Bardzo dużo mówi się ostatnio o pokoleniach. Publicyści prześcigają się w domorosłych analizach przedstawicieli kolejnych z nich. Mało który artykuł poparty jest jakimikolwiek badaniami, zwłaszcza w kwestii światopoglądowej. Pokolenie to absurdalna kategoria analityczna.
O pokoleniach
Pokolenia to drażliwy temat. Każdy artykuł poświęcony temu zagadnieniu, wywołuje dość zabawną sytuację. Nawet jeśli sam tekst wymienia pozytywne cechy jakiegoś pokolenia, w komentarzach zawsze roi się od narzekania na młodzież siedzącą z nosem w telefonie. Wynika jak zwykle z niechęci do słowa pisanego, co jest dość zabawne w kontekście nieczytającej, głupiej młodzieży. Sytuacyjna ironia losu, zawsze była mocną stroną Internautów. Młodzi oczywiście nie pozostawali dłużni. Wyrazem tego, było modne swego czasu „ok boomer”. Sprawa nieco się komplikuje, gdy okaże się, że tak starzy i młodzi, korzystając z różnych mediów społecznościowych, biorąc udział w bezsensownych dyskusjach, pokazują, że mogą być do siebie bardziej podobni, niż się im wydaje. Choć oczywiście ich reprezentacja na poszczególnych platformach jest różna. Wiadomo bowiem, że w innych wkurza nas najbardziej to, czego nienawidzimy w samych sobie. Wróćmy jednak do publicystyki poświęconej pokoleniom. Pokolenie X miało być tym żyjącym bez celu, negującym wyścig szczurów. Moje pokolenie, zwane Y lub Millenialsami miało być cyfrowymi nomadami albo jeszcze czymś głupszym. Kręciły nas owocowe czwartki, nie chcieliśmy pracować nieprowadzeni za rączkę, jak dzieci do przedszkola. Co ciekawe, osoby należące do tego pokolenia, nie wiedziały że wywód ten dotyczy ich, przez co omyłkowo przypisały te cechy komu popadnie, bowiem nigdy nie spotkali się z niańczeniem w pracy ani wieloma innymi rzeczami, jakich mieli jakoby wymagać. Stad też millenialsi, mający lat trzydzieści, czterdzieści byli przekonani, że millenialsami określa się młodych ludzi do dwudziestego roku życia. Zetki dla odmiany, to wierni, krytycznie nastawieni pracownicy, o specyficznych preferencjach zakupowych, choć właściwie nie weszli jeszcze na rynek pracy. Podobnie jak Millenialsi, gdy czytali pierwsze teksty na swój temat, będąc w gimnazjum albo szkole średniej, nie zdając sobie nawet sprawy, że to nich. Może raczej, o nas. Może mniejsza z tym, nie ważne. Istotniejszym pytaniem jest, skąd to wszystko wiadomo? Otóż nie wiadomo.
Przeciętny Millenials, ma pewien zaburzony obraz własnej osoby. Nie wie, czy lubi pracować w grupie, czy samodzielnie, bowiem dwa teksty mówią o coś zupełnie innego. Obowiązkowe jest cytowanie jakiegoś typa z USA, by nagle wpieprzyć ni z gruchy, ni z pietruchy, coś o komunie i PRLu. Przy okazji, igreki są najgłupszym pokoleniem w historii tej planety. Czuję się trochę urażony. Zapytać można raz, jeszcze jak to stwierdzono? Odpowiedź jest niezwykle prosta, bowiem nie stwierdzono. Czytając te uczone wywody można odnieść wrażenie, że przegląda się wyimaginowaną specyfikację techniczną, sporządzoną przez pijanego zająca a nie wynik analiz i obserwacji. Tylko z dwóch tekstów wynikają totalnie sprzeczne rzeczy, w dodatku niczym niepoparte.
Więcej, nikt nie potrafi nawet powiedzieć jakie są granice między pokoleniem Y a Z. Zaraz zaś będzie jeszcze śmieszniej. Nikt nie chce powiedzieć na jakich kryteriach opiera tezę, że osoba urodzona w 1992 jest leniwym ćwokiem, podczas gdy urodzona w 1993 lojalnym pracusiem. Sytuacja zabawna chociażby w przypadku rodzeństwa, które dzieli rok, ale należą do różnych pokoleń. Do tego dochodzi skrajne pomieszanie, bowiem w poniedziałek Y, byli niechętni pracy zespołowej przedkładając indywidualizm nad grupę. We wtorek te same cechy posiada pokolenie Z, które jest tak różne, indywidualistyczne od grupowych millenialsów. Iście ciekawym jest, jak zbadano jak pokolenie Z radzi sobie na rynku pracy. Przyjąwszy 1993 za datę początkową, jeszcze, jeszcze trzyma się to kupy. Podawszy rok 2000, jako datę urodzenia pierwszych zetek, najstarsi z nich mają 22 lata. Zatem ich kariera na rynku pracy może obejmować jakieś 3 lata. Proszę powiedzieć, jak sprawdzono, że zetki to tacy wierni pracownicy, który są nadzieją rynku pracy? Pracują może trzy roczniki, o ile nie poszli na studia pozostając na utrzymaniu rodziców, przez co ich możliwości zakupowe opierają się o rodzicielski budżet. Nawet jeśli zarabiają, to potrzeby i preferencje a wręcz priorytety zakupowe osoby muszącej utrzymać gospodarstwo domowe są inne, od osoby mogącej przeznaczyć wszystkie swoje środki na swoje potrzeby rozumiane jako przyjemności. Trzeba też pamiętać, że w Polsce dużo osób do 35 roku życia włącznie, mieszka z rodzicami ze względu na specyfikę polskich rynków, mianowicie pracy i mieszkaniowego. Średnia krajowa wygląda nieźle, 6000 zł brutto, ale w praktyce dwie trzecie Polaków się na to nie załapuje. Dodatkowy problem stanowi najniższa krajowa plus premia podstolna, przez co ciężko uzyskać kredyt na mieszkanie. Tych na wynajem zaś brakuje. I już robi się zawile. Pracujący przedstawiciele tego pokolenia, również nie mogą bardzo różnić się od swoich poprzedników. Jak ambitną robotę może znaleźć, powiedzmy, szesnastolatek? Wykładanie produktów w markecie? Oni jeszcze w 97% nie mają wykształcenia, wiedzy i doświadczenia potrzebnych do wykonywania jakiegokolwiek bardziej skomplikowanego zawodu. Przyjąwszy za datę końcową rok 2022 włącznie…zdajecie sobie sprawę, że mówimy o ludziach, którzy jeszcze nie przyszli na świat?
Znaczna część refleksji nad Y i Z pochodzi właśnie z USA. Okazuje się, że za Wielką Wodą, Millenialsi, są najliczniejszym żyjącym pokoleniem, podczas gdy w Europie, stanowią mniejszość wśród dorosłej populacji. Byłoby nie właściwym za coś ich nie obwinić. Co im zarzucimy? O, niech za długo mieszkają z rodzicami. Największa liczba młodych dorosłych, praktykująca ten styl życia przypada w USA na rok 1940. W domach rodzinnych mieszkało najwspanialsze pokolenie USA, zwane Great Generation urodzone pomiędzy 1900 a 1920 rokiem. Zatem w pewnym momencie gniazdowali ludzie mający ponad czterdzieści lat. Cóż, mieli dość ciekawe życie. Wpierw dotknął ich Wielki Kryzys a potem II Wojna Światowa. Mimo to, uważani są za najwspanialsze pokolenie w dziejach tego narodu. W Polsce przeprowadzono chyba jedno badanie, przez jakąś bliżej nieokreśloną firmę, ale mało co zeń wynikało. Chociażby dlatego, że posłużono się koncepcją pokolenia. Ten międzynarodowy miszmasz powoduje, że wyciąga się bardzo błędne wnioski. Druga sprawa, masa opinii na temat kolejnych pokoleń to seria uprzedzeń, dogmatów, pobożnych życzeń, przekłamań i zwykłej manipulacji. Głównych zainteresowanych, czyli millenialsów, w końcu przebadano, przepytano. I okazało się, że mają zupełnie odmienne podejście do życia, niż to które im przypisywano. Pokolenie to marna kategoria analityczna.

Pokolenie jako kategoria analityczna
Pokolenie to dość nietrafiona kategoria analityczna a powód jest bardzo prosty. Przyjmuje się bowiem, że pokolenie zespojone jest przez jakieś ważne wydarzenie historyczne, poglądy, wartości co już samo w sobie jest sporym nadużyciem, bowiem współczesne polskie kobiety i mężczyźni nie należą do jednego pokolenia. W kwestii kształtowania pokoleniowej świadomości, systemu wartości, nawet II Wojna Światowa może nie być takim doświadczeniem. Ani PRL ani kapitalizm. Każdy bowiem wojny doświadczył w inny sposób, tak samo jak PRL czy współczesnego kapitalizmu. Dla jednego te dwa ostatnie będą rajem na Ziemi a dla drugiego niczym szczególnym aż po gehennę. Teoretycznie pokolenia definiowane są przez ważne momenty historyczne, które kształtują świadomość. Tyle tylko, że rodząc się w punkcie przełomowy, albo mając niski poziom świadomości zdarzeń, nie jesteśmy przez nie tak doświadczani, jak osoby tychże wydarzeń świadome. Rewolucje są też rzadkie. Nawet pojawienie się Facebooka nie jest, aż tak przełomowe. Stanowi najzwyczajniej jedno z wielu zjawisk, które mają miejsce i wpływ na osoby nimi dotknięte. Przełom wieków, millenium nie odnotował się w historii jako coś szczególnego. Zatem na mentalność dziecka urodzonego 8 maja 1945, II Wojna Światowa będzie rzutować przez doświadczenia rodziców, którzy mogą mieć już lat 30. Bywają takie datowania, że rodzeństwo, które przyszło na świat rok po roku, należy do dwóch różnych pokoleń o zupełnie odmiennej specyfice. Tymczasem dorastając w latach 90 bez względu czy miało się lat jedenaście czy pięć skutkowało tamagotchi i Pokemonami. Czasem ramy czasowe są absurdalnie szerokie i tak było chociażby z Millenialsami. Osoby urodzone w 1980 roku, w 2000 miały lat 20. Natomiast należą do tego samego pokolenia, co urodzone w 2000, bowiem również tak definiuje się pokolenie Y, 1980-2000. Niesamowity rozrzut rocznikowy obejmujący całkowicie odmienne realia wczesnego dorastania. Człowiek urodzony w 1980 dorasta w okresie wzrostu technologicznego, pojawiają się nowe gadżety, komputery osobiste, wkracza Internet, zachodzą zmiany w społeczne i gospodarcze. Dzieciak z 2000, nie usłyszy modemu a komputery są elementem codzienności. Nie oznacza to jednak, że posiądzie w związku z tym jakieś szczególne kompetencje cyfrowe. Co to, to nie. Nie oznacza to również, że osoba urodzona w 1980 przestanie być kształtowana przez zachodzące zmiany technologiczne, ekonomiczne, społeczne choć wpływ ten będzie nieco inny. Jako jednostki jesteśmy kształtowani zarówno horyzontalnie jak wertykalnie. Część przejmujemy od rodziców część od rówieśników, z mediów.
W Polsce świetnie ten błąd widać na przykładzie Jana Pawła II. Nazywam to „spychaniem” lub „dziedziczeniem” z racji braku lepszego terminu. Otóż już moje pokolenie, czyli Millenialsi, mieli nie traktować JPII jako autorytetu. I faktycznie dla wielu osób z roczników zaliczanych do tego pokolenia JPII był jakimś reliktem, czymś o czym gadają babcie, czasem trują telewizyjne gaduły zwane politykami. Obecnie, można się dowiedzieć, że dla młodych z pokolenia Z eksportowany biskup nie jest już świętym, autorytetem, stąd różnica pokoleniowa. Czyli nagle moje pokolenie uznało faceta, który tuszował przestępstwa seksualne księży, propagował niestosowanie prezerwatyw w dotkniętej epidemią HIV/AIDS Afryce, występował przeciwko osobom homoseksualnym, jako świętego, za autorytet moralny? Po wyjściu na jaw coraz ciekawszych informacji na temat jego pontyfikatu, gdy mało interesował „nas” już przed wszystkimi rewelacjami na jego temat, nagle stanowi autorytet, moralny wzór do naśladowania? W ten prymitywny sposób wytwarza się fałszywą rewolucję pokoleniową. Tworzy to fikcyjne systemy wartości, które powstają ad hoc, celem zobrazowania konfliktu pokoleń, którego nie ma. Polska się cywilizuje, coraz mniej osób chodzi do kościoła, na mszach pustki, coraz mniej chętnych do seminariów. Zatem publicystyka sobie, społeczeństwo sobie.
Ruch hippisowski, punk, analizowane były choć z uprzedzeniami w czasie rzeczywistym i po fakcie. Natomiast obecnie tworzymy jakieś analizy przyszłościowe nie uwzględniając w ogóle dynamiki otoczenia społecznego. Bazuje się na czystej futurologii. Pisząc ten tekst, już za rogiem czai się pokolenie alfa, które urodziło się po 2010 roku, choć dla niektórych 2012 to jeszcze Zetki. Zatem najstarsi mają do lat 12.
Cytuję Onet.pl
Ciekawe badanie przeprowadzone przez Beano Studios dowiodło, że 58 proc. dzieci poniżej 10 roku życia uważa, że płeć nie ma znaczenia, a 20 proc dzieci w wieku 5-9 lat było już na marszu, bądź proteście związanym ze sprawami, które są dla nich ważne. Jako dzieci milenialsów oczywiście po prostu uczestniczą w manifestacjach światopoglądu rodziców. Może to jednak znaczyć także, że postawy i nastroje w młodym pokoleniu naprawdę będą zupełnie inne od tego, co znamy.
Obserwuje się, że światowe marki już zaczęły odpowiadać na poglądy pokolenia alfa, tworząc odzież neutralną płciowo, oraz zabawki, które będą interesujące dla niebinarnej klienteli. Target pozbył się w dziale dziecięcym podziału na różowe i niebieskie półki, które oznaczały rzeczy przeznaczone dla danej płci, już w 2015 roku. W ich ślady poszły takie ogromne marki jak Toys ‘R’ Us czy Walmart.
Co to za brednie?
Oprócz płynnej tożsamości płciowej uważa się, że zetki i alfy będą pierwszymi pokoleniami, które na serio zaczną praktykować transhumanizm. To znany od blisko 70 lat nurt filozoficzny, który zakłada, że ludzki dobrostan fizyczny i psychiczny można osiągnąć poprzez kształtowanie naszego ciała i umysłu dzięki ingerencjom biotechnologicznym.
Co to za idiotyzm?
Poglądy rodziców rzutują na poglądy dzieci, które wzbierają wraz z rozwojem kultury, ulegając ewolucji, modyfikacji albo rewolucji. Ok. Nie oznacza to, że ich poglądy będą zupełnie inne od tego co znamy, skoro to rodzice zabierają te dzieciaki na protesty, parady i tak dalej. Ten tekst to zwykła futurologia. Nie dlatego, że mam coś przeciwko temu co napisał autor, może za wyjątkiem implantów, śledzenia mi już wystarczy nosząc smartfona przy dupie ale dlatego, że z z ludźmi trzeba być tu, i teraz. Dzieci 5-9 lat przeważnie nawet nie rozumieją konceptu płci w taki sposób jak robią to rodzice. Sekret tkwi w zdaniu „Obserwuje się, że światowe marki już zaczęły odpowiadać na poglądy pokolenia alfa, tworząc odzież neutralną płciowo, oraz zabawki, które będą interesujące dla niebinarnej klienteli.” Marki odpowiadają na potrzeby rodziców a nie dzieci. Jest to najzwyklejsze nadużycie i manipulacja. Dziecko wychowywane w Amazońskiej dżungli gzie dostępne byłyby tylko zabawki z drewna i kamienia najprawdopodobniej nie reagowałoby na większość fabrycznych produktów marząc o misternie wystruganym krokodylu. Kto w dzieciństwie nie uważał, że patyk to najwspanialsza zabawka na świecie? To nie dzieci wybierają neutralne płciowo zabawki a rodzice kupują im takie, bo uważają je za stosowne w ten sposób częściowo kształtując poglądy dzieciaków. Dłuższy wywód na ten temat zawarłem w innym tekście o gender studies. Dzieci przeważnie bawią się czym popadnie i jak popadnie. Jeszcze nie wiemy kim są millenaialsi, przecież oni nadal żyją, pracują tworzą, Z jeszcze się nie rozkręciły a już zajmujemy się dwunastolatkami. Pokolenie Y już zostało porzucone a przecież ma jeszcze parę lat życia. Oczekiwania, marzenia, doświadczenia. Tyle tylko, że badania prowadzi się tylko na potrzeby rynku. Rynek zaś chce młodych, dynamicznych i naiwnych, zatem nie jest zainteresowany repami. Nawet kultura nie ma nic do zaoferowania ludziom po trzydziestce, bo trzydziestolatkowie grają właśnie nastolatków.
Możemy przewidywać stopień degradacji środowiska, ubytek wody pitnej na przestrzeni lat. Możemy na tej podstawie zakładać zaistnienie jakichś problemów społecznych, ale nauki społeczne nie służą tylko czarnowidztwu ale też realnemu przeciwdziałaniu skutkom takich przewidywań. Chociażby zmiany pracy co trzy lata, wypaleniu zawodowemu przed czterdziestką, połączonemu z depresją. Zatem pokolenia są zupełnie błędnie definiowane ze względu na przesuniecie czasowe. Na świadomość rocznego dziecka mają bezpośrednio rzutować wydarzenia z lat 1990-2000, choć mogą to zrobić jedynie pośrednio, przez rodziców, szkołę, oraz zastaną sytuację będace skutkiem wydarzeń, w której dziecko dorasta. Odbywa się to zatem w perspektywie czasu a bezpośrednio doświadczeni przez czynniki mające mieć wpływ na dane pokolenie mogą być rodzice. Otóż pokolenia są sztywne. Raz zdefiniowane nie ulegają zmianom. Na pewno? Ha! Nie. Ludzie się zmienają, są w stanie przyswajać nowe idee, zmieniać się. Jakimś cudem młodzi mężczyźni potrafią być bardziej konserwatywni, niż starsze od nich kobiety. Ludzie są intro i ekstrawetyczni, ale wszyscy Millenailsi świetnie pracują w grupach. Czy tam indywidualnie. Nie wiem.
Cyfrowo niekompetentni
Na przestrzeni lat w społeczeństwie zachodzą zmiany. Najczęściej nie są to zmiany rewolucyjne, choć tempo ich zdecydowanie przyspieszyło. Pokolenie Z jest pierwszym pokoleniem dorastającym ze smartfonami w łapce i WWW przed oczętami. Sprawia to, że są multizadaniowi, mają wysoko rozwinięte kompetencje cyfrowe. Rozumieją zagrożenia płynące z Sieci, w ciągu życia często zmieniają pracę. Możliwość dorastania ze smartfonem zamiast grzechotką czy pluszowym misiem, ma być takim przełomem, który definiuje pokolenie. Do następnego przełomu rzecz jasna. Dochodzi tutaj do zdecydowanego przeceniania pewnych zjawisk. Wszyscy dorastaliśmy w społeczeństwie a nie wszyscy mamy wysoko rozwinięte kompetencje społeczne i interpersonalne. Wielu dorastało z samochodem w domu, co nie znaczy że potrafią wymienić olej. Ja też nie potrafię. Owe „kompetencje cyfrowe” są zatem często spłycane do umiejętności obsługi aplikacji, którymi poprzednie pokolenie nie jest zainteresowane. Termin digital natives, ukuł Marc Prensky, w swoim eseju z 2001 roku „Digital Natives, Digital Immigrants”. W 2017 roku magazyn „Nature”, powołał się na kilka badań, z których wynika, że nie ma żadnych podstaw by mówić o cyfrowym pokoleniu.
Ciekawym jest też jak stwierdzono, że ludzi którzy na poważnie są na rynku pracy od kilku lat zmieniają pracę wielokrotnie w ciągu życia? Całego życia. Moda na częstą zmianę pracy, zaczęła się w Polsce w latach 90, gdy wielu przedstawicieli pokolenia X miało zaledwie dwadzieścia lat. Powtarzano im, że pracować można góra trzy lata w jednym miejscu. Dotyczyło to zwłaszcza rodzącego się świata korporacji. Argumentowano za tym zmianami, karierą, modą, nowym stylem pracy. Ludzie ci rzucili się w wir korporacyjnego świata, by przekonać się co znaczy termin „zasoby ludzkie”. Tanie, łatwo zastępowalne. Zestarzeli się, zaczęto ich wyrzucać, zastępować młodszymi. Ten sam przekaz usłyszeli to millenialsi, których starano się już wychować w tym duchu. Wielu przedstawicieli tego pokolenia jeszcze nie skończyło szkoły średniej, ale wiadomo było, że szukają wyzwań, ciągle zmieniają pracę i takie tam. Teraz próbuje się to wpoić zetkom. Mam nadzieję, że tym razem dojdzie do zderzenia ze ścianą, co trochę już miało miejsce, w przypadku tak zwanych millenialsów. Otóż rozczarowani kultem zapierdolu rodzice opowiadali o tym w domach. Wówczas młodzi ludzie zaczęli być wrażliwi na treści bardziej krytyczne. Widzicie, działy HR celowo zalewają media tekstami o notorycznej zmianie pracy, wyzwaniach, samorozwoju, żeby przygotować sobie przyszłych pracowników, którzy będą jak stado baranów podążać tam gdzie pan chce. Niestety, rozczarowanie rodziców mocniej wpłynęło na moje, nasze i wpłynie na myślenie przyszłych pracowników w większym stopniu niż motywacyjne pierdolamento obcych ludzi. Całe szczęście, ciągle słucha się rodziców.
Otóż to nie jest badanie, diagnoza, analiza a wróżenie z fusów. Zakłada się bowiem, że wszyscy ludzie urodzeni w roku smoka posiadają pewne cechy charakteru, które predysponują ich do pracy w IT, nowych mediach, branży kreatywnej. Pobożne życzenie. Ciężko powiedzieć jak wielu z nich posiada znajomych na drugim końcu świata, bo dzięki Internetowi padły bariery. Sceptycznie podchodziłbym też do udzielania się na formach internetowych, bo fora praktycznie wyzdychały a Facebook gdzie zachodzi komunikacja tekstowa jest domeną osób zdecydowanie starszych. Udzielanie się na forach jest też zaprzeczeniem problemów z pisaniem rozbudowanych tekstów, bowiem ciężar komunikacji przesuwa się na obrazowy a umiejętność czytania i pisania zanikają we wszystkich grupach wiekowych. Serio, z wtórnym analfabetyzmem borykamy się nie od chwili narodzin pierwszych przedstawicieli pokolenia Z. Bardzo często przez kompetencje cyfrowe rozumie się właśnie umiejętność powierzchownej obsługi pewnych narzędzi, choć właściwa definicja jest dużo bardziej skomplikowana i obszerna. Czasem wynika to z faktu, że piszący nie ma zielonego pojęcia jak właściwie działa to o czym pisze i udostępnienie postu na FB jest dlań wysokiej próby manifestacją wiedzy i umiejętności. Trochę jakby powiedzieć, że wszyscy mamy kompetencje mechaniczne bo potrafimy z biedą prowadzić samochód. Dochodzą kwestie bezpieczeństwa, krytycznego myślenia, odpowiedzialności. Tutaj również można założyć wpływ rodziców na młodego człowieka. Zdarzy się oczywiście, że ktoś nauczy się wszystkiego sam, albo obierze jakiś kierunek rozwoju zupełnie odległy od wykształcenia i zainteresowania rodziców. Wyjątki, anegdotki, choć interesujące, nie stanowią ogólnej charakterystyki tak pokaźnej grupy. Przypisywanie szerokim grupom pewnych umiejętności jest powiedzmy ryzykowne. Głównym powodem jest tworzenie niemożliwych do realizacji oczekiwań. Nie można stwierdzić, że pokolenie Z, świetnie czuje się przed dowolnie rozumianą kamerą. Zdecydowanie jednak, tak jest łatwiej. Określenie potencjalnych cech kandydata do pracy na podstawie daty urodzenia, jest prostsze niż zmierzenie się jednostkowym, niepowtarzalnym człowiekiem, który może bardzo różnić się od swoich kolegów i koleżanek.
Niełatwym jest również zrozumienie jak wychowanie z telefonem w dłoni, ma się do badań dowodzących że część dzieci, zwłaszcza nieangażowanych i stymulowanych intelektualnie przez rodziców nie rozwija wielu umiejętności, jak chociażby szukanie informacji, samodzielnej nauki, odróżniania informacji wartościowych od fałszywych. Daleki jestem od sugerowania, że „ta współczesna młodzież, to taka głupia, ino te telefony w rękach”. Sugeruję głupotę rodziców. Szanowny czytelniku, jeśli jesteś rodzicem, to w znacznej mierze twoja wina. Nie będąc rodzicem, dobrze zrobiłeś, nie nadajesz się. Ja też nie. Nie ma wielkiej różnicy czy wychowujesz się z telefonem w ręce czy petem w zębach. Zmierzam do tego, że pomimo dorastania w kontakcie z czymś, nie stajemy się specjalistami w tej materii. Ciężko sobie wyobrazić, jak komuś udaje się poskładać to w spójną całość.
O pokoleniach
Czym jest pokolenie? W socjologii nie ma jednej definicji. W biologii pokolenie to bezpośrednie potomstwo pary rodzicielskiej. W naukach społecznych pokolenia nie są zbyt interesujące, bowiem są zbyt szeroko zakrojone. Niektórzy uczepili się ich jak rzep psiego chwosta, po prawdzie to nie wiem po co. Ideą stojąca za tak ujmowanymi pokoleniami, miały być jakieś epokowe wydarzenia, które wywarły tak wielki wpływ, że odmieniły ich sposób myślenia. Millenialsi mieli być pokoleniem przełomu milleniów. Wydarzyło się tam coś ciekawego? Upadek PRL musiał być dla wielu druzgocący, skoro stali się „pokoleniem przełomu”. Rzeczywistość, świat, nie są identyczne dla wszystkich, zatem stosowanie tak szerokich ram jak „pokolenie X” czy „pokolenie Y” obejmujących kilkanaście albo kilkadziesiąt roczników jest totalnie bez sensu. Zwłaszcza gdy mają one być oddzielone od poprzednich grubą krechą przełomów. Ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy zachodzi potrzeba napisania stereotypizującej publikacji popularno-marudnej, z której czytelnik wynosi kilka ogólnych cech charakterystycznych, zapominając wielu ważnych kwestiach. Taka nowa kategoria. Pokolenia w takim ujęciu muszą odejść w niepamięć. Posłużmy się przykładem.
Ala pochodzi z dużego miasta, wychowała się w rodzinie z klasy średniej. Tata jej studiował prawo i obecnie jest praktykującym prawnikiem, mama ukończyła wydział robotyki i tym właśnie się zajmuje. Tomek pochodzi z obszaru bezrobocia, gdzieś na wschodzie Polski a jego rodzice są wtórnymi analfabetami, w tym jedno bez średniego wykształcenia. Chcę wyraźnie zaznaczyć, że Ala pochodzi tak z ekonomicznej, jak intelektualnej klasy średniej. Posiada kapitał kulturowy, ekonomiczny i społeczny w przeciwieństwie do Tomka.
W rzeczywistości, nie zawsze kapitał kulturowy idzie w parze z ekonomicznym, ale może iść ze społecznym. Weźmy jednak naszych modelowych Alę i Tomka. Oboje należą do pokolenia Z. Urodzili się tego samego dnia, tego samego roku. Co mi tam. Urodzili się o tej samej godzinie.
Co ich łączy? Nic. Najprawdopodobniej Ala ukończy studia wyższe, równocześnie podnosząc swoje kompetencje poza formalnym systemem edukacji. Nauczy się dwóch, może trzech języków a Tomek przerwie naukę z chwilą ukończenia szkoły średniej. Najprawdopodobniej koleżanki Tomka wyjadą ze wsi i zamieszkają w mieście, natomiast zostaną jego koledzy. Równocześnie Tomek ma niewielkie szanse, że rodzice pomogą mu z nauką, bo zwyczajnie ich na to nie stać. Cóż, takie życie. Przecież mógł wstawać wcześniej, ciężej pracować jako dziecko i odkładać na studia. Wolny rynek. Abstrahując od wygłupów, mamy dwie totalnie różne osoby z różnym tłem społecznoekonomicznym. Zatem poziom wejścia i perspektywy Ali są znacznie lepsze niż Tomka. Ala może liczyć na karierę prawniczki, albo pójść w ślady mamy, która również ma nielichą sieć znajomych. Mimo to oboje są przedstawicielami rokującego nadzieje pokolenia Z. Opisywane w popularnych tekstach są jedynie szanse Ali. Czyli dziewczyny z dużego miasta, z klasy średniej, o niezłym kapitale kulturowym i społecznoekonomicznym.
Taki efekt wyłonił się z prowadzenia konkretniejszych badań wśród millenialsów. Otóż okazało się, że ci dokonują bardzo podobnych wyborów jak ich rodzice, w kwestii budowy czy zakupu domu, samochodu. Nawet poglądy mają zbliżone. Tym, co zadecydowało o odłożeniu tych różnic w czasie, był kryzys z 2008 rok, pewne problemy ze znalezieniem dobrze płatnej pracy, która by to umożliwiła. Zdobycie jej wymaga doświadczenia, które trzeba zdobyć w pracy częstokroć oferującej kieszonkowe a nie wynagrodzenie z prawdziwego zdarzenia i tak dalej, i tak dalej. Oczywiście dotyczy to pewnej części tego pokolenia. Można jednak założyć, że ludzie są bardziej podobni do siebie wertykalnie niźli horyzontalnie. Nie oznacza to podobieństwa horyzontalnego. Pokolenie Z, X, Y, jest bardzo pojemnym tworem, w ramach którego mogą funkcjonować najróżniejsze grupy, które mają sprzeczne idee, cele i możliwości. Badania opierają nie małych uprzywilejowanych często grupach, których wyniki bez kozery są rozciągane na wszystkie osoby urodzone w danym przedziale czasowym. Nie, nie i jeszcze raz nie. Ala będzie zdecydowanie bardziej podobna do swoich rodziców, niż do Tomka. Oboje będą też podobni do swoich rówieśników o podobnym tle społecznoekonomicznym. Prócz tego na ich myślenie wpływać będą właśnie interakcje społeczne. Przez te rozumiem chociażby publicystykę, media, znajomych. Nie jest bowiem tak, że kopiujemy rodziców jeden do jednego. Podobny znaczy mający pewne cechy wspólne a nie identyczny. Równocześnie sami rodzice będą się zmieniać i wartości, które wyznawali jako dwudziestolatkowie mogą nie być już wartościami sześćdziesięciolatków. I tak ludzie, którzy w chwili transformacji ustrojowej w Polsce wierzyli w korporacje, wolny rynek i notoryczny zajob na przyszły sukces, nie koniecznie postrzegają ów komunizm jako tak zły jak go władza maluje…
Moje pokolenie, miało być pierwszym skomputeryzowanym od wczesnych lat. Nie przekłada się to absolutnie na nic. Raz jeszcze, zdecydowanie większe kompetencje w zakresie codziennego posługiwania się komputerem miały osoby, których rodzice zostali w pracy wyposażeni w takowe i przekazali pewną wiedzę dalej. Natomiast osoby, które dostały od rodziców komputer, bo inni też mają, raczej nie nauczyły się nawet tworzyć tabelek. Czasem nazywa się nas „zielonym pokoleniem” ze względu na zainteresowanie zmianami klimatu, ekologią, odpowiedzialność za planetę. Będąc szczerym, to dowiedziałem się o tym określeniu w trakcie pisania tego tekstu, jakoś wcześniej nie miałem okazji się z tym spotkać. Natomiast z badań przeprowadzonych Policy Institute w King’s College London, można dowiedzieć się, że osoby zaliczane do baby boomers częściej uważają, że mają realny wpływ na środowisko naturalne, w przeciwieństwie do osób zaliczanych do pokolenia Z. Gdzie jest haczyk? W samej idei pokolenia. Efektem badania może być opinia osób w przedziale wiekowym 58-68 lat o własnym, indywidualnym wpływie na środowisko względem opinii osób w przedziale wiekowym 15-25, o kolektywnym wpływie na środowisko. Przedstawiciele młodzieżowego strajku klimatycznego, domagają się nie tyle wymuszenia indywidualnych decyzji konsumenckich, przerzucenia odpowiedzialności na jednostkę a rozwiązań systemowych, w sprawie chociażby paliw kopalnych. Boomersi wolą dokonywać samodzielnych wyborów, redukując chociażby zużycie plastiku. Czy dotyczy to wszystkich? Cóż, nie. Istnieje równie duża grupa osób w wieku 55+, która uważa że zmiany klimatyczne nie są palącym problemem. Mamy zatem najróżniejsze postawy. Następna seria pytań, powinna dotyczyć tego, kim są ci ludzie, skąd pochodzą, jakie mają wykształcenie, kim są ich rodzice. Wiem też, że kocham te, przepraszam za wyrażenie, jebane owocowe czwartki, choć ani ja, ani nikt z okolicy czegoś takiego na oczy nie widział, bo lokalne firmy tego nie praktykują. Może była to chwilowa fanaberia firm z większych ośrodków miejskich? Z pamięci przytaczam też badanie, że częstokroć osoby w wieku 30-40 lat, zdecydowanie wolałyby wyższe wynagrodzenie, niż wątpliwej jakości benefity, takie jak karat mulstiposrt albo jakiś inny szajs w postaci pomarańczy będących symbolem świąt w PRL, choć publicyści pokoleniowi zarzekają się, że jest inaczej. Aby jeszcze podkręcić tempo, dodam iż okazało się, że zdecydowanie bardziej zależy im na stabilizacji, wieloletnim zatrudnieniu w jednym miejscu pracy, niż ciągłym skakaniu z zawodowego kwiatka na kwiatek. Tutaj panowała spora zgodność, pomiędzy osobami z większych i mniejszych ośrodków miejskich, różnorakim wykształceniem, parających się różnymi zawodami. Zatem dlaczego ciągle pisano, iż chcą wyzwań, zmiany, nie potrafią nigdzie zagrzać miejsca? Otóż byli permanentnie zwalniani, gdy tylko mogli zacząć domagać się podwyżki. W ten sposób ich droga do stabilizacji była dłuższa. Aby ratować rynek, wymyślano kolejne programy, takie jak „Mieszkanie dla Młodych”, których efektem wcle nie była poprawa sytuacji. Członkami tego samego pokolenia są osoby negujące zmiany klimatu do tego stopnia, że głosują na partie, które jawnie podważają wpływ człowieka na środowisko. Natomiast wśród mężczyzn większa obawą niż brak wody pitnej, jest potencjalne uniemożliwienie gejom zawierania małżeństw. Pokolenie Z jest dla odmiany bardzo zaangażowane w sport.
W przypadku dzieci nadwagę miało 20% dziewcząt i 31% chłopców, a 5% dziewcząt i 13% chłopców było otyłych.
Łódzki NFZ, 2020
W perspektywie, na podstawie aktualnej wiedzy, ilość osób otyłych będzie systematycznie rosnąć, zwłaszcza wśród młodszej części społeczeństwa. Moda na bycie fit, objęła tylko pewną część społeczeństwa. Właściwie to najczęściej sport uprawiają osoby z wyższym wykształceniem, z dużych miast i co bardzo ważne, zadowolone ze swojego statusu materialnego. Ci, którzy poprzestaną na wykształceniu gimnazjalnym albo średnim, często uprawiają mniej sportu. W przypadku dzieci, czyli osób do 18 roku życia, trzeba brać poprawkę na obowiązkowe zajęcia z wychowania fizycznego.
Grupa jaką jest pokolenie, jest niereprezentatywna dla samej siebie. Przeważnie wybiera się jakieś perełki, takie jak nasza hipotetyczna Ala. Od wielu lat widzimy też systematyczny spadek poziomu wykształcenia wśród mężczyzn i wzrost wśród kobiet. Póki co, różnice nie są gigantyczne, ale stają się zauważalne. Losy innego kolegi Ali, który wychował się w identycznych warunkach społecznoekonomicznych, mogą być zatem bardzo odmienne. Wrócę tu do wątku Tomka i jego kolegów. Otóż w miastach przybywa kobiet. Przyjeżdżają z terenów wiejskich, celem zdobycia pracy. Mężczyźni przeważnie zostają. Tak na wsi, jak bez perspektyw. I choć nadal istnieje pewna luka płacowa, to bezrobotnymi częściej są mężczyźni niż kobiety. Zatem już w ramach pokolenia, mamy dwie grupy o różnorakich perspektywach a próbujemy zdefiniować pokolenie, jako grupę ludzi z nastu roczników o różnym pochodzeniu, wieku, tle, których bardzo wiele łączy. Posiadamy też badania przeczące wielu tezom na temat pokolenia X czy Z, ale nadal są one mielone przez wiele portali. Sięgają po nie nawet przedstawiciele nauk społecznych, którzy na podstawie badań na małych. specyficznych grupach, próbują dokonać opisów bardzo szerokich grup. Dlaczego?
Powodów może być wiele. Poszatkowanych analiz, nikt nie kupi. Ludzie z natury lubią mieć jasny obraz. Wszyscy czarnoskórzy to przestępcy, wszyscy Azjaci to matematyczni geniusze, wszyscy przedstawiciele pokolenia Y to leniwi pół debile. Myślenie nasze, nastawione jest na upraszczanie obrazu świata. Nadmierny wysiłek intelektualny byłby zbyt kosztowny. Brat uproszczeń myślowych tego typu, nie pozwoliłby nam zejść z gałęzi. Często nie czujemy też związku z ludźmi dużo młodszymi i dużo starszymi niż my. Pomijając może facebookowe wypowiedzi, niektórych facetów, uważających, że kobieta powinna być dziesięć lat młodsza od mężczyzny, przy równoczesnym przyklaśnięciu, że młodsze pokolenia to kretyni. Nadzieja? Nie ważne. Ramy czasowe wyznaczają jasne granice, kto jest kto. Urodziłeś się wtedy i wtedy, zatem nie jesteś nasz, jesteś obcy, jesteś kretynem i płatkiem śniegu. Przy okazji, pokoleniem płatków śniegu, mają być osoby urodzone pomiędzy 1980 a 1994 rokiem. Jestem płatkiem śniegu <3
Nie potrafię wyjaśnić dlaczego tak kurczowo trzymamy się kategorii jaką są pokolenia. Ma za tym przemawiać jakaś idea zmiany. Niczym w majańskich kalendarzach, w społeczeństwie następować mają cykle zmian. Przyjąwszy za dobrą monetę doniesienia o narzekaniu na młodzież już od czasów Platona a nawet wcześniejszych, możemy powiedzieć, że podwaliny pod koncepcję pokoleń istniały od zawsze. Trzeba jednak uwzględnić fakt, że młodzież przez wiele stuleci oznaczała coś innego niż dziś. Uprzywilejowaną grupę synów dobrze sytuowanych rodziców. Syn jakiegoś chłopa małorolnego albo innego proletariusza, z dziecka stawał się dorosłym i zasuwał dwanaście godzin w fabrcye. Szlachetnie urodzony albo syn możnego fabrykanta mógł sobie pozwolić na studiowanie, wycieczkę po Europie. Stąd też narzekania. Niepiśmienni nie pozostawili po sobie żadnych śladów narzekactwa bo nie mieli czasu i możliwości. Narzekano na młodzież, która miała możliwość myśleć. Młodzież jako powszechna kategoria wyodrębnia się w zależności od źródła po II Wojnie Światowej. Niemniej XIX już wiek sprawił, że zaczęto o pokoleniach myśleć nich w kategoriach formalnych. Okazuje się, że do pewnego momentu, zadecydował zwykły przypadek, podtrzymywany przez samonapędzające mechanizmy kultury. Konflikt pokoleń jest bardzo częstym motywem filmowym, podobnie jak kryzys wieku średniego i bunt młodzieńczy. Natomiast oba ostatnie zjawiska są kolejno błędem obserwacyjnym i mitem. Otóż, kryzys wieku średniego wcale nie jest kryzysem. Gdy dzieci opuszczają dom, często przestaje się łożyć na ich utrzymanie a tym samym można zrealizować pasje i marzenia. Zatem sportowy samochód nie jest chęcią odzyskania młodości, tylko czymś na co można sobie w końcu pozwolić po latach pracy. Może to też być motocykl, podróże. Kryzys wieku średniego jest krzywdzącym stereotypem. Wiek średni to okres od 35 (sic!) roku życia do 55. Trzydziestoparolatek ma się położyć od łóżka i umrzeć? Współcześnie pięćdziesiątaka też nie predestynuje do myślenia o zbliżającej się emeryturze i rzeczach ostatecznych. Podobnie bunt młodzieńczy. Występuje u zaledwie kilku procent nastolatków. Stanowi popkulturowy mit, podtrzymywany przez kino. Podobnie jest z konfliktem pokoleń, który w ogóle jest problematyczny. Przeważnie odnosi się do pokoleń rozumianych rodzice – dzieci. Doświadczenie nie musi być pokoleniowe. Wiele firm zatrudnia ludzi, których można zakwalifikować do różnych pokoleń X, Y, Z. Jeśli uznamy, że prekariat to klasa społeczna, którą cechuje brak trwałości oraz pewności zatrudnienia a dotyka to osoby w różnym wieku, to można przyjąć, że doświadczenie jest klasowe. Powiało Marksem.
Małgorzata Fidelis, w »Pożytki z „pokolenia”. Dyskusja o „pokoleniu” jako kategorii analitycznej«, stwierdza, że termin „kultura młodzieżowa” ukuli w Anglii, gdzieś w połowie lat 50. socjologowie i publicyści. Następnie wkroczył marketing. Młodzieży trzeba opchnąć jakiś styl życia. Sama w sobie kultura młodzieżowa, jest tylko i wyłącznie marketingowo redefiniowana co jakiś czas. Skoro istnieje kultura młodzieżowa, to istnieje kultura, dorosła? Czy kultura młodzieżowa jest zmienna a kultura dorosła jest stała? Czy też przekraczając pewną granicę, osiągając pewien wiek, przestaje być młodzieżowa i trzeba poczekać, aż kolejne pokolenie wykreuje nową kulturę młodzieżową? Dlaczego kultura młodzieżowa ma być odmienna od kultury dorosłych? Musi ona wywierać wpływ na tychże dorosłych, bowiem młodzież chcąc, nie chcąc, dorasta. Kolejna wada koncepcji pokoleń się kłania. Ludzie są niezmienni. Raz zdefiniowani, przez przełom milleniów, upadek systemu, pozostają ofiarami wpływu tego kamienia milowego, punktu węzłowego, przełomowego, zwał jak zwał, po kres swych dni. Nie wiem czy wiecie, ale nawet subkultura jaką jest punk, wywodzi się od znudzonych przedstawicieli wyższych warstw społecznych, by następnie zostać podchwycona przez klasę robotniczą, wszystko zaś w otoczeniu butików i antysystemowych pozwów. Punk się nie sprzedaje, wiadomo. Trzeba też pamiętać, że kultura młodzieżowa, nie jest jednorodna. Rozpatrzmy chociażby subkultury. Czy młodzieżowe? Nie koniecznie. Nawet programiści stanowią subkulturę. Podobnie my, fotografowie.
Wypisując tego typu rzeczy, konflikt ten tworzymy. Różnice nie są tak duże jak można by się spodziewać przyjmując koncepcję pokoleń. Czas mija, ale takie porównanie nie ma sensu. Wszyscy tworzymy w oparciu o rozwiązania naszych poprzedników. Pojawiają się nowe rozwiązania techniczne, zachodzą zmiany w kulturze, pojawiają się nowe treści, z którymi mamy kontakt w dzieciństwie. I tak między osobą urodzoną w 1970 roku a urodzoną w 2000, różnice mogą być spore, ale nie koniecznie. Weźmy stosunek chociażby do związku małżeńskiego. Okazało się, że osoby z pokoleń, które nie chciały słyszeć o czymś takim jak rozwód, chętnie się rozwodzą. Podobnie jest z niektórymi zdobyczami cywilizacji. Dziś z mediów społecznościowych korzysta prawie 50% osób powyżej 65 roku życia, czyli tych, które większą część życia zawodowego albo i całe, mogły nie korzystać z komputera. Kwestią równie interesującą są ruchy zwane młodzieżowymi. Wszystkie słynne subkultury, które zapisały się w historii często zostały zapamiętane innymi, niż faktycznie były. Dodatkowo wiele nie miało nawet takiego zasięgu jaki im się przypisuje. Hippis, punk, nie były nawet w połowie tak popularne jak przedstawiają je media. Dzięki silnemu nagłośnieniu w mediach, pewnej wyrazistości wpisały się w historię ruchów młodzieżowych. Dzieci nie są klonami rodziców. I wiecie co? Wiele dzieciaków nie koniecznie chciało mieć komputer. Dostaliśmy te szare pudła od rodziców, ale nie bardzo wiedzieliśmy co z nimi zrobić. Zatem graliśmy. Więc rodzice narzekali, że nie robimy nic innego tylko gramy w te komputry. I tak to mnie więcej się kręci. Ludzie narzekają, inni piszą co im ślina na język przyniesie, ktoś chce coś sprzedać więc pisze jeszcze więcej, dalej narzekają. Gdzieś tam w tle, po cichutku socjologowie, psycholodzy i inni tacy prowadzą sobie badania, które nie cholery nie pokrywają się z żadną publikacją na temat tego czy innego pokolenia, ale koncept jest na tyle prymitywny, że większość jest w stanie zbudować sobie z tego jakiś obraz świata. Czyż nie jest przerażającą myśl, że wokół nas istnieje cała sieć, konstelacja społecznych zależności, której nie potrafimy objąć naszymi małymi rozumkami?
Wielu rzeczy nie da się jednak zbadać ani wywiadem ani ankietą. Cóż mi po tym że respondent zadeklaruje, iż w coś wierzy? Bywa, że to w co ludzie wierzą zostało im narzucone i dopiero z czasem przekonują się, że nie miało to większego sensu. Nie wystarczy przepytać człowieka. Taka natura nauk społecznych. Częstokroć należy założyć, że badani nie są w pełni świadomi zachodzących wokół nich procesów. No właśnie. Czynniki zewnętrzne. Wszystko, co do tej pory omówiliśmy, stanowi opis bez mała samodzielnych decyzji, za które główni zainteresowani są osobiście odpowiedzialni. Decyzje zaś podejmuje się w pewnym otoczeniu społecznoekonomicznym, na podstawie czynników zewnętrznych. Takim czynnikiem będą chociażby stopy procentowe. Trzeba też pamiętać, że ludzie nie zawsze chcą się przyznać. Deklaracja, że woli podróżować, niż się ustabilizować może wynikać właśnie z faktu, że łatwiej kupić wycieczkę raz do roku, niż spłacać ratę kredytu. Odpowiedź ta brzmi zdecydowanie lepiej, niż „nie stać mnie”, zwłaszcza w prymitywnej kulturze, która tak chętnie wskazuje paluchem, kto jest przegrywem.
Egoistyczne płatki śniegu
Z różnych wypowiedzi, tak prywatnych jak publicznych, można dowiedzieć się, że współczesna młodzież to topniejące przy każdym słowie krytyki płatki śniegu. W dodatku skrajnie narcystyczne i egoistyczne. Zacznijmy od tego, że słuchałem tego jak sam miałem naście lat, słucham tego o kolejnym pokoleniu, częstokroć od tych samych ludzi. Dorosłem, jestem po trzydziestce, więc nie jestem już od dawna młodzieżą. Problem ze mną jest taki, że ciężko wciągnąć mnie w tego typu bezpośrednią dyskusję, bowiem mam tendencję do niezgadzania się z mówiącym. Sytuacja jest dość komiczna, bowiem osoby, które dwadzieścia lat temu, mówiły mi i moim kolegom jakim jesteśmy dnem, oczekują teraz że przyłączymy się do chóru. I wiecie co? Wielu się przyłącza! Jeśli zaś wierzyć mediom, to na młodzież narzekali tak Babilończycy, jak Grecy i Rzymianie. Mam jednak wrażenie, że ostatnio dzieje się coś dziwnego. Otóż ludzie wcześnie dziadzieją. Dziwnie się słucha o „beznadziejnej młodzieży” od chłopaka lat raptem dwadzieścia pięć. Przyznam, że trochę mi się tym rzygać chce. Z grubsza zawsze dochodzi do punktu, gdy okazuje się, że ktoś zwyczajnie chce pieniędzy za pracę. Zawsze.
Zastanawiam się co jeszcze ma ta młodzież zrobić? Walczyć o planetę, strajkować o wyższe płace, zmienić świat i społeczeństwo, wydajniej pracować, uczyć się. Bez spiny, nie oczekujemy tego od razu, ale pamiętaj, że młodość zaraz minie, więc pospiesz się, co? Druga sprawa, że młodzież to specyficzna kategoria, która powstała w sposób trochę niejasny. Ile czasu na wejście w dorosłość i „młodość” miał przedstawiciel klasy robotniczej w wieku XIX i sporą cześć XX? Odpowiedź brzmi, nie miał. Klasy wyższe, mogły wysłać dzieci na studia, zapewnić im pewien okres beztroski. Bawiąca się młodzież długo, długo, była pewną podgrupą klasy wyższej. Dzięki wysiłkom wielu osób, stało się to do pewnego stopnia możliwe także dla przedstawicieli niższych warstw społeczeństwa.
Czas wchodzenia w dorosłość wydłuża się. Obecnie osiemnastolatek jest formalnie rzecz ujmując dzieckiem, choć rzadko kiedy tak o sobie myślimy w tym wieku. Kłania się tutaj stare powiedzenie, zapomniał wół, jak cielęciem był. Często również tworzymy jakieś fantasmagoryczne wyobrażenia własnej młodości, które pasują do rzeczywistości jak nie przymierzając, skarpety do wieprza. Takim błędnym wyobrażeniom, złudnemu wyobrażeniu o historii poświęciłem już osobny tekst. Choć mógłbym tu przytoczyć jeszcze jeden tekst. Poświęcony memom, nośnikom informacji kulturowej również wytwarzającym błędne wyobrażenie o świecie. Przez sporą część naszej historii rzesze ludzi, wchodziły w dorosłość mając lat nawet trzynaście, czyli wraz z początkiem katorżniczej pracy w kopalniach, fabrykach. Postęp cywilizacyjny wyodrębnił nowy etap w życiu człowieka. Pewien okres przejściowy, co jest dość ciekawe z punktu widzenia różnorakich kultur. Wiele wyodrębnia dzieciństwo, okres przejściowy i dorosłość. U nas zatarł się on na wiele stuleci. Obecnie mamy dość specyficzny system, który można opisać jako dorosłe dzieci. Tymczasem jest się albo dorosłym albo dzieckiem. Oczekiwanie, że osoba będzie zachowywała się jak dorosły ale przyjmowała dziecięce połajanki, będzie odpowiedzialna, ale dziecięco potulna jest absurdem. Nic dziwnego, że czasem budzi to frustrację. Mam nieziemską ochotę wstawić tu bardzo dziwne przemyślenie, które być może nie przypadnie wielu do gustu, ale prawem publicysty jest snuć myśli. Pracodawcy wyśmiewają żądania ludzi wchodzących na rynek pracy. Czegóż ci ludzie się domagają? Wynagrodzenia, które pozwala na samodzielne życie, utrzymanie się. Skoro zaś wynagrodzenie, za dorosłą odpowiedzialną pracę, bowiem czy widzieliście kiedyś ogłoszenie, w którym stoi iż kandydat może być dziecinny i nieodpowiedzialny, przypomina bardziej kieszonkowe, to jedynym chętym będzie dziecko. Można też założyć, że wówczas pracodawca zrzuca część odpowiedzialności na rodziców swojego pracodawcy, którzy dokładają do biznesu pracodawcy swojego dziecka. W przeciwnym wypadku pracownik nie ma możliwości samodzielnej ani jakiejkolwiek egzystencji. Wiem, że wzbudzi to gniew wielu z Was, ale skoro jedni mogą narzekać, to i kontra może paść. Proszę odpowiedzialnie wypełniać swoje dorosłe obowiązki, z należytą bezbłędną starannością, ale proszę się nie udzielać, dzieci i ryby głosu nie mają.
Wiele osób myli pierdzielenie bez ładu i składu, wręcz opierdalanie kogoś bez ładu i składu z konstruktywną krytyką. Często gęsto można usłyszeć, że młodzi chcą pieniędzy i to jest przejawem bycia „płatkami śniegu”. Dorosły, twardy człowiek, pracuje bowiem poniżej progu opłacalności byle mieć pracę! Mylona jest też elastyczność w pracy ze służalczością w pracy. Najczęściej są to prośby o zrobienie czegoś po godzinach. Sprawdzenie albo napisanie za córkę szefa pracy magisterskiej to zupełna norma. Przecież człowiek budzi się rano, myje, idzie do pracy, wraca do domu i idzie spać. Trzeba przyznać, że Gumball to zarąbista kreskówka. Aby pozwolić sobie na samodzielne życie, na japońskim poziomie, czyli jako takim, sorry, ale kocham ten suchar, trzeba zarabiać około pięciu tysięcy złotych na rękę. Z tego niemal połowę trzeba przeznaczyć na mieszkanie i jego utrzymanie. Oczywiście można wynająć coś za osiemset złotych, ale zanim wyskoczycie, że na początku trzeba przecierpieć, to zastanówcie się, które z kolei pokolenie musi tego wysłuchać i dlaczego mu się nie chce?
Rozbrajającym zaś jest narzekanie na jakość pokoleń następnych. Interesującym jest, że w tym momencie jakakolwiek indywidualna odpowiedzialność wyparowuje jak woda w Afryce. Nagle cała odpowiedzialność za świat i przyszłość spoczywa, często gęsto na dzieciach, które nie mają większej mocy decyzyjnej. Czyż to nie wspaniałe? Narzekać na ludzie, którzy muszą posprzątać po poprzednikach, że coś im to sprzątanie nie idzie. Świat, w którym żyją kolejne pokolenia nie jest skutkiem działań poprzednich pokoleń a winą tych, które przyszły w nim na świat. Przecież to jest niesamowita logika! Skoro zaś człowiek jest całkowicie odpowiedzialny za swoje sukcesy i porażki, to czy można mieć pretensje, że ludzie stają się troszkę egocentryczni, egoistyczni? O ile oczywiście się stają. Niemniej narracja jest fascynującym zjawiskiem. Jesteś odpowiedzialny za wszystko, masz siłę sprawczą, moc, władzę. Nie bądź proszę skupiony tylko na sobie.
Kwestia egoizmu czy egocentryzmu czy wręcz narcyzmu również jest dla mnie szalenie pasjonująca. Nie potrafię stwierdzić, czym te cechy się przejawiają. Przeważnie za przykład podaje się skupienie na własnej osobie dzięki możliwościom mediów społecznościowych. Gwarantuję Wam jednak, że cechy te nie są właściwe tylko i wyłącznie współczesnej generacji Z. Przecież nie oni stworzyli celebrytów czy ideę celebrytyzmu. Ich „zapatrzenie w siebie” również jest stwierdzeniem wątpliwej jakości. Tutaj nie ma jednoznacznych wytycznych, bowiem egoistycznym pokoleniem mieli być w teorii, zarówno millenialsi, jak zetki. Często też wywody tego typu opiera się na anegdotach. Nie podejrzewam, żeby dzieci z dobrze sytuowanej rodziny w PRL były inne do dobrze sytuowanych dzieci z III RP. Zatem wszystkie wywody o przesuniętej konsumpcji rodzin z socjalistycznej biedoty, nie są najpoważniejsze. Przede wszystkim mamy tutaj interpretację pod kątem naleciałości ideologicznej! Ah! Zabrzmiało. Powiem Wam, że lubię wymyślać takie zwroty, daje to pewną satysfakcję. Pozwólcie jednak, że wyjaśnię. Otóż zachodzi tutaj pewna sprzeczność. Rodzice nie powinni wspomagać dziecka aby to stało się zaradne i samodzielne. Różnica polega na tym, że dotyczy to tylko dzieci z pewnych warstw społecznych, bowiem nikt nie ma pretensji do wysokim kapitale społecznokulturowym, że dzięki owemu dzieciaki mają zagwarantowane miejsce na dobrej uczelni oraz pracę dzięki znajomościom rodziców. Istotniejsze jest nauczenie dzieci korzystania z tego co już mają, niż wywarzania otwartych drzwi.
Kończąc zaś kwestię ego, niech będzie centryzmu, należy zadać pytanie czy osoby wygłaszające tego typu tezy, są bardzo altruistyczne? Lub też inaczej, ile czasu poświęcają na myślenie o innych w sposób pozytywny? Niewiele, co? Wszyscy jesteśmy skupieni na sobie i interesujemy się grupą o tyle, o ile jest nam użyteczna. Osoba realnie altruistyczna, mogła by pokusić się o taki osąd, ale wydaje się on moralnie nieusprawiedliwiony w sytuacji, gdy wymaga się poświęcenia na rzecz grupy, firmy, samemu nie będąc skorym i skłonnym do angażowania ponad niezbędnych sił i środków. Czysty przejaw egoizmu. W róbcie więcej niż trzeba aby mnie było wygodniej. W zamian oferuję dokładnie nic oraz zero.
Porzuceni
Młodość, wiek nastoletni, są jak powiedziałem, dość specyficzną kategorią, będącą w naszej kulturze otoczone jakąś obsesją. Przeważnie nie przez samych zainteresowanych a przez osoby, które już się nie kwalifikują. Fenomenem jest popularność filmów i seriali, poświęconych właśnie wiekowi nastoletniemu i wczesnej dorosłości, ze wszystkimi problemami i mitami. Kierowane są przy tym nie do nastolatków, którzy mówiąc modnym w moich szkolnych latach językiem, mają z nich zwyczajną bekę a do osób znacznie starszych. Jako memy, tak memy, mają moc kreowania wyobrażenia o młodzieży, jako dość powalonych istotach, które rozbijają się drogimi samochodami, mieszkają w luksusowych domach, sypiają z kim popadnie i upijają do nieprzytomności. Wypisałem to trochę ogólnikowo, bez pogłębionej analizy treści. Zmierzam jednak do tego, że tak w mediach jak i publicystyce, nawet tej dennej, osoby powyżej pewnego wieku są zwyczajnie porzucane. Obecnie najwięcej tekstów poświęca się pokoleniu Z, czyli ludziom do maksymalnie dwudziestego drugiego roku życia. Osoby mające lat trzydzieści, czterdzieści i więcej, są mało interesujące zarówno na rynku pracy, jak i pod jakimkolwiek innym względem. Kult szalonej młodości sprawia, że nie ma nawet należytej reprezentacji medialnej dla osób spoza tej kategorii wiekowej. Jakby nagle życie się kończyło, stawało nudne, monotonne, bez aspiracji, marzeń i planów. Nie ma bowiem „kultury wieku średniego”. Ciężko by było nawet coś takiego wytworzyć, wykreować potrzebę. Marketing, reklama, zaszczepiły w nas tęsknotę za młodością, wczesną dorosłością i są na tym okresie ludzkiego życia maksymalnie skupione.
Trzeba też koniecznie dodać, że ludzie powyżej pewnego roku życia kostnieją. Tak jakby człowiek mający lat dwadzieścia pięć, może trzydzieści nagle zapadał w letarg, stawał się niezmienny niczym skała. Ludzie raz wychowani w myśl jakiś wartości, poglądów, nie przewartościowują swojego życia, nie mają nowych planów, aspiracji, nie zmieniają poglądów. Dotknie to również pokolenie Z, alfa. Oczywiście tylko publicystycznie, w ramach pewnego dyskursu medialnego. Nigdy już nie zmienią poglądów, nie wpadną na nowe pomysły. Nie zmienią się też ich potrzeby związane z zatrudnieniem, warunkami pracy. Niesamowite.
Stereotypy
Wielkim problemem w zrozumieniu całe sprawy okazały się chociażby stereotypy stworzone w Internecie. Otóż doszło do czegoś niesamowitego. Millenialsi często gęsto nie wiedzą nawet, że są millenialsami, bowiem wykreowane w Sieci stereotypy, nie pasują do ich własnego wyobrażanie o sobie. Zakładają, że to jakaś forma warszawskich hipsterów, dobrze zarabiających albo na utrzymaniu majętnych rodziców, bowiem sama dieta zawarta w opisach, często przekracza ich możliwości finansowe, nie mówiąc o kosztownych formach rekreacji. Raz jeszcze powstali jacyś Inni, rozpieszczeni gówniarze, mający lat raptem czterdzieści, którzy nie chcą pracować bez sojowego srappucino. Wychodzi tu kolejna ciekawa rozbieżność. Dla wielu ludzi zaliczonych do millenialsów, liczy się ciułanie każdej złotówki i ośla praca, za najniższą krajową bowiem to przysparza godności. Tylko, że mieli być zupełnie inni…Fakt, trochę częściej spotyka się tatuaże, ale hipstera z sesji modowych rodem z kolorowych portali ciężko było wyłowić wzrokiem w przestrzeni publicznej. Doprowadziło to, do powstania dziwacznej persony, na podstawie której tworzono kolejne stereotypy. Czy myślano, że społeczeństwo nimi przesiąknie? Uda się je wpoić jako potrzebę konsumpcyjną a w efekcie sprzedać? Chyba tak to działało. Marketingowcy tak bardzo zapędzili się w tworzenie swoich hipsterskich pupili, że przestali zwracać uwagę na jakiekolwiek badania grup docelowych przez co masa przedsięwzięć zaliczyła spektakularne fiasko. Można tu zaliczyć linie lotnicze, markę samochodów, część rynku mieszkaniowego. Chcąc uzasadnić mikrokawalerki o powierzchni całkowitej, mniejszej od powierzchni mojej skarpety, uznano, że tego chce współczesne, mobilne pokolenie. Cóż, nie do końca, nawet nie w części, właściwie to w ogóle nie. Awokado stało się natomiast elementem codziennej diety ludzi w każdym wieku. Choć nie wiem czemu, to cholerstwo nie ma smaku. I jest koszmarnie tłuste, kaloryczne, ble. Efekt jest taki, że millenias stał się Innym. Ludzie, którzy sami byli millenialsami, naśmiewali się z nierobów, którzy nie chcą pracować, jeśli nie dostaną owocowych czwartków. Równocześnie wytworzono obraz, bez urazy, debila. Przedstawiciel pokolenia Y, był czymś w rodzaju rozhisteryzowanego dziecka, z którym musieli się zmierzyć pracodawcy. Na polskim rynku mało kogo obchodziły piwne piątki. Sami zainteresowani zastanawiali się, gdzie są ci opisywani, roszczeniowi igrecy. I tak opisywani szukali stabilizacji, działom HR dostarczano informacji o ich nielojalności, ciągłej pogoni za wyzwaniem, przynajmniej w teorii. Mit zaczął żyć własnym życiem. Pracodawca wywalał człowieka po trzech latach z własnych powodów, głównie finansowych, bo świeżak będzie tańszy. Natomiast pracownik doskonale to widział. Mało kto w ogóle wierzył w ten system. Został wykreowany ale w zderzeniu z rzeczywistością pieprznął o glebę mocniej wiarygodność polskiego rządu.
Jakże też łatwo wpaść w narrację, że pokolenie Y czy Z są pierwszymi pokoleniami walczącymi o swoje prawa. Pamięć poszczególnych pokoleń, wydaje się być niezwykle ulotna. Millenialsi narzekają, że zetki nie chcą pracować, że są z nimi problemy a przecież chwilę wcześniej sami byli problematycznym, przynajmniej medialnie, pokoleniem. Wielu wcale nie brało udziału w walce o „work life balance”. W walce, która trwa sto lat z okładem. Pierwsze protesty robotnicze, miały na celu uznanie pracowników a ludzi. Byli właściwie niewolnikami, pracującymi po dwanaście godzin na dobę, sześć w dni w tygodniu i by wyżywi dzieci, musieli zmuszać je do katorżniczej pracy w kopalniach od ósmego roku życia. Zapoczątkowane u zarania XX wieku strajki chleba i róż, miały na celu poprawę warunków pracy. Człowiek, by być człowiekiem musi rozwijać się jako istota ludzka, a to oznacza, że musi żyć, cieszyć się życiem. Wielka szkoda, że tak łatwo się zapomina, że pierwsze pokolenia, które głośno powiedziały dość, przyszły na świat, jeszcze w XIX wieku. Odrobina historii w tym historii fotografii, pozwala odrzucić bzdurną medialną narrację o pierwszeństwie pokolenia Y czy Z oddając sprawiedliwość protestującym robotnikom początków ubiegłego stulecia. Chleba i róż, krzyczeli maszerując ulicami miast Stanów Zjednoczonych. Chleba by żyć, róż by cieszyć się życiem. Historia jest na tyle ciekawa, że zasługuje na własny tekst.
Stereotypy to również kwestia jednostkowego doświadczenia. Powiedzmy, że trafiło się na leniwego nastolatka albo widziało Ukraińca w drogim samochodzie. Jako, że w pewnym momencie nie ma się kontaktu z ludźmi poniżej pewnej granicy wiekowej, uznaje się że wszystkie nastolatki to lenie śmierdzące a przybysze zza wschodniej granicy to burżuje, którzy przybyli żerować na polskiej pomocy. W ten sposób można „zwolnić zasoby sprzętowe” na coś ważniejszego. Oczywiście twoja postawa będzie się rozprzestrzeniać, chociażby poprzez to co stworzysz, udostępnisz, powiesz i opowiesz. Rykoszetem dostanie się pracowitym nastolatkom i osobom, które przekroczyły granicę bez grosza przy duszy. Mechanizm ten umożliwia nam funkcjonowanie. Wyobraźcie sobie, że analizujecie każdą mijaną osobę. Popadlibyście w obłęd. Widząc faceta w określonej marce samochodu z łańcuchem na szyi, przechodzi się na drugą stronę ulicy. W ten sposób chronimy się przed niebezpieczeństwem, dbamy o komfort psychiczny, możemy poświęcić ważniejszym kwestiom. Agresywne negowanie takich doświadczeń przeważnie tylko wzmoże agresję i niechęć wobec danej grupy. Stąd „konflikt pokoleń” czy rosnąca niechęć do Ukraińców w Polsce czy Czechach. Dochodzi tu jeszcze umniejszanie problemów jednej grupy na rzecz drugiej, ale to już wykracza poza zakres naszej analizy. Dodam tylko, że działa to na zasadzie, iż są ważniejsze problemy niż małżeństwa jednopłciowe, którymi trzeba się zając. Czasem trzeba na raz rozwiązać pięć problemów o różnej wadze dla różnych ludzi.
Pogrupować społeczeństwo
Przeczytawszy tekst uważnie, dostrzeżecie, że nie jest prawdą iż badań nikt nie prowadzi. Więc skąd problem? A stąd, że w sposób dość bezczelny mieszają się dwa podejścia. Każdy coś tam słyszał o boomerach, zetkach czy innych millenialsach i każdy próbuje coś na ten temat powiedzieć. Z głównymi zainteresowanymi włączenie. Nieraz czytałem, słyszałem i widziałem, masę tekstów, komentarzy pisanych przez przedstawicieli pokolenia Y, jak bardzo zabawnym jest pokolenie Y. Ot, pokolenie do bicia, chochoł do atakowania. Idea pokolenia jest silnie zakorzeniona, przez co nasze codzienne doświadczenia, przenosimpoy na bardzo duże grupy. Siostrzenica rozlała soczek i nie pościerała? Młode pokolenie jest niezaradne. Siostrzenica ma 4 latka. Prawdziwy wniosek jest zaś, banalny, prozaiczny, ludzie są różni. Trafia się na różnych ludzi, o przeróżnych cechach. Genialny publicysta, człowiek spod którego ręki wychodzą myśli najwyższej jakości, może być neurotycznym gburem. Ostatnia cecha nie stanowi przedmiotu zainteresowania socjologii. Gburowatość, nie jest interesująca. Postawy życiowe, plany, już owszem.
Aby dojść do jakichś sensownych wniosków należy inaczej pogrupować społeczeństwo. Tak szeroko rozumiane pokolenia, jak X, Y, Z czy jeszcze inne, są niemiarodajne. Często, są to bazujące na własnych uprzedzeniach obserwacje typu, pokolenie Z to płatki śniegu, powstałe przy całkowitym braku kontaktu z przedstawicielami tego pokolenia. Nasze poglądy kształtowane są przez media, które w pogoni za sensacją, prześcigają się w doniesieniach na temat głupoty tej czy innej grupy, najczęściej na jednostkowych przypadkach osób, które same zajmują się kreacją medialna i jest im to na rękę. Celem poznania oczekiwań, prawdziwych oczekiwań, należałoby przeprowadzić chociażby wywiad na reprezentatywnej grupie. Czy może się okazać, że dwudziestolatek jest zbliżony w poglądach, oczekiwaniach, do czterdziestolatka? Tak. Czemu nie? Przecież mogą pochodzić z liberalnych rodzin, mieć podobne tło społeczne. Podobny nie znaczy identyczny. Wszak dzieli ich dwadzieścia lat. Może się jednak okazać, że dwudziestolatek będzie bardzo różny od innego dwudziestolatka. Bywa, że jakiś moment w dziejach, wytwarza pewien nurt myślowy, który zaraża jakąś grupę. Nazwijcie to jak chcecie. Nie odbywa się to jednak warstwowo.
Myślenie pokoleniowe nas jednak nie opuści. Najzwyczajniej tak jest łatwiej. Prościej myśli się kategoriami starsi – młodsi. Starsi ode mnie, młodsi ode mnie. W ten sposób można odciążyć przepracowaną mózgownicę. Idąc po ulicy widzi się dziadersów, którzy zjebali świat w którym przyszło nam żyć oraz młodocianych kretynów, którzy nie wyznają żadnych wartości. Fakt, że obserwatora i obserwowanych wiele łączy, umyka nam, bowiem większa więź czujemy z rówieśnikami niźli z osobami dużo młodszymi czy dużo starszymi, wytwarzając sobie obraz jakiegoś wspólnego doświadczenia pokoleniowego. Doświadczenie to jest bardzo podobne, tylko ujęte w innej formie. Tam gdzie jedni przegrywali kasety Sex Pistols popijając z trudem zdobyte piwo, drudzy próbowali zdobyć najtańszą możliwą kopię nowego Need For Speed. Kapela, kanał na YT, TikToku…
Patronite Herbata i Obiektyw
Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw
fot. w nagłówku Woman nature photo created by lookstudio – www.freepik.com
You must be logged in to post a comment.