Czy TikTok jest zły

Czy TikTok jest zły?

Czy TikTok jest zły? Na pewno jest trochę inny, niż Facebok czy YouTube, które są z nami już wiele lat. Problem w tym, że nie bardzo się od siebie różnią.

TikTok

Z połączonych mocy narzekań na młodzież, czasy, moralność i kulturę powstał Kapitan Kurła Kiedyś to było! Kiedyś każdy polski salon zdobiło pudło wymagające dwu chłopa i podnośnika, żeby je lekko przestawić. Zowało się to telewizorem. Służyło do oglądania obrazów i dźwięku przekazywanych na odległość dzięki radiowym falom.
Pudło owo, a dokładnie treści nim transmitowane, były wysoce szkodliwe. Otóż dzieci siedziały cały dzień przed tym pudłem i klikały. Latały po kanałach konsumując najniższej jakości treści, dające natychmiastową gratyfikację. Treści te transmitowano w TV, w programach przeznaczonych dla osób w wieku rodziców tych dzieciaków. Zatem wiedzę o szkodliwości TV dla dzieci, rodzice czerpali z TV. Następnie publicyści telewizyjni przerzucili się na strasznie rodziców i dziadków co też wnuki w Internecie oglądają. Sama telewizja poszła w „zagrożeniową odstawkę”. Jeszcze niedawno szkodliwe były inne portale, teraz jest to już tylko TikTok. Czemu? Nie rozumiem, szczerze. Bo nas tam nie ma. Z chwilą gdy publicyści wejdą na TikTok, a już wchodzą, narracja o jego szkodliwości zniknie jak sen złoty jaki. Druga rzecz, przypomnijmy sobie początki YT.
Kompilacje faili,
Taniec żula,
Żule w fontannie,
Inne brednie.
Nim jednak padną słowa krytyczne wobec YT, twórców i odbiorców, należy napisać kilka słów o telewizji oraz o Innym. Zacznę od Innego. Krytyka TV była zdecydowanie silniejsza, niż krytyka Facebooka. Telewizja ostro starła się swego czasu z Internetem. Nadawcy produkowali dokumenty o szkodliwości i miałkości tego drugiego, bowiem Internet zaczął wyrastać na głównego przeciwnika radiowych obrazków. Dawał poczucie wolności wyboru. Koniec końców okazało się, że większość Internautów ogląda to samo co oglądałaby w TV tylko w dogodnym dla siebie czasie. Mimo to przez chwilę narodził się podział na telewidzów i internautów. Era Facebooka była dość nudna, bowiem teksty krytyczne okazały się mało chwytliwe. Ciężko jest być „prorokiem we własnym kraju”. Ciężko zdobyć poklask o uzależnieniu od Facebooka na Facebooku. Instagram był łatwiejszym celem, zwłaszcza że od początku był aplikacją czysto wizualną, skupioną na obrazie. Wartym uwagi jest fakt, że brak tekstu, poza przewijaniem bez sensu, był głównym zarzutem i argumentem przeciw. Tak jakby tekst był niezbędny aby przekaz był wartościowy. Tutaj krytycy trochę się zagalopowali. I choć instagramowej twórczości daleko do sztuki, to analogia jest jak najbardziej zasadna. Van Gogh jest twórcą gorszym niż Blanka Lipińska. Wszak ona pisa, on malował. Społeczność tworząca na potrzeby nowej aplikacji okazała się jednak całkiem ambitna. Zdjęcia bardzo szybko przestały być amatorskie. Ich styl silnie uzależniony był i jest od aktualnej mody, przez co praktycznie wszyscy tworzą na jedno kopyto, ale to dotyka tak samo pisarzy, filmowców, grafików, wszystkich. Niemniej zdjęcia bardzo szybko zyskały niezły poziom. Sam Instagram stał się jednak dobrym obiektem ataku dla twórców skupionych wokół Facebooka. Oto pojawił się Inny. Dopiero nastanie TikToka, który wyewoluował z Musically, wywołało prawdziwą gównoburzę. Krytyka gier czy  Internetu w TV, nie wywołała takich emocji. Oto zrodził się Inny z prawdziwego zdarzenia. Głupi, niedouczony, prymitywny. Wcześniej na podobną skalę zdarzyło się to tylko przy okazji telewizji.
Otóż, gdy telewizja stała się należycie popularna, wyroiły się niczym grzyby po deszczu teksty krytyczne, które wykazywały, że oto nowe medium wychowuje pokolenie, przepraszam za wyrażenie debili. Wychowani na TV mieli stronić od kultury wyższej, zatracać zdolność jej rozumienia, rezygnować z literatury na rzecz prymitywnych ruchomych obrazków. Faktem niezaprzeczalnym jest, uzależniający potencjał TV. Wprowadzono nawet pewne dość sensowne regulacje, ale reklamy jak emitowane były, tak są. Telewizja także miała olbrzymi potencjał oddziaływania na najmłodszych, którzy sadzani byli przed odbiornikiem przez rodziców, którzy zaniechali rodzicielskich obowiązków, byle mieć święty spokój. Co się stało z tymi ludźmi? Gdy telewizja straciła swój potencjał do straszenia, zaczęto straszyć grami komputerowymi. Następnie pałeczkę przejął Internet, potem poszczególne jego obszary takie jak Facebook czy Instagram. Ciekawym jest, że nie prowadzi się badań na grupach dorastających przed TV i na grach komputerowych. Obecnie, gdy dorosło pokolenie rodziców – graczy, okazuje się, że badania wykazują też dobroczynny wpływ gier komputerowych. Dziwnym trafem, wcześniej nie przyszło nikomu do głowy go szukać. Po dziś wielu z nas, graczy nie rozumie dlaczego nie eksterminowaliśmy naszych szkół i byliśmy prześladowani przez osiedlowych osiłków, którzy nie przepadali za grami. Natomiast na stosowaniem przemocy owszem. Patrząc też na TV z perspektywy czasu, trzeba przyznać, że po swych mizernych początkach, wyrosła na poważne medium. Dziś gdy stanowi jedynie papkę, ciężko uwierzyć, że kiedyś poprzez to medium nadawano wysokiej jakości treści, jak chociażby na National Geographic, które było celem, zwieńczeniem kariery dla operatorów, fotografów i podróżników. Dziś jest jedynie wyblakłym cieniem legendy. Wszystkie media spotyka ten los. Im więcej podmiotów na rynku, im większa fragmentacja tym większa konieczność obniżania treści by do kogoś trafić. Nie mniej w swych złotych czasach, w TV było wszystko. Programy dla osób bez mała niepiśmiennych oraz dla miłośników zaangażowanego dokumentu. Podobnie stało się z YT, tyle że w ciut gorszym wydaniu. YT spęczniał jedynie a nie zmienił się jakoś bardzo. Spęczniał od treści dobrych, ale nadal bardzo, bardzo płytkich i powierzchownych. Nawet najlepsze treści popularnonaukowe, zwłaszcza z zakresu nauk społecznych, są bardzo stronnicze, nijakie, powierzchowne i po linii najniższego oporu, celem dotarcia do publiki nastawionej na treści wizualne. Wybaczcie, że to powiem, ale filmiki są regresem w stosunku do abstrakcyjnej literatury. Przeciętny filmik na YT ma około 10 minut. Lekcja w szkole ma 45. Miewałem czterogodzinne wykłady na uczelni. Każdy twórca, który zbudował swoją karierę na YT musi przyznać, że ma swój udział w ogłupianiu ludzi. Dziesięć do góra dwudziestu minut na temat związków, TikToka, Influencerów, zaburzeń psychicznych i reaktorów atomowych. Winne są dzieci korzystające z chińskiej apki. My! Jesteśmy lepszym pokoleniem. Podczas gdy oni oglądają filmy do trzech minut, my mogliśmy się skupić całe dziesięć. Zatem narzekający w filmiku na YT na filmiki na TikToku, bliższy jest temu drugiemu niż osobom piszącym książki. Sorry. Niestety blogosfera też karleje jakościowo, bowiem trzeba docierać masowo, zarabiać, wlaczyć o uwagę. Prosto i strawnie. Nadal jest tam, na YT masa filmików do oglądania całymi godzinami. Kotki, pieski, inne takie. Dochodzi bardzo ciekawa sprawa. Facebook, który sprzyja alt rightowi, osadził Trumpa na tronie, nagle jest jednak dobry, bo jego algorytmy nie są takie złe, jak się pierwotnie wydawało. Rzetelna kontrola nad tworzącym bańki informacyjne, sprzyjającym wspomnianym ugrupowaniom portalem, to jakaś mrzonka. Dla naszego dobra Instagram czy FB wprowadziły mechanizmy kontroli spędzanego czasu, które są tak sprytnie zaszyte, żebyś ich nigdy nie zobaczył. Tik Tok prezentuje coś przypominającego totalnie losowo dobrane brednie. Przeglądając go, ma się wrażenie, że te treści nie podlegają żadnej kontroli w przeciwieństwie do sprytnego FB, który ma mnie triggerować.
I tutaj dochodzę do ciekawego punktu. Tik Tok żyje w symbiozie z FB, Instagramem oraz YouTubem. Amerykańskie byty medialne, bardzo łatwo dopuszczają na swoje serwery treści pochodzące z TikToka, poprzez banalnie proste parowanie kont. TikTok nie pozwala sparować się bezpośrednio z Facebookiem. Fraszką jest natomiast połączenie z Instagramem, który następnie eksportuje te filmiki na FB, bowiem Insta i FB od dawna tworzą jeden ekosystem. Facebook Watch trochę różni się od rolek. Właściwie na Fb istnieją dwa obiegi video. Jeden z watch a drugi z reels. Ten pierwszy pozwala na zamieszczanie i oglądanie dłuższych form a ten drugi to właściwie TikTok. Równocześnie masa twórców zalewa YT tym samym co publikuje na Tik Toku w postaci przewijanych godzinami „shortsów”. I tutaj dochodzimy do ciekawej kwestii. Amerykańskie firmy jakoś mają wyjebane na dobrostan swoich użytkowników, upodabniając się do TikToka w dziwnym tempie. Czemu? Nagle też Instagram, którego narkotyczne właściwości opisano na długo przed pojawieniem się TikToka nagle znika z debaty publicznej? Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Bowiem nie pasuje do równania i ciężko pociągnąć spójną argumentację, czemu USA są dobre, Chiny zaś złe.
Kolejna sprawa. Kampania na rzecz wywalenia TikToka może mieć podłoże czysto marketingowe. Ograniczenie dostępu do TikToka usprawni ewolucję Instagramu, który pragnie być TikTokiem. YouTube nie bardzo, shorts to tylko dodatek do całości serwisu, ale warto zagrać o użytkowników chińskiego szpiega gdy ten zniknie. Kawałek tortu nie do przecenienia. Dziwnym też jest, że Insta współpracuje z TikTokie, choć nieoficjalnie bowiem to twórcy tego drugiego zadbali o możliwość połączenia aplikacji z Insta, ale ten drugo wcale się nie broni, natomiast walka na linii Facebook – Google trwa i nie mogę łatwo eksportować moich filmów z YT na Fb Watch.
Również rolki to jakieś rzadki ściek. Właściwie algorytmy poszły tam gdzie mieli się udać Ruscy, czyli на хуй. Przejrzawszy hashtagi które śledzę, nie dostaję nic w temacie. Z jakiś przyczyny FB w zakładce „rolki” raczy mnie MMA, boksem albo jeszcze czymś, czego treści nie znam bo nie oglądam co w nich jest. Natomiast o fotografii i MTB nie dostaję nic, choć reaguję na te treści z własnej woli. Dziwne. Tak jakby FB szykowało swoich użytkowników na metamorfozę w stronę TikToka. Czyli leci losowa treść na zasadzie, jak się trafi to się ciszę, przewijam dalej. Bez sensu.
Popularność nie bierze się z powietrza. Social media, media społecznościowe są zwierciadłem społeczeństwa, w którym przyszło nam żyć. Wychodzi na to, że ludzie lubią się bawić. Masa głupot, które pojawia się na TikToku, wcześniej pojawiała się na Instagramie. Wcześniej na Facebooku. Również masa żartów jest żywcem zaczerpnięta z dowolnej głupawej pogawędki. Musimy zadać sobie pytanie, czy bez TikToka oraz wszystkich jego poprzedników, wszyscy, jak jeden mąż siedzieliby z nosami w książkach? Założenie równie głupie co naiwne.

Chiński spisek

Moja ulubiona część programu. Chiny, tak samo jak USA, walczą o gospodarczy prym, polityczne przewodnictwo. Zatem owa niewidzialna wojna trwa nad naszymi głowami. Wojna o surowce, wpływy, pieniądze. Dlaczego mam bardzo niepokojące przeczucie, że USA zrobią wszystko by protesty zapoczątkowane śmiercią Mahsy Amini w Teheranie upadły? Dopóki obowiązuje embargo na irańską ropę, ze względu na brak demokracji, Stany mogą czuć się bezpiecznie. Gdyby obalono rząd i zaprowadzono demokrację, trzeba by embargo znieść a to niedobrze dla amerykańskiego snu o potędze i uzależnienia UE od siebie. Z resztą USA odwaliło już taki numer wspierając SAVAK, do spóły z Brytyjczykami, bo BP miało małe problemy w Iranie. Zatem ufać to można, ale nie ChRl, USA, UK i innym takim skrótowcom.

Google dominuje na rynku smartfonów. Poprzez narzędzia tej firmy oglądamy filmy, telefonujemy, przechowujemy kontakty, mailujemy. Zatem zrozumiałym jest, dlaczego zaufanie do Wuja G, powinno być minimalne. Platforma FB pracuje przeważnie na urządzeniach z Androidem, zatem wiedza tych dwóch podmiotów na temat użytkowników jest niewyobrażalna. Zrozumiałym jest dlaczego Chiny nie bardzo chcą by ich obywatele oddawali swoje dane właśnie USA, które mogłoby w ten sposób podbijać chińskie rynki. Dobrami z Chin ale pod amerykańską flagą. Stąd uzasadniona obawa „Tiktok spyware”, które szpera nam w telefonach na rzecz władz Państwa Środka. Przyjmując, że New York Times czy Guardian mają rację, TikTok to aplikacja rozrywkowo – spyware. Niemniej, zaufanie do władz USA powinno być marginalne. Na rynku desktopów niepodzielnie królują MS i Apple, które też święte nie są. Zatem przez system MS korzystamy z usług Google.

Bardziej ciekawi mnie kwestia obyczajowa. Spotkałem się też z informacją, że TikTok celowo ułatwia dostęp do treści o charakterze seksualnym, co ma zdemoralizować społeczeństwo zachodnie. Większego idiotyzmu nie słyszałem dawno a słyszę ich masę codziennie. Mogę zgodzić się z faktem, że TikTok musi cenzurować niewygodne dla Partii Komunistycznej informacje by te nie leciały dalej w świat. Natomiast wszystkie gorszące i degenerujące Zachód treści są dozwolone. Oczywiście na tyle, żeby nie wzbudzać większego zamieszania. Zatem część, chociażby związana z przemocą, jest usuwana. Kolejny raz zapala mi się czerwona, nietrafiony kolor w kontekście komunizmu, lampka iż ktoś mnie okłamuje. Amerykański Instagram ocieka seksem. Linki do OnlyFans są wszechobecne a masa treści nie jest już nawet erotyczna, zmysłowa, sensualna, cokolwiek a prawie pornograficzna. Przy czym, mój stosunek do pornografii jest bardzo liberalny i nie uważam, żeby był demoralizujący. Może być, jeśli jest się fanatykiem na orwellowską modłę, który pragnie kontrolować ludzką seksualność by przekuć ją w agresję. Praktycznie większość „cosplayerek” ma odniesienie do LinkTree, skąd można łatwo trafić na OnlyFans. Cała masa kobiet oferuje usługi tego typu w sposób jawny. Czasem tylko dla pozoru wywala się kilka kont, które wracają jak bumerang. Zatem kolejne małe niedomówienie ze strony wrogów TikToka. Instagram jest bowiem firmą made in USA, tak samo jak FB. Samo Only jest dziełem programistów brytyjskich. TikTok jako chiński spiek demoralizuje poprzez łatwe odniesienie do Only ale Instagram już nie. Zatem Chińczycy demoralizują przy współudziale Brytyjczyków? Ciekawe, prawda? Łatwiej też sprzedać brednie o komunistycznej machinacji niszczącej Zachód niż o „zgniliźnie Zachodu”, bo ta brzmi trochę jak bełkot partii rządzącej.
Coś jest nie tak. Czy czasy są jakieś tam bardzo gorsze niż były? Przykład. Władze Anglii pragnęły zaszczepić w ludziach miłość do herbaty bo chlali na potęgę. Chlali jak sama Anglia, przemysłowo. Trochę dlatego, że wypicie londyńskiej wody mogło zabić szybciej niż współczesna woda z Gangesu. Dziś młodzi ludzie, zwłaszcza mężczyźni czerpać mają wiedzę o „sztuce miłości” głównie z pornografii. Natomiast 100 lat temu korzystano z domów wątpliwej rozkoszy a niewątpliwej rzeżączki, że tak zacytuję klasyka. Upadkiem owym ma być również odwrót od czytelnictwa na rzecz głupot właśnie na TikToku. Wszystko fajnie, ale to brednie. Czemu? Bardzo proste. Wedle przysłowia, syty głodnego nie zrozumie. Tak samo osoba urodzona w ciekawszym otoczeniu społecznoekonomicznym, z większym kapitelem społecznokulturowym nie zrozumie, jak to jest go nie mieć. Dlaczego ci ludzie po prostu się nie wezmą za siebie? Przecież nic nie stoi na przeszkodzie. W narracji, iż na przeszkodzie rozwoju jednostki nie stoją bariery społeczne, ekonomiczne, każdy jest kowalem swego losu. Zatem korzystanie z TikToka to jedynie dobrowolny wybór, który może zostać zastąpiony książką. Przecież doskonale wiemy, że nie. Zaraz też coś wypełni lukę po nim. Instagram dajmy na to.

Zakazać TikToka

Indie zakazały TikToka! Wojna kulturowa! Wygrana! Tak.

Powiedzieli Wam, że zakazały TikToka ale czy dodali, że w odpowiedzi na mały spór o Kaszmir z Chinami? Właściwie to Indie zakwestionowały częściową autonomię swojej cześci tego regionu, w wyniku czego pojawiły się chińskie oddziały, Indie przysłały wojsko. Wszystko zaczęło się na tle polityczno-terytorialnym i wygląda na to, że ze strony Indii. W efekcie doszło do walk. Jako, że mieli zakaz korzystania z broni palnej poboli się pałkami, w ruch poszły piąchy, kamienie i co tam kto miał pod ręką. Czyli ogólnie rzecz ujmując, ustawka ze sprzętami.  Chiny zarzuciły Indiom próbę przejęcia kontroli nad Kaszmirem, a te odpowiedziały, że była to sprawa wewnętrzna i nic im do tego. Część tego regionu znajduje się również w rękach Pakistańczyków. Chiny uznały naruszenie owej częściowej autonomii także jako próbę zdobycia przewagi w regionie, który od lat jest przedmiotem sporu. Zatem przysłały wojsko na granicę. To samo zrobiły Indie. Od słowa do słowa zginęło dwudziestu żołnierzy Indyjskich i nieokreślona liczba chińskich, choć cała walka toczyła się na piąchy, kamienie i pałkę. Sankcje gospodarcze musiały paść, jako że Indie za eskalację konfliktu obwiniają Chiny i bardzo im nie w smak, że ktoś chciał zatrzymać ich zapędy.

Jako, że TikTok jest głośną platformą, to ban odbił się echem w w mediach. Tym bardziej, że Indie są olbrzymim importerem chińszczyzny, od oprogramowania po dobra konsumpcyjne. Zatem Indie wykorzystały to jako kartę przetargową. Tylko jakoś tak zapomniano dodać o co poszło. Lekkim kłamstwem jest, że Chiny są dla Indii, tym czym Rosja dla Polski. Kiedy ostatni raz Rosja i Polska prowadziły wspólne ćwiczenia wojskowe i jakie jest nasze znaczenie na arenie międzynarodowej? Tymczasem dwóm omawianym krajom azjatyckim się to zdarzało i to nie raz a Indie są dość światowym graczem. Wprawdzie to Chiny walczą o światową dominację gospodarczą, ale muszą pamiętać, że pod bokiem mają ważnego przeciwnika oraz partnera handlowego, którego nie można lekceważyć. Kwestie ekonomiczne pozostają niebagatelne, bowiem okazuje się, że nasza wymiana handlowa z Rosją to ułamek relacji indyjsko-chińskich. Obecnie mają mały impas, który trwa, ale wygląda na to, że dążą do rozwiązania. Natomiast „dobre Indie jakoś nie mają wyrzutów sumienia kupując ruską ropę po preferencyjnej cenie.  Nie ma pewności, że gdy się dogadają TikTok nie wróci na smartfony mieszkańców subkontynentu, podobnie jak zakazane marki sprzętu do sklepów. Przypominam też, że Xiaomi czy Huawei, Lenovo to również chińskie twory, w których coś się może kryć.

Zdelegalizowanie TikToka w Polsce może być trudne. Po pierwsze byłby to gest polityczny. Ruski atak na Ukrainę pomieszał Chinom szyki w kwestii gospodarczej dominacji w naszym regionie, przez co niektóry sugerują, że wojna ta bardzo cieszy USA, ale Polska nie jest bezpośrednio skonfliktowana z Chinami. Jeszcze. Więc takie zakazanie czegoś byłoby także gestem politycznym. Swego czasu USA wycięło taki numer z marką Huawei. Kto pamięta jeszcze ban na Huawei ze strony USA, po tym jak ministerstwo obrony orzekło, że bliskie związki tej korporacji z rządem Państwa Środka mogą sugerować umieszczanie tam elementów szpiegujących? Tyle, że USA są z Chinami w trakcie wymiany razów o prym. Nie jestem pewny czy nam się to tak bardzo opłaca. Może gdyby całe UE zakazało tej aplikacji wraz z USA, ale tutaj pojawia się jeszcze inna kwestia…

Wolność słowa. Krowobojni Indianie czy też Indusi, grozili więzieniem pracownikom tamtejszego oddziału Twittera, chcąc wyegzekwować przyznane sobie prawo do cenzury Internetu. Otóż poszło o protesty rolników. Sytuacja w Indiach wygląda tak, że śmierć głodowa przestała być palącym problemem, choć nadal wielu krąży w cyklu reinkarnacji za jego sprawą, ale nie są to już miliony. Niedożywienie jest natomiast problemem powszechnym. Niedożywienie na poziomie wegetacji. Stąd też potrzeba uciszenia protestujących jest w Indiach paląca. Rząd tego uduchowionego kraju, gdzie woda zabija szybciej niż seria z pepeszy, stosuje technikę „uciszania”. Gdy ma jakiś problem, wyłącza Internet, telewizję, wszystko co może umożliwić ludziom sprzeciw, protest albo chociażby kampanie polityczne przeciwnikom politycznym. Od 2012 już 665 razy mieszkańcy różnych regionów tracili  dostępu do Internetu. Na poziomie krajowym ponad 130. Chodzi o to, by w trakcie ważnych wydarzeń odciąć ludzi od informacji. Taki to zajebisty przeciwnik TikToka, który kupuje ropę od Ruskich, bo ma serdecznie w dupie całą Ukrainę. Indie wcale nie są wielkim przyjacielem USA i naszym w walce o wolność. Serio, bliżej im do Chin a Zachód traktują nadal w kategoriach kolonialnych, zwłaszcza wspomniane USA i Wielką Brytanię. Stąd też nie za bardzo uśmiecha im się dominacja USA, które chciałoby poszerzyć swoje wpływy. Indie wyłączają też nadawanie telewizji czy wstrzymują usługi telekomunikacyjne, żeby ludzie nie mogli się dowiedzieć czegoś nieprawomyślnego albo komunikować. TikTok też był im solą w oku, bowiem pomimo bycia ważnym rynkiem zbytu dla Chin, platforma była wykorzystywana przez aktywistów, co było nie po myśli władzom Indii. Trafiwszy na dogodną okazję, z resztą spowodowaną własnymi działaniami natychmiast go zakazali. Tylko żołnierzy szkoda.

Gdyby chodziło o aplikację indyjską, niemiecką albo kanadyjską nie byłoby takiego problemu. Chiny to jakby nie było reżim, za nic mający swoich obywateli jeśli nie są użyteczni celom Partii Komunistycznej czy jak oni się tam ochrzcili. Jednostka mało znaczy a Ujgurom odbiera się nawet prawo do życia o czym Chiny nie chcą by pamiętano. Niestety wiele krajów robi dokładnie to samo. Częstym argumentem jest przytaczanie różnic w pracy algorytmów w samych Chinach i we wszystkich innych krajach gdzie TikTok działa. Otóż włodarze Państwa Środka zadbali by ich odbiorcy otrzymywali wartościowe z punktu widzenia społeczeństwa treści takie jak uprawianie sportu, nauka natomiast mieszkańcy innych krajów mają otrzymywać treści rozleniwiające, promujące gnuśność, lenistwo. Zapomina się o tym, że nawet szczątkowe dane płynące z Chin nie nastrajają optymistycznie. Ludzie wcale nie są zdrowsi, szczęśliwsi i lepiej wykształceni. Jacek Dukaj w swoim zbiorze felietonów „Po piśmie” przytacza liczby. Otóż prawie 7% studentów pierwszego roku jest ciężko uzależnionych od Internetu a gry on line stały się na przestrzeni ostatniej dekady tak palącym problemem, że w życie musiały wejść specjalne regulacje ile czasu osoba poniżej osiemnastego roku życia może grać. Ma to najprawdopodobniej z olbrzymią presją wywieraną zwłaszcza na chłopców, bo to oni są najczęściej ofiarami uzależnienia, brak kontaktów z rówieśnikami, presja ze strony rządu i rodziców. Bardzo podobny syndrom spotyka się w Japonii i nazywa się hikikomori. Prawdę powiedziawszy nie ma żadnej różnicy przed czym się siedzi całymi dniami. Przed filmami z tańczącą dziewczyną czy przed drącym ryja „mówcą motywacyjnym”. W obu przypadkach jednostka nie podejmie żadnej aktywności tylko będzie dalej przewijać wtórne treści, powodują ten sam dyskomfort. W społeczeństwie zachodnim będzie on na tle doskonałego, indywidualnego stylu życia a w Azji, zwłaszcza Japonii i Chinach na tle nieprzydatności, niemożliwości sprostania nierealnym oczekiwaniom, co powoduje całkowite wyobcowanie.

Problemy są dwa. Nawet jeśli ban na TikToka jest politycznie i gospodarczo słuszny, to trzeba opowiedzieć całą historię przykładu na który się powołujemy a dwa zdelegalizowanie czegoś ot tak, musi pociągnąć za sobą debatę o wolności słowa i pogorszenie stosunków z danym krajem. Oczywiście każdy myślący czytelnik zapyta, ale to jak? Mamy tolerować coś, co nas jawnie szpieguje? Stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa? I co za argument, że Japonia prześladuje Ainu? Mamy to tolerować? No i zaczynają się problemy. Takich tematów nie można poruszać, bowiem na tej podstawie należałoby natychmiast zakazać importu z Japonii a to oznacza całą masę marek, które kochamy i cenimy. Bezsensownym z mojej strony będzie też argument, że współpraca FB z rządem USA ma się najprawdopodobniej świetnie. Tutaj przyznaję, nie mam mocnych argumentów, poza takimi, że delegalizacja jednej aplikacji w krajach o autorytarnych zapędach, da podstawy do cenzurowania już istniejących albo ich ograniczania w imię „bezpieczeństwa”. Przecież nie chcemy, żeby wybory zostały sfałszowane? Prawda? Prawda…?

Narzekanie czyń

Skrajny relatywizm jest mi obcy. Rozumiem dlaczego dzieciaki i wielu dorosłych przewija TikToka, wcześniej Instagrama całymi godzinami. Doskonale to rozumiem. Wiem też, że kiedyś świat nie był lepszym miejscem, bardziej moralnym, etycznym, gdzie każda matka czytała dziecku na dobranoc rozprawy Maxwella a ojcowie opowiadali o Heideggerze, po czym w sobotni poranek brali pociechy za rączki i prowadzili do muzeum sztuki czy na pokazy filmów niezależnych. Trzeba być skończonym nieukiem, żeby uważać, że kiedyś było lepiej i w ogóle utopijnie. Natomiast doskonale zdaję sobie sprawę, że są rozrywki lepsze i gorsze. Ugrzęźnięcie całkowicie w rozrywce gorszej, jest ogólnie dla jednostki szkodliwe, ale nie ma też osób, żyjących tylko teatrem, poezją i kinem niezależnym. Tylko jak przekonać jednostkę do uczestnictwa w rozrywce jakościowo lepszej? W oczach paru mądrali zakazanie TikToka albo ograniczenie sprawi, że jego użytkownicy masowo przesiądą się na…ich treści. Otóż twórcy ci cierpią z powodu tego, że musza konkurować o uwagę ludzi przeglądających TikToka. Zatem, jak przekonać ludzi do wyższej jakości rozrywki?

Zacząć trzeba od systemu edukacji. Tak, szkoła to strasznie wąskie gardło, które mieli od lat te same lektury. Świat się zmienia. Walka narodowowyzwoleńcza pozostaje osią naszego systemu edukacji. Ważne są też problemy etyczne, moralne czy kulturowe współczesnego świata. Powinny być szerzej brane pod uwagę. Miejsce „zaszczepienia” kultury w młodym i nie tylko człowieku powinna być szkoła. Rodzimy się nie z własnej woli, żyjemy w wyniku cudzej decyzji w różnych rodzinach i razem chodzimy do szkoły. Szkoła niestety równa w dół, starając się przyciąć każdego do jednego kształtu w przeludnionych klasach.

Skoro przy edukacji jesteśmy, to niech czytelnika zainteresuje wojna jej wypowiedziana. Nikt nie atakuje antyintelektualistów za brednie jakie wypisują w Internecie a są one szkodliwe. Nie ucz się, nie ma po co, liczy się tylko to, czego oczekuje pracodawca. Tutaj kolejna ciekawa sprawa. W kwestii edukacji, każdy jest kowalem swego losu, ale TikTok może być winiony za mieszanie w głowach, celowe wywoływanie uzależnienia. Wszystko jest narracją a ta zależy od mówiącego. YT ma mniej więcej wywalone co publikujesz, dopóki nie powie się czegoś utrudniającego spokojne robienie kasy. Mowa chociażby o obrazach przemocy czy wzywaniu do przemocy w stosunku do niektórych, uprzywilejowanych grup, bowiem do niektórych wolno. TikTok jest też wrogiem, który jednoczy. Publikacja na temat chciwości szefów, praw pracowniczych, będzie zdecydowanie dzieliła dotychczasową widownię, więc się to nie opłaca.

Musze tutaj rozważyć jeszcze jedną kwestię. Otóż te same osoby, które upatrują w TikToku demoralizującego spisku, zakładają, że każdy sam jest sobie żaglem, sterem i okrętem a tym samym społeczeństwo nikogo nie ogranicza, każdy ma takie same szanse. Skoro zatem każdy ma takie same szanse, to wybór by całymi dniami przewijać filmiki w chińskiej apce, jest jego świadomym wyborem i nie można mu tego odbierać. Gdyby było inaczej, i TikTok ma negatywny, uzależniający wpływ jako zjawisko społeczne, to społeczeństwo też może ograniczać niektóre jednostki, nie przyznając im szans, pozwalających na zdobycie kapitału społecznokulturowego, który będzie nieodzowny w odczytywaniu dzieł kultury wysokiej. Trzeba się na coś zdecydować.

Drugi problem widzę w samych zbawcach. Otóż oni są nudni. Koszmarnie nudni. Sami doskonale wiedzą, że fakty nie zmieniają naszego światopoglądu, że ich kanał jest bańką informacyjną, że produkują treści pod oczekiwania swoich widzów, które mają zatrzymać ich na dłużej zamiast przekonać do wyjścia na rower. I tutaj kolejna sprawa. Oni są leniwi. Przemądrzali pseudointelektualiści, namawiający ludzi na trening, spacery ale broń Panie Boże, przykładem świecić. Nie pójdzie taki na rower, ciężarów nie podnosi. Druga sprawa. Jako żyjących z uwagi, nie zależy im na tym, ale to już zdaje się napisałem i napiszę jeszcze raz przy okazji tekstu o Influencerach. Trzecią kwestią jest zwyczajne niedouczenie. Przewijania TikToka nie można zastąpić spacerem ani książką. Tak samo jak seksu nie da się zastąpić bieganiem. Spacer zaś nie zastąpi lektury, lektura piwka z kolegami. Można postarać się o zmianę proporcji, ale z technicznego punktu widzenia, ludzki mózg nie jest w stanie pracować na obrotach, które pozwolą chłonąć astrofizykę, filozofię, socjologię i jeszcze podnosić ciężary w tym samym czasie. Niektóre aktywności są bardziej wymagające umysłowo czy fizycznie, inne mniej. Oba typy rozrywki są potrzebne. Wyobrażenie intelektualisty, który nie bawi się, nie pije, jest poważnym, zadumany i zwyczajnie nudny, wynosimy jeszcze ze szkoły. Media również rzadko pokazują „drugą twarz” intelektualistów, którzy lubią się bawić.

Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Serceć jeszcze niestare, chocia broda siwa;
Choć u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony.
Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tym, pospolicie mówią, ogon jego twarszy;
I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy,
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy. 

Fraszki Kochanowskiego zawsze są doskonałym przykładem. Martyrologiczny obraz uczonego, poety, cierpiącego za swą pasję, to typowo polskie wyobrażenie, które pokutuje w myśleniu o rozrywce. Wszyscy się bawią, każdy wedle posiadanych zasobów. Istnieją lepsze i gorsze formy rozrywki, zatem celem jest zmiana proporcji a nie anihilacja.

Ponownie, istotnie ważne jest wypracowanie nawyków. Rodzice, którzy dają dzieciom smartfona, jako dzieci biegali be zładu i składu po osiedlowych podwórkach, radośnie wspominając trzepak. Smrtfon nie koniecznie jest natychmiastową gratyfikacją, byle dziecko było cicho. Nie mogę się zgodzić z taką tezą. Napiszę to jeszcze raz. Wakacje, obejmujące lipiec i sierpień są spadkiem po czasach, gdy szło się pracować w polu. Dzieci były wówczas potrzebne w domu. Jeśli się nie mylę, taka forma została zaproponowana w 1919 roku, wraz z wprowadzeniem powszechnego obowiązku szkolnego, który musiał uwzględniać prace polowe. Wraz z migracją ludzi do miast, dzieciaki przestały być potrzebne. Zaczęto zatem organizować im czas. Jakby nie było, poprzedni system miał kilka zalet w postaci letnich kolonii i obozów, na które rodzice mogli wysłać dziecko. Stąd opinia, że dziś dzieci nie sypiają pod namiotem bo im się nie chce. Na szczęście coraz więcej rodziców przezwycięża tę opinię na rzecz, że po prostu ich nie stać, choć pracują ciężko i uczciwie. Niemniej, trzeba było jakoś czas spędzać. Osoby dorastające czy to w poprzednim ustroju czy w latach 90, wiedzą, że ów trzepak bywał źródłem wielu problemów. Smartfon i siedzenie w domu ma uchronić dzieciaki przed błędami rówieśników a może ich samych. Dokładnie omówiłem to w tekście „Złudna historia – kiedyś było lepiej„, do którego zapraszam, żeby się nie powtarzać. Pokuśmy się jednak o pewne wnioski. Gdyby smartfonów nie było, dzieci, które się w nie wpatrują może biegałyby po osiedlach, ale raczej nie czytałby Houellebecqa. Ani tegorocznej noblistki. Widzicie, badania nad młodzieżą, takie z prawdziwego zdarzenia prowadzi się od relatywnie niedawna. Mniej też mamy badań z poprzedniej epoki. W dodatku korzystamy z badań made in USA, UK i przekładamy to wszystko na realia polskie. Potem się okazuje, że „tinderowa zmora”, nie ma takiego zasięgu w Polsce jak powiedzmy w USA. W dodatku rozkład pokoleń jest inny, bowiem okazuje się, że w Europie osoby zaliczane chociażby do Millenialsów nie są tak potężną grupą jak w USA, w dodatku samo USA jest bytem bardzo różnorodnym. Z samych zaś badań wyciąga się tylko najbardziej smakowite kąski pasujące do publikacji porzucając chociażby osoby z terenów wiejskich, bo ich owocowe czwartki są trochę inne…

Idźmy dalej. Zasięgi negatywnie ocenianych influencerów podaje się zawsze w liczbach bezwzględnych. Tymczasem na 385K obserwujących film influencerki może mieć 23k wyświetleń i zero komentarzy i raptem tysiąc polubień. Zaangażowanie jest cenniejsze od liczby sybskrybentów. Zatem można żywić nadzieję, że TikTok wcale nie jest jedyną formą spędzania czasu. Po wtóre, należy raz jeszcze skrytykować krytyków. Dzięki ich postom wiedza o istnieniu tego co krytykują rozchodzi się w drugim obiegu. Wiem, że oni z tego żyją bo ich publika oczekuje tej krytyki, ale krytyką nie przyciągnie się krytykowanych. Trochę jak jakbym chciał, żeby wszyscy o których piszę źle mnie lubili. Zatem jak przyciągnąć młodzież ciągle pisząc, że to co ich interesuje jest głupie? Przecież to skrajne nieporozumienie. Może te same osoby, które gdzieś tam sobie śledzą tę czy innego influencera śledzą sobie jeszcze jakiś kanał o książkach? Przecież takich badań się nie prowadzi zakładając, że cała publika osoby na którą krzywo patrzymy nie ma poza nią innych zainteresowań. Wnoszę trochę anegdotycznie bo zamiłowanie do literatury w technikum nie przeszkadzało mi i kumplowi z ławki mieć ubawu z wyczynów Jackasów i pochłanianiu kolejnych części Strasznego Filmu, które to rozrywki były wysoce wątpliwej jakości. I do tego transmitowane dzięki telewizji. W mediach krytycznych brak przeważnie treści alternatywnych. Dobra, można narzekać ale trzeba też coś zaproponować. Tymczasem weźmie taki przeczyta książkę z liceum i wszyscy mają mu bić brawo.

Kolejna sprawa, sam TikTok jako obszar docierania do odbiorców. Nie skorzystam bo jest głupi i niemoralny. O tym idiotyzmie był cały powyższy akapit. Skoro toczy się tam „wojna kulturowa” to może warto wyjść w pole a nie czekać aż do nas przyjdą? Twórcy, którzy budują swoje zasięgi na TikToku bez wyrzutów sumienia korzystają z platform „poprzedniej generacji”, to twórcy z tychże nie powinni aby wejść na TikToka? Woja kulturowa to podstępna rzecz, bowiem Chiny opowiadają się za wartościami, które nas wpędzają w małe problemy. Wolność słowa czy prawo wyboru. Możliwe, że wojna taka zostać może wygrana inaczej. Zmuś przeciwnika, żeby przyjął twoje wartości. Niech zacznie cenzurować…

YT jest wygodnym narzędziem, bowiem można rozwlekać swoje wypowiedzi, ale wbrew pozorom TikTok szykuje mała rewolucję, bowiem zewnętrzne treści, czyli nagrane poza aplikacją mogą mieć do dziesięciu minut o czym niestety mało kto wie, bo nie chce wiedzieć albo nie chce spróbować. Twórcy połapali się, że sam portal nie determinuje jeszcze treści. Na TikToku pojawiają się twórcy zajmujący się coraz to nowymi rzeczami, przez co portal wyszedł im na przeciw. YT jest już dość skostniały a TikTok oferuje możliwość dotarcia do nowej publiczności. Pytanie, dlaczego nie spróbować? Skoro dotrzeć od ludzi w różnym wieku? Pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Doskonale zdaję sobie sprawę, że osoba doskonale pisząca nie koniecznie będzie audiowizualna. Wielu twórców próbuje swoich sił, także ja, w formie mówionej ale wymaga to niesamowitego wysiłku. Podcasty realizowane przez niektórych mądrali są jeszcze mniej dopracowane niż moje podrygi na YT, przez co słucha się ich strasznie.

Chciałbym, żeby ludzie więcej czytali bo wolę pisać niż nagrywać filmy. Wolałbym, żeby skupili się na zdjęciach, bo wolę fotografować. Niestety jakoś to nie wychodzi. Od narzekania jeszcze nikomu nie przybyło. Chcąc trafić do młodzieży nie można pisać o młodzieży, jaka jest durna, tępa i niedouczona. My w ich wieku mieliśmy rok więcej. Niestety tak się nie da. Teraz pytanie, z czym chcemy dotrzeć? Z nauką? Dobra, ale YT, FB, Instagram, TikTok to nie platformy naukowe, tylko media społecznościowe. Zatem trzeba zbudować jakąś społeczność, tylko jest problem. Chamstwo. Chamstwo kocha gromadzić się tam gdzie nie powinno i bluzgać. Nie powinno? Przecież jest wręcz zachęcane, przyciągane i pieszczone, przez twórców, którzy dzięki chamskim komentarzom budują zasięgi. Młodzież to debile, kretyni, to nie jest dla wszystkich, to wymaga wielkiej inteligencji. Ot, typowa nawijak ludzi głupich, która odstrasza a którzy okupują wszystkie popularne portale, z treścią średnią. Serio. Czasem się boję zbliżać do profilu ludzi kultury czy brać udział w dyskusjach, z obawy że zaraz ktoś mnie zaatakuje za każde słowo. Przeważnie są to ataki na temat inteligencji, jak jeszcze długa droga przede mną żeby zrozumieć Ricka i Mortyiego. Kurwa mać powiedział Konfucjusz, ale tego nie cytujcie.

Teksty krytyczne pisze się relatywnie łatwo. Problemem jest, że rodzi się z nich obraz młodzieży coraz gorszej, coraz głupszej i coraz bardziej bezwartościowej. Każda niezbyt wartościowa rzecz wyprodukowana przez kogoś relatywnie młodego rozchodzi się w mediach takim echem, że ja, trzydziestoparoletni chłop znam teksty Oliwki Brazil. Jakim kurwa cudem to do mnie w ogóle dotarło? Cóż, kiedyś część magazynów, których strony subskrybuję miała wyższy poziom. I jak się okazuje jeszcze mają. Redakcja papierowego wydania takiego K-Mag, ma znacznie znacznie lepszy poziom niż „wydanie” Internetowe, którego treść skrojona jest na potrzeby Facebooka. Obecnie największą grupę wiekową stanowią mężczyźni w wieku 26-35 lat, zatem górna granica największej grupy zbliża się do czterdziechy, mając wyrobioną opinię na temat wokalistki dla nastoletnich, zbuntowanych dziewczynek. Trzeba zatem powiedzieć uczciwie, że na Fb publikuje się treści, które triggerują ludzi bardzo średnio rozgarniętych, zarówno kobiety jak i mężczyzn.

Czy TikTok jest zły?
They are soooo basic as fuuuuuuuuck / College Humor / Basic Bro

Nigdy nie nagłaśnia się niczego pozytywnego, równocześnie pozostawiając młodzież, zwłaszcza w okresie nastoletnim samym sobie. Ich otocznie przestało być stymulujące. W szkole trochę historii i spadać do domów. Skoro zaś robią wszystko sami, to nie ma się co dziwić, że to mają, na co trafią. Lub mają to, z czym kto do nich wychodzi. Następnie jako grupa stawiamy remedium. Zakazać. Większość z dorosłych pamięta, że w wieku nastoletnim słuchali tego samego. Że muzyka to już nie to, że głupie, że be. Pamiętamy co mówili nam nauczyciele. I zamiast przerwać ten krąg, czekamy tylko na wiek, w którym wyciągną do nas rękę, zaproszą do narzekania i wówczas mścimy się chyba, za własne upokorzenia.

Warto by krytycy rozważyli tę samą taktykę, którą stosują nazywani przez nich „influencerami” inni twórcy. Otóż współpraca. Wszystkie Teamy X, Ekipy nie ekipy, to przykłady współpracy mającej na celu zwiększenie zasięgów a tym samym kwitu. Twórcy z innych branż tego nie robią, bo boją się utraty i tak mizernych zasięgów. Nawet nie trzeba mówić o współpracy. Jeśli zainteresowania danego twórcy nie są dostatecznie wielowymiarowe, możne zasięgnąć do twórczości innej osoby i po prostu udostępnić post. Nie trzeba się silić na własne przemyślenia, wystarczy udostępnić. Tylko to jest nieopłacalne. Osobiście od początku istnienia bloga byłem zorientowany pro socjologicznie. Wiedziałem bowiem, że wejście na obszar fizyki, chemii, jest możliwe ale zuboży wypowiedzi. Wielu nie podziela tego przekonania, zajmując się biologią, chemią, psychiatrią, nie mając ku temu żadnych predyspozycji. Raz jeszcze wychodzi na jaw, że każdy chce mieć swoich wyznawców. Własną bańkę informacyjną.

Nadal też podtrzymuję swoją tezę, że ludzie są przemęczeni. Pracują dużo, za marną kasę, z każdego kąta słyszą, że problemem jest „cicha rezygnacja” czyli sytuacja, w której pracownik robi tylko tyle ile wymaga od niego umowa. Nie wiadomo nawet czy to prawdziwy trend, ale kolejne portale doradzają szefostwu jak to zmienić. Wyobraźcie sobie, że godna płaca i warunki pracy nigdy nie są proponowanym rozwiązaniem. Spotkaliście się z sytuacją gdy szef dorzuca powiedzmy tysiaka w ramach elastyczności, bo akurat potrzebujecie? Nie? Ja też nie. Ze swojego doświadczenia dowiedziałem się, że nadgodziny na etacie są płatne jak wypracuje się ich tyle, żeby szef widział zaangażowanie. Nikt nigdy nie dostał w tej firmie pieniędzy za nadgodziny. Elastyczność to dziwna sprawa. Tymczasem kultura kosztuje.

Walka na zasadzie „zakazać, ograniczyć, kontrolować”. Trzeba też pamiętać, że to miecz obosieczny, wywodzący się jeszcze z carskiej Rosji. Są obszary życia, które wymagają spisanych zasad postępowania. Kodeks ruchu drogowego chociażby. Wielka zbiorowość w ruchu wymaga ustalenia pewnych wspólnych zasad postępowania. Inne obszary życia nie wymagają takich sztywnych regulacji. Podobnie nawoływanie do nienawiści. Nikt nie ma prawa nawoływać do nienawiści na żadnej podstawie. Wolność słowa, wolnością słowa, ale ta ma swoje granice. Konkretne treści mogą podlegać ocenie i ewentualnie być nawet usuwane. Gorzej z usuwaniem całych platform. Za dezinformację ze strony jednej osoby nie może płacić cała społeczność, podobnie jak za mowę nienawiści jednej osoby, nie może odpowiadać sąsiad.

Kontrola branży influencerów, rynek, który trzeba bardzo regulować to postulat dobry. Do momentu gdy nie zaczniemy się zastanawiać, kim jest influencerem i nagle taki mądrala za podawanie nieprawdziwych informacji albo bazowanie na badaniach zdyskredytowanej osoby, będzie musiał odpowiedzieć za swoje publikacje wprowadzające w błąd. Także wnioski czy tezy bardzo pionierskie a opublikowane w ramach formy publicystycznej będą podlegały naciskom. Wtedy dopiero się zacznie jazda bez trzymanki. Brak regulacji dale Dziki Zachód, nadmiar regulacji dale Dziki Wschód. Na 90% powstanie legislacyjny bubel, taki jak z dopalaczami. Nie, powstanie czarny rynek influencerów. Raczej oberwą wszyscy rykoszetem. Trochę jak w przypadku platformy Tumblr, która chcąc walczyć z pornografią dziecięcą ukarała też osoby tworzące akty z udziałem i dobrowolną zgodą dorosłych. Może UE wprowadzi trochę regulacji, może nie. Może Meta wykończy się samo decyzjami  Zuckerberga o tworzeniu metaverse, które spycha spółkę giełdowo w dół. Nie mam pojęcia.

Bardziej pewny jestem, że uregulują ale „po naszemu”. Skończy się tak, że rząd, który już ma zapędy cenzorskie dostanie do ręki precedens, taki jak przy odbieraniu emerytur po trzydziestu latach od wydarzeń przełomowych. W ten sposób otworzyła się droga do zabierania ich każdej grupie zawodowej, która sympatyzowała z „wrogiem politycznym”. Cenzura całego kanału, choć są tam przeróżne treści, również otworzy drogę co cenzurowania TV, radia, prasy, Internetu, bo przecież w gazecie, będącej w rękach niemieckich też mogą kryć się wywrotowe materiały antypolskie! Zakazać. Dokopanie TVN nie wyszło tylko dlatego, że jest własnością Discovery, obecnie Warner Bros Discovery, czyli USA. Tyle, że w głowach naszych mądrali Wiedeń jest kulturowo obcy. TikTok zatem nie jest „zły” sam w sobie. Tylko my zjebaliśmy i teraz chcemy się wykpić, choć sami mamy wspomnienia na temat opinii starszych pokoleń na nasz temat.

Patronite Herbata i Obiektyw

Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw

Fot. w nagłówku Freepik