konstruktywna krytyka

Krytyka (nie)konstruktywna

Konstruktywna krytyka. Każdy o tym słyszał, ale mało kto widział. Znaczna część krytyków, zwłaszcza internetowych przyjmuje swój gust za wiodący, oczekuje dostosowania.
Atoli może być gorzej. Trafiamy na konstruktywną krytykę, która jest bezwartościowa. Jak to?! To tak się w ogóle da?! Ano da. Czasem genialna rada człowieka, który naprawdę wie co mówi, może być dla nas bezwartościowa.

Krytyk krytykowi nie równy

Zdecydowanie lepiej posłuchać Tomka Sikory niż forumowego pana Mirka, który wie wszystko. Internetowi krytycy przeważnie mówią na raz i każdy mówi coś innego. W sztuce musimy kierować się w równej albo i większej mierze introspekcją niż opiniami innych. Dużo się mówi o krytyce, o tym żeby ją przyjmować ale głównie dlatego że każdy chciałby mieć prawo głosu w stosunku do naszych zdjęć. Skąd macie jednak wiedzieć, że rada jest dobra? Czasem nawet mają coś bardzo rzeczowego do powiedzenia, ale może was to pchnąć na niewłaściwą drogę. Dać złą dobrą radę. Tylko jak prawdziwe dobra rada może nie być dobra?  W fotografii jak w malarstwie czy pisarstwie nie istniej jedna, jedyna słuszna droga.

Konstruktywna krytyka

Nim przejdziemy dalej, spróbujmy sobie konstruktywną krytykę ową zdefiniować. W swej idealistycznej wersji jest to chęć pomocy młodszym albo mniej doświadczonym kolegom i koleżankom w ich fotograficznej przygodzie. Owo słowo wytrych, konstruktywna, ma nieść ze sobą pozytywny ładunek emocjonalny, bowiem krytyka musi coś wnosić, pozwalać rozwiązywać problemy, unikać ich, uczyć. Krytyka, taka przez duże K, to zupełnie inna para kaloszy. Stanowi pogłębioną analizę poszczególnych prac, nurtów, zjawisk i nie zawsze jest przyjemna. Nikt też nie oczekuje od krytyka, że będzie uczył artystę jak ma pracować, dawał mu rady. Krytyka czyli analiza może być pochlebna lub miażdżąca dla twórcy. Twórca nie musi jej nawet czytać, choć czasem krytyka może zepchnąć kogoś na boczny tor albo wykreślić z historii sztuki.

Wałkowana w Internecie „konstruktywna krytyka” to termin łagodzący potrzebę znęcania się nad mniej doświadczonymi albo mniej pewnymi siebie. Każdy z nas odczuwa potrzebę powiedzenia czegoś. Im zaś mniej wiemy, tym więcej gadamy. Dopadło mnie to nie raz, zwłaszcza gdy ledwo co liznąłem zagadnienia jakim jest fotografia. Tak mnie jak moich kolegów i koleżanki z kółka fotograficznego, na którym tak naprawdę zderzyłem się socjologią praktyczną. Nic tak doskonale nie obrazuje wykładów o małych grupach jak mała grupa wszechwiedzących.

Nowa osoba w grupie ma najniższy status. Przewodził jej kotlecista czyli fotograf ślubny. Grupę tworzyło kilku jego znajomków, którzy obficie ślinili się na widok modelek, które czasem urozmaicały nasze spotkania. Mieli niewielką wiedzę, ale wypowiadali się na każdy temat. Właściwie dołączenie do oficjalnie działającego „kółka fotograficznego” było niemożliwe. Powodem szydery była nawet niewystarczająca ilość pieniędzy na notebooka, który oni uważali za słuszny. W perspektywie czasu udało im się, sprawić, że do grupy dołączali tylko potakiwacze. Dokładnie jeden. Zostali sobie zatem w piątkę ale długo nie wytrzymali. Wówczas myślałem, że to marginalne zjawisko, ale potem portal DigArt udowodnił, że wcale nie. Niestety na pewien czas udzielił mi się ten sposób argumentacji. Tak samo jak masie innych młodzików w świecie fotografii, którzy raźno bluzgali po sobie nawzajem. Chyba kwintesencją zabawy była sytuacja gdy portal ten udowodnił, że nawet znany fotograf i artysta, który jeśli to teraz czyta niech wie, że go nie pozdrawiam, gotów jest grozić śmiercią i piąchami za niegodne ocenienie jego pracy. Walki kogutów były z resztą głównym zajęciem krytyków, którzy to chcieli być konstruktywni. Natomiast artyści mają kruche ego.

Konstruktywna krytyka jest zatem raczej legitymizowaną formą przemocy. Pozwala na atak wobec drugiej osoby, ale hej, ja chcę ci pomóc. Przed Tobą jeszcze daleka droga i nie mówię tego z troski, ale żebyś wiedział czy wiedziała, że nigdy niczego nie osiągniesz. Konstruktywna krytyka nie jest również w stanie wyjść poza podstawowe kwestie techniczne. O ile te często bywają pomocne, zwłaszcza gdy zadane zostaje konkretne pytanie lub gdy ktoś potrafi odczytać intencje ze zdjęcia. Widzę, że chciałeś, chciałaś zrobić klasyczny portret typu beauty, zatem te wielkie cienie pod oczami, można w przyszłości zniwelować tak a tak, jest poradą jak najbardziej na miejscu. Gorzej, gdy radosna kompania nie potrafi zrozumieć, że ludzie są różni.
Czasem przez zdjęcia wyrażamy siebie, czasem mówimy o innych. Przeważnie nie jesteśmy aż tak interesujący jak się nam wydaje i postrzegamy ludzi w sposób bardzo przedmiotowy.
Drażni nas gdy ktoś wyraża inne podejście, bowiem musimy zakwestionować własne, co wiąże się z nieprzyjemnymi doznaniami. Stąd próba zakrzyczenia delikwenta czy delikwentki. Wbrew pozorom mało który fotograf lubi mierzyć się z rzeczami trudnymi, dającymi do myślenia. Do myślenia daje zaś fakt, że ktoś fotografuje inaczej niż Ja, moja grupa.

Krytykowanie czy raczej czepianie się kogoś za podejmowanie pozornie nieciekawych tematów, robienie prozaicznych zdjęć, jest niejako czepianiem się kim dana osoba jest. Świadczy to w pewien sposób o naszym podejściu. Chcemy być wyjątkowi, pasjonuje nas to co wzniosłe. Tylko nie jest to żadne nowe odkrycie. Celebryci i skrajne ubóstwo. Oto przedmiot zainteresowania klasy średniej. Wspaniałe widoki albo obraz nędzy i rozpaczy. Tutaj pojawia się kolejna paranoiczna, schizofreniczna wręcz przypadłość naszej kultury. Chrzanimy by być sobą, ale gdybyś łaskawie zmusił się by być kimś innym, to jest takim, jakim nam odpowiada…to poprosimy. Wymusimy. Nawiązując tutaj do słynnej reklamy OLX, bądź sobą. Chyba, że jesteś chamem, wtedy bądź kimś innym. Skoro lubię ciszę, spokój, samotność, dlaczego mam robić coś wbrew sobie? Zawsze też pasjonowała kultura Japonii, jej minimalizm, skupienie na prozaiczności. Nie szukam dramatycznego światła, nie lubię nadmiaru ozdobników. Nie będę robił zdjęć glamour, beauty ani żadnych takich. Moje krajobrazy nie będą przypominały zdjęć Eliego Locardi. Zatem pojawia się kolejna trudność w udzielaniu bezinteresownych rad, które nie są poparte porządnym namysłem. Chyba, że masz taką aktorską naturę, która pozwoli ci wykreować sylwetkę fotografa, którym wprawdzie nie jesteś, ale świetnie się sprzedaje. Wówczas robi się nieco zawile, ale to ci odpowiada. Torturowanie się w fotografii nie ma sensu.

Konstruktywna krytyka
fot. Sebastian Benbenek

Stąd też nie należy pytać kotlecisty, co sądzi o innej niż jego własna fotografii. Nie przeczę, pewną wprawę w tejże fotografii ślubnej osiągnął, ale poza nią nic go nie interesowało. Może trochę reportaż, ale marginalnie. Wszystkie książki jakie przeczytał, były z zakresu błyskania i kadrowania. Był fotografem ślubnym i tyle. Nie interesowała go nawet sztuka. Interesował go zawód fotografa, sprowadzony do jednej, wyspecjalizowanej dziedziny. Natomiast ja go słuchałem. W kwestii refleksów światła na ścianach. Panuje przekonanie, że będąc fotografem trzeba najpierw opanować warsztat a przez to nauczyć się robić każdy typ zdjęć. Tylko, że ta czarna puszka, nie każdemu jest potrzebna by tworzyć portrety. Warsztat zaś związany z tą abstrakcją też będzie się rozwijał, ale inną drogą. Dzięki takim poradom miotałem się pomiędzy tym co lubię robić a tym czego oczekiwano, że będę robił. Drugi geniusz miał obsesję na punkcie chudości. Interesowały go zgrabne, doskonałe modelki. Stało to w sprzeczności, że było mi za jedno, czy fotografuję mężczyzn czy kobiety i jaka jest ich sylwetka. Już fakt fotografowania mężczyzn był powodem głupawych żartów. Przenoszą swoje kompleksy, fiksacje, na innych aby upewnić się, że wszystko z nimi ok, norma zaś jest jedna. Przynajmniej w ich ograniczonych głowach.

Czasem zaś cenniejsze od rady sprzętowo-technicznej, jest zwrócenie uwagi na kwestie, których nikt na co dzień nie porusza. Wiesz, że retuszując modeli i modelki do tego stopnia, tworzysz dość nierealne kanony piękna, którym mało kto może sprostać? Tego typu uwagi, choć wydają się powszechne, gdy wygłaszane dogmatycznie oraz wobec znanych i poważanych, stanowią obelgę wobec szeregowego pstrykacza. Łatwiej nawet zaakceptować uwagi odnośnie warsztatu, niż samego wydźwięku zdjęcia. Ono ma być podziwiane pod tym względem bezkrytycznie. Niestety, kogo i jak przedstawiamy, analiza naszych ukrytych motywacji, jest poza naszym zasięgiem.

Krytyk dokonać może analizy obrazów celebrytów, ubóstwa, w oparciu o formy ich przedstawień. Czy możemy postawić tezę, że osoby o niskim statusie ekonomicznym są w pewien sposób romantyzowane, jako odcięte od konsumpcjonizmu? Oczywiście. Wymaga to jednak pewnej analizy, refleksji. Podobnie obrazy wyidealizowane, perfekcyjne, jako niemożliwe do naśladowania przez tak zwanego przeciętnego internautę. Ciężko tworzyć w próżni. Mariaż sztuki z krytyką, może być opłacalny dla obu stron. Krytyk sztuki nie jest w stanie pracować bez sztuki, bo czym się wówczas zajmie? Natomiast artysta nie musi w gole zwracać uwagi na krytykę i zmieniać swojej twórczości pod jej wpływem. Może natomiast zachęcić innych twórców do obrania nowego kierunku, który był wcześniej marginalizowany, co zaowocuje tekstami krytycznymi wobec tej nowej twórczości. Tak pochlebnymi jak negatywnymi. Nie oznacza to, że krytyka zawsze ma realny wpływ na świat sztuki. Częściej, zdecydowanie częściej, jest komentarzem dla odbiorcy. Nie jest jednak taka krytyka czymś łatwym, bowiem czasem wymaga badań a nie jedynie gabinetowej refleksji, choć i tak bywa niezwykle przydatna. W obrębie owej klasy średniej chodzi raczej o doczepienie się do Obcego i pochwalenie swojego.

Złe i dobre

Daleki jestem od tego dziwacznego podejścia, że nie można nikomu powiedzieć, że to co robi nam się nie podoba, bo z miejsca zostaniemy okrzyknięci hejterami i należy akceptować wszystko na około. Uważam też, że niechlujstwo istnieje. Nie jestem wyznawcą skrajnego relatywizmu. Rozróżniam jednak, wyrażanie mojej subiektywnej opinii, wrażenia, od pogłębionej analizy. Oczywistym będzie, że stwierdzenie, iż coś się nie podoba, spotka się z ostrą reakcją pozostałych. Jest to jedna z tych dziwnych reakcji tłumu, który mało co rozumie. Wybaczcie, ale taka jest prawda. Gdy razem tworzy się jakąś społeczność, komentuje nawzajem swoje prace, stwierdzenie, że komuś coś się nie podoba jest jak najbardziej na miejscu.

Wiecie, że człowiek potrafi robić kilka rzeczy na raz? Nie, żeby od razu chodzić i myśleć, co to, to nie. To nas przeważnie przerasta. Doskonale za to potrafimy wspierać trzy sprzeczne poglądy na raz i nie widzimy problemu, że się wykluczają. I tak, jeśli zrobisz zdjęcie z jakimś typowym motywem pewnie ktoś to pochwali. Na portalu artystycznym częstsze będzie jednak dopatrywanie się, cóż to zdjęcie miało oglądającym powiedzieć, dlaczego jest sztampowe, przecież to już było, zero w tobie oryginalności. Gdy zaprezentujesz artystycznej gawiedzi zdjęcie inne od tych, które sami robią, które najczęściej oglądają, oceniają, chwalą, to dowiesz się, że to bez sensu. Nigdy nie zdobędziesz publiki, sławy, pochwał, robiąc takie rzeczy. Zatem mam przecierać nowe szlaki czy podobać się wszystkim? Zdecyduj się.

 

Konstruktywna krytyka
fot. Krzysztof Gierałtowski

Ja mogę krytykować, ale nie mogę być krytykowany bo jest to hejt. Być może te kretyńskie komentarze i całe strony „Zjawiskowa!”, „cudne!” „Boskie!”, „zmysłowe!”
są wynikiem tego, że z jednej strony i tak nie da się nic powiedzieć o tych zdjęciach. Świetne technicznie, wyretuszowane i tyle. Notoryczna obawa przed kołami wzajemnej adoracji. Kolejnym przejawem absurdu są komentarze zdjęciem z wypiętym tyłkiem, co też ta praca miała przekazać? Szanowny komentujący. Na jednym profilu wychwalałeś pod niebiosa identyczne zdjęcie a na drugim profilu domagasz się od kogoś dosłownie dorabiania ideologii do dupy?

Obok siebie może istnieć kilka, kilkanaście, więcej „estetyk”, w których można się poruszać. Porada udzielona nawet przez mistrza w jednej może okazać się bezwartościowa dla kogoś, kto porusza się w innej, lub pragnie się w niej poruszać. Również zadania, rola sztuki, to rzecz dyskusyjna. Dyskusja sama w sobie złą nie jest. Jednak dyskusja, wymiana zdań, czasem ostra, bywa właśnie konstruktywna. Tymczasem forumowicze przyzwyczaili mnie, że chodzi raczej o zmuszenie rozmówcy do pełnej, bezwarunkowe kapitulacji, przyjęcia poglądów mówiącego i dopasowania się do nich. Wysłuchanie nawet bardzo pouczającej tyrady na temat waszych prac może okazać się dla Was bardziej szkodliwe niż pożyteczne. I nie mówię tu o szukaniu potwierdzenia i powszechnej aprobaty – jak te wszystkie grupki wzajemnej adoracji, to nie jest krytyka tylko piaskownica dla dzieci – tylko kogoś bliższego temu co robimy jeśli już krytyki szukacie. Tylko naprawdę wielcy, potrafią spojrzeć na waszą pracę i choć odbiega ona od wszystkiego co zrobili w życiu, powiedzieć coś mądrego. Negatywnego, pozytywnego, mniejsza o to. Ważne, że wartościowego.

Projekt z przesłaniem

Zauważyć można, że te zbierają najwięcej jadu lecz tylko od fotografów. Autor w coś się zaangażował. Chciał powalczyć ze stereotypami, wyjechał i przez dwa lata kręcił film o miejscach z całego świata. Każdy zrobiłby to lepiej a projekt jest denny. Tylko bardzo często dochodzi do absurdów w stylu czepiania się jednego kadru za łokieć przysunięty zbytnio do brzegu albo lekko ucięty. Natomiast merytorycznie wychodzą jakieś brednie. Jako przykładem posłużę się pewną serią zdjęć, której  autor zestawił tego samego modela w dwóch rolach. Biznesmena i gangstera z bronią i tatuażami na całym ciele. Naturalnie padają teksty, iż jest to debilizm gdyż kiedy wpada ci do sklepu facet z dwoma gnatami chyba nie potraktujesz go jak przyjaciela. Serio? Zero interpretacji? Może to bez znaczenia? Z jednej strony, co chwila społeczność fotografów domaga się ambitnych treści a gdy je dostaje to je wyśmiewa. Nie przeszło im nawet przez myśl by , że chodzi o wyobrażenie. Nie chodzi o konkretną sytuację, bowiem każda osoba z dwoma pistoletami wymierzonymi w Ciebie jest niebezpieczna. Chodzi jednak o schemat myślenia. Mówię o koledze imieniem Arthur, pada informacja iż jest czarnoskóry, budzi się skojarzenie, że może być niebezpieczny i czy warto się z nim trzymać. Wymaga to trochę abstrakcyjnego sposobu myślenia. Osoby czarnoskóre, obecne jedynie w wymianie zdań, jawią się od razu jako niebezpieczni mieszkańcy gett. Tak samo stereotypową rolą dla Polki w UK jest rozkładanie paczek a nagle okazuje się, że nie dość, że to psycholożka. Chyba jednak podtrzymam swoje zdanie, że rozmowy na forach są bez sensu. Czasem ulegnę pokusie i coś skomentuję, jednak w znacznej części przypadków dyskusja nie ma sensu. Są naturalnie miejsca, gdzie komentować warto, jest z kim pogadać. Są one jednak rzadkością.

Cała banda psychologów

Gdy zamknięta zostanie lista drobnych niedoskonałości technicznych, względnie autorowi udowodni się, że nie dysponuje tak dobrym aparatem jak cała rzesza forumowych mistrzów, nadchodzi czas na biegłe wywody psychologiczne. Pojawiają się zwłaszcza gdy autor fotografii chciał pokazać nam coś, czego jeszcze nie widzieliśmy albo temat jest trudny.
99% komentujących wie o psychologii – a co tam! – o psychiatrii więcej niż sami uczeni. Podziwiam zwyczaj kreowania własnych zestawów chorób psychicznych i aplikowania właściwego leczenia. Heh. Jak to było? Po co wysyłać dziecko na studia? Wystarczy, że zostanie polskim internautą będzie się znało na wszystkim. Względnie internautą w ogóle ale my jesteśmy akurat w Polsce.

Wprowadzić w życie

Jeśli mowa jest srebrem, to milczenie jest złotem

Konstruktywna krytyka jawi się mniej więcej jak idealny komunizm. Teoretycznie wszystko jest dobrowolne, nie ma uciski, nacisku, wszyscy są równi, ale ostatecznie zamienia się bijatykę. Na poziomie na którym operujemy, jest niemal nie do zrealizowania i sprowadza się do dokopania słabszemu koledze. Wyżej też nie. Sam fakt, że ktoś jest bardziej znanym twórcą, nie znaczy, że wypuszczą go z biedronki bez paragonu. Niektórzy mają w sobie taki mentorski dryg, który sprawia, że potrafią pomóc. Nie jest to częsta umiejętność, stąd też jest cenna.

Czy mam pomysł jak to zrobić? Częściowo. Najlepiej zastanów się jakie są twoje intencje względem mówiącego. Chcesz mu tylko utrzeć nosa jaki to jesteś fajny i doświadczony? Dręczą cię kompleksy? Dostrzegasz w tym młodym człowieku potencjał, którego sam nie masz? Zatem milcz. Dobra. Bardzo chcesz pomóc i koniecznie coś powiedzieć, bo uważasz, że twój komentarz może zmienić życie osoby krytykowanej na lepsze? Jeśli naprawdę jesteś ciężkiej wagi wymiataczem i wiesz co mówisz. Widziałem już komentarze, że modelka na zdjęciu aktu, wygląda nieapetycznie, bo jej ciało nie jest perfekcyjne. Pod zdjęciami modeli, zaczynały się awantury o „chłystków w rurkach”. Z takim podejściem w świecie mody kariery raczej się nie zrobi. I przeważnie nie robili. Nijak takim słownym utarczkom do krytyki, takiej przez duże K. Krytyka bowiem jest sztuką analizy zdjęć, która wychodzi poza ramy zdjecia. Jej trochę niedorobiona przyrodnia siostra, zwana konstruktywną skupia się tylko na tym, co ujęte w kadrze, choć i to nie zawsze. Nie wszystko bowiem co tam zawarte, jest zrozumiałe dla krytykujących. W przypadku zdjęć czysto komercyjnych, powiedzmy produktowych, można udzielić pewnych rad. Na przykład, jak zniwelować refleks światła na butelce aby etykieta była czytelna. Mała uwaga kompozycyjna w kwestii chociażby fotografii wnętrz, też może pomóc. Natomiast jeśli chodzi o home staging to powinien wypowiadać się ktoś, kogo wnętrza interesują. Nie raz bowiem trafiałem na uwagi, że to czy tamto wygląda, teraz uważajcie, pedalsko. Nie byłem jakoś specjalnie zaskoczony tymi komentarzami.

Najlepiej nie odzywać się niepytanym. Gdy zaś pojawia się zdjęcie z komentarzem, co poprawić, należy zastanowić się czy w ogóle mamy możliwość udzielenia odpowiedzi. Pytanie o butelki a Ty jesteś wziętym fotografem produktowym? Jasne, możesz odpowiedzieć. Pytanie o portret, gdzie przez przypadek powstały cienie pod oczami a Ty jesteś fotografem portretowym? Jasne, czemu nie. Pytanie o dziwny portret, który nijak nie pasuje do popiersi ładnych ludzi, których fotografujesz na co dzień i nie masz pojęcia o co chodzi? Nie odzywaj się. Będą twórcą nie masz obowiązku słuchać każdego, kto chce coś powiedzieć. Właściwie nie musisz nikogo słuchać.

Podobno kiedyś William Eggleston usłyszał od samego Henriego Cartier-Bressona, że kolor jest gówno warty. Eggleston pokiwał głową i olał faceta. I stał się jednym z najważniejszych artystów współczesnych.

fot. William Eggleston

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉