Fotka

Fotka

Susan Sontag ery mediów społecznościowych głosi tekst na okładce. Urocze, ale nieprawdziwe. Nie każdy kto napisze kilka zdań na temat fotografii staje się nową, nowym Susan. nikt też nie chce być nowym Susan. Jurgenson chce być Jurgensonem. Tym bardziej, że patrzy na świat okiem przychylnym w przeciwieństwie do mardunej Sontag. Zdecydowanie książka jest warta uwagi, ale mam kilka uwag. Dziś na tapet książka pod znaczącym tytułem Fotka. Zaczynamy.

Lektura „Fotki”, może być dla fotografów pewnym zaskoczeniem. Nie jest to bowiem książka o fotografii. Nie znajdziecie w niej też narzekania na masowość fotografii, żadnych nudnawych wywodów, że media społecznościowe zabiły fotografię. Znajdziecie tam wielce niezłą analizę, iż fotografii jako zjawiska społecznego, formy komunikacji. Dużo uwagi autor poświęca zagadnieniom budowania więzi społecznych poprzez media społecznościowe, prawdzie, prawdziwości, naturalności i na wstępie uprzedzam, że krytykuje malkontentów.

Herbata i Obiektyw

Ci z Was którzy są ze mną od początku i uważnie śledzą bloga nie mają czego w Fotce szukać. Autor porusza podobne tematy i ma do nich podobny stosunek co ja. Zasadniczą różnicą jest forma. Fotka to wiedza skondensowana z dodatkowymi przypisami, z których kilka zaznaczyłem sobie kółeczkiem do przeczytania. Zatem mogę w swojej łaskawości polecić tę książkę tym, którzy dopiero do mnie trafili, będą mogli łatwiej nadrobić zaległości.

Fotka

Zwieńczeniem takiej nastawionej wyłącznie na abstynencję edukacji samrtfonowej jest gra towarzyska , o której często się rozmawia – choć nigdy nie widziałem, żeby ktoś rzeczywiście w nią grał, – polegająca na tym, że pierwsza osoba która wyciągnie przy kolacji telefon , płaci rachunek. Wszyscy zwykle zgadzają się, że to świetna zabawa. 

Nathan Jurgenson nie jest Susan Sontag mediów społecznościowych. Publikacja Sontag była przełomowa pod wieloma względami. Łączyła w sobie obserwacje socjologiczne, filozoficzne, które do dziś można wykorzystać w omawianiu zjawisk związanych z fotografią. I tak też Jurgenson czyni. Bardzo często odwołuje się do Barthesa, Sontag, Benjamina czy innych przewijających się w literaturze myślicieli i krytyków. Zbiór felietonów Sontag był dość nowatorski, stał się ważnym punktem w rozwoju dyskursu fotograficznego. Wszystko co jest potrzebne by zaktualizować felietony Sontag, to odrobina zainteresowania i wyobraźni. W pewien sposób Sontag zaznaczyła przyszłe kierunki rozwoju. Jurgenson skupia się na tu i teraz zatem publikacja jest zupełnie inna gatunkowo i jakościowo. Można dokonać bezpośredniego porównania ale nie ma to większego sensu, bowiem w zestawieniu tym Jurgenson przegrywa już na starcie. Nie znaczy to, że publikacja jego jest bezwartościowa. Wręcz przeciwnie. Ta niepozorna książeczka jest wysokiej jakości, prostą, przystępnie napisaną publikacją, która nie stanowi żadnego intelektualnego wyzwania. I to świadczy o kunszcie autora. Zamiast spędzać kolejne dnie i noce analizując co autor miał na myśli będziecie mogli poświęcić czas na dalszą refleksję albo jeśli czasem na takie przemyślenia nie dysponujecie, zostaniecie z porcją naprawdę solidnej wiedzy i przemyśleń o mediach społecznościowych, fotografii. Zatem jeśli interesuje Was społeczny wymiar fotografii to jak najbardziej sięgnijcie. Albo zostańcie u mnie. Z resztą chyba już tu jesteście. 

Wszelkie cyfrowe detoksy to po prostu bzdura. Krytyka moralistów, takich jak nie specjalnie lubiana przeze mnie Sherry Turkle, która zdążyła mi podpaść jeszcze gdy byłem bez mała dzieckiem, wielce przypada mi do gustu. Pomimo powiązań z MIT Turkle jest moim zdaniem uprzedzona do wszystkiego co cyfrowe. Nie wiem czy wiecie, ale jest ona jedną z osób odpowiedzialnych za stworzenie wizerunku komputerowego geeka incela, „traktującego spotkanie z komputerem jak kolejną randkę”. Zatem tok myślenia autora „Fotki” jest zbliżony do mojego. Również jestem przeciwny wszystkim cyfrowym detoksom, fałszywej prawdziwości i wątpliwej moralizacji. . Diagnozy społeczne w stylu „bo przegapisz spotkanie z drugą połówką” to brednie. Następnym razem po prostu nie wysyłaj głupiego po wódkę, bo znów tylko pół litra przyniesie. Koniec jednak żartów. Sieć to sieć. Istotą sieci jest łączyć węzły. 

Zdecydowanie podoba mi się sposób myślenia autora. Przez większość czasu trzeźwo patrzy na świat mediów społecznościowych i nie szuka taniej sensacji. Odrzuca bełkotliwy dualizm świata podzielonego na rzeczywistość i symulację będącą pokłosiem starych wyobrażeń, uprzedzeń i niewiedzy a jeszcze częściej błędnej interpretacji niektórych naprawdę genialnych myśli. Cóż, tutaj do pewnego stopnia winę ponoszą sami myśliciele bowiem często piszą tak, że w okolicach trzeciego akapitu nachodzi czytelnika przemożna ochota wywalenia ich dzieła przez okno. Większa wina spada na tych, którzy wszystko interpretują jako zagrożenie. Piszesz na Messengerze? Odcinasz się od prawdziwych relacji międzyludzkich. Czy poznanie partnera, partnerki przez, poprzez Internet różni się czymś od spotkania na imprezie u kumpla? Nie specjalnie. Czy smartfony sprawiają, że zamykamy się w swoim świecie? Zatapiają nas w świecie wirtualnym? Teza godna internetowego marudy, że ludzie gapią się w smartfony.

No właśnie. Mamy tutaj dwa grzechy teoretyków. Największym jest nieumiejętność korzystania z mediów społecznościowych. Ile razy na studiach słyszałem jak wykładowczyni wyrażała się z pogardą na temat Instagramu czy Facebooka ale okazywało się, że sama z nich nie korzysta i fakt ten był dla niej wielkim powodem do dumy. W tym miejscu bardzo proszę o powstrzymanie się od analogii, że nie trzeba być narkomanem, żeby badać narkomanów. Osoby o których mówimy wygłaszają bowiem opinie moralne, nie naukowe. Czym innym jest stwierdzenie negatywnego wpływu na samopoczucie w wyniku konkretnych badań a czym innym wyrażenie własnego, subiektywnego zdania, że użytkownicy mediów społecznościowych są ograniczeni intelektualnie a one same głupie co często gęsto wynika z nieumiejętności posługiwania się nimi. Druga grupa to łowcy a czasem twórcy zagrożeń. Zjawisko może mieć różnorodne podłoże. Żyjemy w kulturze zwanej kulturą zagrożeń. Upatrywanie we wszystkim zagrożeń, nie jest tożsame z analizą krytyczną. Zwróćcie proszę uwagę, że często gęsto, teksty na temat szkodliwości mediów zaczynają się od wstawki o tym, jak media społecznościowe usprawniły nasze życie, mają masę zalet. Jakich zalet? Tego autor przeważnie nie wymienia przechodząc płynnie do listowania i skrupulatnego opisu zagrożeń. Na szczęście badania skupiają się też na pozytywnych aspektach różnorakich zjawisk choć nie trafiają one do szerszej publiki. Rzadko można przeczytać jak pozytywnie facebook wpływa na podtrzymanie relacji społecznych albo jakie jak pozytywnie wpływa na zdrowie psychiczne. Wychowani w kulturze zagrożeń nie potrafimy reagować na pozytywy a dwa na tego typu obserwacji ciężko po prostu zarobić. Z książki za jedyne 49,99 dowiesz się, jakie media społecznościowe niszą twoje zdrowie psychiczne. Musisz robić sobie cykliczne detoksy, żeby odcyfrzyć swój organizm. Autor czy autorka książki oferują ci zatem rozwiązanie. Nie ma zaś nic lepszego niż tygodniowy turnus bez Internetu za jedyne, tu jakaś absurdalna cena bez wyżywienia.

Zgadzam się też z Jurgensonem w kwestii przemijalności.

Dziś, właściwie część osób nie posiada swoich fotografii umieszczając bezpośrednio na przepastnych serwerach portali społecznościowych. Nie mają własnej kopii, nie przechowują ich. Jasne, kwestia ustawień, ale wiem że wiele osób tego nie robi. Co więcej celem takiego dokumentu, jest przeminąć. Ma stanowić bez mała relację w czasie rzeczywistym i ustąpić miejsca kolejnym. Liczy się szybkość. Nie ma pewności, że do chwil sprzed lat, w ogóle ktoś wraca. Kwintesencją tego jest snapchat, który w ogóle nie przechowuje tworów swoich użytkowników. Jego podstawową ideą jest ulotność.

Herbata i Obiektyw

Tutaj omawia chociażby naturę snapchata albo relacji, które znikają po upływie jakiegoś czasu. Byłem pierwszy. Nie jest to jednak całkowicie prawdziwe stwierdzenie, bowiem zdjęcia często miały żyć przez chwilę. Zdjęcia w katalogach mody, zdjęcia prasowe co jakiś czas zastępowane były nowym materiałem i to od zarania prasy ilustrowanej. Nie można zatem wieszać psów na naszej epoce, jakby była źródłem wszelkiego zła. Nauczono nas, że wszystko jest złe, ale tak nie jest. W ten sposób można się przyczepić do prasy codziennej, portali z newsami, że te przemijają a nie są magazynowane w bibliotekach i eksponowane w muzeach. Zastosowanie i kontekst są podstawą oceny danego zjawiska.

Kolejnym elementem, który przypadł mi do gustu jest krytyka Big Data, jako neopozytywistycznego zachłyśnięcia się danymi. Nie ważne ile danych zbierzemy, nie da się obliczyć społeczeństwa. Obliczeniowe nauki społeczne, które są próbą tego dokonać to powrót do fizyki społecznej, której to koncept sięga czasów Henriego de Saint-Simona, choć Jurgenson wspomina jedynie o jednym z ojców socjologii Emilu Durkheimie.

Nie ważne jak wielką wiarę pokładamy dziś w Big Data, nie da się obliczeniowo wykazać co ludzie zrobią. Użytkowników się szczegółowo profiluje, łączy w grupy czasem różniące się subtelnymi detalami a i to na podstawie zdarzeń przeszłych, dodatkowo sterując nim, tak by podążali w określonym kierunku a wszystko bez mała w czasie rzeczywistym, lecz nigdy nie wiadomo kiedy pojawi się myśl, która wywróci wszystko do góry nogami. W kontekście ekonomicznym ma to szerokie i sensowne zastosowanie, ale zupełnie traci sens w wymiarze humanistycznym.

Z przygotowanego dla Was tekstu, który pojawi się na Herbata i Obiektyw.

Podobne podejście do kwestii prywatności zaprezentowałem Wam przy okazji tekstu o fotografii i rzeczywistości. Częstym zarzutem, będącym pokłosiem moralizowania jest tworzenie nieprawdziwego wizerunku siebie, fałszywego, nienaturalnego. Naturalność jest cudownym argumentem. Każdy chce zachowywać się naturalnie a nie sztucznie, być prawdziwym a nie sztucznym. Jurgenson również rozpatruje tę kwestię w kontekście ról i ich odgrywania. Zawodowy kulturysta zawsze będzie wyglądał lepiej niż kanapowiec nieskory do żadnego ruchu. Należy zatem lansować naturalne typy sylwetki. Tylko co to jest naturalny typ sylwetki u kobiety czy mężczyzny? Czy siedzenie cały dzień w biurze a potem przed Netflixem jest naturalne czy sztuczne?

Pocztówka z wakacji

Czym różni się zdjęcie opublikowane na osi czasu od pocztówki z wakacji? Niczym. Argumentacja, że pocztówka miała w sobie jakiś urok to nadużycie. Nadawało im uroku odręczne pismo czy konieczność przyklejenie znaczka? Poza tym były to tłuczone masowo widoczki, bez cienia indywidualizmu. Selfie z wakacji skierowane do odbiorców w mediach społecznościowych choć podobne do wielu innych selfie jest unikatowe. Nie ma dwóch identycznych selfie. Forma się zmienia, idea nie. Oczywiście można tutaj skontrować, że adresatów pocztówki się wybierało bardzo uważnie, trzeba było udać się na pocztę a post kto zobaczy, ten zobaczy resztę olać. Niemniej czyż nie maja one pewnej cechy wspólnej? Wysłanie rodzinie pocztówki z Wysp Kanaryjskich nie tyle było wyrazem pamięci co chęci pochwalenia się pobytem w niezwykłym, niecodziennym miejscu. Fotka na Instagramie pełnie tę samą funkcję. Istotne było komu chcemy się pochwalić życzliwie a komu leciutko dokopać.

Nikogo nie obchodzi co jadłeś na obiad

Idziemy dalej. Nikogo nie obchodzi co jadłeś na obiad. Pytanie o czym ludzie rozmawiają na co dzień? O wpływie Petera Singera na współczesną kulturę? I naprawdę mam w to wierzyć? Pewnie, każdy chciałby być tym gościem, który na imprezie, w oparach cygarowego dymu omawia dokonania Cornela Westa, ale najczęściej będzie to relacja z ostatniej walki Fame MMA czy czegoś takiego. Przeciętna rozmowa dotyczy obiadu, spędzania wolnego czasu, może wypadu na rower. Nikogo nie obchodzi, że byłeś na rowerze, że pojechałeś w Alpy. Nic nikogo nie obchodzi. Tymczasem dla niektórych gotowanie jest dość istotną sprawą i chcą się pochwalić jakimś kulinarnym dokonaniem odwiedzeniem jakiejś restauracji. Zdjęcie takie jest wiadomością, komunikatem. Stwierdzenie, że nie obchodzi Cię co ktoś jadł na obiad jest równoznaczne ze stwierdzeniem nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. Zachowanie tego typu jest charakterystyczne dla osób, które właśnie zetknęły się z czymś bardziej skomplikowanym od puszki piwa, przez co w swym mniemaniu dołączyły do szlachetnego grona intelektualistów. I nadal czekam na jakieś streszczenia Chomskiego na osiach krytyków. Nie ma? Wielka szkoda.

Człowiek, istota społeczna

Człowiek jako istota społeczna. Mądrość Arystotelesa przekształcona w wyświechtany frazes. Oznacza to, iż człowiek potrzebuje społeczeństwa by się rozwijać. Nie oznacza to natomiast, że człowiek jest jednoznacznie towarzyski. Co to, to nie. Nie jestem w stanie sam zbudować samochodu, domu, rozwijać medycyny ani nawet siebie jako fotografa bez innych ludzi. Na drodze konformizmu dopasowuję się do grup, z którymi współpracuję na rzecz osiągnięcia przez nie i przeze mnie pewnych celów. Mediom społecznościowym nierzadko zarzuca się promocję indywidualizmu. Stanowi on istotną wartość całej naszej kultury. Nie zamykamy się przez to na innych starając się skupić na sobie. Nawet kolektywizm wielu kultur to skondensowany egoizm. Altruizm nie istnieje a tym samym nasze zachowania zdeterminowane są przez korzyści jakie można osiągnąć. Nasze potrzeby w zakresie realizacji pewnych potrzeb towarzyskich są różnorodne. Jakość relacji zapośredniczonej nie jest mniejsza ani gorsza od relacji bezpośrednich. Ludzie mają bardzo różne potrzeby w tym zakresie. Że ewolucyjnie nie jesteśmy przystosowani do form zapośredniczonych? Podobnie jak do latania. Jesteśmy za to, dość elastyczni. Ludzie dzielą się na kilka typów. Niektórzy bardzo potrzebują bezpośredniego kontaktu z innymi. Inni lubią być w centrum uwagi a jeszcze inni lubią samotność. Kto z nich jest nienormalny, chory, zaburzony? Widzicie, jeśli założymy, że wszystkie jednostki potrzebują wszystkiego w takim samym stopniu, nagle okaże się, że ktoś ma poważne zaburzenia a jest po prostu, dajmy na to, osobą aseksualną. Istnieje też pewna przesłanka, mówiąca że jednostki wysoce inteligentne nie przepadają za towarzystwem. Im niższy poziom inteligencji, tym większe parcie na utrzymywanie licznych kontaktów społecznych. Boli, co? Nie ma jednak nic za darmo. Jednostka wysoce towarzyska, społeczna, może przy mniejszym poziomie inteligencji osiągnąć wyższy status społeczny, niż jednostka wybitnie itenligentna ale samotna, wyalienowana.

Całkowite pominięcie negatywnych skutków korzystania z mediów społecznościowych jest dobrym pomysłem. Książka zyskuje przez to nową jakość. Autor nie wpada w pretensjonalność. Wprawdzie są liczne dobre strony, ale jest też masa złych, których tu następuje lista z oczywistym omówieniem. Zgadzam się z autorem, że strasznie dobrze się sprzedaje, i tak jak pokoleniu moich rodziców czy dziadków, dobrze wciskało się kit o przerażającym wpływie gier komputerowych tak dziś wciska się ludziom poczucie winy, choroby, nienaturalności z tytułu pisania wiadomości czy publikowania fotek zamiast spotkań ze znajomymi twarzą w twarz. Stwierdzenie zatem, że człowiek to istota społeczna oznacza iż posiadamy zdolność tworzenia i podtrzymywania grup, które pomagają realizować nasze cele. Natomiast jak je realizujemy, to już inna sprawa.

Naprawdę bardzo pomoże komuś stanie nad nim i powtarzanie jesteś gorszy, jesteś chory? Władza, bowiem o władzę chodzi, pozwalająca decydować o tym co jest właściwe a co niewłaściwe. W ogólnym zarysie mam dość podobny pogląd na kwestie omawianie przez Jurgensona.

Kultura zagrożeń polega na tychże zagrożeń tworzeniu. Internet jako zagrożenie, pornografia jako zagrożenie, sexting jako zagrożenie. Nagłówki krzyczące, że „robi to aż 60% młodzieży!”, z obowiązkowym wykrzyknieniem na końcu, by w treści dowiedzieć się, że chodzi o wysyłanie wiadomości o lekkim zabarwieniu erotycznym. Tymczasem czy mogą one być w kontekście społecznym neutralne albo wręcz być praktyką pozytywną? Mogą, ale mało kogo to obchodzi. Na tym nie da się zarobić, wzbudzić niezdrowej sensacji zdegenerowaną młodzieżą. Identycznie miała się sprawa z selfie. Naprawdę bardzo pomoże komuś stanie nad nim i powtarzanie jesteś gorszy, jesteś chory? Władza, bowiem o władzę chodzi, pozwalająca decydować o tym co jest właściwe a co niewłaściwe. W ogólnym zarysie mam dość podobny pogląd na kwestie omawianie przez Jurgensona.

Posłużę się jeszcze raz przykładem z innego tekstu. Spotkanie z znajomymi, któremu towarzyszy alkohol z zewnątrz wygląda jak spotkanie z znajomymi będące pretekstem do spożywania alkoholu. Mogę w ten sposób bardzo prosto wykazać, że częste spotkania ze znajomymi prowadzą do uzależnienia alkoholowego, które przeistacza spotkania towarzyskie w alkoholowe. Problemem jest oczywiście alkohol a nie dysfunkcyjni znajomi czy też inne problemy, które łączą taką grupę. Alkohol sam w sobie nie jest zagrożeniem bo sam na siłę nikomu do gardła nie wskakuje. Nachalna promocja to inna sprawa, ale przeważnie reklamy nie oddziałują na nas tak mocno jak otoczenie. Gdy wśród znajomych silnie zakorzeniona jest kultura picia, ciężko będzie się uwolnić. Od razu zaś poczynię uwagę, że kultura w swoim potocznym znaczeniu oznacza zjawiska pozytywne. I tak przez kulturę picia potocznie rozumie się umiejętność spożywania alkoholu w sposób nie prowadzący do upojenia, względnie obrzygania fontanny. Kultura to całe dobrodziejstwo inwentarza, w którym mieści się zarówno pomoc bezdomnym kotom jak i przemoc domowa. Więc kultura picia nie jest tu określeniem wartościującym. Picie jest zakorzenione w kulturze. Istotne są czynniki psychologiczne, społeczne, ekonomiczne, które sprawiają, że jednostka zaczyna przedkładać alkohol nad inne formy rozrywki lub przestaje się komunikować poprzez media społecznościowe na rzecz bardzo biernego uczestnictwa, polegającego na robieniu sobie wyrzutów, budowaniu poczucia odrzucenia, tworzenia przekonania, że inni mają lepiej. Gdy zaczyna brakować ci pieniędzy, pracujesz ponad siły to siłą rzeczy oddalasz się od znajomych. Aby zrobić sobie selfie na rowerze trzeba mieć pieniądze i czas na rower. Zatem to nie media społecznościowe pogarszają jakość życia jako takie. Nie różni się to specjalnie od wykluczenia z grupy towarzyskiej. Wykluczenia zaś zdarzają się całkowicie nie z naszej winy. Część dzieciaków w szkole ma zamożniejszych rodziców, część mniej a jeszcze inni po prostu biednych. Gdy jedna osoba w klasie pochodzi z uboższej rodziny również będzie jej towarzyszyć poczucie wyobcowania a historie takie pamięta ze szkół większość z nas, będąc po jednej lub drugiej stronie. Zatem media społecznościowe nie są temu winne. Dupek był dupkiem zanim wynaleziono stałe łącza. Teraz może to manifestować.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉