Współczesne rytuały przejścia

Rytuały przejścia zostały opisane przez antropologów całe dekady temu. Podobno w naszej kulturze już ich nie ma, chłopcy nie mają kiedy stać się mężczyznami. Czemu zaś tylko chłopcy? Dlaczego nikt nie myśli o dziewczynkach, które mają stać się kobietami? Spróbujmy odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Zacznę od kilku słów pozornie niezwiązanych z tematem. Otóż jak zrodził się pomysł na ten teks. Powodem była wszechwiedza, tyle że nie moja a pewnego blogera ksywą Zuch, którego onegdaj dosyć ceniłem. Najpierw uczył się o fotografach, którzy nie istnieją bowiem sam ich zmyśliłem, a teraz wie wszystko na temat rytuałów przejścia, równocześnie twierdząc że w naszej kulturze ich nie ma co jest oczywiście nieprawdą, gdyż zmieniły one jedynie formę. Więcej, nie specjalnie interesuje go, że miały charakter magiczny co ciężko łączyć z chrześcijaństwem. W mniemaniu jego nastąpił kryzys męskości, trzeba dokładać większych starań by chłopców przeistoczyć w mężczyzn, robiąc z nimi męskie rzeczy, cokolwiek to znaczy. Sam również nie udziela odpowiedzi na to pytanie, bo zwyczajnie nie wie a często zaznaczał że nie należy dzielić zabaw czy czynności na chłopięce czy dziewczęce. Bardzo ciężko z tego wybrnąć, gdyż w chwili gdy dorośnie córka będzie musiała zostać wdrożona w kobiece sprawy przez matkę. Skoro zaś męskie są męskie, to jak mogą być równocześnie kobiece? Powstaje w ten sposób dość niespójny system wartości prezentowany na przestrzeni lat w kolejnych tekstach.

Na podstawie tekstu można jedynie wywnioskować, że bardzo brakuje mu tężyzny fizycznej. Takie rzewne kawałki najczęściej pociskają właśnie tatusiowie, którzy nigdy w pysk nie dostali. Mój dziadek trenował boks, mój tata brał udział za młodu w licznych zawodach karate i judo. Nie musieli zatem swoich kompleksów leczyć wnukiem i synem. Zatem ojcowie, którzy nie czują się zbyt męsko, tym bardziej że gdzieniegdzie można wyczytać że ojciec naszego blogera nie uważa jego komputerowej pracy za prawdziwą robotę, dowartościowują się i rekompensują brak uznania w oczach ojca poprzez tresurę syna, co z resztą jest bardzo częste. Gdy jako dziecko chodziłem na karate tatusiowie, którzy siedzieli na ławeczkach i nigdy nie zhańbili się treningiem, bardziej pchali synów w stronę kumite niż ci, którzy trenowali wraz z nimi a między sobą niewąsko się okładali. Zaintrygowała mnie jeszcze jedna rzecz, mianowicie wymóg całkowitego posłuszeństwa i bałwochwalczej czci, ale o tym powiemy sobie innym razem już bezpośrednio w kontekście kultury fotograficznej.

Pierwotne rytuały przejścia

Obrzęd przejścia nie jest pojęciem nowy. Już w 1909 toczyły się burzliwe debaty nad ich kształtem. Jedną z popularniejszych teorii jest ta stworzona przez  Arnolda van Gennepa, dzieląc je na trzy fazy wstępną (preliminalną), okresu przejściowego (liminalną) i włączenia (postliminalną). Trzeba Wam jednak jeszcze wiedzieć, że były to rytuały magiczne. Idąc dalej, dotyczyły one przeważnie chłopców, którzy dzięki nim stawali się mężczyznami a co za tym idzie ludźmi. Rytuały te mogły kończyć się rytualnym okaleczeniem, chociażby rozcięciem penisa albo piciem męskiej spermy. Nie, nie kłamię, pierwszy zwyczaj ma swe korzenie wśród Aborygenów a drugi w plemieniu Sambia. Kobiecość w plemionach pierwotnych to coś naturalnego. Dla kobiet rytuał przejścia najczęściej był jeden – menstruacja. Z tą chwilą mogła już rodzić kolejnych przyszłych ludzi, samej nie będąc człowiekiem a przynajmniej nie do końca człowiekiem, stawała się kobietą. Czasem z tej okazji wyprawiono w kobiecym gronie huczną imprezę, ale to rzadkość. Kobiecość jest zatem nadana, łatwa do osiągnięcia a właściwie to z czasem sama przyjdzie.

Męskość to zupełnie inna para kaloszy. Trzeba lat by stać się mężczyzną. Następnie w bolesnej często próbie trzeba udowodnić, że jest się gotowym, ale też sama próba lub rytuał są faktycznym momentem przejścia z jednego stanu w drugi. Bywało i tak, że drugiej szansy nie było a ten kto próby nie przeszedł nie mógł dołączyć do grona ludzi już nigdy. Gdy się udawało, nowonarodzony człowiek otrzymywał nowe imię, zyskiwał liczne przywileje, ale też obowiązki. Oczywiście moment zależy od lokalnej kultury, ale schemat jest podobny. Trzeba też pamiętać, że przyszły człowiek w fazie testowej, często pozbawiony był jakichkolwiek praw. Po okresie dzieciństwa gdy bez mała wszystko mu było dozwolone, stawał się nikim, który nie może absolutnie nic, natomiast ciążą na nim liczne obowiązki. Chyba, że mieszkał w lesie. Z chwilą stania się mężczyzną, miał prawo pojąć żonę, często wioska budowała dla nowożeńców nowy dom, rożnie. W każdym razie benefity były liczne. Bardzo istotnym elementem tych rytuałów było kontynuowanie tradycji. Syn szedł w ślady ojca, córka w ślady matki co często dziś nie ma miejsca. Syn zaprawionego w bojach żołdaka może chcieć tańczyć w balecie a córka kury domowej zacznie przejawiać zamiłowanie do kodowania. Podważa to sens tych rytuałów. Jak sam pisze, jego dziad, ojciec i wuj pracowali w polu, on sam jest grafikiem komputerowym blogerem, influencerem bez mała i to czyni go w oczach ojca słabym. Największym wyzwaniem jest grabienie liści w ogrodzie. Kim będzie syn? Czy zdobędzie uznanie w oczach swojego ojca jeśli wybierze MMA zamiast tabletu? Czas pokaże, ale sama idea rytuałów przejścia zostaje podważona. Chłopiec może ale nie musi iść w ślady ojca.

Rytuał przejścia to także rytuał mianowania. Z chwilą gdy się dopełni, nie ma odwrotu. Człowiek nie tyle decyduje o sobie co jest wtłaczany w pewne ramy. Przechodzi pod władzę ojca lub grupy, którzy decydują kiedy młody człowiek ma stać się mężczyzną. Stając się zaś mężczyzną nie ma już mowy o żadnym odstępstwie od praw rządzących męskim światem. Czyn taki stanowi najcięższą przewinę i niewiele jest w tym przesady.

Współczesne rytuały przejścia

Nasza kultura nico różni się od pierwotnych. Kultury pierwotne są w znacznym stopniu niezmienne, oparte na tradycji. Tymczasem nasza oparta jest na zmianie. W tych pierwszych, w generacjach ojców i synów nie widać różnicy w pojęciu męskości, której to wzorce są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nasze społeczeństwo zmienia się już nie z dekady na dekadę a roku na rok. Stworzyliśmy też modę, przez co różnice w postrzeganiu pewnych rzeczy mogą być diametralne, począwszy od stroju ekspresji a na wartościach kończąc. Nasze społeczeństwo jest szalenie bardziej złożone i różnorodne. Grafik, poeta, pisarz, żołnierz, pracownik fizyczny, bokser, reprezentują bardzo różne typy męskości. Ciężko być równocześnie wykwalifikowanym żołnierzem desantu oraz filozofem. W naszej kulturze  człowiek aby być jako tako użytecznym musi się uczyć dobrych kilkanaście lat. I nie mówimy tu o tym jak być mężczyzną czy kobietą a o wiedzy pozwalającej zdobyć jako takie zatrudnienie. Wiek lat piętnastu raczej nie sprzyja płodzeniu dzieci, budowaiu domu i posiadaniu lukratywnej posady. Zatem granica dorosłości poważnie się przesuwa. Zaobserwować też można pewną manipulację. Mówimy, że ktoś staje się mężczyzną poprzez dokładanie mu męskich obowiązków w zamian za zerowe przywileje – czyli de facto staje się nikim. Po okresie beztroskiego dzieciństwa, przychodzi czas pracy, ale nic więcej z tego nie wynika. Nie ważne czy skończyło się studia, odbyło służbę wojskową, nadal jest się nikim w oczach społeczeństwa.

Prawną granicą dorosłości jest dzień osiemnastych urodzin, gdy człowiek bez względu na płeć zyskuje sporo praw i może aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym i politycznym – przez co pozornie się nie różnimy ale tylko pozornie. Wątpliwym jest bowiem przywilej prawa do głosu w wyborach i zakupu wyrobów alkoholowych równocześnie często nadal pozostając nikim, bo kto liczy się ze zdaniem niedoświadczonego osiemnastolatka? No, chyba że jest dobrym programistą ale to wyjątek. Większość od dorosłości dzieli jeszcze wiele lat. Świat się oczywiście zmienia, ale już od dawna mamy pewną formę rytuału formalnego, jaką są wszelkiej maści egzaminy, chociażby egzamin dojrzałości zwany maturą albo odwrotnie. W plemionach pierwotnych wszystko dzieje się równocześnie, podczas gdy w naszej kulturze można być dorosłym w jednej sferze i dzieckiem w drugiej. Owszem, zgodzić się można z faktem, że starszyzna często zajmuje istotną pozycję i sprawuje pieczę nad młodzieżą, ale ów szacunek dla starszych wynika z faktu, że przeżyli wszystko to, co młodzi przeżyją. Tymczasem pomimo podobieństw realia rynku pracy dwudziestolatka mogą się bardzo różnić od realiów ojców z analogicznego okresu życia. Gdy ja prawnie stałem się dorosłym człowiekiem jebnął kryzys ekonomiczny z 2008 roku i musiałem sobie poczekać.

Trzeba też pamiętać o obrzędach chrześcijańskich takich jak bierzmowanie w kościele katolickim czy konfirmacja w niektórych kościołach protestanckich. Musimy bowiem zwrócić uwagę, na pewne rozdarcie. Pierwotne rytuały przejścia miały charakter zarówno duchowy, mistyczny jak i fizyczny. Hart ducha wyrażał się poprzez znoszenie bólu. Chrześcijaństwo ogólnie kładzie mały nacisk na rozwój ciała i obrzędy przejścia związane są bardziej z rozwojem duchowym, ale są wyraźne i obecne. Widzimy tutaj, że pojęcie rytuału trzeba rozciągnąć także na sferę profanum oraz, że właściwie mamy bardzo dużą dowolność w wyborze ścieżki jaką podążymy. Sfera sacrum ma swoje rytuały a profanum swoje. Duchowo bierzmowanie a fizycznie wojsko. Czy zatem nie istnieją w naszej kulturze żadne rytuały przejścia? Istnieją, tylko zostały dostosowane do współczesnych potrzeb.

W rodzinach, w których mamy dwoje rodziców, najczęściej ojciec pielęgnuje stereotypy płciowe, co z resztą wyraźnie widać. Kobiety robią w innych sytuacjach i nieco inaczej. Interesuje mnie też, jak wygląda w takim światopoglądzie podział na męskie i kobiece. W co wtajemniczy kobieta córkę? Widzimy też wyraźnie rozgraniczenie na świat męski i kobiecy, które w plemionach pierwotnych pełne były tajemnic znanych tylko członkom danej grupy, wliczając w to sekretne rytuały i święta. Dochodzi do wyraźnego podziału grupowego, na kobiety i mężczyzn. Od tej pory mężczyzna nie tknie tego co kobiece a kobieta tego co męskie. Czy to nie Pierre Bourdieu o tym wspomina? O tej ciemnej stronie rytuałów, które wydają nam się tak pociągające? Jaka będzie reakcja gdy syn porzuci męskie sprawy na rzecz czegoś stereotypowo kobiecego albo okaże się homoseksualistą? Syn przestanie być mężczyznom, będzie po męsku wykonywał kobiece czynności? Straci uznanie w oczach ojca? Interesujące pytania, na które nie dostanę odpowiedzi bowiem jakakolwiek uwaga poza bałwochwalczą czołobitnością wobec pana blogera nie wchodzi w grę. Na podstawie jednak innych badań czy obserwacji, możemy zauważyć że w takich sytuacjach synowie są po prostu odrzucani.

Swoją drogą

Bardzo ciekawym wątkiem jest też zjawisko zwane Syndromem Piotrusia Pana, które nie ma damskiego odpowiednika. Teoretycznie pojawiają się teksty o wiecznych dziewczynkach, ale są one marginalne, bowiem moment stania się kobietą jest nieunikniony. Widzimy też dużą rozbieżność w objawach. Często dla mężczyzn jest ich dwadzieścia, trzydzieści i więcej. Widzimy opisy charakteru, pogłębione analizy, dowody przedkładania zabawy ponad obowiązki, etc. Tymczasem to co dla jednego będzie przejawem skrajnej niedojrzałości, chociażby ubieranie się jak gimnazjalista calem zademonstrowania światu jakim jest się wyluzowanym młodzieńcem w wieku lat prawie czterdziestu – dla drugiego będzie typowym elementem dorosłości. Ciekawe, że człek którego tekst dał mi podstawę do namysłu wygląda jak manekin z konfekcji dziecięcej. W psychologii syndrom Piotrusia Pana praktycznie nie istnieje, bo każda jednostka może mieć różne tempo rozwoju i teraz uwaga psycho-socjo-ekonimicznego. Natomiast niechęć do bycia kobietą, to niechęć do rodzenia dzieci i zamążpójścia. Bunt kobiety przed dorośnięciem, to jest przyjęciem na siebie roli matki zagraża istnieniu grupy, przetrwaniu gatunku ludzkiego wyrażającego się w mężczyźnie. Bomba.

Ważną zatem cechą naszej kultury jest, że staramy się stwarzać możliwości. Drogi do męskości czy kobiecości można poszukiwać na rożne sposoby, które nie pokrywają się w stu procentach z poglądami mianujących czyli poprzednich pokoleń, tym bardziej, że coraz więcej osób w różnym wieku czuje że dotychczasowe zasady upadają. Jedni czują się przez to zagubieni a drudzy w końcu mogą odetchnąć pełną piersią, tym bardziej, że podważyliśmy dwa kluczowe pojęcia, powtarzające się w tym tekście niczym mantra: męskość i kobiecość. Dodatkowo zanik wyraźnych podziałów klasowych uniemożliwia jednoznaczne zakwalifikowanie tej czy innej czynności jako typowej dla danej płci. Zatem są możliwości, ale pokolenia rodziców nie mają kompetencji by przeprowadzić przez nie młodego człowieka.

Samoświadomość wielu młodych ludzi jest zaskakująca. Odkładają oni moment pełnego przejścia w dorosłość na chwilę gdy sami poczują się gotowi. Przedłużający się okres dorastania, czyli swoista faza liminalna, pozwala zerwać z oczekiwaniami, stereotypowymi rolami płciowymi. Dodatkowo wiele rytuałów można powtarzać. Oblana matura a nawet testy sprawnościowe do wojska nie predestynują delikwenta czy delikwentki do niczego. Stanowi to także bunt przeciwko dość niespójnej narracji tak zwanych dorosłych, o czym była mowa powyżej. Mniej więcej od gimnazjum powtarzano nam, że jesteśmy już dorośli więc musimy przyjąć na siebie dorosłe obowiązki, ale równocześnie gdy próbowaliśmy zabrać głos w jakiejś sprawie ponownie stawaliśmy się dziećmi. Jest to poważny problem naszej kultury. Albo się jest dorosłym, albo się jest dzieckiem. Nie można być dorosłym dzieckiem. Dorosłość, prawa i obowiązki albo dzieciństwo. Tak, zgodzę się, że często starsi mają więcej do powiedzenia niż młodsi, ale dorosły nie staje się nagle dzieckiem podporządkowanym wszystkim na około gdy zachodzi taka potrzeba a u nas stosuje się taką prymitywną sztuczkę. Starszyzna plemienna ma władzę nad młodszymi dorosłymi, ale musi ich szanować. Nie może ich infantylizować wedle potrzeby. Pracuj bo jesteś dorosły, ale zamknij ryja bo jesteś dzieckiem. Człowiek w kulturze pierwotnej nie musi też szukać pracy. Cel życia, zajęcie zapewnia mu grupa. Wojownik – myśliwy, mający pierwszeństwo przy stole, rybak, rzemieślnik. Jeśli będzie żył według określonych zasad to grupa gwarantuje, że zdobędzie żonę, spłodzi dzieci. U nas opóźnienie spowodowane bywa czynnikami ekonomicznymi. Ojcowie pierdolą o rytuałach przejścia, ale nie gwarantują chłopcom pracy i ożenku. Duży nacisk kładziony jest na samodzielność, podczas gdy plemiona pierwotne stawiają na grupę.

Wszystko zależy od tego jak rozumiemy dorosłość. Świat, natura, nie daje nam żadnych wskazówek kiedy mamy dorosnąć albo co to właściwie znaczy. Skończyć z zabawą? Stać się odpowiedzialnymi? Przecież masa młodych ludzi wynajmuje mieszkania, płaci rachunki, sumiennie wykonuje obowiązki w pracy, bierze i spłaca kredyty na domy. Tymczasem w pokoleniach wychowanych w systemie tradycyjnych wartości odsetek porzuceń rodzin, zjawiska do niedawna określane mianem patologicznych nie jest wcale marginalny. Rytuały przejścia jak chociażby pobór, były jedynie symboliczne i nie dawały żadnych przywilejów. Byłeś w wojsku, fajnie i co z tego? Zapierdalaj do roboty i nie pyskuj moro brudasie. Odbycie służby wojskowej nie dawało punktów w oczach kobiet, nie dawało przepustki do lepszej pracy, nie dawało praktycznie nic. W społeczeństwie pierwotnym wojownik – myśliwy czerpie z tego realne korzyści. U nas jest jedynie narzędziem w rękach polityków, którzy mogą wywołać wojnę dla własnych interesów. Nikt też nie potrafi jednoznacznie powiedzieć czym jest dorosłość. Koniec końców chodzi o płodzenie dzieci. Ten wątek przewija się przez wszystkie wypowiedzi. Zatem bredzenie o kryzysie męskości jest wątpieniem we własną męskość podszytą brakiem akceptacji ze strony ojca lub próbą rekompensaty, także sobie, jego braku w okresie dorastania.

Parentingowe porady blogerów są równie dobre jak buraki Jerzego Zięby. Proste, medialne ale nie działają.

ps.

Czemu piszę to u siebie a nie wdaję się w polemikę w sekcji komentarzy? Gdyż najczęstsza odpowiedź to „skończ z tą tanią psychoanalizą”. Prośby aby delikwent skończył ze swoją tanią socjoanalizą spotykają ze zwyczajną agresją.

 

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią”