystał protokół z Blair, by dać powód do opowiedzenia swojej historii. Tym, którzy nie pamiętają „Blair Witch Project”, przypomnę, iż twórcy przygotowali zmyślną i nad wyraz skuteczną kampanię, polegającą na stworzeniu legendy o zaginionych studentach, którzy przepaść mieli bez wieści w trakcie poszukiwań Wiedźmy z Blair. Reżyser „Godland”, stosuje tę samą sztuczkę, tylko na mniejszą skalę. Tym bardziej, że nie zostają one nawet zaprezentowane. Są jedynie marketingową zagrywką, ale skala jest nieporównywalnie mniejsza. Można zastanowić się, co jest ciekawsze, kilku chłopa jadących na koniach czy zaginieni w wyniku ingerencji mrocznej siły?

godland
Kadr z filmu „Godland”

Godland”, to film fotograficzny a fotografia krajobrazowa, nie jest zbyt dynamiczna. Całość została skomponowana jak ruchome zdjęcie, które często zamiera. W wielu momentach ciężko powiedzieć, czy ma się do czynienia z nieruchomym zdjęciem, filmem czy może ruchomym obrazem. Porównania tego użyłem przy okazji pisania o „the French Dispatch” Wesa Andersona. U Pálmason sprawa jest jednak mniej teatralna. Całość przypomina bardziej pejzaż, dobry pejzaż fotograficzny. Przeczytałem wiele recenzji i w żadnej właściwie nie poruszono wątku fotografa a szkoda, bowiem Lucas, pastor który przybywa na wyspę jest właśnie fotografem.

Islandia

Trzeba użyć mocnego stwierdzenia i napisać, że Lucas to kretyn. Zdecydował się wybrać ciężka, wymagającą trasę przez Islandię, będąc do tego skrajnie nieprzygotowanym fizycznie i psychicznie. Nie nawykł do jazdy konnej, nie potrafi rozbić namiotu, jest mądralą, której zachciało się przygody. Liczy, że wszystko zostanie dla niego przygotowane, ale przewraca się już w pierwszym kadrze. Lucas jest Duńczykiem, który jedzie by założyć parafię na jednym z wybrzeży Islandii. Szybko okazuje się, że nie zna tamtejszego języka i zdany jest na łaskę tłumacza. Wątek przyjaźni z tłumaczem od początku wydaje się dziwny i wydaje się nacechowany homoerotyzmem, choć później, po śmierci tłumacza, która nastąpiła z jego winy, gdyż upadł się za wszelką cenę przeprawić przez rzekę, nawiązuje relację z Anną, córką Carla. Lucas wydaje się mieć pretensje do wszystkich na około, że nie przygotowali się na jego przybycie. Islandia okazuje się trudnym przeciwnikiem, dla złaknionego przygód mola książkowego. Załamuje się pod ciężarem własnego aparatu, własnych decyzji, klimatu.

Kadr z filmu „Godland” / Lucas jest fizycznie nieprzygotowany na trudy i znoje. Pod ciężarem własnego aparatu upada zaraz po wyjściu na brzeg.

Śmierć tłumacza przekreśla możliwość nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z miejscowymi, choć od początku nie byłyby one możliwe. Ragnar, odnosi się do Lucasa wrogo, gdyż ten na dzień dobry przemawia doń po duńsku. Ragnar wprawdzie zna ten język, choć słabo, ale wyraźnie czuje się urażony faktem, że misjonarz nie próbował się nawet porządnie przygotować do swojej roli. Można ten wątek odczytać przez pryzmat kolonizacji. Narzędziem kolonizatora zaś, często jest aparat fotograficzny, który staje się orężem, narzędziem władzy. Lucas bardzo często domaga się by tubylcy mu pozowali. Cały czas okazuje im pewną pogardę, nieufność a le gdy nachodzi go chęć zrobienia zdjęcia, po prostu je robi a oni mają obowiązek mu pozować.

Droga Lucasa usłana jest malowniczymi kadrami, które pokazują piękno Islandii. Nie sposób nie zachwycić się tą wyspą, jej krajobrazem. Lucas biega ze swoim aparatem, zainteresowany robieniem zdjęć, także ludziom, którzy albo nie rozumieją ani słowa z tego co mówi, albo nie chcą rozumieć, bo on nie chce zrozumieć ich. Napisano wiele interpretacji tego filmu, na temat walki ze sobą, szukaniu wiary, jej utracie. Sam tytuł filmu jest dość mylący, bowiem „Volaða land” oraz „Vanskabte Land” w żadnym tłumaczeniu nie dają nic zbliżonego do angielskiego tytułu. Możliwe, iż właśnie to nieszczęśliwe tłumaczenie rzutuje na dotychczasowe interpretacje. Główną rolę gra tutaj aparat fotograficzny. Już sam fakt opowiedzenia historii na podstawie zdjęć, daje do zrozumienia, że właśnie to właśnie aparat jest ważny.

Lucas jest fotografem, nie misjonarzem. Wydaje się raczej korzystać z przywilejów podróży służbowej, by oddać się pasji, niż faktycznie nawracać, nauczać czy chociażby pielęgnować istniejące już kiełki wiary. Skupiony jest w całości na swym aparacie, zdjęciach, krajobrazach i ludziach. Nie interesują go oni jednak, nawet w wymiarze antropologicznym. Patrzy na nich jak na obiekty, elementy krajobrazu. Można w tym upatrywać krytyki misjonarstwa jako takiego, które ma na celu jedynie wykonanie pewnego planu, włącznie w obszar panowania kościelnej machiny kolejnych ziem i dusz, bez większego zainteresowania jednostką. Kościół interesują wyniki i statystyki.

Kapłan ma jednak wrażliwe oko i tak też patrzy na Islandię. Dostrzega jej piękno, rejestruje je, czeka, szuka. Wydaje się być artystą, pejzażystą, który przybył sfotografować nieznany sobie ląd. Kadry, które należeć mają do Lucasa, są bardzo przemyślane, starannie zaplanowane i skomponowane. Nie ma w nich ręki amatora czy pozbawionej wrażliwości skrupulatności dokumentalisty. Fakt korzystania z trudnej, wymagającej techniki nie oznacza jeszcze, że każdy był wówczas artystą. Po zamożnych fanach fotografii, została cała masa bezwartościowych artystycznie zdjęć. Nie boi się tracić czasu na robienie zdjęć, choć drażni go konieczność czekania na opadnięcie wody w rzecz, co doprowadza do tragedii. Śmierć tłumacza wywołuje w nim głęboką traumę i smutek, które będą towarzyszyć mu przez resztę filmu.

Gdy Ragnar prosi o zrobienie mu zdjęcia, Lucas zaczyna niego krzyczeć, że nie rozumie tego, co ten mówi, iż skończyło mi się srebro. Postawa taka wydaje się charakterystyczna dla wielu fotografów podróżników. Sytuacja, w której współcześni fotografowie wynajmują lokalnych przewodników, często z krajów biedniejszych, bowiem fotografia zwłaszcza uprawiana przez Lucasa to drogie hobby, ale za nic mają ludzi i kulturę fotografowanych obszarów. Interesują ich kadry, ludzie malowniczy,  tematy warte pokazania, kiedy fotograf uważa ich za wartych pokazania. Nie należy prosić fotografa o zrobienie zdjęcia. Sam chciałby, by wszyscy mu pozowali, ale sam nie ma ochoty fotografować na ich prośbę a może nawet życzenie. Aparat jest symbolem statusu Lucasa, bowiem najprawdopodobniej na całej Islandii, nie ma aparatu fotograficznego, nikogo choćby bliskiego zrozumienia tajników jego działania. Tamten aparat, metoda wykonywania zdjęć, wymagał bez mała alchemicznej wiedzy, człowieka uczonego, biegłego w tworzeniu skomplikowanych mieszanek. Sam fakt posługiwania się tym chemiczno-optycznym urządzeniem, sprawia, że Lucas może czuć się lepszy od prostych mieszkańców Islandii. Najprawdopodobniej mało który fotograf, chociażby próbuje nauczyć się podstaw języka kraju do którego zmierza.

godland
Kadr z filmu „Godland”

 

Przyznam, że nie doszukiwałem się w tym filmie kwestii związanych z wiarą, ale ich nie odnalazłem. Najbardziej interesujący jest stosunek człowieka z dużego, ważniejszego w swoim mniemaniu, liczącego się kraju, do mieszkańców kraju, do mieszkańców lądu mniej znaczącego, ale dlań interesującego. Można zastanowić się, jak Lucas w ogóle chce sprawować swoją posługę, nie znając nawet podstaw islandzkiego. Nie jestem do końca przekonany, czy w ogóle chciał to robić. Można odnieść wrażenie, że załapał się jako turysta. Zależy mu na wyjeździe na Islandię, na podobnej zasadzie, jak wielu współczesnym. Ciężko powiedzieć czego on właściwie oczekuje, ale jest turystą uzbrojonym w drogi sprzęt i przewodników, na których jest obrażony, że nie przygotowali się należycie do świadczenia usługi. Niemniej jego wrażliwość nie może zostać pominięta. W ten sposób Pálmason stawia nas, widzów w bardzo trudnej sytuacji. Człowiek wysoce wrażliwy, nie może być całkowicie zły. Zatem nawet mają kolonizatorskie zapędy, przyjmując perspektywę dominującą, Lucas postawiony zostaje nie tyle na rozdrożu, co w dwóch rolach równocześnie. Bardzo często stawia się zarzut, iż pierwsi antropolodzy czy socjolodzy, traktowali mieszkańców badanych terenów przedmiotowo. Niemniej ich wrażliwość, zainteresowanie, stały się podstawą dzisiejszych teorii. Nie można by wieszać dziś nań psów, gdyby nie podjęta przez nich pionierska działalność naznaczona mentalnością kolonizatorów, poczucie wyższości i dominacji, ale też zainteresowanie tymi ludźmi, pewna wrażliwość, które dały początek dzisiejszym schematom krytycznego myślenia.

Patronite Herbata i Obiektyw

Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw