Współczesne rytuały przejścia

Rytuały przejścia są ważnym elementem wielu kultur. Stanowią one przejście z jednego stanu w drugi, najczęściej otwierając przed chłopcem świat męski. Podobno ich brak w naszej kulturze sprawia, że nie ma już mężczyzn.

Pomysł na wpis, zrodził się po lekturze tekstu blogera znanego jako Zuch. Otóż w mniemaniu jego nastąpił kryzys męskości, trzeba dokładać większych starań by chłopców przeistoczyć w mężczyzn, robiąc z nimi męskie rzeczy, cokolwiek to znaczy. Sam również nie udziela odpowiedzi na to pytanie, bo zwyczajnie nie wie a często zaznaczał że nie należy dzielić zabaw czy czynności na chłopięce czy dziewczęce. Bardzo ciężko z tego wybrnąć, gdyż w chwili gdy dorośnie córka będzie musiała zostać wdrożona w kobiece sprawy przez matkę. Skoro zaś męskie są męskie, to jak mogą być równocześnie kobiece? Czy odmówi córce prawa do stolarki, jeśli ta rozwinie w sobie taką pasję? Powstaje w ten sposób dość niespójny system wartości prezentowany na przestrzeni lat, w kolejnych tekstach. Zadać należy przyczyny braku wiary w męskość syna.

Na podstawie tekstu można wywnioskować, że bardzo brakuje mu tężyzny fizycznej. Gdzieniegdzie można wyczytać, że ojciec naszego blogera nie uważa jego komputerowej pracy za prawdziwą, męską robotę. On sam również wstydzi się, że nie dorównuje bratu uprawiającemu sumo. Stąd też w oczach Zucha rodzi się potrzeba udowodnienia ojcu, że jednak mężczyzną jest i potrafi syna na takiego wychować, robiąc z nim męskie rzeczy. Gdy jako dziecko chodziłem na karate, tatusiowie, którzy siedzieli na ławeczkach i nigdy nie zhańbili się treningiem, bardziej pchali synów w stronę kumite niż ci, którzy trenowali wraz z nimi a między sobą niewąsko się okładali. Mężczyźnie niepewni siebie, uważani przez ojców za słabych, kładą wielki nacisk na męskość swoich synów, choć sami wolą parać się pracą kreatywną. W głowach wielu osób ścierają się stare i nowe wizje męskości. Wyniesione z domu oraz przyswojone z zewnątrz. Aprobata rodzica czy też jej brak, może przez lata ciążyć na psychice dziecka, które mogło doczekać się własnych dzieci. Efektem jest wypisywanie bzdur o rytuałach przejścia i męskości.

Pierwotne rytuały przejścia

Ażeby sprawę lepiej zrozumieć, trzeba przyjrzeć się, czym w ogóle są te rytuały w plemionach pierwotnych. Obrzęd przejścia nie jest pojęciem nowy. Już w 1909 toczyły się burzliwe debaty nad ich kształtem. Jedną z popularniejszych teorii jest ta stworzona przez  Arnolda van Gennepa, dzieląc je na trzy fazy wstępną (preliminalną), okresu przejściowego (liminalną) i włączenia (postliminalną). Trzeba jednak jeszcze wiedzieć, że były to rytuały zarówno społeczne jak i magiczne. Dzięki ich przejściu chłopcy nabywali nowego, jednoznacznego statusu. Nabywali wówczas ściśle określonych praw i obowiązków a przed sobą widzieli dokładnie gdzie znajdą się za lat pięć, dziesięć czy piętnaście. Ścieżka życiowa mężczyzny jest bowiem ustalona i niezmienna. Tutaj warto zwrócić uwagę, że dotyczyły one przeważnie chłopców, którzy dzięki nim stawali się mężczyznami a co za tym idzie, ludźmi. Rytuały te mogły kończyć się rytualnym okaleczeniem, chociażby rozcięciem penisa albo piciem spermy, w dodatku ludzkiej. Pierwszy zwyczaj ma swe korzenie wśród Aborygenów a drugi w plemieniu Sambia. Czasem sprowadzały się do obcięcia włosów, tak zwanych postrzyżyn, co praktykowane było wśród Słowian. Nie wiadomo czego pragną orędownicy rytuałów przejścia. Zważywszy jednak na okrutny i obrzydliwy charakter tychże, można mieć wątpliwości czy faktycznie choćby minimalnie pogłębili swą wiedzę poza wyświechtane frazesy.

Kobiecość w plemionach pierwotnych to coś naturalnego. Dla kobiet rytuał przejścia najczęściej był jeden, mianowicie menstruacja. Z tą chwilą gdy dotychczasowe dziecko może już rodzić kolejnych potencjalnych przyszłych ludzi, samej nie będąc człowiekiem a przynajmniej nie do końca człowiekiem, staje się kobietą. Czasem z tej okazji wyprawiono w kobiecym gronie huczną imprezę, ale to rzadkość. Kobiecość jest zatem nadana, łatwa do osiągnięcia a właściwie, to z czasem sama przyjdzie. Męskość to zupełnie inna para kaloszy. Trzeba lat by stać się mężczyzną. Następnie w bolesnej często próbie trzeba udowodnić, że jest się gotowym, ale też sama próba lub rytuał są faktycznym momentem przejścia z jednego stanu w drugi. Podstawową też ideą każdego rytuału przejścia w społeczności pierwotnej, jest jego naoczność. Otóż bolesnej próbie poddaje się na oczach świadków. Bywało i tak, że drugiej szansy nie było a ten kto próby nie przeszedł nie mógł dołączyć do grona ludzi już nigdy. Niezbyt częste w ogóle, a już szczególnie w małych społecznościach. Najczęściej rytuał przejścia to rytuał magiczny, poprzez który ostatecznie dochodzi do przemiany jednego w drugie. Mimo tego, Ludy pierwotne cenią edukację bardziej niż to sobie wyobrażamy. Gdy się udawało, nowonarodzony człowiek otrzymywał nowe imię, zyskiwał liczne przywileje, ale też obowiązki. Oczywiście moment zależy od lokalnej kultury ale schemat jest podobny. Trzeba też pamiętać, że przyszły człowiek w fazie testowej, często pozbawiony był jakichkolwiek praw. Po okresie dzieciństwa gdy bez mała wszystko mu było dozwolone, stawał się pozbawionym praw nikim, co często wiązało się z upokorzeniem, rytualnym wygnaniem. Trzeba uczciwe napisać, że chwila włączenia do grona męskiego, nie jest końcem drogi. Młodzi mężczyźni, nie biorą udziału w polowaniach a obserwują starszych. Zatem droga przez męskość, podzielona jest na pewne etapy, ale etapy jasne. Młody mężczyzna stanie się łowcą i wojownikiem, gdy wiek zacznie ciążyć, dołączy do starszyzny. Jego droga jest jasna, każdy starszy członek plemienia posiada zaś wiedzę, którą może przekazać. Co najważniejsze, wiedza ta jest niezmienna.

Bardzo istotnym elementem tych rytuałów było zatem kontynuowanie tradycji. Syn szedł w ślady ojca, córka w ślady matki, co często dziś nie ma miejsca. Syn zaprawionego w bojach żołdaka może chcieć tańczyć w balecie a córka kury domowej zacznie przejawiać zamiłowanie do kodowania. Sprawia to, że rodzic nie może udzielić rady dziecku, co do drogi życiowej. W dodatku, rodzic też się zmienia. Podważa to zatem sens tych rytuałów, co lepiej wyjaśnię w dalszej części tekstu. Zuch sam pisze, że jego dziad, ojciec i wuj pracowali w polu, on sam jest grafikiem komputerowym blogerem, influencerem bez mała i to czyni go w oczach ojca słabym. Największym wyzwaniem jest grabienie liści w ogrodzie. Kim będzie syn? Czy zdobędzie uznanie w oczach swojego ojca jeśli wybierze MMA zamiast tabletu? Czas pokaże, ale sama idea rytuałów przejścia zostaje podważona. Chłopiec może ale nie musi iść w ślady ojca. Rytuał przejścia to także rytuał mianowania. Z chwilą gdy się dopełni, nie ma odwrotu. Człowiek nie tyle decyduje o sobie co jest wtłaczany w pewne ramy. Przechodzi pod władzę ojca lub grupy, którzy decydują kiedy młody człowiek ma stać się mężczyzną. Stając się zaś mężczyzną nie ma już mowy o żadnym odstępstwie od praw rządzących męskim światem. Czyn taki stanowi najcięższą przewinę i niewiele jest w tym przesady.

Współczesne rytuały przejścia

Jednakże, przeprowadzający rytuał, musi dysponować całą wiedzą i umiejętnościami, jakich potrzebować będzie młody mężczyzna. W tym momencie, każdy kto mówi o potrzebie przywrócenia rytuałów przejścia, wychodzi na ignoranta, bowiem wiedzą taką nie dysponuje. Głównym założeniem rytuału przejścia, jest magiczne wprowadzenie w świat męski, świat ludzki oraz wyznaczenie całej ścieżki życiowej. Młody mężczyzna, który uczy się polować, walczyć, czerpie wiedzę od doświadczonych łowców. Ci zaś czerpią wiedzę o mężczyzn, którzy już broń złożyli. Z chwilą gdy to robią zapewnione mają zajęcie, wyznaczone obowiązki, przywileje i cel. Tymże zaś jest zasiąść wśród starszyzny plemienia, od której uczą się wszystkiego. Muszą posiąść wiedzę wszystkich poprzednich pokoleń, by przekazać ją następnym. Stąd też starszyna strzeże poniekąd swe wiedzy, gdyż to wiedza jest podstawą jej autorytetu. Bywa, że dopuszczony do tych sekretów zostaje mężczyzna, którego synowi rodzi się syn. Oznacza to, że męskość, bycie mężczyzną to ciągła nauka, ale bardzo symboliczna bowiem pula wiedzy jest ograniczona i zagubienie się, jest niemożliwe.

Nasza kultura nico różni się od pierwotnych. Kultury pierwotne są w znacznym stopniu niezmienne, oparte na tradycji. Nawet jeśli zmiany zachodzą, to są tak rozciągnięte w czasie, że uniemożliwia to ich dostrzeżenie. Tymczasem nasza kultura oparta jest na zmianie, która zachodzi czasem w przeciągu pokolenia. W tych pierwszych, w generacjach ojców i synów nie widać różnicy w pojęciu męskości, której to wzorce są przekazywane, właśnie z pokolenia na pokolenie. Nasze społeczeństwo zmienia się bardzo dynamicznie. Trzeba też zauważyć, że zmieniają się nie tylko młodzi, ale także starzy, którzy nie tylko mają prawo do refleksji, ale też muszą dostosować się do zmieniającego otoczenia. Młody człowiek, żyjący w tradycyjnym plemieniu Afryki czy Ameryki Południowej, doskonale wie co go czeka. Widzi, jakimi zajęciami będzie się parał za lat pięć, dziesięć, piętnaście. Wszystko jest jasne, klarowne i poukładane. Społeczność zapewnia mu cel i środki, w których realizacji i pozyskiwaniu musi uczestniczyć, ale dzięki temu wszystko działa sprawnie.

Załóżmy, że przywrócimy zasadniczą służbę wojskową jako formę rytuału przejścia pomiędzy chłopięctwem a męskością. Młodzi mężczyźni wyjdą z wojska i dowiedzą się, że muszą sobie radzić. Ten kto przeprowadza rytuał przejścia, musi też przygotować kolejne pokolenie do zajęcia swojego miejsca. Niestety, pomocy takiej udzielić nie może, bowiem przez całe życie był zdunem, ale zduństwo przestało istnieć jako pożądany fach i musi szukać nowej drogi w życiu. Ergo, nie jest w stanie poprowadzić młodszych, bo nie ma ich gdzie prowadzić. Jako, że musi częstokroć sam weryfikować wartości, którymi się kieruje nie ma prawa narzucać ich młodszym. Stąd też rytuały przejścia w naszej kulturze, nie mają wielkiej wartości. W społecznościach pierwotnych są to rytuały magiczne, wspomagane zbiorowym wysiłkiem, bowiem stare przysłowie mówi, że potrzeba całej wioski by wychować dziecko.

Kolejna sprawa, to pozycja społeczna. Przejście w wiek męski, sprawia że chłopiec zyskuje pewną pozycję w społeczności, którą pozostali mają obowiązek szanować. Tymczasem u nas, większy sukces może odnieść piętnastolatek niż trzydziestolatek. Młoda gwiazda kina czy mediów społecznościowych, cieszyć się będzie większym uznaniem niż żołnierz desantu, który po wyjściu z wojska stanie się dokładnie nikim. Identycznie sprawa ma się z maturzystą czy magistrem. Wszystko to są rytuały przejścia, wyznaczające kolejne etapy pewnej drogi, wiedzy i edukacji. Problem w tym, że pochwalenie się tytułem magistra, spotka się z kpiącym uśmiechem, gdyż jakoby się zdewaluował i zdanie takiego wykształcuicha, nie liczy się w debacie. Rzecz taka nie ma prawa mieć miejsca w społeczności pierwotnej. Przeszedł to przeszedł. Zdanie doświadczonego, wiekowego męża ma swoją wagę, ale nie ma prawa on trywializować opinii wojownika, wprawnego łowcy, choć ten jest młodszy. Nie może nazwać go dzieckiem, bowiem ten dzieckiem nie jest. Status człowieka w XXI wieku jest wyjątkowo niejasny i zależy od okoliczności. Wprawdzie matura to egzamin dojrzałości, ale nikt osiemnastolatka nie traktuje jak osoby dojrzałej. Każdy tekst krytyczny wobec młodszych pokoleń, jest przejawem porażki pokoleń starszych, które miały je poprowadzić, ale zawiodły.

Stworzyliśmy też modę, przez co różnice w postrzeganiu pewnych rzeczy mogą być diametralne, począwszy od stroju ekspresji a na wartościach kończąc. Nasze społeczeństwo jest szalenie bardziej złożone i różnorodne. Grafik, poeta, pisarz, żołnierz, pracownik fizyczny, bokser, reprezentują bardzo różne typy męskości. Ciężko być równocześnie wykwalifikowanym żołnierzem desantu oraz filozofem. W naszej kulturze  człowiek aby być jako tako użytecznym musi się uczyć dobrych kilkanaście lat. I nie mówimy tu o tym jak być mężczyzną czy kobietą a o wiedzy pozwalającej zdobyć jako takie zatrudnienie. W dodatku wiedza ta się zmienia, trzeba ją aktualizować, więc rodzice często nie są w stanie pomóc dziecku, zwłaszcza że sami mogli pewnej wiedzy nie posiąść. Wiek lat piętnastu raczej nie sprzyja płodzeniu dzieci, budowaniu domu i posiadaniu lukratywnej posady. Zatem granica dorosłości poważnie się przesuwa. Zaobserwować też można pewną manipulację. Mówimy, że ktoś staje się mężczyzną poprzez dokładanie mu męskich obowiązków w zamian za zerowe przywileje. Nakładając na kogoś pierwsze obowiązki, trzeba przyznać mu pewne prawa i przywileje. Po okresie beztroskiego dzieciństwa, przychodzi czas pracy, ale nic więcej z tego nie wynika. Nie ważne czy skończyło się studia, odbyło służbę wojskową, nadal jest się nikim w oczach społeczeństwa. W tym momencie zaczyna się żmudny proces zdobywania społecznego uznania.

Prawną granicą dorosłości jest dzień osiemnastych urodzin, gdy człowiek bez względu na płeć zyskuje sporo praw i może aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym i politycznym, przez co pozornie się nie różnimy od plemion pierwotnych, ale tylko pozornie. Wątpliwym jest bowiem przywilej prawa do głosu w wyborach i zakupu wyrobów alkoholowych równocześnie często nadal pozostając nikim, bo kto liczy się ze zdaniem niedoświadczonego osiemnastolatka? No, chyba że jest dobrym programistą, ale to wyjątek. Większość od dorosłości dzieli jeszcze wiele lat. W społeczeństwie pierwotnym, włączenie do męskiego grona, droga życiowa człowieka staje się jasna. Początkowo jest jeszcze zbyt młody, ażeby pełnić rolę wojownika i myśliwego, ale jest do niej przygotowywany. Doskonale wie, co go czeka. Gdy wiek zaczyna ciążyć, staje się członkiem starszyzny. Przyjrzyjmy się jednak losowi poborowego, który właśnie opuścił szeregi armii. Otóż staje się nikim, bowiem były żołnierz jest nie jest nikomu potrzebny. Teraz musi zdobyć zawód, który może przestać istnieć za jego życia. Nie ma się do kogo zwrócić po radę, bowiem zawód ojca też przestał istnieć i szuka on nowej drogi życiowej. Z kogoś, ponownie stał się nikim. Sytuacja taka je nie do pomyślenia wśród ludów żyjących w tradycyjny sposób.

Problemem rytuałów przejście jest dzielenie świata na męski i kobiecy, co nie ma miejsca w naszej kulturze. W plemionach pierwotnych są one pełne sekretów i tajemnic, niedostępnych drugiej stronie. Podział ten bardzo sztywno, precyzyjnie określa obowiązki. Od tej pory mężczyzna nie tknie tego co kobiece a kobieta tego co męskie. Czy to nie Pierre Bourdieu o tym wspomina? O tej ciemnej stronie rytuałów, które wydają się tak pociągające? Jaka będzie reakcja gdy syn porzuci męskie sprawy na rzecz czegoś stereotypowo kobiecego albo okaże się homoseksualistą? Syn przestanie być mężczyzną, będzie po męsku wykonywał kobiece czynności? Straci uznanie w oczach ojca? Interesujące pytania, na które nie dostanę odpowiedzi bowiem jakakolwiek uwaga poza bałwochwalczą czołobitnością wobec pana blogera nie wchodzi w grę. Na podstawie jednak innych badań czy obserwacji, możemy zauważyć że w takich sytuacjach synowie są po prostu odrzucani, choć nasz świat nie trzyma się już sztywno podziału ma męskie i damskie.

Swoją drogą

Bardzo ciekawym wątkiem jest też zjawisko zwane Syndromem Piotrusia Pana, które nie ma damskiego odpowiednika. Teoretycznie pojawiają się teksty o wiecznych dziewczynkach, ale są one marginalne, bowiem moment stania się kobietą jest nieunikniony. Widzimy też dużą rozbieżność w objawach. Często dla mężczyzn jest ich dwadzieścia, trzydzieści i więcej. Opisy charakteru, pogłębione analizy, dowody przedkładania zabawy ponad obowiązki, etc. Tymczasem to co dla jednego będzie przejawem skrajnej niedojrzałości, chociażby ubieranie się jak gimnazjalista calem zademonstrowania światu jakim jest się wyluzowanym młodzieńcem w wieku lat prawie czterdziestu, dla drugiego będzie typowym elementem dorosłości. Ciekawe, że człek którego tekst dał mi podstawę do namysłu wygląda jak manekin z konfekcji dziecięcej, niewiele różniący się ubiorem od swojego nastoletniego syna. W psychologii syndrom Piotrusia Pana praktycznie nie istnieje, bo każda jednostka może mieć różne tempo rozwoju i teraz uwaga, psycho-socjo-ekonimicznego. Natomiast niechęć do bycia kobietą, to niechęć do rodzenia dzieci i zamążpójścia. Bunt kobiety przed dorośnięciem, to jest przyjęciem na siebie roli matki zagraża istnieniu grupy, przetrwaniu gatunku ludzkiego wyrażającego się w mężczyźnie. Bomba.

Starsze pokolenia porzuciły młodsze, równocześnie stawiając im wymagania. Rzecz taka, trzeba to napisać ponownie, nie może mieć miejsca w społeczeństwie tradycyjnym. Starsi mają prowadzić młodszych, służąc im wiedzą i doświadczeniem życiowym. Mają przygotować młodszych, by ci zajęli ich miejsce, gdy przyjdzie czas. Tymczasem, u nas jest to nie tylko niemożliwe, ale też wielu wypisuje się z roli mentorów, biorących odpowiedzialność za młodszych na rzecz stawiających wymagania mędrków. Dużo można napisać o tym kim ma być mężczyzna, ale zwróćmy proszę uwagę, że większość mądrali, nie chce brać w tym udziału. Często posuwają się nawet do przytaczania argumentów, z obszaru znienawidzonych gender studies, by udowodnić, że w sumie ta męskość to ma wiele wariantów i każdy ma prawo wybierać. Po cóż zatem rozliczać ludzi, z ich podejścia do odgrywania własnej roli, skro samemu nie ma się na tę rolę pomysłu, albo dopasowuje do swoich potrzeb?

Drogi do męskości czy kobiecości można poszukiwać na rożne sposoby, które nie pokrywają się w stu procentach z poglądami mianujących czyli poprzednich pokoleń, tym bardziej, że coraz więcej osób w różnym wieku czuje że dotychczasowe zasady upadają. Jedni czują się przez to zagubieni a drudzy w końcu mogą odetchnąć pełną piersią, tym bardziej, że podważyliśmy dwa kluczowe pojęcia, powtarzające się w tym tekście niczym mantra, czyli męskość i kobiecość. Zatem są możliwości, ale pokolenia rodziców nie mają kompetencji by przeprowadzić przez nie młodego człowieka. Wielką zaletą naszej kultury, jeśli ktoś potrafi to wykorzystać, jest dopasowywanie momentów przejścia, męskości czy kobiecości do swoich potrzeb. Oczywiście, w wyniku nakładających się przekazów medialnych rodzą się spory oraz poznawcze dysonanse. Na pohybel dysonansom!

Samoświadomość wielu młodych ludzi jest zaskakująca. Odkładają oni moment pełnego przejścia w dorosłość na chwilę gdy sami poczują się gotowi. Przedłużający się okres dorastania, czyli swoista faza liminalna, pozwala zerwać z oczekiwaniami, stereotypowymi rolami płciowymi. Dodatkowo wiele rytuałów można powtarzać. Oblana matura a nawet testy sprawnościowe do wojska nie predestynują delikwenta czy delikwentki do niczego. Stanowi to także bunt przeciwko dość niespójnej narracji tak zwanych dorosłych, o czym była mowa powyżej. Mniej więcej od gimnazjum powtarzano nam, że jesteśmy już dorośli więc musimy przyjąć na siebie dorosłe obowiązki, ale równocześnie gdy próbowaliśmy zabrać głos w jakiejś sprawie ponownie stawaliśmy się dziećmi. Jest to poważny problem naszej kultury. Albo się jest dorosłym, albo się jest dzieckiem. Nie można być dorosłym dzieckiem. Dorosłość, prawa i obowiązki albo dzieciństwo. Tak, zgodzę się, że często starsi mają więcej do powiedzenia niż młodsi, ale dorosły nie staje się nagle dzieckiem podporządkowanym wszystkim na około gdy zachodzi taka potrzeba a u nas stosuje się taką prymitywną sztuczkę. Starszyzna plemienna ma władzę nad młodszymi dorosłymi, ale musi ich szanować. Nie może ich infantylizować wedle potrzeby. Pracuj bo jesteś dorosły, ale zamknij ryja bo jesteś dzieckiem. Człowiek w kulturze pierwotnej nie musi też szukać pracy. Cel życia, zajęcie zapewnia mu grupa. Wojownik – myśliwy, mający pierwszeństwo przy stole, rybak, rzemieślnik. Jeśli będzie żył według określonych zasad to grupa gwarantuje, że zdobędzie żonę, spłodzi dzieci. U nas opóźnienie spowodowane bywa czynnikami ekonomicznymi. Ojcowie pierdolą o rytuałach przejścia, ale nie gwarantują chłopcom pracy i ożenku. Duży nacisk kładziony jest na pełną samodzielność, podczas gdy plemiona pierwotne stawiają na grupę. Nie oznacza to, że nie można się cieszyć indywidualną sławą czy prestiżem, wyróżniając się jako wojownik czy myśliwy. Chodzi o to, że gdy padną słowa „jesteś już mężczyzną” dodawane jest „musisz radzić sobie sam”, tymczasem to wcale nie tak powinno działać.

W wielu grupach pierwotnych, myśliwy, który odniesie ranę nie jest skazywany na śmierć głodową a otaczany opieką. On również ma obowiązek zadbać o tych, którzy chwilowo albo trwale sobie nie radzą. Rytuał przejścia, oznacza wyjście ze stanu samotności na rzecz grupy, wspólnoty. Człowiek, który upoluje coś do jedzenia i nie podzieli się z resztą, może zostać skazany na śmierć. Tymczasem, mężczyzna, który trafi pracę, jest często zostawiany przez innych samemu sobie. Oznacza to, że oni sami mężczyznami nie są. Nie można od tak porzucić towarzysza, jeśli nie ma takiej palącej potrzeby. Zasada jest prosta. Dbano o niego, gdy był niezdolny sam polować, on dba o tych, którzy nie są zdolni teraz. Gdy był dzieckiem, ktoś go karmił, teraz on dba o młodszych, ale też o starszych, którzy wprawdzie już nie polują, ale mają inne obowiązki w wiosce. Często starszyzna opiekuje się dziećmi, gdy młodzi mężczyźni, ojcowie są na palowaniu. Zatem w naszej kulturze, mantra o rytuale jest bezsensownym, bezrefleksyjnie powtarzanym frazesem.

Wszystko zależy od tego jak rozumiemy dorosłość. Świat, natura, nie daje nam żadnych wskazówek kiedy mamy dorosnąć albo co to właściwie znaczy. Skończyć z zabawą? Stać się odpowiedzialnymi? Przecież masa młodych ludzi wynajmuje mieszkania, płaci rachunki, sumiennie wykonuje obowiązki w pracy, bierze i spłaca kredyty na domy. Tymczasem w pokoleniach wychowanych w systemie tradycyjnych wartości odsetek porzuceń rodzin, zjawiska do niedawna określane mianem patologicznych nie jest wcale marginalny. Rytuały przejścia jak chociażby pobór, były jedynie symboliczne i nie dawały żadnych przywilejów. Byłeś w wojsku, fajnie i co z tego? Zapierdalaj do roboty i nie pyskuj moro brudasie. Odbycie służby wojskowej nie dawało punktów w oczach kobiet, nie dawało przepustki do lepszej pracy, nie dawało praktycznie nic. W społeczeństwie pierwotnym wojownik – myśliwy czerpie z tego realne korzyści. U nas jest jedynie narzędziem w rękach polityków, którzy mogą wywołać wojnę dla własnych interesów. Nikt też nie potrafi jednoznacznie powiedzieć czym jest dorosłość. Koniec końców chodzi o płodzenie dzieci. Ten wątek przewija się przez wszystkie wypowiedzi. Zatem bredzenie o kryzysie męskości jest wątpieniem we własną męskość podszytą brakiem akceptacji ze strony ojca lub próbą rekompensaty, także sobie, jego braku w okresie dorastania.

Parentingowe porady blogerów są równie dobre jak buraki Jerzego Zięby. Proste, medialne ale nie działają.

 

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią”