Rzeczywistość a fotografia

Rzeczywistość a fotografia

Fotografia powstała by rejestrować, obrazować, prezentować rzeczywistość. Po dziś dzień nie udało się ustalić czym jest rzeczywistość ani jak obraz fotograficzny ma się do tejże. Przez stulecia ludzie zadawali sobie pytania o jej naturę. Korzystającym z medium jakim jest fotografia często zarzuca się „kreowanie rzeczywistości”.

Rzeczywistość

Czy moja rzeczywistość sprowadza się do tego, co widzę, czuję? Wiem przecież, że na świecie dzieją się tysiące rzeczy, których nigdy nie zobaczę, są miejsca których nigdy nie odwiedzę, ludzi których nie poznam. Moja rzeczywistość, jako człowieka, który siedzi tutaj wygodnie na krześle i pisze sobie teksty na blogu, jest zgoła odmienna od mieszkańca najbiedniejszego regionu świata. Zatem „rzeczywistość” można zdefiniować jako, dostępny pojedynczemu poznaniu wycinek informacji, dostarczony w sposób bezpośredni lub zapośredniczony. Wiedzę o świecie, można wszak zdobyć także poprzez zdjęcia. Dzięki zdjęciom, w sposób zapośredniczony mogę pozyskać informację, iż w dalekiej Afryce, żyją zwierzęta zwane żyrafami.

Co to znaczy „prawdziwy”? Jak możesz zdefiniować „prawdę”? Jeśli mówisz o tym, co możesz poczuć, co możesz powąchać, spróbować lub zobaczyć, to rzeczywistość jest tylko elektrycznymi impulsami interpretowanymi przez twój mózg.

Rzeczywistość można też zdefiniować jako „pojemnik na wszystko”. Oznacza to, że mieści się w nim absolutnie wszystko, łącznie z tym, co aktualnie sobie wyobrażam. Może to być chociażby latający nosorożec. Zatem „rzeczywistość”, obejmuje absolutnie wszystko, co istnieje w ten czy inny sposób. Problemem bytu, istnienia, zajmuje dział filozofii zwany ontologią. Zatem stwierdzenie, iż fotografia służy obrazowaniu, rejestrowaniu rzeczywistości jest znaczącym nadużyciem, bowiem nie jest w stanie zarejestrować latającego nosorożca, który znajduje się w mojej głowie w postaci fantastycznego wyobrażenia. W dodatku, fotografia cieszy się bardzo niejasną reputacją, bowiem z jednej strony, może służyć poszerzeniu wiedzy, poprzez dostarczenie informacji na temat afrykańskiej żyrafy a z drugiej stanowić narzędzie kreacyjne.

Dwoista natura fotografii wynika z tego, iż poprzez obrazy, potwierdzane innymi obrazami oraz informacjami, możemy poszerzyć naszą wiedzę. Czasem, dowodem na prawdziwość zdjęcia, może być rycina wykonana ręką człowieka albo autorytet zoologa. Dziś ciężko uwierzyć w istnienie wilka workowatego, który należy do gatunków wymarłych. Gdy z Australii przywieziono pierwsze wypchane dziobaki, w Europie uznano to za praktyczny żart, w ramach którego  ktoś pozszywał fragmenty ciał innych zwierząt, bowiem takie kuriozum w naturze istnieć nie może. Z czasem okazało się, że dziobaki nie dość, że istnieją to jeszcze są cudownym ewenementem, jeśli chodzi o świat zwierząt. Zatem nawet namacalny dowód nie musi być wiarygodny a co dopiero fotograficzny. Niemniej, do zdjęć wykonanych dzięki procesom fotochemicznym przylgnęła łatka obiektywności, bezstronności. W ten sposób świat raz jeszcze uwierzył we wróżki.

Ostatnie znane zdjęcie wilka workowatego lub wilkowora tasmańskiego.

 

Cottingley Fairies / zdjęcie wykonała Elsie Wright, przedstawia Frances Griffiths w otoczeniu istot nazywanych potocznie „wróżkami”, ang. fairies

No dobrze, nie cały i nawet jeśli nie uwierzył to cześć wielce się uradowała. Przy pomocy fotografii, można zatem skłamać, to znaczy powiedzieć nieprawdę, ale tylko w pewnych określonych warunkach. Wiele zależy tutaj o percepcji widza oraz języka, którego używa do mówienia czy opisu zdjęcia. Teoretycy próbują narzucić jakieś uniwersalne rozwiązanie problemu, ale ono nie istnieje. Przyczyna jest banalnie prosta, mianowicie różne zdjęcia czyta się w różny sposób, inaczej oddziałują na percepcję, chociażby ze względu na słowa, którymi je opisano. Zdjęcie dokumentalne albo fotoreporterskie oddziałuje na widza inaczej niźli to z gatunku fotografii kreacyjnej.

Jedno ze ze zdjęć, potwierdza istnienie wilkowora tasmańskiego, drugie jest problematyczne. Dziewczęta przedstawiły je jako dokument, dowód na spotkanie z wróżkami, które miały zamieszkiwać bodaj nieopodal strumienia. W ten sposób staje się częściowo nieprawdziwe, bowiem wróżki te miały istnieć tak samo jak przedstawiona na tym samym zdjęciu Frances Griffiths, która żyła i miała się dobrze. Istnienie Frances Griffiths, potwierdza akt urodzenia, ludzie którzy ją znali, oraz oczywiście inne zdjęcia, chociażby z dnia zaślubin. Jednakże, zdjęcie wykonane przez Elsie Wright przedstawia Frances Griffiths w towarzystwie wróżek. Kartonowych, misternie narysowanych, prawdopodobnie przez Elsie, ale nadal mamy do czynienia, ze zdjęciem dziewczynki w towarzystwie wróżek. Wiedza na temat ich pochodzenia sprawia, że nie zdjęcie odbierane jest już nie jak to przedstawiające wilkowora. Przestaje być przeźroczyste, staje się wartością samą w sobie, przedstawieniem na poły artystycznym. Aspekty formalne, nie są bowiem istotne w przypadku zdjęcia owego wymarłego drapieżnika. W przypadku zdjęcia Elsie i Franceski, stają się one istotne, widz przestaje patrzeć poprzez zdjęcie a patrzy na zdjęcie. Zatem już sam język wpływa na sposób odczytu poszczególnych zdjęć.

Medialna fikcja

Gdy położę się na ławeczce ze sztangą a kolega zrobi mi zdjęcie, to co się stanie? Uzyskam obraz ułamka sekundy w trakcie którego wykonuję ćwiczenie. Fakt wyjścia z siłowni zaraz po tym jest bez znaczenia. W trakcie robienia zdjęcia, wykonywałem ćwiczenie choć sensowność takiego treningu jest niewielka. Mimo tego, przez ułamek sekundy wykonywałem ćwiczenie. Mogę też stanąć obok bardzo drogiego samochodu, albo usiąść za jego kierownicą i opublikować zdjęć, które przedstawia mnie w trakcie siedzenia za kierownicą drogiego pojazdu. Założenia, które poczyni oglądający są jego własną interpretacją.

Portale społecznościowe po pierwszej fali entuzjazmu, jako przeciwwagi dla odrealnionych mediów, stały się obiektem krytyki. Teraz i one lansują nierealny styl życia, który jest niemożliwy do osiągnięcia przez statystycznego Kowalskiego, który przez to popadać może w depresję. Brzmi to trochę śmiesznie i trochę nieprawdopodobnie ale okazuje się być jak najbardziej prawdziwym zjawiskiem. Oglądając zdjęcia znajomych, wyrabia się przekonanie, że ich życie składa się w stu procentach, z owych zaprezentowanych fragmentów. Efektem jest ciągłe przebywanie na wakacjach, na rowerze, w restauracjach. Media społecznościowe miały bowiem stanowić amatorską przeciwwagę. Fotografów rzadziej obwinia się o kreowanie nierealnych wzorców piękna, niż „szeregowych” użytkowników, nawet profesjonalnie parających się fitnessem czy kulturystyką. Wyrośli oni bowiem w mediach amatorskich, społecznościowych i na tym poziomie powinni pozostać. Winna jest narracja, w ramach której wciągnięto media społecznościowe do tej specyficznej, amatorskiej kategorii. Chcą wyżyć się kreatywnie, należy je opuścić i zacząć współpracować z „tradycyjnymi” podmiotami medialnymi.

W badaniach na samopoczuciem użytkowników zapomina się o wpływie mediów takich jak telewizja czy prasa na wcześniejsze pokolenia odbiorców. Nie można też wykluczyć, że samo społeczeństwo może powodować takie efekty. Nie wiemy czy kiedyś było lepiej czy gorzej pod tym względem bo brakuje nam informacji. Możemy śmiało założyć, że problemy tej natury wywołują chociażby najzwyklejsze rozmowy często koloryzowane. Chodzi o najzwyklejsze przechwałki, którym niestety daje się wiarę wkręcając sobie do głowy, że inni mają lepsze życie, żony, mężów, hobby, cokolwiek. Prawda okazuje się dużo bardziej prozaiczna.

Nie ważne czy przez media społecznościowe czy rozmowy w gronie znajomych, najczęściej tworzymy inną wersję siebie, która chcielibyśmy być ale jesteśmy tylko na tyle pracowici by naciskać spust migawki albo zmyślać. Nie dość zaś, by poczytać książkę czy ruszyć na wyprawę inną niż all inclusive. Dopiwszy drinka z palemką należy zrobić sobie zdjęcie na wielbłądzie tak, by wyglądać jakby przebyło się na nim pustynię wzdłuż i wszerz. Tego typu autoprezentacja ma jednak charakter akcydentalny. Celebryci zamieniają go w sposób na życie, co wiąże się prawdziwie ciężką pracą. Początek takiej autokreacji najczęściej tkwi w aspiracjach życiowych jednostki. Nie zawsze można je zrealizować.  Również oglądalność stanowi wyraz tychże aspiracji. Bardzo wiele osób zapomina, że „bycie sobą” oznacza trochę więcej niż się potocznie wydaje i każdego dnia odgrywamy sporo ról. Czasem równocześnie. Co w ogóle znaczy „być sobą”? Potocznie, by nie udawać kogoś, kim się nie jest. Powstaje zatem mały problem, bowiem dla dwóch różnych osób, można być dwiema różnymi osobami.

Przeważnie na co dzień doświadczamy spójności. To jak postrzega się samego siebie w różnych sytuacjach jest spójne. Zachowuje też ciągłość w czasie. Choć przybywa lat, choć zmienia się  wiedza, sposób myślenia, to Ja pozostaje Ja. Pomiędzy Ja z okresu nastoletniego a Ja zbliżającym się do trzydziestki łatwo można dostrzec olbrzymią przepaść nadal pozostając sobą. Istnieje też postrzeganie owego „Ja” przez osoby z zewnątrz, oraz to co im się prezentuje pokazuje. Jedni nad dawkowaniem informacji panują lepiej inni gorzej.

Człowiek może zupełnie inaczej zachowywać się w towarzystwie osoby bliskiej a inne oblicze prezentować swoim czytelnikom. Stąd też zarzut o końcu prywatności jest mocno przesadzony. Udostępniane informacje są bowiem selekcjonowane na potrzeby widzów. Pokazuję się tyle ile trzeba i nic ponad to. Kreacja medialna nie jest „odarciem z prywatności”. Zwłaszcza, jeśli wszystko jest ustawione, odegrane dwa razy, bowiem rolą aktora jest odgrywać role. Pewne rzeczy zarezerwowane są dla osoby bliskiej, inne dla czytelnika, inne dla klienta. Każdego dnia odgrywamy ileś ról, które wymagają określonych postaw czy zachowań. Wszystkie z nich mają pewne cechy wspólne ale czasem spotykając kogoś w piątkowy wieczór i poniedziałkowy poranek można odnieść wrażenie, że poznajemy dwie zupełnie inne osoby. Rozbieżności pomiędzy zachowaniem w różnych sytuacjach mogą być naprawdę spore. Inaczej należy zachowywać się fotografując wesele, inaczej uczestnicząc w zlocie fanów militariów, nawet jako fotoreporter. Wszystko układa się w spójną całość, tak długo jak nie podejmuje się próby wejścia w rolę, do której nie ma się żadnych predyspozycji. W przypadku moim mogła by to być rola genetyka albo wprawnego boksera. Do żadnej z nich nie posiadam bowiem predyspozycji i fikcja wydałaby się bardzo szybko.

Prawda rzeczywistości

Pojęcie jakim jest „rzeczywistość” potocznie rozumiane jest jako synonim „prawdy”. W najprostszym ujęciu, rzeczywistość jest zbiorem mieszczącym w sobie wszystko, co istnieje. Samochód, dom, człowiek znajdą w nim miejsce tak samo jak miłość, dobro, zło, piękno ale też elfy, duchy czy magia. Ta ostatnia znajduje w niej ważne miejsce. Mówiąc iż coś jest „rzeczywiste” najczęściej chodzi o wskazanie, iż istnieje, jest prawdziwe. Chociażby magia istnieje i ma się dobrze. Każdego dnia tysiące ludzi oddaje się myśleniu magicznemu albo praktykom magicznym mającym przynieść określony skutek. Czy przynoszą, to już inna sprawa. Nawet jeśli coś istnieje tylko w ludzkiej głowie będąc ideą, wiarą czy pomysłem nie oznacza, że nie jest rzeczywiste. Reinmar z Bielawy jest tak samo rzeczywisty jak Sebastiao Salgado, choć z tym pierwszym ciężko zamienić kilka zdań jako, że jest postacią literacką. Stąd potrzeba wprowadzenia dodatkowych pojęć takich jak „fikcyjny”. Reinmar ów jest bohaterem fikcyjnym. Oznacza to, że istnieje na kartach powieści.

Stąd też pojęcie „prawy” jest niewystarczające do opisu zachodzących zjawisk. Niemniej, pojęcie prawdziwości jest dominujące w naszej kulturze. Niektóre plemiona Afryki kantują turystów odstawiając przed nimi swoistą szopkę. Otóż przybysze z dalekich krajów, poczynając na Ameryce a na Azji kończąc nie chcieli płacić za pozowanie w prawdziwych strojach ludowych, bo były zwyczajnie nijakie w porównaniu z tym co można zaobserwować w filmach o dzikusach. Dlatego gdy przybywają turyści cała wioska wskakuje we wszelkiej maści paciorki, krowie rogi, diabelskie maski, obwiesza się jak choinka i odstawia jakieś wymyślone naprędce tańce, które tak mają się do ich tradycyjnych ceremoniałów i strojów jak Kant do kantowania. Jednak zdjęcia są dowodem. Tak było. To jest prawda, rzeczywistość. I faktycznie wydarzenie takie miało miejsce będąc częścią rzeczywistości, ale nie miało związku z prawdą. Brak emocjonalnego związku, który cechuje relacje z rdzennymi obrzędami i rytuałami. Zdjęcie daje „namacalny” dowód, że jakiś człowiek gdzieś daleko w Afryce wyglądał tak a tak w danym dniu o danej godzinie. Jednak, zarejestrowana została gra, stworzona na potrzeby turysty. Zatem mamy dowód, że ktoś tak wyglądał, ale w żaden sposób się odnosi się to do jego kultury. Ot, spektakl na potrzeby turystów. Takich spektakli na potrzeby turystyki odgrywana jest z resztą cała masa. Pierwszym antropologom wmawiano również nieziemskie rzeczy widząc, że ich to cieszy. Drugą połowę zmyślili.

Identycznie sprawa ma się ze zdjęciami w mediach społecznościowych chociażby. Istnienie fotografii kreacyjnej, jaką jest chociażby fotografia mody, jest powszechnie akceptowane. Nie ma żadnego problemu w fakcie, że do portretu, który ma zostać opublikowany w prasie, gwiazda filmowa jest przygotowywana przez sztab specjalistów takich jak fryzjerzy, styliści, makijażyści. Tymczasem od przeciętnych, statystycznych, zwał jak zwał, użytkowników oczekuje się prawdy. Kluczowym pytaniem będzie, jakiej prawdy? O sobie? Żądanie to może mieć bardzo prozaiczne podłoże, które zwie się zawiścią. Wcale nie jest mu dobrze, nie jesteś szczęśliwy, tak na prawdę jesteś smutny i tylko udaje. Przy czym, zachodzi tutaj dość ciekawe zjawisko. Wyobraźmy sobie kolegę wpadającego do pracy, który już od drzwi krzyczy, że wczoraj miał problem z erekcją. Męskie niepowodzenie obwieszczone wszystkim. Pracująca na drugim piętrze dziewczyna, mogłaby na ten przykład wykrzyczeć, że od trzech dni nie myje naczyń, bo jej się nie chce albo nie ma okresu. Wszystkie te oświadczenia mogłyby być w pełni prawdziwe, ale ich ujawnienie będzie naruszeniem własnej prywatności i intymności. Informacje o wymagającym wypadzie rowerowym będą zdecydowanie korzystniejsze dla wizerunku danej osoby, choć z czasem zaczną powodować różnorakie reakcje. Jedni zaczną zazdrościć czując się gorsi od koleżanki czy kolegi z pracy, inni uznają to za kłamstwo i pewnie zaczną plotkować, że większość z tych relacji to kłamstwo, nie prawda. Niepowodzenia, lenistwo, niedociągnięcia w życiu prywatnym, rzadko są przedmiotem dyskusji. Kto opowiada ile razy jechał na tyłku ucząc się jeździć na desce? Nikt nie dostać łatki nieudacznika. Prezentacji podlega najczęściej efekt końcowy. Zatem czy jest to kreują rzeczywistość, fałszowanie prawdy? Nic z tych rzeczy. Fotograf prezentujący swoje portfolio będące wyborem najlepszych zdjęć, nie kłamie, ale dla postronnego widza czy nawet innego fotografa, może stwarzać wrażenie, że każda sesja, zlecenie to sukces, co będzie miało negatywny wpływ na samoocenę owego oglądającego sugerując mu, że nie posiada takich samych umiejętności. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ów również będzie miał portfolio, stworzone w ten sam sposób. Ma on jednak dostęp do całości własnej twórczości, którą porównuje z wycinkiem prac innego twórcy. Umysł ludzki jest niezwykle wrażliwy.

Równocześnie przekaz jest bardzo niespójny. Z jednej strony oskarża się Internautów, o generowanie istniej powodzi zdjęć, niszczącej jakość fotografii. Pierwszą radą jaka pada w tym kontekście jest selekcja, publikacja najlepszych prac, zdjęć dowolnego rodzaju. Z drugiej gdy ludzie się do tego stosują, oskarża się ich o kreowanie rzeczywistości, kłamstwo, wywoływanie zaburzeń psychicznych, poprzez selektywny wybór najlepszych scen z życia. Warto tutaj dodać, iż jeśli ktoś zarzuca ilości zdjęć „nieszczelnie fotografii” to jest zwyczajnie niekompetentny, bowiem nie ma pojęcia o społecznym funkcjonowaniu fotografii. Gada taki czy taka żeby gadać, choć warto w takiej sytuacji zastosować się do własnej rady i nie niszczyć dyskusji pisząc co popadnie, bez należytej selekcji myśli. Każdy z nas chce być postrzeganym dobrze, pozytywnie. Bywa oczywiście, że osoba chce wzbudzić współczucie. Rozstanie, jakaś historia rodzinna czy też choroba mogą w tym pomóc. Zdarzało się już, że internetowi twórcy opowiadali fikcyjne historie ciężkich chorób by zebrać pieniądze na jakimś portalu pokroju Patronite czy Patreon, ale są to właściwie wszystkim ludzkim społecznościom przykłady nadużyć.

Od zarania filozofii, ludzie zadawali sobie pytanie o to, czy istnieje jakaś nadrzędna, obiektywna rzeczywistość, prawda, która nie poddaje się wpływowi obserwatora. Także do jej rejestrowania miała służyć fotografia. I właściwie nie ma odpowiedzi. Pytania te zaczęły w jakimś momencie nurtować fotografów. Co jest rzeczywiste? Czym to jest świat realny? Co to jest prawda?

fot. Finlay MacKay, Kalendarz Lavazza 2008

Kalendarz produkujące kawę firmy Lavazza, to czysta kreacja. Niemniej przez pewną chwilę kobieta w tak zdobnym odzieniu siedziała na tym fotelu czy też tronie. Być może nie ma tu grama grafiki komputerowej a cała scena została zaaranżowana tak, by wyglądać sztucznie, barokowo, być pełną przepychu. Widz patrzy wówczas nie poprzez a na zdjęcie, które jest wartością samą w sobie. Istotne jest światło, kompozycja, tematyka, wszystkie elementy tego obrazu. Modelka, odgrywa wówczas pewną rolę, w którą wciela się tam samo jak aktor w teatrze, staje się ową koronowaną głową. Doskonale radzimy sobie z tym faktem w filmie, zatem czemu bywa to problematyczne w kontekście fotografii?

Samo też miejsce publikacji, pozostaje nie bez znaczenia. To samo zdjęcie, zamieszczone w magazynie, który poświęcony jest modzie, będzie miało inny kontekst, niż publikacja w albumie rodzinnym. Dlaczego ktoś miałby przebierać się za królową, na potrzeby zdjęcia zamieszczonego w albumie, który ma zachować się dla potomności, nośnik wspomnień? Wówczas taka stylizacja mogłaby posłużyć za przedmiot zainteresowania antropologów. Zdjęcie wilkowora, zamieszczone w czasopiśmie zoologicznym, wymusza patrzenie poprzez. Zadaniem jego, jest wspomóc widza w zrozumieniu czymże ów zwierz jest. Podobnie zdjęcie reporterskie, nie jest wartością samą w sobie, bowiem robiąc je, celem fotoreportera było relacjonowanie pewnych wydarzeń. Perspektywa jego, jest subiektywna, opowiada o pewnych faktach w sposób dziennikarski, interpretując je przez pryzmat swej wiedzy, poglądów, starając się kształtować postawy odbiorców. Zatem na zdjęcia raz patrzy się poprzez, innym razem na zdjęcia, z uwzględnieniem wszystkich aspektów formalnych i estetycznych, jeszcze innym razem dwojako.

Jest to w pełni akceptowalne ale tylko w określonych sytuacjach. Gdy osoba jest należycie odległa. Otóż kalendarz Lavazza jest już wydarzeniem artystycznym. Finlay MacKay jest twórcą na tyle odległym, że nie stawia się wobec niego żadnych zarzutów. Osoba bliska, fotograf z sąsiedztwa, celebrytka z klatki obok, nie powinna być nieprawdziwa, być kreacją bowiem jest zbyt bliska. Ludzie z bloków są szarzy, przeciętni i nie powinni udawać kogoś, kim nie są. Mają być smutni, niewyróżniający się, mieć aspiracje godne swojej klasy. Taylor Swift czy Annie Leibovitz mogą sobie pozwolić na ekscesy, nadrealność. Historia fotografii to historia sporów o to, czym jest rzeczywistość.

Przez ciemne zwierciadło

Niektórzy być może czytali  „Scanner Darkly”, W Polsce wydaną jako „Przez Ciemne Zwierciadło”. Jest to jedna z tych schizofrenicznych książek Philipa Dicka, w której  główny bohater doświadcza rozpadu osobowości. Zasadniczo chodzi o narkotyki, ich wpływ na relacje społeczne, postrzeganie rzeczywistości, otoczenia, siebie. Autor od zawsze miał problem z narkotykami, ale często przypisuje mu się nigdy nie zdiagnozowaną schizofrenię. Niestety pewne objawy żywo tę chorobę przypominające mogą zostać wywołane przez przyjmowanie niektórych substancji, zwanych psychodelikami. Jeśli ktoś chciałby przestraszyć dziecko, sprawić by nigdy nie sięgało po różne ciekawe rzeczy, nawet, a może zwłaszcza, po alkohol, niech da mu „Przez Ciemne Zwierciadło” a nie jakieś lekko romantyczne „Dzieci z Dworca Zoo” czy inne szmiry.

Fabuła jest prosta. Pod wpływem Substancji A,  Ja głównego bohatera – Boba – zaczyna rozpadać się na dwie części. Pod wpływem działania tej substancji, każda z półkul mózgu zaczyna żyć własnym życiem. Jedna z nich to porządny agent z wydziału do spraw zwalczania narkotyków a drugi to już lekko paranoiczny ćpun, który całymi dniami przesiaduje ze swoimi równie szurniętymi kumplami. Zadaniem Boba jest przeniknąć od środowiska dealerów tejże substancji. Efekt jest taki, że Bob śledzi samego siebie nie zdając już sobie z tego sprawy. Nie wie jeszcze, jaki podły numer wycięli mu przełożeni, jak zaplanowali, że przeniknie do producentów i jak smutny czeka go los. Mniejsza jednak o to.

Można puścić wodze fantazji. Niech substancją A – w oryginale chyba D- będą media społecznościowe. Niech Śledczym Arctorem będzie Twórca. I niech Ćpunem Arctorem będzie Kreacja Medialna. Jaka jest relacja między Moderatorem a Kreacją? Pragnienia, marzenia, wyobrażenie o sobie. Czy Twórca obserwując własną Kreację z zewnątrz odczuwa z nią jakąś wieź? W końcu to co widzi na Instagramie jest idealne, perfekcyjne, nadrealne. Rzeczowy Twórca dostrzega swoistą chorobę? Półkule jego mózgu zaczynają pracować odrębnie, czując ze swym tworem szczątkową więź? Powyższy wywód ma naturalnie nadać całości nieco dramatyzmu, co miało dodać odrobiny ciemnych barw temu wywodowi w opozycji do pierwszych akapitów, które w mojej opinii są znacznie bliższe prawdy, będąc równocześnie bardziej optymistycznymi.

Rzeczywistość a fotografia

Jako że, a co zostało już powiedziane, „rzeczywistość” oznacza potocznie „prawdę” to owo „kreowanie rzeczywistości” oznacza ni mniej, ni więcej a  kłamstwo. Pomija się całą masę mechanizmów, które stoją za takim działaniem, które nie zawsze jest kłamstwem. Świat czarno-biały jest prostszy do opanowania, zaakceptowania. Mamy tutaj do czynienia z pojęciami „rzeczywistości” oraz „prawdy” w najprostszym ujęciu. Pomija się w tym jeszcze jedna bardzo ważną rzecz jaką jest zwykła frajda, radość. Publikując zdjęcie z wnętrza nowego samochodu, wysyła się jakiś komunikat. Odczytanie zdjęcia jest jednak dużo trudniejsze niż tekstu. Prosty komunika ujęty w słowa, informujący iż jest to nowy nabytek jest znacznie uboższy w treść niż zdjęcie ale znacznie precyzyjniejszy. Jak zinterpretuje obraz odbiorca? Czy publikujący zdjęcie chce poinformować, że jest właścicielem? Może to cudzy samochód, który dane mu było jednego dnia prowadzić? Może pojazd został wynajęty? Aby dopełnić obowiązku, powinien poinformować wszystkich jaki jest stan posiadania. Robiąc sobie zdjęcie z drugą osobą, powiedzmy kobietą, można zasugerować, że jesteśmy znajomymi lub parą albo po prostu przebywa w towarzystwie atrakcyjnej kobiety. Czy należy wszem i wobec poinformować o rozstaniu? Może o kłótni? Przecież każdy opublikuje tylko zdjęcie z chwili, która na to pozwala i która uzna za wartą podzielenia się. Zatem większość „kreuje rzeczywistość” wiecznie szczęśliwych pary na wakacjach choć przecież ludzie się kłócą.

Dyskusja skupia się najczęściej na twórcach internetowych zwanych influencerami albo od nazwy portalu na którym publikują. Fotografowie robią dokładnie to samo i to prawie pod każdym względem. Przecież mało odbywa biznesową rozmowę z klientem w ulubionym powyciąganym t-shircie i spodenkach od dresu. Pozornie może się wydawać, że fotograf to ma klawe życie, ale rzadko kiedy wspomina się o niezapłaconej racie za samochód czy kolejnym roku kiedy wypad na narty oznaczał oglądanie ich na sklepowej wystawie. Gdy zaś się uda, wybiera się najlepszy krajobraz, ustawiam na jego tle i demonstruję światu jak świetnie się bawi. Zostańmy przy samym krajobrazie. Nadrzeczywistość widać chyba najlepiej właśnie na przykładzie krajobrazu. Czyż patrząc na większość zdjęć nie odnosi się wrażenia, że są one baśniowe? Zważywszy, że uchwycona przez fotografa chwila trwała 1/1000 sekundy w specyficznych warunkach oświetleniowych, kadr został wykonany z miejsca, do którego być może ani Ja ani Ty się nie dostaniemy a takie światło nie powtórzy się być może już nigdy, możemy powiedzieć że zdjęcie to rzeczywistość niedostępna a wręcz nadrealna z perspektywy oglądającego. Musimy zawierzyć, że taka sytuacja miała miejsce i nigdy nie będzie nam dane zobaczyć jej w sposób bezpośredni.

Nie będzie zatem wielkim odkryciem, że fotografia to niewielki fragment rzeczywistości ograniczony kadrem, miejscem, oraz niewielki wycinek czasu ograniczony otwarciem migawki. Już kilkadziesiąt lat po wynalezieniu naszej cudownej fotografii zaczęły się wątpliwości. Jej niezachwiania obiektywność okazała się bardzo szybko ustępować miejsca subiektywności. Problemów nastręcza, zwłaszcza w kontekście mediów społecznościowych, idealność osób przedstawionych. Zawsze zadbani, w makijażu, ze świetnymi ciuchami, przy najlepszej kawie.

Czasem ciskane są gromy gdy dziewczyna na Insta robi zdjęcie po czym opatruje je hashtagami #poranek #wakeup, mając doskonały makijaż, fryzurę. Czy chodzi o jakąś chronologiczność wydarzeń? Wstaje, czesze się, układa włosy, selfie #wakeup. Część procesu wstawania, stanowi jej intymną sprawę, którą nie chce się dzielić. „Wstawanie”, to proces polegający na obudzeniu się, wstaniu z łóżka, porannej toalecie. Również moim zwyczajem, zaraz po obudzeniu, jest wziąć prysznic, przebrać się, zaparzyć herbatę i wrócić do łóżka. Zmycie z siebie nocnego potu, uważam za kluczowe, ale jeśli poranek jest rześki a pościel chłodna, uwielbiam czytać w łóżku. Jako publicysta, mogę się wówczas przywitać z publiką zdjęciem, na którym dzierżę kubek herbaty, pod pachą mam aktualnie czytaną książkę.

Zarzut „kreowania rzeczywistości” dotyka wszystkich, zarówno fotografów, innych twórców korzystających na co dzień z fotografii. Zdjęcia celebrytów, nierzadko spotykają się z zarzutem, iż ta czy ów, nie wyglądają tak dobrze w rzeczywistości. Sesja zdjęciowa jest jak najbardziej częścią rzeczywistości. Stanowi specyficzne wydarzenie, które ma za zadanie pokazać fotografowaną osobę w jak najlepszym świetle. Ostatnie słowo odgrywa tutaj niebagatelne znaczenie, bowiem spotkawszy kogoś w samo południe, w trakcie upalnego, letniego dnia, zobaczymy kogoś nieco innego, niż w trakcie wieczornej imprezy czy przyjęcia, na którym obowiązuje strój formalny. Wykonawszy zdjęcie w trakcie każdego z tych spotkań, ukażą się detale, które nasz mózg ignoruje w chwili kontaktu niezapośredniczonego. Oznacza to, że przyklejone potem do czoła włosy, nagle staną się istotne, choć w trakcie spotkania twarzą w twarz ignorowaliśmy ten fakt.

Słowo „rzeczywistość” to kontener, w którym mieszczą się wszystkie jednostkowe rzeczywistości związane z istnieniem każdego człowieka na Ziemi. Ilu ludzi, tyle rzeczywistości, które się splatają. Wszystkie pojęcia, wierzenia a nawet myśli są elementem rzeczywistości. I tak Mokumokuren jest tak  samo rzeczywisty jak swojski Jaroszek. Stąd też zaszła potrzeba ukucia terminów, które pozwoliłby na określenie sposobu „istnienia” tychże stworów. Można określić je mianem istot fantastycznych albo mitologicznych. Wybór jednego z tych określeń, narzuca sposób rozumienia, w jaki sposób ten czy inny stwór istniał. Istnieją zatem na kartach powieści czy w wyobraźni zbiorowej, i to nie czyni ich nierzeczywistymi.

Platońska analogia z jaskinią, również pozostaje aktualna. Patrząc na rzecz, każdy z nas widzi coś innego. Jest sobie jakaś idealna rzecz, będąca rzeczą samą w sobie, ale dla oglądającego nie koniecznie. Weźmy taki dom. Jeden na zdjęciu zobaczy gustowny budynek, drugi spełnienie swoich marzeń, trzeci poczuje ciepło domowego ogniska i zapach ciasta a ostatni orzeknie, że brzydszej rzeczy w życiu nie widział i kto wydał pozwolenie na szpecenie krajobrazu tym czymś?

Czy jako fotograf nie kreuję trochę odrealnionego obrazu swojego zawodu? Przecież nie będę wrzucał na instagram selfików z klientami, albo etapów negocjacji dajmy na to.

Czy fotografia służy rejestrowaniu rzeczywistości? Tak jak już wiemy, rzeczywistość jest dość specyficznym pojęciem. Zawiera w sobie bowiem „rozbłyski”, które istnieją tylko po to, by zostać sfotografowane i nigdy więcej nie zaistnieć w obserwowalny sposób. Na filmach pornograficznych aktorzy i aktorki uprawiają seks w pozycjach często absurdalnych, niedostępnych widzom, ale przez chwilę miało to miejsce. Modelki pozują do zdjęć w erotycznej bieliźnie przy maszynach do pisania, filiżance kawy albo z książką w ręku. O ile powieść nie jest pornograficzna raczej nikt nie siada do czytania w takim przyodziewku. Dlatego pewien problem sprawiają nam wszelkie kreacje medialne. Ustaliliśmy, że jako fotograf również kreuję nie do końca prawdziwy obraz swojego zawodu. Przecież nie będzie wrzucał na instagram selfików z klientami albo etapów negocjacji. Właściwie czasem wrzuca się teksty o tym, jak to klient  haniebnie oszukał fotografa ale to wszystko. Rzadko kiedy pisze się tekst o udanej współpracy, która przebiegła bez zgrzytów. Tworzy to dziwne wyobrażenie zawodu fotografa. Identyczna zasada obowiązuje w samych obrazach. Czy należy wrzucić fotografię z dyskusji jak wybiera się wino? Albo nagrać to na YT? Można to zrobić, ale sam obiektyw aparatu wywołuje pozę, grę. Doskonałym przykładem jest tutaj praca Walkera Evansa a dokładnie jego słynna seria zdjęć pasażerów nowojorskiego metra z lat 1938-1941. Fotograf użył aparatu ukrytego pod płaszczem. Siadał naprzeciwko wybranych pasażerów i zwalniał migawkę przy pomocy wężyka ze spustem schowanego w rękawie. Zdjęcia powstawały w tajemnicy przed fotografowanymi ludźmi oraz policją, bowiem fotografowanie w metrze było zabronione. Można powiedzieć iż jest to „nie fotograficzny wyraz twarzy”.

fot. Walker Evans / nieświadomi bycia fotografowanymi ludzie w metrze

Każdego dnia, dzięki Internetowi, można otrzymać porcję zdjęć z Tokio, Nowego Jorku, Warszawy. Wiele z tych zdjęć bywa niemożliwa do odtworzenia, bowiem wykonano je po długim przygotowaniu. Dzięki temu, można uchwycić jakiś zachwycający moment, który będzie niepowtarzalny. Oznacza to, że doświadczenie widza widza, gdy odwiedzi to miejsce, będzie diametralnie odmienne. Załóżmy że jest w Tokio park, który wygląda całkiem prozaicznie. Wprawny fotograf, wie jednak, że połączenie rozproszonego przez mgiełkę z fontanny światła z kwitnącymi wiśniami, da zachwycających efekt. Może to też dotyczyć wielokrotnego naświetlania w trakcie festiwalu świetlików, który w języku japońskim zowie się Hotaru Matsuri. Czy wspaniałe zdjęcia uzyskane w ten sposób są jakimś oszustwem, kreowaniem rzeczywistości? Otóż są umiejętnością spojrzenia na ową rzeczywistość w określony sposób. Fotografia to umiejętność patrzenia, nie tylko poszukiwania światła, ale przede wszystkim patrzenia na świat. Jako fotograf, wiem jak spojrzeć na świat. Mogę widzieć świat jako okrutny, zimny i pełen przemocy, ale mogę widzieć go pięknym poszukiwać sposobów patrzenia, by inaczej go ukazać. Nauka patrzenia nazywa się wytwarzaniem reżimów skopicznych.

Za fotografią wlecze się niby cień owo przekonanie, że powinna służyć do rejestracji rzeczywistości i prawdy w sposób obiektywny. Traktować to należy jako romantyczne wyobrażenie o pozytywistycznym wynalazku. Fotografia nie jest w stanie wpłynąć na obrazowaną rzeczywistość, ale może kształtować percepcję widza, który stykając się ze sfotografowanym obiektem, czuje się oszukany na podstawie własnych, fałszywych przeświadczeń o naturze fotografii. Podejrzewam też, że w świecie przesyconym różnego rodzaju informacjami poszukiwanie czegoś prawdziwego, rzeczywistego to zwyczajnie tęsknota za czymś do czego można się odwołać. Spójrz, oto jest rzeczywistość, oto jest prawda.

Fantomatyzacja

Szlifujemy nasz wizerunek. Z zapałem i rzemieślniczą precyzją usuwamy wszystkie ostre krawędzie. Staramy się wyeksponować mocne strony do tego stopnia, że można zacząć się zastanawiać czy faktycznie mamy mocne strony. Weźmy mój ulubiony przykład, osób które z resztą doskonale znam. Na FB zaznaczają obecność na każdym ważniejszym wernisażu. Czasem przychodzą, ale tylko po to by walnąć dzióbka i udać do pobliskiego baru celem spożywania napojów alkoholowych.

Tak wypolerowany wizerunek lśni. Kusi obietnicą życia w galeriach, na wernisażach i wiecznych wakacjach. Tylko do chwili gdy zabraknie pośrednika. Spotkawszy często taką osobę twarzą w twarz iluzja się rozwiewa. Przy czym wszystko zależy od tego jak popatrzmy na tę iluzję. Obecność na wernisażu sztuki jakowejś trudnej wielce, tworzy o publikującym wyobrażenie konesera, znawcy albo chociaż miłośnika. Tymczasem on nawet wystawy nie obejrzał a jedynie zaznaczył swoją obecność. Zjawisko to, za Lemem oraz Baudrillardem, nazywamy to fantomatyzacją i symulakryzacją.

Fantomat to zasadniczo środek, metoda, narzędzie, do tworzenia rzeczywistości, nieodróżnialnej od rzeczywistości. Taka tam puszka w puszce. Świat który uznajemy za rzeczywisty często jest zbyt mało kolorowy i trzeba go czymś przykryć. Dążymy do ideału stosując różnorakie półśrodki, także alkohol, narkotyki, wszelkiej maści środki pobudzające i wpływające na nasz nastrój. W kwestii zaś kulturowej czy wizerunkowej może to być właśnie fotografia. Fantomatem można nazwać próbę czystej kreacji. Nie jest to nawet próba autoprezentacji a czysta kreacja. Wprawdzie nie czytam książek i palę papierosy, ale codziennie ładuję na insta fotę opasłego tomiszcza i kubek herbaty oznaczonych tagami #books #fit.
Dobrze zaprojektowany profil jest właśnie formą fantomatu poprzez który rozpowszechniają się symulakry. Czym zaś są te kulturowe byty? Cóż, maskują że rzeczywistość nie istnieje. Będąc zaś precyzyjnym, znaki nic nie znaczą a rzeczywistość medialna jest nadrzeczywista. Francuski filozof ma tu pewną rację. Przy czym takim symulakrem może być nawet mem internetowy. W kontekście interesującego nas zagadnienia spotkany na ulicy internetowy twórca może wyglądać i zachowywać się zupełnie odmiennie od tego, czego oczekujemy równocześnie traktując go mniej realnie, niż jego nadrealną kreację. Profil na portalu społecznościowym może być właśnie fikcją, nie przystawać do no właśnie, do czego? Rzeczywistości? Wchodzimy tutaj głębiej w spektakl. Pragnienie prawdziwości jest tak silne, że bierzemy odgrywane role, medialne kreacje za prawdziwe a następnie prawdziwsze niż prawda, hiperrzeczywiste.

Gdy się nad tym zastanowimy doświadczenie spotkania z idolem, może być przykre. Natomiast czy jest to fałszywe, sztuczne? Opisane przypadki to próba pokazania siebie, czymkolwiek to Ja jest i znaczy. Fantomat to kreacja, która pragnie przysłonić rzeczywistość, ale czy samo w sobie jest to złe? Przecież fotografia to sposób na wyrażenie siebie. Ja zaś to nie tylko stan faktyczny, ale też moje marzenia, aspiracje. Rozdzielenie fantomatyzacji od spektaklu jest trudnym zadaniem. Ocena zachodzi na polu moralnym a jak już się przekonaliśmy moralność to bardzo indywidualna, subiektywna sprawa.

Kreowanie rzeczywistośći

Kreowanie rzeczywistości oznacza w języku potocznym kłamstwo, mówienie, pokazywanie nieprawdy. Widząc na zdjęciu przystojnego mężczyznę, albo atrakcyjną kobietę zarzuca się im kreowanie rzeczywistości. Nie tak w owej wyglądają. Z tym, że rzeczywistość, zawiera w sobie w przypadku kulturysty okres startowy, okres posezonowy, okres przygotowawczy. Podobnie w przypadku zawodowego modela, czy modelki. Zarzucenie „kreowania” oznacza zarzucenie kłamstwa. Przyznaj się, że tak nie wyglądasz, że nie masz takiego pokoju, domu, samochodu. Zostałeś przyłapany na kłamstwie, stąd też Ja, osądzający odnoszę zwycięstwo pozwalające poczuć mi się lepiej. Oboje źle wyglądamy, nie mamy wiele, ale Ja, nie kłamię. Jestem lepszy.

Spór o naturę rzeczywistości zaczął się długo przed nami i nie skończy się przez całe lata po nas. Zważywszy wszystkie za i przeciw, należy stwierdzić że oskarżanie Internetu jako takiego czy poszczególnych platform, jest bez sensu. Media społecznościowe niczego nie kreują. Użytkownicy też nie robią tego w sposób, w jaki się powszechnie uważa. Zgoda, czasem ktoś podkręci swoją urodę photoshopem ale czy to jakaś szczególna forma kłamstwa? Niewielka różnica między misternym makijażem, fruzyrą, schludnym strojem. Przywykliśmy, że maskujemy niedoskonałości takimi zabiegami. Dobrze dobrana koszula zamaskuje niedostatki sylwetki. Czasem chcemy coś przemilczeć. Z jednej strony dobiegają głosy notorycznie domagających się prawdy. Prawda oznaczałaby tutaj pokazanie absolutnie wszystkiego, bez jakiejkolwiek oceny. Gdy zaś pokazane jest za dużo oskarża się o sprzedaż własnej prywatności dla popularności, przy czym każdy z ma inne poczucie prywatności, intymności. Najlepszy fotoreportaż jest subiektywnym zapisem wydarzeń. Dążenie do obiektywizmu musiałoby obejmować zarejestrowanie wszystkiego, z każdą pojedynczą myślą włącznie. Inaczej przekaz zawsze będzie niepełny, interpretacja obarczona błędem. Dwóch fotoreporterów może opowiedzieć tę samą historię na dwa różne sposoby. Wielu narzuca sobie pewne wytyczne, która mają trochę zbliżyć do obiektywności, ale jest to karkołomne zadanie. Skoro fotografia to subiektywny sposób zapisu otaczającej rzeczywistości, ograniczony sposobem postrzegania, wrażliwością, chęcią zakomunikowania czegoś, w końcu kadrem i migawką to dlaczego tak bardzo się oburzamy i czego właściwie oczekujemy?

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉

 

 

*terminy takie jak schizofrenia zostały użyte dość potocznie.